Peter w milczeniu i skupieniu wysłuchiwał tego, co opowiadali mu Jeff, Isp i Lisa. Z podawanych faktów można było wywnioskować, że chociaż Powierzchnia była pełna różnorakich niebezpieczeństw, to jednak przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności (tudzież z odpowiednio dobranym wyposażeniem) dało się tu jakoś przeżyć. Nie było tu aż tak strasznie, jak to opowiadano pod ziemią.
- Spod ziemi niedawno wyszliśmy - odpowiedział na pytanie Ispa. - Mniej więcej panuje spokój. Ktoś kogoś okradnie, gdzieś przytrafi się jakiś wybuch lub zawał, ktoś z kimś pójdzie na ostre w sprawie handlu, ale zwykle to nic poważnego. Normalne życie.
- Przynajmniej ja tyle słyszałem, wtedy, gdy odwiedzałem jakieś miasteczko - dodał. - No ale o jakiejś wojnie to bym usłyszał. Tak jak usłyszałem o Jaskini Rudej i kłopotach między Księstwem Spirskim a terenami zajmowanymi przez kompanię górniczą Skałka.
Spojrzał przez okno, obserwując przesuwający się krajobraz.
- No a potem Hostianie zamieszali - powiedział - no i nie wiem, co się dziać zaczęło przez te kilka dni, gdy nas na dole nie było.
- Nas złapali jak szczury w pułapkę.
Skrzywił się na sam wspomnienie.
- W wielkich miastach to ja nie bywałem ostatnio - dodał tytułem usprawiedliwienia, ze nowin wielkich nie posiada. - Stale korytarze i poszukiwanie to tego, to owego. Czasu na nic innego nie ma. |