Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2015, 12:13   #227
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wszystko działo się na raz. Potężna siła próbowała wessać ich w siebie, powiększając się z każdą chwilą. Skaczącemu ku zakapturzonemu Bitaanowi udzieliło się to najmocniej. Jego bieg był jak przedzieranie się przez gęstą, unoszącą go lekko wodę. Tengu czuł jak coś próbuje wyrwać jego pióra i serce i wchłonąć w siebie. Nigdy nie dane mu było dotrzeć do biegnącego przeciwnika. Poświata objęła go najpierw, a jego oczy wypełnił ostatni obraz Maarin, rzucającej się na wroga i zwalającej go z nóg. Jej skóra była teraz niebieska, a on pływał w przeszywanym błyskawicami błękicie.

Kapłanka dostała go w swoje ręce. Minęła Lamię, zatrzymującą się, aby pomóc Kass i skoczyła. Nie spodziewała się tego, czego dotknie. Kości i ciało istoty ukrytej w obfitych szatach były niemal niewyczuwalne. Słabe. Marne. Wróg był ranny i nie utrzymał się na nogach. Oboje zwalili się na twardą posadzkę, widząc jak błękitna poświata szybko się do nich zbliża, jak sięga swoimi błyszczącymi mackami, pragnąc wepchnąć do czerwonej, pulsującej metaforycznej gęby. Chciała jeszcze wymierzyć cios, ale jej dłonie były jak zanurzone w gęstej mazi. Ten kolor i to uniesienie… jakaś część umysłu dziewczyny zrelaksowała się, przyjmując je jak naturalne, wodne środowisko.

Valerius założył sobie ramię paladyna na kark. Dia, która podbiegła zaraz, zrobiła to samo z drugim. Bayle ważył tonę. Z ogromnym trudem unieśli go we dwójkę. Zaklinacz poczuł zimno, przenikające jego ciało. Ułamek sekundy przed tym, jak zobaczył błękitną poświatę obejmującą ich w całości. Waga Bayla zmniejszyła się. Ich ruchy jednak zwolniły. Rudowłosa coś krzyknęła, dźwięk rozszedł się zbyt wolno, niewyraźny, niezrozumiały. Magiczna czerń zniknęła, ale wyjście było tak daleko…

Alan nie widział nikogo. Ni wroga, ni przyjaciół. Przyjaciół? Umysł powoli wracał do normalnego, wyważonego trybu. Zabił. Kogo? Ilu? Krew na ostrzu i rozsmarowany po podłodze kobold o tym świadczyły. Cisza. Cisza i jakby błyski małych wyładowań, jak podczas burzy, kiedy dwie ciemne chmury ścierały się między sobą na nieboskłonie.
Błękitna poświata wyłoniła się z głównej sali nagle i objęła go zanim zdążył zareagować. Nawet nie bolało...

Harpagon zawsze był pierwszym do brudnej roboty. Nie zastanawiał się, czy był to jedyny sposób. Nikt nie wpadł na inny. Chwycił sztylet i cisnął nim. Ostrze zaczęło koziołkować, wpadając w błękitną poświatę, poszerzającą się coraz szybciej i szybciej. Objęła także młodego strażnika, niczym bardzo gęsta, rzeczywista mgła. Wyładowania błyskały wokół, a sztylet bardzo powoli obracał się, aż dosięgnął nagiego ciała.

Rozległ się głuchy, potężny grzmot.
Wszystko zniknęło.


Ptaki śpiewały wesołą pieśń, a ciepłe, wilgotne powietrze owiewało gorące twarze. Oczy widziały niewiele.
Błękit, głównie błękit.
Trochę zieleni. Korony drzew, poruszających się w rytm podmuchów wiatru.
Pomiędzy tym wszystkim unosiła się też piękna kobieta z burzą długich, brązowych włosów. Nie poruszyła ustami, a mimo to usłyszeli w głowach melodyjny, zmysłowy głos.


~Tylko tyle byłam w stanie uczynić.~




KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
 
Lady jest offline