Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2015, 23:05   #102
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Shade rozejrzała się po wnętrzu ciężarówki i w duchu uśmiechnęła smętnie. Teraz, kiedy sama przyczyniła się do wysłania Roya do szoferki, była w tym miejscu jedyną osobą, która mogła porozmawiać z kobietami. Miała dziwne odczucie jakby została wmanewrowana.
- Podejrzewam, że nasze Panie miały być gwarancją że ich mężowie będą grzecznie pracować dla mahometan lub korporacji, bo nie wyglądało to na aresztowanie przez miejscowych czy porwanie dla okupu. Lub zabawy - Hradezky z trudem balansował, choć obniżenie mecha i klęcząca pozycja pomagały - i nie bujajcie tak, bo mi żyro wysiądzie! To nie model desantowy!
Węgier miał nadzieję, że pozostali informatorzy będą wiedzieć więcej, bo przypadkiem odratowana pułkownikowa nie wydawała się przekonana, ani przydatna.
- Może powinniśmy przeprowadzić głosowanie, kto jest za tym by je zatrzymywać i pokazywać naszą kryjówkę. - Ponownie odezwała się zwiadowczyni - Ja jestem zdecydowanie przeciwko. Podobnie jak Kane mam złe doświadczenia jeśli chodzi o cywilów i wolałabym trzymać ich na dystans. Może po prostu zapytajmy je gdzie chciałyby się dostać?*
- No to zapytajcie wreszcie - odezwał się w komunikatorach głos Ukraińca. - Słyszałem to o głosowaniu, Val. Przestańcie szykować mi tu “Bunt na Bounty” i przypomnijcie sobie, że naszym głównym celem jest dowiedzieć się co tu się do chuja dzieje. A dowiedzieć się tego możemy od ludzi. Macie pięć minut, jesteśmy w połowie drogi do kryjówki.
Pomału opuszczali dzielnicę fabryczną i zbliżali się do grobli wiodącej przez zamarznięte jezioro do drugiej części miasta. Bojko prowadził spokojnie i naczepą już zbytnio nie trzęsło.
- Nie jesteśmy w marynarce ani w innym wojskowym oddziale, Witalij. Nie zapominaj o tym! - Shade prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. Potem odwróciła się do kobiet i odezwała po rosyjsku, spoglądając na nie uważnie:
- Czy jest jakieś miejsce, w które mogłybyście się bezpiecznie udać? Czy może wolicie schronić się razem z nami i zorientować w sytuacji. Tak właściwie dlaczego ci Arabowie was porwali?
- Ja i pani Landis - Zoe wyrwała się z odpowiedzią wskazując palcem w kierunku kabiny, w której siedziała jej przyjaciółka. - najchętniej do jednostki wojskowej.
- Rozumiem, że jest pani pewna, że tam wszystko dobrze funkcjonuje? - W głosie zwiadowczyni nie można było wyczuć żadnych uczuć, ale jej bardzo obojętny ton mógł wydawać się zastanawiający.
- Oczywiście. - Odparła pułkownikowa z mocno przesadzoną pewnością.
- Może warto by się o tym najpierw przekonać? - Drążyła Shade.
- Skąd taka troska? - Gnedenko zadała to pytanie najbardziej neutralnie jak tylko potrafiła.
- Nie po to panie ratowaliśmy, byście ponownie wpadły w ręce porywaczy. - Powiedziała Val wzruszając ramionami. - Nie odpowiedziała pani na moje pytanie o porwaniu. To może mieć istotne znaczenie dla waszego bezpieczeństwa. To porywacze tak panią pobili?
- Pobili… co… bo… nie… to znaczy… - Z początku Zoe zaczęła się mieszać w swoich zeznaniach dotykając przy tym twarzy rękoma jakby chciała ukryć swoje siniaki przed oczyma oczyma obcych. - Tak. To oni. - Odpowiedziała po chwili stanowczo.
Panna Rusht przyglądała się jej uważnie. Kobieta nie mogła widzieć twarzy Shade i malujących się na niej emocji, bo ta nie zdjęła z niej ochronnej maski, ale z Zoe sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej.
- Jak sobie pani na to zasłużyła. Jakoś nie widzę siniaków na ciele pani towarzyszek. - Spytała nadal beznamiętnie.
- Yyyyy… ja… - Chwila na zastanowienie się. - … stawiałam opór gdy po mnie przyszli. - Żona pułkownika odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Shade przez chwilę milczała przyglądając się lekko zdenerwowanej i zażenowanej kobiecie. Potem skinęła głową jakby przyjęła jej wypowiedź do wiadomości.
- Po tym, ze chce pani dostać się do jednostki, rozumiem że dalszy pobyt w Norylsku jak najbardziej pani odpowiada i nie chce pani zmienić tego stanu rzeczy. - Zamiast dalszego kontynuowania poprzedniego wątku zapytała niespodziewanie.
- To możecie ten stan zmienić? - wtrąciła się niespodziewanie siedząca tuż obok Sorokin. - Długo mnie nie było w domu, ale… chyba mogłabym udać się do siostry. Mam nadzieję, że jej nie próbowano porwać. Od niej dowiedziałabym się więcej.
Zwiadowczyni przeniosła wzrok na drugą kobietę:
- A jeśli porwano ją tak jak panią? - Zapytała celowo ignorując pierwsze pytanie kobiety. - Nadal nie znamy przyczyny dla której to zrobiono. Zarówno pani mieszkanie, jak i domy waszych bliskich i przyjaciół mogą nie być bezpieczne. Nie wiemy ile porywacze mają informacji i do czego zechcą je wykorzystać.
Helena wydawała się rozważać przez moment słowa Shade, ostatecznie kiwając głową.
- Może masz rację - jej przejście na "ty" wyglądało na samoistne i swobodne. - W takim wypadku jest tak jak powiedziała Zoe, najbezpieczniejsze wydają się jednostka wojskowa albo główny komisariat milicji.
- Komisariat milicji? - Prychnęła z niedowierzaniem Zoe i dodała z pewną pogardą - Nie liczyłabym na pomoc.
- Dlaczego? - zaskoczona Sorokin spojrzała na drugą Rosjankę. - Na początku stycznia stacjonował tam nawet mały oddział wojskowy. Powinni przynajmniej wiedzieć co się dzieje i pozwolić mi wykonać telefon.
- Telefon gdzie? - Pułkownikowa mówiła tym samym tonem.
- Do rodziny? - zaskoczenie chyba zmieniło się w lekką irytację. Może nawet ukrywaną złość. - Jak nie mogę się stąd wydostać to chcę wiedzieć co dzieje się z moją rodziną!
- I sądzisz, że milicja ci na to pozwoli? - Gnedenko spytała z wyraźną nutą politowania w głosie.
- Oczywiście - Sorokin odpowiedziała z pewnością siebie. - Mój ojciec jest ważną osobą w Norylsku i oni są po to, aby pomagać.
Shade z prawdziwą fascynacją przysłuchiwała się wymianie zdań miedzy kobietami. Jednak dręczyła ją pewna myśl, która zalęgła się właśnie w jej głowie:
- Heleno - Przeszła na ty jak jej rozmówczyni. - Jak ma na imię twoja siostra?
- Mam dwie - wybita z rytmu kobieta spojrzała na Valerie. - Anastazję i Nadzieję.
- Hmmm - Tym razem zwiadowczyni nie wydawała się już tak spokojna. Podała adres agentki, który znała na pamięć - Czy tam mieszka Nadzieja? - Zapytała kobietę.
Zoe była po trosze wdzięczna tej nieznajomej kobiecie, że wtrąciła się w rozmowę. Dzięki temu mogła się nieco uspokoić i nie ciągnąć dalej coraz ostrzejszej wymiany zdań z towarzyszką niedoli.
- Obie tam mieszkają - zdziwienie i zaskoczenie Heleny było coraz większe. - Skąd wiesz? Kim jesteście? - ostatnie pytanie przesiąknięte było niepokojem i podejrzliwością, która nagle wróciła.
- Zostaliśmy tu przysłani by zapewnić bezpieczeństwo i pomoc pewnym osobom. Twoja siostra znajduje się na naszej liście. - Odpowiedziała najemniczka uspokajającym tonem.
- Dlaczego akurat jej?! - Sorokin nie brzmiała na przekonaną.
- Myślę że o to będziesz ją musiała zapytać osobiście. - Odpowiedziała Valerie. - Nie jestem uprawniona do udzielania takich informacji.
- Taki mam zamiar - ton Heleny był taką mieszaniną emocji, że już nie dało się go odczytać. - I tym bardziej chcę z nią porozmawiać - tu rzuciła szybkie spojrzenie na Zoe.
- Niestety nasze holofony tutaj nie działają. - Shade wzruszyła ramionami. - To by wiele uprościło. W takim razie poszukamy telefonu z kablem i spróbujemy się z nią skontaktować. Może do tego czasu skorzystasz z naszej gościny?
Gnedenko starała się zachowywać tak, by w żaden sposób nie pokazać swojego zainteresowania tym co przed chwilą usłyszała.
- Na komisariacie mają telefon - Sorokin odpowiedziała powoli. - Jesteście obcymi ludźmi, macie broń. Z jakiego powodu miałabym wam zaufać?
- Może najlepszy powód to ten, że teraz w Norylsku jest raczej niebezpiecznie i ludzie z bronią mogą się okazać całkiem dobrymi obrońcami. - Stwierdziła najemniczka - Postaramy się dotrzeć do twojej siostry, natomiast jak łatwo się domyślić, bezpośredni kontakt z jakimikolwiek siłami zbrojnymi działającymi w mieście, raczej nie jest nam na rękę. Mamy swoje zadanie. Chcemy je wykonać i -jak najszybciej zniknąć z tego miejsca.
Helena odwróciła wzrok, wyraźnie się namyślając.
- Nie tylko wy chcielibyście stąd zniknąć - parsknęła wreszcie. - I ciągle bardziej ufam ludziom z bronią w tutejszych mundurach niż wam, obcym… - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie jedynie wzruszyła ramionami. - Chyba cię nie dziwi, że pragniemy jak najszybciej wrócić do domu, rodziny, znajomych i naszego prowizorycznego bezpieczeństwa, którego nie czujemy wśród was.
- Nie, zupełnie mnie to nie dziwi. - Przytaknęła jej rozmówczyni. - Na zaufanie zawsze trzeba sobie zasłużyć, ale to działa w dwie strony. My też będziemy musieli zaufać wam, że nas nie wydacie, od razu gdy tylko będziecie miały po temu okazję.
- To miasto ma wielu mieszkańców - odpowiedziała Sorokin. - Łatwo możecie zniknąć, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. A my jesteśmy wdzięczne za uratowanie. Ja w każdym razie jestem, nie mogę się wypowiadać za Zoe i Ninnę.
Pułkownikowa z rosnącym niepokojem przysłuchiwała się toczącej się rozmowie. Chęć zaskarbienia sobie wdzięczności najemników mogła pchnąć Helenę do wyjawienia zamiarów podjętych przez Zoe. A to mogło być -bardzo niekorzystne dla niej samej.
Szkoda się stała. Gnedenko nieopatrznie wyjawiła towarzyszce niedoli swój plan. Nic na to nie można było już poradzić. Trzeba było się zachowywać tak, by jak najmniej wzbudzać podejrzenia.
- Oczywiście jesteśmy wdzięczne. - Zoe wypowiedziała się w swoim i Ninny imieniu.
- Wdzięczne ale niezainteresowane naszą ofertą pomocy. - Shade z powrotem przeniosła spojrzenie na agentkę Miracle. - Rozumiem, że chce pani byśmy ją odstawili koło jednostki i na tym kończy się nasza rola?
- Jesteśmy wdzięczne i zainteresowane waszą ofertą pomocy. - Zoe położyła nacisk na liczę mnogą w swojej wypowiedzi.
- A jaką formę miałaby ona przyjąć skoro mamy się teraz rozstać? - Drążyła najemniczka.
- Teraz? - Zdziwiła się Gnedenko. - To znaczy, że już dojeżdżamy do jednostki?
Valerie przez chwilę milczała przyglądając się kobiecie:
- Telefony nie działają, a my nie ufamy pani bardziej niż pani nam. Jak widzi pani możliwości kontaktu po naszym rozstaniu? - Odezwała się w końcu.
- Telefony działają. Tylko nie wasze. Sama pani to przyznała. - Zoe zaczęła przerzucać wzrok między najmniczką a drugą Rosjanką. - To może w końcu poznam tę ofertę, bo chyba nie mamy na myśli tej samej rzeczy. - Rzuciła w końcu zatrzymując spojrzenie na uzbrojonej kobiecie.
- Mamy zapewnić ochronę, w razie potrzeby wywieźć z miasta i odstawić w bezpieczne miejsce, a o czym pani myślała? - Zapytała Rusht.
- O podobnych rzeczach. Chociaż… - Pani pułkownikowa Gnedenko przerwała na chwilę i zamyśliła się głęboko. - Zresztą nieważne. - Dodała po krótkim czasie.
- Jak więc miałby wyglądać dalszy kontakt? - Shade powróciła do zasadniczego tematu.
- Chyba dokładnie tak samo jak w przypadku gdybyśmy nie spotkali się przypadkiem?
Po słowach Zoe zapadła cisza. Valerie nie odzywała się przez dłuższą chwilę, potem powiedziała cedząc słowa:
- Skoro już się jednak spotkaliśmy jaki jest sens byśmy ponownie szukali pani po całym mieście? Nie jest pani jedyną osobą, która mamy odnaleźć, a czas jest bezcenny. Poza tym chce pani iść w miejsca, które zwykle uczęszczała po tym jak dopali ją Arabowie? Jaka jest gwarancja, że już tam nie czekają? Albo ustalamy teraz konkrety, albo nagra nam pani oświadczenie, że nie jest zainteresowana naszą pomocą i możemy się bez problemu rozstać. Nie musimy nikogo uszczęśliwiać na siłę.

Helena przysłuchiwała się ich rozmowie z wyraźną ciekawością, ale czas na ustalenia powoli się kończył. Witalij i Roy widzieli już wyższe bloki mieszkalne, powoli zbliżające się od północy, w którą to stronę zdążyli się skierować. Drogi zrobiły się szersze, a latarni więcej. Co więcej, w oddali dało się zauważyć nawet poruszające się pojazdy inne od ciężarówek. Norylsk mimo ciężkiej sytuacji ciągle żył, chociaż o tej porze już raczej niewiele tego życia się zauważało poza ogrzewanymi budynkami.

- A co zrobicie ze świadkami? - Zoe nie odrywała wzroku od swojej rozmówczyni.
- Jak już ktoś wcześniej powiedział: To duże miasto można zniknąć i nikt nas nie znajdzie? - Najemniczka pokręciła głową - Strach pomyśleć co pani sobie o nas myśli zadając takie pytania.
- To co każdy człowiek, który na swej drodze spotkał uzbrojonych ludzi nie będących służbami mundurowymi. - Mówiąc to żona wojskowego rozłożyła obie ręce i uniosła nieco do góry ramiona. - O jakich szczegółach chcecie rozmawiać?
- Po tym stwierdzeniu najbardziej widać, że żyjemy w różnych światach. W moim ludzie z bronią przechodzący obok to chleb powszedni. - Odpowiedziała najemniczka. -Teraz chcemy jedynie ustalić co robimy dalej. O szczegółach możemy porozmawiać w cieplejszych okolicznościach.
- Nie mam zatem powodów by oponować przed podróżą z wami.
- A ty Heleno? - Zwiadowczyni zwróciła się do drugiej kobiety. - Spróbujemy się skontaktować z twoją siostrą jak najszybciej.
Sorokin popatrzyła na jedną, a potem drugą kobietę i wreszcie, być może pod wpływem tego co usłyszała, powoli skinęła głową.
- Dobrze. - Shade także pokiwała głową. - Niedługo się zatrzymamy. Wyjdę pierwsza, by na wszelki wypadek sprawdzić miejsce, które nam wyznaczono. - Przedstawiła jeszcze kobietom część planu ustalonego wcześniej.
Zoltan przysłuchiwał się dyskusji nie wtrącając się. Dopiero gdy Shade zamierzała wyjść uniósł maszynę do wygodniejszej pozycji i wolno (pobór mocy bowiem ustawił na 10%) przesunął się w kierunku wyjścia.
- Będę gotów iść z odsieczą, jakby granat walnął w szambo - przekazał przez komunikator najemniczce - i lepiej zaparkujmy gruchota nieco dalej, jak już zdecydujemy się zostać. Bezpiecznie będzie założyć, że go szukają.
- Zdecydowanie trzeba go wywieść jak najdalej i już więcej nie używać. Do poruszania się po mieście przydałoby się coś mniejszego i mniej rzucającego się w oczy. - Powiedziała jeszcze najemniczka zeskakując na ziemię.
- To potem - zgodził się Witalij. - Ciężarówkę odwiozę później sam. Dobra gadka, Val, tak czułem, że to kobieta powinna z nimi pomówić.
Wyłączył światła pojazdu, zaparkowanego tymczasowo w miejscu niewidocznym z ulicy, na ciemnym, obskurnym podwórku między gęsto ustawionymi typowo sowieckimi blokami, trzy przecznice od adresu otrzymanego od Sato.
Valerie nie skomentowała ostatnich słów dowódcy oddalając się od pojazdu. Szła szybkim, pewnym krokiem jakby dokładnie wiedziała dokąd zmierza. Nie miała zamiaru przyciągać niczyjej uwagi. Najbardziej lubiła się przemieszczać niezauważona.
 
Eleanor jest offline