Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2015, 15:08   #101
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
O'Hara na dachu obserwował jak terenówka podjeżdża do ciągle stojącego TIR-a. Ktoś z niej wysiadł, ale odległość i ustawienie pojazdów uniemożliwiło mu dostrzeżenie dalszych szczegółów.
Kane zaparł się nogami i z całej siły chwycił dłonią za szoferkę, prawie całą swoją uwagę poświęcając się na utrzymanie na dachu podczas szalonej jazdy. Trzymająca karabin ręka nie miała dobrego oparcia, strzelanie nie miało sensu i nie próbował go i bez poleceń Bojko.
- Pościg stoi. Wyszli i będą gadać z gościem co nam zwiał, trzeba się sprawnie pozbyć tej ciężarówki. Na razie ogon czysty - zameldował.
- Trzeba było go kropnąć - ponuro orzekł Węgier z wnętrza swojego blaszaka - niespecjalnie lubię zabijać cywili, ale jeszcze mniej jak wróg wie za dużo.
- I trzeba mu było tyle nie mówić - Stwierdziła sarkastycznie Shade trzymając się burty pojazdu, by znowu jej po nim nie rzucało, przy ewentualnych kolejnych manewrach Witalija.
- Uczymy się na błędach - filozoficznie podsumował oboje Zoltan, a na koniec dodał - szkoda tylko że w fachu najemniczym zwykle oznacza to uczenie się na trupach.
I uśmiechnął się do siebie zadowolony, że to co mówi we wnętrzu Gatora słyszą jedynie najemnicy w komunikatorach, nie zaś cywilne odratowane baby…

Dalszego pościgu nie było najwyraźniej przynajmniej na razie, więc Valerie wygodniej ulokowała się na podłodze:
- Musimy się zastanowić co dalej. - Powiedziała po angielsku. - Kane, skoro nikt nas nie ściga może lepiej wejdź do środka? Zamarzniesz na tym dachu. Poza tym wyglądamy tak zdecydowanie bardziej podejrzanie.
- Słuszna uwaga - odezwał się w ich komunikatorach Witalij, zatrzymując ciężarówkę w zatoczce przy opuszczonych magazynach. - Ładuj się na pakę, Irlandczyku. Wybacz, ale lepiej, żeby w szoferce siedziały tylko osoby, które gawarit pa ruski.
Zaczekał aż O’Hara się przemieści, kontynuował:
- Kobiety weźmiemy do kryjówki. Jak trochę oprzytomnieją i będziemy je dobrze traktować to może uda się więcej od nich dowiedzieć. Znają dobrze tamtą część miasta. A jeśli potem oddamy je bliskim, zyskamy wdzięczność tubylców. Pomyślcie o nich jak o towarze na wymianę.
- Na wszelki wypadek zasłoniłabym im w takim razie oczy i to jak najszybciej - Stwierdziła Shade - Lepiej by nie widziały gdzie mamy kryjówkę. Mam bowiem nadzieję, że zamiast słowa "jeśli" chciałeś jednak użyć "kiedy". Ponieważ chcesz w kabinie tylko kogoś mówiącego po rosyjsku, weź do środka Roya. Będzie mógł przypilnować, by Nina nie zrobiła czegoś głupiego, skoro ty prowadzisz.
- Dobry pomysł - zgodził się Bojko. - Roy, chodź do ciepełka. Nie masz pojęcia jak tu zajebiście. Przytul dziewczę i pogłaszcz po główce.

Ukrainiec spojrzał na wciąż wystraszoną Ninnę.
- Wso bude’t haraszo, dziewuszka - rzekł do niej uspokajającym tonem. - Niedługo zobaczysz rodzinę.
Bojko poczekał aż Roy wsiądzie do szoferki i ruszył dalej.
- Z zasłanianiem oczu pomyślimy jak dojedziemy na miejsce - podjął szepcząc do komunikatora. - Norylsk to zapadła dziura. Jeśli ta kryjówka jest w zwykłym budynku mieszkalnym a one są tutejsze to starczy, że wyjrzą przez okno a poznają na jakiej są ulicy. Wolałbym, żeby nam zaufały i widziały w nas swych gierojów i oswobodzicieli, a nie trzymać związane jak zakładniczki.
- Nie wiemy jak wygląda kryjówka i jak do niej dojść. - Odpowiedziała zwiadowczyni - Proponuję zatrzymać się w jakimś dyskretnym miejscu, gdzie ciężarówka nie będzie się rzucać w oczy. Pójdę pierwsza wybadać sprawę. Potem zastanowimy się co z kobietami. Może rozsądniej byłoby po prostu podrzucić je tą ciężarówką pod jakiś szpital lub inne miejsce? Im mniej będą wiedziały tym lepiej. Pojazd też musimy porzucić w miarę daleko od kryjówki więc można to załatwić jednocześnie.
- A może czas zacząć pytać? - wtrącił się Fox. - Czemu akurat te kobiety zostały porwane? Poza pułkownikową, kim są te dwie, że przedstawiają jakąś wartość dla Arabów i co wiedzą? Jeśli wiedzą cokolwiek. No i jeżeli rzeczywiście, jak sugeruje Vader, są tu jacyś Niemcy albo ludzie porozumiewający się po niemiecku, to powinniśmy kobiety o to wypytać choćby dla zasady. Nie ma co puszczać źródła informacji wolno ot tak. Zwłaszcza, że tych nie mamy za wiele. - Anglik zrobił pauzę, po czym szybko jeszcze dodał:

- Ach, Witalij. Może na kompie, który otrzymaliśmy od chlebodawcy, są jakieś dodatkowe informacje dotyczące kryjówki. Roy może sprawdzić.
- Nie masz się co trudzić. - Powiedziała Shade. - Przed wyruszeniem dokładnie przeczytałam informacje o Norylsku, które dostaliśmy. Poza adresem nie ma tam nic więcej.
- Na mapie jest w dzielnicy mieszkalnej - wtrącił Witalij. - Nie ma co dywagować. Nim dojedziemy przepytajcie Rosjanki z tyłu, co sugerowałem już pięć minut temu. Ninna na razie się niezbyt nadaje do rozmowy. Bierzemy wszystkie do kryjówki, nie wiemy w czyje ręce trafią jak je teraz wypuścimy. Jak dojedziemy w pobliże adresu od Sato zatrzymamy się w jakimś ustronnym miejscu a Shade sprawdzi kryjówkę, tak jak proponuje.
Kane zsunął się z dachu na postoju, bez straty czasu ładując się na pakę. Karabin znowu rzucił na sanie i zajął miejsce Roya, włączając się do dyskusji na tyle cicho po ponownym ruszeniu, aby silnik zagłuszał jego ciche słowa.
- Uważaj z tym trzymaniem. Nie chcę bawić się w niańkę, a one w safehousie to minimum jedno z nas uziemione. Przerabiałem to ostatnio, przesrana sprawa. Poza tym, będą chciały wrócić do rodzin i znajomych zaraz jak otrzeźwieją z szoku, o ile wszystkie w nim są. Jak je przetrzymasz mogą nam zwalić na łeb tutejszą armię. Będą wiedzieć gdzie.
 
Widz jest offline  
Stary 27-05-2015, 23:05   #102
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Shade rozejrzała się po wnętrzu ciężarówki i w duchu uśmiechnęła smętnie. Teraz, kiedy sama przyczyniła się do wysłania Roya do szoferki, była w tym miejscu jedyną osobą, która mogła porozmawiać z kobietami. Miała dziwne odczucie jakby została wmanewrowana.
- Podejrzewam, że nasze Panie miały być gwarancją że ich mężowie będą grzecznie pracować dla mahometan lub korporacji, bo nie wyglądało to na aresztowanie przez miejscowych czy porwanie dla okupu. Lub zabawy - Hradezky z trudem balansował, choć obniżenie mecha i klęcząca pozycja pomagały - i nie bujajcie tak, bo mi żyro wysiądzie! To nie model desantowy!
Węgier miał nadzieję, że pozostali informatorzy będą wiedzieć więcej, bo przypadkiem odratowana pułkownikowa nie wydawała się przekonana, ani przydatna.
- Może powinniśmy przeprowadzić głosowanie, kto jest za tym by je zatrzymywać i pokazywać naszą kryjówkę. - Ponownie odezwała się zwiadowczyni - Ja jestem zdecydowanie przeciwko. Podobnie jak Kane mam złe doświadczenia jeśli chodzi o cywilów i wolałabym trzymać ich na dystans. Może po prostu zapytajmy je gdzie chciałyby się dostać?*
- No to zapytajcie wreszcie - odezwał się w komunikatorach głos Ukraińca. - Słyszałem to o głosowaniu, Val. Przestańcie szykować mi tu “Bunt na Bounty” i przypomnijcie sobie, że naszym głównym celem jest dowiedzieć się co tu się do chuja dzieje. A dowiedzieć się tego możemy od ludzi. Macie pięć minut, jesteśmy w połowie drogi do kryjówki.
Pomału opuszczali dzielnicę fabryczną i zbliżali się do grobli wiodącej przez zamarznięte jezioro do drugiej części miasta. Bojko prowadził spokojnie i naczepą już zbytnio nie trzęsło.
- Nie jesteśmy w marynarce ani w innym wojskowym oddziale, Witalij. Nie zapominaj o tym! - Shade prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. Potem odwróciła się do kobiet i odezwała po rosyjsku, spoglądając na nie uważnie:
- Czy jest jakieś miejsce, w które mogłybyście się bezpiecznie udać? Czy może wolicie schronić się razem z nami i zorientować w sytuacji. Tak właściwie dlaczego ci Arabowie was porwali?
- Ja i pani Landis - Zoe wyrwała się z odpowiedzią wskazując palcem w kierunku kabiny, w której siedziała jej przyjaciółka. - najchętniej do jednostki wojskowej.
- Rozumiem, że jest pani pewna, że tam wszystko dobrze funkcjonuje? - W głosie zwiadowczyni nie można było wyczuć żadnych uczuć, ale jej bardzo obojętny ton mógł wydawać się zastanawiający.
- Oczywiście. - Odparła pułkownikowa z mocno przesadzoną pewnością.
- Może warto by się o tym najpierw przekonać? - Drążyła Shade.
- Skąd taka troska? - Gnedenko zadała to pytanie najbardziej neutralnie jak tylko potrafiła.
- Nie po to panie ratowaliśmy, byście ponownie wpadły w ręce porywaczy. - Powiedziała Val wzruszając ramionami. - Nie odpowiedziała pani na moje pytanie o porwaniu. To może mieć istotne znaczenie dla waszego bezpieczeństwa. To porywacze tak panią pobili?
- Pobili… co… bo… nie… to znaczy… - Z początku Zoe zaczęła się mieszać w swoich zeznaniach dotykając przy tym twarzy rękoma jakby chciała ukryć swoje siniaki przed oczyma oczyma obcych. - Tak. To oni. - Odpowiedziała po chwili stanowczo.
Panna Rusht przyglądała się jej uważnie. Kobieta nie mogła widzieć twarzy Shade i malujących się na niej emocji, bo ta nie zdjęła z niej ochronnej maski, ale z Zoe sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej.
- Jak sobie pani na to zasłużyła. Jakoś nie widzę siniaków na ciele pani towarzyszek. - Spytała nadal beznamiętnie.
- Yyyyy… ja… - Chwila na zastanowienie się. - … stawiałam opór gdy po mnie przyszli. - Żona pułkownika odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Shade przez chwilę milczała przyglądając się lekko zdenerwowanej i zażenowanej kobiecie. Potem skinęła głową jakby przyjęła jej wypowiedź do wiadomości.
- Po tym, ze chce pani dostać się do jednostki, rozumiem że dalszy pobyt w Norylsku jak najbardziej pani odpowiada i nie chce pani zmienić tego stanu rzeczy. - Zamiast dalszego kontynuowania poprzedniego wątku zapytała niespodziewanie.
- To możecie ten stan zmienić? - wtrąciła się niespodziewanie siedząca tuż obok Sorokin. - Długo mnie nie było w domu, ale… chyba mogłabym udać się do siostry. Mam nadzieję, że jej nie próbowano porwać. Od niej dowiedziałabym się więcej.
Zwiadowczyni przeniosła wzrok na drugą kobietę:
- A jeśli porwano ją tak jak panią? - Zapytała celowo ignorując pierwsze pytanie kobiety. - Nadal nie znamy przyczyny dla której to zrobiono. Zarówno pani mieszkanie, jak i domy waszych bliskich i przyjaciół mogą nie być bezpieczne. Nie wiemy ile porywacze mają informacji i do czego zechcą je wykorzystać.
Helena wydawała się rozważać przez moment słowa Shade, ostatecznie kiwając głową.
- Może masz rację - jej przejście na "ty" wyglądało na samoistne i swobodne. - W takim wypadku jest tak jak powiedziała Zoe, najbezpieczniejsze wydają się jednostka wojskowa albo główny komisariat milicji.
- Komisariat milicji? - Prychnęła z niedowierzaniem Zoe i dodała z pewną pogardą - Nie liczyłabym na pomoc.
- Dlaczego? - zaskoczona Sorokin spojrzała na drugą Rosjankę. - Na początku stycznia stacjonował tam nawet mały oddział wojskowy. Powinni przynajmniej wiedzieć co się dzieje i pozwolić mi wykonać telefon.
- Telefon gdzie? - Pułkownikowa mówiła tym samym tonem.
- Do rodziny? - zaskoczenie chyba zmieniło się w lekką irytację. Może nawet ukrywaną złość. - Jak nie mogę się stąd wydostać to chcę wiedzieć co dzieje się z moją rodziną!
- I sądzisz, że milicja ci na to pozwoli? - Gnedenko spytała z wyraźną nutą politowania w głosie.
- Oczywiście - Sorokin odpowiedziała z pewnością siebie. - Mój ojciec jest ważną osobą w Norylsku i oni są po to, aby pomagać.
Shade z prawdziwą fascynacją przysłuchiwała się wymianie zdań miedzy kobietami. Jednak dręczyła ją pewna myśl, która zalęgła się właśnie w jej głowie:
- Heleno - Przeszła na ty jak jej rozmówczyni. - Jak ma na imię twoja siostra?
- Mam dwie - wybita z rytmu kobieta spojrzała na Valerie. - Anastazję i Nadzieję.
- Hmmm - Tym razem zwiadowczyni nie wydawała się już tak spokojna. Podała adres agentki, który znała na pamięć - Czy tam mieszka Nadzieja? - Zapytała kobietę.
Zoe była po trosze wdzięczna tej nieznajomej kobiecie, że wtrąciła się w rozmowę. Dzięki temu mogła się nieco uspokoić i nie ciągnąć dalej coraz ostrzejszej wymiany zdań z towarzyszką niedoli.
- Obie tam mieszkają - zdziwienie i zaskoczenie Heleny było coraz większe. - Skąd wiesz? Kim jesteście? - ostatnie pytanie przesiąknięte było niepokojem i podejrzliwością, która nagle wróciła.
- Zostaliśmy tu przysłani by zapewnić bezpieczeństwo i pomoc pewnym osobom. Twoja siostra znajduje się na naszej liście. - Odpowiedziała najemniczka uspokajającym tonem.
- Dlaczego akurat jej?! - Sorokin nie brzmiała na przekonaną.
- Myślę że o to będziesz ją musiała zapytać osobiście. - Odpowiedziała Valerie. - Nie jestem uprawniona do udzielania takich informacji.
- Taki mam zamiar - ton Heleny był taką mieszaniną emocji, że już nie dało się go odczytać. - I tym bardziej chcę z nią porozmawiać - tu rzuciła szybkie spojrzenie na Zoe.
- Niestety nasze holofony tutaj nie działają. - Shade wzruszyła ramionami. - To by wiele uprościło. W takim razie poszukamy telefonu z kablem i spróbujemy się z nią skontaktować. Może do tego czasu skorzystasz z naszej gościny?
Gnedenko starała się zachowywać tak, by w żaden sposób nie pokazać swojego zainteresowania tym co przed chwilą usłyszała.
- Na komisariacie mają telefon - Sorokin odpowiedziała powoli. - Jesteście obcymi ludźmi, macie broń. Z jakiego powodu miałabym wam zaufać?
- Może najlepszy powód to ten, że teraz w Norylsku jest raczej niebezpiecznie i ludzie z bronią mogą się okazać całkiem dobrymi obrońcami. - Stwierdziła najemniczka - Postaramy się dotrzeć do twojej siostry, natomiast jak łatwo się domyślić, bezpośredni kontakt z jakimikolwiek siłami zbrojnymi działającymi w mieście, raczej nie jest nam na rękę. Mamy swoje zadanie. Chcemy je wykonać i -jak najszybciej zniknąć z tego miejsca.
Helena odwróciła wzrok, wyraźnie się namyślając.
- Nie tylko wy chcielibyście stąd zniknąć - parsknęła wreszcie. - I ciągle bardziej ufam ludziom z bronią w tutejszych mundurach niż wam, obcym… - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie jedynie wzruszyła ramionami. - Chyba cię nie dziwi, że pragniemy jak najszybciej wrócić do domu, rodziny, znajomych i naszego prowizorycznego bezpieczeństwa, którego nie czujemy wśród was.
- Nie, zupełnie mnie to nie dziwi. - Przytaknęła jej rozmówczyni. - Na zaufanie zawsze trzeba sobie zasłużyć, ale to działa w dwie strony. My też będziemy musieli zaufać wam, że nas nie wydacie, od razu gdy tylko będziecie miały po temu okazję.
- To miasto ma wielu mieszkańców - odpowiedziała Sorokin. - Łatwo możecie zniknąć, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. A my jesteśmy wdzięczne za uratowanie. Ja w każdym razie jestem, nie mogę się wypowiadać za Zoe i Ninnę.
Pułkownikowa z rosnącym niepokojem przysłuchiwała się toczącej się rozmowie. Chęć zaskarbienia sobie wdzięczności najemników mogła pchnąć Helenę do wyjawienia zamiarów podjętych przez Zoe. A to mogło być -bardzo niekorzystne dla niej samej.
Szkoda się stała. Gnedenko nieopatrznie wyjawiła towarzyszce niedoli swój plan. Nic na to nie można było już poradzić. Trzeba było się zachowywać tak, by jak najmniej wzbudzać podejrzenia.
- Oczywiście jesteśmy wdzięczne. - Zoe wypowiedziała się w swoim i Ninny imieniu.
- Wdzięczne ale niezainteresowane naszą ofertą pomocy. - Shade z powrotem przeniosła spojrzenie na agentkę Miracle. - Rozumiem, że chce pani byśmy ją odstawili koło jednostki i na tym kończy się nasza rola?
- Jesteśmy wdzięczne i zainteresowane waszą ofertą pomocy. - Zoe położyła nacisk na liczę mnogą w swojej wypowiedzi.
- A jaką formę miałaby ona przyjąć skoro mamy się teraz rozstać? - Drążyła najemniczka.
- Teraz? - Zdziwiła się Gnedenko. - To znaczy, że już dojeżdżamy do jednostki?
Valerie przez chwilę milczała przyglądając się kobiecie:
- Telefony nie działają, a my nie ufamy pani bardziej niż pani nam. Jak widzi pani możliwości kontaktu po naszym rozstaniu? - Odezwała się w końcu.
- Telefony działają. Tylko nie wasze. Sama pani to przyznała. - Zoe zaczęła przerzucać wzrok między najmniczką a drugą Rosjanką. - To może w końcu poznam tę ofertę, bo chyba nie mamy na myśli tej samej rzeczy. - Rzuciła w końcu zatrzymując spojrzenie na uzbrojonej kobiecie.
- Mamy zapewnić ochronę, w razie potrzeby wywieźć z miasta i odstawić w bezpieczne miejsce, a o czym pani myślała? - Zapytała Rusht.
- O podobnych rzeczach. Chociaż… - Pani pułkownikowa Gnedenko przerwała na chwilę i zamyśliła się głęboko. - Zresztą nieważne. - Dodała po krótkim czasie.
- Jak więc miałby wyglądać dalszy kontakt? - Shade powróciła do zasadniczego tematu.
- Chyba dokładnie tak samo jak w przypadku gdybyśmy nie spotkali się przypadkiem?
Po słowach Zoe zapadła cisza. Valerie nie odzywała się przez dłuższą chwilę, potem powiedziała cedząc słowa:
- Skoro już się jednak spotkaliśmy jaki jest sens byśmy ponownie szukali pani po całym mieście? Nie jest pani jedyną osobą, która mamy odnaleźć, a czas jest bezcenny. Poza tym chce pani iść w miejsca, które zwykle uczęszczała po tym jak dopali ją Arabowie? Jaka jest gwarancja, że już tam nie czekają? Albo ustalamy teraz konkrety, albo nagra nam pani oświadczenie, że nie jest zainteresowana naszą pomocą i możemy się bez problemu rozstać. Nie musimy nikogo uszczęśliwiać na siłę.

Helena przysłuchiwała się ich rozmowie z wyraźną ciekawością, ale czas na ustalenia powoli się kończył. Witalij i Roy widzieli już wyższe bloki mieszkalne, powoli zbliżające się od północy, w którą to stronę zdążyli się skierować. Drogi zrobiły się szersze, a latarni więcej. Co więcej, w oddali dało się zauważyć nawet poruszające się pojazdy inne od ciężarówek. Norylsk mimo ciężkiej sytuacji ciągle żył, chociaż o tej porze już raczej niewiele tego życia się zauważało poza ogrzewanymi budynkami.

- A co zrobicie ze świadkami? - Zoe nie odrywała wzroku od swojej rozmówczyni.
- Jak już ktoś wcześniej powiedział: To duże miasto można zniknąć i nikt nas nie znajdzie? - Najemniczka pokręciła głową - Strach pomyśleć co pani sobie o nas myśli zadając takie pytania.
- To co każdy człowiek, który na swej drodze spotkał uzbrojonych ludzi nie będących służbami mundurowymi. - Mówiąc to żona wojskowego rozłożyła obie ręce i uniosła nieco do góry ramiona. - O jakich szczegółach chcecie rozmawiać?
- Po tym stwierdzeniu najbardziej widać, że żyjemy w różnych światach. W moim ludzie z bronią przechodzący obok to chleb powszedni. - Odpowiedziała najemniczka. -Teraz chcemy jedynie ustalić co robimy dalej. O szczegółach możemy porozmawiać w cieplejszych okolicznościach.
- Nie mam zatem powodów by oponować przed podróżą z wami.
- A ty Heleno? - Zwiadowczyni zwróciła się do drugiej kobiety. - Spróbujemy się skontaktować z twoją siostrą jak najszybciej.
Sorokin popatrzyła na jedną, a potem drugą kobietę i wreszcie, być może pod wpływem tego co usłyszała, powoli skinęła głową.
- Dobrze. - Shade także pokiwała głową. - Niedługo się zatrzymamy. Wyjdę pierwsza, by na wszelki wypadek sprawdzić miejsce, które nam wyznaczono. - Przedstawiła jeszcze kobietom część planu ustalonego wcześniej.
Zoltan przysłuchiwał się dyskusji nie wtrącając się. Dopiero gdy Shade zamierzała wyjść uniósł maszynę do wygodniejszej pozycji i wolno (pobór mocy bowiem ustawił na 10%) przesunął się w kierunku wyjścia.
- Będę gotów iść z odsieczą, jakby granat walnął w szambo - przekazał przez komunikator najemniczce - i lepiej zaparkujmy gruchota nieco dalej, jak już zdecydujemy się zostać. Bezpiecznie będzie założyć, że go szukają.
- Zdecydowanie trzeba go wywieść jak najdalej i już więcej nie używać. Do poruszania się po mieście przydałoby się coś mniejszego i mniej rzucającego się w oczy. - Powiedziała jeszcze najemniczka zeskakując na ziemię.
- To potem - zgodził się Witalij. - Ciężarówkę odwiozę później sam. Dobra gadka, Val, tak czułem, że to kobieta powinna z nimi pomówić.
Wyłączył światła pojazdu, zaparkowanego tymczasowo w miejscu niewidocznym z ulicy, na ciemnym, obskurnym podwórku między gęsto ustawionymi typowo sowieckimi blokami, trzy przecznice od adresu otrzymanego od Sato.
Valerie nie skomentowała ostatnich słów dowódcy oddalając się od pojazdu. Szła szybkim, pewnym krokiem jakby dokładnie wiedziała dokąd zmierza. Nie miała zamiaru przyciągać niczyjej uwagi. Najbardziej lubiła się przemieszczać niezauważona.
 
Eleanor jest offline  
Stary 31-05-2015, 20:16   #103
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację



Im dalej wjeżdżało się pomiędzy sowieckie, monumentalne bloki, tym bardziej miejsce na środku Syberii przypominało zamieszkane miasto. Służby ciągle pracowały, ulice pozostawały w większości odśnieżone, umożliwiając przejechanie nawet najcięższym samochodom. Wszędzie rzucały się w oczy ogromne hałdy śniegu, zgarniane w jedno miejsce, gdzie tworzyły miejscami spore pagórki. Z jednego z nich kilka dzieciaków zjeżdżało na sankach, za nic mając sobie panujący na dworze mróz. Cała okolica wyglądała bardzo podobnie: szerokie ulice, śnieg, odśnieżone chodniki czasami przypominające tunele, a dalej osiedla lub budynki użyteczności publicznej, wszystkie w tym samym, komunistycznym stylu drugiej połowy dwudziestego wieku. W Norylsku czas się zatrzymał i widać było to na każdym kroku.

Nikt ich nie zatrzymywał. Wjechali, a następnie przejeżdżali przez najgęściej zamieszkaną część tego miasta, mijając zarówno samochody osobowe jak i autobusy; na sygnale minęła ich karetka. Niezależnie od sił walczących o fabryki i kopalnie, centrum miasta nie przypominało pola bitwy i nie wyglądało na to, by ktoś oficjalnie próbował je przejąć. Kilka razy mignął im radiowóz, dwa razy przejechali obok wozu bojowego piechoty i czegoś przypominającego posterunek wojskowy. Trójka siedząca w szoferce nie zwróciła większej uwagi. Stara, rozklekotana ciężarówka pasowała do miejsca, nie rzucając się w oczy.
W Norylsku to piękno byłoby podejrzane.

Ktoś kiedyś musiał wpaść tu na całkiem niezłe pomysły. Dwa w zasadzie bardzo rzucały się w oczy. Miasto było oświetlone, oświetlone bardzo porządnie. Nie tylko częste latarnie, rzucające żółte światło na ulice, ale nawet prawie każdy z budynków miał lampy świecące zarówno w górę i dół. Przy tak krótkich dniach i długiej zimie wydawało się to dobrym rozwiązaniem. Niestety odkrywało coś, co powodował czas i warunki. Drugi z pomysłów zakładał bowiem, że miasto kolorowe będzie o wiele przyjemniejszym, pokrzepiającym widokiem. Dlatego wszystkie bloki pomalowano głównie jaskrawymi, żywymi, ciepłymi kolorami. Kiedyś było to piękne.
Teraz odrapane, monumentalne bloki, z których tynk odpadał wielkimi kawałami, a grzyb pokrywał ogromne połacia ścian, mogły oddziaływać dokładnie odwrotnie od efektu zamierzonego.


Shade zostawiła pozostałych i szybkim krokiem, odgradzając się we własnej głowie od mrozu, ruszyła na wskazany przez Sato adres. Nie było więcej informacji o kryjówce. Niewiele. Miracle dało się poznać jako solidny pracodawca, prawdopodobnie sami więc nie wiedzieli więcej. Śliskie chodniki nie zostały posypane świeżym piaskiem, dzisiejszy śnieg jeszcze nie został zgarnięty, lecz przemieszanie się i tak było o wiele szybsze i łatwiejsze niż poza miastem. Bez trudu dotarła pod jeden z ogromnych, ponad dziesięciopiętrowych bloków. Tam znajdowało się miejsce, którego szukała. Przemierzając szybko odśnieżone podwórze, którym stało kilka osobowych samochodów, znalazła odpowiednią klatkę i pchnęła drzwi. Otworzyły się bez trudu. Niedługo też zajęło jej odnalezienie konkretnego numeru mieszkania, okazało się, że należy zejść pół piętra w dół. Kiedyś musiało należeć do dozorcy, teraz miało służyć im. Piwnica ciągnęła się dalej, do innych pomieszczeń gospodarczych oraz kotłowni, ale korytarz i tak był spokojny i ludzie udający się do mieszkań na górze omijali to miejsce, nie widząc nawet tych prostych, odrapanych drzwi, zamkniętych na przynajmniej jeden z dwóch zamków.

Valerie obejrzała je dokładnie, szukając czujek i możliwości dostania się do środka. Jej palce natknęły się na mały metalowy przedmiot ukryty w zagłębieniu nad framugą, który okazał się być kluczem do jednego z dwóch solidnych zamków. Otworzyła go i drzwi z lekkim skrzypnięciem uchyliły się do środka, otwierając się na znajdujące się tam zimne, wilgotne mieszkanie.
Weszła i zamknęła za sobą.

Prąd działał, co było pierwszą dobrą wiadomością. Drugą był fakt, że pomimo zakręconych kaloryferów nic tu nie popękało. W termowizji widać było ciepło płynące tuż przy jednej ze ścian. Rury szły tędy w górę, prosto w kotłowni, po włączeniu grzejników utrzymanie tu znośnej, albo nawet wysokiej temperatury, na pewno nie nastręczy trudności.
Mieszkanie miało około pięćdziesięciu, może sześćdziesięciu metrów. Składały się na nie dwa spore pokoje, kuchnia oraz podwójna łazienka. W jednym miejscu kibel, w drugim reszta. To już pachniało pradawnymi czasami, a reszta nie była lepsza. Ciężka meblościanka z rozkładanym z niej łóżkiem. Wielka, "garbata" wersalka, ciężki stół, proste krzesła. Kuchenka gazowa, pożółkła wanna i grzyb na jednej ze ścian. Trochę foteli, stolik kawowy i mała szafeczka, na której stał pełnowymiarowy, nie znający pojęcia "holografia", telewizor. Na pierwszy rzut oka nie zauważyła robactwa ani myszy, ani żadnych rzeczy, które można było nazwać mianem "osobistych", chociaż mieszkanie było wyposażone w podstawowe sprzęty, a nawet pościel czy koce.


 
Sekal jest offline  
Stary 04-06-2015, 22:28   #104
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Najemniczka zrzuciła plecak obok jednego z foteli i podeszła do okna. Było usytuowane na tyle wysoko, że spoza parapetu wystawała tylko jej głowa. Z tego co zdążyła zauważyć po pobieżnym przeglądzie mieszkania, wszystkie okna wychodziły na jedną stronę. To była poważna wada. Sama nigdy nie wybrałaby takiego lokalu na kryjówkę ale cóż jak to mówią "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Na razie mogło wystarczyć. Może potem będzie lepiej rozejrzeć się za czymś innym. Dobrze byłoby mieć alternatywę na wypadek kłopotów.
- Mieszkanie jest bezpieczne - Zameldowała w komunikatorze - ale w koło dużo światła. Postarajcie się tak przemieścić z wyposażeniem by nie rzucać w oczy. Zoltan zdecydowanie powinieneś wyjść z ubranka. Na razie twój garnitur nie będzie potrzebny.

Kobieta ponownie podeszła do okna i popatrzyła na wewnętrzny dziedziniec utworzony przez cztery bloki. W szparze pomiędzy dwoma z nich widać było, rozpościerającą się od północno- wschodniej strony, pustą przestrzeń po za dzielnicą mieszkalną. Na dziedzińcu bawiła się beztrosko dzieci. Przez chwilę świat wydawał się taki spokojny.

Przerwała kontemplację by włączyć ogrzewanie. Fakt, ze działało przyjęła z prawdziwą ulgą. Jak na niezbyt długi czas spędzony na Syberii, miała już mocno dość ciągłego zimna. W tym momencie do głowy przyszedł jej pomysł jak można by nieco uprzyjemnić sobie ten pobyt i przystąpiła do jego realizacji gdy tylko Kane pojawił się w środku.
Shade podeszła do niego i nachyliła się szepcząc do ucha na tyle cicho by nie usłyszał nikt inny:
- Jest ciepła woda, a wanna całkiem spora. Co powiesz na wspólne mycie pleców?
- Gorąca kąpiel to doskonały pomysł - odparł tak samo cicho - Zeskrobiesz lód z moich pleców - mrugnął do niej.
Roześmiała się:
- I rozgrzeję wszystko co mogłoby zamarznąć. - Kontynuowała wymianę cichych zdań.
- Podoba mi się ten pomysł - wyszczerzył się.
- W takim razie idę przygotować kąpiel. - Odwróciła się i ruszyła w kierunku łazienki.

Odkręciła kurki i spróbowała cieknąca z nich wodę. Na początku była brudna tym charakterystycznym kolorem długo nieużywanych rur. Po chwili jednak kolor ustabilizował się i choć nie była to kryniczna czystość Valerie nie miała zamiaru kręcić nosem, bo była naprawdę ciepła. Zatkała więc odpływ, nalała do środka nieco płynu do kąpieli i przyglądała się jak wanna napełnia się, na powierzchni wody tworzy się piana, a wyżej unoszą się obłoczki pary coraz bardziej ogrzewając niewielkie pomieszczenie.

Trochę czasu minęło, jak rozległo się pukanie do drzwi.
- Val, ta wanna zmieści więcej niż jedną osobę? - spytał Kane z rozbawieniem w głosie.
- Oczywiście - Najemniczka odpowiedziała O'Harze z wnętrza na tyle głośno, że z pewnością nie tylko on ją usłyszał. - Wchodź, drzwi nie są zamknięte. Kane nie czekając skorzystał z zaproszenia, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

Pomieszczenie pełne było pary, która utrzymywała w nim całkiem znośną temperaturę. Wystarczającą by można się było rozebrać bez zaciskania zębów. Wanna, napełniona gorącą wodą, pokrytą sporą warstwą piany, kusiła obietnicą ciepła. Tak jak leżąca w niej naga kobieta, uśmiechająca się lekko do wchodzącego mężczyzny. Wyszczerzył się do niej radośnie. Nie miał już wierzchniej części ubrania, szybko zabrał się za pozbywanie reszty odzienia.
- W tych warunkach trzeba chyba ciągle lać ukrop - zaśmiał się, ściągając z siebie ostatnie ciuchy. - Ktokolwiek miał to mieszkanie, ustawiony był na Norylskie warunki całkiem nieźle.
- Wygląda jak domowe muzeum z ubiegłego wieku - Odpowiedziała pogodnie przesuwając myjką po szyi zmysłowym, powolnym ruchem. - Wolisz usiąść z tyłu czy przodem? - Zapytała prowokacyjnie.
- Znając ciebie nie skończysz wyłącznie na myciu - z tymi słowami wszedł do wanny, przodem do Shade. - Twoje przyjemności najpierw.
- W takim razie możesz zacząć od stóp. - Powiedziała wsuwając nogę lekko w górę. Oparła ją na jego piersi, a potem zaczęła wolno przesuwać w dół.
- Jesteś kobietą bez sumienia - rozejrzał się i wypatrzył szarawe mydło, zanurzając je w wodzie, a drugą ręką łapiąc stopę Valerie. Sumiennie namydlił jedną i drugą. - Zostawiłaś tam świadomie trzy kobiety, brudne i zmęczone po muzułmańskiej niewoli, pierwsza zajmując stanowiącą tu jedyny azyl łazienkę.
Shade wzruszyła obojętnie ramionami:
- One będą sobie siedziały bezpiecznie w ciepłym mieszkanku, a ja wyruszę na zwiad. Szkoda czasu. Trzeba jak najszybciej stwierdzić co z pozostałymi agentami. Nie podoba mi się to, że muzułmanie złapali Gnedenko i siostrę Sorokin. Myślisz, że mają tu godzinę policyjną? - Zapytała, jednocześnie z zamkniętymi oczami delektując się pieszczotą jego dłoni.
- Mogą mieć, oficjalną lub mniej - skupiony na masażu starał się nie robić go zbyt mocno. Ciągle zdarzało mu się zapominać z tymi metalowymi wszczepami. - Nie lubisz tracić czasu - zęby Kane'a błysnęły w uśmiechu. - W tych tunelach wszystko wydaje się cholernie na widoku.
Przeszedł z masażem i myciem na łydki kobiety.
Otworzyła oczy. Jej usta rozchyliły się w zmysłowym uśmiechu:
- Właśnie! Zdecydowanie nie lubię tracić czasu. - Powiedziała i wysuwając nogę z jego uchwytu, uniosła się do góry. Chwyciła dłońmi boki wanny i przesunęła się do przodu okraczając udami jego biodra. Położyła dłonie na barkach Kane'a i opadła ciałem w dół:
- Jak sam powiedziałeś inni czekają na swoją kolej... - Dodała przekornie zmysłowo ocierając się o jego nagie ciało - ...do łazienki.
Niewiele mu było trzeba, żeby mogła opuścić się aż do końca na gotowego w pełni Irlandczyka. Pocałował ją w usta. Szybko, drapieżnie. Oderwał się.
- Teraz mi co poniektórzy zazdroszczą, że jestem pierwszy do tej kolejki - wyszczerzył się.
Nie skomentowała ostatniej wypowiedzi tylko patrząc mu w oczy, uniosła się w górę i znowu opadła przyjmując go w głąb swojego ciała. Zaczęła poruszać się wolno w górę i w dół, a gorąca woda falowała wokół ich połączonych ciał.
Zamknął oczy i już bez słów poddał się temu uczuciu, nie zapominając o mydle i dłoniach, dokładnie myjących wystające znad wody piękne ciało. W odpowiedzi Valerie uśmiechnęła się do niego zmysłowo i przyśpieszyła rytm na tyle mocno, że woda niebezpiecznie zaczęła się zbliżać do krawędzi wanny. To nie był czas na wolne subtelne pieszczoty, czy długą rozkoszną zabawę, dlatego najprostszą drogą dążyła do zaspokojenia. Jej ciało napięło się gdy dotarła do krańca rozkoszy. W ostatniej chwili, by nie krzyknąć odruchowo pochyliła głowę i przycisnęła usta do warg mężczyzny. Odpowiadając na ten pocałunek pchnął kilka następnych razy biodrami i gwałtowna rozkosz i ulga spłynęła i na jego ciało. Przedłużył celowo czas zetknięcia się ich ust, zanim się od nich oderwał.
- Z tobą można na najgorsze z misji.
Zaśmiała się pogodnie, wyraźnie odprężona.
- Podoba mi się twoje podejście do życia panie O'Hara. - Dodała odsuwając się od niego i wracając na swoją część wanny. Wzięła ponownie do ręki myjkę i przesunęła nią po nogach mężczyzny.
- Chyba musimy się pospieszyć, bo niedługo spragnieni ciepłej kąpieli koledzy, zaczną nam walić do drzwi.
- I nawzajem, panno Rusht. Stawiam, że pierwsze zrobią to uratowane przez nas kobiety - odpowiedział jej śmiechem, pomagając umyć siebie i te jej rejony, których nie zdążył wcześniej.

Woda zdążyła już nieco ostygnąć, więc Shade szybko wyskoczyła z wanny i zaczęła energicznie wycierać ręcznikiem, a potem włożyła przygotowane wcześniej ubranie. Kane zrobił to samo, klnąc pod nosem, że nie pomyślał by rzucić ciuchy na grzejnik. Gdy byli gotowi, posłał kobiecie jeszcze jeden uśmiech i skinął na wyjście pytająco.
- Powiedz, ciekawią cię po tym reakcje innych?
Odpowiedziała uśmiechem:
- W zasadzie nie, a myślisz że powinny?
- Niektóre mogłyby być zabawne - wyszczerzył się w odpowiedzi.
- Może - mrugnęła do niego - na szczęście oboje jesteśmy wolni i nikomu nie musimy się tłumaczyć. - Zakończyła wychodząc z łazienki.
 
Eleanor jest offline  
Stary 05-06-2015, 19:27   #105
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy dotarli na miejsce, Roy chciał po prostu wziąć wymęczoną kobietę z kabiny na ręce i zanieść do kryjówki, ale okazało się, że pod opieką swojej wojowniczej przyjaciółki będzie od biedy przebierać nogami, poszedł więc na tył, pomóc Hradetzky’emu z bagażem, który nie mógł wykazać nawet tyle życia.
W suterenie z satysfakcją ściągnął wierzchnią odzież, ale początkowy chaos eksploracji nowej kryjówki i tak przeczekał przy drzwiach wejściowych. Po części śledził od niechcenia to, co działo się w środku, głównie jednak nasłuchiwał, czy nie wzbudzili jakichś niepokojów na klatce. Nie bardzo wierzył, że ekspresowa akcja zasiedlenia pustego lokalu przez taką barwną bandę mogła umknąć wszystkim mieszkańcom.
Potem pozwolił bez marudzenia zagonić się do obierania zdobycznych ziemniaków. Sam był nieludzko głodny. Mimo to, jeszcze zanim wyjaśniło się, czy Węgier owoce jego pracy ugotował czy usmażył jednak w smalcu, poszedł wysrać się wreszcie jak człowiek.
W nie takim znowu obskurnym kiblu znalazł nawet gazetę. Starą, ale ostatecznie na niusach drugiej świeżości mógł sobie poćwiczyć trochę zakurzoną umiejętność składania bukw tak samo dobrze, jak na tych z dzisiejszego wydania. Jeżeli w Norylsku jeszcze coś wychodziło.
A myśleć i tak miał o czym.

Po przesiadce do ciepłej szoferki, skoro Witalijowi tak spodobało się za wielką kierownicą ciężarówki, że nie zarządził naturalnej - jak mogłoby się zdawać - zamiany, Roy pozwolił sobie na coś w rodzaju drzemki. Trochę jak wygaszony częściowo mech Zoltana. Oszczędzał energię.
W uchu brzęczały mu wtedy dłuższe bądź krótsze urywki podplandekowych negocjacji czy tam przesłuchań, ale niekompletnym, okrojonym z kwestii uwolnionych kobiet, nie chciało mu się poświęcać należytej uwagi. Tak czy inaczej, nie do niego należał decydujący głos.
Jak na jego gust za dużo było zresztą tego gadania. Jakaś próba zdobycia zaufania pewnie miała sens, ale jako z natury kiepski mówca Roy zawsze nad słowa przedkładał czyny. Co komu po pustych zapewnieniach?
Swoją drogą aż za dobrze było widać, że zespół pierwszy raz pracował w takim składzie. Ewidentnie brakowało tego, co stary Lawrence nazywał pozytywną rutyną: intuicyjnego podziału zadań; pewności, co zrobić samemu, a co zrobi ktoś inny. I - chyba przede wszystkim - zaufania, że zrobi to, jak należy.
Na razie nie byli zespołem, tylko zbieraniną znających się lepiej, gorzej albo wcale, pojedyńczych - w najlepszym razie poparowanych - najemników.
Może z czasem się wyrobią, może zdołają dokończyć robotę jako zbieranina. A może i nie.
 
Betterman jest offline  
Stary 08-06-2015, 13:18   #106
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Najemnicy zabrali kobiety do mieszkania w mieście. Czyli byli przygotowani pa pobyt i musieli mieć jakieś kontakty. Chociaż te kwestie Gnedenko mogła zostawić sobie na później.
W mieszkaniu było dużo cieplej niż na zewnątrz i fakt ten pułkownikowa przyjęła z wielką ulgą. Jej ciało powoli zaczynało się rozgrzewać ale i przesyłać coraz bardziej intensywne sygnały z poobijanych i potłuczonych części ciała.
Potrzebowała odpoczynku, ale nie mogła się na niego zdobyć wśród tych nieznanych jej, uzbrojonych ludzi. Ninna na szczęście nadal pozostawała w stanie apatii. Za to Helena Sorokin… puściły jej nerwy. Po tylu dniach osamotnienia i ciągłego lęku było to naturalne. Zoe zdawała sobie jednak sprawę, że nie każdy może być taki wyrozumiały jak ona.
- Lepiej przystopuj. - Zwróciła się cicho do Heleny. - Ich cierpliwość może okazać się dużo mniejsza niż zakładasz.

Do póki dwójka najemników, wyraźnie zadowolona nie opuściła łazienki pułkownikowa nawet nie zwróciła uwagi, że ktoś już zajął ten przybytek.
- Łazienka wolna - Powiedziała najemniczka po rosyjsku podchodząc do kobiet. - Mój ręcznik jest nieco mokry, ale jeśli to paniom nie przeszkadza można skorzystać.
- Gorącą kąpiel możesz mieć zaraz. - Zoe uśmiechnęła się do Sorokin i ruchem ręki wskazała łazienkę. - Na ciepły posiłek trzeba poczekać.
Szczerze wdzięczna Helena, sądząc po wyrazie oczu, skinęła głową i ruszyła w stronę łazienki, zaraz się w niej zamykając.
Gnedenko posadziła Landis na fotelu. Pomogła jej zdjąć wierzchnie warstwy przyodziewku pozostawiając za dużą wojskową kurtkę ze złotymi naramiennikami na których naszyta była pojedyncza pięcioramienna gwiazda.
Sama też zaczęła ściągać z siebie ubrania martwych Arabów przyniesione przez kobietę i jednego z mężczyzn z uzbrojonej grupy, której byli teraz gośćmi. W mieszkaniu było już w miarę ciepło, ale Gnedenko nie zdecydowała się zdjąć swojej kurtki ponieważ pod nią miała tylko nocną koszulę.
Shade zniknęła na chwilę z sypialni i wróciła po chwili z kilkoma kocami:
- Znalazłam je w drugim pomieszczeniu. Mogą się wam przydać. - Powiedziała do Zoe.
- Dziękuję. - Powiedziała pułkownikowa przyjmując podarunek. Od razu też okryła jednym z nich przyjaciólkę.
- Zaśnij kochanie. - Powiedziała z troską w głosie do Ninny. - Ja pójdę zrobić coś do jedzenia i może coś ciepłego do picia. Ninna powoli zaczynała kontaktować co dzieje się wokół, bo zwinęła się w kłębek, ale wcześniej pokiwała głową na znak, że rozumie swoją przyjaciółkę. Trauma odcisnęła na jej otwartej, ufnej psychice mocne piętno, ale za wcześnie było jeszcze wyrokować, czy będzie miało to większy i dłuższy wpływ na kobietę.
Poprawiając zmierzwione włosy Gnedenko rozglądała się po mieszkaniu. Czyniła to nad wyraz ostrożnie by nie urazić opuchniętych miejsc.
Gdy już uznała, że fryzura została poprawiona wyminęła najemniczkę i ruszyła do kuchni. Chciała coś przygotować do jedzenia.
Shade usiadła w drugim fotelu i zaczęła z uwagą studiować mapę Norylska.
W kuchni paradowali Hradetzky i Raver. Fox zerknął na intruza, domyślając się, że pani Gnedenko mogły przywabić dwie rzeczy - własny głód lub marudzenie innych kobiet. Możliwe, że jedno i drugie, zależnie od tego, czy Sorokin wyszła z łazienki. Anglik nakładał przygotowane przez Zoltana ziemniaki z dodatkiem tuszonkowej okrasy do misek. Ewidentnie lokalny specjał, idealnie oddający charakter tej zapyziałej dziury, jaką był Norylsk.
- Już gotowe - powiedział do Zoe, wręczając jej miskę. - To niewiele, ale jest przynajmniej ciepłe.
Zoe stała krótką chwilę z miską w ręku lekko zdziwiona zaistniałą sytuacją. Nie była to sytuacja typowa. Mężczyźni krzątający się po kuchni.Chociaż nie. Konstanty od czasu do czasu urzędował w niej. Tylko po jego wyjściu pomieszczenie to wyglądało jak po przejściu jakiegoś huraganu i Zoe musiała nieźle się napracować by przywrócić je do należytego porządku.
W końcu wydukała podziękowania i z przygotowanym przez mężczyzn posiłkiem wróciła do Ninny by ją nakarmić.
Sorokin opuściła łazienkę po prawie czterdziestu minutach siedzenia tam, co i tak było niezłym wynikiem jak na stan, w jakim weszła do środka. Owinięta ubraniami zdartymi z martwych i jednym kocem, wyglądała trochę lepiej. Jak również wyglądała na nagle bardzo zmęczoną.
- Nie zostawili tu ubrań? Moje włożyłam by się namoczyły, może się wypiorą… ale są w bardzo złym stanie - uśmiechnęła się słabo, biorąc od Zoe miskę jedzenia. Uśmiechnęła się do niej słabo - Dziękuję.
Pani pułkownikowa kiwnęła głową w odpowiedzi.
Gnedenko skończyła karmić i przyjaciółkę i siebie. Zabrała brudną zastawę, nie tylko swoją ale też innych, którzy nie protestowali i umieściła ją w zlewie. Pozmywać można było później, po skorzystaniu z łazienki. Jej ciało się rozgrzało i zaczynała na nowo odczuwać skutki wybuchowego temperamentu męża, albo i kilku razów które zadali jej arabscy porywacze, gdy usiłowała obezwładnić kierowcę.
Widząc, że łazienka jest wolna skorzystała z niej. Zamknęła drzwi na klucz i zrzuciła z siebie resztę garderoby.
Siniaki nadal nadawały sporej powierzchni jej ciała czerwono-granatowego zabarwienia. Nowych nie zauważyła. Dorobiła się za to kilku niegroźnych zadrapań. Obmacała żebra ponieważ ból w klatce piersiowej nasilał się przy niektórych czynnościach. Nauczona doświadczeniem mogła spokojnie założyć brak złamań, ale co do pęknięć które mogły być równie niebezpieczne, nie była taka pewna. Niestety nie znalazła nic czym mogłaby owinąć żebra.
Po tych oględzinach Zoe zmyła z siebie brud podziemnego więzienia. Wytarła się już i tak mokrym ręcznikiem najemniczki. Założyła swoje ubranie czyli koszule nocną, przyduże mężowskie spodnie i swoją kurtę.
W przeciwieństwie do Sorokin Gnedenko wyszła po niespełna dziesięciu minutach. Stanęła przy Ninnie. Fotel był za mały żeby mogły usiąść dwie osoby. Mogła za to spocząć na jego poręczy. Było to dość niewygodne, ale lepsze niż stanie.

Ukrainiec skończył jeść gorący posiłek, popijany równie gorącą herbatą i rozparł się wygodnie na krześle naprzeciw Rosjanek.
- Miłe panie i wszyscy zgromadzeni, czy mogę prosić o uwagę? Haraszo. Podsumujmy co wiemy. Po pierwsze, idąc i jadąc tu nie mijaliśmy żadnej linii frontu. Takowa istnieje poza Norylskiem i jest obsadzona przez terrorystów z ISIS, podczas gdy rosyjskie wojsko uprawia partyzantkę poza miastem. Wedle słów szofera ciężarówki w Norylsku rządzą obcokrajowcy, których ojczystym językiem jest niemiecki lub podobny. Kontrolują oni również lotnisko i przymuszają miejscowych do pracy w fabrykach. Nie wiemy jakie stosunki łączą ich z terrorystami, ale szofer mówił o nich jako dwóch różnych grupach, być może wrogich.
Witalij upił łyk herbaty i odstawił kubek na stół, obok pustego talerza.
- Po drugie - podjął - wiemy już dlaczego dwie z was zostały porwane. Zarówno panią pułkownikową Gnedenko jak siostrę pani Sorokin, Nadzieję łączy pewna sprawa z naszą najemniczą grupą. Pani Helena Sorokin została prawdopodobnie pojmana przez pomyłkę, podobnie jak pani Ninna Landis. My zostaliśmy tu przysłani aby nie dopuścić, by broń produkowana w Norylsku trafiła w ręce terrorystów oraz by zapewnić bezpieczeństwo pani Gnedenko, pani Nadziei Sorokin oraz dwóm innym osobom. Podejrzewam, że któraś z nich jest w jakiś sposób związana z panią Landis. Ninno - zwrócił się do kobiety, która powoli dochodziła do siebie. - Powiesz nam skąd cię porwano? Czy mówią ci coś nazwiska Udinov lub Ivanienko?
- Co oznacza, że Arabowie są związani jakoś z waszą tajemniczą grupą. - Powiedziała ironicznie Gnedenko nie czekając aż Ninna się odezwie. - Bo niby skąd mieliby te dane? A to oznacza, że wpadłyśmy z deszczu pod rynnę.
- Obcokrajowcy przejęli miasto? - Sorokin wybałuszyła oczy, słuchając rewelacji Witalija. - O niczym takim nie słyszałam… byłam tam na dole chyba dłużej niż myślałam… - podwinęła kolana pod brodę, siedząc na drugim z foteli. Znalazła gdzieś grubą, męską koszulę i ona teraz stanowiła jej okrycie wierzchnie. Wyglądało na to, że ta wiadomość wstrząsnęła nią mocno.
- Nn-nie - słaby szept Ninny ledwo dotarł do uszu słuchających. Kobieta pokręciła głową, nie uszczegóławiając czy była to odpowiedź na pytanie najemnika czy Heleny.
Shade westchnęła. Stała oparta o ścianę z rękami założonymi na piersi i z wyraźnym zaskoczeniem słuchała wywodu Vadera. Gdy kobiety wyraziły swoje opinie odezwała się spoglądając przede wszystkim na Zoe:
- Pani domniemanie mogłoby być zupełnie słuszne, gdyby nie fakt, że wszystko co przed chwilą zostało powiedziane przez naszego przyjaciela na temat możliwych przyczyn pewnych zdarzeń jest tylko i wyłącznie jego osobistą spekulacją. - Powiedziała wyraźnie ironicznym tonem. - Żeby stwierdzić jak rzeczywiście wygląda sytuacja będziemy potrzebowali dużo więcej informacji. Zoe, ty jesteś osobą, która najlepiej orientuje się w sytuacji na temat tego co obecnie dzieje się w mieście, skoro byłaś w niewoli tylko kilka godzin. Nie sadzę, by przez ten czas zmieniła się ona diametralnie. Możesz mi na przykład powiedzieć czy w mieście jest obecnie godzina policyjna lub obowiązują jakieś specjalne zasady poruszania się po nim?
- Mówiłam przecież, że nikt nie przejął miasta. - Gnedenko najpierw rozwiała wątpliwości Soroki. - Widać było na zewnątrz. - Następnie pułkownikowa przeniosła wzrok na kobietę najemnika. - Wszystko co powiedział, tak? - Spytała by się upewnić i pokręciła głową z dezaprobatą. Westchnęła głęboko. - Godziny policyjnej nie ma. Tu pracuje się w ruchu ciągłym. Wojsko i milicja ma prawo wylegitymować każdego w każdej chwili. Mogą pytać o to dlaczego po dwudziestiej drugiej przebywa się na zewnątrz.
Najemniczka uśmiechnęła się kwaśno:
- Zoe, powiedziałam bardzo dokładnie: "wszystko odnośnie możliwych przyczyn pewnych zdarzeń", proszę nie łap mnie za słówka, bo nie o zabawę w słowne podchody tutaj chodzi. Czyli niezależnie od godziny w sumie zawsze można się spodziewać pytań patrolu. - Skinęła głową jakby odpowiadała sobie na osobiste pytanie. - To bardzo istotna informacja. Jakie macie dokumenty poruszając się po mieście?
- To co mówicie ma duży znaczenie dla mnie. W momencie gdy zaczynacie sobie zaprzeczać… - Nie dokończyła. Może chciała aby mówiąca z obcym akcentem kobieta sama dopowiedziała sobie resztę? A może była to kolejna odsłona w słowne podchody?
- Nie zaprzeczamy sobie, pani pułkownikowo - rzekł spokojnie Witalij. - Spekulujemy. Kilka wiorst za miastem byliśmy świadkami jak rosyjskie wojsko atakowało z zasadzki konwój z zaopatrzeniem jadący do Norylska. Stąd mój wniosek, że Norylsk jest pod czymś w rodzaju okupacji. Potwierdzają to umocnienia wokół miasta bronione przez islamistów i słowa szofera ciężarówki, który raczej nie kłamał. Bał się zresztą swoich przymusowych pracodawców bardziej niż wycelowanej w niego lufy broni - na tyle, że wyskoczył z jadącego pojazdu. Być może okupanci dogadali się z częścią miejscowego wojska a reszta sprzeciwiła się temu i na prowincji trwają bratobójcze walki. Może zawarto jakąś tajną umowę i utrzymuje się pozory normalności a mieszkańcom wmawia, że wszystko jest haraszo. Ale nie jest. W jednym kompleksie fabrycznym siedzą Islamiści porywający miejscowe kobiety a obok życie się toczy niby nigdy nic. Nic tu nie trzyma się kupy i nie ma najmniejszego sensu. Musimy pomówić z kimś innym. Proponuję zacząć od odwiedzenia domu pani Sorokin i odnalezienia jej siostry. Pójdziemy tam wcześnie rano przed świtem, po cywilnemu: pani Sorokin, ja, Shade i Roy.
- A my tymczasem zostaniemy tutaj jako gwarant należytego zachowania naszych mężów, tak? - Gnedenko spytała całkiem poważnie.
Witalij nie słyszał szeptanej rozmowy Shade i Irlandczyka. Przez ten czas drapał się po brodzie przyglądając się uważnie Zoe.
- Da - pokiwał głową i westchnął, jakby Gnedenko właśnie odgadła jego niecne plany. - Chodzi o pani męża. Musimy o nim porozmawiać, najlepiej na osobności.
Podniósł się z krzesła i wskazał skinieniem głowy drzwi kuchni.
- Konstanty? A co się stało? - Zoe poderwała się gwałtownie z oparcia fotela. Może nawet zbyt gwałtownie gdyż chwyciła się za bok syknąłwszy przy tym. Po krótkiej chwili, gdy już przestało tak boleć ruszyła we wskazanym przez najemnika kierunku. Ninna obejrzała się za nimi, a następnie wstała chwiejnie.
- Muszę się umyć... - wydała z siebie ledwo słyszalny szept, a następnie skierowała do aktualnie pustej łazienki.

Witalij przytrzymał Gnedenko drzwi kuchni, po czym odczekał chwilę, by ci z najemników, którzy chcieli dołączyć, mogli to uczynić a następnie zamknął drzwi za nimi. Sam stanął przy oknie, opierając się o szafkę.
- Dojdziemy do tego - rzekł szorstko do kobiety. - Tymczasem proszę nam wreszcie powiedzieć co do chuja się tu dzieje. Jestem pewien, że wie pani dużo więcej niż mówi. Była pani szpiegiem, pani Gnedenko, teraz możemy mówić otwarcie. Wysyłała pani pewnym ludziom raporty na temat sytuacji w Norylsku, jakiś czas temu przestała pani. Pani mąż jest pułkownikiem, jest pani poinformowana. No to teraz od początku, dokładnie i powoli - wykonał zachęcający gest dłońmi.
Zoe zmierzyła mężczyznę wzrokiem, dokładnie i ostentacyjnie. Ukrainiec posiadał zadziwiająco dużo informacji na jej temat. I to takich, których niewiele osób wiedziało. Było to bardzo niepokojące.
- Raporty przestały dochodzić, ponieważ nie funkcjonuje połączenie ze światem zewnętrznym. Wysyłałam je w konwojach, które nie wychodzą z miasta. - Gnedenko nie widziała potrzeby kłamania skoro i tak dużo wiedzieli. - W samym mieście nie odczuwa się tego tak bardzo. Braki w zaopatrzeniu, ale do tego ludzie tutaj są przyzwyczajeni. Zarządzono pełną mobilizację wojsk, ale dlaczego, to nie wiem. Naprawdę.
- To wszystko? - Ukrainiec był zaskoczony. - A islamiści? Inni obcokrajowcy? Nic?
- Jacy obcokrajo… No dobrze można usłyszeć było plotki o nich. O tym, że dobrze płacą za pracę na ich rzecz. Słychać od czasu do czasu odgłosy walki. No i ci co po mnie przyszli. Ale nic więcej, jak na razie.
Witalij wyjął z kieszeni spodni i zapalił e-papierosa.
- To jest naprawdę męczące, gdy musimy panią ciągnąć za język - rzekł. - A w pani pracy? Tam też rządzą ci obcokrajowcy? Reprezentują jakąś korporację? Jakiej są narodowości? Plotek musiało być więcej. Ludzie zawsze gadają i nie wierzę, że tylko tyle. I jeszcze: kiedy ostatnio widziała pani męża?
- W mojej pracy nie. Ja pracuję w jednostce. Męża widziałam ostatnio w sobotę.- Odpowiedziała Gnedenko.
- Nie mówi pani nic o sytuacji? - zapytał Ukrainiec. - Nawet przeciw komu walczą jego ludzie i czy przegrywają czy wygrywają? Naprawdę nikt w jednostce tego nie wie? - pokręcił z niedowierzaniem głową, ewidentnie zdziwiony poziomem niewiedzy u swojej rozmówczyni.
- Nie mówił. Co w tym dziwnego? To wojsko. - Zoe wzruszyła ramionami.
- Haraszo. - westchnął. - A Ninna? To pani przyjaciółka. Też pracuje w jednostce? Też ma męża wojskowego? Ma pani jakiś pomysł, czemu ją porwano?
- Tak, Ninna to moja przyjaciółka. Ona nie pracuje w jednostce. Jej mąż też jest wojskowym. Myślałam, że to dlatego nas porwano. Żony dwóch wysokiej rangi oficerów to niezła karta przetargowa, prawda?
- Pewnie - zgodził się z lekkim uśmiechem Witalij. - Podejrzane jednak jest to, że między islamistami a miastem nie ma żadnej linii frontu. Siedzą sobie na południu Norylska jakby się przyjaźnili z jego władzami. Podejrzane, że siostra pani Sorokin była takim samym szpiegiem jak pani.
- Dlaczego podejrzane? Mówiła, że jej ojciec jest jakimś chemikiem. Może i jego chcieli zachęcić w ten sposób do współpracy. - Pani pułkownikowa również uśmiechnęła się lekko. Chociaż na jej opuchniętej twarzy nie było tego zbyt widać.
Mężczyzna zamyślił się, zaciągając elektronicznym cigaretem.
- Ok. Niestety nie wiemy nic o pani mężu - powiedział. - To była tylko zagrywka byśmy mogli pomówić na osobności. Pewnie chciałaby pani udać się do jednostki? Pomyślimy nad tym, ale najpierw musimy rozeznać się lepiej w sytuacji i bliższej okolicy. To wszystko z mojej strony. Proszę tylko pamiętać, że mąż pewnie nie ucieszyłby się, gdyby się dowiedział, że była pani szpiegiem. Kryjąc nas, kryje pani siebie - mrugnął do niej okiem.
Zoe nie udało się ukryć rozczarowania brakiem wiadomości o mężu. Nie odpowiedziała Ukraińcowi, tylko lekko pokiwała głową.
Przyjęła jego groźbę do wiadomości. Gdyby Konstanty dowiedziała się o jej drugiej “pracy”...
Nawet nie chciała myśleć o tym do czego mógł być zdolny. Jej obecny stan był tylko przedsmakiem…
Zaskakujące jak niewiele trzeba by przekonać człowieka do współpracy. Samemu nawet nie trzeba używać przemocy.
Witalij otworzył drzwi kuchni, wypuszczając ją do salonu.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 08-06-2015 o 20:43.
Efcia jest offline  
Stary 08-06-2015, 19:36   #107
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Parking pod blokowiskiem

- Przebierasz się częściej niż baba - Kane skomentował ze śmiechem ponownie muszącego zdejmować zbroję Hradetzkiego. Zeskoczył z paki i wyciągnął rękę do cywilnych kobiet, gestem pokazując na wyjście. - Zapraszam - powiedział po Rosyjsku z paskudnym akcentem. Znał ledwie kilka słów w tym języku. - Zapakujemy sanie i zwijamy się z widoku. Grzej nam mieszkanko, Val - powiedział już do zwiadowczyni.
Hradetzki uśmiechnął się na komentarz Kane'a i już chciał dodać, że dlatego nie podłącza się do systemów sanitarnych mecha, ale w końcu zrezygnował. W końcu po co im wiedza, że pancerz wspomagany ma podłączenia odprowadzające wydaliny podobne jak kombinezony astronautów? Ani to smaczne, ani ciekawe. Lepiej niech nie wiedzą, a on sam podłączał się tylko na dłuższe misje, gdy musiał spędzić w środku więcej niż osiem godzin.
Pancerz otworzył się, a Zoltan wygramolił się na zewnątrz, ze schowka w nodze wyciągnął ekwipunek i nieco zużyte ogniwo, które zmienił na świeże, po czym złożył Gatora do wersji kompaktowej i zamknął wokół niego skrzynię. Narzucił na siebie cywilny płaszcz i uszankę, uruchomił magnetyczne zasilanie sań na tyle, by podciągnąć je bezproblemowo do końca paki. Zeskoczył na śnieg i zawołał resztę w miejscowym rosyjskim - Pomóżcie mi z tym. Lekkie to nie będzie - po czym podkręcił napęd magnetyczny na maksa, by złagodzić ciężar półtonowego mecha w środku.

Tłumów na parkingu nie było, w zasadzie praktycznie wcale nie było tu ludzi. Nie wyglądało na to, aby wielu mieszkańców miasta miało swoje własne samochody sądząc po ilości wolnych miejsc. Helena skorzystała z wyciągniętej przez Irlandczyka dłoni, a nawet podziękowała mu skinieniem, owijając się szczelnie swoim naprędce skompletowanym ubraniem. Z Ninną było gorzej, szok ciągle nie minął i z trudem dało się ją wyprowadzić na zewnątrz, a już tam prowadzić pod rękę. Na szczęście odśnieżone chodniki ułatwiały zadanie. Jakaś szybko idąca para rzuciła im krótkie spojrzenie, ale miejscowi nie zatrzymali się, ani nawet nie zwolnili, przechodząc obok.
Zoe również przyjęła pomoc Irlandczyka dziękując mu zapewne niewidocznym pod tym całym ubraniem uśmiechem i słowem. Gdy tylko znalazła się na chodniku podeszła do szoferki. Doskonale zdawała sobie sprawę ze stanu przyjaciółki. Gnedenko miała nadzieję, że w ciepłym mieszkaniu Ninna Landis dojdzie do siebie.
Idąc, pani pułkownikowa przyglądała się otoczeniu. Chciała wiedzieć w której części miasta znajdują się. Sądząc z tego, że światła miasta kończyły się niedaleko, a szli wzdłuż bloków, domyślała się, że są mniej więcej w środkowej części Norylska, blisko północno-wschodniej części miasta.
- Jadę odstawić pojazd - rzekł Witalij przez komunikator gdy wszyscy już wypakowali się z ciężarówki. - Ale kluczyki na wszelki wypadek zachowam. Będę za jakieś pół godziny, wrócę piechotą po cywilnemu, rozejrzę się przy okazji po okolicy.
Ciężarówka zawarczała i odjechała spod bloku, w którym zniknęli najemnicy i uwolnione przez nich kobiety. Udali się do mieszkania - kryjówki, w którym już czekała Shade.




KIM JESTEŚCIE?

Kryjówka

Kane wszedł do przedpokoju, powoli wciągając za sobą zbyt duże do swobodnego manewrowania sanie i rozejrzał się ciekawie. Uniósł brew widząc stary telewizor.
- Mieszkanko ciasne, ale własne. Nie wiem czy widziałem wcześniej taki styl - parsknął rozbawiony. - Piwnica w Mogadishu wyglądała bardziej na bazę wypadową niż to.
Shade podeszła do niego i szepnęła coś cicho do ucha uśmiechając się przy tym lekko, po czym roześmiała się na to co jej odpowiedział. Potem zabrała rzeczy z plecaka i zamknęła się w łazience.
- Prawie jak babcine! - ucieszył się Zoltan - może jest ciasto i pierożki w lodówce, sprawdzał ktoś?

Niestety zapasów w lodówce nie było, chociaż w szafce znalazło się trochę kartofli i kilka nieśmiertelnych tutaj puszek. Temperatura w mieszkaniu przy wyłączonych grzejnikach należała do na tyle niskich, że lodówka mogłaby służyć do ogrzewania. Na szczęście włączone przez Shade kaloryfery już grzały. Trzęsąca się z zimna Ninna stanęła przy jednym, opierając na nim dłonie. Helena rozejrzała się po wnętrzu, nie próbując nawet rozbierać z zimowych ciuchów.
- Nie ma telefonu - westchnęła. - Może teraz nam dokładniej wyjaśnicie kim jesteście? To mieszkanie dowodzi, że znajomości w mieście macie - wzięła się pod boki, odsłaniając twarz i popatrując po kolei po każdym z najemników.
Gnedenko pociągnęła Landis za Heleną, w kierunku grzejnika. Chęć rozgrzania się była jednym z powodów takiego postępowania. Nie chciała również przeszkadzać najemnikom przy przenoszeniu ich sprzętu.
Na pytanie Sorokin Zoe zareagowała podnosząc głowę i lustrując po kolei cudzoziemców.
Felix poczekał, aż tłumacz przetrawi wszystkie słowa, po czym zwrócił się do Heleny spokojnym głosem:
- Jesteśmy spoza Norylska, oczywiście, ale mamy tu do wykonania pewne zadanie. Zdaje się, że koleżanka już wspomniała, że nie możemy zdradzić wszystkich informacji. Może być Pani jednak pewna, że z naszej strony nie grozi Wam krzywda, czego chyba najlepszym dowodem jest fakt, że siedzimy tutaj wszyscy - najemnik szerokim gestem ręki objął całe pomieszczenie. - Z pewnością ucieszy Panią wiadomość, że w ramach naszego zadania być może będziemy w stanie pomóc Pani siostrze, ale najpierw będzie trzeba nawiązać z nią kontakt, oczywiście. Jak też miała Pani okazję zauważyć, nie jest nam po drodze z tymi islamistami, którzy się kręcą po okolicy - najemnik zrobił krótką pauzę, podczas gdy naręczny tłumacz kończył walkę z jego słowami. - Niech Pani się zastanowi, czy wie Pani coś, co może nam pomóc odnaleźć Pani siostrę. Godziny pracy, miejsca, w których często przebywa poza pracą, inni członkowie rodziny czy bliżsi znajomi. Ich telefony, jeśli Pani pamięta. Tego typu rzeczy - Fox znów spokojnie odczekał, aż translator wszystko przetłumaczy i dotrze to do Sorokin.
- A ja przepraszam teraz na moment - dodał jeszcze, przechodząc do kuchni.

Będąc już w drugim pomieszczeniu, przemówił po angielsku do komunikatora:
- Vader, ile mamy mówić tym dwóm kobietom? - Anglik nie miał wątpliwości, że dowódca od razu zrozumie, że “te dwie kobiety” to cywile bez uwzględniania Zoe. - Walić tylko ogólnikami?
- Da - odezwał się w słuchawkach Witalij. - Możecie powiedzieć, że jesteśmy tu, po to, by upewnić się, żeby terroryści nie dorwali w swoje łapska groźnej broni. Ustalcie gdzie mieszkają ich bliscy, kim są i który dom najpierw odwiedzimy. Proponuję najpierw odstawić Ninnę, chociaż wciąż nie wiemy czemu ją również porwano. A tak z innej bajki: na naszej melinie jest jakieś żarcie albo chociaż kawa?
- Ok - potwierdził krótko Raver. - A jeśli chodzi o żarcie… kartofle się liczą?
- Tylko kartofle? Kiepsko, spróbuję zrobić po drodze jakieś zakupy. Na razie się wyłączam, parkuję grata przy jakiś opuszczonych garażach na skraju blokowiska.
- Kartofle, tuszonka… Ach, i grzyb na ścianie. Nie znam słowiańskiej kuchni zbyt dobrze, ale kto wie, być może tubylcy robią z tego coś pożywnego - ostatnie słowa Foxa były wypowiedziane wyraźnie kpiącym tonem.
Po chwili najemnik był już z powrotem w głównym pokoju.

- Powiedział frytkożerca - Zoltan rozłożył się na fotelu i skwitował w angielskim skłonność wszystkich mieszkańców bardziej cywilizowanych miejsc do fast foodów - pewnie to bardziej pożywne niż zawartość tych parówek, które wcinasz w pseudo hotdogach za eurodolca. A swoją drogą, ciekawe czy miłośnicy Allacha rozstrzeliwywują za posiadanie tuszonki?
Fox wyszczerzył pysk i pokręcił głową, włączając ponownie tłumacza.
- A właśnie… - Raver spojrzał na zgromadzone przy kaloryferze kobiety - Jeśli ktoś jest głodny, to coś przyszykujemy. Póki co mamy skromne możliwości, ale ziemniaki i… mięso… się znajdą.
- Królestwo za ciepły posiłek - zgodził się Węgier - znajdźcie trochę tłuszczu, to rzeczywiście zrobimy fryty. Ej, Fox, jadłeś ty kiedyś prawdziwe frytki? Mam na myśli takie z ziemniaków, nie z półproduktów, które można kupić w knajpkach czy marketach…
- Trudno powiedzieć, co dorzucają do tego fish&chips dzisiaj - Anglik podrapał się po podbródku. - Czasem mi się zdaje, że na ulicach w Anglii łazi mniej psów niż kiedyś, a frytki stały się gumowe, ale nie zgłębiam tematu. Ale nie martw się, kuchnia wolna. Do dzieła, brachu! - najemnik ustąpił miejsca kompanowi, wykonując przy tym teatralny gest, niczym służący otwierający panu drzwi i zapraszający go do środka.
- Ktoś tu chyba chce się zgłosić na głównego obieracza - powiedział niby w powietrze Hradetzky przechodząc obok wpół zgiętego towarzysza i rozejrzał się po szafkach - Najpierw zobaczmy czy znajdzie się jakiś olej, bo skończymy na puree okraszonym stopioną tuszonką.
Oleju niestety nie było, w zakamarkach znalazł jedynie smalec.
- Jasne, że ktoś chce - Fox skinął głową potwierdzająco. - Buckman, co tak stoisz jakbyś miał kołek w tyłku? Robota czeka!


Sorokin nie wydawała się pochłonięta tą ich pogawędką. Zimno przez moment wygrywało, bo stanęła przy grzejniku, próbując się rozgrzać. Bynajmniej jednak nie zrezygnowała z tematu, nawiązując kontakt wzrokowy z Foxem, jedynym co w pozostałej w pokoju grupie zdawał się jej mówić po Rosyjsku. Beznadziejnie słabo, w końcu był to standardowy tłumacz, ale jednak. Zaplotła ręce na piersi.
- Tak, być może to co mówisz jest prawdą. Z drugiej strony do czegoś nas potrzebujecie, tak samo jak wcześniej robili to tamci. Wy tylko jesteście milsi i macie nadzieję coś przez to osiągnąć - nie wiadomo ile z tego wyczytała z obserwacji, a ile to były zwyczajne przypuszczenia, ale minę miała zdeterminowaną. - Jeśli się mylę, to znaczy, że możemy coś zjeść, ogrzać się i zaraz po tym udać w dowolną stronę? - dociekała.
W przeciwieństwie do pogawędek z towarzyszami, w rozmowie z Sorokin Raver utrzymywał powagę. Wysłuchał jej uważnie, po czym odpowiedział z pełnym przekonaniem:
- Nikt nie będzie pani trzymał na siłę. Chyba nie myśli Pani, że jest naszym więźniem? - widząc, że tłumacz Miracle radzi sobie różnie, Anglik starał się używać prostych słów i krótkich zdań, łatwych do przetłumaczenia i przyswojenia. - Pani wydaje się jednak być rozsądną kobietą. W okolicy jest niebezpieczenie. Jeszcze nie kontaktowała się Pani z siostrą, ani z jednostką wojskową. Nie wiadomo, co się dzieje gdzie indziej. Po co więc ryzykować?
Po ostatnim retorycznym pytaniu, Fox przerwał na krótką chwilę wywód i wydobył ze skrzyni znajdującej się na saniach butelkę wódki.
- Ciągle tu zimno. Ktoś chce się rozgrzać? - przeleciał pytającym spojrzeniem po towarzyszach w pokoju, a następnie po kobietach. Wyciągając kieliszki z szafki, a każdy wiedział, że w ruskim domu muszą być kieliszki, ponownie zwrócił się do Sorokin. Po wcześniejszej kuchennej konsultacji z Witalijem wiedział dobrze, co może powiedzieć.
- Pani Sorokin, powiem Pani jeszcze coś odnośnie naszej misji. Walczymy z terroryzmem. Widziała pani tych muzułmanów. Wie pani, do czego są zdolni. Teraz niech pani pomyśli, co się stanie, jeśli jakaś groźna broń wpadnie w ich ręce. Pierwszy może ucierpieć Norylsk i wszyscy, którzy tutaj żyją, w tym pani i pani siostry. Nie oczekuję pełnego zaufania, ale musi pani wiedzieć, że mówię teraz dużo. A ja sam nawet nie wiem, kim jest, o, choćby pani Landis - Fox wskazał ruchem głowy na przestraszoną kobietę, stojącą obok jego rozmówczyni. Nie widział szansy na odizolowanie Ninny bez wzbudzania podejrzeń, postanowił więc wykorzystać ją jako argument. - My też ryzykujemy. Ale jeśli wie Pani coś, co może nam pomóc, to prosimy o pomoc i tylko tyle.
- Ryzykujecie?! Pewnie, gdybyście nie ryzykowali to nie weszlibyście do naszego miasta. Takim jak wy nie wolno tu przebywać - prychnęła Helena, na którą wywód Foxa podziałał chyba odwrotnie niż miał podziałać. Pokręciła głową. - Macie mnie za głupią?
Fox nie utracił swojego spokoju po emocjonalnej wypowiedzi Sorokin, tylko po prostu odczekał po niej chwilę, by się upewnić, że już skończyła mówić.
- Nie. Przeciwnie, uważam, że zachowa się Pani rozsądnie. Nie musi się Pani denerwować. Nie ma takiej potrzeby. Proszę zrozumieć - po prostu obecnie lepiej być z nami, niż bez nas. I tak jak wspomniałem, nikt tutaj Pani nie więzi. Nasze drogi się rozejdą, jak dotrze Pani do miejsca, w którym chce przebywać. To była chyba jakaś jednostka wojskowa, z tego co pamiętam? Jeśli będzie bezpiecznie, nie ma przeszkód. Niech to Pani przemyśli.
- Nie, źle pan pamięta - Helena westchnęła, wyglądając na zrezygnowaną. Zaczęła zdejmować z siebie wierzchnie odzienie należące wcześniej do martwych muzułmanów, swoją kurtkę jeszcze pozostawiając na sobie - Chcę swoje rzeczy, gorącą kąpiel i ciepły posiłek - powiedziała jeszcze tonem małej, niezadowolonej i smutnej dziewczynki, zanim odwróciła się raczej ostentacyjnie od Ravera, kładąc dłonie na nagrzanym kaloryferze.
Po tym ostatnim, wymownym oświadczeniu Foxowi chciało się trochę śmiać, ale się wstrzymał. Pewnie coś też pokręcił z translacją przy ostatniej rozmowie Valerie z Sorokin i Gnedenko w ciężarówce. Jedna coś przebąkiwała o milicji chyba, trudno było mu rozróżnić, która. Chwilowo przestało to mieć znaczenie, Raver jednym haustem wychlał więc kielicha, po czym zajrzał do kuchni, by zająć się czymś bardziej przyjemnym i pożytecznym.
- Zoltan, to co z tymi frytkami, a?
- Można zapomnieć - ponuro odparł Hradetzky - zwyczajne gotowane ziemniaki plus okrasa z tuszonki. Bonus jest taki, że mamy więcej czasu na sen.

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-06-2015, 21:34   #108
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
O'Hara nie wtrącał się do dyskusji z kobietami, od czasu do czasu zerkając ledwie na archiwum tłumacza. Przetrząsnął całe mieszkanie, szukając wszystkiego co może się przydać i tego co mogłoby zaszkodzić. Znalazł trochę rzeczy codziennego użytku i podstawowych produktów spożywczych jak sól i smalec, jego oko nie wykryło jednakże żadnych podsłuchów ani kamerek.
- Jak ktoś ma wykrywacz elektroniki to warto przeskanować to miejsce. Zaufanie zaufaniem, ale wiadomo jak jest, aye?
W międzyczasie zdjął z siebie wierzchni kombinezon i odpiął egzoszkielet, układając swój ekwipunek w jednym miejscu. Uważając, żeby kobiety nie usłyszały, powiedział jeszcze do towarzyszy:
- Lepiej nie zostawiać broni w ich zasięgu i pilnować. Stres różne rzeczy z mózgiem wyczynia. Idę się rozgrzać.
Te ostatnie słowa wypowiedział głośniej i skierował do łazienki, pukając do drzwi.
- Val, ta wanna zmieści więcej niż jedną osobę? - spytał z rozbawieniem w głosie.
- Oczywiście - Najemniczka odpowiedziała O'Harze z wnętrza na tyle głośno, że z pewnością nie tylko on ją usłyszał. - Wchodź, drzwi nie są zamknięte.
Kane nie czekał, korzystając z zaproszenia i zamykając za sobą drzwi.

Wyszedł zaraz za Shade, jeszcze wycierając po drodze i dopasowując niedokładnie założone ciuchy. Skorzystał z żarcia przygotowanego przez nowego nadwornego kucharza.
- Prawdziwa uczta! - roześmiał się. Po całym tym Norylsku tuszonka wyjdzie mu bokiem, tego był pewien. Kolejne kobiety korzystały z łazienki, a O'Hara z odpoczynku. Wreszcie jak Zoe wyszła, po zaskakująco krótkiej wizycie w jedynej odizolowanej trochę przestrzeni mieszkania, Witalij rozpoczął przesłuchanie pod pozorem prawie, że miłej pogawędki.

Irlandczyk oglądał całą rozmowę na tłumaczu, marszcząc brwi po wtrąceniu się Shade. Podszedł do niej i stanął obok.
- Dobry i zły glina? - szepnął do niej. - Nie teraz, kochanie - wyszczerzył się i pokazał na mapę, którą miał wyświetloną tuż obok tłumaczenia. - Spytaj czy wiedzą dokładnie kto kontroluje te obiekty - wskazał palcem na oba lotniska, bazę wojskową i kopalnie oraz fabryki, nie tylko te co były ich celem. - Skoro to żona pułkownika, powinna wiedzieć więcej - włączył komunikator i dalej cicho nawijał po angielsku - Witalij, lepiej zgarnąć od razu kilka celów, nie uśmiecha mi się kryć po piwnicach z tymi babami. Czas leci.
Valerie nachyliła się do Kana i odpowiedziała mu cicho po angielsku odłączając wcześniej jego komunikator:
- Ona tak naprawdę nie chce nam nic powiedzieć - Rzuciła spojrzenie w kierunku Zoe. - Wije się jak piskorz. Unika odpowiedzi. Jak na agenta zachowuje się bardzo dziwnie. Ciekawe czy wszyscy są tutaj tacy czy to tylko cecha pani Gnedenko. Nie podoba mi się to, że musieliśmy ją tu przyprowadzić i nie podoba mi się to co robi Witalij. Nie poznaję tego człowieka.
O'Hara spojrzał głęboko w oczy Valerie, wykonał delikatny przeczący ruch głową i nie zerkając na Zoe skrzywił się.
- Niech ktoś ją zgarnie na rozmowę w cztery oczy i dowie się co jest. Może ta Ninna albo Sorokin jej przeszkadzają.
- Wygląda na to, że dziś już nigdzie nie wyjdę, więc może trafi się okazja by z nią porozmawiać. Najpierw musimy się jednak naradzić wszyscy wspólnie. To naprawdę szkoda czasu, byśmy tylko częściowo ruszyli się z miejsca. Wystarczy jedna osoba na miejscu. Reszta może rano spokojnie iść w teren. Tylko trzeba sensownie podzielić zespoły, by w każdym był ktoś mówiący po rosyjsku.
 
Widz jest offline  
Stary 08-06-2015, 22:37   #109
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
W kryjówce...

Fox wyszedł z kuchni niedługo po Gnedenko, z własną miską w ręku. Usiadł na krześle naprzeciwko Valerie, wkładając pełną łychę ubitych kartofli do ust, a zaraz potem następną.
- Smacznego - rzuciła kobieta nie odrywając oczu od holofonu.
- Przyniósłbym żarcie, Val, ale słyszałem, że KTOŚ nie dość, że jest dzisiaj kucharzem, to jeszcze ma zamiar być kelnerem! - Felix mówił głośno, tak by Hradetzky usłyszał, wypowiadając przy tym słowa wyraźnie prowokacyjnym tonem. Wsunął kolejną łychę do buzi, przez krótką chwilę przeżuwał, po czym znowu zwrócił się Shade:
- Wybierasz się gdzieś? - wskazał łyżką na holofon.
Valerie spojrzała w końcu na niego i pokiwała głową:
- Myślałam o tym by jeszcze teraz sprawdzić mieszkania pozostałych agentów. Oczywiście każdy mieszka w zupełnie innym kierunku. - Westchnęła - Nie wiem czy nie mają tu godziny policyjnej. Wolałabym nie wpaść na patrole. Chyba zacznę od Ivanienko. Mieszka na północ od tego lokalu. Potem jest Sorokin, na południe i wschód. Najdalej znajduje się mieszkanie Udinowa, na południu już prawie na granicy dzielnicy fabrycznej. - Pokazała mu zaznaczone na mapie punkty.
- Wiem, widziałem mapę - odparł Fox. - I tak nie ma tragedii, bo dwa mieszkania są dość blisko siebie. Stąd jednak to… ile, z kilometr? Coś koło tego pewnie. W kwestii godziny policyjnej, może nasze kobitki coś wiedzą. Spytaj pułkownikowej. Powinna się orientować w tych tematach - stwierdził snajper, wkładając następną porcję ziemniaczków do gęby.
- Porozmawiam z nią jak nakarmi przyjaciółkę i tak poczekam na powrót Witalija. - Stwierdziła zwiadowczyni. - Teraz chyba pójdę sobie wziąć coś do jedzenia, bo kelnerzy tutaj nie należą do obsługi pięciogwiazdkowej - dodała mrugnąwszy do Foxa żartobliwie i wstając z krzesła. - Na szczęście nie potrzebuję takiej obsługi.
- Taak… - Raver przytaknął towarzyszce, uśmiechając się do niej oczami. - Swoją drogą, ciekawe, czy Bojko coś kupił.
- Bardzo w to wątpię nawet gdyby trafił na jakiś otwarty sklep - Stwierdziła kobieta kierując się do kuchni. - To miast jest od jakiegoś czasu odcięte od dostaw z zewnątrz. Wykupienie sklepów, ze wszystkich przydatnych towarów, a zwłaszcza jedzenia, to pierwsza rzecz jaką robią ludzie w takiej sytuacji.
- Pierwsze pewnie opustoszały sklepy monopolowe… - mruknął Fox, gdy Valerie wchodziła już do kuchni.

Mniej więcej po pół godzinie od przybycia do kryjówki do rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Otwierat, milicja! - usłyszeli w komunikatorach ci, co mieli je założone. - Allah, job twaju mat, akbar.
Wpuszczony do mieszkania dowcipniś, ubrany na cebulkę w cywilne ciuchy nałożone na pancerz (bez hełmu, który zastąpiła kominiarka z pomponem) i kombinezon, szczękając zębami otrzepał ze śniegu buty i ściągnął je na zydlu w przedpokoju. Następnie pobiegł do wypatrzonego grzejnika, klękając przy nim i tuląc się do gorących żeber kaloryfera jak do piersi kochanki.
- Oooch - błogo westchnął.
- Gorąco - po pół minucie wstał i rozebrał się do spodni i swetra. Czarny, lekki lecz wyposażony w masę elektroniki pancerz bojowy spoczął sztywno pod ścianą w salonie obok podobnego wdzianka Shade, egzoszkieletu Kane’a oraz zoltanowego mecha. Prawie jak kolekcja rycerskich zbroi w jakimś pałacu.
- Żarcie - Witalij pociągnął nosem, kierując się do kuchni. - Niech wam bozia w dzieciach wynagrodzi.
Wstawił w czajniku wodę na czaj i jął nakładać sobie na talerz to co zostało jeszcze w garnku.
- Na mieście jest spokojnie - oznajmił. - Przeszedłem osiedlami półtora kilometra, nikt mnie nie kontrolował, godziny policyjnej na razie niet. Mijałem sklep, ale zamknięty, może rano otworzą.
Gdy Ukrainiec wszedł do kuchni Shade kończyła właśnie swoją porcję ziemniaków. Z pewnym wahaniem zabrała się do jej spożywania, ale ostatecznie jedzenie, choć dość prymitywne, okazało się całkiem dobre:
- Chciałabym sprawdzić jeszcze dziś mieszkania Iwanienko i Sorokin - Odezwała się do mężczyzny, który usiadł obok niej. - Trzeba zapytać Zoe o sytuację w mieście. Podejrzewam, że mogą mieć tutaj godzinę policyjną.
Witalij nie odpowiedział jej a tylko skinął głową. Odkładając planowanie na później na razie zajął się rozmową z Rosjankami.

***

Raver siedział na jednym z niezbyt wygodnych krzeseł i milczał, śledząc toczące się rozmowy za pomocą swojego tłumacza. Nie wyrażał przy tym emocji, lecz po jego głowie kołatało się wiele myśli. Negatywnych, trzeba dodać. Nie podobało mu się zachowanie Bojko i sprzeczności, które wychodziły na wierzch w rozmowie, a także ten cały dziwaczny pseudo-konflikt z Val. Nie podobała mu się postawa Zoe, która mimo iż była agentką pracującą dla tego samego pracodawcy, wcale nie ułatwiała grupie zadania. Nie podobało mu się, że Valerie i Kane dyskutowali o czymś szeptem w większości poza grupą, co bynajmniej nie wyglądało na jakieś rozmówki "łazienkowe", lecz kwestie związane z misją. Nawet milcząca gęba zwykle milczącego Roya wydawała się jakaś taka podejrzana, jakby sam się zastanawiał, co tu do cholery się dzieje. Cała ta absurdalna sytuacja mówiła więcej o zgraniu grupy niż było trzeba. Coś po prostu nie trybiło. Gdy więc Witalij zabrał Gnedenko na słowo do kuchni, Fox wcale nie pchał się za nim do tego ciasnego miejsca. Nalał sobie za to mały kieliszek wódki i prędko opróżnił jego zawartość, zapijając ją herbatą.
- Podszepciki, strzępki planów, chaotyczne rozmówki - odezwał się po angielsku do osób przebywających w pomieszczeniu, ewidentnie jednak, z racji na użyty język bez korzystania z tłumacza, kierując je jedynie do najemników. - To nie przypomina działania zespołowego, tylko jakąś losową zbieraninę, gdzie każdy sobie - skonstatował ponuro, pocierając czoło.
- Masz rację Fox. - Shade usiadła w opuszczonym przez Witalija fotelu i oparła się z ciężkim westchnieniem. - Zgrzyta między nami i pewnie jest w tym także sporo moje winy.
Raver popatrzył na Valerie przez chwilę, nie zaprzeczając, ani nie potwierdzając tego, co powiedziała.
- Sednem problemu jest według mnie brak koordynacji między pomysłami dowódcy a pomysłami reszty grupy. Działałem w różnych grupach, Wy z pewnością też. Nie znałem Vadera wcześniej, Val, ale wygląda na to, że on chce po wojskowemu. Może być i tak, ale trzeba to ustalić raz, a porządnie. Poza tym czas uprzątnąć tę kupę mułu związaną z obecnością cywilów. Nie znają angielskiego, a my mamy komunikatory. To daje nam swobodę, nie trzeba się za bardzo kryć. Zwłaszcza, że nie będziemy tutaj wiecznie.
- Po wojskowemu nie wyjdzie, bo nikt z nas nie jest żołnierzem. - Stwierdziła najemniczka. - Co zaś do znajomości angielskiego nie zakładaj niczego z góry. Ludzie zawsze potrafią nas zaskoczyć i to najczęściej w najgorszym momencie.
- No tak, być może nasi cywile to eksperci od konspiry, kto wie - odpowiedział Fox, wzruszając ramionami. - Niech sobie teraz słuchają, to nie są jakieś ściśle tajne informacje. Można i mówić szeptem, przez komunikatory. Ewentualnie naradzać się osobno. Ale nie każdy sobie, bo gówno z tego wyjdzie.
- O tym właśnie mówiliśmy z Kane'em, że musimy się wszyscy wspólnie naradzić co dalej. Zaplanować kolejne kroki i wytłumaczyć Witalijowi, że nie wyjdzie mu dyrygowanie nami jak sierżant swoim oddziałem. - Ostatnie zdanie dodała z lekko kpiącym uśmiechem.
- To normalne, że dowódca ma ostatnie słowo - stwierdził spokojnie Fox. - Gorzej, gdy wyskakuje z pomysłami niczym lisek z norki, a reszta jest tym zaskoczona. Może ma w tym swój cel, ale widać tu brak zgrania. Swoją drogą, Ty już z nim pracowałaś, Val, a nawet go poleciłaś, więc dziwię się, że styl dowodzenia budzi u Ciebie tak silny sprzeciw.
- Tak, pamiętam doskonale że go poleciłam, dlatego teraz czuję się odpowiedzialna… - Kobieta zawahała się milcząc przez chwilę, a potem dodała. - Wtedy wyglądało to trochę inaczej. Witali dowodził swoim oddziałem żołnierzy, ja byłam tylko doradcą. Radził sobie z nimi doskonale, nie pomyślałam, że fakt, że nie jesteśmy żołnierzami może stanowić problem. Trzeba mu uświadomić problem, bo inaczej możemy mieć poważne kłopoty.
- Tylko go nie wnerwiaj pomysłami z głosowaniem - Raver wyszczerzył pysk, pochylając się na krześle i splatając dłonie.
Valerie lekko się odprężyła i odpowiedziała mu uśmiechem:
- Chyba więc pozostawię tę rozmowę męskiej części naszej ekipy. Tak powinno być bezpieczniej…

Drzwi do kuchni skrzypnęły i w pokoju ponownie pojawiła się Zoe Gnedenko. Przetoczyła smętnym spojrzeniem po siedzących najemnikach.
- Gdzie Ninna? - Spytała gdy zobaczyła pusty fotel, na którym jeszcze przed chwilą siedziała jej przyjaciółka.
- W łazience - Odpowiedziała najemniczka.
Za panią pułkownikową pojawił się w drzwiach Witalij. Tym razem odezwał się po angielsku do najemników:
- Narada wojenna - oznajmił. - Niech ktoś zostanie i ma na oku kobitki, reszta do kuchni.
- Zostanę tutaj. - Odpowiedziała Shade zgodnie ze swoim wcześniejszym postanowieniem by to mężczyźni porozmawiali ze sobą.
- W kuchni ciasno. Zróbmy odwrotnie, albo kobiety niech idą do drugiego pokoju - zasugerował Fox.
- Idźcie odpocząć w drugim pokoju, drogie panie - zwrócił się Ukrainiec po rosyjsku do Rosjanek. - Musimy tu na spokojnie pogawarit.
Zwiadowczyni wstała i także ruszyła do sypialni. Zostawiła tam komunikator. Nie musiała brać udziału w tej rozmowie, była jednak ciekawa co powiedzą inni:
- Gdybyście zaplanowali warty obudźcie mnie na moją kolej. - Powiedziała po angielsku ruszając do drzwi.
- Ale… - Zoe chciała zaprotestować pokazując na drzwi łazienki.
- Szto ale? - westchnął Witalij.
- Nic. - Odparła cicho pułkownikowa biorąc przyniesione przez zwiadowczynię koce i ruszyła do drugiego pokoju.
 
__________________
Flying Jackalope

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 08-06-2015 o 22:55.
Cybvep jest offline  
Stary 09-06-2015, 15:50   #110
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

Gdy męska część grupy została w salonie sama Witalij zajął miejsce w fotelu, gestem prosząc pozostałych o przysunięcie się, aby mogli mówić cicho. Nie były to idealne warunki, ale lepszych nie mieli.

- Słyszeliście wszystko - powiedział głośnym szeptem. - Sądzę, że ta Gnedenko faktycznie mało wie, ale coś jeszcze ukrywa. Sądząc po reakcji zależy jej na mężu. Oczywiście nie można jej wypuścić. Jak sama rzekła jest dobrą kartą przetargową. Co nieco jednak już wiemy. Przynajmniej część wojskowych z Norylska dogadała się z jakimiś obcokrajowcami, chuj wie, może z islamistami również. Musimy działać i po pierwsze dotrzeć do pozostałych agentów. Nadzieja Sorokin idzie na pierwszy ogień. Pójdę z jej siostrą ja i niech będzie, że jeden ochotnik. Druga drużyna z Royem, który po mnie chyba najlepiej gada po rusku sprawdzi chatę agenta Udinova. Minimum jedna osoba musi tu zostać i pilnować Ninny i Zoe. Ok?

Raver wysłuchał dowódcy, po czym wstał i przesunął znajdujący się w pokoju stolik, tak by znajdował się po środku, otoczony fotelami i krzesłami. Pomieszczenie przez chwilę wypełnił charakterystyczny pisk towarzyszący ocieraniu się drewnianych nóg stolika o podłogę. Najemnik ewidentnie się tym nie przejmował, nawet nie starając się unosić tego mebla.

- To zaraz - odpowiedział na pytanie Vadera. - Najpierw trzeba coś wyjaśnić, by nie gadać po kątach i za plecami. To męczy - stwierdził krótko, po czym nalał wódki do jednego z kieliszków znajdujących się na stoliku, wypełniając go aż po brzegi. Felix jednym ruchem przysunął tę porcję gorzały do Bojko, przez co nieco tego płynu znalazło się na samym stoliku.
- Pij, towarzyszu. Zauważyłeś pewnie, że nasza koordynacja pozostawia wiele do życzenia i miast zgranego zespołu momentami jakby brodzimy w bagienku. Bez pierdolenia, powiem tak: dowodzisz, ale nie dyrygujesz. Co tu tłumaczyć, nie każdy tu potrafi tak pracować, ani nie każdy chce. My nie wojsko, przecież wiesz. To po pierwsze. Po drugie, kwestia komunikacji. Musi być jasna, a cywile wprowadzają zamęt. Zastanawialiśmy się, czy któraś z kobiet zna angielski, mimo iż tego nie ujawnia. Według mnie to bez różnicy, bo co między nami, to między nami, więc możemy gadać sami, w odosobnieniu, albo tylko przez komunikatory, cichaczem, gdy tak się nie da. Ale wspólnie, jak to grupa, by nie było niedomówień. Tu nie może zgrzytać jak w ruskim wozie, hm? - Fox przerwał, dając szansę na odpowiedź.

Kane krótko skinął głową na przemowę Foxa. W Mogadishu działało to dobrze.
- Bez wyjeżdżania z rozkazem jak do bezmózgich trepów. Teamplay - Irlandczyk uśmiechnął się półgębkiem. - Nie jesteśmy twoim starym oddziałem, ale jak bawimy się w to razem, to bawmy się razem. Trybiki się dopasują. Kobiety możemy sprawdzić. Dwóch z nas udaje, że podejmuje ważną kwestię po angielsku, trzeci przygląda się kobietom. Jest szansa, że któraś się zdradzi. Tu jednak też się zgadzam, że nie warto uznawać, że nie wiedzą o czym gadamy.

- Nie mam nic przeciwko rozkazom - Zoltan przyłączył się do rozmowy - pracowałem w różnych grupach, nawet z trepami, co już pieluchy mieli w moro i urodzili się w postawie zasadniczej. Dopóki znają się na robocie mogą rozkazywać. Vader się zna. - Węgier wzruszył ramionami. Nie uznał za stosowne wspomnieć, że sam nigdy wojskowym nie był, jako najemnik był po prostu uzdolnionym samoukiem. Przez pierwszy etap swojej kariery nauczył się, że warto słuchać bardziej doświadczonych i tak już mu zostało, więc nie miał typowej dla amatorów pogardy dla wojskowego drylu.
- Jeżeli mamy się rozdzielić, ja zostanę z kobietami. Bez głupich uśmiechów! - dodał - Gator ma wystarczającą siłę ognia by w razie kłopotów wyrąbać sobie drogę, jakby przyjechała tu ekipa z kałaszami... lub przez ścianę, jak będzie potrzeba. Musiałbym tylko mieć jakąś czujkę, by zawczasu zdążyć w niego wskoczyć. Może Puszkin?

- Zostawię ci go – zgodził się Witalij, unosząc kieliszek z wódką. – Na zdarowie!
Dziarsko opróżnił szkło, po czym odstawiając je na stolik zmierzył wzrokiem obu wyspiarzy.
- A z was straszne jęczydupy – powiedział. – Haraszo, słuchajta cywilbando. Niektóre wasze pomysły są dobre, niektóre tak chuja warte, że nie ma z czego wykuwać kompromisów, zresztą zwykle nie ma czasu. Tu możemy gawarit do woli, na zewnątrz debatując nad każdą decyzją w waszym stylu, zamarzlibyśmy na śmierć. Żyjemy i dotarliśmy gdzie trzeba, co nieco już wiemy, mamy jedną z agentek i siostrę drugiej. Mogło być gorzej, co nie? Niestety to misja szpiegowska i na obecność cywilów jesteśmy skazani. Też zachwycony nie jestem, wolę wysadzać rzeczy w powietrze.
- Po to też tu jesteśmy, cierpliwości - Zoltan rozlał kolejkę.
- Da, ale tylko dodatkowo i ewentualnie - Ukrainiec chwycił napełniony kieliszek i stuknął nim kolejno w sąsiednie. - Po czterdzieści patoli dostajemy za zdobycie informacji, reszta to bonus.
- Ciekawe tylko dlaczego wysłali ekipę strzelców zamiast kilku kagiebiarzy na emeryturze - Węgier był sceptyczny - mi się coś wydaje, że i tak wiedzieli, że tu cicho i szpiegowsko się nie da. Trzeba będzie z grubej rury i to często.
- Będzie trzeba i tak i tak - rzekł Bojko. - Ale cywile by tu nie dotarli, więc wysłali nas. Sato nie wiedział jak wygląda sytuacja w Norylsku, równie dobrze całe miasto mogło być polem bitwy. Sam nie wiem co bym wolał. W każdym razie jeśli ktoś uważa, że lepiej to ogarnie, to ja mogę oddać pałeczkę, ekstra dziengów z tego tytułu nie mam. Podporządkuję się po żołniersku, tak jak dowodzę. Nu? - powiódł spojrzeniem po najemnikach, unosząc do ust kieliszek.

- Bez jaj, Vader - skwitował pomysł Ukraińca Fox. - Zmiana dowódcy w trakcie misji to zły pomysł, no chyba, że Ci jakiś Arab w łeb strzeli, ale do tego nikomu przecież nie spieszno - najemnik wykrzywił usta w uśmiechu. - To tylko takie uwagi odnośnie owocnej przyszłej współpracy. Nie chcemy zaliczyć z takich powodów wtopy, co nie? W ogóle nie chcemy zaliczyć wtopy. Umoczmy więc pyski i miejmy nadzieję, że temat nie powróci - snajper kiwnął głową, a następnie jak zapowiedział, tak uczynił.

- Podział na dwie grupy jest według mnie dobry. Nie ma co się obijać i kokosić w kryjówce. Zakładasz, że lokalni się dogadali z obcokrajowcami, czy nasza kobitka powiedziała to wprost? Gadaliście po rusku, w dodatku dobrze słyszałem tylko Twoje kwestie. Komunikatory nie są aż tak dobre - wzruszył ramionami.

- Obcokrajowcy są tu za wiedzą i zgodą władz - odparł Vader. - Może wymuszoną i nieoficjalną, nie wiadomo. Ponoć dobrze płacą lokalsom. Gnedenko musi wiedzieć więcej, ale nie powiedziała. Raporty dla Miracle wysyłała konwojami, teraz nie jeżdżą, więc przestała nadawać. W Norylsku ogłoszono pełną mobilizację, na obrzeżach trwają jakieś walki, ale nie intensywne i nasza agentka nie wie z kim. Mąż jej nic nie mówi, ostatnio widziała go w sobotę. Za to ojciec Ninny jest chemikiem, więc pewnie pracuje w tutejszym przemyśle. Warto oddać mu córeczkę, z którą jest masa kłopotu i z nim pogadać. Ale proponuję zmianę planu a raczej kolejności działań. Od momentu gdy wypuścimy którąś z kobiet będzie istniało ryzyko, że wyda naszą kryjówkę. Trzeba najpierw zdobyć cywilny pojazd i wywozić je stąd klucząc i z zawiązanymi oczami. Z okien gówno widać, podwórko jak sto innych, więc nie powinny później odnaleźć miejsca. Zanim je uwolnimy, korzystając z tego, że mamy bezpieczną melinę, sprawdźmy domy pozostałych dwóch agentów. Najlepiej chyba będzie ruszyć koło 5 rano, po cywilnemu. Ja pójdę z kimś do Dymitra Udinova, Roy z kimś do Aleksieja Ivanienki. Co wy na to, druzja? Radźcie, głosujcie i takie tam. Teraz można.

- Rozkazy są dobre - zgodził się Kane, również przypijając - ale nam chodzi o to, byś nie spinał dupy, gdy wytykamy ci, że pleciesz bzdury - wyszczerzył się, unosząc pokojowo dłonie do góry. - I nie próbował ciągle na swoje stawiać, niezależnie od wszystkiego. Nie wiem o co poszło wam z Valerie, ale wykopany topór nie jest nikomu potrzebny, aye?
Wypił razem z resztą następną kolejkę.
- Skoro Zoltan chce zostać ja chętnie rozprostuję nogi. Z tymi jednakowymi blokami bym uważał, zdjęcia satelitarne pokazują, że każde blokowisko pokolorowane jest inaczej. Jak która będzie chciała i miała pomoc to nas tu znajdą bez trudu.

- To ojciec Ninny też jest naukowcem, jak w przypadku Sorokin? - zdziwił się Fox. - Cholera, zabrali się ostrzej za naukowców najwyraźniej, a nie wojskowych - najemnik pokręcił głową.

- Tfu! - Witalij trzepnął się dłonią w czoło. - Sorry, już mi się pierdoli. Chodziło mi o ojca Sorokin. Ninna ma męża wojskowego, jak Zoe. Mniejsza z tym, chyba biorą się zarówno za naukowców i wojskowych. Nauka i technologia są tu ściśle powiązane z wojskiem, więc to jeden chuj.
Tym razem to Ukrainiec rozlał wódkę, kończąc tym samym półlitrową butelkę.

Zoltan podniósł kieliszek, pokazując że podobnie jak Ukrainiec, on też za kołnierz nie wylewa. Co prawda na misji unikał alkoholu, ale co innego na czarnym lądzie, a co innego na mroźnej Syberii.
Golnął, zagryzł i powiedział towarzyszom broni:
- Widywalem coś podobnego w Afryce. Korpo dogadywali się z ajatollachami, którzy odwalali za nich brudną robotę. Posmarowali też miejscowym urzędasom aby było pozornie legalnie i już. Jak coś nie wypali, wina spadnie na fundamentalistów, korporacyjne rączki będą czyste.
A wojskowi, niezależnie jak im smarować, obcych na swojej ziemi nie lubią, a ruskie zwłaszcza. Dlatego co ważniejszych oficerów wzięli szantażem lub uwięzili, a reszta wojska bawi się w partyzantkę. Na taką sytuację mi to pasuje. Dlatego walk na ulicach nie widać, partyzantka siedzi w lasach. Choć kto wie, pewnie i w mieście są, tylko ciszej, ostrożniej. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby ktoś się z nami nie skontaktował.

- To się okaże - skomentował wypowiedź Hradetzkiego Fox. - Ja ciągle mam wrażenie, że my gówno wiemy o tym, co tu się dzieje. Na lewo chujnia, na prawo chujnia, a pośrodku pizdziec - westchnął, po czym zmienił temat. - Dobra, panowie, to wygląda na to, że z rana dzielimy się na dwie grupy i przy okazji rozglądamy się za pojazdem, najlepiej zwykłym samochodem osobowym, by baby poodwozić. Nie wiemy tylko, w jakich godzinach pracują agenci, a mieszkania mają dość daleko od roboty.

- Ruszymy po czwartej rano - postanowił Bojko. - Do obu mamy 2-3 kilometry, dojdziemy przed piątą. Jeśli agenci nie robią na nocną zmianę to powinni być w domach. Wiecie, obejrzałem sobie dziś ładny kawał Norylska z szoferki wracając z buta. Miasto jest w miarę odśnieżone, patroli nie widać. A te kolory bloków się powtarzają - zwrócił się do Kane’a, który wcześniej wspomniał tą kwestię. - Tu jest ze dwieście niemal identycznych podwórek i dwa razy tyle bloków, nie starczyłoby im barw tęczy. Większość bloków jest zresztą podobnie odrapana i szarobura. Dobra, to kto idzie ze mną a kto z Royem?
- Ja z Tobą - rzucił Fox. - Val niech idzie z Royem, ona też nieźle mówi po rusku. Kane? - najemnik spojrzał na Irlandczyka.
Irlandczyk zważył w ręku kieliszek, wyglądając za okno.
- Ja znam swoje miasto. Większość pęknięć na budynkach. Na szczęście to nie zmartwienie na teraz. Pójdę do Udinova, wygląda na to, że mieszka w bardziej niebezpiecznym rejonie. Poradzicie sobie we dwóch u Sorokin? - uśmiechnął się do Witalija kącikiem ust.
- Planowanie przy gorzale jest złe - stwierdził Witalij, po czym chrząknął. - Kane, ja z Foxem idziemy do Udinova - oświecił Irlandczyka. - Roy i Shade do Ivanienki. Nadzieję Sorokin zostawiamy na później, jak skołujemy auto to pojedziemy do niej z Heleną.
Raver spojrzał na siedzącego obok O’Harę, po czym powoli dwoma złączonymi palcami odsunął kieliszek od Irlandczyka.
- Ty już nie pijesz - orzekł, ledwo powstrzymując śmiech. Morda mówiła jednak wszystko.
- Kurwa, rzeczywiście - Kane zatoczył koło ręką, wgapiajac się w kieliszek. - Ruska wódka. Pewnie sam metanol - spojrzał na Foxa i na widok tej miny u młodszego najemnika sam się roześmiał. - W takim razie sam zdecyduj - powiedział do Bojko.
- No, to to rozumiem - wyszczerzył się Ukrainiec. - Szeregowy O’Hara melduje się i czeka na rozkazy, da? - nachylił się nad stołem i śmiejąc poklepał Irlandczyka po ramieniu. - Idź z Royem i Shade, my sobie poradzimy. W części miasta gdzie mieszka Ivanienko większa grupka będzie wzbudzać mniej podejrzeń niż na zadupiu.
Wychylił ostatni kieliszek.
- Na dziś starczy - stwierdził. - Więcej może zaoowocować kacem. Wezmę pierwszą wartę, muszę przetrawić. Rozkaz: wyspać się.
- Ciii, bo Val usłyszy, że rozkazujesz - przestrzegł lojalnie Fox. - Udawaj potulnego, gdy wyjdziesz - najemnik mrugnął do drużynowego półruska, wstając od stołu. Następnie zgarnął kieliszki i zaniósł do kuchni. Przez chwilę zastanawiał się, czy je umyć, ale ostatecznie machnął na to ręką.
- Ja wezmę wartę po Shade - rzucił jeszcze na odchodne do towarzyszy, zanim przeszedł do drugiego pokoju, zwanego sypialnym... Po chwili jednak wrócił.
- Kurwa, jeszcze kibel przecież - mruknął pod nosem, podchodząc do drzwi od łazienki. Pociągnął za klamkę, ale było zamknięte. Najemnik przypomniał sobie, że przecież jakiś czas temu weszła tam Ninna i do tej pory nie wyszła.
- Huh. Ile ona tam siedzi? - Anglik zapukał do drzwi.

Z sypialni wyszła Shade w obcisłych getrach i podkoszulce:
- Łózko w sypialni wystarczy z trudem dla naszych gości - Stwierdziła ruszając w kierunku rozkładanego fotela. - Chyba zaanektuje dla siebie to cudo rozkładanej techniki. - Stwierdziła przyglądając się meblowi by wybadać jak funkcjonuje.
- Jak coś, to wolne - obwieścił niegłośno Roy, przez drzwi prowadzące na korytarz wracając do świata żywych z wymiętą gazetą pod pachą. Uniósł brwi na widok pustej butelki, ale darował sobie komentarz przynajmniej do czasu, aż okaże się, czy pod jego nieobecność ze wszystkimi ziemniakami też zdążyli się rozprawić.
Najpierw jednak podszedł do Shade, żeby zobaczyć, jak jej idzie z opornym, zdezelowanym mechanizmem, a potem zaoferować nienachalnie pomoc.
- Może - przyklęknął obok z kamienną twarzą - poradzimy sobie bez sapera…
Obrzuciła go wyraźnie taksującym spojrzeniem:
- Zdecydowanie wyglądasz na takiego, który potrafi sobie radzić. - Stwierdziła tonem z którego trudno było się zorientować czy żartuje czy mówi poważnie, a potem skinęła królewskim gestem wskazując na fotel:
- Czyń honory.

Witalij tylko uśmiechnął się, gardząc mieszczańskimi wynalazkami i rozkładając na dywanie w salonie swój samopompujący się śpiworomaterac. Zrobił to teraz, by później nie hałasować śpiącym. Chociaż i tak składane łóżko Shade będzie trzeszczeć za każdym razem, gdy zwiadowczyni się przekręci. Jedyna panna w drużynie miała zagwarantowane, że wszyscy będą wokół niej skakać.

Ukrainiec zgasił światło w salonie i udał się do kuchni, z której zostawił uchylone drzwi na przedpokój, by mieć drzwi mieszkania na oku. Swoją broń i miał pod ręką. Następnie wypuścił Puszkina okienkiem wychodzącym na podwórko i powędrował nim w kąt pod okno pokoju, w którym spały Rosjanki. Było za małe, by nawet drobnej kobiecie udało się przez nie przecisnąć, ale Bojko liczył, że może coś ciekawego podsłucha.
Popalając e-papierosa studiował plan miasta i informacje o agentach. Po godzinie obudził Roya na kolejną wartę i mającego oko na podwórko szczura.

Wtedy dopiero zamknął się w łazience, rozebrał, napuścił gorącej wody do wanny i zanurzył w niej. Prędko osiągnął taki graniczący z nirwaną błogostan, że przysnął i zbudził się, gdy woda już wystygła. Wyszedł, ubrał się i po cichu wślizgnał do swojego śpiwora, zasypiając natychmiast. Była dwudziesta druga trzydzieści. Budzik ustawił na trzecią czterdzieści pięć.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 09-06-2015 o 15:58.
Bounty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172