Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2015, 15:59   #87
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Dlaczego ten facet ciągle mnie irytował? Dlaczego nie umiał sobie odpuścić i musiał brnąć w te swoje pseudo cierpiętnicze bezsensowne wywody. I to jakby mu było mało wkurzania mnie swoim zachowaniem i tonem głosu to jeszcze postanowił sobie zmienić wygląd, zapewne także tylko po to, żeby mnie dodatkowo wkurzać, ale akurat jego wygląd mnie nie ruszał. O nie. Jego wygląd był tylko przypomnieniem drogi i wyborów życiowych Nathana Scotta, przypomnieniem tego, co zrobił. Ten wygląd zwyczajnie mu się należał. Za całokształt jego decyzji, za rzucanie się na oślep bez uprzedniego zapytania, po co i dlaczego. A potem za całe to biadolenie, że się nie wiedziało, bo się nie zapytało. Tak jak i teraz.

Czy pan Nathan Scott naprawdę nie potrafił otworzyć gęby i zapytać gdzie go wiozą zanim posadził tyłek na siedzeniu samochodu czy też może Horror go porwał i siłą wpakował na tył busa? Tak czy siak nie zamierzał informować Scotta o celu naszej podróży gdyż stawiałam na trzecią prawdopodobną możliwość, a mianowicie robienia nas w jajo przez Nathana lub podjęcia się przez niego jakiejś dziwnej próby przetestowania nas wszystkich, a tego już nie zamierzałam tolerować.

Po jego reakcji stwierdziłam, iż miałam racje i rzeczywiście pan Scott dość nieudolnie próbował nas wybadać, a zatem niech sobie wyciągnie mylne wnioski z naszej konwersacji. Skoro i tak nic do niego nie docierało, kiedy mówiłam mu prawdę to równie dobrze mogłam pleść różne bzdury, bo i tak nie robiło to żadnej różnicy i nie wpływało na tok myślenia naszego Rogasia.

Później za te rozmówki z Nathanem dostało mi się od Ali i to dotknęło mnie do żywego. Myślałam, że Vorda poznała mnie na tyle żeby wiedzieć, że to, co skierowała także i do mnie w moim przypadku było całkowicie zbędne. Jeszcze gorszą alternatywą byłoby gdyby teraz poprzez to upomnienie odgrywała się na mnie za coś innego.

O’Hara symulował sen i pożałowałam, że nie poszłam w jego ślady i nie odcięłam się od tego wszystkiego zaraz na początku podróży.

Odwróciłam się od nich i pedantycznie zaczęłam sprawdzać swoje uzbrojenie.

Scott spasował, ale Morris chyba ocknął się z po-pijackiej drzemki i postanowił wtrącić swoje trzy grosze.

W końcu Finch otworzył oczy i przerzucił całą odpowiedzialność za wyjaśnienia na Alę. Morris podjął rękawicę.

- Jeśli to nie jest tajemnica, proszę o trochę szczegółów, przecież będzie nam wszystkim dużo łatwiej, jeśli dostaniemy czas na przygotowanie się do zadania. Nie każdy może po prostu spać przed akcją.

Ojczulek spojrzał na Alę i uśmiechnął się nieśmiało. Tak, Vorda różnie działała na facetów, ale zawsze działała.
- Co nas może spotkać w kamiennym kręgu? Czy wiadomo coś więcej?

Kopaczka westchnęła ciężko i spojrzała w stronę Fincha, który znowu udawał, że śpi, a może faktycznie spał tym razem.

- Skontaktowali się z nami nasi sojusznicy. Starożytne stowarzyszenie ezoteryczno - okultystyczne zwące siebie Zakonem Leopolda. Kilka dni temu zaobserwowali oni nietypowe zjawisko w kręgu w Stonehenge. Nie potrafili zrozumieć jego istoty, ale na wszelki wypadek wykorzystali swoje wpływy polityczne i społeczne, oraz naciski finansowe i utajnili ten fakt przed opinią publiczną i Radą Bezpieczeństwa Londynu roztaczając kordon ochronny nad tym zjawiskiem. A zjawisko to jakaś, no nie wiem, szczelina, szpara, rozrastający się portal nie wiadomo, dokąd prowadzący. Owe zjawisko powiększa się. Rozrasta. Szef Zakonu zjawił się u nas, w Towarzystwie i poprosił o wsparcie. A my jesteśmy tym wsparciem. Mamy zerknąć na to coś, skonfrontować, przegadać, ustalić pole do działania. Współpracować z Zakonem, który pomoże nam zaatakować Arcyfallusa. Zakonem, który jest naszym najważniejszym sojusznikiem w planach działania. Dlatego wysyła się nas. Szef ma o naszej grupie wysokie przekonanie i docenia nasze umiejętności. Nie spierdzielmy tego, szczególnie, że mamy na pokładzie dwie zupełnie nowe osoby. Nathana, który dąsa się na to, że nie obdarzamy go takim zaufaniem, jak ludzi, z którymi pracujemy od miesięcy w konspiracji. I Morrisa, który jest dla nas, wybacz ojczulku, elementem obcym, a jego gorliwość dowiedzenia się czegoś ponad to, co trzeba wiedzieć, jest aż nadto podejrzana, jak dla mnie. Jako jedyny chyba nie ma nad głową wyroku śmierci wydanego zaocznie przez BORBL. Doceń to, że jedziesz tutaj z nami, ojczulku. Okaż się pomocny, a kto wie, co wydarzy się dalej. Nie dziwcie się, więc naszemu dość, delikatnie rzecz nazywając, zdystansowanemu podejściu. To nie tylko wy musicie zaufać nam, ale przede wszystkim to my musimy zaufać wam, Scott. A to dla takich ludzi, jak my, uwierz, nie jest łatwe. Wybacz, więc, że ktoś nie reaguje odpowiednio na luźną pogawędkę, skoro od kilku tygodni, niemal, co kilka dni tracimy jakiegoś przyjaciela. Dowiadujemy się o śmierci kolejnych bliskich nam osób. No i najważniejsze, żyjemy tak długo, bo każde z nas jest w mniejszym lub większym stopniu introwertykiem i paranoikiem. Uszanujcie to, dobra. A my uszanujemy was. Być może.

Spojrzała na ludzi w minibusie.

- Coś jeszcze? Bo, szczerze mówiąc, mi tyle wiedzy wystarcza. Każde z nas dysponuje innym potencjałem innym, nazwijmy to, zestawem mocy, innym doświadczeniem. Razem mamy tworzyć jedność. Nauczyć się współpracy. I uszanować, że ktoś chce zachować coś w tajemnicy i, jak to pięknie Nathan ująłeś, bawić się w sekrety. Nauczcie się, że w Towarzystwie nie jesteśmy radosnym kółkiem wzajemnej adoracji, chociaż każde z nas za drugiego jest w stanie dać się zabić. I nie potrzeba o tym nawijki. Wystarczą czyny, co zresztą Morris widział wczorajszej nocy. Nie, ojczulku?

Zerknęła w stronę rudzielca.

- A jeżeli, Nathan, jeszcze raz pierdolniesz focha lub odwalisz publiczne samobiczowanie, bo potraktowaliśmy cię nie tak, jak traktujemy siebie, to zaręczam ci, osobiście złapię cię za te rogi i wypierdolę za okno. Zrozumiano. I dodam tylko jedno. Jeżeli sądzisz, że chodzi nam tylko o twoją moc, to jesteś tępy, jak młotek. Gdybyśmy patrzyli na ludzi, przez pryzmat mocy, bylibyśmy naprawdę niewiele warci, jako Towarzystwo. Moc nigdy nie była najważniejsza, chociaż faktycznie do najbardziej narażonych na ryzyko zadań lub takich, gdzie trzeba pokazać mistyczne muskuły, zawsze wysyłamy najlepszych ludzi. Takich jak Horror, dajmy na to, czy nasza śpiąca królewna Finch, albo Emma. Jeżeli uznano, że nadajecie się do tej elitarnej grupy, to tym lepiej o was świadczy. Ale pokażcie, że się nie pomylono. Nie kłapcie językiem po próżnicy rzucając imionami, skoro nie znacie ludzi obok siebie. Może akurat pan Morris niekoniecznie musiał wiedzieć o panu Furym, co Scott? Pomyślałeś o tym? Ale z drugiej strony zapewne przyjąłeś za pewnik, że wszyscy w tym pojeździe są wtajemniczeni w sprawy Towarzystwa. Nie twoja wina. Pewnie uznałeś, że tylko ty nic nie wiesz, i że reszta ma z tego tytułu niezłą zabawę. Miałeś do tego prawo. Zachowaj jednak powściągliwość, na przyszłość i nie rzucaj nazwiskami, pseudonimami czy imionami, nim nie upewnisz się, kto koło ciebie siedzi.

Ala wreszcie zaczęła mówić z sensem, ale jak dla mnie było to już po czasie. Już musiałam przełknąć jej wcześniejsze połajania.

- Wystarczy mi wszystko, co usłyszałem. – Odparł Leaf - Dziękuję, zarówno za informacje, jak i zaufanie. Nie dziwię się ostrożności, ale ktoś gdzieś uznał, że można mi zaufać, a ja sam postanowiłem oddać się pod komendę waszych dowódców z wyboru poniekąd, jako ochotnik. Faktycznie nie jestem zawodnikiem wagi ciężkiej w sprawie mocy, dlatego zamierzam poświęcić się odpowiednim przygotowaniom. Pewnie nikt nie zabrał ze sobą czarnej kury, co?

Wyszczerzył zęby do Ali, po czym wyjął z kieszeni marker i zaczął bezceremonialnie rysować na tapicerce jakąś mandalę.

- Oczywiście, że wzięliśmy czarną kurę Morris - odezwałam się przełamując dotychczasowe milczenie - Właśnie tam przysypia - wskazałam głową Fincha - tak właśnie brzmi jego drugie imię "Czarna Kura". Czyż nie brzmi to dumnie?
- I powiedz mi, co ci zawiniła ta biedna tapicerka?

Zerknęłam przelotnie w stronę Scotta, który z kolei nie odrywał wzroku od Kopaczki. Nie podjął jednak rzuconej mu rękawicy i nie otworzył ust. Pewnie zabrakło mu argumentów do dyskusji albo rzeczywiście spietrał się, że Ala wywali go za rogi z busa. Ja bym się nie zdziwiła gdyby tak zrobiła. W końcu przeniósł wzrok w kierunku okna i tępo przypatrywał się mijanym okolicom.

- Zabrakło ci jednego w, Emm - mruknął Finch z tyłu. - nie czarna kura tylko ... no wiesz ... - Najwyraźniej O'Hara zamierzał dołączyć się do rozładowania napięcia i jednak nadal podsłuchiwał, o czym rozmawialiśmy.

- Nathan. Z łaski swojej, powiedz mi, o co się dąsasz, jak świeża mężatka, która wyszła za starego pryka, licząc, że mała nieruchomość to domek nad morzem, a okazało się, że to dokładnie mała nieruchomość.

Otworzył oczy i spojrzał na Scotta. Twarz miał poważną. Prawie jak nigdy.

- Vorda wyraziła się jasno. Walnij prosto z mostu, po wojskowemu, co jest grane a nie skrywasz się za marsową miną. Nie chcesz z nami jechać? Nie zamierzasz z nami pracować? Nie ma sprawy? Poproś Horrora i zatrzyma samochód. Albo jesteś z nami, albo nie jesteś. Wybór jest dość klarowny. Ja działam wszystkim na nerwy od urodzenia. Średnio raz w tygodniu Vorda ma zamiar mnie udusić, Emma ignoruje, Horror zaszczyca wściekłym spojrzeniem, ale mi to wisi. Bo wiem, że mogę im zaufać. Mogę na nich polegać. A oni wiedzą, że mi na nich zależy i że oni mogą ufać mnie. Tak to działa. Jak masz wątpliwość, coś do nas, to możesz to powiedzieć. Bo jeśli to coś poważnego, coś gniewnego, to sorry, nie bierz tego osobiście, ale z twoimi zdolnościami i tym, co zrobiła z ciebie uzurpacja, nie chciałbym mieć cię u boku. Ani tym bardziej za plecami. Teraz to jest wycieczka krajoznawczo - zapoznawcza. Ale za chwilę... Za chwilę wszystko może się popsuć. I wtedy chcę wiedzieć, czy jesteś z nami. Tak na sto procent. Nie dlatego, że chcesz się odwdzięczyć, za uratowanie życia, wiesz, brachu. To żadna motywacja. A na wdzięczności, to nam naprawdę nie zależy. Zależy nam na lojalnych, godnych zaufania i rozumiejących nasze motywacje ludzi. A ty, Nathanie Scottcie, któryś mnie obudził z mojej niemal świętej drzemki, pierwszej od chyba trzech nocy, powiedz mi to wprost. Jesteś lojalny i godny zaufania? Jesteś twardy i profesjonalny, czy pierdolniesz to wszystko, jak to ładnie by nazwała nasza rudziutka Kopaczka, tylko, dlatego że Emma nie pogłaskała cię na dzień dobry po rogatej łepetynie? Aż tak ci bardzo zależy na jej opinii czy sympatii? Wal to. Wystarczy, że możesz jej zaufać. Nie bierzesz z nią ślubu, kurde bele, lecz idziesz do walki. To zupełnie dwie różne rzeczy.

Wbił spojrzenie oczu w twarz Nathana stając tuż obok miejsca, na którym siedział Scott.

- No dobra. Więc, o co ci Nathan chodzi? Oświecisz nas, co cię gryzie, czy też nadal masz zamiar opuścić to towarzystwo introwertyków i paranoików kiszących się we własnym sosie?

- Zastanawiałem się nad tym a to jest różnica w braniu tego za pewnik – Uzurpacja wpłynęła także na mimikę Scotta, bo teraz wedle mojej obserwacji dysponował mniejszym wyborem min. - Rozterki są rzeczą ludzką, choć do człowieka z racji wyglądu zapewne mi daleko. Znam motywacje Towarzystwa i je akceptuję, są zresztą tożsame z moimi motywacjami.
- Czy jestem godny zaufania to ty to powiedz na głos Finch skoro wlazłeś już do mojej głowy. Jestem? - Patrzył pytająco na stojącego nad nim O’Harę.

Ojczulek w tym czasie wyrysował ostatnie zawijasy.
- Umówmy się, że każdy potrzebuje czasu. Finch zna niektórych i im ufa, ale nie jesteśmy wszyscy zgraną paczką. Na prawdziwe zaufanie trzeba sobie zapracować, więc przyjmijmy na razie chłodny rozejm. Jak się wszyscy spiszą, inaczej będziemy na siebie patrzeć. Choć prawdę mówiąc jest, na co patrzeć i bez oczekiwania...
Przeniósł wzrok a jakże na Alę, omiótł ją pełnym podziwu spojrzeniem, a potem zerknął na Scotta, z zamyśleniem i fascynacją.

- Z kurą nie żartowałem, ale zapaskudziłbym tu pewnie wszystko, więc ograniczam się do rysowania szlaczków. Wybaczcie mi to bazgranie, ale to mnie uspokaja i pomaga w przygotowaniach. – Wyjaśnił Ojczulek.

- Nie czytałem ci w myślach, Nathan. Nie ja. Ja tego nie potrafię. - Finch uśmiechnął się drapieżnie, jak kocur. - A chłodny rozejm mi się podoba. Chociaż zdecydowanie bardziej podoba mi się chłodne piwo.

Nathan obrócił głowę ponownie w kierunku okna. Chyba robił tak, kiedy brakowało mu argumentów. Zirytowało mnie takie ignorowanie Fincha. Co było wolno mi nie było wolno byle, komu.
- Nie słyszałeś Nathan - nie wytrzymałam - to ja tutaj jestem od ignorowania Fincha. Chcesz być oryginalny to wymyśl coś innego, a jak by cię wyobraźnia zawiodła w tej kwestii to mam kilka sugestii.
- Ja ci mogę wybaczyć Morris to bazgranie- skierowałam się teraz w stronę Ojczulka - ale to nie mój samochód, więc nic ci po moim wybaczeniu nie przyjdzie.

- Może tego jeszcze nie czujecie, ale wyrysowałem spiralę, która ma nas powieść ku braterstwu. Rzecz w tym, że coś mi się po drodze pomyliło i nie mam pojęcia, jaki to będzie miało na nas efekt. Może uczyni silnych niezwyciężonymi, a może uczyni właściciela furgonetki zdenerwowanym. Nie mam pojęcia, w życiu nie widziałem takiego wzoru. - Morris z zakłopotaniem potarł szczękę, na której wyrastały małe złociste włoski zarostu.

- Znaczy, że po prostu bazgroliłeś bez ładu i składu i zniszczyłeś tapicerkę dla samej radochy niszczenia. - Stwierdziłam. - Chyba udzieliła ci się Morris nasza nerwowość. Wybacz, teraz postaram się rozpocząć medytację w stylu zen czy jak się to tam zwie i tym razem przekazać ci nienaturalny spokój. - Zakończyłam zdanie uśmiechem, który miał być w moim przekonaniu krzepiący i przyjacielski.

- Nerwowość nie… raczej za bardzo próbowałem podsłuchiwać wasze rozmowy - uśmiech Morrisa naprawdę wyglądał na przyjacielski - A do medytacji najlepszy jest kufel piwska, zawsze to ułatwia myślenie - westchnął z rozmarzeniem.

Scott mi nie odpowiedział, ale nie spodziewałam się żeby miał zamiar to zrobić i całkowicie zignorowałam jego obecność skupiając cała uwagę na Leafie.

Uśmiechnęłam się do Ojczulka tym razem trochę bardziej naturalnie.
- Podsłuchiwać Morris? Gadaliśmy tak głośno, że raczej trudno byłoby ci cokolwiek z tego przegapić. A jak mam coś pić to wolę coś mocniejszego niż piwo.

- A ja wolę pić po sprawie, niż przed nią. Denerwuję się, że zamiast działać razem pojedziemy tam skłóceni jak zgraja nastolatków i zakonnicy będą mieli z nas ubaw. Dajmy sobie wszyscy po buziaku, wyluzujmy i postarajmy się w spokoju dotrzeć do tych ruin, w których coś straszy. Któraś z pań chętna na pierwszego buziaka dla przełamania złych nastrojów?- Zapytał, po czym wymownie spojrzał na Alę, a przecież nawet nie wiedział, jaka Vorda skora była do buziaków.

- Myślałam, że denerwujesz się bardziej z tego powodu, iż miałeś podejrzenie, że nie ograniczymy się tylko do rozmowy i że zaraz weźmiemy się za łby w tej niedużej przestrzeni busa, nie zważając na innych towarzyszy naszej podróży, w wyniku, czego na przykład jakiś biedny skacowany Ojczulek mógłby oberwać.
Przestałam się uśmiechać.
- A jeśli chcesz całusami przełamywać zły nastrój to sam daj dobry przykład cmokając tego, który sieje nam tutaj największy ferment.

- Kobiety, które wolą rogaczy niż miłych ojczulków są dla mnie niepojętą tajemnicą – zakpił Morris.

- Nie łapię twojego toku rozumowania. – Przyznałam - Zaproponowałeś pojednawcze buziaki, jak mniemam, jako metaforę dla czegoś, tylko nie wiem, dla czego. Ja odparłam żebyś w takim razie zaświecił nam dobrym przykładem i pokazał jak wygląda taki metaforyczny ugodowy buziak na Nathanie, któremu najbardziej by się taki przydał, i teraz męczy mnie pytanie, co do tego wszystkiego mają kobiety dokonujące kontrowersyjnych wyborów?

Trochę rzeczywiście minęliśmy się w naszej rozmowie z Ojczulkiem a trochę go podpuszczałam żeby bardziej go wybadać, lepiej poznać. W każdym bądź razie tak jak gadka ze Scottem mnie tylko irytowała tak rozmowa z Morrisem uspokajała. Obecność Leafa była bandażem na Nathana, jak dla mnie. Szkoda tylko, że nie mogłam zaufać Ojczulkowi w pełni w świetle podejrzeń, co do jego powiązań z Kantykiem.
 
Ravanesh jest offline