Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2015, 20:38   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pierwsza przeszkoda została pokonana, ale sądząc po tym, jaka sytuacja panowała na zewnątrz, były to po prostu miłe złego początki.
Dwudziestolitrowy kanister na grzbiecie zdecydowania nie ułatwiał marszu i Kit parę razy żałował, że Jeff nie dał im paru dodatkowych godzin na przygotowania. Sanie, nawet najbardziej prowizoryczne, zdecydowanie ułatwiłyby im poruszanie się. No ale nie warto było się zastanawiać nad tym, co by było gdyby.

Szło się jak po grudzie.
Stare powiedzenie okazało się nad wyraz trafne. A jakby nie dość było temu, że śnieżna pokrywa jest nierówna, to jeszcze od czasu do czasu załamywała się z mało przyjemnym trzaskiem. A wyciąganie kogoś, kto niemal o pas zakopał się w śniegu... Może z boku wyglądało to śmiesznie, ale nie było przyjemne ani dla wyciąganego, ani dla wyciągających.
Chwilami wędrówka przypominała Kitowi przedzieranie się dzielnej drużyny pierścienia przez zaspy zalegające przełęcze Karadhrasu.
Tyle tylko, że tamtym się nie udało, a Kit nie zamierzał jednak brać przykładu z książkowych poprzedników.
Chociaż było ich mniej, chociaż nikt nie wyglądał na Gandalfa, to mieli tą przewagę, ze ich przeciwnikiem był tylko mróz, a z tym, przy przemyślności i odrobinie szczęścia, dało się jakoś walczyć.


Skręcił odrobinę, by nie iść po śladach Jamesa, który akurat znajdował się na czele.
Teoretycznie... jeśli ktoś się nie zapadł, to i kolejna osoba powinna przejść bez problemów tą samą drogą. Czasami jednak teoria mówiła jedno, a praktyka pokazywała coś całkiem innego. Jeśli poprzednik przypadkiem nadwyrężył lodową powłokę, to pod kolejnym wędrowcem rozstępowała się ziemia. Warstwa lodu, znaczy się, pod którą znajdowała się warstwa śniegu, z radością przyjmująca pechowca w swe objęcia.
Nic przyjemnego...
O wiele przyjemniej byłoby trafić w inne objęcia.
Odruchowo spojrzał w stronę Alex.
Znał przyjemniejsze sposoby spędzania czasu, niż brnięcie przez śnieg i lód.


Na moment spojrzał w niebo.
Na burzę co prawda się nie zanosiło, ale chociaż oni się wlekli, to czas - nie. Warto było znaleźć jakieś schronienie i to nie tylko ze względu na zbliżającą się powoli noc.

- Słuchajcie. Na dach Starbucksa da się wejść, powinno być tam jakieś wejście do środka. Powinniśmy spróbować tam przenocować - zaproponował Glover omiatając okolicę przez lunetę karabinu.
- Bez wątpienia lepszy jest Starbucks od ewentualnego noclegu na otwartej przestrzeni - odparł Kit, który więcej uwagi poświęcił kierunkowi, w którym prowadziły krwawe ślady, niż ledwo wystającemu ponad poziom ulicy dachowi kawiarni. - Mam tylko nadzieję, że dach się pod nami nie zapadnie. A jeśli dach jest cały, to pewnie trzeba będzie zrobić w nim dziurę... chyba że jest tam właz. Równie dobrze mogli wchodzić na dach po drabinie.
Okolica wyglądała spokojnie. Nic nie wskazywało no to, aby w pobiliżu znajdował się ktoś jeszcze. Jednak zapadający powoli mrok i zadymka śnieżna utrudniały pełną kontrolę najbliższego otoczenia. Luneta James’a przybliżała obraz, jednak w żadnym razie nie radziła sobie z wirującymi w powietrzu drobinkami lodu i śniegu, które tworzyły coś na kształt mgły.
Śmiało mogliśmy poczekać z wyjściem do rana, pomyślał Kit, porównując porę dnia z dystansem, jaki udało im się przebyć.
- Zaraz wracam - powiedział.
Ściągnął plecak i z bronią w ręku, rozglądając się na wszystkie strony, ruszył w kierunku krwawej plamy. A nuż uda mu się dowiedzieć, ile osób wzięło udział w krwawym zajściu.
Do przejścia miał raptem kilkanaście metrów, więc w parę chwil powinien być tam i z powrotem.
Kit ruszył w kierunku dwóch krwawych rozprysków, powoli przesuwał się po niepewnej powierzchni zamarzniętego śniegu, który chrupał przy każdym jego kroku. Po chwili mężczyzna znajdował się już w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Przy bliższych oględzinach widać było, że rozpryski krwi ułożone są do siebie równolegle, w pewnej odległości. Gdy Christopher przykucnął i przyjrzał się zauważył, że wśród kropel krwi znajdują się elementy, które przypominały zamarznięte kawałki różowej brei, czy czegoś co wcześniej mogło być galaretowatej konsystencji. Wśród nich znajdowały się również kawałki białe i twarde, które po wzięciu do ręki okazały się kawałkami kości, o obłych kształtach. Wnioski nasuwały się same. Przed rozbryzgami widać było dwa podłużne wgłębienia w śniegu, a w nich zberało się trochę więcej krwi, która następnie była rozsmarowana dalej, zapewne w wyniku ciągnięcia. Ślady prowadziły w kierunku Motelu 6, który znajdował się w sąsiedniej uliczce. Wśród tych śladów znajdowało się sporo odcisków stóp, jednak wszystko były już przysypane śniegiem, a raczej pyłem śnieżnym i zatarte przez chulający wiatr, także wywnioskowanie czegoś więcej niż to, że było tu kilka dorosłych osób było niemożliwe.

Kit wyprostował się. Popatrzył wzdłuż śladów, usiłując cokolwiek (lub kogokolwiek) wypatrzyć w tamtej okolicy, a po chwili wrócił do swoich.
- Kilka osób, dwa zapewne trupy- powiedział, podnosząc plecak. - Nie sądzę, by tam mieszkało odpowiednie dla nas towarzystwo. Bardzo możliwe, że po prostu zatłukli dwie osoby i zaciągnęli do Motelu 6, czy raczej do tego, co kiedyś motelem było.
- Najczarniejsza wizja...
- dodał po chwili. - Zrobili to w celach konsumpcyjnych.
Oczywiście tamci mogli dopaść i ukarać dwóch złodziei, ale nawet w takim przypadku Kit nie widział szansy na nawiązanie przyjacielskich stosunków.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-05-2015 o 15:39.
Kerm jest offline