Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2015, 00:07   #11
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Był pierwszy z tych co się zgłosili, wśród nich była też kobieta. Lekarz. Jego zdaniem powinna tu zostać, ale nie on tu dowodził i w zasadzie mało go obchodziło co pocznie Jeff. Lekarz z pewnością im się przyda, fakt że dowódca kazał im brać broń świadczyło dobitnie o poziomie zaufania jakim darzył ludzi z radia. Znikomym. O kłopoty w czasie głodu nie było trudno. Nie chciał tego poruszać od razu na starcie, przy grupie ludzi pełnych nadziei, ale kiedy zgłosiła się ostatnia z osób, która miała ochotę na biwak poza parkingiem, wtedy Reeves zaprosił ich do swojej siedziby. Powodziło mu się znacznie lepiej niż każdemu innemu w tym zapyziałym parkingu. W jego kwaterze rzucił kilka dla niego pytań, aczkolwiek jakakolwiek odpowiedź nie zmieniła by jego zdania. Był gotów na swój los.
- Jeff. Czy słyszałeś te rzekome dzieci przez radio? – zapytał wprost trochę wchodząc mu w słowo – Nie wyczułeś, hmm, aktorstwa w ich głosach? Powiem wprost, śmierdzi mi to cholerną pułapką.

* * *

Przygotowania Jamesa nie trwały zbyt długo, większość rzeczy miał uporządkowane na prowizorycznej półce, resztę w plecaku, te które wyjmował rzadko jak blaszane naczynia które kupił kiedyś, dawno temu, na kilkudniowe polowania jakie sobie urządzał z ojcem Jess. Teraz wątpił żeby jakieś zwierzę spotkali, ale z pewnością będą musieli sypiać w jakiś norach, a posiłek sam się nie przyrządzi.

Miał też toporek strażacki, pamiątka z pracy jaką zabrał ze sobą w momencie gdy dowódca wydał swoje ostatnie polecenie. ”Zaopiekujcie się swoimi rodzinami, odezwę się gdy dowiem się czegoś od centrum kryzysowego w Los Angeles.” Zabrał wtedy również kilka innych przydatnych przedmiotów jak choćby racje żywnościowe które jakiś czas im pomogły, lecz skończyły się wieki temu. Toporek też nosił na sobie ślady użytkowania, wyraziste kolory dawno temu już wyblakły. Teraz mogła znowu wrócić do łask choćby do wywarzania opornych drzwi. Z tego co się orientował nie było wśród nich żadnego ślusarza czy kasiarza. W zbrojowni wydali mu karabin M14. Cenił sobie tą broń za jej kopa, zasięg i celność. W duecie z lunetą stawał się pełnoprawnym karabinem wyborowym, niestety nie miał okazji ani czasu aby wyzerować karabin. Zapewne leżał tam od początku zimy, jednakże cieszył się że docenili jego oko dając mu taką, a nie inną broń. Reeves musiał wiedzieć o nich więcej, niżby się to mogło wydawać.

Kiedy plecak został spakowany, przystąpił do ubierania się. Był to długi i skomplikowany proces, ale przebiegał gładko. Śmiał się w myślach że stroi się na cebulę, na szczęście dobór ubrań był dość rozsądny. Masa materiałowa którą na siebie zarzucił swoje warzyła, ale było mu ciepło i nie krępowała ruchów aż tak bardzo, jakby można się było spodziewać. Plecak, karabin na lewym ramieniu, siekiera została skrzętnie przymocowana do stelażu tak aby można szybko po nią sięgnąć. Przy pasku trzymającym spodnie znalazło się nawet miejsce na niewielki kozik, który w razie walki w zwarciu mógł zostać dość sprawnie wyszarpnięty z pokrowca i posłużyć do powiększenia uśmiechu napastnikowi. Wełniane spodnie były grube, siwego koloru. Dawały nogom to, czego w tak lodowatym klimacie brakowało czyli ciepła. Nie inaczej było z arktyczną kurtką, niestety jej zielony kolor będzie się z daleka wyróżniał na śniegu. Jimmy pomyślał nawet nad tym by owinąć się jakimś prześcieradłem, ale od razu sobie wyobraził jak się w nim zaplątuje i zamiast sięgnąć po karabin, ktoś przebija mu szyję nożem. Na całe szczęście kawał namiotowego płótna jaki przy sobie miał, był koloru białego, a przynajmniej kiedyś taki był. Jeżeli stwierdzi że jest wabikiem na wszystkie ukrywające się po ruinach męty, będzie zmuszony poruszać się w tym dodatkowym kaftanie. Zwieńczeniem stroju była kominiarka, wełniana czapka, narciarskie gogle oraz buty dodatkowo owinięte szmatami i workami robiącymi za ocieplenie i uszczelnienie, a wszystko to połączone taśmą klejącą, najlepszym przyjacielem każdego majstra.
Jak później miał okazję stwierdzić jego przyjaciele byli ubrani wcale nie cieniej niż on.
I niestety po chwili przekonał się, że ubrań nadal było za mało bo przenikliwe zimno dalej kąsało.

W ciemnościach posłużył się jak chyba każdy latarką kątową, którą zawiesił na kieszeni na piersi kurtki. Lina którą postanowił wziąć ciążyła mu, lecz jak szybko zauważył szybko zostanie spożytkowana. W dodatku przypadł mu do niesienia jeden z kanistrów. Był obładowany, a zastałe i zmarznięte mięśnie dość dosadnie mu o tym przypominały. Jutro zakwasy, o ile przeżyją dzień obecny i noc. To było pewne, tak samo to jak zbyt wylewne pożegnanie Jeffa. Chyba chciał się ich pozbyć, cóż, nawet jeśli w parkingu zostanie 7 osób mniej, 7 osób więcej pociągnie dłużej. Glover chciał wierzyć że jest inaczej, ale coś podsuwało mu same dość pesymistyczne wizje.

* * *


Pierwsza z przeszkód nie była zbyt okazała. Skok na dół, na zmarznięty śnieg mógł się skończyć frajdą lub trwałym kalectwem, a Glover nie miał zamiaru osłabiać drużyny już na samym starcie przez swoją głupotę. Bywał często nader odważny, takie zboczenie zawodowe, aczkolwiek nie był głupi.
- Możemy spróbować zejść piętro niżej i wydrążyć tunel. Mam saperkę. – rzucił w tłum, lecz nagle uświadomił sobie że Jeff nie wybrał nikogo na koordynatora, formalnego dowódcę.
Sielanka nie bycia pod kontrolą z pewnością niejednego by ucieszyła, lecz koordynator działań bardzo by się im przydał. Postanowił to zaproponować.
- Słuchajcie, jak będziemy się tak na siebie patrzyć i czekać aż ktoś coś zrobi, w życiu stąd nie zejdziemy. Proponuje szybkie, demokratyczne wybory na koordynatora działań, takiego nieformalnego przywódcę naszej ekspedycji. Proponuję osobę najstarszą, jakby nie było najpewniej najbardziej doświadczoną przez życie. O ile się nie mylę to Pan, Panie Antonio jesteś tu najstarszy?

Rozejrzał się też w tym czasie po okolicy. Jego miasto strasznie się zmieniło, ale nadal rozpoznawał budynki. Na przykład włoska pizzeria naprzeciwko tego budynku nadal stała, a raczej widać było jej szyld spod hałdy śniegu. Gasił tam kiedyś pożar oraz zabierał Jess na kolacje, przynajmniej od czasu do czasu.

Kilka kilometrów dalej powinien stać jego samochód którym próbował opuścić miasto. Wtedy śniegu było mniej i dotarcie do bagażnika trwałoby raptem kilka sekund. Teraz dokopywanie się do takiego skarbca, jakim był bagażnik wypełniony konserwami i mrożonym mięsem mijał się z celem. Czarny Jeep Cherokee odmówił posłuszeństwa w najlepszym dla Jamesa momencie, gdyby udało mu się wyjechać z miasta, z całą pewnością zginął by w trakcie szukania schronienia. Miał wyjątkowe szczęście że w ostatniej chwili trafił na ten parking i ludzi Jeffa, niestety dla Jess było już za późno. Zginęła kilka dni później w jego rękach. A on od tamtej chwili próbował się pozbierać...
I w tym samym momencie przypomniał sobie że zabrał wszystko prócz zdjęcia Jess, które stało koło jego pryczy. Był gotów po nie wracać, ale grupa czekała i dyskutowała. Był tu by im pomóc, a nie przeszkadzać. Stwierdził że przeżyje ten tydzień. A niech tylko ktoś to zdjęcie tknie i wywali do śmieci, przysiągł sobie że zabije.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 18-05-2015 o 00:18.
SWAT jest offline