Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2015, 17:54   #92
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
[Gdzieś na drugim końcu świata]

*Tło*

Maeve podeszła do okna, spoglądając na Srebrne Jezioro, którego tafla połyskiwała w zachodzącym słońcu. Wszystko działo się tak szybko... Nie było do tej pory czasu na chwilę refleksji. Od razu rzucono ich w wir przygód, na głęboką wodę. Teraz siedzieli tu, w zamknięciu, oczekując na kolejne instrukcje Elrima. Wraz z Galwenem dostarczyli mu tajemniczy artefakt, ale za jaką cenę? Elfi wojownik zginął, a Tom ledwie przeżył. I to wszystko przez jakichś krasnoludów w spódniczkach… Tom był teraz zupełnie inny - wyciszony, zrezygnowany, wcale nie chciał przeżywać kolejnych przygód w tym magicznym świecie. Nie chciał ruszyć w dalszą podróż. Zabolało ją to, zawiodła się nawet nie co. Liczyła na wsparcie, którego zawsze był gotów jej udzielić. Najwyraźniej jednak musiała sobie radzić sama. Ale Maeve nie powinno to przerażać. Poza tym wiedziała, że tak będzie lepiej - nie będzie plątał im się pod nogami. Nawet z pomocą artefaktu od Elrima nie był zbyt przydatny.

Ona też była inna. Nie była już tą biedną, zahukaną Abigail z XXI wieku. Tamta Abby nigdy nawet nie pomyślałaby w ten sposób o swoim bracie. Zawsze byli bardzo zżyci, zawsze byli blisko. Tyle że tutaj nie mogła już być Abby. Była o tym przekonana od momentu, gdy obudziła się na tamtej polanie; od momentu, gdy dotarło do niej, co się dzieje. Postawiła sobie za cel być tą, którą wymyśliła przed sesją. Musiała grać Maeve - odważną, zdecydowaną, pewną siebie, twardą... Musiała się nią stać - czyż nie tylko w ten sposób mogła przeżyć? To nie było łatwe, ale czy nie po to od tylu lat doskonaliła swoje umiejętności role playu? Czy nie właśnie na taką okazję?

Maeve dotknęła zimnej tafli okna. Skupiła wzrok na ulotnym odbiciu w szkle. Patrzyła na nią urodziwa kobieta o przenikliwym spojrzeniu brązowych oczu. Długie, czarne włosy opadały swobodnie daleko za ramiona i kontrastowały z jasną, gładką skórą. Abigail oddałaby wiele, żeby tak wyglądać. Ciało jej postaci - jej ciało - było smukłe, wyćwiczone, a kobiece kształty pełne. Od przybycia do Ethernis nie odczuwała mdłości, nie bolał jej brzuch, nie miała duszności... Ani razu. Maeve była zdrowa jak ryba. Czy nie mogło tak zostać już na zawsze?

Elrim twierdził, że nie mogło, że musieli wrócić. Może jeśli będzie mu posłuszna, jeśli bez szemrania będzie wykonywać jego polecenia - może jednak znajdzie się jakiś sposób, by mogła zostać? Musiała znaleźć sposób. Wolała szybką śmierć z rąk przeciwnika, jakiej ofiarą padł choćby Damien, niż powolne umieranie bez nadziei.

Drzwi do pokoju otworzyły się. Dłonie instynktownie sięgnęły do rękojeści mieczy, a potem opadły. Erlim.
Koci mag wyznaczył im kolejną misję. Swoją drogą nieco przypominał jej Toma. Jej brat również lubił koty i był podobnie roztrzepany. Miała już na ten temat nawet swoją teorię, póki co jednak zachowała ją dla siebie. Teraz mieli zadanie do wykonania. Ale czy pozostali Ziemianie w ogóle przyjmą ich pomoc? Maeve liczyła na to, że posiadanie w drużynie kapłana będzie wystarczającym argumentem…

***

[Wracając do amazońskiej dżungli...]

Dżungla, wszędzie dookoła dżungla. Nic tylko drzewa, liany, krzaki i robactwo. Duszno i nieprzyjemnie. Przypominało to trochę Stranglethorn Vale z WoW-a. Mimo to Abigail miała nadzieję, że szybko będą mogli zmienić scenerię. Maeve, która powstała w jej głowie tuż przed obiecaną sesją, też nie była miłośniczką dzikiej przyrody. Drzewa w parkach, trawka równo przystrzyżona, żywopłoty w kształt zwierzątek i kolorowe klomby - w porządku. Ale zdecydowanie nie TO! Nic więc dziwnego, że Maeve pasowała do okolicy niczym pięść do oka. Perspektywa spędzenia jakiegokolwiek czasu w tej wiosce wcale nie poprawiała jej humoru.
- Stolica... - mruknęła pod nosem, tak jakby mruknęła Maeve, którą Abby wymyśliła.
- Lepsze to, niż ganianie po górach - odpowiedział Galwen. Jego elfia część, połączona z zainteresowaniem ziołami i leczeniem przy ich użyciu, sprawiała, że akurat jemu ta okolica całkiem odpowiadała. - Ciekawe jak im szło, gdy nas nie było...
- Pewnie na tyle dobrze, że wcale nie będą nas potrzebować. - Maeve uśmiechnęła się krzywo.
John znał pobieżnie Abigail, siostrę Toma. Od przybycia do Ethernis zachowywała się zupełnie nie jak ona.
- No, przynajmniej mnie. Żadna drużyna wszak nie pogardzi kapłanem.
- Znałem kilka drużyn, które pogardziły kapłanem. Nie jest tajemnicą, że dobrze na tym nie wyszli, ale zdania i tak nie zmienili. - mówił półelf, ciągle podziwiając okolicę - I nie bądź taka pewna, że nie będą cię potrzebować. Znam kilka kampanii, w których ani rusz bez postaci takich jak twoja.

Maeve usłyszawszy, że ktoś się zbliża, spojrzała w kierunku, z którego nadciągali jeźdźcy.
- To chyba oni - rzuciła do półelfa, przyglądając się procesji.
Poprawiła opaskę, która symbolizowała jej pozycję jako posła i wyszła grupie naprzeciw.
- Przysyła nas Erlim - powiedziała, unosząc dłoń na powitanie.
Każdy może to powiedzieć, pomyślał Ethan, bacznie obserwując oczy mówiącej.
- Witam, zatem - odparł, nie wykazując jednak należytego, zdaniem Maeve przynajmniej , entuzjazmu.
Maeve nie spodziewała się ciepłego powitania, więc niezrażona ciągnęła dalej:
- Erlim mówił, że powinna być was piątka? - przechyliła lekko głowę, patrząc po nich.
- Damien nie żyje - dodała lekkim tonem, co przyszło Abigail z niejakim trudem. - Ale Elrim ma jego kamień duszy.
Ethan sposępniał.
Maeve skupiła wzrok na nim.
- Ty pewnie jesteś Ethan. Albo Kerovan. Jak wolisz?
- Może być i Kerovan - odparł cicho. - A ciebie jak zwać? - spytał. - Wszak nie Ona?
Ciekaw był, czy to kiedyś czytała. I czy pojmie znaczenie.
Maeve uśmiechnęła się lekko.
- Daleko mi do Ayeshy. Niestety. - Westchnęła. - Tu jestem Maeve. Tam? Abigail. Siostra Toma.
- Ach, mieliśmy razem się bawić - odparł Ethan, nie bardzo wiedząc, czy się cieszyć, że ma pod ręką siostrę winowajcy. Czy też pośredniego sprawcy - jak zwał, tak zwał. - Miło mi cię poznać - powiedział, wyciągając rękę na powitanie. - To jest Tom? - Skinął głową w stronę stojącego opodal półelfa.
- Vice versa - odpowiedziała, podając mu dłoń.
Uścisk miała delikatny, ale pewny. Abigail wcale nie czuła się pewnie, ale obrała sobie za cel konsekwentne odgrywanie Maeve.
- Nie, nie. Toma nie ma z nami. - odparła z niejakim smutkiem, który tak bardzo nie pasował do jej wyglądu.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline