Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2015, 11:55   #140
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Wampirzyca przeszła do truchtu. Żołnierze zostali daleko z tyłu. Wyglądało na to, że odpuścili pogoń. Uratowana kurczowo trzymała się jej szyi. Była cicho. Zagadała, gdy upewniła się, że żaden dźwięk nie przyciągnie pościgu.

- Dzięki Gerold za pomoc! Myślałam że już po mnie… Paskudne typy, czego oni od ciebie chcieli? Nic im nie powiedziałam! Zaraz, od kiedy umiesz zmieniać się w wilka? - wyrzucała z siebie jak z zaciętego karabinu, który po odblokowaniu, chciał nadrobić straty.

Łapy zawiodły ją w pobliże nasypu torów kolejowych. Zrzuciła fioletowy balast, przechadzając się teraz wzdłuż kamieni. Świat wyglądał inaczej - czarnobiały, pełen intensywnych zapachów. Uniosła łeb, nasłuchiwała. Cisza, nie licząc szeptu trawy. Kłapnęła paszczą na słowa dziewczyny. Ta widziała co chciała zobaczyć. Wierzyła w swój wyimaginowany świat, Gerolda na białym koniu. O sześciu nogach i głowie w miejscu ogona. Zlepionego z masy bezkształtnych ciał.

- A coś ty mogła powiedzieć? - Золa wracała do zwykłej postaci, bledszej i bardziej upiornej niż zwykle, po zużyciu sporej ilości Vitae. Powątpiewała. - Śmierć za te strzępy. Nierówny rachunek.

Dziewczyna jakby zignorowała lub nie zrozumiała słów Spokrewnionej.

- No, tym razem nieźle ci wyszło! Fajny tatuaż i kolor oczu też fajnie dobrałeś! Wyglądasz dużo bardziej realistycznie niż za ostatnią próbą. I tak jakoś… strasznie - rozejrzała się dookoła, upewniając się że nikt nie podsłuchuje - Bardzo się o ciebie martwiliśmy. Zostawiłeś nas w trakcie… wiesz czego. Wyszedłeś tak nagle, bez słowa wyjaśnienia. Karina chciałaby wrócić do domu, a ciężko jej w... takim stanie. Dlatego tu przyjechałam. Nic ci się nie stało? Wracamy?

Wampirzyca uniosła brew w lekkim niedowierzaniu. Czyli jednak, skoro dziewczyna bezkrytycznie wzięła ją za Gerolda, staruszek często musiał bawić się w przebieranki. Nigdy go nie spotkała i nie miała pojęcia, ani o manieryzmach, ani o sposobie bycia Tzimisce. Mogły być zmienne jak natura Zniekształcania i jego chore twory. To ułatwiałoby zadanie.

- Pokaż - zbliżyła się do nastolatki, ostrożnie posadziła i odsłoniła ranę na nodze. Z troską oceniała stan postrzału, chociaż bardziej interesowało ją, czy była w stanie sama go zasklepić. Dziewczyna brzmiała i zachowywała się jak typowy Igor, związana krwią lub kajdanami woli. Золa chciała się upewnić. Wysłuchała co ma do powiedzenia. Skinęła twierdząco głową.

- Zaczekaj, zorganizuję transport - zagaiła. Nie wiedziała, czy fioletowa przyjechała własnym wozem, czy komunikacją miejską, ale nawet jeśli miała samochód, to pewnie stał teraz zaparkowany w Elkhorn. Powrót tam był wykluczony. Weszła na torowisko. Odwróciła się sprawdzając, czy aby posłuchała. - Zaraz wracam - porozumiewawczo puściła oko i szybkim krokiem ruszyła przed siebie.

Nieopodal stał nieduży dom, zamieszkały przez imigrantów z dalekiego wschodu. Wampirzyca wykorzystała swoją szansę na uzupełnienie ubytku krwi i zdobycie środka lokomocji. Samochód nie prezentował się okazale, ale był w zasięgu ręki. Mieszkańcy spali snem umarłych, po wielogodzinnym dniu pracy. Stąpała ostrożnie po deskach skromnie urządzonego wnętrza. Minimum ozdób i mebli, surowo, lecz funkcjonalnie. Weszła na piętro i uchyliła drzwi pokoju. Zawiesiła wzrok na wyblakłym zdjęciu młodego mężczyzny w czapce pilota stojącego na tle Mitsubishi Reisen. Krążyła pomiędzy pomieszczeniami, posilając się na śpiących, obracając ich sny w koszmary.

- Kyuuketsuki - wymamrotała starsza kobieta, wiercąc się niespokojnie na łóżku. Jej krew miała silny posmak alkoholu.

Po jakiejś pół godzinie Spokrewniona wróciła do biednego Igora. Syta na tyle, aby móc sprawnie reagować w razie nagłych kłopotów. Kłopoty były nieodłącznym kompanem dzisiejszych nocy. Dziewczyna zapewne byłaby chętna do udostępnienia żyły. Золa dużo mniej do skorzystania z takiego źródła. Wolała zjeść na mieście, nic o tym nie mówiąc. Nie czekając reakcji rzuciła młodej kluczyki.

- Prowadź - wydała polecenie. - Prędkość tej krypy przyprawi mnie o letarg - skierowała się w stronę fotelu pasażera.


[MEDIA]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/f/fa/1969_Honda_N360_01.jpg/800px-1969_Honda_N360_01.jpg[/MEDIA]

Wsiadły do hondy i ruszyły. Dziewczyna o fioletowych włosach była mocno skołowana, minęło ponad pięć minut zanim zorientowała się gdzie wsadza się kluczyk, włącza światła i odciąga ręczny hamulec

-Weź się w garść Violet! Wybacz Gerold, to całe przesłuchanie mnie wykończyło, czuję się jakbym nie spała od tygodnia. Trochę mi słabo, ale myślę że dam radę! - rzekła drżącym głosem.

Jechały na północ, powolutku i całą szerokością bocznych uliczek. Violet pomyliła się kilka razy wjeżdżając w ślepe uliczki, ale w końcu udało jej się dojechać do drogi stanowej numer 133, prowadzącej na północny zachód. Wyjeżdżały za miasto.

Gdy wydostały się na stanową, poziom jazdy Violet jakby się poprawił. Może to dlatego, że ruch był znikomy, a trasa biegła prosto? Ilość manewrów nie była też znowu przytłaczająca. Tu skręt w lewo na trzydziestą szóstą, później w prawo w boczną dróżkę i cały czas prosto aż do dziewięćdziesiątej pierwszej. Później cyfry zmieniały się jeszcze na 77 i 275, chociaż wciąż to była ta sama nitka, by w końcu powrócić do dobrze znanego 91. Droga usypiała monotonnością - po lewej pole, po prawej rzeka, gdzieniegdzie jakieś drobne skupiska drzew. I tak płynęły przez morze kukurydzy całe 60 mil. Po dwóch godzinach, honda dojechała do tabliczki “Snyder: 318”.

[MEDIA]https://c1.staticflickr.com/1/65/429922527_6d9e21ccb0.jpg[/MEDIA]

Z prawej strony ukazała się komenda straży pożarnej, pod którą stało zaparkowanych kilka wozów strażackich. Dziewczyna skręciła w przeciwnym kierunku i jadąc miedzy uliczkami dojechała do małego ceglanego domku przy maple street z numerem 203. Naprzeciwko znajdował się park strażaka oraz Fireman’s Ballroom. Widać wszystko w tej wiosce koncentrowało się wokół lania wody na ogień. Przy sali balowej uwagę przyciągały cztery ciężarówki okryte płachtami. Wokół kręcili się jacyś groźnie wyglądający ludzie z karabinami.

Violet zatrzymała się przy garażu, ale zanim wysiadła z domku wybiegła inna dziewczyna.

- Violet! Chodź szybko, coś się święci!
- Karina, co się dzieje? Kim są ci ludzie?

Золa spojrzała na Karinę i poczuła się jakby spojrzała w lustro. Co prawda było mnóstwo niedociągnięć, nie zgadzał się kolor oczu, włosy były nie w tym odcieniu i rysy były trochę zbyt rozlazłe, ale podobieństwo było uderzające. Ktoś kto polegał tylko na rysopisie mógłby się pomylić.

-Nie wiem, ale zastrzelili starego Pete’a! Chodźcie do środka! - w głosie sobowtóra nie było rosyjskiego akcentu.

"Oh doprawdy?" dźwięk wyładowań elektrycznych schował się za wesoło zmrużonymi oczami, przed którymi wyrosło dzieło życia wyrwane wprost sprzed chirurgicznego noża. Wampirzycy zrobiło się ciasno we własnej skórze. Zaczęła pić jak kreacja na drogim bankiecie, tylko dlatego, że jakaś wredna suka założyła dokładnie taką samą.

W trakcie jazdy miała dużo czasu. Przyglądała się okolicy, wielkiemu nic na środku wielkiego nigdzie. Spokojne, niewzruszone, dalekie od burzy sypiącej gromami na miasto. Aż dotarła do celu. Wioska wyglądała na schronienie kogoś, kto boi się ognia i nawet nie bardzo się z tym kryje. Pojazdy i ludzie pod bronią stanowili za to interesujący deser, na tyle interesujący by zajrzeć im pod kieckę, ale to za chwilę. Na razie zastrzelili starego Pete'a. Nieodżałowana strata dla świata, zapewne... Wampirzyca przeciągnęła się, zaplatając palce wysoko nad głową. Nie musiała wiele robić, a i tak z chęcią pokazywali jej to i owo. Zastanawiała się jak zareaguje Violet, gdy dowie się kogo tak naprawdę sprowadziła do domostwa. Na pewno poczuje się głupio. Jednym z tych rodzajów nieprzyjemnych wrażeń, które po latach przywołuje byle myśl i niezmiennie mocno rodzi uczucie głębokiego zażenowania. A może to tylko jedna wielka pułapka, w której ona sama jest myszą? Wkrótce się okaże. Skorzystała z zaproszenia, rozglądając się uważnie, kto lub co, powita ją za progiem.





 
Cai jest offline