Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2015, 23:06   #96
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Jeff tylko skinął głową.
- No to w drogę. Road Trip! Na pytania odpowiem wam po drodze. – kończąc podszedł do rozpadającego się vana, po czym usiadł za kółkiem.
Isp zajął miejsce z tyłu, tak samo jak Lisa. Kiedy dołączyliście wraz z nowym dobytkiem i zasunęliście za sobą drzwi, Jeff przekręcił kluczyk, a stary silnik delikatnie zabulgotał. Po chwili bulgotanie przeszło w nierówny szum, a samochód szarpnął do przodu i ruszył. Jeff prowadził pomiędzy zabudowaniami swoich towarzyszy jakie postawili i już po chwili byliście na zasypanej piachem jednej z głównych dróg, jaka prowadziła na wschód. Na horyzoncie nie było widać nic, poza wielkim słońcem robiącym z vana piekarnik lepszy niż te z którymi spotkaliście się pod ziemią. Dla waszej bladej i biednej w witaminę D3 skóry był to nie lada jej zastrzyk.

Dopiero teraz Jeff zaczął odpowiadać na pytanie Petera.
- Niebezpieczeństwa to ludzie, choć nasze patrole się na nich nie napotykają, wiemy że w górach żyje jakaś enklawa drążąca w niej swoje bazy. Wiemy o sobie wzajemnie i trzymamy się od siebie z daleka. Doszli też Ci wasi hostianie, o ile to prawda, ale skoro was nie ścigali to raczej bajka. Są zwierzątka, mniej lub bardziej niebezpieczne. Pumy są najgorsze i psy, a i robactwo też niezbyt przyjemne, lecz większość nie aż tak bardzo jadowite jak węże.
- Tak, węże są najgorsze. Zeszłego roku takiego jednego, Benjamin mu było, dziabnął grzechotnik. – wtrącił Isp – Koleś strasznie się męczył, uschnął prawie że na wiór w ciągu ośmiu godzin i kopnął w kalendarz. Straszna śmierć. Usta popękały mu do krwi.
- I tak najgorsze są rośliny. Dotkniesz takiej, z liśćmi jak strzałka, a potem wyskakuje Ci czerwona plama, poszerzająca się z godziny na godzinę. Jak dojdzie do głowy to umierasz. Na szczęście mamy na to antidotum, nie zawsze działa, ale Ispowi pomogło. To było po tym jak się tu zjawił razem z bratem… – nastała chwila niezręcznej ciszy, każdy domyślał się chyba że lek bratu Ispa nie pomogło.
- I tak najgorsza jest pogoda. Ten grad który spadł w nocy to były zaledwie kuleczki. Mieszkam tu od początku, widziałam chyba wszystko. Wiatr tak silny, że przewracał wieżowce jak wieże z klocków. Na szczęście według kalendarza takie wiatry zdarzają się na jesień, a mamy środek lata. Możemy się cieszyć małymi opadami i umiarkowanymi wiatrami. Jedynie kwaśne mgły mogą nam nabruździć. – ciszę przerwała Lisa, a po chwili rozmowę podjął Isp.
- Też je widziałem, nikt za bardzo nie wiem czym wynikiem są. Wejdziesz w taką to zeżre Cię do kości, spali płuca i organy. Maski nie pomagają, przegryza materiał z których jest zrobiony. Nie tyka chyba tylko kamieni i piachu, ty metalowy powinieneś się jaj bać też, bo zjadła by Ci cały ten syntetyczny mundurek. A kto wie czy by się na przewody nie rzuciła czy rurki.
- To tak po krótce, to co może nas spotkać. A może wy podzielicie się doświadczeniami spod ziemi? – zaproponowała jedyna kobieta.
- O tak, dawno tam nie byłem. Tęsknię za moim P.A.R, służbą i rodziną. Jakieś ciekawe wieści na dole? Dawno tam byliście? – dopytał Isp.
Jeff w milczeniu prowadził, auto sunęło gładko po piaszczystej nawierzchni.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline