Na początku była bardzo ale to bardzo niezachwycona tym, że to Jedi za nią zadecydowała by iść. Dziecięcy "hejcik" urósł znacząco...
"... potem czeka mnie opierdol co ja tu sama robię i w ogóle...", myślała naburmuszona nastolatka. "I całe kazanie jak trza się zachowywać... i ... dorosłość!", aż wzdrygnęło na samą myśl. Jednakże rzeczywistość postanowiła ją zaskoczyć... W pierwszej chwili nawet nie rozumiała o co chodzi. Większy talent niż siostra? A to... No bo... robot? Dla niej? ... Rozdziawiła paszczę, zapewne żuchwę z ziemi zbierać będzie. Minęła chwilka nim wyszła z szoku. Zamrugała.
- I ten robot... jest cały dla mnie? - dotknęła dłonią zimnego metalu. Był piękny. Niesamowity. Uszkodzenia się naprawi... tak, że będzie działał jak nowy. Tylko trochę czasu trzeba.. Trochę jej własnych "czarów" z kluczem, śrubokrętem... Może parę części... "Naprawić", to powinno być łatwiejsze niż "stworzyć" od podstaw... - Niesamowite... - wzrokiem wróciła do Jedi. Nagle nastąpiła eksplozja radości, zapewne dla otoczenia niemniej zabójcza od samego robota w pełni funkcjonalności. Tak mocno przytuliła kobietę, że jeszcze trochę (w przenośni, ona nie ma tyle siły), a wyszły by z kogoś flaczki. - To najlepszy prezent ever! Totalnie!
Równie niespodziewanie co ją złapała, tak ją puściła i zaczęła szaleć po warsztacie. Klucze, nie klucze, narzędzia, lutownica... Wszystko co mogło być potrzebne brała do łapek i brała się do roboty tak ostro, że pewnie jedynie Laurienn i jej dar przekonywania, zmusić będą mogły ją do snu (lub kiedy tak opadnie z sił, że zaśnie na podłodze). Pracując nuciła fałszywie jakąś starą piosenkę. Naprawić to.... doprowadzić do świetności... A przy okazji dokładnie zbadać konstrukcję (w tym także... nogi). To w końcu się może przydać. Kiedyś. |