Mała Grace była bardzo senna. Jeszcze chwilę temu leżała spokojnie w łóżku, a teraz ci wredni rodzice wyciągnęli ją na zewnątrz. Jedziemy do dziadków, mówili. Dziadek śmierdzi potem, a babcia zawsze oblewa się galonem perfum. Nie wiadomo co gorsze. I jeszcze te krowy… Nie lubiła tam jeździć, ale w ich wioskę nie są wycelowane żadne rakiety i jest tam bezpiecznie. Gdy jej rodzice pakowali rzeczy do samochodu, Grace stała obok i grała w łapki ze swoim misiem, Gibbsem. W pewnym momencie do zabawy przyłączyła się wrona. Była stara, większość piór już jej wypadła. Dziobnęła kilkukrotnie zabawkę i musnęła dłonie dziewczynki. Później poderwała się do lotu i ledwo, ledwo dofrunęła na gałąź. Grace śledziła ptaka i zauważyła jak witają się dwaj dorośli mężczyźni. Wrona obserwowała ich chwilę i po chwili wzbiła się do swojego ostatniego lotu. Próbując podbić lekko do góry i wylądowała z hukiem między mężczyznami. Podniosła łeb do góry i spojrzała im w oczy.
-Mmmmrrrrrgnnnn! Mmmmrrrggnn! Mhhrrr!- wykrakała, po czym zdechła. Grace mogła przysiąc że to ostatnie brzmiało jak “I’m here”
John zamarł gdy usłyszał hałas i szybko podciągnął spodnie. Szzzzz, schowaj się - popchnął kobietę głębiej pod biurko. Jego kolega poszedł przekazać list i widocznie szef otrzymał dobre wieści, bo aż wyszedł tutaj osobiście, co mu się rzadko zdarza. Zostawił parę drewnianych paczek i pudełko z guzikiem. Kazał nacisnąć przycisk, gdy goście Morgan, Adam lub Johann, których dokładnie opisał, będą opuszczać posesje. Wszystko po to by uzyskać dokładne dane, o której wyjechali i wjechali, nowy system elektroniczny - tak powiedział. A na dokładkę dorzucił tysiaka premii pod stołem i przyprowadził śliczną Monikę. Ależ to gorąca kobieta, południowa krew! To był jego szczęśliwy dzień! O niebo lepsza niż jego zrzędliwa dziewczyna…
Jak na złość, gdy był już blisko, usłyszał jakieś odgłosy. Wyjrzał przez okienko i zobaczył schludnie ubranego jegomościa, idealnie pasującego do opisu pana Adama. Spodziewał się że będzie wyjeżdżał samochodem. No nic, otworzył okienko gestem wskazał furtkę, nie chcąc ruszać się z biurka. Monika jak na złość zaczęła kontynuować.
- Do widzenia panie Estreicher! - rzekł miłym głosem i nacisnął przycisk, zgodnie z instrukcją. Eksplozja przyjemności zbiegła się z inną, dużo bardziej widowiskową eksplozją. Budka strażnicza zamieniła się w kulę ognia, rozrzucając resztki wszystkiego co było w środku w promieniu kilku metrów.