Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2015, 16:30   #37
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Szklana pułapka

Po tym jak oprószył równomiernie kanapki ostrą papryką, Zafara udał się do pokoju Soni żeby zabrać od niej kostkę. Zapukał cicho w drzwi. Gdyby dziewczyna już wstała na pewno by go usłyszała, ale z wnętrza nie dobiegł go żaden dźwięk, przeniknął więc do środka. Kiedy wracał do siebie z czarnym sześcianikiem schowanym w ATSie przedszkolanka wciąż smacznie spała, budzik miał zadzwonić dopiero za kilka minut. Długouchy tymczasem otworzył portal z drugiej pary, który prowadził wprost nad taflę niewielkiego stawu w miejskim parku. Przespacerowawszy się po wodzie na brzeg, starannie wybrał charakterystyczne drzewo, które mógł w przyszłości łatwo rozpoznać i to właśnie w podstawie jego pnia umieścił kłopotliwy fant, wykorzystując fakt że zdematerializowane przedmioty nie mogły powrócić do swojej pierwotnej formy jeśli coś innego zajmowało to samo co one miejsce. Uznawszy że kostka jest bezpieczna wrócił niespiesznie do mieszkania zamykając za sobą niezwykłe przejście.
Soni już nie zastał, a sądząc po śladach w kuchni śniadanie, które przygotował raczej nie przypadło jej do gustu, prawdopodobnie powinien był przykładać większą uwagę do tego co i w jakich kombinacjach jego współlokatorka zwykła jadać. No trudno.
Korzystając z poprawy pogody do pracy postanowił udać się na piechotę, upewniwszy się że drzwi są zamknięte przeszedł przez nie i ruszył w drogę nie podejrzewając nawet co go dzisiaj spotka.

***

W około rozpętało się piekło, poskręcane kawałki stali i deszcz szklanych odłamków spadały z góry siejąc panikę wśród przechodniów, jedynie Zafara zachował całkowity spokój, jakby otaczający chaos zupełnie go nie dotyczył. Stał jak gdyby nigdy nic półprzeźroczysty, okutany w swój czarny płaszcz, z zadartą do góry głową obserwując miejsce eksplozji, a stalowa belka wbita w chodnik przenikała przez jego niematerialne ciało. Mimo pozornej obojętności duch pustyni doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, właśnie próbował ocenić jak daleko od budynku sięga strefa zagrożenia. Po czym bezzwłocznie podjął działania aby ją opuścić. Gdyby ktoś z obecnych nie był zajęty uciekaniem w panice miałby niezwykłą i bardzo rzadką okazję zobaczyć jak długouchy biegnie. Kiedy tylko uznał że jest wystarczająco daleko od spadających fragmentów elewacji uniósł dłoń i otworzył przed sobą portal. Nie zatrzymując się przeszedł na drugą stronę wyłaniając się pod podjazdem dla niepełnosprawnych przy przyszpitalnej aptece. W obecnym stanie nie posiadał wagi co w znaczącym stopniu łagodziło efekty gwałtownej zmiany perspektywy, ale nawet on odczuł lekki zawrót głowy. Nie tracąc czasu zamknął portal pod podjazdem i pobiegł dalej nie przejmując się stojącymi mu na drodze ścianami i innymi przeszkodami. Biegł prosto do miejsca gdzie normalnie sanitariusze odbierali przyszłych pacjentów z karetek by skierować ich do odpowiednich specjalistów. Dopiero tu się zatrzymał i ruchem ręki na jednej ze ścian ponownie otworzył portal prowadzący do miejsca katastrofy.
- Miała miejsce seria eksplozji w jednym z wieżowców.- zwrócił się do skonfudowanego jego nagłym pojawieniem się personelu. - Otworzyłem bezpośredni portal. Powiadomcie inne służby, dyrektora... kogo tylko zdołacie i idźcie po rannych.- oznajmił po czym ponownie przeszedł przez oszukujące przestrzeń wrota, tym razem bez żadnych sensacji ponieważ oba znajdowały się w pionie. Bez zastanowienia obok pomarańczowego owalu utworzył kolejny, niebieski, na razie prowadzący donikąd, ot zwykła świecąca się obręcz, lecz i to szybko miało się zmienić, bowiem żółtooki skierował swe niematerialne kroki do miejsca wybuchu. Przy pomocy ostatniego portalu chciał pomóc znajdującym się w budynku osobom jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu, a także ułatwić dostęp ratownikom.

Zafara przenikał przez kolejne ściany i piętra, kierując się w stronę wyższych kondygnacji, gdzie panowało piekło. Otaczała go panika, coraz więcej dymu i ognia. Ludzie z niższych pięter uciekali w popłochu z budynku, jednak Ci na wyższym poziomie nie mieli takiej możliwości - schody zostały zniszczone. Co ciekawe duch pustyni mógł bez problemu stwierdzić, że schody zniszczyła osobna eksplozja, tak więc coś co ją wywołało musiało znajdować się też bezpośrednio na nich. Osobnik o czerwonej sierści, dostał się w końcu na piętro, gdzie wszystko się zaczęło. Pełno było tu rannych, nieprzytomnych regularnych, oraz zwęglonych ciał ich mniej szczęśliwych kolegów. W momencie gdy Zaf wyłonił się z podłogi, w pokoju obok znowu coś wybuchło, wywalając na korytarz drzwi, wraz z ciałem jakiegoś spopielonego mężczyzny. Całe szczęście były dżin nie należał do szczególnie wrażliwych, ponadto praca chirurga znacząco pomogła podnieść jego odporność na drastyczne widoki, dlatego tym co uznał za najważniejsze były nie zmasakrowane ofiary, ale sam fakt, że w budynku wciąż dochodziło do kolejnych wybuchów. Kierując się rozumem uznał, że bardziej niż pomoc nieszczęśnikom którzy już ucierpieli „opłaca” się uchronić przed obrażeniami tych, którym do tej pory udało się ich uniknąć. Dlatego właśnie opadł z powrotem przez strop kierując się do kłębowiska spanikowanych osób odciętych od drogi ucieczki przez przerwę w ciągu schodów. Właśnie tam na ostatnich nieuszkodzonych stopniach otworzył czwarte pozawymiarowe wrota, by rzeka regularnych znów mogła popłynąć.
-Tędy! Portalem w bezpieczne miejsce!- krzyknął, a kiedy pierwsze osoby zniknęły w owalnym otworze postanowił zadbać, by wszyscy którzy mogli poruszać się o własnych siłach znaleźli drogę. Instruował ich słownie i zachęcał aby pomogli wydostać się również rannym. W razie potrzeby dematerializował przeszkody zagradzające im drogę lub przygniatające kończyny.

Rzeka regularnych popłynęła przez portale. Niektórzy - Ci mniej ranni, pomagali osobą bardziej poszkodowanym. Okazało się, że kilku posiada moce pozwalające na unoszenie przedmiotów, czy też podstawowe lecznicze zdolności. Większość jednak była osobnikami zwykłymi - niemal niczym się nie wyróżniającymi. Takimi którzy byli za słabi by wspinać się dalej, lub nigdy nie mieli takiej potrzeby.
Jednak to miał być dopiero początek prawdziwych problemów. Z góry schodów bowiem nastała kolejna potężna eksplozja, która sprawiła, że całe zadygotały, a jakaś osoba niesiona siłą wybuchu spadła tuż koło Zafary. Klatka piersiowa nieszczęśnika była mocno poparzona, jednak zbroja Shino, uchroniła go przed śmiercią. Jego twarz również nosiła ślady poparzeń, jak gdyby trafiła tam mniejsza eksplozja.
- Pró...pró… -zająknął się, chwytając najbliższą mu osobę - czyli w tym wypadku ducha pustyni. - On tu idzie~ - jęknął przerażony, kiedy przez to samo przejście, przeleciały kolejne dwie osoby, zaś jedna runęła w dół wieżowca, na spotkanie niechybnej zguby. Za nimi zaś powolnym krokiem wkroczył, jedyny spokojny osobnik w tym miejscu.



Był to niewysoki, dobrze zbudowany chłopak. Jego oczy przysłaniała maska, zaś strój utrzymany był w kolorach czerni. Najbardziej charakterystycznym elementem były jednak olbrzymie karawasze, przypominające granaty. Dłonie które z nich wystawały dymiły, niczym po wybuchu, jednak ten nie wyglądał jak by cierpiał. Jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, gdy dostrzegł tłum uciekający portalem.
- A wy tutaj co odpierdalacie?! - ryknął, uderzając pięścią w ścianę obok, która zadrżała od eksplozji, wywołanej ciosem. - Mieliście zdychać, a nie spierdalać!!
Zafara spojrzał na przyczynę całego zamieszania z zaciekawieniem, po czym zwrócił się do najbliższej osoby, która wyglądała na dostatecznie silną, by podnieść trzymającego go kurczowo za nogę rannego:
-Zabierz go i uciekaj. Następnie bez dalszych wstępów stworzył dematerializujący obszar w kształcie walca mający objąć nabuzowanego młodzieńca w całości poczynając od kostek w górę (duch pustyni nie chciał przypadkiem zrobić dziury w stropie).

Strefa skondensowanego Shinso, która była wyraźnie widoczna w korytarzu, pojawiła się dookoła chłopaka. Ten albo nie chciał, albo nie zdążył przed nią uskoczyć, bowiem walec objął swym działaniem całe jego ciało. Niczym za dotknięciem magicznej różdżki, nagle wszystkie ubrania, wraz z bielizną i butami stały się półprzeźroczyste i zostały za chłopakiem unosząc się w powietrzu, kiedy ten postąpił krok do przodu. Jedynie specyficzne karawasze oparły się mocy Zafary. Pewne części ciała wskazujące na płeć chłopaka, zabujały się lekko, uwolnione z bokserek. On jednak bardziej niż zawstydzenie, zdawał sie odczuwać rosnący gniew.
- A ty czerwony popierdolcu co sobie kurwa wyobrażasz!? Chcesz mi possać, że od razu ciuchy zdejmujesz!? - mówiąc to podskoczył w górę, wyginając ręce za siebie, a te znowu wywołały dwie eksplozje. W ten sposób chłopak nadał sobie pędu, przechodząc do podniebnej szarży, skierowanej prosto w Zafarę.

Zwierzęcy nos czerwonowłosego zmarszczył się nieznacznie, pokazując że nie jest zadowolony z efektów swojego działania. Jedyne rzeczy na dematerializacji których mu zależało zostały na swoim miejscu wciąż stanowiąc zagrożenie. Zerknął za siebie na topniejącą szybko grupkę regularnych jeszcze tłoczących się przy portalu, jedynym co stało pomiędzy nimi, a coraz bardziej wściekłym nagusem był on sam. Duch pustyni nie zamierzał oddać pola dopóki ostatnia zdolna do tego osoba nie przejdzie przez świecący owal. Mimo skierowanej na siebie szarży pozostał na miejscu jakby chciał przyjąć na siebie atak stając się tarczą dla reszty. Wbrew pozorom nie było w tym zachowaniu ani odrobiny heroizmu, a jedynie zimna kalkulacja i chęć sprostania postawionemu sobie zadaniu. Moc dematerializacji choć użyteczna była dość problematyczna w zastosowaniu przeciwko poruszającym się obiektom, na szczęście chłopak sam z siebie postanowił ułatwić Zafarze zadanie. Żółtooki nie musiał się wysilać by przewidzieć gdzie młodzian znajdzie się za chwilę, wiedział to dokładnie ponieważ to właśnie jego właściciel eksplodujących pięści obrał za cel. Po raz kolejny stworzył dematerializującą strefę w kształcie walca tym razem o znacznie mniejszej grubości, gdyż miała objąć jedynie warstwę zbrojonego betonu stanowiącą podłogę. Jeśli tylko dobrze zgra wszystko w czasie młodzian nie zorientuje się że coś jest nie tak, aż do chwili gdy będzie za późno na jakiekolwiek manewry, a jego niedoszła ofiara “zniknie” mu sprzed nosa pozwalając przelecieć przez na wpół widoczną dziurę w stropie na niższy opuszczony już przez uciekających poziom.
Wszystko poszło jak po maśle. Pięść wroga miała już zderzyć się z twarzą Zafary, gdy ten zmienił się w mgiełkę. Zdziwiony nagus przeniknął przez niego, zupełnie wytrącony z równowagi. Tym bardziej zdziwiła go dziura w ziemi, przez którą przeleciał, lecąc na złamanie karku na niższy poziom. Każda sekunda tej walki wydawała się działać mu coraz bardziej na nerwy, bowiem z jego gardła wypłynęły setki przekleństw. Które zakończyły się wytwornym:
- Zajebie cie ty popierdolona czerwona kupo gówna!
Kiedy ostatnia głoska zabrzmiała w powietrzu, pięść chłopaka eksplodowała, wyrzucając go w górę. Zaraz dołączyły do tego kolejne eksplozje, które skokowym lotem pozwalały mu kierować się z powrotem na wyższe piętro.

Zafara w najmniejszym stopniu nie przejmując się wulgarnymi słowami kierowanymi pod jego adresem stał na krawędzi dziury patrząc na chłopaka z góry. Naprawdę nie miał nic przeciwko by tamten rozładowywał swoją agresję werbalnie jak długo tylko zechce, podczas gdy ostatni regularni zdążyli już zniknąć po drugiej stronie portalu. Ewakuacja została zakończona, duch pustyni spełnił swoje zadanie i uznał że może się wycofać, pozwalając by od tego momentu sytuacją zajęły się odpowiednie służby. Oczywiście rozjuszony blondyn w żaden sposób nie mógł wyczytać z pokrytej czerwonym futrem twarzy, że zabawa już się skończyła, na szczęście opadające z furkotem ubrania i powracający do zwykłej konsystencji fragment podłogi stanowiły dość jasny przekaz nie pozostawiający miejsca na wątpliwości. Uwolniwszy koncentrację Zafara skierował się prosto do portalu.
Zafara mógł obserwować zbliżającą się do otworu twarz chłopaka, póki nie zasłoniło jej nagłe pojawienie się kawała betonu. Shinsoita odwrócił się, zostawiając wroga umówionego na pewną randkę z tym twardym materiałem. Jednak zamiast łoskotu i wulgarnych krzyków bólu, powietrze przeszyła kolejna eksplozja, a ogień rozerwał beton na malutkie kawałeczki.


Zafara nie zdążył się zdematerializować, przez co jeden z odłamków wbił się w jego prawy bark. Jednak to nie on był największym problemem, a golas, który wyskoczył z płomieni, z rządzą mordu w oczach. Jego głowa parowała, tak jak i reszta ciała, jak gdyby całym nim wywołał eksplozje.

Były dżin nawet nie raczył się odwrócić, dla niego spotkanie było skończone, a jeśli chłopak miał z tym jakiś problem... no cóż, to był jego problem i zupełnie Zafary nie obchodził. Żółtooki zacisnął lewą dłoń w pięść zamykając portal prowadzący do budynku od strony ulicy. Nie był szczególnie szybki, owszem być może zdążyłby dostać się na drugą stronę przed wybuchowym chłopcem i zamknąć mu przejście przed nosem, wolał jednak nie ryzykować. To nieco komplikowało drogę na dół, ale tylko odrobinę. Zmienił stan skupienia, sprawiając że odłamek betonu tkwiący w jego barku stracił oparcie i spadł na ziemię. Półprzeźroczysty ruszył w stronę zewnętrznej ściany budynku zamierzając wyjść poza jego obręb, gdzie rozwścieczony nagus nie mógłby go ścigać.

Zaf usłyszał za sobą jeszcze kilka epitetów, oraz wybuch gdy pięść uderzyła o ścianę. Potem gruba warstwa betonu, izolatorów, metalu i innych elementów konstrukcyjnych odcięła go od terrorysty. Jako mgiełka wyleciał po za budynek, widząc w dole tłoczących się przy portalu lekarzy i rannych. Ambulansy, wozy policyjne oraz strażacki już tłoczyły się przed budynkiem, pomagając w pomaganiu potrzebującym.

Zafara opadając w dół wyszukał wzrokiem policjanta który mógł dowodzić akcją, albo przynajmniej według niego wyglądał na kompetentnego i właśnie w jego stronę się skierował. Funkcjonariusz mógł się nieco zdziwić widząc nagle przed sobą kogoś kto wcale do niego nie podszedł, a opadł prosto z nieba, ale duch pustyni nie zwracał uwagi na takie drobiazgi.
-W środku jest chłopak który powoduje wybuchy. Zanim ktoś tam wejdzie po ciężko rannych powinniście go unieszkodliwić.- zaczął jak zwykle prosto z mostu bez owijania w bawełnę. -Kiedy będziecie gotowi otworzę wam portal bezpośrednio w miejsce gdzie go zostawiłem.- zaproponował wskazując wyposażoną w niewielkie pazury dłonią portal prowadzący do szpitala tak żeby przedstawiciel władzy nie miał wątpliwości co czerwonowłosy miał na myśli.
- Co.. ale...dobrze, dobrze rozumiem. - funkcjonariusz początkowo wyglądał na zmieszanego informacją, ale szybko wziął się w garść. Chwycił za telefon służbowy by połączyć się z inną jednostką. Trzeba było przyznać, że sprowadzenie posiłków poszło sprawnie. Po chwili wydzieloną scieżką biegł uzbrojony oddział, któremu przewodził…


… znany Zafarze mundurowy. Jego kanciasta twarz wyglądała na zatroskaną, ale gotową do boju. - Czyli to co mówili poszkodowani to prawda? Wybuchy nie są przypadkowe? - upewnił się, jednak nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Zafary. - Nie mamy czasu na wymianę uprzejmości, proszę otworzyć to przejście, na podziękowania przyjdzie czas potem.
Duch pustyni skinął jedynie głową i otworzył portal przed uzbrojonym oddziałem, mogąc mieć tylko nadzieję że funkcjonariusze mają odpowiedni sprzęt by poradzić sobie z wściekłym parującym golasem.
Przejście do wnętrza budynku pojawiło się… zaiskrzyło i zniknęło. Zafara poczuł jak gdyby coś po drugiej stronie wyssało moc odpowiedzialną za podtrzymywanie portalu. Muskularny policjant zerknął na niego pytająco, widocznie nie wiedząc jak zareagować.
Pokaźne uszy żółtookiego opadły smętnie w dół jakby i z nich uszła energia, która je podtrzymywała.
-Portal po drugiej stronie został anulowany.- wyjaśnił tonem, który sugerował, że najchętniej zostawiłby ten cały bałagan żeby kontynuować przerwany spacer. Zamiast tego ponownie spojrzał na zrujnowaną fasadę wieżowca i zadeklarował:
-Spróbuję to naprawić. Jeśli nie wrócę za pięć minut, nie czekajcie na mnie.- po czym zaczął unosić się w górę, wracając do budynku w ten sam sposób w jaki go opuścił.
-Na 23 piętrze schody są przerwane.- dodał z poziomu kilku metrów, tak na wszelki wypadek. W obawie przed tym, że wybuchowy chłopak zechce wyładować swoją frustrację na bezsilnych rannych, a także podejrzewając, że ponowne otwarcie portalu w tym samym miejscu mogłoby być problematyczne, skierował się na piętro gdzie zostało najwięcej regularnych wymagających pomocy.

Słyszał wybuchy, zapewne wściekły szaleniec wyżywał się na ścianach i innych obiektach znajdujących się w budynku. Na szczęście nie dotarł jeszcze do grupy rannych, kiedy Zaf otworzył kolejny portal. Zaczęły napływać przez niego szeregi policjantów, pod dowództwem znanego duchowi pustyni wąsacza. Ten szybko, sprawnie i profesjonalnie zaczął zarządzać ewakuacją. Póki co to miało priorytet, przed łapaniem szalonego bombermana. W końcu wyjścia były obstawione. Upewniwszy się, że poszkodowani mogą bezpiecznie wydostać się z zagrożonej strefy, były dżin ruszył sprawdzić co blokowało jego portal.
Wynurzył się z betonu na klatce schodowej gdzie doszło do potyczki. Dalej leżało tu sporo gruzu, oraz kilku zabitych, aczkolwiek zniknęły rzeczy bombermana - widać postanowił je zabrać. Nowym elementem były jednak dziwne znaki. Znajdowały się na ścianach, podłodze, a nawet suficie, tworzyły istna klatkę symboli.


Wszystkie wyglądały tak samo, cztery pary wideł przekreślone trzema poziomymi liniami, zbiegające się trzonami do okręgu. Miały czarny, wyraźny kolor, a duch pustyni był pewny, że nikt ich nie namalował - nie było by na to czasu. Musiały się tu w jakiś sposób pojawić, zresztą dalej pachniało od nich shinsoo. Po za nimi kolejną zmianą, była osóbka siedząca pod ścianą, niedaleko miejsca, gdzie wcześniej stał portal Zafa.


Niewysoki osobnik o niezidentyfikowanej płci. Miał blada jak kreda skórę, oraz niemal niezauważalny nos. Zresztą większość rys jego twarzy była niewyraźna, jak gdyby ewolucja uznała je za zbędne. Oczy istoty składały się z trzech pierścieni kolorów. Pierwszy był złoty, wewnątrz niego znowu znajdował się róż, aż w końcu dochodziło do bieli. Był bardzo chudy, a gdy siedział, zdawało się, że ma nienaturalnie długie nogi. Ubrany w dość elegancki garnitur oraz cylinder i zupełnie nie pasujące do stroju, różowe podkolanówki. Obrazek dopełniała mucha w kolorze włosów, znajdująca się na błękitnej kamizelce stworzonka. Widząc Zafarę, jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, ale nic nie powiedział. Wrzucił do ust jedynie kolorowego cukierka, którego wydobył z kieszeni.

Teraz długouchy wiedział już co, a raczej kto zniszczył jego portal, nie miał jednak zamiaru dawać tej istocie szansy by i na nim wypróbowała jakąś swoją zdolność, być może z podobnym skutkiem. Zmęczony lataniem w te i we w te uznał, że najwyższy czas zostawić wszystko w rękach policji i wracać do szpitala, zwłaszcza że był już spóźniony. Nie odwzajemniwszy uśmiechu kontynuował opadanie w dół przez kolejne piętra do poziomu ulicy by stamtąd udać się do portalu, a nim do pracy, gdzie z pewnością był teraz bardziej potrzebny.

Zafara począł opadać w dół by zobaczyć… że istotka opada razem z nim. Jego ciało, tez stało się pół przezroczyste, a on dalej siedząc, leciał za duchem pustyni. - Kim jesteś? Pracownik? Policjant? Bezimienny bohater? -zagadnął, piskiliwym głosem, jak gdyby jechali windą.
Żółtooki spojrzał na istotkę nie do końca przychylnym wzrokiem. Czy oni wszyscy muszą być tacy upierdliwi? Kolejna osoba której wydawało się że Zafara nie ma nic lepszego do roboty niż wchodzić z nią w interakcje. Po chwili długouchy odwrócił wzrok stosując starą sprawdzoną strategię, czyli zachowując się jakby żadnego ludzika obok niego nie było. W ignorowaniu był prawdziwym mistrzem.

Istotka chwile obserwowała go w milczeniu, po czym wzruszyła ramionami i pofrunęła z powrotem ku górze.
Długouchy kontem oka odnotował sukces, nie poświęcając tajemniczemu stworzeniu więcej uwagi. Dotarł właśnie na parter i wciąż w formie ducha udał się do portalu. W panującym zamieszaniu kilka osób częściowo przez niego przeszło nawet tego nie zauważając, sam Zaf również nie przejmował się lawirowaniem w tłumie zmierzając do celu najprostszą drogą. Jeszcze chwila i jak zwykle zamienił swój znoszony czarny płaszcz na śnieżnobiały fartuch lekarski, a potem schował włosy pod czepkiem, co nieodmiennie oznaczało, że od tej pory musi uważać żeby przypadkiem nie zmienić formy i ich gdzieś nie zgubić, koniec z chodzeniem na skróty. Wiedział że dzień będzie wyjątkowo pracowity, był też pewien ze miał już wcześniej okazję przyjrzeć się niektórym ze swoich przyszłych pacjentów i ich obrażeniom w wieżowcu. Jeśli miał poradzić sobie ze wszystkim i zachować dość sił żeby jeszcze odwiedzić strefę testową jak obiecał Soni, bez buteleczki płynnego shinsoo na wzmocnienie pewnie się nie obejdzie. Za to Horogar był w swoim żywiole już z daleka słychać było jego rechot jak i głośne protesty nieszczęśnika który wpadł mu w ręce.
 
Agape jest offline