Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2015, 15:45   #9
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
W nocy, słyszeli jak brama Fortu otworzyła się na chwilę i została zamknięta. Najemnicy wyruszyli do strażników przy bramie, gdzie zastali dwóch gotowych do walki Thrassian. Po zgładzeniu strażników przy bramie udali się do głównego holu gdzie zastali grupę sześciu jaszczuroludzi którzy stali pod bronią gotowi do walki. Ci, jak tylko zobaczyli ludzi zakrzykneli na alarm. Amias rzucił dwie bombki, trafiając i raniąc dwóch Thrassian. Wtedy też zbiegł po schodach ich dowódca w ozdobnej przepasce na biodrach i z peleryną koloru sepii w dłoniach dzierżąc włócznię.
- Stójcie, zawrzyjmy zawieszenie broni! może się dogadamy

Amias w reakcji na słowa Thrassianina nakazał swoim wstrzymanie ataku, lecz również by byli pod bronią na wszelki wypadek.
- Niech tak będzie. Słucham.

- Nie musimy walczyć do ostatniego żołnierza, widać że macie niewielką ale przewagę. zginęłoby wielu. póki co możemy wypłacić wam trybut, ugościć abyście wyleczyli rany i odprawić.

- Interesuje mnie ta twierdza jako baza wypadowa dla mnie i moich ludzi. Jesteście wyśmienitymi wojownikami, może się dogadamy?

- Zabiłeś nam wielu, ale możemy przystać na twoją propozycję. Oddam ci twierdzę, jeśli mianujesz mnie swoim zastępcą.

- Będziesz urzędował na tej twierdzy i słuchał biegłej opinii moich najbardziej doświadczonych wojowników, czy przystajesz na ten warunek?

- Tak. Skoro nas pokonaliście, to faktycznie są bardziej biegli.

- Zatem postanowione. Moi ludzie nie staną przeciwko twoim, ani twoi przeciwko moim. Kto złamie słowo ten na wieczność okryje się hańbą tchórzostwa.
- Usiądźmy i obradujmy jak bracia. Przed nami wielkie rzeczy.

- Zapłacę ci tysiąc monet, które mam w skrzyni na górze, a resztę oszczędności zachowam dla siebie i moich braci.

- Te pieniądze będą nam potrzebne, by je pomnożyć. Niech zostaną tutaj, albowiem i Twoim i moim ludziom należy się żołd.
- Masz może mapy okolicznych terenów, bracie?

Dowódca Thrassian wyglądał na skłonnego do negocjacji
- Nie mamy map okolicy. Nie są i tak potrzebne. Na wschodzie są tylko skaliste pustkowia i plemiona groksów. Miasto ludzi za daleko żeby miało znaczenie.
Ravenfell nie interesuje się nami. za to Mistsummit może być dobre do złupienia.

- Mistsummit to małe miasto i do tego pod bronią

- Gdybyśmy mieli statek i potrafili nimi nawigować, można by napadać statki handlowe

- Tak, to jest plan, jednak trzeba nam ostrożności. Zapewnienia bezpiecznego zaplecza

- Mistsummit jest pełne kupców z Albii, a to oznacza bogactwa i produkują dużo broni. Zrobisz jak uważasz.

- Wszystko w swoim czasie bracie, w swoim czasie
Na teraz musimy zbadać wzgórza i labirynt w poszukiwaniu ich ukrytych bogactw
Złoto i srebro napędza ten świat, żal przepuścić taką okazję koło nosa
skoro sama się prosi o wykorzystanie

Najemnicy szykowali się do pójścia na odpoczynek, Ernlawr, bo tak miał imię Thrassianin, mówi, że za dwie godziny jego kucharz przygotuje obiad
- Są tam kruszce? To bardzo dobrze.

- Kwarc i żelazo, ale mam podejrzenia że jest tego więcej.

Wtedy jakiś Thrassianin przyniósł zwój z mapą.
- A faktycznie, mamy taką mapę. Zobacz, może wiesz że jest jeszcze miasto groksów na wyspie na wschodzie.


- Dobra mapa, jednak ogólna. Pozwoli nam się zorientować w większym świecie. Udam się do Ravenfell. Tam nabędę szczegółowe mapy jeśli je mają, a jeśli nie zlecę ich sporządzenie/. Załatwię nowych rekrutów i robotników do pracy. Na tą chwilę wstrzymamy się z podbojami. Nasze siły są niewielkie, a to źle. Szkoda, że wcześniej nie dane nam było paktować…
- Swoją drogą, Ernlawr, powiedz mi bracie, jak bardzo cenisz srebro i jak wyglądają wasze wierzenia pogrzebowe? Wierzycie w życie po śmierci?
Zaskoczony odpowiada
- O dziwne rzeczy pytasz. Nasza okropna rasa jest kreacją czarodziejów, więc nie mamy prawdziwej kultury, podpatrywaliśmy raczej zwyczaje Ashurian, poległych wojowników zakopujemy jeśli to możliwe.
- Jest coś o co chciałbym Ciebie zapytać bracie, lecz rzecz to trudna. Widzisz, osobiście wierze, że nic nie ma po śmierci, a ciało zgnije. Dlaczego to mówię? Cóż, mam namiar na alchemika który dobrze zapłaci za łuski Twoich poległych ludzi. Im i tak się nie przydadzą, a srebro srebrem. Gdyby płacił za serca ludzkie to sam bym wycinał moim poległym, ale ludzie… cóż, nie są w cenie, a tak możesz zarobić.

Ernlawr w gniewie uderzył łapą w stół. - Nie będziemy oddawać łusek jakimś ludzkim chciwcom.
Amias wybuchł gromkim śmiechem.
- Szacunek wobec swoich zmarłych. To lubię!
Po czym spoważniał
- Nie mniej, jeżeli chcemy zapewnić solidne zaplecze na przyszłe rajdy i wspólne wypady będziemy potrzebować srebra i złota, a ja potrafię negocjować dobrą cenę, jednak jak nie to nie. Prosiłbym żebyś to przemyślał bracie.

Po tych słowach dowódca Thrassian odszedł.

Po jadle i napitku Amias udał się na odpoczynek, by z samego rana i garstką ludzi zbadać pozostałe punkty orientacyjne w labiryncie skał.

Pierwszy z nich okazał się tylko skałami, a nie zabudowaniami. Drugi punkt natomiast okazał się pozostałościami małego osiedla górniczego. Dowódca znalazł tam fiolkę oleju, narzędzia, oraz zamkniętą pancerną szafę, której nie sposób było mu ją sforsować.

Następnie przyszła kolej na zawitanie do Ravenfell. Gdzie załatwił swoje sprawy i zrekrutował kilku cennych ludzi, w tym specjalistę od mechanizmów i pułapek, oraz najął geologów, kartografów i ekipy górnicze. Nie bez znaczenia było zakupienie trzech wozów zaprzęgowych do transportu dóbr oraz zapasu żywności dzięki którym byli w stanie przetrwać małe oblężenie.

Nie było Amiasa blisko dwa tygodnie od czasu kiedy wyruszył z fortu. W drodze powrotnej napotkał grupę wędrownych plebejuszy. Mieszczan i wieśniaków, których wioski i osiedla zostały zniszczone w trakcie wojny, a teraz szukają miejsca do osiedlenia i kogoś kto ich wyżywi. Wiedząc, że ludzie byli skarbem, Amicus zabrał ich ze sobą co spotkało się z wielką radością z ich strony.

Dotarł do Twierdzy jak z wybrzeża ruszał w ich kierunku oddział zbrojnych który wysiedli zapewne z statku zacumowanego przy brzegu morza, wraz ze swoim dowódcą i thrassianem na przodzie.. Nie zwlekając Amias poinformował Ernlawra o zbliżającym się zagrożeniu.

- Poczekajmy i zobaczmy czego chcą. - powiedział jaszczur
- Twój brat idzie z nimi. - zauważył słusznie Amias- Wysyłałeś kogoś?
- Bynajmniej. Nie wiadomo czy to od nas.
- Zatem czekamy, ludzie pod broń, lepiej być gotowym, niż zaskoczonym.
Thrassiani i najemnicy, wszyscy zebrali się na murach czekając na przybycie dwudziestki zbrojnych. Ci jednak rozsiedli się pod drzewami w pobliżu tajnego wejścia, a pod mury poszedł dowódca nieznanej grupy i jaszczur.

Ich przywódca przemówił w obcym akcencie:
- Amiasie, poddaj twierdzę. Dzisiaj jesteśmy sprzymierzeńcami łuskowatych i nie zawachamy się was wybić, niezależnie od tego czy jesteś z Kortugii czy bandyta.
Wtedy Ernlawr powiedział
- W tej samej godzinie kiedy zaczęliśmy rozmowy o rozejmie jeden z moich thrassian zrealizował plan awaryjny i popędził do Endhome wynająć oddział najemny z większości naszych oszczędności. Niestety wykiwałem cię człowieku.
- Razem mamy szanse osiągnąć wielkie rzeczy Ernlawr. Przemyśl to jeszcze. Z tymi ludźmi możemy łupić statki i napaść na Mistsummit. Okryjesz się hańbą tchórza i zdrajcy? Jesteśmy wojownikami i wy i my. A Mistsummit wieczorem będziel leżeć nam u stóp.
Jaszczurzy wódz wyglądał na rozmarzonego, kiedy Amicus mówił o tych napaściach.
Wtedy Ernlawr zawołał
- Celenosie, opłaciłem cię i mogę decydować jak chcę o tym co robić. Jednak nie ma potrzeby przejmować fortu. Lepiej połączyć siły i zrobić to co planowaliśmy od zawsze, pójść na cwanych kupców Mistsummit. Walka na tych murach zmarnuje ludzi.
- Ty głupi chciwcze, i tak się nie dogadacie, wasze gadzie mordy i ci ludzie nie będą przecież razem tu mieszkać. - argumentował wynajęty przez jaszczury ludzki wódz
Ernlawr popadł w zadumę na słowa Celenosa
- Żyliśmy w pokoju jak bracia, razem planowaliśmy podboje, czy to nie dowód tego, że razem możemy osiąnąć wiele i żyć razem ku chwale i bogactwu? - powiedział aktualny dowódca fortu do swojego “zastępcy” jaszczura.
- Tak, lepiej pójść na Mistsummit, potem zobaczymy.
- Dzielimy się jak bracia, po połowie mój przyjacielu. Niech Mistsummit spłynie krwią i ogniem, a my się wzbogacimy.
- Usłyszą w Albii, co zbiegli niewolnicy potrafią zrobić z ich kupiecką ekspedycją. A potem może nawet wrócimy do nich, na wyspy, i tam coś zwojujemy. - Inni thrassianie entuzjastycznie przytakiwali na słowa swojego herszta.
- Na potrzeby tej ekspedycji mówcie mi Kruku, niech kupcy z Albii myślą że to napaść ze strony Ravenfell. - powiedział jeszcze Amias.

I tak zostało postanowione postanowione. Albianie rozbili obóz na zewnątrz twierdzy i czekali aż będzie było gotowe.
Amias w tym czasie udał się do wieży do Arabelle pytać o wróżbę. Przesłanie kart było jednoznaczne: Bogactwo i zyski. Nie zwlekając udał się do swoich ludzi i dał rozkaz odpoczynku, a każdy z ludzi miał owinąć twarz bandażami i je poplamić. Mieli udawać rannych, tak, że jak będą podchodzić pod mury mieć szansę na dostanie się do środka w środku nocy.

Ze dwóch dróg wejścia, Amicus zdecydował się obrać niebezpieczną przeprawę przez labirynt cieni, któa w istocie do bezpiecznych nie należała. Podczas przeprawy thrassianie się potłuki na rumowisku, a później zaatakowała ich wyweryna. Szczęśliwie udało się zgładzić bestię nim ta dokonała szkód. Dowódca wiedząc, że wyweryny do rzadkich należą wyciął jej serce i odciął kolec jadowy. Cenne substancje alchemiczne jak by nie patrzeć.

Wieczorem zbliżyli się do Mistsummit, po przekroczeniu rzeki i małego odcinka lasu. Zwiad się udał. Milicja składała się z dobrze wyekwipowanego oddziału milicji, oraz rezerwy na drugi oddział. W murach mieli magazyny broni i pancerzy, które można było szybko wziąć. Dobre miejsce do obrony. Mieli tylko kilku łuczników. Wzmocnione drewniane drzwi jednak mogły być sforsowane dość szybko.

Co więcej, Amias wywnioskował, że atak będzie traktowany jako oblężenie. Mogło to długo potrwać z okazyjnymi szturmami na mury. Dobre kilka tygodni. Chyba że inaczej dostaną się oddziały za mury.

Albianie i Thrassianie doradzali oblężenie z tym, że jest szansa, że w 2 tygodnie się uda. Równie dobrze, można było poszukać klucza do drzwi w murach, zabić okolicznych strażników. Tylko, że to mogło trudne, ale przez ten czas nie powinni zdążyć sprowadzić posiłków.

Wraz z oddziałem Albian i swoimi ludżmi Amicus podszedł do bram, Thrassianie czekali ukryci w pobliżu. Jak już znaleźli się pod bramami zakrzyknął.
- Kapitan Amarmosh przysyła pozdrowienia. Jesteśmy oddziałem Ravenfell, ma po nas przybyć statek “Krwawa Róża”. Wpuśćcie nas, bo ziąb tu kurewski, a chcemy się ogrzać. Moi ludzie potrzebują odpoczynku i medyka, Thrassianie pocharatali moich ludzi, ale już po ścierwojadach. Wisicie nam przysługę! - Było ciemno więc nie widzieli nic poza sylwetkami. Plan był prosty. Dostać się do środka, zgładzić straże i otworzyć wrota. Potem, Thrassianie wbiegną i rozegra się decydująca walka.

- Noca nikogo nie wpuścimy! Ale dowódca zawołał z dołu, że rano będziecie mogli wejść jak zobacze wasze facjaty. - odezwał się strażnik na murach.

- Dajże spokój! - wybuchnął oburżony Amias - Moi ludzie są ranni, a nie wiemy ile tych bestii jest jeszcze w okolicy! Zostawisz nas na pewną śmierć?!
Dowódca straży wyszedł im na spotkanie, a strażnik rzucił0 koło nich pochodnię aby was lepiej widzieć.
To zobaczeniu na własne oczy “rannych i okrytych bandarzami” zdecydowano się ich wpuścić i wtedy rozegrała się nierówna potyczka w wyniku której Amicus stracił jednego człowieka. Drzwi zostały otwarte, a thrassianie wbiegli do środka. Niestety zaalarmowane siły milicji już zaczęły zachodzić ich murami z obu stron. Dowódca dał znak wycofać się w głąb miasta, by odciąć im możliwość oflankowania mu podległych sił.
Widać bogowie wojen jeżeli jacyś istnieli łaskawym okiem spojrzeli na połąćzone siły ALbian, Thrassian i niewielkiej grupy najemnej. Bitwa trwała zaledwie kilka minut i już zdziesiątkowane siły milicji rzuciły się w popłochu do ucieczki.

Amias Amicus nie czekał. Dał rozkaz zabezpieczyć port plądrując co popadnie po drodze. Na pierwszą linię poszły sklepy i ich dobytek, potem magazyny. Wszyscy wiedzieli co co robić, zostali wtajemniczeni w plan zawczasu - dobyć statek i odpłynąć, paląc dwie łajby za sobą, co by straże i żeglaże byli zajęci gaszeniem płomieni a nie pościgiem. Żeglarze to solidarny lud, będą ratowć łajby zamiast rzucać się w pościg.

Przydział łupów Amiasa był następujący 400s w monetach, 450s w klejnotach i tyle samo w dobrach zmkniętych w dwóch ciężkich skrzyniach, oraz statek żaglowy, niewielki, ale zawsze. Wiedząc, że statek i skrzynie oznaczały dowody rzeczowe postanowił ukryć łajbę przy w raku w labiryncie skał, a skrzynie zakopać. Ernlwar natomiast ukontentoway zdobyczą odpłyną z Albianami i swoimi ludźmi na wyspy. Kiedy wrócił do fortu okazało się, że kartografowie wykonali mapę, którą to niezwłocznie przekazał geologom by nanieśli na nią odkryte złoża. Dostali prykaz by najpierw zbadać wzgórza wokoło twierdzy. Choć była mniejsza szansa na złoża potrzebował więcej ludzi, by zapewnić im ochronę w labiryncie skał.

Pierwszą osadę zdecydował założyć przy drodze. Dobry punkt blisko skalistych wzgórz i lasu. Łatwy do obrony ze wzglądu na bliskość do twierdzy, oraz logistycznie korzystny, gdyby miało tu wyrosnąć w przyszłości miasto handlowe z Ravenfell i okolicznymi osadami. Skrzynie ze zrabowanymi dobrami zakopał, jako że był to dowód rzeczowy, a nie chciał powiązań z wypadem na Mistsummit. Następnego dnia udał się do Miasta Upadłego Kruka, gdzie spotkał się z Amarmoshem, kapitanem tamtejszej straży. Od niego też dowiedział się, że Fort który zajmowali Thrassianie należał prawnie do Corvis. Wiedząc, że sam ma niewielkie sznase poprosił go o wypisanie listu polecającego. Podobny list wziął również od Lorda Linden’a który po odrobinie przekomarzania i marudzenia wystawił stosowne referencje. Zamówił również kowadło dla nowej osady, które miało dotrzeć na miejsce w przeciągu paru dni. Nie zwlekając udał się do Corvis.

W drodze spotkał obóz traperów, którzy za drobną opłatą przeprowadzili go skrótem przez gęste lasy. Zaoszczędził w ten sposób dzień drogi. Na miejscu udał się do Rady Miasta Corvis, gdzie po godzinach spotkań z urzędnikami i wykorzystując wszystkie swoje umiejętności i zdolności, oraz legitymując się listami polecającymi dostał stosunkowo niewielki podatek. Zaledwie dziesięć procent, ale wiązało się to z oddaniem się pod protektorat i jurysdykcję Barona, którego związek z kobietą Ludzi Morza był kontrowersyjny.

Po tym, udał się do punktu handlowego Białego Oka, gdzie nie znalazł wprawdzie nic dla siebie, ale powiadomił ich o śmierci ich człowieka, Cadmen’a i powiedział, że przybył tylko oddać to co należało do nich. Po tych wydarzeniach, zarezerwował pokój dla siebie i swoich ludzi w zajeździe o wdzięcznej nazwie Shigga pod Włócznią prowadzonym przez weterana wojen. Od niego też dowiedział się, że o najlepszych choć droższych najemników, ale za to gotowych na każdą ekskapadę i wyszkolonych solidnie można było spotkać u Szkarłatnych Wilków których polecał.

Wieczorem zjawił się na targu, gdzie miał miejsce nocny targ. Było jeszcze widono. Pośpieszył się widać i wtedy jeden z ludzi jakiegoś szlachcica szczuty przez niego staną na przeciw niego gotowy do walki. Amias zaatakował pierwszy, lecz ten zwinnie uniknął ciosu. Nim jednak zdążył zaatakować jeden z ludzi Amicusa wszedł między niego a żołdaka szlachcica i ciął go z góry na dół odcinając rękę i zagłąbiarąc się w tors. Szlachcić wraz ze swoimi pomagusami i sługami uciekł w popłochu krzycząc. Wtedy zaczęła zbliżać się straż miejska. Dowódca nie namyślał się. Wraz ze swoimi ludzmi rzucił się do ucieczki w ciemne alejki miasta. Kiedy wrócił na targ była już noc. Nocny targ został otwarty skąpany w karmazynowy świetle lamp. Tam też, Amias spotkał alchemika Białego Oka u którego nabył za nie małe pieniądze specjalistyczny zestaw do otwierania zamków i analizowania magicznych przedmiotów i zwoi dla czarodzieja, oraz dopłacił trzykrotnie większą sumę za amulet przeciwko chorobom, magicznym i zwykłym, oraz Pladze. Kosztowało go to jednak oprócz surowej monety kolec jadowy wyweryny. Ten magiczny przedmiot miał być gotowy do odbioru za pięć tygodni w punkcie handlowym Białego Oka. Wiedząc, że dość już wydał, więcej niż zamierzał, udał się ze swoimi ludźmi do zajazdu odpocząć.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 29-05-2015 o 16:44.
Dhratlach jest offline