Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2015, 19:23   #14
Suchoklates
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
Powrót do domu.


Zatrzymał się przed niskim domem należącym do jego rodziców. Jego oczy, schowane zza ciemnymi okularami, przez chwilę uważnie śledziły otoczenie. Dawniej zielone trawniki skute były teraz grubą warstwą lodu, tak samo jak i szare, jałowe drzewa szpecące całą ulicę. Mijał wiele takich miejsc, ale tylko przy tym obrazie poczuł dziwną nostalgię i smutek. Widząc własny dom w tak opłakanym stanie nie był w stanie powstrzymać drżenia serca. Strach o bliskich był większy niż kiedykolwiek przedtem.
Zdjął narty i przekładając kijki do jednej ręki wziął je pod pachę, kierując się naprędce w stronę drzwi. Śnieg skrzypiał pod jego stopami, dawniej relaksujący odgłos teraz doprowadzał niemal do szału. Nathaniel złapał za klamkę, która zamarznięta z początku nie chciała ustąpić. Poddała się z nieprzyjemnym hukiem dopiero gdy naparł na drzwi z większą siłą.
-Matko?! - Zawołał, szybkim ruchem zdejmując z twarzy chusty. Przechodząc przez mieszkanie rozglądał się nerwowym wzrokiem po wszystkich pokojach. - Ojcze! - zawołał ponownie, choć pewna jego część doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w domu jest pusto. -Alex… - wyszeptał wkraczając do salonu i tracąc powoli siły. Jego organizm dopiero teraz przypomniał sobie, że właśnie ukończył morderczą wędrówkę w pogarszających się warunkach. Kolana ugięły się przed zrozpaczonym mężczyzną, gdy nie wiedząc kiedy znalazł się na podłodze. Jeszcze do niedawna odczuwał mróz przenikający całe jego ciało, ale teraz wydawał się on odległy i mniej drażliwy. Jego powieki stawały się coraz cięższe i ogarniało go narastające znużenie. Wydawało się, że tylko na moment zrobiło mu się ciemno przed oczami, gdy nagle usłyszał znajomy głos.
Otwarł szeroko oczy podnosząc się z ziemi i rozejrzał dookoła. Był sam w domu rodziców. Dookoła nie było śladu żywej duszy. Za oknem zaczynało się robić ciemno. Nie miał pojęcia ile czasu spędził na podłodze, bo wskazówki jego zegarka już dawno zdążyły zamarznąć, a wyczerpany z baterii telefon wyrzucił po drodze. Ale nie zamierzał się poddawać. W jego oczach na nowo rozjarzyły się iskierki determinacji. Nie marnował czasu - zaczął łamać meble i przygotował sobie miejsce na ognisko. Przeszukując dom za przydatnymi rzeczami znalazł w kuchni, na podłodze, niedużą karteczkę zaadresowaną do niego. Wiatr, który hulał w domu przez zbitą szybę w oknie musiał strącić ją wcześniej ze stołu. Czytał ją z drżącymi rękami, nie z zimna, a narastającej nadziei. Była od siostry i zawierała adres miejsca, w którym mógł ją odnaleźć.
Tę noc spędził przy ognisku rozpalonym w salonie. Następnego dnia spakował do torby podróżnej wszystko, co mogło być przydatne i ruszył w kierunku schronu.

Alexandra, będąca już w schronie, akurat zajęta była swoimi lekarskimi sprawami. Zdarzały się dni, gdzie ludzie przychodzili do niej nie po pomoc, a po poradę. Nie zawsze potrzebowali medycznych wskazówek, czasami pytali ją o życie, o to, jak sobie radzić z otaczającą rzeczywistością. Fakt, że kobieta nie była psychologiem, nie sprawiał, że Ci ludzie nie widzieli w niej osoby kompetentnej, bynajmniej. Jej uśmiech dawał światło nadziei i optymizmu, była swego rodzaju skarbem wśród okrutnych ukłuć mrozu.
- Człowiek! Jakiś, tam, człowiek, przyszedł! – krzyczał mężczyzna biegnąc przez parking i co rusz się oglądając. Wszyscy w wielkim szumie szeptów wstali ze swoich miejsc zaciekawieni zaistniałą sytuacją, zrobił się straszny zamęt i mimo, iż w schronie nie było wielu, którzy przetrwali, swego rodzaju tłum i ścisk uniemożliwił niskiej Alexandrze sprawne dotarcie do sprawcy całego zamieszania. Dopiero, kiedy zaczęła informować, że jest lekarzem i prosi o przesunięcie się, kilka niechętnych, ciekawskich ludzi ustąpiło jej miejsca.
Zaniemówiła. Stanęła jak słup soli patrząc na nowoprzybyłego mężczyznę. Ktoś ją szturchał, wołał ją, prosił o pomoc, pytał, co robić. A ona stała. Stała w bezruchu, patrząc na osobę tak dobrze jej znaną, którą wręcz miała nadzieję jeszcze zobaczyć. I jak tutaj nie być szczęśliwym, choć trochę szczęśliwym?
Dopiero po krótkim czasie otrząsnęła się. Szybko wróciła do siebie i uklęknęła przy Nathanielu. Ściągnęła mu gogle z twarzy, a na jej buzi pojawił się promienny uśmiech, pełen radości. Mimo, iż mężczyzna nie był w najlepszym stanie i stracił przytomność, cieszyła się, że może go widzieć, że on tutaj jest i będzie.
- Zabierzcie go do mnie do pokoju, połóżcie na łóżku, proszę! On potrzebuje pilnej pomocy, w przeciwnym wypadku może mu grozić amputacja! – poinstruowała, a kilku rosłych mężczyzn skorych do pomocy znalazło się dosyć szybko. Zabrali nieprzytomnego do pomieszczenia, które Pani Lekarz otrzymała na swoją prywatność, potem tylko spytali czy mogą pomóc w czymś jeszcze, ale Alexandra nie potrzebowała żadnej pomocy. Dobrze wiedziała, jak powinna się nim zająć i potrafiła zrobić to sama. Rozgrzanie go nie należało do najprostszych czynności, ponieważ przy odmrożeniach trzeba robić to stopniowo. Najpierw rozebrała go, pozbawiając zawilgoconych od zimna ubrań, które rozwiesiła w swoim pokoju. Potem nastąpił długotrwały proces powolnego ogrzewania ciała, musiała się skupić, nie mogła ogrzać go zbyt szybko, najpierw powinien przywyknąć do temperatury otoczenia, która nie była tak diametralnie różniąca się od tej na zewnątrz, nie na tyle, by mu zaszkodzić. Gdy jego zbolałe ciało zaczęło już marznąć w temperaturze otoczenia, kontynuowała proces stopniowego dawkowania ciepła, czekając aż ten się ocknie. Tego dnia zajęta była przez wiele godzin, zamartwiała się i nie mogła zmrużyć oczu by zasnąć. Nie chciała widzieć nikogo, prócz swojego brata. Chciała go przytulić od razu, jednak ciepłota jej ciała była zbyt wysoka. Mogła jedynie siedzieć przy nim i czekać, zamartwiając się cały czas.
Pierwszy nadszedł ból, obolałe mięśnie dały mu o sobie znać. Czuł, że leżał na jakimś łóżku, jednak nie był w stanie przypomnieć sobie, jak się tam znalazł. Uniósł powoli ociężałe powieki, aby prawie natychmiast przymknąć je z powrotem. Sztuczne światło kłuło go niemiłosiernie w oczy, chciał nawet zasłonić się dłonią, jednak wszelkie siły momentalnie go opuściły i skończyło się na niespokojnym poruszeniu ręki. Otworzył usta, ale z początku wydobyło się z nich tylko stłumione westchnięcie. Kątem oka zauważył kogoś obok siebie, więc po chwili spróbował ponownie - Gdzie… - reszta była kompletnie niezrozumiała.
Alex pomału zaczęła przysypiać na siedząco. Próby odnowienia sił były zbyt długotrwałe i zbyt męczące, a łóżko tylko jedno. Oczy same jej się zamykały, zaczynały lepić. Wokół większość ludzi już zasnęło, zrobiło się ciszej, idealnie wręcz, by się położyć i odpocząć, jednak ona nie mogła, psychicznie nawet nie chciała, choć zmęczenie wygrywało.
Początkowego drgnięcia dłoni nawet nie zauważyła. Głowa opadła jej w dół, burza włosów falą zsunęła się z ramion skutecznie zasłaniając mężczyznę. Dopiero ciche westchnienie i pierwsze słowo sprawiło, że ocknęła się, zupełnie jakby nagle walnął ją prąd.
- Tu jest bezpiecznie - odpowiedziała, choć nie była pewna czy o to mu chodziło. Przesunęła smukłą dłonią po pościeli, wkradając się nią pod koc, którym był przykryty, by w ostateczności dotrzeć nią do jego ręki, którą lekko chwyciła, nie chcąc sprawiać mu bólu bardziej wyraźnym uściskiem. Przybliżyła się, szczelniej nakrywając go kocem i położyła głowę na jego ramieniu, nie opierając się o nie mocno. Jej miękkie, rude włosy i czubek głowy wplotły się w okolice jego szyi i brody.
- Cieszę się, że jesteś - szepnęła, a jej oczy znowu się przymknęły. Była już bardziej spokojna, choć wciąż zmartwiona i smutna.
Rozpoznał jej głos i ciepło, które ze sobą niósł. Serce zabiło mu nieco szybciej, mocniej, a na twarzy pojawił się wyraz ulgi, choć nie stać go było na jakiś uśmiech. Czując jej dotyk zacisnął lekko palce i przejechał kciukiem czule po jej dłoni. - Alex… - szepnął szczęśliwy, że jest przy nim i że nic się jej nie stało. Gdy nabrał trochę więcej sił przechylił głowę na bok i unosząc powoli drugą rękę pogłaskał ją po włosach, dosyć niezdarnie, ale wszystko wskazywało na to, iż nic mu nie będzie i za jakiś czas odzyska pełnię energii.
Nathaniel zawsze był tym bardziej niesfornym, ale zdrowszym i silniejszym z rodziny, chociaż jakiś pożytek z tego przyszedł.
Nagle jednak jego twarz nieco spochmurniała. - Rodzice? - Spytał, choć ton jego głosu sugerował, iż raczej domyśla się odpowiedzi. W jego oczach wciąż była nadzieja.
Odetchnęła głębiej z ulgą. Jej wydech był długi i głośny, nie potrafiła otworzyć ponownie oczu. Czuła się źle, nie tylko była wykończona, ale mimo szczęścia, jakim był cud jego przeżycia, poczuła też ukłucie bólu, które poprzez nerwy przeszyło jej klatkę piersiowej. Przy każdym głębszym wdechu, a raczej jego próbie, czuła silny i bolesny ucisk po lewej stronie tuż pod obojczykiem. Przełknęła niespokojnie ślinę, kiedy wyszeptał jej imię. Nic nie odpowiedziała, coś ścisnęło ją w gardle i skutecznie to uniemożliwiło, lecz mimo to łzy nie zbierały się pod powiekami. Potrafiła to wstrzymywać, była silna wewnętrznie, tylko jej ciało było słabsze.
- Nate… - mruknęła cicho wbijając usta w koc, którym był przykryty. Włosy kobiety przesunęły się po jego szyi, podrażniając wrażliwą na dotyk skórę [i]- Przykro mi. [i/]- słowa wypowiedziane w materiał koca, który skutecznie stłumił jej głos, były jednoznaczne. Ona była pewna tego, co się stało, jednak wciąż nie czuć było od niej zdenerwowania. Była spokojna, serce biło we własnym, nieprzyspieszonym rytmie. Odwzajemniła dotyk jego dłoni, ale kiedy była tak blisko niego i czuła oddech, ruch i jego życie, miała ochotę położyć się obok, albo i w tej pozycji, po prostu zasnąć.
- Wiedziałam, że dasz radę. - głos był coraz bardziej cichy, ale wśród milczącego otoczenia mógł go słyszeć. Był taki lekki, opanowany i przyjemny, że mógł choć w małej części ukoić wewnętrzny ból.
Poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca, gdy potwierdziły się jego najczarniejsze domysły. Smutek odebrał mu dech, mógł tylko zacisnąć mocno dłoń siostry i wtulić się w jej włosy nie będąc w stanie wykrztusić z siebie słowa. Zamknął więc oczy w milczeniu walcząc z tą nieprzyjemną chwilą. Mimo wszystko teraz, ani nawet później, nie dane było mu uronić choćby jednej łzy. - Przepraszam... - zaczął po dłuższej chwili, gdy już uspokoił mętlik myśli - że mnie przy Tobie nie było. - kontynuował cicho - Alex… Nie mogę stracić i Ciebie.

***
Obecnie

Nathaniel nerwowo przeglądał zawartość plecaka, upewniając się, że zawiera wszystko czego najbardziej potrzebował. Jego narty, na które zdążył już nałożyć smar, wraz z kijkami oparte były o samochód obok. Na ziemi wokół niego leżało jeszcze parę przedmiotów czekając na swoją finalną ocenę co do możliwej przydatności.
Wyraźnie spięty mężczyzna robił wszystko pośpiesznie i z lekką złością. Nie tak sobie wyobrażał sobie dzisiejszy dzień. Szlag by to! Przeklął w myślach, gdy obracając się przypadkowo zahaczył o jedną z nart i przewrócił na ziemię. Nie było w tym żadnej realnej szkody, jednak drażliwość czarnowłosego spowodowana była świadomością nadchodzącej, pozornie samobójczej misji. I być może nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że zgłosiła się na nią jego siostra, a ten cholery Jeff w ogóle nie pomógł mu wybić jej ten pomysł z głowy - wręcz przeciwnie.
W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że od minuty wpatruje się w otwarty plecak. Zacisnął lekko pięść przysięgając sobie, że nie pozwoli, aby stała się jej krzywda.

Gdy nieco później zjawił na miejscu zbiórki był już w pełni wyekwipowany i gotowy do drogi. Kiedy osiem lat temu podpisywał swój pierwszy kontrakt w życiu nie spodziewał się, że otrzymany w ten sposób sprzęt uratuje mu życie i będzie mu służył w czasie globalnego zlodowacenia. A teraz stał przed drzwiami na zewnątrz, drugi raz od kiedy tu trafił, ubrany między innymi w polar z logiem gopro, żółte spodnie narciarskie, niebieską kurtkę z kapturem i grubą czapkę z logiem red bulla. Twarz i szyję chroniła wygodna czarna maska, a oczy obserwowały resztę drużyny zza gogli w czerwonej oprawie.
Niewielki składany nóż schowany był w kieszonce na piersi, czekan trzymał przy pasie, a reszta rzeczy schowana była w plecaku, do którego z obu stron przymocowane były - za pomocą specjalnych zatrzasków - narty. Przez moment poczuł się jak przed swoim występem, chociaż wtedy z reguły towarzyszyła mu wierna deska. Prawie się uśmiechnął na to wspomnienie, gdy jego wzrok ponownie natrafił na Alex. Zmrużył oczy szybko będąc ściągniętym na ziemię.
~~~
Drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Nate włączył latarkę i ruszył ostrożnie przodem aż do samych drzwi prowadzących na dwór. Dreszcz przebiegł jego ciało, gdy nacisnął na ostatnią przeszkodę...
Zimny wiatr rozbił się na nim gwałtownie, jakby witając się po długiej rozłące. Wyszedł na zewnątrz, pozwalając przejść reszcie ekipy i przechodząc parę kroków wzdłuż parkingu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu świata zewnętrznego.
W czasie gdy on obserwował pojawiła się pierwsza przeszkoda i rozgrzała pierwsza dyskusja. Wtrącił się po chwili, uznając, że nie ma co zwlekać i wyjmując linę za pomocą której chciał zejść na dół. Powstrzymał się przy tym od głosu w wyborze lidera - no może nie tak do końca, bo rzucił coś o tym, że nie jest tak do końca potrzebny, jednak nie zmierzał się buntować jeśli takiego wybiorą.
 
Suchoklates jest offline