Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2015, 09:58   #1
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] - Właściwa strona ulicy

„Właściwa strona ulicy”







Mammun był silnym, groźnym, budzącym postrach wśród wrogów mężem. Jego przeciwnicy niejednokrotnie próbowali uprzykrzyć mu życie, ale niewielu z nich miało dość odwagi by stanąć naprzeciwko rosłego zbira i twarzą w twarz rzucić mu wyzwanie. Ci, którzy stanęli zeń twarzą w twarz, rzadko mogli się tym pochwalić. Jego obita morda z naderwanym uchem, krzywo zrośniętym nosem i oczodołem wiecznie zapuchniętym świadczyła o tym, że nieustannie ma kogoś „na widelcu”. Jego przeciwnicy, o ile żyli, zawsze wyglądali gorzej. Mammun cieszył się zbójecką sławą i był prawą ręką Gerharda zwanego „Kasą” szefa kilku pomniejszych kwartałów Nauestadt. Mało było takich, u których nie wywoływał by dreszczu na plecach swoim widokiem.

No, chyba że leżał w kałuży własnego łajna, na podworcu małej czynszowej kamieniczki, z so-lidnym kawałkiem stali wepchniętym w swoje jelita.

Tak jak teraz.

***

- Zaczęło się! – podekscytowany Serpico uśmiechnął się szczerbatą gębą i nerwowo obracając w dłoni motylkowy nóż pokiwał głową jakby chciał przekonać audytorium zgromadzone w zadymionej izbie, że właśnie wygrali na loterii. Reakcja zgromadzonych była różna. Frank Baum uniósł w górę kciuk, ale powiedzieć nic nie mógł bo miał usta wypełnione solidnym kęsem wyrwanym właśnie z dzierżonej gomółki sera. Zważywszy jednak na to jak zareagowała reszta można było uznać jego reakcję na eksplozję radości. Hans „Broda” rzucił ponurym spojrzeniem, Johan wzruszył ramionami a Alex splunął soczyście na środek izby.

- Czego się kurwa szczerzysz?! – „Czerwony” Karl, uchodzący za przywódcę ich nielicznego zgromadzenia pociągnął solidnie z gąsiorka kręcąc z niechęcią głową. On również, delikatnie mówiąc, nie tryskał radością. – Na chuj nam to było? Teraz kurwa się zacznie! Jutro będziemy mieli na głowie chłopaków „Kasy”. Tu kurwa chodzi o wasze zasrane życie!!

- Ty nie pękaj „Broda”!
– żachnął się Frank, który jedyny spośród nich większy był od „Brody”. Większy, ale głupszy. – Co to kurwa?! My spod ogona, tego… jak jej tam… kotu wypadli? Jak przyjdą ludzie „Kasy” to im wpierdolimy!

- Nie kotu, ino sroce głupku. I nikomu nie będziemy wpierdalać tylko się zwijamy. Ty nie rozumiesz co się kroi! „Kasa” jutro rzuci się Bernardowi do gardła. A za pole bitwy wyjdzie że wybrali se nasze podwórko. Jak go Bernard dojedzie, spyta nas, czemu mu nie pomogliśmy? Jak on dojedzie Bernarda to na nas przyjdzie kolej następnych. Musimy spierdalać!

- Mam inny pomysł…
- słowa Alexa zaskoczyły wszystkich zgromadzonych w zadymionej izbie. Rzadko kiedy Alex bywał kopalnią pomysłów…


***

Tutaj, przy magazynie familii Nuglith, rządzili twardzi ludzie. Twardzi ludzie nie bali się wtykać nos w nie swoje sprawy. Nie wahali się położyć na szali własnego życia ani też rzucić losowi wyzwanie. Odważni ludzie kuli swój los jak kowal stal wiedząc, że jeśli nie przekują sami owoców swej pracy w sukces, to ktoś im go zgarnie sprzed nosa. Twardzi ludzie mieli swoje znajomości, mieli swą reputację a nade wszystko mieli szczęście. Szczęście, które sprawiało, iż byli tym, kim byli. A że czasem szczęściu trzeba pomóc...?

Mammun z całą pewnością był twardym człowiekiem. Pracując od lat w rejonie wyrobił sobie dobrą markę i mało było takich, którzy weszli by mu w drogę. Wysoki i muskularny budził postrach samym swoim wyglądem, nie musząc sięgać do żadnego z długich rzeźnickich noży z którymi zresztą nie rozstawał się nigdy a nosił je na widoku. Mammun miał szczęście, przez zdecydowaną większość swego życia.

Z wyłączeniem dnia wczorajszego, kiedy to opuściło go ono zupełnie w wyniku czego jego pępek powiększył się nieprawdopodobnie. Wbity w bebechy nóż, jego własne cacko, definitywnie pogrzebał jego zbójecką sławę dając żywy dowód na tę prawdę głoszoną przez kapłanów Morra, że „Przed Bogiem jesteśmy jednacy a on nas wszystkich zrówna w swoim czasie”. Co prawda, to prawda i zimny trup Mammuna był tak samo zimny jak trupy tych, których od czasu do czasu wyrzucał któryś z kanałów wpływających do portu na Reiku.

Jednak wyróżniał się na tle innych tym, że cuchnął.

Sakramencko cuchnął...


***




To była ponura noc w ponurej dzielnicy. I skurwysyńsko ponure okoliczności. Wszyscy mieszkańcy kamienicy Cerninga, przylegającej do magazynów familii Nuglith, zebrali się na małym placyku, zawalonym połamanymi skrzyniami podwórku, zbutwiałymi skórami i jakimś szmelcem, przykrywając usta skrawkami materii, rękawem lub zwyczajnie dłonią. Było to zrozumiałe, bo wydzielający się z nabrzmiałego cielska smród dławił gardła, łzawił oczy i szczypał niemal w nosie. Sine, wzdęte ciało osiłka którego znali z cotygodniowego zbierania haraczu od starej Burligowej – właścicielki kamienicy mieszkającej gdzieś w mieście ale niemal codziennie odwiedzającej swoje „cacuszko” - zdobił wbity mu w solidne brzuszysko długi nóż. Oczodoły trupa pokrywało już robactwo a muchy właziły i wyłaziły z rozwartych ust i rozoranej piersi. Pełgające czerwie sprawiały że chwilami skóra trupa poruszała się wywołując mdłości u wszystkich. Dwa szczury nic sobie nie robiąc ze stojących wkoło ludzi zawzięcie toczyły heroiczny bój groźnych spojrzeń o wywleczone na wierzch jelito trupa. Kwestią czasu było, kiedy rzucą się na siebie.

Jak zebrani na podwórku ludzie z których ledwie połowa była rodzimymi mieszkańcami kamienicy.

Reszta była zdecydowanie jeszcze mniej zadowolona ze znaleziska, niż ci pierwsi. Na kim planowali wyładować swe frustracje nie wymagało żadnego tłumaczenia...


***




- Nie wiem co o tym myśleć. - „Kasa” powiódł ciężkim wzrokiem po stłoczonych na podwórku mieszkańcach kamienicy. Nie było to ciepłe spojrzenie. Niektórych po nim przeszedł dreszcz. - Może robicie dla Bernarda, choć musieli byście być ostatnimi ciulami by zabiwszy mego człowieka zostawić sobie go na deser na placu. Może jednak to taka gra? Może ktoś was wrabia, ale i to mi lata. Dla mnie ważne jest tylko to, że tu, na podwórku zginął mój człowiek. On tu umarł a żaden z was skurwiele nie przyszedł mu z pomocą. Żaden kurwa nie przybiegł do mnie z wieścią, że coś złego stało się mojemu człowiekowi. Znaliście go, bo przecie brał od tej starej cipy, Burligowej, kasę za ochronę kamienicy. Stara urzędowała zawsze na tym placyku, więc mi kurwa nie wmawiajcie, że nie znaliście Mammuna!! Jednak nikt z was, skurwiele, nie przybiegł do mnie z wieścią o tym co tu się stało. Nikt!!! Musieliście być z Bernardem w zmowie!!! - ryk Gerharda odbił się echem od ścian podwórka i skulił nawet jego chłopaków. Trójka z nich, Mike, Vouss i Roth, stała z boku mierząc z kusz do stojących pod ścianą mieszkańców kamienicy. Pozostała czwórka, Ornst, Berndt, Tom „Mały” i „Duży” oraz Gerhard pochylała się nad nabrzmiałymi zwłokami starając się dostrzec coś więcej niż pełzające pod skórą czerwie. Jeden, ten chudy „Mały” Tom, rzygał jak kot. Cóż, chociaż on teraz nie stanowił zagrożenia.

- Nie zabiję was jednak. Jeszcze nie teraz. – „Kasa” uniósł się spoglądając przeciągle w oczy zebranych na podwórzu kamienicy mieszkańców. - Dam wam szansę pokazania po której jesteście stronie. Udowodnienia, że nie jesteście takimi zdradzieckimi skurwielami za jakich was biorę. Że chcecie żyć... – Spojrzenie „Kasy”, w którym też zdawało by się że drgają grobowe robaki, ciężko spoczęło na zgromadzonych mieszkańcach. - Jest północ. Macie czas do rana! Musieliście coś widzieć. Wy, albo wasi sąsiedzi. Cokolwiek. Coś, co pozwoli nam znaleźć prawdziwego mordercę. Znajdźcie go i przynieście mi wieść o tym do „Świni” … - oberżę z sąsiedniej ulicy znali wszyscy - … a zapomnę o tym że nie pomogliście mojemu człowiekowi. Jeśli do świtu nie znajdziecie rozwiązania, albo też spróbujecie uciec, skończę z wami. Raz na zawsze. I wierzcie mi, jeśli tak się stanie, to to co spotkało Mammuna wyda wam się radosną zabawą nie najgorzej zakończoną. Znam w tym mieście takich, którym … zły los wyłupił oczy, obciął język i dłonie i popodcinał ścięgna skazując na los pełzaczy w gnoju. Na życie gorsze od szczurów. Zły los... może spotkać i was!!


- To nie my! My z tym nie mamy nic wspólnego… - głos należał do jednego z kamieniczników, ale w panującym na podwórku mroku rozświetlanym tylko blaskiem dwóch lamp trudno było „Kasie” stwierdzić który z nich otwarł pysk. Zbój skinął ręką na jednego z kuszników, Rotha. Ten momentalnie spiął się cały celując w tłum. Był gotów.


- Jeszcze raz otworzycie pyski bez celu, ktoś tu zginie! Gdybym myślał, że to wy to bym się z wami nie pierdolił. Daję wam szanse skurwiele, bo nie mam pewności!!– jego słowa odbiły się echem po podwórzu, kiedy nabrawszy powietrza w usta zamarli. Garhard niedbałym gestem wydał rozkaz a Roth, posłuszny pies swego szefa wykonał go bez chwili namysłu. Jęknęła zwolniona cięciwa i krótki świst w jedno zlał się głuchym odgłosem przebijającego ciało pocisku i jękiem rannego. Franz , który nieopatrznie wysunął się o krok do przodu z uniesionymi do góry rękoma chwycił dwoma dłońmi sterczące mu z brzucha pierzysko bełtu. Jęknął, sapnął chrapliwie i nic nie rozumiejąc osunął się na kolana. Jego nogi wpadły w jakąś delirkę, taniec śmierci, któremu pozostali przyglądali się w milczeniu. Eryk nie potrzebował dokładniejszych oględzin by stwierdzić, że Franz Maurer, ten z drugiego piętra który zawsze wieczorem sprowadzał sobie do pokoju dziewczynki, nie żyje. Zbiry „Kasy” rozpoczęły zorganizowany odwrót wyraźnie uznając, że informacja została przekazana dostatecznie dosadnie. „Kasa” i dwóch kuszników zatrzymało się jeszcze w bramie by po raz ostatni rzucić okiem na podworzec. – Macie czas do rana sukinsyny! I lepiej by dla was było, gdybyście mieli mi co do zaśpiewania rankiem w „Świni”. Ja nie zapominam nigdy, pamiętajcie…


„Kasa” splunął niedbale, po czym odwrócił się i kaczkowatym, rozchwianym krokiem opuścił podwórze. Jego kusznicy cofali się z większą ostrożnością mierząc do mieszkańców kamienicy z kusz. Franz Maurer miał to w dupie.

Nie żył…





[Proszę komtura o nie postowanie i kontakt na PW. Pozostałym życzę powodzenia.]
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline