To nie jest mój wiersz i mówiąc szczerze, nie wiem czyj d:
Ale spodobał mi się na tyle, że mam ochotę się nim podzielić!
Mam nadzieję, że dla nikogo nie wyda się jakiś chamski, dla mnie jest zabawny, a sama nie jestem szczupakiem
Pomaga i ojciec, i matka, i babka,
i sąsiad, i synek, i pies i sąsiadka.
To pchają, to ciągną, wszyscy razem, w kupie,
by ciasne legginsy naciągnąć na dupę.
Pogoda cudowna i słoneczko świeci;
tu kotek zamiauczy, tam ptaszek przeleci.
Mówią przyjaciółki, mówią przyjaciele,
sto pięćdziesiąt kilo to wcale niewiele.
Sto pięćdziesiąt kilo, i wzrostu, i w pasie,
a jeśli nie Paryż, to chociaż Podlasie.
Sto pięćdziesiąt kilo piękna wewnętrznego
z orbity kosmicznej dobrze widocznego.
Taka niezależna, taka wyzwolona,
taka przeszczęśliwa i zadowolona.
Lubi mieszkać sama, źle się czuje w tłumie,
co by się nie działo, kot zawsze rozumie.
Dwa big maki, frytki, dietetyczna kola -
babcia jadła więcej jak wracała z pola.
Babcia jadła więcej, babcia więcej piła,
i jakoś od tego nigdy nie utyła.
To nie od jedzenia, to nie od siedzenia,
ani braku ruchu, bo to nic nie zmienia.
To jest co najwyżej kwestia genetyczna:
ona jest po prostu ametaboliczna.
Ona nie jest gruba tylko rozłożysta,
taki typ urody - uroda puszysta.
Duma ja rozsadza, duma ja rozpiera;
żeby nie wybuchnąć legginsy ubiera.