Wątek: "40. piętro"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2007, 08:30   #4
Tahu-tahu
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Susan Pulasky

Kiedy po New Alrec przetaczała się fala przeróżnych dzwonków, melodyjek cy radiowych przebojów oznaczających mniej więcej: "Wstawaj leniu!" Susan już od kwadransa siedziała za biurkiem. Dyskretna melodyjka (Mozart) jej nowoczesnego budzika odezwała się o 6.00 i oznaczała "Witaj! Dziś kolejny dzień sukcesów! Zaczynasz go na XXI piętrze - kto wie, na którym skończysz?"

Szybki skok z łóżka na wyłożoną bambusową matą podłogę, pstryk - i z wbudowanych w narożniki pomieszczenia głośników popłynęła uspokajająca muzyka. Susan w skupieniu wykonała poranne ćwiczenia - połączenie kilku pozycji paranajamy z wystudiowanymi zamachami i pchnięciami swoim shinai - na prawdziwy trening kendo nie miała dziś czasu. Susan z przyjemnością obserwowała swoją szczupłą, wysportowaną postać w lustrze - to był jeden z tych dni, w których nie dręczyła się swoim wiekiem (a za dwa lata czekało ją przekroczenie Fatalnej Trzydziestki).

Dalszy ciąg porannego rytuału - włączenie ekspresu w drodze do łazienki, zimny prysznic połączony z szorowaniem całego ciała szorstką rękawicą, wklepywanie balsamu, kremów... "Kontrolowanie własnego wyglądu to ciężka robota..."
Wciąż upaćkana użytymi przed chwilą specyfikami siadła przy kuchennym stole - w ramach optymalizacji procesu wstawania stwierdziła już dawno, że jej skóra wchłonie kosmetyki lepiej jeśli da się jej na to po prostu czas. Śniadanie - zdrowe, acz niesmacznie chrupkie pieczywo, niskokaloryczny serek, sałata z pomidorami, kawa i sok pomarańczowy... Od tego schematu zdarzały się Susan odstępstwa, ale i tak nie mogła się już doczekać momentu w którym zajdzie już wystarczająco wysoko, żeby nie musieć codziennie się umartwiać.

Z szafy, w której Manita utrzymywała idealny porządek Susan wyjęła przygotowany na dziś strój - jak zwykle: dość krótka, ale stylowa spódnica, jasna bluzka, żakiet... całość tak dobrana, by jak najlepiej podkreślać świetną figurę kobiety. "To też na coś się przydaje... w końcu to dzięki temu poczciwinie Stuartowi wskoczyłam na swoje obecne miejsce..." Myśl poświęcona jednemu z kierowników Poczty Zewnętrznej była dość przelotna. Susan nie spotykała się z nim od dawna, a nawet wtedy łączyło ich jedynie kilka miłych randek - no i oczywiście bujna dżungla niewypowiedzianych obietnic... "Ale to się nie liczy"
Jeszcze tylko makijaż - jak zwykle dyskretny, ale dobrany w sposób całkowicie optymalny przez Annie, wizażystkę Susan. "Makijaż nie jest w końcu od tego, by był widoczny - ale od tego, byś wyglądała prześlicznie."

I Susan ze swojego wyglądu była zadowolona. Przed apartamentowcem ("Och, żeby kupić sobie tu mieszkanie na samej górze zamiast tej klitki") czekało na nią auto, Saturn Ion - Susan pamiętała, że musi przed pracą zdążyć zajechać na targ kwiatowy po bukiet dla Esther. Dobry pracownik pamięta o imieninach przełożonego - a pracownik świetny zawsze ma na podorędziu jakiś drobiazg.
Susan kupiła piękny, duży bukiet herbacianych róż - ważne jest bowiem dodatkowo znać upodobania szefowej - i bukiet forsycji, które z kolei były ulubionymi kwiatami jej samej. Ta druga wiązanka będzie do Sali Pamięci - Susan zdawało się, że pamiętała nocnego stróża, dla którego teraz wiozła te kwiaty ("Coć już nie może się nimi cieszyć."). Kiedyś, gdy została po pracy dłużej niż zwykle jakiś miły starszy człowiek żartobliwie ją złajał... a zresztą, może to nie on. "Nieważne."

Ważne za to były takie drobne gesty jak promienny uśmiech do tego obleśnego typa Craveya, kilka słów zamienionych ze spotkanymi na parterze innymi pracoholikami, wystudiowane skupienie na twarzy podczas wizyty w Sali... Stojący obok niej mężczyzna najwyraźniej nie chciał szybko awansować - zamiast udawać kontemplację i zadumę odebrał jakąś wiadomość i szybko opuścił pomieszczenie. Susan z wyrazem twarzy całkowicie odpowiadającym oczekiwaniom Samej Góry postała w Sali jeszcze parę minut - po kolejnych kilku była już na swoim, dwudziestym pierwszym piętrze.

Susan Pulasky
Zastępca Kierownika Poczty Korporacyjnej
Pokój 2117, piętro XXI (wchodzić przez sekretariat)


W ciągu ostatniego miesiąca Susan często powtarzała sobie słowa, które widniały na jej nowej wizytówce ("wchodzić przez sekretariat" było jej ulubionym fragmentem) - od kilku dni jednak czuła, że jest gotowa do dalszej drogi. Esther (kierownik Poczty Korporacyjnej) wspominała coś o stanowisku koordynatora Usług Pocztowych na które miała zamiar startować... Susan na pewno udałoby się wtedy wskoczyć na jej miejsce. "Ale dlaczego nie mogę sama wystartować w tym konkursie? Trzeba tylko dziś sprawdzić, kto go rozstrzyga. Jeśli mężczyzna... cóż, jestem od Esther młodsza o jakieś dwadzieścia lat."
Te plany jednak na razie miały pozostać w tajemnicy - na biurku Susan czekały już kwiaty dla szefowej, imieninowe życzenia też były gotowe, wszystkie służbowe zadania skończyła jeszcze wczoraj wieczorem...

"Jestem na naprawdę dobrej drodze."

 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline