Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2015, 15:08   #106
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację





Świątynia była naprawdę imponująca, mimo że nieco już zarośnięta wszędobylską roślinnością stanowiła nadal świadectwo kunsztu dawnych budowniczych. Odnalezienie miejsca na pieczęć zajęło trochę czasu, lecz w końcu się udało. Po umieszczeniu pieczęci we właściwym miejscu, sekretne wrota podniosły się z hukiem. Śmiałkowie wkroczyli do środka w umówionym wcześniej porządku. Na czele Amelia z Kane’em, potem Ava i John a na koniec Abby i Ethan. W środku panowały egipskie ciemności, trzeba było zrobić użytek z pochodni. Nastąpiło przy tym trochę zamieszania, ale znalazły się cztery pochodnie. Dodatkowo Maeve miała lampkę, a Kane swoją miksturę umożliwiającą widzenie w ciemności. Po rozpaleniu pochodni, od razu rzuciła się w oczy duża ilość pajęczej sieci, była ona niemal wszędzie. Dodatkowo na ścianach można było podziwiać malowidła, przedstawiające życie dawnych mieszkańców tych ziem.

- Czyżby czekała nas przeprawa z pająkami? - powiedział Ethan, zastanawiając się równocześnie, czy przypadkiem ktoś nie cierpi na arachnofobię. - Ciekawe, jak zareagowałyby, gdybyśmy w razie problemów podpalili te sieci.
O Szelobie wolał nie wspominać, żeby przypadkiem nie zapeszyć.
Za to Maeve nie miała skrupułów i myśli wypowiadała na głos.
- Pewnie część by spłonęła, część zeszła do nas. Może jakaś wielka Szeloba… Albo Aragog - stwierdziła.
Zbyt często grała z ludźmi, którzy za pilnowanie tyłów uznawali po prostu wleczenie się na końcu drużyny. Zupełnie jakby przeciwnik nigdy nie mógł cichutko wejść komuś na plecy…
Widziała, że Kerovan pilnuje sufitu. Szła więc powoli krabim krokiem, ostrożnie stawiając stopy, tak by mieć stale na uwadze korytarz za nimi na ile pozwalało wątłe światło pochodni. Cokolwiek czaiło się w cieniach, miało ich jak na dłoni.

Kane z Amelią na przodzie. Jego wyobrażenia o szyku drużyny podpowiadały mu, że na zdrowy rozum na pierwsze uderzenie powinno iść przynajmniej dwóch wojów lub coś w tym stylu. Jednak po chwili namysłu stwierdził, że wojownik i wprawna łuczniczka u jego boku to też niezły pomysł. Postawili pierwsze kroki w świątyni, która mogła być wkrótce miejscem ich spektakularnego sukcesu lub też miejscem dokonania ich żywota w tym świecie. Ot taki pesymistyczny dowcip, pomyślał sobie wojownik.
Tuż po rozpaleniu pochodni Kane jakby nagle sobie coś przypomniał, o aż klepnął się w czoło otwartą dłonią. Poklask potoczył się po halach świątyni prawdopodowbnie aż do najwyższej komnaty. Pewnie i tak nie miało to większego znaczenia bo rumorze jakie zrobiły otwierane wrota ale efekt był piorunujący.
- Słuchajcie mam tu miksturę widzenia w ciemności. Ja bym temu nie ufał ale wiedza wojownika, w którego ciele tymczasowo jestem podpowiada mi, że wystarczy jeden łyk aby przez mniej więcej pół nocy widzieć w ciemności jak kot. Starczy dal każdego. Tylko wtedy albo gasimy pochodnie, albo trochę nas będzie raziło, ale jakby w ferworze walki wszystkie źródła naszego światła zgasły to będziemy na to przygotowani i nie zostaniemy w ciemnościach ślepi jak krety. Taki Plan B - powiedział szeptem Kane. Szeptem z przyzwyczajenia choć w tej sytuacji i tak nie miało to już większego sensu. Cokolwiek czekało na nich w świątyni i tak już wiedziało, że idą. Wiedziało i czekało.

Ethan może by się i zawahał, gdyby wcześniej nie miał do czynienia z miksturami.
- Ogień to dobra rzecz, ale pochodnie nas ograniczają - powiedział. - W zębach nie da się ich nieść, no i stanowimy świetny cel. Co prawda jestem pewien, że mieszkańcy świątyni widzą w ciemności, i że światło trochę by ich oślepiało, ale widzenie w ciemności ma więcej plusów niż minusów. Ja wezmę.
Najwyżej zamknę oczy i ktoś mnie poprowadzi za rękę, pomyślał rozbawiony, chociaż wesołość do tego miejsca niezbyt pasowała.
Maeve przytaknęła.
- Poza tym w takiej ciemności przecież to - wskazała na pochodnie - i nas oślepia.
Specjalnie zaopatrzyła się w lampkę z zasłonką, by tego uniknąć.
- Więc i ja poproszę.
Abby czuła się trochę głupio, wyrywając się nieco przed szereg "starej" ekipy, ale Maeve nie powinna się przecież tym przejmować.
- Jak starczy dla wszystkich to czemu nie. Ja i tak nie mogę trzymać pochodni w walce - odparła Amelia.
- Również chętnie wypiję. Mógłbym przyzwać światło, ale lepiej nie szastać mocą, gdy nie jest to niezbędne. - stwierdził John.
Ava uniosła brew. Przywołanie światła? Będzie musiała zmolestować Johna o szczegóły.
- Biorę. Mam nadzieję, że dobrze smakuje.
- A co powiecie ma to, przed zgaszeniem pochodni podpalić pajęczyny? - spytał Ethan.
Kiedyś zrobili coś takiego jednej z sesji. Efekt był nad wyraz pozytywny.
- Raczej zostawiłabym pochodnie zapalone by odstraszać pająki… albo podpalać mumie - mruknęła półelfka. Poza tym ogień dodawał jej jednak w jakiś sposób pewności w tym obcym miejscu. - Nie ma co się śpieszyć z wabieniem wrogów, zwłaszcza całej pajęczej rodzinki.
Co prawda pajęczyny były stare, ale ich wielkość i ilość nie zachęcały do poznawania prządek.
 
Sayane jest offline