Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2015, 19:59   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jarvis siedział… jak zwykle zresztą, w półmroku. W tej części jaskinie do której blask nie dochodził do jego oczu. Nie przepadał za blaskiem słońca, zawsze zasłaniając wrażliwe oczy przyciemnionymi szkłami okularów.Otulony płaszczem i opierając dłonie na laseczce przyglądał się odchodzącemu byłemu przywódcy ich małej rodzinki… jak i nowej przywódczyni rzucającej wyzwanie potencjalnym konkurentom.
Natomiast sam Jarvis był rozdrażniony. Nocne “pożegnanie” pozostawiło w nim poczucie straty, a teraz dołożyło się jeszcze owa irytacja wywołana pożegnaniem Javre i zachowaniem Kary.
Stojący w półmroku, wysoki i chudy Jarvis rozglądał się po pozostałych Jeźdźcach… niczym strach na wróble postawiony w kącie.

Kara rzucała nieme wyzwanie z uśmiechem na ustach, a Jarvis uniósł dłoń powoli w górę i… poprawił okulary, rezygnując z tej okazji do potyczki z Karą.
Wiedział że by przegrał, nie miał wszak dość doświadczenia a Godiva nie była łatwą we współpracy smoczycą. Poza tym Jarvis wątpił by był dobrym przywódcą Jeźdźców na te ciężki czasy. Nie miał wątpliwości natomiast, że Kara tym bardziej nie była. Tym bardziej sytuację pogarszała decyzja Javre o odejściu. Było to bardzo dramatyczne i jeszcze bardziej… głupie.
Skoro stracili Matronę, to tym bardziej potrzebny Mówca, który trwał przy tradycji i miał doświadczenie.
Pragmatyczna Kara… go nie miała, podobnie jak i nutki mistycyzmu, która czyniła z Jeźdźców Smoków coś więcej niż kolejnych powietrznych bandytów.

Po prawdzie Jarvis nie czuł silnie związany z jeźdźcami najczęściej podejmując misję samotnie. Najlepiej czuł się w towarzystwie swego pupilka i swych “dzieeeci”, jak nazywał stada przyzywanych przez siebie stworów. No i Godivy… choć akurat smoczyca była przeciwieństwem, tajemniczego i dziwacznego maga, który trafił do tej jaskini jakieś sześć lat temu, nie wiadomo skąd.
Sprawy nie ułatwiał akcent maga mocno podkreślający “r” w każdym słowie które je miało, a czasem i w słowach które tej litery mieć nie powinny.
Enigmatyczny samotnik wiecznie otulony płaszczem i z kapeluszem na głowie, zawsze z okularami na nosie, budził różne odczucia… w tym rzadko zaufanie.
Więc nie nadawał się na przywódcę bardziej niż Kara, która rzuciła wyzwanie i... to wystarczyło, by spacyfikować wszelki opór wśród innych jeźdźców. Przynajmniej większości i przynajmniej na razie.

Jarvis bez problemu dostrzegał niechęć do nowej roli Kary u Vortigena zwanego dużym. Jeźdźca o nieprzeciętnej sile jeżdżącym na nieprzeciętnie dużym, acz ciężkim i mało zwrotnym smoku Balsifie, zwanym przez innych Beczułką z racji okrągłego brzucha, lub Spaślakiem przez Godivę.
Vortigen był silnym i doświadczonym wojownikiem, który z pewnością mógł dorównywać Karze w walce. O ile odbywałaby się ona na stałej powierzchni, bo w powietrzu to niewątpliwie ona triumfowała.
Co więcej podobnie jak Kara, Vortigen miał swoich popleczników, do których jednak Jarvis się nie zaliczał.
Na razie jednak, nawet Vortigen ograniczał się do niechętnego łypania, więc Jarvis uniósł dłoń, by przyciągnąć uwagę Kary i spytał wprost.- To kiedy wyrruszymy szukarć następnej Matrrony? I w jak licznych grrupkach?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline