Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2015, 12:49   #12
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Alex i Kit - początki
nieprzymusowa lektura

- A tu... - Kit oprowadzający nową mieszkankę schronu po podziemnym królestwie otworzył kolejne drzwi - mamy coś w rodzaju łazienki. Powiedzmy, że to prysznic.
W wyłożonym kafelkami pomieszczeniu był co prawda brodzik, ale na środku łazienki królowała - o dziwo - balia. Drewniana balia, chyba wyciągnięta z jakiegoś muzeum. Kit nie wiedział dokładnie. Gdy on się pojawił w schronie, balia już stała na stanowisku.

- Wow. - zdziwiła się wychylając głowę. - Wygląda jak z muzeum. - dodała z wielką radością na ustach nie mogąc się napatrzeć na ten cud. Komu chciało się to robić w tych podziemnych garażach? Brodzik? Widać, że ktoś się tutaj starał, by ocalałym żyło się lepiej.
- Chyba trudno jest się myć, tak ogólnie. Zawsze tyle warstw na sobie, ogólnie najcieplej to nie jest. No i cóż. Trochę krępująco, nie? - nie wiedziała sama, czy chce pytać czy stwierdzić. W sumie trochę czuła się dziwnie z myślą, że miałaby tutaj się myc. A jak ktoś wejdzie gdy będzie naga? I będzie w dodatku jakimś chamem i zbokiem? Chyba zacznie chodzić myć się z bratem jak za czasów smarkacza. Choć to też nie należało do komfortowych sytuacji.

Kit spojrzał na nią z pewnym zaskoczeniem.

- Wiesz... zwykle korzysta się z zasuwki - powiedział. - Wtedy potrzeba siły, żeby otworzyć z zewnątrz. Oczywiście gdyby komuś coś się stało. Nikt jeszcze nikomu się nie wpakował podczas kąpieli. No, raz tylko. - Uśmiechnął się. - Ale to tylko dlatego, że ktoś zapomniał zamknąć drzwi.

Alexandra weszła wgłąb pomieszczenia rozglądając się ciekawie. Co chwila z zamysłu krzywiła usta, to w lewo to w prawo, tak samo kręciła się w kółeczko ciałem i głową, jakby chciała wszystko przeskanować swoim wzrokiem i zapisać w pamięci. Nie wiadomo, czy sprawdzała brud, ogólną sterylność pomieszczenia, czy może szukała jakiejś dziury służącej do podglądania. W ostateczności stanęła tyłem do Kita skupiając się na balii.
- Ja bym się chyba dziwnie czuła. Zawsze mam myśli, że coś nie zadziała, wiesz. Taki pech. Na przykład ile razy, w sklepie, byłam w przymierzalni, to zawsze… Naprawdę zawsze ktoś mi odsłaniał zasłonkę. A raz nawet jeden typ stanął pod takim kątem, by patrzeć w lustro mojej przebieralni, bo nie dało się zasłonić do końca i taka szpara zostawała. - opowiedziała pokrótce zastanawiając się. Chyba obmyślała plan mycia.
- Pewnie będę musiała przychodzić z obstawą! - zaśmiała się. Taki półżart, bo faktycznie przydałoby się wrócić do czasów szkolnych, gdzie do łazienki chodziło się parami, by druga osoba pilnowała drzwi.

Kit spróbował zachować poważny wyraz twarzy.
- To faktycznie nie była komfortowa sytuacja - powiedział. - Sytuacje - poprawił się. - Ale to nie problem. Zawsze możesz sobie przynieść parawanik z izby chorych. Albo, po znajomości, obejmę funkcję twojego strażnika kąpielowego - zaproponował z poważną miną.

Obróciła się szybko na pięcie by z szerokim uśmiechem stanąc twarzą w kierunku mężczyzny.
- Nie powinnam Cię wykorzystywać. Raczej. - odpowiedziała, choć propozycja wydawała jej się bardzo kusząca. W końcu lepszy ktoś, niż nikt, prawda? Jednakże nie lubiła angażować w swoje kaprysy innych ludzi i często starała się sama poradzić sobie ze swoimi zmyślonymi problemami.
- Nie chciałabym zajmować Ci czasu takimi bzdurami jak siedzenie przed drzwiami - skwitowała w ostateczności dając krok w jego kierunku i przechylając głowę lekko w bok. Znowu nad czymś myślała, ponieważ jej oczy delikatnie się zmrużyły patrząc niby na niego, choć było widać, że skupiły się na jakimś ślepym punkcie.

- Nie da się ukryć, że tu, pod ziemią, aż tyle zajęć nie ma. Pilnowanie twojego spokoju będzie miłą rozrywką w długie zimowe wieczory - powiedział. - Z drugiej strony... nie licz na codzienne kąpiele. Na aż tyle rozpusty nie można liczyć. Niestety.

- Nawet nie chciałoby mi się rozbierać tak często! - odpowiedziała otrząsając się z zadumy i ponownie uśmiechając do niego.

- W każdym razie, jak tylko będziesz mieć ochotę, to mów. To naprawdę nie będzie żaden problem. Idziemy dalej, czy masz jeszcze jakieś pytania związane z tym przybytkiem?

- Wydaje mi się, że sprzęt dostępny mówi sam za siebie
- powiedziała i ruszyła w jego kierunku, by go wyminąć. Skoro dalej to dalej, tylko co tutaj można pokazywać? To było zastanawiające.

- Może chciałaś się dowiedzieć, skąd bierze się woda, gdzie się ją wylewa i takie tam nieprzyjemne przyziemne informacje - uśmiechnął się Kit, odrobinę schodząc jej z drogi. - Chodźmy dalej.

Zatrzymała się gwałtownie i momentalnie odwróciła z powrotem w jego kierunku. Wpadając na Kita, który nie przewidział takiego obrotu sprawy. Nie narzekał zresztą, chociaż wpakowała mu się na palce.
- No tak! To mów! - zagrzmiała z powagą, jakby dopiero teraz do niej doszło, że potem będzie siara, gdy zostawi po sobie syf jak jakieś nieporadne dziecko!

- Wodę ciepłą bierzemy z kuchni - uprzejmie poinformował ją Kit, przytrzymując swoją rozmówczynię, by się od niego nie odbiła. Ewentualny świadek mógłby to uznać za przytulanie... - Zimną z wyższego poziomu. Tam jest taki duży zbiornik. Natomiast zużytą wodę trzeba przelać do wiaderka i wylać w sąsiedniej kanciapie.

Alexandra skrępowała się lekko swoją niezdarnością i nieuwagą. Mimo to uśmiechnęła się jakby nigdy nic, choć uśmiech ten wyglądał na bardziej teatralny niż te poprzednie. Widać próbowała wybrnąć z tej sytuacji z twarzą. Nie chciała przecież naruszać jego osobistej przestrzeni, po prostu ostatnio była zbytnio zamyślona.
- Ach. - odparła jedynie, bo troszkę ją zatkało. Przez dłuższą chwilę stała tak w bezruchu, w trochę głupiej, dla niej, sytuacji. W końcu jednak dała subtelny krok w tył, nie chciała się w końcu wyrywać, a jedynie oddać mężczyźnie jego przestrzeń.
- No tak. Rozumiem. - skłamała, co chyba dało się zauważyć. Nie była w tym najlepsza. Po prostu przez tę niezręczną sytuację nie skupiła się na słowach, tylko gapiła się na niego w bezruchu, przez co widziała ruch ust, ale nie zarejestrowała do końca ich słów. No trudno, najwyżej będzie pytała jeszcze raz, kiedy nadejdzie dzień mycia.

Kit opuścił ręce, chociaż bliskość Alex nie była niczym niemiłym. Przez moment wpatrywał się w jej zielone oczy, a potem przeniósł wzrok nieco niżej. Usta dziewczyny, jak się okazało, były równie interesujące...
Przez moment zapragnął ponownie ją przytulić, ale uznał, że byłoby to zdecydowane nadużycie zaufania.
- Masz na coś ochotę? - spytał. - Znaczy, do zjedzenia - uzupełnił szybko wypowiedź, uzmysłowiwszy sobie dwuznaczność owego pytania.

Alexandra spojrzała gdzieś w bok, starając się już unikać tego spojrzenia. Przynajmniej jeszcze przez pewną chwilę. Naprawdę miała ochotę skarcić siebie w myślach, za taką nieporadność i nieuwagę, o czym ona myślała? Pytanie na szczęście zabrzmiało jej niegroźnie. Była ufna, może nawet naiwnie wierzyła, że ludzie z natury są dobrzy. Tak i tutaj nie miała większych wątpliwości, że Kit nie chce zrobić jej nic złego. Była pewna, że chce dla niej dobry.
- Miły jesteś. - rzuciła przyjemnym głosem i uśmiechnęła się, jak zawsze. Mogłaby tego uśmiechu nie ściągać z twarzy, taka właśnie była. Nawet mimo przykrej sytuacji, w jakiej znalazł się świat, starała się zachowywać jakby nic się nie stało, jakby życie toczyło się dalej. Nie było to łatwe, ale w szpitalu miała dużo czasu na przemyślenia różnego typu, w tym i zastanawianie się nad tym “co będzie dalej?” Cieszyła się, że w ogóle żyje, że może pomagać innym, że być może w tym życiu jeszcze spotka ją coś dobrego. Przed apokalipsą zbytnio skupiła się na pracy, nauce. Tyle straciła…
- Ale nie, dziękuję. Po prostu nie chciałabym jeszcze zostawać sama. Długo byłam sama i jeszcze nie czuję się do końca pewnie i bezpiecznie. - oznajmiła szczerze, wciąż nie zaszczycając go swoim spojrzeniem. Być może trochę się wstydziła, gdzieś w głębi wkradła się nutka nieśmiałości. Nie chciała by wyglądało to na jakąś tanią próbę podrywu. Po prostu potrzebowała z kimś pobyć. Nawet jeśli mają gadac o wylewaniu brudnej po myciu ciała wody.

- Chodźmy zatem. Skoro nie interesuje ani kąpiel, ani jedzenie, to pokażę ci do końca cały nasz świat i powymieniamy poglądy na różne sprawy - zaproponował.

Zaśmiała się widocznie, ale nie powiedziała dlaczego. Tak naprawdę wyobraziła sobie “wspólną” kąpiel. Było to na tyle głupie, że aż zabawne. Nie chciała mu o tym mówić, bo to nic poważnego, taka przelotna myśl, która sama nasunęła się po usłyszeniu jego słów. Brzmiały bowiem one jak propozycja. Kiwnęła więc głową patrząc w końcu na niego. Wtedy jej uśmiech poszerzył się bardziej. Był dla niej miłą i pozytywną postacią, pocieszał ją swoim byciem w pobliżu. Miała nadzieję, że po pewnym czasie nie uzna jej za nachalną, ponieważ lubiła spędzać dużo czasu obok osób, które ją pocieszały tylko tym, że po prostu były. Mały wysiłek, a tyle radości. Dała krok w bok i czekała aż ruszy, by móc iść za nim, ewentualnie bardziej obok. Była ciekawa gdzie teraz ją zabierze, choć na wycieczkę do ZOO nie miała co liczyć.

- Jak już mówiłem - Kit podał jej uprzejmie ramię - nasz pałac ma cztery poziomy podziemne. A na początek... na początek zapraszam cię na spacer po parku.

Kobieta zmarszczyła czoło ze zdziwienia. Tak samo niepewnie poszła z nim pod rękę. Może lepiej było tego nie robić? W sumie to tylko gest uprzejmości, ale ludzie mogą dziwnie patrzeć. Zdecydowanie za dużo myślała.
- Parku? - spytała wciąż niedowierzając. Nie potrafiła aż powiedzieć nic więcej. Patrzyła na niego swoimi zielonymi tęczówkami, a jej źrenice były naprawdę duże i niespotykane u osób nieodurzonych. U niej jednak było to piękne z natury.

Kit przez moment nie odpowiadał, wpatrując się w oczy dziewczyny. Zdecydowanie było w co się wpatrywać...
- Tak nazywamy nasze tereny uprawne - odparł po chwili. - Mamy tam lampy kwarcowe, trochę trawy, trochę wodorostów. Najprawdziwsza na świecie zieleń. Ale kwiatów nie wolno zrywać - dodał z uśmiechem.

- Łał~ To niezwykłe, że udało się doprowadzić do czegoś takiego - odparła pełna podziwu zaciskając mocniej rękę na jego ramieniu. Lubiła czuć taką pewną stabilizację, więc musiał być to wyraźny uścisk, jakieś czucie, a nie wstydliwe zawieszenie bezwładnej ręki.
- Ludzie to jednak potrafią, nie? - dodała chcąc usłyszeć poparcie dla swej fascynacji i zerknęła na niego z poziomu swego wzrostu.

- Owszem, potrafią. Ale trzeba się nieco napracować. Muszę szczerze przyznać, że to, co zobaczysz, nie było moim dziełem. Ja się tylko przykładam do tego, żeby to wszystko jakoś działało. Tu coś przykręcę, tam przylutuję. Albo wykombinuje coś innego.


- Czyli umiesz zrobić coś z niczego! Jesteś przydatny.
- podsumowała, choć nie zastanawiała się czy aby na pewno brzmi to jak komplement, ale tak miało być. Zdecydowanie. Idąc obok niego rozglądała się zaciekawiona obserwując co mijają. Może nie było tutaj zbyt przytulnie, ale na pewno lepiej niż w szpitalu wśród sterty zwłok.
- Łóżka też budujesz? - spytała z ogromnym zacieszem na twarzy i wlepiła w niego swoje oczy. Ale jej się zamarzyła dwuosobówka!

- W tej chwili mamy jeszcze kilka wolnych, ale gdyby była taka potrzeba... A co? Masz jakieś specjalne zamówienie? Królewskie łoże z baldachimem?

Zaśmiała się szczerze.
- Żebyś wiedział! Po prostu widzę to przed oczami - odpowiedziała pełna podekscytowania.
- Choć posiadanie takiego łóżka byłoby bezczelnością w stosunku do reszty ocalałych. Na pewno każdy z nich zasłużył na wiele, głupio by mi było pławić się w takich luksusach. Ale kurcze, wyobraź sobie, takie wielkie łóżko z zasłonami~ - rozmarzyła się przez chwilę i westchnęła głęboka, wciąż mając na buzi uśmiech.
- To aż przesada zważywszy na sytuację planety. Zrobić jej na złość i zbudować sobie luksusowe łóżko mimo iż brudną wodę trzeba zlewać w jakimś pomieszczeniu, ciepłą przynosić sobie z czajnika, a jedzeniem są głównie konserwy - znowu się zaśmiała. Komizm tej sytuacji, mimo swej dodatkowej tragedii, był dla niej naprawdę zabawny. Jeść tyrolską na łóżku z baldachimem i wymachując przy tym nogami odzianymi w wełniane, całkowicie antyseksowne skarpety.

- Wszystko zależy od tego, co masz zamiar robić za tymi zasłonkami - powiedział. On w zasadzie wiedział, do czego by mu się przydało takie łóżko. I z kim...

Ponownie się zaśmiała. Nie mogła inaczej.
- A bo ja wiem. - odpowiedziała szczerze w stu procentach patrząc już przed siebie. Chyba zaczęła się zastanawiać co mogłaby tam robić. Może jeść? Albo czytać? W sumie…
- W sumie to dobre pytanie, naprawdę nie wiem! - dodała po chwili, wciąż była pełna podekscytowania, jakby myślała, że serio zrobi jej takie łóżko.

- Skoro to ma być łóżko na specjalne zamówienie, to będziesz się musiała zdecydować dokładniej, do czego ma służyć. Prócz spania
- dodał.

- To spanie nie wystarczy?
- posmutniała krzywiąc buzię w zamyśle. Cóż, raz czy dwa razy miała chłopaka, to fakt, jakąś świętoszką nie była, jednak w głowie takie rzeczy jej nie hulały. Była od nich wolna, nie czuła się zniewolona przez żądzę czy myśli o seksie. Dla niej łóżko było do spania i nauki. Głównie.
- Kurczę, szkoda. Będę musiała zadowolić się takim małym - odparła i tak będąc zadowoloną. W końcu ma łóżko, a nie podłogę, chyba można się cieszyć, prawda?

*** Aktualnie ***


Kiedy Nathaniel odmówił by to ona wzięła udział w zadaniu, poczuła się, że znowu traktuje ją jak dziecko. Przecież taki tok rozumowania był niedorzeczny. Czemu ona miała zostać, a on iść? Albo obydwoje idą, albo obydwoje zostają, prócz siebie nie mieli nikogo, a dla niej siedzenie tutaj zdawało się być już bezcelowe. Miała swoje powołanie, chciała nieść ludziom pomoc. Po to została lekarzem, a nie po to by siedzieć z założonymi rękami i patrzeć jak inni umierają, tracą nadzieje.
Uśmiechnęła się sztucznie do Reeversa i chwyciła brata za rękę przyciągając go do siebie, by stali jak najbliżej.
- Razem idziemy. - sprostowała w ostateczności, na co "dowódca" najwyraźniej przystał. Widać spieszyło mu się, nim zmienią zdanie, bo szybko zabrał całą grupę do, zdawałoby się, swojego kącika.
Alex zerknęła gniewnie na brata mrużąc swoje zielone oczy, po czym na jej buzi zakwitł mały, zaczepny uśmieszek, który to szybko przerodził się w przyjemniejszy widok jej szczerej radości.
Fakt, nie zachowywała się jak większość osób znajdujących się w tej sytuacji, zdawała się być dla nich pewnie odrealniona, nader optymistyczna, uśmiechnięta, przemiła, niezgryźliwa i niezgorzkniała, co chyba nie zdarzyło się tutaj jeszcze nikomu.
Gdy szli do innego pomieszczenia puściła Nathaniela, by nie musiał czuć się zażenowany przy kolegach, choć pewnie minęło mu to już w wieku lat 10. Nie mniej jednak, w sytuacjach wymagających powagi i analizy, Alex nie lubiła poddawać się uczuciom, chowała je głęboko, by móc ocenić sytuacje i zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
Wiedziała przecież, że nikt jej nie zmuszał, bynajmniej. Powinna w sumie zrezygnować, fizycznie była najsłabsza z całej ekipy, być może i najbardziej narażona na niebezpieczeństwo, przez to wszystko. Miała jednak sporą wiedze, mogła im pomóc w sposób profesjonalny dożyć końca wyprawy, nawet jeśli kilka osób wróci bez ręki, czy też bez nogi. Liczyła się z taką sytuacją, że w pewnym momencie podróży konieczna może być amputacja. Miała jednak szczerą nadzieję, że nikomu się to nie przytrafi, a jeśli już komuś by miało, to tylko jej. Ona poradziłaby sobie z tym, powinna w sumie wierzyć też w siłę psychiki pozostałych osób, tym bardziej, że byli mężczyznami, jednak ich smętne miny, przewijające się odkąd tutaj ich poznała, sugerowały jej, że kiepsko znoszą nacisk psychiczny.

Po wszystkim przyszedł czas pakowania. Nie mogła się wycofać, choć po pytaniu Jamesa zaczęła się zastanawiać. Może faktycznie ten przekaz był zwykłym oszustwem? W sumie nikt nie daje im gwarancji na to, że ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, może po prostu zwabia w swe sidła ocalałych? Spodziewała się nawet kanibalizmu, w końcu o zapasy żywności nie było łatwo. Poza tym, to co spotkało ją już dawno, w pierwszych tygodniach apokalipsy, sugerowało, że na zewnątrz kryje się wielu złych ludzi, pozbawionych wszelakich skrupułów. A może Ci źli też posiadali radioodbiornik i będą na miejscu przed nimi?
Alex nie miała już więcej czasu na rozmyślenia, musiała się umyć, spakować, porozumieć z Nathanielem i Kit'em, by nie było nieporozumień co do tego, co ze sobą biorą. Zawsze mogli się dzielić małymi rzeczami, to nie powinno sprawić problemu. Nie była zbyt silna, więc i nie brała wiele. Do plecaka prócz medycznych rzeczy spakowała ceramiczny kubek, ponieważ według niej był wielofunkcyjny i wystarczający. Dało się w nim zjeść, wypić, a i podgrzewać na ogniu było można, gdyż z tego materiału robiło się też garnki. Prócz tego wzięła łyżkę, grubaśny śpiwór, ciepły koc, latarka, nożyczki, wielofunkcyjny scyzoryk, gumki recepturki, pilniczek, zapalniczka, krem do skóry (natłuszczający), nawilżające chusteczki do mycia ciała. Dopakowała też kawałek liny, ale nie była ona gruba, ani długa (1m) i raczej z myślą o usztywnieniu kończyny. Wzięła parę bluzek na zmianę i bieliznę. Raczej przez te 3 dni się nigdzie nie umyją, trzeba będzie ze sobą wytrzymać.
Na siebie planowała ubrać 2 bluzki z długim rękawem, dwa swetry z za długimi rękawami, polar, gruba kurtkę, śliską i nieprzemakalną typu narciarskiego. Wielki, gruby wełniany szalik owinięty wokół szyi trzy razy, polarowa czapka, futrzasta czapka z nausznikami i dodatkowe same nauszniki.
Dwie pary leginsów (jedne termiczne), trzy pary skarpet, futrzaste, wsuwane buty, ocieplane wewnątrz długości do wpół łydki, nieprzemakalne. Rękawiczki bawełniane i narciarskie. Gogle na oczy, rakiety śnieżne na nogi i gotowe.
Póki co jednak, nim wszyscy się zbiorą, postanowiła ostatni raz zjeść coś w spokoju i napić się ciepłej herbaty.



Jeśli odchodzić, to wśród tych, których kochasz. Tak chyba byłoby najłatwiej, przynajmniej dla osoby odchodzącej. Szkoda tylko, że czasami nie zastanawiała się nad egoizmem tego zwrotu, ponieważ ten płynął z niego hektolitrami samozadowolenia. Własne szczęście stawiane nad innymi - to nie było to, czego Alex pragnęła. Dlatego wolałaby umrzeć ostatnia, by w złych chwilach zaopiekować się każdym, być przy nim, wspierać go, a potem pozostać zupełnie sama, samotna, ale czuć, że dzięki niej, ktoś lżej zniósł swoją klęskę. Byli tacy, co podziwiali jej wewnętrzną siłę, ale też tacy, którzy kompletnie jej nie rozumieli. Ona jednak była pogodzona z wieloma nieprzyjemnymi, prawdopodobnymi sytuacjami oraz przygotowana niemalże na wszystko. Spodziewała się, że ta wyprawa nie zakończy się dobrze. Faktycznie, miała nadzieję i wiarę w sukces tej wyprawy, ale równocześnie nie potrafiła wyobrazić sobie, że powrócą z niej wszyscy śmiałkowie.
Reevers prowadził ich na wyższe kondygnacje, a ona wciąż myślała. Zastanawiała się nad tyloma kwestiami i trudnościami, jakie mogą ich spotkać, w końcu nie byli do końca świadomi i pewni stanu, w jakim znajduje się miasto. Jak wysoko sięga śnieg? Czy dotychczasowe najwyższe budynki, wieżowce, wyglądem przypominały teraz małe, kwadratowe domki?
Szybko się przekonała, kiedy drzwi za nimi się zamknęły i pojawiły się pierwsze komplikacje, zdawałoby się, że tak cholernie błahe, a jednak zawrzała dyskusja. Tylko po co gadać? I tak każdy z nich w jakiś sposób będzie musiał zejść, prędzej czy później.
Najpierw głos zabrał James, jednak Kit szybko mu odpowiedział.
- Dwa razy nie - powiedział Kit. - Po pierwsze nie sądzę, by ktokolwiek miał odpowiednie doświadczenie, jeśli chodzi o życie w takich warunkach. A po drugie, przebicie się z niższego poziomu zajęłoby dużo czasu i stracilibyśmy dużo energii. Mamy dwa i pół metra do przebycia. Zapewne udałoby się bez problemów opuścić kogoś w dół, podając mu pomocną dłoń. Lub wykorzystując taki drobiazg jak lina.
- Alex, zaryzykujesz?
- spytał.
Sama sądziła, że to nie jest najlepszy pomysł, ponieważ jest słaba i znajdując się na dole nikomu w niczym nie pomoże. Kobieta podeszła bliżej i wychyliła głowę by spojrzeć w dół. Nie wydawało się być zbyt wysoko, może to tylko takie wrażenie przez tę ilość puchu znajdującą się na dole. O ile puchem można nazwać zlodowaciały śnieg, który nawet pod ich stopami nieprzyjemnie skrzypiał.
- No w sumie. I tak ktoś musi być pierwszy… - mruknęła z zastanowieniem wciąż patrząc w dół, a nie na ludzi ją otaczających. Pomyślała nawet, że w sumie fizycznie i tak jest najmniej potrzebna, więc jakby jej się coś stało z nogą, to to obojętne. Sprawna jako jedyna być nie musiała. Okrutne myślenie o swojej przydatności. Nie chciała komentować decyzji o wyborze dowódcy, jej nie robiło to większej różnicy, choć wydawało jej się, że wybieranie mogłoby być pierwszym krokiem do poważnej kłótni lub też późniejszych nieporozumień. Jednak mimo tego, iż wyraziła już zgodę, Nathaniel podszedł i stanowczo odsunął ją od tego pomysłu, deklarując, że zrobi to pierwszy. Tak, to wydawało jej się lepszym rozwiązaniem, spojrzała na Kita nie tyle z wyrzutem, co jakby zastanowieniem, co przyszło mu do łba, by dawać jej to jako pierwszej?

-Użyjemy liny - oznajmił Nathaniel wychodząc naprzód i zatrzymując się obok siostry. - Ja pójdę pierwszy. - dodał spoglądając na Alex, by następnie odsunąć ją od przeszkody ruchem ręki. Zdjął plecak z całym swoim sprzętem i ostrożnie położył go na ziemi. Z jednej z jego kieszeń wyjął wspomnianą linę. -Przytrzymajcie ją, kiedy będę schodził, a potem możecie przywiązać ją do jednej z kolumn i zejść za mną. W międzyczasie podacie mi cięższe rzeczy z którymi niewygodnie by się schodziło. - To mówiąc wskazał na kanistry.
- No to ja za tobą - powiedział Kit, chwytając linę. - Potem wszystkie bagaże.
Przełożył linę przez barierkę i opuścił krótszy koniec na ziemię. A raczej na zamarzniętą śnieżną powierzchnię.
- No i pięknie - skomentował Logan - Widzę, że głosowania nie będzie, już bierzecie się do roboty - po co rozważać głosy wszystkich, nie? Jeśli mogę zadać pytanie, to co z liną ? Zostawimy zawieszoną? Moim zdaniem lepiej nie zostawiać śladów, zwłaszcza tak blisko obozu. Ktoś umie ocenić, jak gruby tu jest lód ? Moglibyście zjechać, a ja rozwiązałbym linę i spróbował zejść na dół używając czekanów.
- Nie będziemy zostawiać liny - odparł Kit. - Również dlatego, że nie mamy ich za dużo. A zanim zacznie schodzić ostatnia osoba, ktoś z dołu przytrzyma linę. Dwóch ktosiów - poprawił się.
Logan wciąż nie był do końca przekonany. Nigdy nie miał zaufania do lin. Pękały w najmniej spodziewanym momencie - przynajmniej jego zdaniem. Na szczęście te, które mieli przy sobie sprawiały wrażenie w miarę solidnie wykonanych.
- Jak sądzisz - odrzekł po chwili namysłu - Chyba masz rację.
-Wolałbym nie bawić się w demokrację. Jak ktoś ma lepszy pomysł, to niech coś powie. Jako grupa dorosłych osób o różnych umiejętnościach nie potrzebujemy, by jeden decydował za wszystkich. Szczególnie, gdy ten wybrany może nie znać naszych możliwości - wtrącił Nathaniel przymierzając się chwilę do zejścia. Nie miał zamiaru się kłócić ani sprzeczać, więc nie czekając zbytnio na odpowiedź - po upewnieniu się, że sznur jest w dobrych rękach - zaczął schodzić na dół.

Lepiej będzie tak, że zejdzie Nate, potem Kit, a jakby ruda złaziła, to przynajmniej będzie miał kto ją łapać. Oby tylko się nie pokłócili o to, który powinien, bo w końcu żaden tego nie zrobi...
Miała jednak nadzieję, że przy porządnym skupieniu sobie poradzi. Musiała tylko mieć stabilny chwyt, żeby śliskie rękawiczki nie przeszkodziły jej w tej stabilności.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-05-2015 o 08:56.
Nami jest offline