Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2015, 15:09   #39
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Czasami czuje się tutaj jak pierdolony woźny...

Strife na temat 13 Sektoru

Zamaskowany łowca przewrócił oczyma. Mógł się spodziewać że typ zastosuje się do jednej z podstawowych zasad ulicznych bandziorów. Dostaniesz wciry? Wołaj koleżków! Ale to może i lepiej, tych tutaj załatwi równie szybko co tamtego.
- Ale ty jesteś kurwa brzydki… - Rzucił z odrazą gdy w jego rękach pojawiły się jego zabawki. - Bez kitu masz ryj jak gówno na które się ostatnio zerzygałem. - Dorzucił kolejną obelgę. Czas było znów posprzątać ulicę… Serafiny przestawiły się na pojedyńcze strzały. Wymierzył nimi w najbliższych mu dwóch zbirów. Miał zamiar ich jedynie poranić, a nie zabić… jeszcze na to nie zasłużyli, choć w wypadku tego brzydala chyba wyświadczył by mu przysługę.
Huk wystrzałów był nad wyraz słyszalny w wieczornej ciszy. Pierwsza z kul, która miała do pokonania stosunkowo krótki dystans, trafiła w nogę paskudztwa przy Strife. Stwór ryknął z bólu, a kropelki śliny poszybowały w powietrzu. Okazał się jednak na tyle twardy by ustać. Jego ręka trzymająca metalowy pręt, nagle wydłużyła się niczym bicz, chcąc trafić w głowę łowcy demonów. Jednak zagrywka była tak niefortunna, że macka znalazła się na drodze wystrzału z drugiego gnata. Zamiast wiec się zemścić, w jego ciele zagościła kolejna porcja amunicji. Ryknął, chwytając się za szybko wracające do pierwotnej długości ramię, a postrzelona noga ugięła się pod nim.
Strife mógł jedynie wzruszyć ramionami i posłać kolejny strzał w stronę jegomościa który był bliżej. Pocisk przeszedł na wylot przez jego udo, powalając czarnucha na ziemię. Jedynym w pełni sił, był teraz osobnik z pralką, który zbliżał się, używając tego domowego sprzętu niczym tarczy.
- Brzydalu jak się podniesiesz dostajesz w łeb żeby nie było. - Ostrzegł skupiając się na nadciągającym zwolenniku sprzętów kuchennych. Jego szarża podsunęła zabawny pomysł Strife’owi. Serafiny na chwilę wyparowały, a sam łowca ściągnął z siebie płaszcz i ustawił w pozycji torreadora.
- OLE EL NIGGERRRO! - Wrzasnął łopotając płaszczem, krztusił się ze śmiechu. W ostatnim momencie uskoczy w bok, zarzucając mu płaszcz na łeb, po czym wyskoczy i z całej siły kopnie go w zgięcie kolana, zamierzając je w cholerę złamać.
Murzyn z rykiem chciał staranować Strifego kuchenką, jednak ten odskoczył w bok, zarzucając na ciemnoskórego swój płaszcz. Ten jednak miał asa w rękawie. Z palników kuchenki buchnął nagle ogień, który odrzucił go do tyłu, jak gdyby ten na ślepo chciał uderzyć plecami w łowcę demonów. Jednak wygimnastykowanie Strifa pozwoliło mu na to, by but trafił w wybrane miejsce. Rozpędzony jak rakieta ciemnoskóry nabił się zgięciem kolana na twardy but, a coś chrupnęło nieprzyjemnie. Murzyn po raz kolejny wydał okrzyk, tym razem jednak nie bojowy, a bolesny.
- Nie no z tą kuchenką +6 od ognia to dojebałeś mistrzu. - Strzelił kostkami w palcach. - Wiesz możesz jeszcze uciec jest szansa jesio jedna jedyna. Inaczej zrobię nie tylko tobie, ale wam wszystkim z dupy archiwum x. Albo lepiej! Zrobię wam pinćset twarzy greya. Nom normalnie. - Strife już chyba sam nie wiedział co gada, ale ton zachowywał grożący. Po drodze zebrał swój płaszcz gdy powoli stąpał w stronę murzyna z kuchenką. Zarzucił go na siebie, a w jego dłoniach pojawiły się Serafiny.



Jego oczy świeciły zza maski delikatnym światłem, a płaszcz łopotał pod wpływem podmuchów wiatru. Czuł się niesamowicie kozacko stąpając w taki sposób w stronę oprycha. Na szybkiego próbował wymyślić jakiś równie kozacki tekst. Zatrzymał się w pół kroku po czym kontynuował, ze swoim już raz użytym powiedzeniem. W sumie ci tego nie słyszeli więc nie wyjdzie że się powtarza…
- Liczę do dziesięciu… Jeden. Dziewięć... - Jego bronie cyknęły, przestawione na rozbryzg. W sumie dla przykładu musiał jednego załatwić, by reszcie dać do zrozumienia że nie będzie znosił skurwielstwa na jego rewirze. Sektor 13 był pod jego pieczą.
Posiadacz kuchenki skulił się, próbując jakoś pokonać ból w nodze, by uciec w cholerę. Jednak to nie on okazał się tym który miał stwarzać problemy. Pokraka którą powalił pierwszą, wstawała z ziemi, a umieszczone w jej ciele pociski z brzękiem opadły na ziemię.
- Niehehe myślałeś, że mnie załatwiłeś gównojadzie? -zarechotał. Jego całe ciało zdawało się przelewać w sobie z miejsca na miejsce, jak by miało co najmniej eksplodować.
- Nie myślałem że wstaniesz chuhuhuhuhuhuju. Wiesz brzydalu żarty żartami ale ty za chwile naprawdę zdechniesz kapujesz? - Głos Strife’a przez krótki moment wydawał się… poważny!? Zakręcił spluwami na wskazujacych palcach. - No i ten… “gównojad”? Nic lepszego nie mogłeś wymyślić? Patrz na ten przykład. Ekhem… Twój stary spuścił się za łóżko i wychowały cię pająki. - Po zakończeniu tej jakże dojrzałej riposty wymierzył serafinami w pokrakę i bez opamiętania ostrzelać ją strzałami rozbryzgowymi.
Pociski uderzały o ciało przeciwnika, jednak działo się coś dziwnego. sylwetka która ciągle falowała, sprawiała, że otwory po ranach też się przesuwały, a pociski były wypychane na ziemię. Metal sypał się z brzydala, który zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Jego długa mackowata ręka zwróciła się w stronę głowy łowcy demonów. Ten wygiął się, by strzelić w nią z obu luf od dołu, sprawiło to, że kończyna została oderwana od cielska brzydala. Ten jednak zdawał się tym nie przejmować, bowiem dalej kontynuował wymachiwanie nią niczym szalony.
Tego najbardziej nienawidził, gdy musiał myśleć nad tym jak ubić jakieś skurwielstwo. Może “szotgany” nie były odpowiednim sposobem traktowania jegomościa. Jakimś dziwnym trafem wydedukował, że w końcu może pęknie gdy nałyka się na dużo pocisków. Serafiny cyknęły, po czym Strife wymierzył nimi w brzydala pociągając za spusty. Pokrakę zalewał w tym momencie istny grad pocisków. Jeśli to nie zadziała to ma jeszcze inny... “pomysł”, ale to na potem.
Zmiana taktyki okazała się niesamowicie...nieskuteczna. Pociski sypały się gradem i podobnym, opuszczały ciało brzydala, który z każdym momentem robił się jeszcze paskudniejszy i bardziej rozlazły, ale nic mu się chyba nie działo. Wyglądał teraz niczym olbrzymi czyrak na jezdni, a jego drugie łapsko, tez przemieniło się w mackę. Wzrost liczby ataków, trochę utrudniał unikanie, ale Strife dawał radę, tańczyć między nimi bez szkody.
- Nosz kuhwa mać op fchuj to jest. - Skrzywił się pod maską. Przypomniał mu się pewien mem który widział w internetach. “You don’t know what it is? Kill it with fire!!”, pech jednak chciał że zostawił miotacz ognia w innych spodniach… - Zaraz… tu jest jakiś gimmick zawsze jest. - Rozglądając się dookoła o mało nie wpadł w kuchenkę z której wciąż buchał gaz. Spojrzał to na nią, to na pokrakę, znów na kuchenkę i znów na brzydala.
- Hehe hahHAHA! Mam cie kuhwo! - Zaklął nabierając rozpędu, przy okazji kontynuował ostrzał. Potrzebował by stwór jeszcze chwile pozostał w formie kluski. Gdy nabrał odpowiednią odległość rozbiegł się ile mógł i oboma butami przyrżnął w kuchenkę by poleciała prosto na papkę która była jego przeciwnikiem. W momencie gdy kuchenka zetknie się z przeciwnikiem, wypali w gazówkę serią. Przed tym oczywiście zanucił krótką melodię, która towarzyszy graczowi gdy udało mu się wklepać odpowiednią kombinację do bajeranckiego “fatality”.
Pociski skutecznie utrzymywały gluta w miejscu, na tyle długo, by kuchenka zdążyła dolecieć do niego. Następnie nastał huk i światło. Ogień objął potworne wynaturzenie, które ryknęło agonalnie. Języki płomieni, lizały pokraczne ciało, na które ta taktyka poskutkowała nad wyraz efektywnie.
- STRIFE WINS! FLAWL… - Przerwał wrzask i spojrzał po sobie. - Nom flawless… FLAWLESS VICTORY!! FATAAAAALITYYY! - Wrzeszczał z całej pojemności płuc. Serafiny rozpłynęły się w powietrzu, a łowca demonów dumnie spoglądał na skwierczącą się pokrakę.
- Szkoda że kiełb nie mam żadnych. Bwawhawha! - Zarechotał jeszcze. Zapomniał jeszcze o jednej formalności, przyklęknął na jedno kolano i złożył ręce do modlitwy. Wyszeptał kilka zdań w niezrozumiałym języku. Dotknął na koniec kolejno czoła, lewego ramienia, prawego i na koniec środka klatki piersiowej. Cmoknął delikatnie pieść i podniósł się na proste nogi.
- Tego by było na tyle. - Włożył ręce w kieszenie i zaczął odchodzić w swoją stronę.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline