Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2015, 16:33   #95
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nadchodziła noc.


Otulała wszystko ciemnością, rozświetlaną jedynie ciepłym blaskiem świec. Nadchodziła noc, a wraz z nią “potwory” z jakimi Marjolaine musiała zmierzyć się samotnie. I to mimo dwóch dzielnych wojaków broniących dostępu do sypialni hrabianki. Bo czyż oni mogli stanowić jakąkolwiek zaporę przeciw najgroźniejszej z bestii… lubieżnemu satyrowi, który niestety był jej narzeczonym?
Jak mogli ją przed nim obronić, skoro jej własne serduszko i ciało było w zmowie z tym… podstępnym przeciwnikiem?
Bo przecież nie opierała się wczoraj stanowczo, gdy szlachcic robił z nią co chciał. Wprost przeciwnie… oddawała się temu wyuzdaniu z ochotą i entuzjazmem.
A teraz była sama w sypialni. I właściwie powinna zasnąć. Ale jedno pytanie ją nurtowało. Jedno przeraźliwe pytanie. Co jeśli nie przyjdzie?
Co jeśli okazała się tylko jedno-nocną zdobyczą? Wszak trofeum Gilbert już zdobył i to dosłownie. Jej własna bielizna została w jego sypialni. Czy dołączy do innych fragmentów garderoby rozpiętych na drewnianych tarczach, niczym poroża jeleni? Z dopiskiem “Pamiątka po nocy z Marjolaine Pelletier d’Niort”. Bo pewnie jej lubieżnik ma taką salę ukrytą gdzieś w zamku. Była tego pewna.
Co więc, jeśli nie będzie dobijał się do jej drzwi? Jeśli jego miłosne wyznania, były jeno kłamstewkami by dobrać się do jej ciała? Co jeśli już o niej zapomniał? Co jeśli…?
Jakoś nie mogła zasnąć, czując żal narastający tym bardziej im dłużej czekała na niego nie mogąc zasnąć.


“-Idź grzecznie spać i bądź cichutko bo cię potwór z szafy porwie.”- kiedy Marjolaine była małą dziewczynką wielokrotnie słyszała owe słowa z ust niani. Wypowiadane twardym szwabskim akcentem, bo niania pochodziła z Bawarii. Mała Marjolaine była więc grzeczną panienką i szybko zasypiała, będąc cicho niczym myszka. Na wypadek, gdyby jednak potwór wyszedł…
Niania w końcu umarła, a hrabianka wyrosła z opowieści o potworach z szafy. Do dzisiaj.
Bo dziś… drzwi zaskrzypiały.


Masywna drewniana szafa, w której kryły się kreacje hrabianki, zaskrzypiała. A drzwi zaczęły się otwierać, wprawiając Marjolaine w przerażenie i osłupienie. Pisk strachu zamarł w jej zaciśniętym gardle zmieniając się pisk godny małej myszki. Nie zdołała przywołać swych strażników, a potem… nie mogła.
Drzwi się otwarły i z szafy wyszedł najstraszniejszy z potworów.
Jej własny osobisty satyr.
Ten widok wywołał masę pytań i uczuć wypełniających gwałtownie bijące serduszko hrabianki. Jak tam wlazł? Czemu tak długo siedział? Czemu go służki nie odkryły, gdy Marjolaine przebierała się do snu? Czemu więc kazał tak długo na siebie czekać?
Te wszystkie pytania były jednak niczym wobec mieszaniny uczuć objawiających się rumieńcem na twarzy hrabianki: strachu, zdziwienia, radości, zakłopotania i satysfakcji zarazem, niepewności… i tego dziwnego mrowienia, ogarniającego dolne partie ciała hrabianki. Sprawiającego, że jej ściśnięte uda ocierały się o siebie. Tego podstępnego i mrocznego uczucia, chcącego, by Gilbert swą stanowczością rozsunął jej uda, odsłonił piersi i zrobił te wszystkie lubieżne rzeczy, o których to fantazjowała… gdy bywała w bezpiecznej odległości od niego.
Tego nowego uczucia, które obudził wczoraj i które hrabianka próbowała zwalczyć w tej chwili.
Sam sprawca tej kłopotliwej sytuacji uśmiechał się łobuzersko mówiąc.- Czemu nie odwiedziłaś mnie dzisiaj? Stęskniłem się za tobą.


Wczorajsza noc była… kolejną pełną emocji nocą w życiu hrabianki. I jak zwykle to dzięki Gilbertowi.
Maur niewątpliwie dbał o to by się nie nudziła. Może nawet aż za bardzo. Bo cóż mogła zrobić hrabianka przy takim narzeczonym, który chyba niemal za punkt honoru postawił sobie, nie dać jej spędzić ani jednej nocy spokojnie. Ech… Na szczęście poranek i południe zapowiadały się dość spokojnie. Maman zaplanowała wycieczkę do Paryża, do najlepszych krawców. W końcu na królewskim balu oba kwiat d’Niort powinny swym powabem zachwycać i onieśmielać. A to wymagało nowych sukni, nowych klejnotów, nowych dodatków.
Dla Marjolaine była to okazja dla zabawy i odetchnięcia od swego narzeczonego. Tu w jego posiadłości nie mogła się wszak od Maura odpędzić nawet, gdy przebywała sama.
Antonina Pelletier d’Niort sama bowiem zaplanowała wycieczkę po paryskich krawcach i złotnikach zdejmując ten problem z barków hrabianki. Mogła się więc ona skupić na własnych sprawach, takich odpowiednia prezencja pod tak długiej nieobecności w mieście. To miała więc być relaksująca przejażdżka tym bardziej, że pod odpowiednią ochroną w postaci maurowych muszkieterów.
Ten całkiem przewidywalny plan podróży postanowił zburzyć list, który hrabiance przyniesiono. Nie był to list od Rolanda, który pewnie jeszcze nie zdążył odpisać Marjolaine. Nie był to list od markiza de Avenier, który nadal był jej dłużnikiem. Non, list był od Giuditty Piscacci. Aktorka pisała w nim, iż chciałaby porozmawiać na temat “cerchio di serpente” o którym to usłyszała nowe ploteczki. I żeby Marjolaine na tą rozmowę przyszła w tajemnicy przed wszystkimi. I wybrała na miejsce rozmowy karczmę o nazwie "Uśmiech Tytanii", miejsce popularne wśród aktorów, ale też i słynące skandalami. Nikt kto dbał o swoje dobre imię nie przychodził tam… przynajmniej oficjalnie.
“Cerchio di serpente” … Krąg węża. Giuditta niewątpliwie miała znane sobie powody, by wspomnieć o znaku Uroborosa w tak zawoalowany sposób. I to jeszcze we włoskim języku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-08-2015 o 15:05.
abishai jest offline