Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2015, 07:51   #91
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Dotarli na miejsce. Na widok zbliżającej się w ich kierunku wraz z grupą Amazonek Ethis serce Kane’a podskoczyło radośnie. Kurczę, chyba się zadurzyłem w tej pięknej wojowniczce, pomyślał sobie wojownik. Jednak teraz, jak rzeczywiście jak przypuszczał, pytanie Ethana stanowiło priorytet całej drużyny. Stan zdrowia Mike’a był teraz najważniejszy. Poza tym przecież nie będzie tu leżał i się lenił gdy reszta będzie operowała mieczami i łukami. Co to to nie. Tak łatwo się nie wymiga z przygody.

Dodatkowo zauważył dwie osoby, które od razu na pierwszy rzut oka zaliczali się do kategorii znajdź na obrazku nie pasujące tu szczegóły. Czy oni też tak się odróżniali od reszty pomyślał Kane uśmiechając się pod nosem.
- Czy możesz poprosić Ethis, by wywiedziała się o Mike’a? - spytał Ethan.
- Czy dam radę nie wiem, spróbować mogę. - Z zawiadiackim uśmiechem Kane przytoczył cytat ze Shreka. Po czym spróbował wyczuć moment kiedy odezwać się do Amazonki, żeby nie wyszło nachalnie, i że leci do niej jak wierny pies. Gdy stwierdził, że taki moment nadszedł przywitał się i zapytał.
- Widzę, że dotarliśmy w podobnym czasie do stolicy. Ethis nie odbierz tego, że jestem nieuprzejmy czy nachalny ale martwimy się o naszego towarzysza. Czy masz może jakieś wieści lub jesteś w stanie się dowiedzieć co z Mike’iem. - Zwrócił się Kane do Amazonki.
-Odesłałam go do stolicy. Jest zapewne w lazarecie. Mogę was tam zaprowadzić. A... gdzie ty będziesz dzisiaj właściwie nocował? - zapytała niby obojętnie Ethis
Jak zwykle całe jego starania się rozbiły się o jej lodowato zimną powierzchowność. Kane chyba naprawdę nie potrafił postępować z kobietami.
- W sumie nawet nie wiem. Tyle co przybyliśmy.- Odparł wojownik starając się, żeby jego wypowiedź nie miała charakteru niepewnego dukania.
-Nie wygłupiaj się -odpowiedziała z uśmiechem wojowniczka. Po czym dodała: Chyba nie przestałam ci się podobać prawda? W takim razie wiesz gdzie mnie szukać.

Ach te kobiety. Kane przewrócił w myślach oczami po czym wykonał manewr jakiego sam się po sobie chyba nie spodziewał. Zręcznie i błyskawicznie zastąpił Amazonce drogę.
- Jasne, że nie przestałaś mi się podobać i jasne, że wiem gdzie cię szukać. Pytanie tylko czy ty chcesz, żebyś mi się jeszcze nadal podobała i czy chcesz żebym cię nadal szukał. - Powiedział szybko i stanowczo z naciskiem na słowo “ty”. Przez głowę mu przebiegła zabawna nawet myśl, że jeszcze trochę i ten ich dziwny i niedoszły jeszcze do końca związek zakończy się walką na miecze i tym co nastąpiło po niej jak to było w klasyce filmu gatunku heroic fantasy pt “Czerwona Sonia” z Arnoldem Schwarzenegerem i Bigitte Nielsen. Tak pomyślał sobie ta moja chora wyobraźnia po czym kontynuował.
- A chcesz…? - Teraz albo dostanę w ryj albo będziemy bliżej happy endu pomyślał wojownik.
Amazonkę zachowanie Kane,a najwyraźniej mocno zbiło z tropu. W pierwszym odruchu chwyciła za rękojeść miecza, ale potem przez parę sekund zastygła w bezruchu. W końcu rzekła tylko wciąż nieco zdezorientowana :
-Jesteś wariat! Nigdy więcej tak nie rób… po prostu przyjdź...wtedy porozmawiamy.
- Tak zrobię. - Powiedział już mniej stanowczo Kane patrząc Ethis prosto w oczy. Blisko było przeciągnięcia struny ale udało mu się chyba wywołać pożądany efekt pomyślał sobie wciąż mając w pamięci z jaką szybkością Amazonka sięgnęła do broni. Postawił wszystko na jedną kartę i wyglądało na to, że się opłaciło.
- Tak zrobię. Najpierw jednak kilka spraw z drużyną, no i Mike. Musimy sprawdzić co z z nim. - Wojownik próbował umiejętnie choć mało wprawnie wyjść z sytuacji z twarzą dla obu stron.
-Rozumiem -odparła Amazonka krótko.
-Poczekam, aż się dogadacie z tymi obcymi, z którymi chyba się znacie...a potem zaprowadzę was do lazaretu. Później ja i Cethis i tak musimy złożyć raport królowej, no i pewnie Farris będzie chciał także coś wywiedzieć.
Wojownik zauważył, że do niejakiego Farrisa Amazonka chyba nie żywi zbyt ciepłych uczuć.
Wojownik skinął głową na znak, że zrozumiał.
- To tutaj potrwa tylko chwilę więc bardzo chętnie skorzystamy z możliwości odwiedzenia Mike’a. Daj mi chwilę o Piękna Pani. - Dodał Kane ciszej używając komplementu jakim zwracał się do Ethis po czym skierował swoje kroki w kierunku towarzyszy.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 20-05-2015, 17:54   #92
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
[Gdzieś na drugim końcu świata]

*Tło*

Maeve podeszła do okna, spoglądając na Srebrne Jezioro, którego tafla połyskiwała w zachodzącym słońcu. Wszystko działo się tak szybko... Nie było do tej pory czasu na chwilę refleksji. Od razu rzucono ich w wir przygód, na głęboką wodę. Teraz siedzieli tu, w zamknięciu, oczekując na kolejne instrukcje Elrima. Wraz z Galwenem dostarczyli mu tajemniczy artefakt, ale za jaką cenę? Elfi wojownik zginął, a Tom ledwie przeżył. I to wszystko przez jakichś krasnoludów w spódniczkach… Tom był teraz zupełnie inny - wyciszony, zrezygnowany, wcale nie chciał przeżywać kolejnych przygód w tym magicznym świecie. Nie chciał ruszyć w dalszą podróż. Zabolało ją to, zawiodła się nawet nie co. Liczyła na wsparcie, którego zawsze był gotów jej udzielić. Najwyraźniej jednak musiała sobie radzić sama. Ale Maeve nie powinno to przerażać. Poza tym wiedziała, że tak będzie lepiej - nie będzie plątał im się pod nogami. Nawet z pomocą artefaktu od Elrima nie był zbyt przydatny.

Ona też była inna. Nie była już tą biedną, zahukaną Abigail z XXI wieku. Tamta Abby nigdy nawet nie pomyślałaby w ten sposób o swoim bracie. Zawsze byli bardzo zżyci, zawsze byli blisko. Tyle że tutaj nie mogła już być Abby. Była o tym przekonana od momentu, gdy obudziła się na tamtej polanie; od momentu, gdy dotarło do niej, co się dzieje. Postawiła sobie za cel być tą, którą wymyśliła przed sesją. Musiała grać Maeve - odważną, zdecydowaną, pewną siebie, twardą... Musiała się nią stać - czyż nie tylko w ten sposób mogła przeżyć? To nie było łatwe, ale czy nie po to od tylu lat doskonaliła swoje umiejętności role playu? Czy nie właśnie na taką okazję?

Maeve dotknęła zimnej tafli okna. Skupiła wzrok na ulotnym odbiciu w szkle. Patrzyła na nią urodziwa kobieta o przenikliwym spojrzeniu brązowych oczu. Długie, czarne włosy opadały swobodnie daleko za ramiona i kontrastowały z jasną, gładką skórą. Abigail oddałaby wiele, żeby tak wyglądać. Ciało jej postaci - jej ciało - było smukłe, wyćwiczone, a kobiece kształty pełne. Od przybycia do Ethernis nie odczuwała mdłości, nie bolał jej brzuch, nie miała duszności... Ani razu. Maeve była zdrowa jak ryba. Czy nie mogło tak zostać już na zawsze?

Elrim twierdził, że nie mogło, że musieli wrócić. Może jeśli będzie mu posłuszna, jeśli bez szemrania będzie wykonywać jego polecenia - może jednak znajdzie się jakiś sposób, by mogła zostać? Musiała znaleźć sposób. Wolała szybką śmierć z rąk przeciwnika, jakiej ofiarą padł choćby Damien, niż powolne umieranie bez nadziei.

Drzwi do pokoju otworzyły się. Dłonie instynktownie sięgnęły do rękojeści mieczy, a potem opadły. Erlim.
Koci mag wyznaczył im kolejną misję. Swoją drogą nieco przypominał jej Toma. Jej brat również lubił koty i był podobnie roztrzepany. Miała już na ten temat nawet swoją teorię, póki co jednak zachowała ją dla siebie. Teraz mieli zadanie do wykonania. Ale czy pozostali Ziemianie w ogóle przyjmą ich pomoc? Maeve liczyła na to, że posiadanie w drużynie kapłana będzie wystarczającym argumentem…

***

[Wracając do amazońskiej dżungli...]

Dżungla, wszędzie dookoła dżungla. Nic tylko drzewa, liany, krzaki i robactwo. Duszno i nieprzyjemnie. Przypominało to trochę Stranglethorn Vale z WoW-a. Mimo to Abigail miała nadzieję, że szybko będą mogli zmienić scenerię. Maeve, która powstała w jej głowie tuż przed obiecaną sesją, też nie była miłośniczką dzikiej przyrody. Drzewa w parkach, trawka równo przystrzyżona, żywopłoty w kształt zwierzątek i kolorowe klomby - w porządku. Ale zdecydowanie nie TO! Nic więc dziwnego, że Maeve pasowała do okolicy niczym pięść do oka. Perspektywa spędzenia jakiegokolwiek czasu w tej wiosce wcale nie poprawiała jej humoru.
- Stolica... - mruknęła pod nosem, tak jakby mruknęła Maeve, którą Abby wymyśliła.
- Lepsze to, niż ganianie po górach - odpowiedział Galwen. Jego elfia część, połączona z zainteresowaniem ziołami i leczeniem przy ich użyciu, sprawiała, że akurat jemu ta okolica całkiem odpowiadała. - Ciekawe jak im szło, gdy nas nie było...
- Pewnie na tyle dobrze, że wcale nie będą nas potrzebować. - Maeve uśmiechnęła się krzywo.
John znał pobieżnie Abigail, siostrę Toma. Od przybycia do Ethernis zachowywała się zupełnie nie jak ona.
- No, przynajmniej mnie. Żadna drużyna wszak nie pogardzi kapłanem.
- Znałem kilka drużyn, które pogardziły kapłanem. Nie jest tajemnicą, że dobrze na tym nie wyszli, ale zdania i tak nie zmienili. - mówił półelf, ciągle podziwiając okolicę - I nie bądź taka pewna, że nie będą cię potrzebować. Znam kilka kampanii, w których ani rusz bez postaci takich jak twoja.

Maeve usłyszawszy, że ktoś się zbliża, spojrzała w kierunku, z którego nadciągali jeźdźcy.
- To chyba oni - rzuciła do półelfa, przyglądając się procesji.
Poprawiła opaskę, która symbolizowała jej pozycję jako posła i wyszła grupie naprzeciw.
- Przysyła nas Erlim - powiedziała, unosząc dłoń na powitanie.
Każdy może to powiedzieć, pomyślał Ethan, bacznie obserwując oczy mówiącej.
- Witam, zatem - odparł, nie wykazując jednak należytego, zdaniem Maeve przynajmniej , entuzjazmu.
Maeve nie spodziewała się ciepłego powitania, więc niezrażona ciągnęła dalej:
- Erlim mówił, że powinna być was piątka? - przechyliła lekko głowę, patrząc po nich.
- Damien nie żyje - dodała lekkim tonem, co przyszło Abigail z niejakim trudem. - Ale Elrim ma jego kamień duszy.
Ethan sposępniał.
Maeve skupiła wzrok na nim.
- Ty pewnie jesteś Ethan. Albo Kerovan. Jak wolisz?
- Może być i Kerovan - odparł cicho. - A ciebie jak zwać? - spytał. - Wszak nie Ona?
Ciekaw był, czy to kiedyś czytała. I czy pojmie znaczenie.
Maeve uśmiechnęła się lekko.
- Daleko mi do Ayeshy. Niestety. - Westchnęła. - Tu jestem Maeve. Tam? Abigail. Siostra Toma.
- Ach, mieliśmy razem się bawić - odparł Ethan, nie bardzo wiedząc, czy się cieszyć, że ma pod ręką siostrę winowajcy. Czy też pośredniego sprawcy - jak zwał, tak zwał. - Miło mi cię poznać - powiedział, wyciągając rękę na powitanie. - To jest Tom? - Skinął głową w stronę stojącego opodal półelfa.
- Vice versa - odpowiedziała, podając mu dłoń.
Uścisk miała delikatny, ale pewny. Abigail wcale nie czuła się pewnie, ale obrała sobie za cel konsekwentne odgrywanie Maeve.
- Nie, nie. Toma nie ma z nami. - odparła z niejakim smutkiem, który tak bardzo nie pasował do jej wyglądu.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 20-05-2015, 19:25   #93
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
[Nad Srebrnym Jeziorem]

Wysoka postać odziana w szaty kapłańskie siedziała w bezruchu nad otwartą księgą. Długie blond włosy opadały, zasłaniając i tak ukrytą w dłoniach twarz. John, w tym świecie nazywający siebie Galwenem, półelfim kapłanem bitewnym, długo myślał o tym co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Najpierw obudzili się na polanie i spotkali kociego maga, który kazał im odnaleźć artefakt. W trakcie zadania musieli walczyć z wilkami, niedźwiedziami, czymś co przypominało yeti, krasnoludami i terenem. Jeden z ich towarzyszy zginął, a drugi został ranny i nie chciał już podróżować. W pewnym sensie cieszył się z tego ostatniego, bo nie bł on zbyt pomocny w tym świecie, a bardziej im zawadzał. Nie idąc z nimi był przynajmniej bezpieczny.

Kapłan wyrwał się z tych rozmyślań i zamknął modlitewnik, nad którym spędził wiele czasu, aby zrozumieć jak ma odgrywać swoją postać. Było to przydatne, bo nigdy do końca nie wymyślił jaka ma być jego postać. Skierował zielone oczy w stronę okna, w które patrzyła Maeve. Ona też się zmieniła. Nie znali się dobrze, ale wystarczająco, żeby mógł to zauważyć. Może postanowiła odgrywać swoją postać? Nie wiedział tego, ale mieli jeszcze dużo czasu, żeby mógł z nią o tym porozmawiać.

Wszystkie jego rozmyślania przerwało pojawienie się ich gospodarza, który miał dla nich nowe zadanie.

[Tymczasem w dżungli...]

Galwen ruszył za swoją towarzyszką, gdy tylko skończył oswajać się z tym niecodziennym miejscem.
-Witam! Nazywam się John, ale tu mówią mi Galwen. Jestem waszym kapłanem. Miło poznać. - stwierdził półelf, wyciągając rękę na powitanie.
- Kapłan to skarb dla każdej drużyny - stwierdził Ethan, ściskając dłoń Johna/Galwena. Szkoda że nie Tom. Byłoby kogo kopnąć w tyłek w razie czego. Abigail nie można było kopnąć... Błędy rodziców spadają na dzieci, ale nie błędy braci - na siostry.
- Kapłan? Ktoś tu mówił o kapłanie? Pytanie tylko na ile dobry ten kapłan gdyż być może będzie potrafił nam pomóc? - Zapytał Kane zbliżając się do rozmwiających.
- Jestem Kane. Drużynowy wojownik. Co mnie ominęło? - Przedtawił się i zapytał po czym nachylił się w kierunku Ethana i cicho dodał - Ethis zaprowadzi nas do Mike’a. Nie chciałbym zbytnio nadwyrężać jej cierpliwości.
- Myślę, że nie najgorszy ze mnie kapłan. W czym potrzebujecie pomocy? - zapytał zaciekawiony. Dopiero co przybył, a już znalazła się dla niego praca.
- Jeśli kapłani działają jak magowie to na wiele się nie przydasz, bez urazy oczywiście - rzekła wlokąca się na końcu Amy. - Ale jeśli lepiej, to będziemy cię pieścić i hołubić. Amelia-Lorelai - przywitała się, oddając uściski dłoni. Wieść o śmierci Damiena przyjęła… w sumie obojętnie. Nie ruszyło jej to. Szok? Czy może decyzja “przestawienia się” na Lorelai zaczęła się aktywizować? Czy ona by się przejęła ponoć-tymczasową-śmiercią niedoszłego towarzysza, którego i tak uważała za buca? Chyba nie… - Jak zginął? Tom również? - spytała niezbyt taktownie. Była ciekawa jakąż to misją Erlim obarczył elfa, że temu ostatniemu się zmarło. Mogło to dać im pogląd na wagę kolejnych “przygód” zgotowanych im przez kociomaga.
Na porównanie bezużyteczności zarówno kapłanów jak i magów Kane uśmiechnął się tylko pod nosem, ale nie skomentował. Dlatego też wolał profesję wojownika, bo jak to mówią wtajemniczeni nie ma lepszej magii nad stal.
- Damien zginął w walce. Zaatakowano nas, gdy odzyskiwaliśmy artefakt dla Elrima. - Wyjaśniła pokrótce Maeve. - Tom żyje.
Walczyła przez chwilę ze sobą, w końcu wbiła wzrok w swoje buty i to Abigail przemówiła smutno:
- Był z nami. Został ciężko ranny, jest u Elrima. - Spojrzała ponownie na Lorelai. - Tak jest lepiej. Trafił tu jako Tom. I tak by nas tylko spowalniał. - Wzruszyła lekko ramionami, wchodząc ponownie w swoją rolę. “Twarda laska”, skomentowała w myślach Amelia.
- Spodziewałabym się raczej, że Mistrz Gry zostanie kimś potężnym… bogiem albo jakimś wielkim duchem - czarodziejka włączyła się do rozmowy.
Ava była zachwycona nowymi towarzyszami. Martwiła się o krasnoluda, ale teraz nie jest w stanie mu w jakikolwiek sposób pomóc. Przywitała się krótkim “hej” i zaczęła obmacywać włosy Johna. Cóż, każdy ma do czegoś słabość. Miło pomiętosić takie miękkie włoski, są zdecydowanie mniej kudłate niż włosy jakiegokolwiek męskiego członka drużyny. W dodatku ten blond!
- Farbujesz? - mruknęła mu na ucho. Może nie chciałby się do tego publicznie przyznawać.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 21-05-2015, 10:16   #94
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Najpierw klepanie po tyłku, a teraz obmacywanie włosów. Czuł się tu jak owca otoczona przez stado głodnych wilków.
- Nie? Nie farbuję - mógł to powiedzieć z całą pewnością o sobie, ale za swojego elfa nie odpowiadał. Koncept nigdy nie był dokończony.
- Kapłani działają, tak mi się wydaje, podobnie do magów. To z czym macie problem? Może jednak umiem pomóc.
- To licho - skomentowała Amelia. - “Problem” mamy z Michałem, również został poważnie ranny. Właśnie się do niego wybieraliśmy.
- Leczyć potrafię, więc mogę spróbować postawić go na nogi. Warto spróbować.
- To chodźmy, pogadać o tym po co was Erlim przysłał możemy po drodze. Bo… no, na pewno z ważną misją, prawda? - Amelia chciała dowiedzieć się jaki stosunek do czarodzieja ma dwójka nowych towarzyszy podróży i nie chciała, by jej niechęć do irytującego maga wypełzła gdzieś między słowami. - Do tej pory byliście u niego w domu, w elfim królestwie, tak? Jakie macie wrażenia z obcowania z “wielkim bohaterem tego świata”? My słyszeliśmy już sporo legend na jego temat - zagaiła.
- Jest trochę dziwny, ale przynajmniej stara się nam pomóc... a że przy tym "trochę" nas wykorzystuje to już inna sprawa. - stwierdził półelf. Mag był mu zupełnie obojętny, ale postanowił robić co mu każe, bo to otwierało im drogę powrotną do ich świata.
- A co do naszej misji, to mamy wam pomóc i przekazać, że, gdy tu skończymy, mamy się spotkać z Fatimą w karczmie w Oazie Kuffa. Później mamy skontaktować się z Mistrzem Lang, który nie dostał listu i mieszka w pustelni w Siniańskich Górach oraz spotkać z druidem Laiknenem na ziemiach barbarzyńców. Po tym już tylko musimy wrócić do Erlima.
- Aha - skomentowała półelfka. Nic nowego prócz kolejnej wycieczki - do druida. Może to i dobrze...?
- Tylko wrócić? - Ethan powtórzył słowa półelfa. - Jasne. I proste.
Zdecydowanie nie uniknął ironii w tych dwóch słowach.
Rozgadali się trochę, pomyślał Kane.
- Dobra wystarczy tych powitań i prezentacji. Ethis zobligowała się zaprowadzić nas do Mike, a, a ja wolałbym nie nadwyrężać jej cierpliwości. Lazaret to jak nasz szpital więc wiecie jak to jest - wszyscy nie możemy iść. Myślę, że góra trzy osoby, proponuję ja, nowy kapłan i ktoś jeszcze. Podejmijcie proszę szybko decyzję i ruszamy - powiedział wojownik zerkając co jakiś czas w kierunku czekającej Amazonki.
- Idźcie sami - powiedział Ethan. - Zawsze mi mówiono, że goście są potrzebni dopiero podczas dochodzenia do zdrowia, a nie podczas kuracji. W tym byśmy tylko przeszkadzali, Za to mam nadzieję, ze szybko wrócisz i przekażesz wieści.
- Optymiści, może już jest prawie zdrowy? - zirytowała się Amelia. Ethan pierwszy wspomniał o wizycie, ona mówiła, że mogą rozmawiać idąc, a teraz Kane się rządzi. Spokojnie, wdech-wydech… miała się przecież już nie przejmować, przecież to wszystko jedno… - Jak wcześniej mówiłam, ja go chętnie odwiedzę.
- A co mu się właściwie stało? - zapytała Maeve gotowa ruszać dalej. - Elrim, jak to Elrim, nie podawał specjalnych konkretów. Pewnie wierzył, że sami się dogadamy.
- Ranny w walce - wyjaśniła Amy, nie wdając się w szczegóły na temat samobójczo-berserkerskich zapędów Michała. Czy raczej… w sumie nie pamiętała nawet jak ma na imię jego postać. Może powinna zacząć przestawianie się od tego…
- W nocy napadli nas Dzicy. - Ethan odrobinę rozwinął temat.
- Dzicy? - Zainteresowała się złodziejka.
- Elrim nic nie wyjaśnił, prawda? - spytał Ethan.
Maeve przytknęła palec do ust w zamyśleniu.
- Jedyne, co mi się kojarzy, to ci dzicy, z którymi macie pomóc zawiązać sojusz? Fatima coś wspominała…
- Okazało się, że są dwie grupy, plemiona, narody tych dzikich - wyjaśnił. - Jedni to Quiusu, których przedstawicielem jest Taim. Ten, który z nami przyjechał. Z nimi właśnie Amazonki mają zawrzeć przymierze. Drudzy to prawdziwe dzikusy, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Odłam Quiusu. Zdegenerowani pod względem umysłowym i oddający cześć jakimś plugawym bóstwom.
“Tak przynajmniej twierdzą Quiusu, bo tamtych nie pytaliśmy ani o zdanie, ani zapatrywania względem rozejmu”, dopowiedziała w myślach Amelia, ale nie miała zamiaru dzielić się tą refleksją. Ona nie była “praworządnie dobra”; to co tutaj się działo nie było ich rzeczą i na dobrą sprawę - jak widać było po zachowaniu Cethis i szamanów - plemiona mogły spokojnie dogadać się same.
Czarnowłosa pokiwała głową na słowa Ethana.
- Rozumiem, że ci drudzy was napadli - stwierdziła bardziej, niż zapytała. - Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego w podzięce za wyjaśnienia.
- A ci pierwsi nam pomogli. Trochę - dorzucił Ethan tytułem uzupełnienia.
Ava oceniła dzieło swoich rąk. Cieniutki warkoczyk na włosach był w sumie trochę krzywy, mogła też niechcący pociągnąć kapłana za włosy kilka razy, ale co mogła poradzić na to, że nóż jej się w kieszeni otwierał jak wysłuchiwała tej rozmowy? Zawsze zostaje nadzieja, że u Michała jest wszystko w jak najlepszym porządku. Taka dobra wiadomość z całą pewnością poprawi jej humor na tyle, że zniesie wszystko inne.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-05-2015, 10:59   #95
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ethanie, musimy porozmawiać - powiedziała Cethis. Odeszli kilka kroków na bok. - Niedługo będę musiała udać się do pałacu. Widzę po sztandarach przy pałacu, że generałowie już są...
Ethan skinął głową. Domyślał się, mniej więcej, co może być treścią owej rozmowy...
- Jeśli więc masz teraz czas, to cię słucham - odparł. - Zanim tam pójdziesz.
- Po pierwsze, Rada będzie chciała poznać wasze zdanie na temat rozejmu. To zadanie dla Amy lub Avy. Ta nowa dziewczyna też powinna się pokazać w pałacu.
- Ma na imię Maeve - wtrącił się Ethan.
- One nocleg mają zapewniony. Co do tego elfa, który jest z wami… Nie organizujemy żadnych uroczystości, kiedy zbiera się rada. Na pewno jednak znajdzie się wiele zainteresowanych. Po prostu niech szuka panien, które ładnie się do niego uśmiechają, kiedy odwzajemni zainteresowanie, na pewno podejdą do niego.
Ethan spojrzał w stronę Galwena i skinął głową.
- Jestem pewien, że da sobie radę - powiedział.
- To dobrze, teraz najważniejsza sprawa… Wiesz, że musimy porozmawiać. Nie wiem jednak czy masz ochotę… Jeżeli chcesz spędzić tę noc z jakąś miłą dziewczyną, to zrozumiem…
- Jeśli ty nie masz innych planów, to z pewnością nie zamienię cię na żadną inną - odparł Ethan. - Ale to zależy tylko od ciebie.
- Chcę porozmawiać i cieszę się że ty też. Znajdę tylko jakiś nocleg dla Taima… chyba szamanka będzie odpowiednia. Tymczasem zobaczymy się wieczorem. Obiecuje lepsze jedzenie tym razem - powiedziała Cethis z uśmiechem
- To i tak twoje towarzystwo jest ważniejsze, niż to, co się znajdzie na stole - natychmiast odpowiedział Ethan.
- A już myślałem, że przestałeś mnie lubić! Nie rozumiem tych mężczyzn z dalekich krain… W takim razie do zobaczenia, Ethanie - odrzekła Amazonka i przytuliła łucznika na pożegnanie.
A ja byłem pewien, że zainteresowałaś się Taimem, pomyślał Ethan, odpłacając się gorącym uściskiem.
- Do zobaczenia, Cethis - powiedział. - Załatw wszystko, co trzeba, a ja w międzyczasie znajdę Amelię.

Odprowadził wzrokiem dziewczynę, a potem wybrał się na poszukiwanie Amelii. Pozostałym też miał parę słów do przekazania.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-05-2015 o 11:07.
Kerm jest offline  
Stary 22-05-2015, 15:57   #96
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Ethis wskazała trójce bohaterów drogę do lazaretu, sama zaś udała się w stronę pałacu. Jak się okazało była przewidziana osobna część dla mężczyzn. Krasnolud wyglądał całkiem dobrze tyle, że spał. Za to jego kamień, który miał zawieszony na szyi świecił się wyraźnie. Nikt nie zdążył jeszcze niczego skomentować, kiedy nagle wszyscy usłyszeli smutny głos za swoimi plecami:
- Michała już tam nie ma…
Głos należał do niewidomej szamanki, która najwyraźniej zbierała się, aby powiedzieć coś więcej.
Kane'a zatkało.
- Co znaczy tam już nie ma? I co właściwie oznacza tam? - Dopytywał sie wojownik.
- Dupek pewnie już wiedział, dlatego przysłał nam pomoc - rzekła cicho Amelia, tępo wpatrzona w ciało Michała. Przez moment wahała się, ale nie mogła zdobyć się by zdjąć kamień z szyi chłopaka. To tak jakby... zabiła go już w tym świecie zupełnie. Odwróciła się i wyszła bez słowa, niezainteresowana dalszymi słowami małej szamanki.
- Michała już nie ma, ale jest “ON”. Pytanie co chcecie z tym faktem zrobić? - zapytała Amazonka.
Kane został tylko z nowym kapłanem. Poprosił Amazonkę na stronę i cicho zapytał lekko zdezorientowany.
- On? To znaczy kto? - Patrzył na nią pytająco?
- Nikt od was - odrzekła Amazonka cicho.
- Jaki jest jego stan? Mamy tu naszego kapłana, może moglibyśmy pomóc? - kontynuował rozmowę wojownik.
- Dobry, potrafię go wybudzić… - odrzekła Aethis.
- Więc wybudźmy go - wtrącił się kapłan, który usłyszał tylko ostatnie zdanie. - Przecież go tak nie zostawimy, a tym bardziej nie zabijemy. Poza tym lepiej mieć jednego towarzysza więcej, niż mniej.
- Dobra, miejmy to już za sobą. Proszę wybudź go. Porozmawiamy z nim. - Powiedział Kane do Amazonki.
- Bądźcie ostrożni… nie wiem jak zareaguje - powiedziała szamanka po czym podeszła do krasnoluda kładąc mu jedną dłoń na czole, a drugą na sercu. Zaintonowała śpiewne zaklęcie. Trwało to może minutę, czy dwie. Po tym czasie Aetchis odsunęła się od krasnoluda gwałtownie. Ten po paru chwilach otworzył oczy. Potem nagle wyprostował się na łóżku gapiąc się na wszystkich z niedowierzaniem. Po czym wykrzyknął coś w nieznanym nikomu języku. Poprawił się po chwili:
- Gdzie ja jestem do stu demonów!? Kim wy u licha jesteście?!
- Nazywam się Kane, to jest Aethis a to Galwen choć nasze imiona pewnie niewiele ci powiedzą. Nie jesteśmy ci wrodzy. Co ostatnie pamiętasz to łatwiej nam będzie ci pomóc - powiedział spokojnie wojownik rozkładając szeroko na boki ręce na znak pokojowych zamiarów.
- Bójkę w karczmie! Jakieś zadanie chyba dostałem, zanim mnie nie porwaliście! Chcę sobie uczciwie zarobić jako najemnik, a tu takie coś! Porwali mnie przeklęci Różowcy do spółki z elfami!? Ja, Adrason, tanio skóry nie sprzedam!!- wykrzykiwał cały czas krasnolud mocno zdenerwowany.
“Oj, już się zaczyna. Obym tego nie pożałował” - pomyślał kapłan, nie wiedząc czego może się spodziewać po krasnoludzie.
- Na pewno cię nie porwaliśmy bo i po co mielibyśmy to robić. Zastanów się nad tym i sam sobie spokojnie znajdź na to odpowiedź. Po co porywać krasnoluda. A potem go wyleczyć, bo jeśli się jeszcze nie zorientowałeś jesteś w lazarecie. Otarłeś się o śmierć, a te tutaj Amazonki uratowały cię i wyleczyły. Nie potrafię ci wytłumaczyć co się z tobą działo na tyle żebyś mi uwierzył. Proszę jedynie zaufaj mi na słowo honoru, że nie jesteśmy twoimi wrogami, a ty nie jesteś niczym więźniem - kontynuował spokojnie Kane.
Krasnolud najwyraźniej potrzebował chwili, by przetrawić wszystkie informacje, ale potem rzekł:
- Dobrze, czyli oddacie mi mój ekwipunek i tak po prostu mogę sobie odejść tak? Tak właściwie, to nie wiem czemu mnie akurat Amazonki ratowały… Żadnej nawet na oczy nie widziałem, tylko słyszałem.W Val-dun nie mają co robić, tylko opiekować się krasnoludami? I ta gadka o honorze… Jak jakiś paladyn Honorusa, ale na niego nie wyglądasz… No ale dobrze i tak nie mam wyjścia, muszę wierzyć prawda? - zapytał krasnolud.
- Wiem że w dzisiejszy czasach słowo honoru jest może pojęciem dość wyświechtanym jednak uwierz mi, że jestem wychowany według starych zasad i moje słowo honoru jest tak samo ważne i niepodważalne jak krasnoludzka przysięga. Tak oddamy ci ekwipunek i będziesz mógł odejść gdyż cały czas jesteś wolny. Lub też może zechcesz przemyśleć sprawę i dołączyć się do naszej drużyny. Dlaczego cię leczono? Gdyż byłeś bliski śmierci ze względu na rany odniesione w walce której prawdopodobnie nawet nie pamiętasz, ale jak już wspomniałem trudno mi tobie to prosto wytłumaczyć żebyś zrozumiał i nie oszałał. - Powiedział Kane widząc, że krasnolud już trochę się uspokoił, a jego poddenerwowanie wynikało już teraz raczej tylko z całkowitego zdezorientowania w zaistaniałej sytuacji.
- E….Dobrze… powiem szczerze , że takiego człowieka to jeszcze nie spotkałem… Jeżeli dotrzymacie słowa, to stawiam wam piwo w najbliższej e… - krasnolud przyjrzał się krytycznie Galwenowi - tak w najbliższej karczmie - wykrztusił w końcu.
Galwen postanowił pomilczeć. Spojrzenie krasnoluda dawało mu jasno do zrozumienia, że każde słowo może myć użyte przeciwko niemu.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Ja ty stawiasz pierwsze piwo to ja stawiam drugie. Myślę, że przy dobrym piwie opowiemy ci wszystko co chciałbyś wiedzieć i postaramy się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. - Powiedział rozluźniony już Kane. Uradowany w duchu, że zdobył sobie zaufanie krasnoluda na znak przyjaźni wyciągnął rękę w geście przywitania. - Umowa stoi.
- Tak… to gdzie jest mój ekwipunek? - zapytał krasnolud.
Krasnolud swój ekwipunek w końcu otrzymał. Ubrany swą zbroje i dzierżąc swój topór wydawał się znacznie spokojniejszy.
- Mości krasnoludzie zanim opuścimy lazaret miałbym do ciebie jedną prośbę, ale będziesz zmuszony mi jeszcze raz zaufać. - Powiedział spokojnie wojownik czekając na reakcję Adrasona.
- Tak słucham cię, mości człowieku? - odpowiedział ze śmiechem krasnolud
- Jak już powiedziałem, nie łatwo jest wyjaśnić, co ci się przydarzyło, ale spróbujmy to rozgryźć przy piwie - zaczął nieśmiało Kane. - Jak może zauważyłeś jestem uzbrojony ale broń noszę schowaną. Wiem, że jeszcze na do końca nie ufasz ale proszę byś topór zatknął za pas. Jesteśmy na ziemiach Amazonek i powiem ci szczerze jesteśmy tu mile widzianymi gośćmi jednak nie obnosimy się z dobytą bronią. Raz ze względu na prawa gościnności, a dwa ze względu na to żeby nie potrzebnie nie denerwować tych walecznych kobiet. Uwierz mi, że to ostatnia rzecz, której byśmy chcieli i potrzebowali. Cokolwiek byś nie myślał - jesteś wśród przyjaciół mości krasnoludzie. - Z uśmiechem na ustach zakończył wojownik wierząc, że swoją otwartością i szczerością nada prawdziwości swoich słów i uspokoi krasnoluda.
- Kraina Amazonek tak? Prędzej uwierzę, że znalazłem się na Księżycu. Topór schowam, bo jestem dobrze wychowany i po mieście z bronią się nie obnoszę. Doprawdy mam jednak dość tych opowiastek o Amazonkach. Kraina Amazonek! Pff! Paradne! - Krasnolud schował topór po czym dziarsko ruszył do wyjścia. Cały czas trzymał jednak dłoń w pobliżu swego topora.
“Jak wreszcie przyjmie do wiadomości, że jest w krainie Amazonek to będzie trzeba poszukać jakiejś rakiety. Czymś musi polecieć na ten księżyc.” Półelf uśmiechnął się pod nosem na tę myśl.
- Zaraz się zdziwisz, przyjacielu… - mruknął na siebie.
Krasnolud wyszedł, ale po paru minutach wrócił podłamany.
- Co tu się dzieje do licha…. Jak ja się tu dostałem!? Nic nie pamiętam! - wykrzykiwał Adrason.
- Przybyłeś tu razem z Kanem… - wymownym ruchem głowy kapłan wskazał na towarzysza - ...i kilkoma innymi osobami z naszej radosnej gromadki. O szczegóły mnie nie pytaj, bo nie było mnie wtedy z wami. A tym, że nic nie pamiętasz, nie musisz się przejmować. Długo byłeś nieprzytomny, więc to normalne. Na pewno niedługo wszystko sobie przypomnisz. - ciągnął, mając nadzieje uspokoić krasnoluda i, być może, poprawić jego zdanie o sobie.
- Jak daleko od domu jestem? Wy jesteście kompanią najemników tak? Błagam powiedziecie, że udajecie się gdzieś w stronę Federacji… Jeżeli zaś coś knujecie to lepiej mnie zabijcie od razu, a nie tak męczycie - rzekł krasnolud bardzo podłamany.
“Jesteśmy najemnikami? No niby tak, ale wynagrodzenie trochę inne…”
- Tak, jesteśmy najemnikami, ale nietypowymi. I nie, nie wybieramy się do Federacji. Jeszcze. Mamy kilka rzeczy do załatwienia, ale przynajmniej nie będziesz się nudził. No i będziesz miał wielu kompanów do picia. - pocieszał krasnoluda, klepiąc się po mieszku, w którym brzęczały monety.
- Nie mam wyboru… Mam nadzieje, że jesteście uczciwi. Musicie jednak wiedzieć, że jeżeli ma coś dla was zrobić to owszem zrobię to, ale dlatego, że muszę- po tych słowach krasnolud zamyślił się
- I nigdy nie wskażecie mi drogi do domu prawda?-zapytał ze smutkiem krasnolud.
- Jak się uprzesz to wskażemy. Po co mielibyśmy trzymać cię tu na siłę? - zapytał kapłan, nie oczekując odpowiedzi.
- Jasne że wskażemy przecież obiecałem ci, że nie jesteś niczyim więźniem. Myśłałem tylko że chciałbyś się przyłączyć. Przygoda i łupy to nie jest wystarczająca zachęta. - Wtrącił Kane.
-Dobrze. Zawrzyjmy układ. Poznam waszą kompanię, zrobię co każecie. Jeżeli będzie mi odpowiadać wasze towarzystwo, zostanę z wami. Jeżeli nie, bierzcie te łupy i złoto, tylko przedtem wskażcie mi drogę… Chodzmy zatem do waszego dowódcy - odpowiedział krasnolud już nieco pewniejszym głosem.
- Nie zgadzam się - powiedział ostro Kane. - Powiedziałem ci nie jesteś niczym wieźniem i ani ja ani nikt z moich towarzyszy niczego nie będzie ci kazał. Przedstawimy cię opcje i jak powiedziałem wcześniej liczyłem na to, że być może będzie chciał się do nas przyłaczyć. Ale tylko z własnej woli. Nie wiem czy pamiętasz ale dałem ci na to moje słowo honoru, krasnoludzie - dokonczył wojownik.
- Najpierw musicie mi odpowiedzieć na pytanie, jak daleko jestem od domu. Ja rozumiem podróżować… ale świadomie. Przez pewien czas i tak pewnie będę na was skazany, no chyba, że tu gdzieś jest port i będę mógł odpłynać do Val-Dun chociażby.Wierze ci ludzki wojowniku, nie traćmy czasu, chodzmy - odpowiedział krasnolud.
- Nie wiem jak daleko jesteś od domu, ale wraz z towarzyszami, wiemy kogo o to zapytać. Masz moje słowo, Adrasonie, że niezależnie jaką decyzję podejmiesz pomogę ci znajeźć drogę lub nawet kierunek do domu - podsumował wojownik.
Członkowie drużyny udali się w kierunku głównego placu wraz z Adrasonem. Szamanka już wcześniej, gdzieś wymknęła się chyłkiem. Krasnolud był wielce zdziwiony otaczającą go rzeczywistością.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 26-05-2015, 10:21   #97
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grupa na placu centralnym

Po rozstaniu się z Cethis Ethan wrócił do stojącej niedaleko grupki.
- Mam kilka informacji - powiedział. - Wy - zwrócił się do Avy i Maeve - macie zapewniony nocleg w pałacu. Tak jak poprzednio. Galwen natomiast - spojrzał w stronę “kompleksu szpitalnego” - będzie musiał sobie załatwić nocleg na własną rękę.
- Dzięki - rzuciła Maeve z lekkim uśmiechem.
Wszystko było lepsze od noclegu w środku dżungli, choć wątpiła, czy “pałac” zasługiwał na swoje miano, patrząc na to, jak wyglądała stolica.
Ava oczywiście liczyła na nocleg w pałacu. Oczywiście nie samotny.
Po jakimś czasie do zgromadzonych na placu członków drużyny, dołączyli Kane, Galwen i o dziwo Mike, cały i zdrowy.
- Mike? - Ethan zdumiał się i ucieszył zarazem. - Widzę, że cię postawiono na nogi.
Krasnolud obrócił głowę i sprawdził, czy ktoś nie stoi za jego plecami. Upewniwszy się, że łucznik zwraca się do niego rzekł:
- Że kto? Jam jest Adrason krasnoludzki wojownik ze stolicy…
Kane stojący nieco z tyłu za krasnoludem kiwał zaprzeczając głową do Ethana, ale ten albo nie zauważył albo nie zrozumiał jego gestów.
Ethan z niedowierzaniem wpatrywał się w krasnoluda. Znał oczywiście “tutejsze” imię Mike’a, ale nie spodziewał się, że rana, chociażby i ciężka, pozbawiła Mike’a pamięci...
- A co się stało z Mike’em? - zwrócił się do Kane’a.
- Jest w kamieniu - odpowiedział Galwen, pomimo, że to nie jego pytano.
- W kamieniu? W Kamieniu Dusz? - upewnił się Ethan.
- Tak, w Kamieniu Dusz - upewnił go kapłan.
Dusza Michała zamknięta w kamieniu, pomyślał Ethan. Czy Tom wziął pomysł z Diablo? I czy Elrim odeśle jego duszę na Ziemię? Sposób na zapewnienie nieśmiertelności? Ale co, na demony, zrobić z Adrasonem?
- Poznajcie mości krasnoluda Adrasona - wtrącił szybko Kane. - Co prawda nie jest to Mike i mamy mu jeszcze masę rzeczy do wyjaśnienia, ale być może szanowny krasnolud będzie skłonny przyłączyć się do naszej drużyny przynajmniej na czas obecnie wykonywanego przez nas zadania. Proszę powitajcie go serdecznie. Uważam, że każda para rąk, a tym bardziej para władającą dobrze toporem, jest darem nie do odrzucenia.
- Coo?! - zapytała szeptem przejęta Abby, łapiąc Johna-Galwena za ramię. - Czyli że to jest ON? - powiedziała cicho, wskazując delikatnym ruchem głowy na krasnoluda.
- Czyli ONI jednak gdzieś TAM są? - tym razem przez Maeve przemawiała Abigail.
Nie podobało jej się zarówno to, co zaszło, jak i to, co mogło owo zajście oznaczać.
- Pamiętaj o tym - Ethan zwrócił się do Kane’a - że do świątyni - o mały włos dodałby “Złych Żywiołów”, ale w ostatniej chwili się powstrzymał - ma iść tylko sześć osób. Wszak tak głosiła wizja. Być może to królowa albo wielki szaman dokonają wyboru.
- Tak jak wspomniałem, krasnolud jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji - dokończył Kane.
Każdy najemnik połakomi się na skrzynkę złota. Lub pół skrzynki, pomyślał Etan, nie dzieląc się jednak tą myślą z innymi.
- A co się stanie jeśli pójdzie więcej osób? Koniec świata? - Ava pokręciła głową.
- Ty może nie wierzysz we wróżebne sny, ale oni wierzą - odparł Ethan.
- Gdzie tu jest jakaś karczma albo gospoda? - zapytał nagle krasnolud.
Ethan uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Nie ma. Tutaj każda Amazonka jada we własnym domu - odparł. - No a goście... Panie zawsze nocowały w pałacu, zaś dla panów urządzono powitalny rytuał. Panowie opowiadali o swoich osiągnięciach, bitewnych, a potem panie chcące przyjąć takiego gościa u siebie, okazywały mu zainteresowanie. Trzeba było skupić na sobie uwagę wybranej przez siebie panny. W waszym przypadku... - spojrzał na Galwena i Adrasona. - Każdy z was musi poszukać panien, które ładnie się do niego uśmiechają. Jeśli odwzajemnicie zainteresowanie, to reszta potoczy się sama.
- Musicie jednak pamiętać - dodał - że za gościnę wypada odwzajemnić się podarunkiem.
Maeve słuchała słów Kerovana z rosnącym rozbawieniem.
- Aż dziw, że chcecie stąd wyjeżdżać. Raj dla mężczyzn - mruknęła cicho, niby sama do siebie.
Po wcześniejszych przeżyciach Galwen miał wrażenie, że to brzmiało zbyt prosto. Za zbyt prostymi zadaniami zawsze kryje się coś o czym nikt ci nie powie.
- Nie kuś, nie kuś… - mruknął do Maeve, która przylepiła się do jego ramienia, po czym zwrócił się do Ethana. - Jakieś sugestie co do podarunku? Co to powinno być? Gdzie to dostać?
- Może to być dobra broń, może być biżuteria, coś z ubioru - odparł Ethan. - Mamy tu znajomego, on jest w stanie załatwić takie rzeczy. Oczywiście nie za darmo - uprzedził. - Podobno wielu mężczyzn w stolicy wykonuje rzeczy, które podobają się kobietom.
“W życiu nie ma nic za darmo.” pomyślał kapłan.
- Jak nazywa się ten znajomy i gdzie go mogę znaleźć?
- To Kyl - odparł Ethan. - Z pewnością się kręci gdzieś w okolicy. A w razie czego wystarczy spytać któregoś z mężczyzn.
Abigail zastanawiała się w duchu, czy ten ziemski John, którego pobieżnie znała, też tak ochoczo poleciałby podrywać chętne panienki. Myśli te pozostawiła jednak dla siebie. Maeve odlepiła się od ramienia Galwena i zajęła się dyskretną obserwacją krasnoluda.
- Dzięki za pomoc. Pójdę już i zacznę szukać, bo jeszcze przyjdzie mi nocować na zewnątrz. - Po tych słowach Galwen odwrócił się i ruszył przed siebie.
- No i jak, Adrasonie? - Ethan zwrócił się do krasnoluda. - Jesteś zainteresowany zmierzeniem się potężnym demonem i jego pomagierami?
- Eeee… muszę to przemyśleć, najlepiej przy dobrym piwie… - odpowiedział krasnolud.
- Z tym może być kłopot... Nawet nie wiem, czy tu mają piwo - stwierdził Ethan. - Ja piłem tylko wino.
- Znalazłem się chyba w otchłani potępionych… - rzekł krasnolud bardzo zmartwiony.
- Dla miłośników piwa - owszem. - Ethan ze zrozumieniem pokiwał głową. Co prawda aż takim miłośnikiem piwa nie był, ale potrafił zrozumieć niektóre przynajmniej potrzeby innych. - W Sułtanacie piwo jest znane - dodał. - Sami je piliśmy w Abu Dharib. Nie wiem, czy słyszałeś... To taki wielki port w Sułtanacie właśnie.
- Wiem, że miałem gdzieś się udać, w moją pierwszą podróż… Ja... niewiele pamiętam, wszystko jakby przez mgłę… - powiedział Adrason, nadal zaniepokojony.
- Może na coś by się przydała rozmowa z szamanem albo szamanką - zasugerował Ethan. - A co do trunków, to może ktoś z miejscowych wiedziałby więcej, niż ja. Może pędzą na własną rękę coś mocniejszego.
- To może ja pójdę do tej szamanki, czegoś się dowiem… - odpowiedział krasnolud niepewnie.
- Kane? Mógłbyś pomóc? Ja nawet nie wiem dokładnie, gdzie jest ten szpital - powiedział Ethan - a co dopiero mówić o szamance.
- Jasne że pomogę. Chodź, zaprowadzę cię - ochoczo stwierdził wojownik. *
Krasnolud oczywiście poszedł z wojownikiem, widać było jednak, że wciąż jest jednak nieco zagubiony i zrezygnowany.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-05-2015, 18:06   #98
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Ava i Maeve zostały zaprowadzone do jadalni. Czarodziejka już znała to miejsce, dla wojowniczki wszystko było nowe. Okazało się, że pałac, choć zbudowany głównie z drewna, prezentuje się całkiem elegancko. W sali czekała już królowa, przy stole siedziały też trzy inne kobiety. Piękna rudowłosa kobieta w ozdobnej tunice, objęła Avę, kiedy tylko ją zobaczyła. Przy okazji szepnęła jej na ucho: dziś wieczorem, czekaj na mnie w sekretnej komnacie. Po tak wylewnym powitaniu zwróciła się już do Maeve:
- Miło, że sułtan tak się o nas troszczy, że wciąż dosyła nam wsparcie. To zaszczyt powitać kolejną wojowniczkę na naszej ziemi. Chciałabym wam przestawić moich oficerów. Zapraszam do stołu - zakończyła swą wypowiedź władczyni.
Ava była zaskoczona tym jak bardzo ucieszył ją sam widok królowej. Zaproszenie do sekretnej komnaty niemal ją uskrzydliło. Była prawie pewna, że nie będzie potrzebowała dywanu od sułtana, aby wzbić się w powietrze.
Maeve rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, odnotowując w pamięci co cenniejsze elementy wyposażenia oraz możliwe wyjścia. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony. Z niejakim zaskoczeniem przyjęłam wylewność rudowłosej piękności, ale zamaskowała je delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję za tak miłe powitanie - odparła uprzejmie, skłaniając delikatnie głowę.
Posłusznie podążyła w kierunku stołu, by zająć jedno z wolnych miejsc.
Gdy obie dziewczyny zajęły swoje miejsca, królowa klasnęła w dłonie, a półnadzy słudzy natychmiast zaczęli wnosić nowe potrawy i napitki. Tymczasem Athenis przedstawiła kobiety przy stole.
- Jathis - generał piechoty, Tethis - kawaleria, no i na koniec moja droga Kokhinis - wojska specjalne. Urocza Aethis, która ma tytuł honorowego generała, chwilowo nas opuściła.
Przedstawione kobiety miały na sobie bogato zdobione i fantazyjne zbroje. Ewidentnie tylko do celów reprezentacyjnych.
Zbroje kobiet przykuły na moment uwagę czarnowłosej. Poświęciła chwilę na przyjrzenie się pancerzom. Sama nosiła zdobioną, dobrej jakości zbroję i choć - być może - była bardziej praktyczna w potyczce, wyglądem nie umywała się do tych należących do Amazonek.
Niewątpliwie wszystkie kobiety były ładne i młode, ale twarz Jathis szpeciła blizna na policzku, a Tethis miała opaskę na oku. Ostatnia pani generał była… półelfką. Ava nie przypominała sobie, aby dotychczas widziała Amazonkę innej rasy niż ludzka, tak samo Maeve, choć ona akurat przebywała wśród nich krótko.
- Moja droga, czy zechcesz po kolacji odwiedzić mojego kanclerza Farrisa? Amelia obiecała mu, że któreś z was jeszcze zaszczyci go swoją obecnością. Zapewne czeka na to - zagadnęła królowa zwróciwszy się do Maeve.
- Z przyjemnością, pani - odpowiedziała zagadnięta, nie porzucając uprzejmego tonu.
Nie miała bladego pojęcia, po co ma iść do kanclerza, ani co ten będzie od niej chciał, ale jak już pomagać to na całego.
- Wybornie, jeden ze sług wskaże ci drogą - odpowiedziała władczyni
- Jak wrażenia odnośnie tych Qisu czy Qisli ? - zapytała Jathis Avę?
- Quiusu są bardzo gościnni - przyznała czarodziejka niemal łamiąc sobie język na nazwie plemienia. - Quatori znacznie mniej. Zaatakowali nas. Kanclerz Farris podejrzewał istnienie dwóch plemion i miał rację.
- Rozumiem… ja i tak uważam, że powinniśmy zrobić porządek z dzikusami, niezależnie od tego jak się tam nazywają. Jakie wielkie korzyści może nam przynieść traktat z nimi? Dostrzegam raczej wady, znowu nastąpi zepsucie obyczajów, tak jak po traktacie z sułtanem - odpowiedziała pani generał.
- Ja uważam tak samo, wystarczy opracować odpowiedni plan, a wtedy nikt nie pokona dzielnych Amazonek! Dziewczyny jak zajmą się czymś pożytecznym, od razu przestaną myśleć o głupotach! - odezwała się z kolei Tethis.
Ava wybrała ze stołu drobną przekąskę i podsunęła ją pod nos Maeve.
- Nie mam pojęcia co to jest, ale smakuje wyśmienicie - szepnęła jej.
- A ja myślę, że obie się mylicie. Traktat z sułtanem przyniósł nam wielkie korzyści, z których same zresztą korzystacie. Nie można się jednak opierać na jednym sojuszniku, to zgubne podejście. Bezsensowna wojna nic nam nie da, skoro uważacie, że nie mogą nam nic zaoferować, to na jakie wielkie łupy liczycie ? Zdobycze są na wschodzie. Sułtan chce doprowadzić do pokoju, bo pewnie planuje nową wojnę. Chce, byśmy w uznaniu jego zasług zwiększyły kontyngent. Pozwólmy mu na to. Dziewczyny znów zdobędą wielkie łupy na tych patałachach ze wschodu i będą zadowolone. My tymczasem, mając kolejnego sojusznika, znacznie wzmocnimy swą pozycję wobec sułtanatu - zakończyła swą wypowiedź półelfka.
- Ja jeszcze nie podjęłam decyzji. A ty Avo, po tym co tu usłyszałaś, co byś mi doradziła? - zapytała królowa.
Maeve przysłuchiwała się w milczeniu, częstując się różnymi smakołykami. Wolała nie wypowiadać się w tematach, o których pojęcie miała blade, jeśli w ogóle jakiekolwiek.
Ava zastanowiła się nad odpowiedzią. Wszystkie słuszne i logiczne argumenty były po stronie Amelii.
- Wierzę, że warto ich wysłuchać. Nic nie stracicie, prawda? Cokolwiek nie postanowicie jestem przekonana, że wojna z nimi byłaby tylko niepotrzebnym okrucieństwem.
Teraz trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby przetłumaczyć z Avowatego na amazonkowy. To są kobiety zdecydowane, twardo stąpające po ziemi. Jej całkowite przeciwieństwo. Jak znaleźć z nimi wspólny język?
- Sojusz z Quiusu może nie tylko nie zaszkodzić, ale rozwiązać też pewne problemy. Podobno brakuje tutaj mężczyzn, prawda? Quiusu mają przeciwny problem. Wielki Tivu-Kokhonum zaproponował rozwiązanie, które byłoby w interesie obu stron. Mówił, że mężczyźni i kobiety, mam na myśli małżeństwa między amazonkami i quiusu, mogą mieszkać w osadzie w której się spotkaliśmy korzystając z równych praw. Nie oczekuje od was zniesienia matriarchatu. Dopuszcza możliwość w której chętni mężczyźni z jego plemienia zamieszkaliby na waszym terenie i przyjmując wasze prawo. Wydaje mi się, że dzięki tym małżeństwą udałoby się zacieśnić sojusz, rozwiązać problem z niedoborem mężczyzn i wzmocnić waszą pozycję. W końcu, z tego co wiem, sojusz jest także militarny… poza tym są całkiem przystojni - dodała zanim zdążyła się powstrzymać.
- Niby tak wszystko ładnie i pięknie i ach, ci przystojni mężczyzni… Ja już jednego nieroba mam, po co mi następny-rzekła generał piechoty. Ava nie mogła się nie uśmiechnąć. Jej ciotka powtarzała to samo.
-Mówię wam, ten cały Tivu coś tam, coś knuje, nie możemy na to pozwolić!-dodała generał Jathis po chwili, zwracając się do reszty Amazonek
- Właśnie! Całkiem zapomniałam! Wspominał też o złocie. - Może i całe szczęście, że generał Jathis jest taka zawzięta. Gdyby nie wspomniała o knuciu, czarodziejka zapomniałaby o swoim “pobocznym zadaniu”. - Chodzi o starą świątynie Quiusu znajdującą się na terenie amazonek. Znajdują się tam przedmioty związane z ich kultem, jakieś malowidła… są dla nich na tyle ważne, że są gotowi zrezygnować z większości złota, która się tam znajduje na waszą rzecz jako “dowód dobrej woli i zapłatę za ziemię”.
- Według naszego prawa złoto, które znajduje się… - generał nie dokończyła bowiem królowa przerwała jej ostrym:
- Dość.
Po chwili, już z uśmiechem zwróciła się do Avy.
- Dziękuje za twą opinię Avo, jest dla mnie bardzo cenna. Jeżeli zdecydujemy się zawrzeć traktat, zlecimy wam zdobycie złota ze świątyni, za co hojnie was wynagrodzimy. Dokończcie spokojnie posiłek, my wracamy na obrady.
Ava miała wielką ochotę na spokojny posiłek. Pod stołem!
- Dziękuję za wysłuchanie.
Okazało się, że kobiety sprawnie zebrały się i udały zapewne do innej komnaty. Posiłek pod stołem nie był konieczny. Czarodziejkę, po posiłku czekał zapewne kolejny miły wieczór z królową.
 

Ostatnio edytowane przez Kaeru : 26-05-2015 o 18:10.
Kaeru jest offline  
Stary 26-05-2015, 18:15   #99
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do wieczoru zostało jeszcze troszkę czasu, gdy Ethan poszedł na umówione spotkanie.
Cethis i tym razem zadbała o miły nastrój. Świeczki były porozstawiane tak jak poprzednio, na stole zaś znajdowało się wino i coś co wyglądała jak zwijane naleśniki z farszem. Amazonka miała na sobie purpurową tunikę, którą podarował jej Ethan.
- Usiądz proszę i częstuj się. Gwarantuję, że tym razem będzie dobre - powiedziała Cethis z uśmiechem, gdy tylko Ethan przekroczył próg jej chaty.
Ethan uśmiechnął się, po czym, zamiast skorzystać z zaproszenia i usiąść, ucałował ją w policzek na powitanie.
- Witaj, moja droga - powiedział.
Cethis odwzajemniła gest po czym usiadła.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Ethan, nalewając wino do kieliszków. - Twoje zdrowie - wzniósł toast.
- Chciałaś porozmawiać - powiedział po chwili.
- Nasze zdrowie Ethanie - odpowiedziała Amazonka a potem kontynuowała:
- Chciałam porozmawiać o nas... Wiesz trochę z wami przebywałam i sam widziałeś… Zupełnie do was nie pasuję! Nie wiem, co mi strzeliło do głowy z tą podróżą do zupełnie innego świata, skoro ja jeszcze własnego dobrze nie poznałam. Ponadto… ten pokój, to może być czas zmian dla naszej krainy. Czuję, że powinnam przy tym być - powiedziała Cethis.
Ethan powoli skinął głową.
- Rozumiem to - powiedział. - Wiesz, że najchętniej zabrałbym cię ze sobą, ale boję się, że możesz mieć rację. - Westchnął. - Nie chciałbym, żebyś była nieszczęśliwa, a tak zapewne by się stało.
Upił odrobinę wina.
- Zabrałbym cię ze sobą, ale czuję, że nie powinienem tego zrobić - dodał. - Wyrządziłbym ci krzywdę - powiedział, po czym wziął jej dłoń i delikatnie ucałował. - A tego nie mogę zrobić, bez względu na to, jak bardzo bym chciał cię stąd zabrać.
- Rozumiem również - dodał - że twój udział w tworzeniu porozumienia może być bezcenny. Nie mogę tego zrobić ani tobie, ani twojej ojczyźnie.
- Cieszę się, że rozumiesz. Jesteś uroczy… Pisana jest mi podróż... ale chyba nie teraz i nie tobą niestety. Jest mi bardzo smutno, ale chyba tak musi być - odpowiedziała Amazonka, faktycznie ze smutkiem w głosie.
Ethan podniósł się i stanął obok dziewczyny. Objął ją i przytulił.
- Jestem pewien, że za parę lat, jak już się tutaj wszystko unormuje, gdy już nie będziecie mieć kłopotów, to wyruszysz w drogę i twój głód wiedzy o świecie zostanie zaspokojony.
- Na pewno… i wiedz, że nigdy Cie nie zapomnę - odpowiedziała Cethis, wyraźnie wzruszona.
Ethan pocałował dziewczynę w policzek.
- Zjemy coś? - spytał. - I przestańmy rozmawiać o rozstaniu. Jeszcze jesteśmy razem.
- Tak tak oczywiście… zjedzmy. Przygotowane przez moją mamę, na pewno się nie otrujesz - odpowiedziała Cethis, nadal ewidentnie poruszona.
Ethan uśmiechnął się, po czym przesunął krzesło i usiadł obok dziewczyny. Nałożył jej na talerz naleśnikopodobne coś. Sobie również nałożył identyczną porcję.
- Twoja mama gotuje tak dobrze, jak ty jesteś urocza - powiedział po skosztowaniu pierwszego kęsa.
- Jesteś naprawdę przecudowny! Nie wiem jak ukoić swój smutek, gdy już odjedziesz… Naprawdę... - odpowiedziała Amazonka.
Ethan w pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć. W zasadzie powinien zniechęcić Cethis do siebie, ale z drugiej strony, chciał pozostawić jak najlepsze wrażenie. No i, nie da się ukryć, przeszło mu przez głowę, że mogliby w bardzo przyjemny sposób spędzić te ostatnie godziny.
- Mi też będzie ciebie brakować - powiedział. - Ale żal minie i zostanie bardzo miłe wspomnienie.
Przytulił dziewczynę.
- Daj mi chwilę… obiecuję, że potem będzie naprawdę miło - powiedziała Cethis już nieco uspokojona.
- Oczywiście. - Ethan pocałował ją w pliczek.
Po kolacji Ethan i Cethis usiedli razem na łóżku. Amazonka była jednak wyraźnie spięta. Myślami chyba błądziła zupełnie gdzie indziej.
Grosz za twoje myśli, pomyślał Ethan. Nie powiedział jednak tego na głos.
- O czym myślisz? - spytał. - I jak mogę ci pomóc?
- Nie wiem czy dobrze postępuje. Czuje się jakoś dziwnie… - odpowiedziała Amazonka.
- Chodźmy na spacer - zaproponował Ethan. - Powiesz mi, o co chodzi, a ja spróbuję coś na to poradzić. Może coś mi się uda wymyślić.
- Nie nie! Zostańmy… po prostu jest mi jakoś smutno. Poopowiadaj mi jeszcze o krainie śniegu - poprosiła Amazonka.
- Kraina leży daleko, daleko stąd. - Ethan rozpoczął cichą opowieść. - Szczyty wysokich gór pokryte są śniegiem, który nie znika nawet latem. Z gór spływają języki lodowe, schodzą w doliny.
- Ludzie jeżdżą na nartach. To takie deski, dzięki którym można się szybko poruszać po śniegu. A dzieci budują bałwany. To takie figury ze śniegu. Z węgielkami zamiast oczu i marchewką zamiast nosa.
- Gdy przychodzi prawdziwy mróz, wszyscy wychodzą z domów ubrani w grube futra, spod których wystają im tylko czerwone od mrozu nosy...
Ethan przytulił dziewczynę i, opowiadając, coraz bardziej ściszał głos.
Dziewczyna przytuliła się i nic nie mówiła, zamknęła oczy. Po jakimś czasie zapadła w sen.
Ethan przez moment siedział bez ruchu, po czym delikatnie, starając się jej nie obudzić, położył dziewczynę na łóżku, po czym przykrył ją kocem.
Po chwili, gdy upewnił się, że Cethis śpi, zjadł jednego naleśnika, wypił odrobinę wina i zgasił świece. Potem rozebrał się, nie do końca, po czym położył obok dziewczyny.
Zdecydowanie nie miał zamiaru spędzić nocy na podłodze lub na krześle.

* * *

Rankiem Ethan obudził się w łóżku ponownie sam. Jednak wyraźnie było słychać, że ktoś krząta się w sąsiednim pomieszczeniu. Na podłodze leżała purpurowa tunika Cethis.
- Dzień dobry - powiedział Ethan, siadając na łóżku i zastanawiając się, kto mu do wina systematycznie dosypuje środki nasenne.
- Już wstałeś? - zapytała Cethis z sąsiedniej izby.
- Mogłaś mnie obudzić - odparł.
- No właśnie o to chodzi, że nie chciałam! Bardzo nie chciałam! Robię nam śniadanie - odpowiedziała Amazonka.
Ethan się skrzywił. Pamiętał aż za dobrze przedostatnią kolację...
- Może ci pomogę? - spytał, wkładając koszulę.
- Jeżeli chcesz… to zapraszam - zawołała Cethis roześmiana.
Kolejna izba była zapewne czymś w rodzaju kuchni, połączonej dodatkowo z pomieszczeniem gospodarczym. Cethis zapewne robiła jajecznice, nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była całkiem naga.
Ethan stanął w progu, nie dowierzając swoim oczom.
- Jesteś pewna, że to ma być śniadanie? - spytał.
Podszedł do dziewczyny i objął ją.
- Raz jeszcze dzień dobry - powiedział, całując ją w policzek.
- Wszelkie myśli o śniadaniu na twój widok ulatują mi z głowy - dodał, nie wypuszczając jej z ramion.
Amazonka również pocałowała Ethana, tylko że dużo bardziej namiętnie.
- Już kończę - rzekła krótko najwyraźniej bardzo szczęśliwa.
Ethan, któremu zdecydowanie nie śniadanie było w głowie, pocałował ją z równym zapałem.
- Skoro tak mówisz...
Przytulona do niego dziewczyna musiała poczuć, jakie myśli krążą mu po głowie.
- No przestań… nie mogę się skupić… znowu będziesz głodny i co wtedy? - zapytała Amazonka ze śmiechem.
- No dobrze... - Ethan raz jeszcze ją pocałował. - Już cię zostawiam.
Wbrew tym słowom nie odsunął się, a jego dłonie przesunęły się z bioder dziewczyny na pewne fragmenty jej ciała, jakby stworzone do obłapiania.
- Jesteś niemożliwy… daj mi choć minutkę - zachichotała Amazonka.
- Poświęcę się... - odparł Etham, odsuwając się nieco.
- Jeszcze chwila i nawet tak proste śniadanie bym zepsuła! Oto jednak jest! Zabieramy i wracamy do łóżka! - rzekła cały czas w świetnym nastroju.
Ethan nie miał nic przeciwko śniadaniu w łóżku. Zabrał tacę z jedzeniem.
- Panie przodem - powiedział i ponownie pocałował Cethis w policzek.
Cethis faktycznie pobiegła przodem. Wskoczyła na łóżko, przeciągnęła się i rzekła zalotnie:
- Łóżko jest moje! Zjedz sobie jak chcesz… poczekam.
Jak smakowała jajecznica? Ile jej było? Czy zjadł wszystko? Ethan nie potrafiłby odpowiedzieć na żadne z tych pytań. W każdym razie szukał jej na talerzu na oślep, wpatrzony w rozciągniętą na łóżku dziewczynę.
Gdy wreszcie po którejś próbie widelec powędrował do ust pusty, Ethan odsunął talerz, a potem ściągnął koszulę i usiadł na brzegu łóżka.
- Mówiłem ci już, że jesteś urocza? - spytał.
-Ty jesteś bardziej uroczy - rzekła dziewczyna po czym usiadła łucznikowi na kolanach.
- Bądź grzeczny i połóż się. Jedzeniem się nie martw. Coś przygotuje na drogę, ale to potem - powiedziała Cethis bardzo ponętnym głosem.
Ethan posłusznie wykonał polecenie, choć “przyklejone” do Cethis dłonie odrobinę utrudniły tę czynność.

* * *

Tego poranka Cethis naprawdę się postarała. Łucznik nie przypuszczał nawet, że młoda dziewczyna ma taką śmiałość i fantazję.
I wstali bardzo, bardzo późno. Dopiero wówczas, gdy drzwi zaczęła się dobijać jedna z Amazonek, wzywając Cethis na Zgromadzenie.

Ubrali się pospiesznie i pożegnali szybkim, acz gorącym pocałunkiem.
Cethis poszła na Zgromadzenie, zaś Ethan, którego obecność w tym wydarzeniu nie była taka ważna, przegryzł jeszcze co nieco z wczorajszej kolacji, jako że nie samą miłością żyje człowiek.
A potem wypił jeszcze odrobinę wina i wyszedł z chaty.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-05-2015, 18:25   #100
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
- Witaj Kane. - Ethis objęła Kane’a już w momencie, gdy tylko ten przekroczył próg.
Cóż zmiana pomyślał sobie Kane choć nie powiedział tego głośno wiedząc, że kontakty z kobietami a w szczególności z Amazonkami są bardziej kruche niż chińska porcelana.
- Witaj Piękna Pani. Jak minął ci dzień. - Powiedział tylko obejmując Ethis w uścisku. Czuł w ramionach jej szczupłe acz umięśnione ciało, a zapach jej włosów i ciała doprowadzał go do szału. Chyba naprawdę zakochał się z tej egzotycznej kobiecie.
Amazonka usiadła na krześle. Na stole znajdowała się wino i pieczone mięsiwo o kuszącym zapachu
- Usiądź proszę, dzień był męczący, ale to nic. Syd przygotował dla nas naprawdę wyśmienite jedzenie, częstuj się - powiedziała Amazonka.
Wojownik poczekał, aż Amazonka usiadła po czym zajął miejsce za stołem naprzeciwko niej.
- Nasza druga randka? - Mrugnął do Ethis uśmiechając się serdecznie.
- Tak, Kane. Mam nadzieję, że i tym razem będzie miło, ale musimy porozmawiać. Ja wiem trochę o tobie, ale ty nie wiesz niemal nic o mnie, a chciałabym być wobec ciebie uczciwa - powiedziała Amazonka.
Jakaż zmiana frontu pomyślał sobie Kane po czym odpowiedział.
- Chętnie się czegoś do wiem o Tobie choć jak tylko będziesz miała pytanie co do mnie czy do świata z którego pochodzę to oczywiście chętnie na wszystkie odpowiem. Dziś jednak chętnie podsłucham i porozmawiam o Tobie.
- Lubię cię, Kane. Nawet bardzo. Nie wiem jednak, czy masz właściwy obraz mojej osoby. Po pierwsze… Jestem starą panną. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Zanim cię poznałam byłam związana, tak na dłużej z dwójką mężczyzn. Pierwszym z nich był Farris. Cóż... jest przystojny, a ja byłam wtedy młoda i głupia. Pomagał mi się wspinać po szczeblach kariery, byłam jego protegowaną. Po bitwie z siłami Zakonu pod Al-Saman zostałam oficerem. Wróciłam do Amazonii w blasku chwały. Niestety Farris najwyraźniej nie miał zamiaru na mnie czekać. Znalazł sobie inną, nie pierwszą zresztą i nie ostatnią. Wyruszyłam załamana w świat i nie zamierzałam wracać. Tam poznałam pewnego mężczyznę. Oszust, złodziej i bawidamek. Niewątpliwie miał jednak to coś. W końcu niestety zrobiliśmy o jeden numer za dużo... umarł na moich rękach… - W tym momencie głos Amazonki się załamał.
Zanim Ethis skończyła swoją opowieść przez głowę przebiegł pokaz slajdów z nieskończonej ilości filmów, w których bohaterowie zgadywali się w podobnej sytuacji: “musisz poznać prawdę o mnie”, “nie wiesz wszystkiego”, “muszę ci się do czegoś przyznać”... Ta moja skrzywiona pop kulturą psychika pomyślał sobie.

Między talerzami i naczyniami wyciągnął obie ręce i ujął dłonie Amazonki w swoje. Nie cofnęła ich. Próbował dobrze dobrać słowa.
- Wszyscy jesteśmy zbiorem bagażu doświadczeń i przeżyć jakie dane nam było spotkać w życiu. Każda przebyta przeszkoda i każda porażka czyni nas, a przyajmniej niektórych z nas jedynie silniejszymi. Natomiast nikt jeszcze zarówno w waszym świecie jak i w moim nie znalazł skutecznego lekarstwa na złamane serce i skołataną duszę. - Zawiesił chwilę głos. - Ja bym czekał na ciebie jak długo trzeba by było - dokończył.
Ethis była szczerze zdziwiona słowami Kane’a.
- Naprawdę mnie rozumiesz? Myślałem, że takie kobiety jak ja, nie cieszą się powodzeniem… w jakikolwiek krainach - odpowiedziała wojowniczka cicho.
- Wybacz mi piękna Ethis, ale jestem tylko mężczyzną i naprawdę nie rozumiem co masz na myśli mówiąc “takie kobiety” - powiedział całkowicie szczerze i poważnie Kane.
- Eeee… no niezamężne, ale no sam wiesz… Wiem, że akurat Różowcy szaleją na tym punkcie… wiem, że u ciebie może być inaczej np. tak jak u Elfów , ale przepraszam nie umiem cię ocenić inną miarą, niż taką którą znam… - powiedziała wojowniczka.
- Jeżeli tylko o to chodzi to dla mnie nie ma to żadnego znaczenia gdyż nawet przez chwilę nie patrzyłem na ciebie bez taki pryzmat. Być może dlatego, że w świecie, z którego pochodzę nie ma to większego znaczenia. To czy ktoś ma męża lub żonę jest jego prywatną sprawą i jego prywatnym wyborem. Mało tego. Każdy ma prawo do wolności takiego wyboru. Nasze społeczeństwo nie ocenia, a tym bardziej nie piętnuje, jak to określiłaś “takich osób” czyli nie zamężnych. To po prostu różnica kulturowa, bo nie powiem ci z drugiej strony, że zawsze jest tak kolorowo. Nasze społeczeństwo ma też swoje wady, jednak przeważa atmosfera tolerancji - rozgadał się wojownik.
- Tak, wiem, pieniądze i status rozwiązują pewnie wszystkie problemy. Ja mogłam sobie pozwolić na pozostanie panną, ze względu na zasługi, mało kto ośmielił się mi cokolwiek sugerować. Jestem też dosyć zamożna jak na tutejsze warunki, nie żyje mi się bardzo dobrze, ale… moje życie wydaje mi się takie puste. Poświęciłam wszystko, aby dojść w naszej społeczności jak najwyżej. Poznałam ciebie i czar prysł… już tego nie chcę. Chce być z Tobą, lecz nie gdzieś na najemniczym szlaku, czy tutaj. Chcę być z Tobą, ale tam gdzie będziemy mogli żyć w poczuciu przynajmniej względnego bezpieczeństwa i gdzie będziemy mogli żyć jak sami chcemy… -

Wojowniczka spojrzała wyczekująco na Kane’a.
Kane tak zamurowało to co usłyszał, że aż totalnie go zatkało. Wszystkiego się spodziewał, ale takie wyznanie z ust tak zimnej - żeby nie powiedzieć oziębłej w stosunku do niego Amazonki spowodowało całkowite zaskoczenie. Nie wiedząc co powiedzieć zrobił jedyną rzecz, która w tej chwili za sprawą jakiego impulsu wstał gwałtownie od stołu, podszedł zdecydowanie do Amazonki wciąż trzymając ją za ręce i przyciągnął ją do siebie mocno obejmując.
- Wydawało mi się, że mówiłaś, że nie jest na przeznaczone być razem. - Dodał wojownik cicho.
-Tak, ale to było wtedy… Może niech jednak przeznaczenie samo zadecyduje, czy pisane jest nam być razem, czy nie- odpowiwedziała Ethis
Wojownik nie mógł dłużej się powstrzymywać, a raczej powstrzymywać swoich uczuć. Nie wypuszczając dziewczyny ze swoich ramion wyrzucił z siebie słowa prawie jednym tchem.
- Zabij mnie albo wysłuchaj do końca co chcę powiedzieć i wtedy podejmij decyzję. Możesz uznać mnie za szaleńca ale zakochałem się w tobie jak wariat tej pierwszej nocy i to zakochałem się beznadziejnie. Nie potrafię nie myśleć o tobie jak. Chcę być z tobą. Gdy wykonamy nasze zadanie tu i teraz dorwę tego domorosłego czarodzieja i wyduszę z niego sposób na to, żebyś mogła razem z nami wrócić do mojego świata gdzie mogli byśmy żyć wolni i w sposób w jaki będziemy tego chcieli. Oczywiście jeżeli tego chcesz i odważysz się zrobić ten krok być może już nieodwracalny.
Amazonka wydawała się zaskoczona szczerym wyznaniem Kane,a ale dość szybko się otrząsnęła i rzekła:
- Musisz mi wszystko opowiedzieć dokładnie. Nie mogę teraz od razu ruszyć z Tobą w drogę… z resztą nie chce. Jeżeli jest nam pisany wspólny los… spotkamy się u kresu Twojej wędrówki. Koniecznie powiedz mi tylko gdzie to jest…

Kane’owi jakby spadł wielki ciężar z serca. W końcu jakiś przełom - szczere wyznanie. W końcu wiedział, że się nie wygłupia ze swoim szczeniackim zauroczeniem i że ona czuje podobnie. To wszystko jakby dodało mu skrzydeł, a radość wypełniła go aż po brzegi jestestwa. Przytulał ją jeszcze chwilę gładząc po włosach i plecach po czym pomógł jej znowu usiąść przy stole po czym sam też zajął swoje miejsce nie puszczając jej dłoni.
- Opowiem ci wszystko co tylko chcesz wiedzieć i zapewniam cię, że w moim świecie na pewno znajdziemy miejsce dla siebie żeby żyć tak jak tylko będziemy chcieli. To co mi powiedziałaś dodało mi tylko skrzydeł i motywacji do działania. Moim głównym celem teraz jest zakończyć sprawy te tutaj jak najszybciej i spotkać się z tobą na końcu wędrówki by razem zakończyć naszą przygodę tu, a rozpocząć ją tam. - Powiedział wojownik. - Pytaj o co chcesz opowiem ci wszystko ze szczegółami.
-Opowiadaj… powoli i spokojnie. Ustalimy wszystko, a potem… spróbujemy spędzić przyjemnie tę noc - odpowiedziała Amazonka z uśmiechem
Kane opowiedział dziewczynie całą dotychczasową historię drużyny. Amazonka słuchała jej z otwartymi ustami. Nie zadawała żadnych pytań.

Kiedy wojownik skończył zaległa cisza. W końcu przełamała się Ethis:
- Nigdy nie słyszałam tak niezwykłej opowieści… nie wiem co powiedzieć... Współczuję wam wszystkim. Wierze, że zarówno nam jak i wam się uda. Szczegóły ustalimy jednak rano, a teraz chodź - rzekła Amazonka chwyciwszy wojownika za rękę.
- Pozbądź się tego żelastwa, a najlepiej to wszystkiego innego też… - rzekła Amazonka zalotnie.
Rozmawiali długo, a wojownik opowiadał historię ich nietypowej drużyny wtrącając informacje o świecie, z którego pochodzą. Z każdą nową historią widział jak Amazonka chłonie wiedzę o jego świecie i jak co raz bardziej i mocniej jest nim zauroczona. Był zadowolony i podniesiony na duchu. Wszystko zaczęło się powoli układać.
Propozycja jaka padła no koniec posiłku miała być ukoronowaniem naprawdę miłego wieczoru.

Amazonka jeżeli chodzi o sztukę miłosną, była niewątpliwie artystką wybitną, a już na pewno było tak w odczuciu Kane’a. Wiedziała czego chce i była obdarzona bujną fantazją. To była burzliwa pełna namiętności noc.
Rankiem oboje zbudzili się niemal równocześnie, po wymianie porannych pieszczot wojownika zauważył, że coś ją chyba martwi*
- Coś cię trapi piękna Ethis? - Zapytał Kane spostrzegając pochmurny grymas na jej ślicznej twarzy.
- Martwię się, jak odnajdę się w twoim świecie i tym, czy ty na pewno zaakceptujesz mnie taką jaką jestem. Umiem tylko walczyć i dowodzić, w twoim świecie chciałabym się czymś zająć, nie zniosę nic nie robienia. No i nie umiem gotować… domem też zawsze zajmował się Syd. Oczywiście postaram się dostosować… ale to chyba nie przyjdzie mi łatwo. Co o tym myślisz? - zapytała Amazonka
Kamień ponownie spadł z serca Kane, bo już obawiał się najgorszego, że Amazonka się rozmyśliła. Jeżeli problem leżał jedynie w tym to chyba sobie z tym poradzę pomyślał wojownik. Przytulił ją tak, że jej głowa spoczęła na jego piersi.
- Takimi bzdurami nie musisz się martwić. Nie trudniej ci będzie wpasować się w realia mojego świata niż mi w realia waszego. Gotować umiem ja. Może nie najlepiej, ale od czego jest Youtube. Ekhh, o tym potem. Możliwości u nas jest więcej niż ryb w waszych morzach. Poza tym w ostateczności już jak nic innego by ci nie pasowało w moim świecie kobiety robią też kariery wojskowe i to czasem z lepszym skutkiem niż mężczyźni. Wiem, że to trudny krok i decyzja jaką podejmiesz może być decyzją ostateczną. Myślę, że po zakończeniu naszej przygody tu i teraz będziemy musieli to jeszcze raz dobrze przedyskutować. Poza tym muszę jeszcze pogadać z tym domorosłym czarodziejem w temacie spraw technicznych - zamyślił się Kane. - Uwierz mi Ethis, chciałbym spędzić resztę moich dni z tobą jednak nie zrobię niczego wbrew twojej woli czego mogła by potem żałować lub czego nie można by cofnąć.
- Jestem już spokojna. Ufam ci, z reszta nie sposób ci nie ufać. Kocham cię, Kane!

Po tych słowach Ethis pocałowała wojownika namiętnie.
Jeżeli tak jeszcze wtulenie dobre trzy kwadranse napawając się swoja bliskością i ciepłem własnych ciał i leżeli by tak pewnie jeszcze dłużej gdyby nie przybył posłaniec z wieścią, że Ethis jest pilnie potrzebna na zgromadzeniu.
Ubrali się szybko i bez zbędnego sprzeciwu. Zdyscyplinowani byli w tym samym stopniu. Choć pocałunek jakim się pożegnali przyprawił oboje o lekki zawrót głowy. Amazonka pobiegła tam gdzie ją wzywali.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172