Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2015, 20:49   #101
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Galwen nie musiał chodzić po stolicy Amazonek zbyt długo, by zauważyć, że jego osoba niewątpliwie przykuwa uwagę. Wręcz czuł na sobie wzrok paru spojrzeń, ale żadna z Amazonek nie zdecydowała się do niego podejść.
Wszystkie te spojrzenia sprawiły, że włosy na karku nastroszyły mu się. Czuł się jak zwierze otoczone przez myśliwych, ale miał wybór! Mógł wybrać, który myśliwy go upoluje! Zanim jednak dokona tego, być może najtrudniejszego w życiu wyboru, musiał znaleźć jakiś prezent. Po krótkiej przechadzce, zauważył mężczyznę, który wyglądał jakby miał chwilę wolnego i postanowił poprosić o pomoc. Podszedł do niego spokojnie i ukłoniwszy się, zaczął rozmowę.
- Witaj panie! Czy miałbyś chwilę, aby mi pomóc? Szukam prezentu dla pięknej damy, jednak nie wiem gdzie mógłbym dostać odpowiedni?
- Ty iść dwie chaty północ, jedna w lewo. Tam Cadyd. On tkacz. Na prawo, dwie chaty dalej, masz Kastina, on błyskotki. Rozumieć? - zapytał mężczyzna.
- Tak, rozumiem i dziękuję za pomoc. Nie będę już panu zawracał głowy. - Po tych słowach pożegnał się ukłonem i ruszył do Cadyda. Przez myśl przeszło mu tylko, że to może być długi dzień.*
Kapłan dotarł do wspomnianego tkacza, bez przeszkód. Udało się nabyć całkiem ładną zdaniem Galwena tunikę za 4 sztuki srebra. Teraz półelf musiał zdecydować dokąd pójść dalej.
Zaraz po opuszczeniu chaty tkacza kapłan postanowił przejść się po okolicy i na spokojnie podjąć decyzję. Oczywiście, gdyby został zaczepiony, decyzja zostałaby podjęta za niego, ale na to nie liczył. Wolał załatwić to na własną rękę.
Teraz musiał znaleźć sobie kobietę, żeby nie spać na zewnątrz. “W naszym świecie pewnie nie zdobyłbym się na to. Nie w taki sposób. Chociaż… Może jednak? Może fakt, że nie jesteśmy w swoim świecie i nie w swoich ciałach, wpłynął na mnie i zdjął jakąś blokadę?” myślał, przyznając przed sobą, że nigdy nie był wzorem cnót wszelakich, ale jednak trzymał się jakiś zasad. “Cóż, jeśli wejdziesz między wrony…”
W trakcie przechadzki dotarł niemal na skraj stolicy. Tam, przed jedną z chat, zauważył uroczą Amazonkę, która czyściła broń, co nie przeszkadzało jej w przyglądaniu mu się, z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku. “Co widzą moje elfie oczy?” Jak ocenił, musiała być w jego wieku, może trochę młodsza. Była trochę niższa od przeciętnej Amazonki, a jej skóra i włosy jaśniejsze. Łagodniejsze rysy twarzy sprawiały, że wydawała się niegroźna, a takie mylne wrażenie już wielu w historii doprowadziło do śmierci. Któryś z jej przodków, najpewniej ojciec, był nietutejszy. Pytanie brzmiało, jak zacząć rozmowę? Szybko rzucił okiem na broń, którą czyściła. Gladius, “wzór pompejski”, a w każdym razie bardzo podobny oraz łuk refleksyjny.
“Teraz tylko tego nie zepsuć…” pomyślał, podchodząc do Amazonki.
- Piękna broń. Piękna, choć nie tak jak jej właścicielka.
Wojowniczka przerwała dotychczas wykonywaną czynność i z uśmiechem rzekła:
- No proszę, nie sądziłam, że ktoś zawędruje aż tutaj. Nie spodziewałam się gościa, ale jeżeli masz ochotę to wejdź proszę, coś się zawsze znajdzie. Ach i dziękuje za miłe słowa. Jeżeli gdybyś zmienił te dziwne ubranie na nieco… e bardziej zwyczajne, to na pewno wyglądałbyś jeszcze lepiej.
Półelf uśmiechnął się na ostatnie słowa.
- Chciałbym miła pani, lecz tak bogini wojny nakazała swym kapłanom. Me imię Galwen, choć w rodzinnej krainie mówią mi John Sunny. Jak brzmi twoje?
- Dathis, czwarty pluton zwiadu. Miło cię poznać Galwenie. Niedawno wróciłam, wiesz z frontu, dlatego nikogo nie szukałam. Znajdzie się jednak jakieś zacny cydr, jeżeli lubisz. No i upolowałam dziś kuguarrę. Naprawdę dobre mięso. Ach tylko pozwól mi się wpierw przebrać. Dobrze?- odpowiedziała Amazonka.
- Oczywiście, że pozwolę. A i kuguarry chętnie skosztuję, gdyż nigdy nie miałem okazji. - rzekł kapłan.
-Nie sądzę, aby występowała tam gdzie mieszkasz. No dobrze, to zajmie tylko chwilę-odpowiedziała Dathis zabrawszy swoje rzeczy.
Galwen musiał czekać około pół godziny, zanim Amazonka zaprosiła go do środka. Miała na sobie białą tunikę, włosy miała rozpuszczone, widoczna była też biżuteria. Kapłan miał wrażenie, że wyglądała jakoś inaczej, ale bynajmniej nie gorzej.Na stole znajdowała się butelka i dwa talerze z apetycznie wyglądającym mięsiwem. Oświetlenie zapewniały świece.
- Siadaj i częstuj się proszę- rzekła wojowniczka z z uśmiechem.
- Chciałbym najpierw wręczyć ci ten skromny podarek. - stwierdził, wyciągając kupioną niedawno tunikę i wręczając ją Amazonce.
-Bardzo ładne, poznaję rękę Cadyda. Dziękuje ci bardzo, nie musiałeś. Ja także będę miała coś dla ciebie. Najpierw chciałabym cię jednak bliżej poznać-odpowiedziała Amazonka.
- Również chętnie bliżej cię poznam. - odpowiedział, po czym grzecznie zajął wcześniej wskazane miejsce przy stole.
Dathis zajęła miejsce naprzeciwko kapłana.
- Jestem ciekawa, jak wygląda kraj elfów, opowiesz mi o tym? Wart odwiedzenia? No i może też coś o sobie. Kapłan, ale uzbrojony… myślałam, że bronią kapłanów są czary. Ach i jeszcze jedno, tylko proszę bez religijnych kazań, każda Amazonka czci pradawną matkę i nigdy żadna, nie dała się przekonać do innego bóstwa…-rzekła wojowniczka
Kapłan nie ukrył rozbawienia ostatnią deklaracją.
- Nie miałem zamiaru prawić żadnych kazań. A wracając do twych pytań. Nie urodziłem się, ani nie wychowałem w kraju elfów, jednak byłem tam przez pewien czas i jeżeli cały kraj jest taki jak okolice, które dane mi było widzieć to zdecydowanie jest wart odwiedzenia. Kapłani faktycznie używają czarów, jednak jak kapłani bogów wojny często sami przywdziewają zbroje i broń, gdyż mamy służyć pomocą zarówno na polu bitwy jak i poza nim, a to wielokrotne wymaga konwencjonalnych sposobów walki. Same zaklęcia są modlitwami, a bogowie bywają kapryśni. Głupio zginąć, bo bóstwo nie odpowiedziało na modlitwę. Z rzeczy związanych bardziej ze mną niż posługą, zapomniałem wspomnieć, iż kraina, z której pochodzę, jest bardzo odległa i dostałem się tu tylko dzięki magii. Czy są jeszcze jakieś pytania, na które chciałabyś znać odpowiedź? - zapytał kapłan.
Amazonka uniosła brwi i uśmiechnęła się.
-Po tym co mi powiedziałeś całe mnóstwo! Szykuje się naprawdę interesujący wieczór. Jestem niezmiernie ciekawa twojej historii. Opowiesz mi?-zapytała Dathis wpatrując się w kapłana jak w obrazek.
Kapłan zmarszczył brwi, zamyślając się na chwilę.
- Cóż, bardzo chętnie - odpowiedział Galwen, po czym zaczął opowiadać o swoim świecie. O krainach, w których mężczyźni i kobiety żyją na równych prawach, wybierają sobie władców, wznoszą budowle z metalu, podróżują po całym świcie, gdy tylko chcą, a w większości krajów panuje pokój. Opowiedział o najwspanialszych cudach świata, największych imperiach jakie zbudowano i nie zapomniał wspomnieć historii własnego narodu. Po krótkim zastanowieniu, wspomniał też o wozach, które podróżują bez koni i magii, broni, która miota pociskami z taką prędkością, że nie da się ich zobaczyć. Napomknął też coś o locie na Księżyc, ale krótko, bo zdawał sobie sprawę, że jeszcze niedawno brzmiało to jak bajka w jego własnym świecie. Po tych ostatnich rewelacjach zaczął opowiadać o sobie i niedawnych przygodach, których był uczestnikiem.
Amazonka słuchała wszystkiego z otwartymi ustami. Chwilę zajęło jej przetrawienie tych wszystkich nowych informacji. Po jakimś czasie rzekła jednak:
-Trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo w życiu nie słyszałam dziwniejszej, ale zarazem tak interesującej historii. Wiesz, jakoś wcześniej nie ciekawili mnie goście z zagranicy… Alamanowie są okropni, a inni odwiedzą nas rzadko. Ale ty… prawdziwy oryginał z Ciebie. Nie wiem czy mam ci wierzyć… czy nie. Jedno wiem na pewno naprawdę cieszę się, że dane mi było Cie poznać. Chce by to był naprawdę miły wieczór…-odpowiedziała Amazonka.
Jednocześnie kapłan poczuł dotknięcie pod stołem. Zapewne bosa stopa wojowniczki, bo cóż to mogło być innego?
- Również cieszę się, że mogłem cię poznać. - Szczerze przyznał John. - Mówiłaś, że niedawno wróciłaś z linii frontu, musisz być zmęczona. Może pomogę ci się zrelaksować? - ostatnie słowa zaakcentował odpowiednio, żeby nie było wątpliwości co ma na myśli.
-Obcokrajowiec, który wie jak się zająć kobietą? No proszę… słyszałam, że wami to się trzeba zajmować na każdym kroku…. A tu taka niespodzianka, taka inicjatywa...Podoba mi się to…-odpowiedziała Amazonka zalotnie.
- Lubię zaskakiwać tak piękne damy. - skwitował z uśmiechem, po czym podszedł do Dathis, podając rękę, jak nakazywało dobre wychowanie.
-Ciekawe co też planujesz… aż mam dreszcze…-powiedziała Dathis z ekscytacją przyjąwszy dłoń Galwena
- Powinnaś zapytać, czego nie planuję. - zaśmiał się półelf. Wziąwszy Amazonkę na ręce, ruszył ku łożu.
-Jesteś przecudowny! Ach i pamiętaj nie śpiesz się! - wykrzyknęła Amazonka naprawdę podekscytowana
- Nie zamierzam się spieszyć. Mamy dużo czasu… - wyszeptał do ucha wojowniczki.*
Amazonka najwyraźniej czekała na kolejny ruch Galwena.
Kapłana nie trzeba było zachęcać. Namiętnie pocałował Dathis, gdy położył ją na łóżku. Zaczął ściągać jej ubranie, jednak wojowniczka zrobiła to sama szybkim ruchem. Oplotła go rękoma i przyciągnęła do siebie. Zdecydowanie żadne z nich nie potrzebowało zachęty.
Para kochała się długo i namiętnie, kapłan z pewnością na długo zapamięta tę noc.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 26-05-2015, 21:46   #102
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Maeve i kanclerz Farris

Kiedy Maeve zapukała do wskazanych drzwi, natychmiast otworzył jej przystojny mężczyzna i gestem zaprosił do środka. Farris i tym razem przygotował się na przyjęcie gościa. W jego gabinecie i na stole były porozstawiane świeczki.
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Trudno stwierdzić, czym była bardziej zaskoczona - wystrojem wnętrza, zwłaszcza liczbą książek, czy też może romantycznym nastrojem, który najwyraźniej zupełnie nieprzypadkowo panował tam właśnie teraz. Abby mogłaby się nieźle zestresować, ale Maeve była przecież odważna, pewna siebie... i piękna.
- Wiem, że jesteś po kolacji, ale przygotowałem dla nas lekki deser. Usiądź, proszę - rzekł Farris z szerokim uśmiechem.
Usiadła na wskazanym przez kanclerza miejscu.
- Dziękuję, z przyjemnością skorzystam - odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie. - Mam na imię Maeve - przedstawiła się, nie wiedząc, czy mężczyźnie wspomniano cokolwiek na jej temat.
- Jej wysokość - zaczęła, mając na myśli królową - wspominała, że z niecierpliwością oczekujesz spotkania z jedną nas.
- Miło cię poznać, piękna Maeve. Jak wiesz, mam na imię Farris. Jestem kanclerzem jej wysokości. Bardzo lubię przyjmować gości z dalekich krain, ale kobiety obdarzone tak nieziemską urodą nieczęsto goszczą w mych skromnych progach… - powiedział kanclerz, zająwszy miejsce naprzeciwko dziewczyny.
Dziewczyna przechyliła lekko głowę nieco rozbawiona jego słowami. Dla Abby komplementy na temat jej urody były czymś niespotykanym. Mile połechtały więc jej ego... Czy raczej ego Maeve?
- Cieszę się zatem, że mogę uczynić ci ten zaszczyt, Farrisie. Choć nie da się ukryć, że pośród twojego ludu niejedną piękniejszą mogłabym wskazać - powiedziała niezmiernie ciekawa jego reakcji. - Choćby panie Cethis czy Ethis - wymieniła imiona niedawno poznanych kobiet.
- Imię Cethis gdzieś chyba słyszałem, a Ethis... to bardzo zdolna oficer, tyle wiem. Nawet mieszkając wśród tak pięknych kobiet, nie sposób nie dostrzec blasku twej urody. Jubiler na co dzień pracujący z pięknymi klejnotami, z łatwością dostrzeże ten jeden jedyny, najwspanialszy i wyjątkowy kamień - odrzekł Farris z uwodzicielskim uśmiechem.
Zdaniem Maeve, to Farris chciał po prostu zaliczyć kogoś spoza tej krainy. Najwyraźniej ciągnęło go do innych kultur. Niestety trzeba było czegoś więcej, by wziąć do łóżka kogoś takiego jak ona. Abigail nie miała zamiaru sypiać z pierwszym lepszym poznanym mężczyzną, dla Maeve zaś nie stanowiło to w tej chwili żadnej wymiernej korzyści. Z pewnością mężczyźni przejawiali inne myślenie - powiew egzotyki był dla nich nie do odparcia. Maeve wspomniała przez moment krowie ślepia Kane'a spoglądające na Ethis. Rozważania te trwały ledwie ułamek sekundy. Uśmiechnęła się pod nosem na komplementy kanclerza.
Dobrze, pobawmy się trochę, pomyślała. W jej głowie już powstał pewien plan. Miała tylko nadzieję, że nie zaszkodzi nikomu, wprowadzając go w życie.
- Zapewne tak zdolny jubiler wiele pięknych klejnotów miał już w swoich rękach? - zapytała, dołączając do tej cokolwiek zabawnej gry.
- Bywało różnie, ale uwierz pani, że rzadko mi się zdarza tak zachwycić… - odpowiedział kanclerz.
- Moja znajoma, Amelia, nie poruszyła w tobie tej samej struny?
Maeve sięgnęła po winogrono i włożyła je do ust, rzucając powłóczyste spojrzenie Farrisowi.
- Piękna dziewczyna, to prawda. Czy jednak zachwyciła mnie tak samo jak ty, pani? Mi możesz nie wierzyć, ale zapytaj swej przyjaciółki o to, jak było… Porozmawialiśmy sobie… to wszystko - odpowiedział Farris.
- Mówi się w mych rodzinnych stronach, że o gustach się nie dyskutuje - wzruszyła lekko ramionami, zabierając z miski kolejne winogrono.
Podniosła się z krzesła kocim ruchem i podeszła do mężczyzny.
- Co zatem proponujesz? - zapytała, siadając mu na kolanach. - Mam zostać na noc? - uśmiechnęła się lekko, przykładając owoc do jego ust.
Kanclerz wyglądał na bardzo zaskoczonego albo tak dobrze udawał. Otworzył usta.
Maeve delikatnie pchnęła winogrono, pozwalając by je zjadł. Cofając dłoń musnęła jego wargę opuszkiem palca.
- Jesteś urocza Maeve, kiedy tylko dowiedziałem się, że ktoś o tak niezwykłej urodzie… i nie tylko, bowiem jesteś niezwykła w każdym calu, zawitał do naszej krainy, od razu wiedziałem, że muszę cię poznać - powiedział kanclerz.
Słodził tak, że aż bolały ją zęby. Przyjęła jednak komplement z kolejnym uroczym uśmiechem.
- Jak głęboko poznać? - zapytała lekkim tonem.
-Jak najbardziej się da… Uwierz, że przysłuży się to nam obojgu - rzekł Farris.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że ktoś tutaj miałby zwrócić na mnie aż taką uwagę - tym razem powiedziała całkowitą prawdę. - Cóż zyskamy poza niewątpliwą przyjemnością z tej głębokiej znajomości? - zapytała z zainteresowaniem.
- Ciężko nie zwrócić uwagi na kogoś, kto ma na sobie strój rodem z opowieści z cyklu “Miasto bez bogów”. Tutaj oczywiście mało znanej, ale gdybyś się pojawiła tak ubrana, gdzieś na wschodzie… Podobnie jak Amelia, nie wiesz innych oczywistych rzeczy, prawda? - zapytał kanclerz.
- Nie są mi znane niuanse tutejszych kultur - przyznała, całkiem nieźle się bawiąc.
Pochyliła się ku Farrisowi, zbliżając usta do jego ucha, i po chwili trzymającego w napięciu milczenia zapytała szeptem:
- O czym mówi ta opowieść?
- O pewnym bardzie. Pełna akcji i przygód opowieść o człowieku, który postanawia się w końcu wyrwać z miasta rządzonego przez niegodziwych magów, a opanowanego głównie przez bezwzględnych przestępców. Chętnie bym ci ją podarował, ale skądinąd wiem, że nasza literatura nie przypada wam chyba do gustu - powiedział Farris.
Maeve cofnęła się nieco i zrobiła zawiedzioną minę.
- I tak nie mam nic, czym mogłabym odwdzięczyć się za tak wspaniały podarunek - odparła z niejakim smutkiem.
- Pozwolę sobie być innego zdania - odpowiedział natychmiast meżczyzna z szerokim uśmiechem.
Podobny uśmiech pojawił się na ustach Maeve.
- Może nóż? - musnęła dłonią jedno z ostrzy przytrzymywanych przez skórzaną opaskę na jej udzie. - Ma w sobie zaklętą magię…
- Nie lubię broni. Twój dar niekoniecznie musi być materialny. Z chęcią dowiem się, kim wy NAPRAWDĘ jesteście. Będzie to dla mnie wystarczająca nagroda - odpowiedział kanclerz.
Wyglądało na to, że zabawa jednak skończyła się, nim na dobre się rozpoczęła. Dziewczyna podniosła się z kolan Farrisa. Leniwym krokiem, celowo kołysząc biodrami nieco bardziej niż zwykle, podeszła do jednego z regałów zastawionych przeróżnymi książkami.
- Czyżby moi towarzysze nakarmili cię kłamstwami? - zapytała, przesuwając delikatnie dłonią po grzbietach książek. - Jesteśmy przybyszami z odległej krainy, której zapewne nie znajdziecie na mapach. Potrzebujemy pomocy w powrocie do domu - powiedziała cicho i z niechęcią.
Wcale nie chciała wracać, ale poza nią było tu kilka innych osób, dla których to się liczyło.
Kanclerz zrobił zdziwioną minę, ale powoli chyba ta informacja do niego jednak docierała.
- Niezwykłe, że dane mi było poznać w tej krainie na krańcu świata przybyszy z nieznanego lądu. Wierzę ci, ale po co udajecie mieszkańców Ethernis? Przed powrotem chcecie zebrać jak najwięcej informacji o nas? - zapytał Farris.
Maeve odwróciła się na powrót ku niemu i obdarzyła go smutnym uśmiechem.
- Udajecie? - wydała się zaskoczona tym stwierdzeniem.
Poczuła, że musi być ostrożna w tym temacie.
- Obawiasz się, że moglibyśmy stać się kiedyś waszym wrogiem?
- Oby nie, już raz mieliśmy inwazję potworów zza nieprzebytych ziem i ledwo ją odparliśmy. Nie sądzę jednak, byście mieli jakieś destrukcyjne zamiary. Podejrzewam, że jesteście kimś w rodzaju badaczy. Macie świetne wykształcenie i zapewne wyszkolenie, które umożliwia wam przetrwanie w obcej dla was krainie. A gdybyście myśleli o podboju… cóż, w razie zagrożenia narody Ethernis potrafią się zjednoczyć. Chciałbym jednak zrobić na was dobre wrażenie, dlatego pomogę wam. W zamian, chcę posłuchać o waszym świecie. Kto wie, może napiszę na tej podstawie jakąś opowieść? - powiedział nieco zamyślony Farris.
Dziewczyna przeczesała włosy dłońmi, rozważając jego propozycję. Mogła mu opowiedzieć o Ziemi, a w słowa zapisane w księdze zapewne mało kto by uwierzył. Mieliby tu swój rodzaj science-fiction, a Farris mógłby być jego prekursorem. Powoli wróciła na swoje pierwotne miejsce, siadając znów na przeciwko kanclerza.
- A w jaki sposób mógłbyś nam pomóc? - zapytała już zupełnie poważnie, bo z zabawy faktycznie były nici.
- Umiesz czytać nasze pismo, prawda? We wszystkich językach? - zapytał kanclerz.
- Znam tylko język wspólny… - przyznała niechętnie.
- Inaczej zwany handlowym, bo taka jest też jego geneza - oświadczył Farris. Po tych słowach zbliżył się do półki z książkami. Dyskretnie wyjął z kieszeni coś przypominającego prymitywne okulary. Założył je na nos, po czym przyglądał się grzbietom książek.
- Na pewno zbiór opowieści Tingala. Przydadzą wam się. Gdyby ktoś pytał, mówicie, że jesteście z Królestwa Dwóch Smoków. Mam też nadzieję, że bardziej przypadnie ci do gustu niż Amelii - powiedział kanclerz, sięgając po jedną z ksiąg. Po czym kontynuował:
-”Miasto bez Bogów” mam tylko w alamańskim przekładzie. Zakup tej księgi kosztował mnie swego czasu majątek… Cóż mamy dalej. “Świata opisanie” Al- Kahniego, bardzo ciekawy opis naszego świata, ale również po alamańsku, no i trzeba przyznać, że już nieco nieaktualny. A, nie zapytałem, co cię interesuje? - zagadnął nagle kanclerz.
Maeve przysłuchiwała się wywodowi Farrisa ze szczerym zainteresowaniem. Zaskoczona nagłym pytaniem wypaliła bez zastanowienia:
- Smoki. O ile w ogóle takie bestie nie należą wyłącznie do legend…
Trochę za późno przypomniała sobie, że skoro Tom korzystał z artefaktu przemieniającego go w smoczątko, to skądś magia musiała brać wzorzec.
- Chyba nie… Tingal twierdzi, że z jednym się nawet zaprzyjaźnił. Tahomenis. Tak ma na imię. Jest… brązowy w dodatku w różowe plamki, efekt jakiejś klątwy z dawnych wieków. Znajdziesz to w zbiorze, który ci podaruję, ja już nie pamiętam za dobrze. Mam nadzieję, że w tym wydaniu ujęli tę opowieść…. - kanclerz zastanowił się chwilę.
- Mam tez trochę siniańskich traktatów filozoficznych… niestety w oryginale. Przetłumaczyłem na wspólny i alamański tylko jeden…. - Farris zawiesił głos.
Choć Maeve była ciekawa, co w zbiorze opowieści nie spodobało się Amelii, to nie był jednak czas na takie pytanie. Gdyby nauczyła się ich na pamięć i była zmuszona do powrotu na Ziemię, zawsze mogła je spisać i wydać pod swoim nazwiskiem. Fantasy to fantasy.
- Nie jestem pewna, czy moi towarzysze znają alamański. Szkoda byłoby takiego podarunku… - mruknęła nieco zawiedziona. - Ten traktat we wspólnym mógłby nam się przydać, zapewne i tam poniesie nas los. Nie da się przecenić wartości takiego podarunku - przyznała.
- Chętnie odwdzięczę się kilkoma opowieściami z naszych stron…
Co prawda nie była pewna, co na to reszta ekipy, ale tę decyzję musiała podjąć sama.
Farris roześmiał się serdecznie na wieść o tym, że przetłumaczony na wspólny traktat może być przydatny, lecz pozwolił dziewczynie dokończyć.
- Moja piękna Meave… Przesadziłem trochę z tym filozoficznym traktatem. Niewątpliwie jest on przydatny… Zależy jednak w jakich okolicznościach - odpowiedział Farris, mrugnąwszy do dziewczyny.
- A opowieści chętnie wysłucham, w zamian mogę też streścić ci z pamięci trochę historii z książek - zaoferował się kanclerz.
Dziewczyna uznała, że może jednak zbyt pochopnie oceniła Farrisa. Kanclerz nawet dawał się lubić. Czasami.
Abby poczuła lekki wyrzut sumienia z uwagi na tak pospiesznie wyrobione zdanie. Szybko przegnała te myśli.
- Jeśli to jest to, o czym myślę, to jestem pewna, że przyda się naszym chłopcom - błysnęła zębami w uśmiechu.
- U nas mówi się, że informacja jest towarem. A w jednej z moich ulubionych książek napisano, że każda wiedza warta jest posiadania. Jedna opowieść za jedno streszczenie. Za książkę mogę dać więcej - zaproponowała z uśmiechem.
- Cóż… jeżeli nie jesteś wstydliwą panienką, możesz obejrzeć… pokażę ci oryginał. - Po tych słowach mężczyzna sięgnął po kolejną księgę.
- Mamy całą noc, mogę tu z tobą posiedzieć do późna. Mamy czas na opowieści - dodał, rozkładając rzeczoną księgę na losowej stronie.
Był to niewątpliwie traktat o miłości, rozumianej jak najbardziej dosłownie, sądząc po rycinie przedstawiającej kochanków o azjatyckich rysach twarzy splecionych w miłosnych zapasach.
Abby może i była nieco wstydliwa, ale Maeve z pewnością nie.
To i Kamasutrę tu mają, pomyślała, przyglądając się traktatowi. Widziała kiedyś taką książkę u Toma, ale wolała nie pytać, po co mu ona. Wszak gdyby miał dziewczynę, Abigail z pewnością wiedziałaby o tym jako jedna z pierwszych.
- Z takich traktatów można wiele wynieść i bez znajomości języka - skwitowała z lekkim uśmiechem.
Maeve nalała sobie wina i rozsiadła się wygodnie.
- Zatem opowieść za opowieść, póki nam nocy starczy - powiedziała, unosząc kielich w ramach małego toastu.
Była całkiem zadowolona z kierunku, w jakim rozwinęło się to spotkanie.
Farris przygotował pióro i papier zarówno dla siebie jak i dla Meave.
- Chyba możemy zaczynać. Jeżeli chcesz możesz robić notatki. Ja na pewno tak uczynię. O czym chciałabyś posłuchać najpierw?
Notatki mogły się jej bardzo przydać, w końcu ileż tekstu można było zapamiętać.
- W pierwszej kolejności chciałabym dowiedzieć się więcej o “Mieście bez bogów”. Zapowiada się na ciekawą opowieść - uśmiechnęła się do Farrisa, gotowa zapisywać co ciekawsze informacje.
Maeve i Farris wymieniali się opowieściami, przez parę godzin. Dziewczyna opowiedziała mu o locie na Księżyc, trójkącie bermudzkim, demokracji, samochodach, operacjach chirurgicznych... O wszystkim, co wydawać mogło się fascynujące dla kanclerza Amazonek. Natomiast kanclerz przedstawił kilka bardziej lub mniej popularnych w świecie Ethernis historii. W końcu Abby poczuła się dość śpiąca, wszak przebyła dziś co najmniej pół świata. Widząc to kanclerz rzekł:
- Chyba wystarczy na dzisiaj. Widzę że jesteś już zmęczona. Jeżeli chcesz, możesz spać tutaj. Dla mnie to nie problem - powiedział Farris.
- Chętnie jeszcze porozmaa… - ziewnęła szeroko - ...aaawiam.
Chociaż może faktycznie kanclerz miał rację i powinna się położyć. Któż wiedział, co przyniesie kolejny dzień.
- Wydaje mi się, że powinnam jednak nocować w osobnym pokoju. Jeśli jest taka możliwość - stwierdziła. - Po co budzić niepotrzebne plotki - Maeve uśmiechnęła się lekko.
- Plotki będą, nawet jeżeli będziesz spać w innym w pokoju, wierz mi. Jeśli jednak nalegasz na pewno coś się znajdzie. Ach co do twojego świata…. jest dziwny i nieco przerażający, ale zarazem fascynujący. Dobry materiał na powieść - rzekł kanclerz.
Dziewczyna przeciągnęła się leniwie.
- Skoro plotki i tak będą, równie dobrze mogę chyba zostać tutaj - wzruszyła ramionami.
W sumie to mogło być całkiem zabawne. Tylko ona i Farris będą wiedzieli, jak było naprawdę.
- U nas nie ma magii, więc pisuje się opowieści o krainach nią przepełnionych. Opowieści zwykle zmyślone - dodała.
- Moje łóżko jest do twojej dyspozycji. Ja prześpię się w fotelu, czasem zdarza mi się tam zasnąć, jestem przy wyczajony. Dam ci trochę czasu dla siebie - odpowiedział kanclerz z uśmiechem po czym wyszedł.
- Dziękuję - rzuciła mu na odchodne.
Maeve podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę łóżka, przeciągając się ponownie.
Chwilę zajęło jej zdjęcie zbroi, po czym już w samej koszuli ułożyła się do snu. Ledwie przyłożyła głowę do poduszki - zasnęła.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 27-05-2015, 13:17   #103
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Czytelników zapewne bardzo interesuje, co też wydarzy się na Zgromadzeniu. Amazonki zgodzą na podpisanie traktatu, czy też nie? Czy Amelia zdoła je przekonać? Czy na pewno będzie chciała? A właśnie drużynowa tropicielka. Pewnie zastanowicie się co też robiła w czasie, gdy pozostali oddani byli rozmowom, tudzież jeszcze innym przyjemnym czynnościom. Półelfka starała się zrealizować swój wcześniejszy plan, chciała doświadczyć wizji, które bardziej przybliżą jej postać Lorelai. Amelia odnalazła Taima u szamanki. Okazało się, że Aetchis także zna język tubylców, kiedy dziewczyna dowiedziała się o co chodzi, zgodziła się aby rytuał odbył się w jej chacie. W międzyczasie przypałętał się bardzo zagubiony krasnolud Adrason. Szamanka zdecydowała się ugościć go w chacie kuzynki, która przebywa na posterunku granicznym, dom jest więc wolny. Amelia i Taim zostali sami. Młody szaman już wcześniej ostrzegł Amelię, że zbyt częste rozmowy z duchami mogą być niebezpieczne, ta jednak nie zmieniła zdania. Taim w milczeniu przygotowywał się do rytuału, później gestem poprosił, aby usiedli na podłodze, a potem podał nabitą fajkę Amelii. Taim zaintonował pieśń, a Amelia zaciągnęła się dymem. Po niespełna dwóch minutach odpłynęła. Znów znalazła się w powietrzu. Była w ciele ptaka, ale nie mogła kontrolować go w żaden sposób. Tym ptakiem był sokół, o czym Amelia oczywiście nie wiedziała. Sama była zbyt zdezorientowana, by zebrać jakiekolwiek myśli. W końcu sokół zniżył lot i usiadł na gałęzi. Znajdowali się w jakiejś wsi, pośród lasu. Oto pod jednym z domów, uzbrojony elf żegna się z kobietą. Czyżby była w ciąży? Tego Amelia nie była pewna, ale wtem usłyszała bardzo smutny, pełen wzruszenia kobiecy głos:

-To mój ojciec, nigdy go nie poznałam, widzę go pierwszy raz….

Przeraziło ją to w pierwszej chwili, lecz nie było czasu się zastanawiać, bowiem nagle nastąpiła kolejna wizja. Sokół leciał nad polem bitwy. Jakieś stwory nacierały z furią na szyki ludzi i elfów. W pewnym momencie formacja tych ostatnich pęka, elfy rzuciły się do ucieczki, zagrożone były skrzydła całej armii. Wtem, tyły armii potworów zostają nieoczekiwanie zaatakowane, Amelia zastanawiała jakim cudem krasnoludy mogą biec tak szybko, w tak ciężkich zbrojach. Tym nie mniej, to wydarzenie odwróciło losy bitwy. Wtem nastąpiła następna wizja. Kolejny elf i ta sama kobieta. Wojownik stara się pocieszyć zrozpaczoną dziewczynę w zaawansowanej ciąży.

-Mój ojciec poległ w bitwie czterech armii nad Srebrnym Jeziorem. Uratował życie mojemu przyszłemu ojczymowi-odezwał się znowu smutny głos

Kolejna wizja ukazała małą Lorelai podczas szermierki na drewniane „miecze” , ale widać było, że ojczym stara się jej udzielić prawdziwej lekcji.
-Gastou nauczył mnie wszystkiego, co umiem i z czego ty tak skwapliwie teraz korzystasz…- tym razem głos był pełen rozgoryczenia
Kolejna wizja ukazała postacie jak żywo przypominające muszkieterów z książek Dumasa. Na dziedzińcu pewnego budynku odbywała się chyba jakaś ceremonia.

-Zaprzysiężenie Szkarłatnej Gwardii. Byłam jedną z pierwszych kobiet, którą przyjęto w jej szeregi-odezwał się pełen dumy głos.

Po tym Amelii ukazał się piękny ogród, przechadzało się po nim kilka elfich dam. W pobliżu widoczne były członkinie Szkarłatnej Gwardii, w tym Lorelai. Elfki w pięknych sukniach śmiały się i dokazywały. Wtem z krzaków wybiegł nagle Niziołek ze sztyletem. Broń niechybnie dosięgłaby jednej z dam, gdyby nie brawurowa interwencja półelfki, która powaliła ową niewiastę, jednocześnie wytrącając sztylet z ręki niedoszłego zabójcy. Kolejna z „muszkieterek” rozcięła mu gardło, jednym wprawnym ruchem rapiera.

-Moja najlepsza akcja. Zostałam odznaczona i awansowana. Nie dało mi to jednak szczęścia, jak się domyślasz. Dlaczego? Być możesz będziesz miała okazję się dowiedzieć, o ile będziesz miała odwagę. Przyjdź, kiedy będę silniejsza Amelio.

Tym razem po usłyszeniu głosu półelfka odpłynęła w ciemność.

***

Amelia obudziła się rankiem, o dziwo na łóżku. Taim rozłożył sobie posłanie na podłodze. Nie było czasu zrobić nic konstruktywnego, ponieważ do chaty weszła szamanka i oznajmiła, że za godzinę odbędzie się zgromadzenie. Po wspólnym śniadaniu, cała trójka opuściła domostwo. Reszta bohaterów w tym samym czasie także zmierzała już w stronę wielkiego placu. Ava spędziła kolejną wspaniałą noc w towarzystwie królowej. Kanclerz uprzejmie pożegnał Abby i życzył jej powodzenia. Kain i Etchis ustalili, że po wykonaniu zadania, ze świątynią, spotkają sie jeszcze raz, aby ustalić szczegóły. John i Dathis większość poranka spędzili w łóżku. Amazonka była niewątpliwie zafascynowana pół-elfem, kiedy wzywano na zgromadzenie, wojowniczka od razu posmutniała Na pożegnanie wręczyła kapłanowi pięknie zdobiony kindżał i wyraziła nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkają. Tymczasem na placu centralnym pojawiło się pięć tronów, środkowy stał na lekkim podwyższeniu. Improwizowane podwyższenie ze skrzynek stało także przed tronami. Amazonki w dużej liczbie były już zebrane na placu. Dźwięk trąb zwiastował przybycie rady, która zajęła miejsce na tronach, chwilę potem cała drużyna, wraz z Adrasonem i Taimem, oraz Cethis jako tłumaczką, została poproszona aby udać się na środek. Całą ceremonię prowadziła, znana już niektórym członkom drużyny Katchis, która w obu językach przedstawiła przedmiot rozważań rady. Następnie poprosiła, aby wystąpił przedstawiciel „ zagranicznych dyplomatów”. Amelia nie czekając długo wstąpiła na podwyższenie. Na początku opowiedziała po prostu jakie propozycje dla Amazonek ma Tivu. Po chwili zamilkła i dodała:

-Widziałam kraje, gdzie panuje równouprawnienie. Mężczyźni i kobiety mają takie samo prawo by walczyć, zajmować się dziećmi, domem czy rolą, pracować lub nie pracować, być poddanymi lub władcami. To piękna idea... lecz tylko idea. Z chwilą gdy stracicie swą wojowniczość i siłę, stracicie również przewagę nad mężczyznami, ich pomoc i szacunek. Może nie teraz, lecz za dwa, trzy, cztery pokolenia... Będziecie się musiały starać po wielokroć bardziej by wasze czyny zostały docenione - nie ważne czy w kuchni, czy na polu walki, więcej pracować za te same pieniądze, bronić się przed biciem, gwałtem... - umilkła, bo poczuła że nieco się zagalopowała. W końcu co ją to obchodziło? - Zresztą niektóre z was pewnie wiedzą jak to działa w innych krajach; szanuje się tylko te kobiety, które mają władzę. Choć może połączenie Amazonek i Quisu będzie inne, lepsze... Zadecydujecie same.

W tłumie zawrzało. Dobrych dziesięć minut trzeba było czekać zanim, Amazonki się uspokoiły. Idea równouprawnienia najwyraźniej, nie przypadła im do gustu. Pół-elfka zeszła z podwyższenia i została nagrodzona owacjami. Zaraz po Amelii o głos poprosił Taim. Jak się potem okazało starał się, pokazać idee równości płci w jak najlepszym świetle, sądząc jednak po reakcji tłumu nie odniósł sukcesu . Rada po wysłuchaniu dwójki mówców, udała się na naradę. Nie trwała ona zbyt długo. Po pół godzinie królowa przemówiła:
- Jako władczyni naszego królestwa i przewodnicząca Rady Wojennej ogłaszam co następuje. Po tych słowach przerwała na chwilę.
- Po pierwsze Rada większością głosów zgadza się na podpisanie porozumienia między Quiusu, a naszą nacją na warunkach zaproponowanych przez wielkiego szamana. Jednocześnie Rada postanowiła, że pomysł mieszanych małżeństw należy przedyskutować w rozmowach dwustronnych, tak jak inne szczegóły traktatu. Może dojdziemy do zgody także w najtrudniejszych kwestiach. Na chwilę obecną jednak , Rada nie zgadza się na żadne mieszane małżeństwa. Po chwili przerwy władczyni kontynuowała:
- Drogie Amazonki! Pragnę także stanowczo oświadczyć , w imieniu swoim i całej rady, że na ziemiach przez nas rządzonych, prawo jakie obowiązuje nasze kobiety i naszych mężczyzn, NIGDY nie zostanie zmienione! W niedługim czasie wydam dekret w tej sprawie!
Po tych słowach nastąpiła entuzjastyczna reakcja tłumu. Po chwili królowa kontynuowała:
-Rada jednomyślnie zdecydowała się na powierzenie misji odzyskania złota z przeklętej świątyni tej oto drużynie dzielnych bohaterów. Pomóżmy im dobrze przygotować się do tej misji, niechaj sprzedawcy dóbr wszelakich, spojrzą na nich przychylniejszym okiem, w końcu śmiałkowie działają w naszym interesie. Za co nie ominie ich zresztą nagroda. Rada zgodnie z sugestiami Tivu zdecydowała się obdarować bohaterskich śmiałków częścią łupów i złota, które zostanie znalezione w świątyni. Jeżeli wykonają zadanie, Rada jednomyślnie zdecydowała także, że otrzymają także DAR, jak wszystkie wiemy, jest on cenniejszy od wszystkich skarbów świata.
Po raz kolejny zgromadzone wojowniczki odpowiedziały na słowa królowej pełnymi aprobaty okrzykami. Królowa zakończyła swoje przemówienie,a o głos ponownie poprosił Taim. W imieniu swojego plemienia zgodził się na warunki, które zaproponowała królowa, Zaproponował także, aby delegacja Amazonek przybyła do stolicy Quiusu w celu omówienia szczegółów traktatu, dodatkowo wojowniczki będą mogły się przekonać jak wygląda kwestia równouprawnienia w praktyce. Królowa przystała na tę propozycję, dodatkowo zasugerowała, że oficjalne zawarcie traktatu może odbyć w Theis. Młody szaman uznał to za bardzo dobry pomysł. Zgromadzenie dobiegło końca, drużyna mogła dokonać zakupów. Taim powiedział, że Tivu będzie was oczekiwał w pobliżu świątyni, niezależnie od tego, kiedy wyruszycie, on po prostu będzie wiedział kiedy. Pozostało tylko wyruszyć w drogę. Ostateczną decyzję, co do składu drużyny mającej zmierzyć się ze strażnikiem świątyni, pozostawiono wielkiemu szamanowi.

***

Okazało się, że świątynia nie znajduje się zbyt daleko od stolicy, w niecałe trzy godziny drogi, cała drużyna z Cethis, jako przewodnikiem, znalazła się na polanie w jej pobliżu. Nie minęło nawet dziesięć minut a na niebie pojawił się Tivu. Zatoczył krąg nad zgromadzonymi a potem majestatycznie wylądował, żeby po chwili przybrać swą zwykłą postać. Podszedł do drużyny i rzekł:

-Jestem niezmiernie rad, że udało się wam dojść do porozumienia. Fakt, że podjęliście się tak trudnego zadania, świadczy o waszej wielkiej odwadze. Widzę jednak, że jest was ósemka, a jedna osoba nie jest już jednym z was. Według duchów tylko wy, możecie podołać tej misji, mały wojownik i wojowniczką muszą zostać. Najpierw udzielę wam błogosławieństwa, wtedy złe duchy nie będą miały do was dostępu. Później wyjaśnię jak dostać się do świątyni, a następnie wyjawię jak przegnać złe duchy raz na zawsze. Jesteście gotowi?

Drużynie nie pozostało nic innego, jak poddać się rytuałowi. Kapłan zaintonował pieśń w miarę jak śpiewał, poszczególni członkowie drużyny wyznaczeni do wykonania zadania poczuli olbrzymi dopływ energii. Czuli, że mogą wszystko i nie boją się niczego. Gdy kapłan przestał śpiewać rzekł:
- Do świątyni dostaniecie się przez sekretne wejście, zawsze znajduje się ono po prawej stronie. Wypatrujcie miejsca na okrągłą pieczęć, którą wam wręczę. Dam wam też fiolkę. Po pokonaniu strażnika musicie udać się na samą górę świątyni. Tam będzie złoty posążek. Należy wylać zawartość fiolki przed nim. Wtedy też skarbiec na dole się otworzy. Macie jakieś pytania?- zapytał szaman
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 19-06-2015 o 23:49.
Piter1939 jest offline  
Stary 28-05-2015, 22:04   #104
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z lazaretu Amelia poszła gdzie ją nogi poniosły, tępo wpatrzona przed siebie. Kolejny członek ich drużyny nie żył, a jego dusza została zamknięta w klejnocie. Więc niby żył, ale... potrząsnęła głową. Nie mieli pewności, że wrócą do domu, że Erlimowi uda się to, co zapowiedział, więc równie dobrze mogła martwych uważać za martwych. Co prawda do tej pory wszystko szło jak z płatka... prawie... lecz nie można wykluczyć, że ich szczęście właśnie zaczęło się wyczerpywać. A wtedy... Co jeśli wszyscy zginą zanim zakończą spełnianie zachcianek czarodzieja? Zostaną na zawsze zamknięci w kamieniach? Mag nie powiedział im nawet czy tam się coś widzi, czuje... Michał mógł być uśpiony, a mógł też jak dżin w butelce bezradnie obserwować świat. Amelia wzdrygnęła się. Co za koszmarny los.

Półelfka omal nie wpadła na jakiegoś mężczyznę niosącego kosz z praniem. Przeprosiłą i uniosła głowę by zobaczyć dokąd doszła... i zmartwiała. Od strony lazaretu, jak gdyby nigdy nic, nadchodził Michał. Nie... W jego ruchach było zdziwienie, w twarzy niepewność... ON?! Amy szybko pobiegła w stronę drużyny. To, co usłyszała w czasie ich rozmowy wstrząsnęło nią i tylko wzmogło determinację by dowiedzieć się czegoś o swoim drugim "ja". Nawet mimo faktu, że teraz wizja przejęcia kontroli nad ciałem przez Lorelai - zasugerowana przez Ethana - stała się nagle o wiele bardziej realna.


Nim dzień zaczął się w pełni Amelia miała pełne ręce roboty. Śniadanie, kąpiel, ceremonia, przygotowania do wyprawy, zakupy, pożegnania (choć akurat ona ne miała się z kim żegnać)... Dopiero w czasie podróży mogła zastanowić się nas wizją, jaką zesłał jej szaman. Na wspomnienie Lorelai ogarnął ją smutek. Nie mogła już myśleć o półelfce jako o wymyślonej na potrzeby sesji postaci, wydmuszce wrzuconej w nieznany scenariusz i świat. Lorelai przynależała do tych ziem, była prawdziwą, pełną istotą, z własnym charakterem, osobowością i... historią, której przecież Amelia nawet nie próbowała wymyślać. Teraz zaś siedziała gdzieś we wnętrzu swojej głowy, zepchnięta na bok przez świadomość Polki; a wszystko to przez durny błąd zadufanego w sobie magusa, który porwał się na więcej niż mógł ugryźć. Amelia poczuła wyrzuty sumienia, mimo że nie było to przecież jej winą. Ale Lorelai miała rację. Nie była dość silna jak na ten świat, jak na to ciało, ciągle miała wątpliwości, obawy, rozterki, a zabijanie nadal nie przychodziło jej łatwo.

Poza tym jej postanowienie, żeby "być Lorelai" nabrało teraz zupełnie innego wymiaru. Czy jeśli "odpuści" Amelię, to Lorelai wyłoni się sama? Czy nadal będzie to tylko jej wyobrażenie o półelfce - tak długo, dopóki będzie przebywać w tym świecie, a przynajmniej dopóki będzie w nim "żywa"? Cóż... Czy będzie lepsza okazja by się o tym przekonać niż przeklęta świątynia? Amelia na pewno powiedziałaby, że to najgorsze z możliwych miejsc na "życiowe" eksperymenty. A Lorelai? Zapewne gotowa by była zaryzykować...


 
Sayane jest offline  
Stary 29-05-2015, 10:47   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jaka broń najlepiej działa na demona? - spytał Ethan.
- To nie demon, tylko najprawdopodobniej nieumarły, można go pokonać każdą bronią, już to sprawdzaliśmy - odparł szaman.
- Ten strażnik lata, czy stąpa twardo po ziemi? - Ethan zadał kolejne pytanie. - I czy jest odporny na magię?
- To zależy od stwora, ale jeden potrafił się unosić w powietrzu, a drugi latał całkiem dobrze. Są wrażliwe na magię, wydaję mi się jednak, że mają pewien stopień odporności na nią - opowiedział szaman
- Czy... mieli jakichś pomocników?
Ethan doszedł do wniosku, że lepiej teraz zaspokoić swoją ciekawość, niż zostać zaskoczonym w środku starcia przez kolejnego przeciwnika, wyskakującego spod ziemi czy zza jakiegoś załomu korytarza.
- W jednym przypadku był tylko jeden strażnik, w kolejnej świątyni wielki nietoperz walczył przeciwko nam wspólnie z piątką mniejszych - odpowiedział Tivu.
No tak, o tym nietoperzu Tivu wspomniał wcześniej, ale konkretnej liczby pomagierów nie podał. Ethan pokręcił głową. Ciekaw był, co tym razem zgotuje im los. Lub jakieś złośliwe bóstwo.
- Któryś ział ogniem albo pluł jadem? - spytał.
- Nieumarły szaman czarował, a nietoperz raczył całą drużynę dziwnymi dźwiękami, które człowiek ledwo może znieść- rzekł szaman.
- Czy można w jakiś sposób przewidzieć, co nas może czekać? Czy tamci nieumarli strażnicy byli w jakiś sposób powiązani ze swymi świątyniami?

Maeve zastanawiała się z kolei nad inną kwestią.
- Jaka jest szansa, że trafimy też na jakieś inne zabezpieczenia? Niemagiczne, za to mechaniczne. Pułapki i takie tam... - zwróciła się do szamana.
- Nie byli w żaden sposób powiązani z bóstwem danej świątyni, obawiam się, że nie da się przewidzieć, kim będzie tym razem strażnik. Dawni kapłani, zabezpieczyli magicznymi pułapkami, jedynie główne wejście, na więcej prawdopodobnie nie starczyło im mocy.
- Czy wszystkie świątynie są tak samo zbudowane? - spytał Ethan. - Jeśli tak... czy mógłbyś nam coś o tym powiedzieć? Naszkicować?
-Świątynie są budowane według jednego schematu, mogę wam wyrysować plan na piasku.
- Czyli gdy zabezpieczymy świątynię, powinniśmy wrócić tajnym wyjściem?
- Nie trzeba, wszystkie zabezpieczenia, przestaną istnieć po zneutralizowaniu klątwy.
- Trzeba zabić strażnika i wtedy wlać płyn, czy też można go związać walką, a jedna osoba pobiegnie na górę...?
- Jeżeli tak szybko potrafi biegać…. nie próbowaliśmy tego, ale myślę, że to by zadziało.
- A czy na broń nie dałoby się rzucić jakiegoś zaklęcia?
- Niestety nie mogę, potrzebuje całego zapasu mocy, jaki jeszcze mi pozostał, by chronić wasze dusze. Muszę też jakoś wrócić do siebie-opowiedział szaman.
Na tym pytania Ethana się skończyły.
- No to chyba możemy wchodzić - powiedział, spoglądając na pozostałą piątkę śmiałków.
Tivu wręczył Ethanowi pieczęć i fiolkę. Potem życzył wszystkim powodzenia. Szóstka śmiałków wyruszyła w stronę świątyni. Cethis zaczepiła jeszcze odchodzącego już łucznika i rzekła:
- Wróć cały i zdrowy!
Po czym pocałował go namiętnie i odbiegła w stronę szamana.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-05-2015, 15:08   #106
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację





Świątynia była naprawdę imponująca, mimo że nieco już zarośnięta wszędobylską roślinnością stanowiła nadal świadectwo kunsztu dawnych budowniczych. Odnalezienie miejsca na pieczęć zajęło trochę czasu, lecz w końcu się udało. Po umieszczeniu pieczęci we właściwym miejscu, sekretne wrota podniosły się z hukiem. Śmiałkowie wkroczyli do środka w umówionym wcześniej porządku. Na czele Amelia z Kane’em, potem Ava i John a na koniec Abby i Ethan. W środku panowały egipskie ciemności, trzeba było zrobić użytek z pochodni. Nastąpiło przy tym trochę zamieszania, ale znalazły się cztery pochodnie. Dodatkowo Maeve miała lampkę, a Kane swoją miksturę umożliwiającą widzenie w ciemności. Po rozpaleniu pochodni, od razu rzuciła się w oczy duża ilość pajęczej sieci, była ona niemal wszędzie. Dodatkowo na ścianach można było podziwiać malowidła, przedstawiające życie dawnych mieszkańców tych ziem.

- Czyżby czekała nas przeprawa z pająkami? - powiedział Ethan, zastanawiając się równocześnie, czy przypadkiem ktoś nie cierpi na arachnofobię. - Ciekawe, jak zareagowałyby, gdybyśmy w razie problemów podpalili te sieci.
O Szelobie wolał nie wspominać, żeby przypadkiem nie zapeszyć.
Za to Maeve nie miała skrupułów i myśli wypowiadała na głos.
- Pewnie część by spłonęła, część zeszła do nas. Może jakaś wielka Szeloba… Albo Aragog - stwierdziła.
Zbyt często grała z ludźmi, którzy za pilnowanie tyłów uznawali po prostu wleczenie się na końcu drużyny. Zupełnie jakby przeciwnik nigdy nie mógł cichutko wejść komuś na plecy…
Widziała, że Kerovan pilnuje sufitu. Szła więc powoli krabim krokiem, ostrożnie stawiając stopy, tak by mieć stale na uwadze korytarz za nimi na ile pozwalało wątłe światło pochodni. Cokolwiek czaiło się w cieniach, miało ich jak na dłoni.

Kane z Amelią na przodzie. Jego wyobrażenia o szyku drużyny podpowiadały mu, że na zdrowy rozum na pierwsze uderzenie powinno iść przynajmniej dwóch wojów lub coś w tym stylu. Jednak po chwili namysłu stwierdził, że wojownik i wprawna łuczniczka u jego boku to też niezły pomysł. Postawili pierwsze kroki w świątyni, która mogła być wkrótce miejscem ich spektakularnego sukcesu lub też miejscem dokonania ich żywota w tym świecie. Ot taki pesymistyczny dowcip, pomyślał sobie wojownik.
Tuż po rozpaleniu pochodni Kane jakby nagle sobie coś przypomniał, o aż klepnął się w czoło otwartą dłonią. Poklask potoczył się po halach świątyni prawdopodowbnie aż do najwyższej komnaty. Pewnie i tak nie miało to większego znaczenia bo rumorze jakie zrobiły otwierane wrota ale efekt był piorunujący.
- Słuchajcie mam tu miksturę widzenia w ciemności. Ja bym temu nie ufał ale wiedza wojownika, w którego ciele tymczasowo jestem podpowiada mi, że wystarczy jeden łyk aby przez mniej więcej pół nocy widzieć w ciemności jak kot. Starczy dal każdego. Tylko wtedy albo gasimy pochodnie, albo trochę nas będzie raziło, ale jakby w ferworze walki wszystkie źródła naszego światła zgasły to będziemy na to przygotowani i nie zostaniemy w ciemnościach ślepi jak krety. Taki Plan B - powiedział szeptem Kane. Szeptem z przyzwyczajenia choć w tej sytuacji i tak nie miało to już większego sensu. Cokolwiek czekało na nich w świątyni i tak już wiedziało, że idą. Wiedziało i czekało.

Ethan może by się i zawahał, gdyby wcześniej nie miał do czynienia z miksturami.
- Ogień to dobra rzecz, ale pochodnie nas ograniczają - powiedział. - W zębach nie da się ich nieść, no i stanowimy świetny cel. Co prawda jestem pewien, że mieszkańcy świątyni widzą w ciemności, i że światło trochę by ich oślepiało, ale widzenie w ciemności ma więcej plusów niż minusów. Ja wezmę.
Najwyżej zamknę oczy i ktoś mnie poprowadzi za rękę, pomyślał rozbawiony, chociaż wesołość do tego miejsca niezbyt pasowała.
Maeve przytaknęła.
- Poza tym w takiej ciemności przecież to - wskazała na pochodnie - i nas oślepia.
Specjalnie zaopatrzyła się w lampkę z zasłonką, by tego uniknąć.
- Więc i ja poproszę.
Abby czuła się trochę głupio, wyrywając się nieco przed szereg "starej" ekipy, ale Maeve nie powinna się przecież tym przejmować.
- Jak starczy dla wszystkich to czemu nie. Ja i tak nie mogę trzymać pochodni w walce - odparła Amelia.
- Również chętnie wypiję. Mógłbym przyzwać światło, ale lepiej nie szastać mocą, gdy nie jest to niezbędne. - stwierdził John.
Ava uniosła brew. Przywołanie światła? Będzie musiała zmolestować Johna o szczegóły.
- Biorę. Mam nadzieję, że dobrze smakuje.
- A co powiecie ma to, przed zgaszeniem pochodni podpalić pajęczyny? - spytał Ethan.
Kiedyś zrobili coś takiego jednej z sesji. Efekt był nad wyraz pozytywny.
- Raczej zostawiłabym pochodnie zapalone by odstraszać pająki… albo podpalać mumie - mruknęła półelfka. Poza tym ogień dodawał jej jednak w jakiś sposób pewności w tym obcym miejscu. - Nie ma co się śpieszyć z wabieniem wrogów, zwłaszcza całej pajęczej rodzinki.
Co prawda pajęczyny były stare, ale ich wielkość i ilość nie zachęcały do poznawania prządek.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-06-2015, 12:57   #107
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mikstura widzenia bardzo pomogła, miała jedna swoje wady. Wprawdzie umożliwiała widzenie na dalsze odległości, to obraz ten był jednak niezbyt ostry. Ponadto zbyt bliskie światło pochodni, mocno raziło. Drużyna w końcu ruszyła prosto w stronę schodów, były one naprawdę strome. Amelia i Kane byli już na schodach, kiedy przed sobą zobaczyli poruszający się na ścianie okrągły kształt. Jeżeli to pająk, to musiałby być wielkości dużego psa. Taki sam kształt dostrzegła Meave, tylko że z zupełnie innej strony. Ethan dostrzegł kolejnego stwora poruszającego się po pajęczynie, na górze po lewej stronie. Paru osobom wydawało się, że widzą jakiś naprawdę duży kształt, blisko najbardziej wysuniętej na północ kolumny.

- Może by tak jednak coś podpalić? - zasugerował Ethan.
Nie czekając na pozytywną reakcję na propozycję strzelił do łażącego gdzieś pod sufitem cienia jedną z otrzymanych od Cethis strzał.
W pierwszej chwili zdawało mu się, że przerośnięty pajęczak oberwał, ale zbyt pewne to nie było. Wyglądało raczej na to, że Ethan właśnie zmarnował jedną z zatrutych strzał.

Amelia zabrała się za podpalenie pajęczyny, a potem wystrzeliła w kierunku najbliższego przeciwnika. Jak na warunki - przynajmniej trafiła, choć zadana rana nie była zbyt poważna. Choć kto tam zna pajęczą fizjologię… Na pewno nie były typowe, bo pajęczyna również nie paliła się tak łatwo jak powinna.
Jako że wojownik nie posiadał broni dystansowej dobył miecza i postanowił jeszcze zaczekać niż biec w ciemność ku nieznanym kształtom. Jak tylko to co zbliży się do nas pozna smak stali. Kane planował, że jeżeli będą to stwory pająkopodobne to albo poobcina im kończyny i dobije albo od razu będzie próbował przybić je do podłoża.

Kapłan zaczął podpalać pajęczyny. Nie miał broni dystansowej, a z zaklęciami wolał nie szaleć, dopóki nie będzie widział dokładnie wrogów. No i pozostawało to duże coś, które czaiło się w oddali.

- Plecy - Maeve na wszelki wypadek ostrzegła pozostałych, sięgając również po łuk.
Pająk był zbyt daleko, by marnować noże. Oddała szybki strzał w kierunku stworzenia zachodzącego ich od tyłu. Pierwszy pocisk pomknął gdzieś w mrok korytarza za nimi, nie czyniąc nikomu żadnej szkody. Za drugim razem poszło już lepiej i strzała dosięgnęła celu. Rana jednak z pewnością nie była poważna…

Ava poszła w ślady Amelii i Ethana sięgając po własny łuk. Wyciągnęła z kołczanu czerwoną strzałę. Przynajmniej wydawało się jej, że to ta czerwona. W tych ciemnościach nawet mikstura nie pozwalała na dokładne ocenienie koloru. Wystrzeliła w stronę najbliższego pająka, który okupował pajęczynę nad nimi. Atak był udany, pająk zdecydowanie mniej sprawny niż poprzednio, ale wyglądało na to, że wystarczająco sprawny, aby wciąż walczyć.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-06-2015, 14:13   #108
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ava wrzasnęła zarówno z bólu jak i z zaskoczenia, gdy pająk zaatakował. Nie spodziewała się, że jakieś stworzenia będą pluły kwasem po jej nogach. Cofnęła się pół kroku w tył i złapała kapłana wolną ręką za ramię, ponieważ w pierwszej chwili bała się, że się przewróci.
Obdarzyła stworzenie najwymyślniejszymi wyzwiskami jakie znała i sięgnęła po kolejną czerwoną strzałę… która złamała się zanim jeszcze zdążyła nałożyć ją na cięciwę.

Ethan, widząc że trucizna niezbyt się sprawdziła, wyciągnął zwykłą strzałę, po czym strzelił do pająka, który uparcie łaził gdzieś nad ich głowami.
Tym razem zobaczył, jak strzała wbiła się w pająka, ale paskud nie raczył zlecieć.
- Pozbądźmy się tych dwóch i uciekamy na schody! - zaproponował.
Miał nadzieję, że wielki cień nie jest na tyle zgrabny, by się tam wdrapać za nimi.
- Nie! Jeśli na górze jest ten nieumarły kapłan zostaniemy wzięci w dwa ognie!! - wrzasnęła Amelia, strzelając do pająka na suficie i pudłując sromotnie. Nie sądziła, że pająki są tymi “właściwymi” wrogami. Poza tym widząc zasięg na jaki pluły kwasem (i pewnie nie tylko) tym bardziej nie chciała zostawiać ich za plecami.
Maeve niemal instynktownie odskoczyła na lewo, by uniknąć pajęczej plwociny, nie wpadając przy tym na Kerovana. Gdy stanęła znów pewnie na nogach, posłała pająkowi kolejne dwie strzały. Tym razem pierwsza zraniła przeciwnika, a druga zniknęła w mroku za nim.
- Skoro w jednej świątyni był ogromny nietoperz, to tu może być wielki pająk - odparł Ethan, sięgając po kolejną strzałę.
Kane uważnie obserwował pająkowate kształty, jednak czekał, dając łucznikom pełne pole do popisu.

Amelia ruszyła w stronę pająka, który zachodził ich od tyłu. Akcja prawie w stylu Michała, a na pewno (czyżby?!) Lorelai. Półelfka wzięła rozbieg, po raz pierwszy aktywowała magiczne buty i potężnym skokiem znalazła się na grzbiecie potwora. Dwa pewne ciosy mieczami i pająk z cienkim wizgiem wyzionał ducha. Patykowane, włochate nogi rozjechały się pod nim, a Amy zeskoczyła z ofiary i ruszyła spowrotem do towarzyszy.

Pająków ci u nas dostatek...
Ava obrała za cel pająka łażącego po suficie i zabiła go celnym strzałem, zatem Ethan przekierował swoje zainteresowania na pająka, który przed momentem zaatakował ich drużynową złodziejkę. Jako że ta ostatnia była nieco skrępowana zaistniałą sytuacją, Ethan poczuł się w obowiązku wspomóc Maeve.
Niestety... Chęci chęciami, a strzała poleciała w głąb mrocznego korytarza, o włos mijając cel.

Maeve zgadzała się z Amelią odnośnie do pomysłu ze schodami. Nie zamierzała się cofać. Skupiona na pająku okupującym plecy drużyny nie zauważyła w porę nadlatującej gdzieś z boku sieci. Tym razem nie zdążyła uskoczyć. Udało jej się jedynie odsunąć odrobinę. Lepka substancja oblepiła ją od pasa w dół, unieruchamiając niemal kompletnie. Sięgnęła po miecz, by porozcinać klejące się więzy. Już samo dobycie broni było trudne, co dopiero mówić o szybkim uwolnieniu się. Miała wrażenie, że im bardziej się szarpie, tym mocniej zostaje oplątana. Na szczęście z pomocą przybył jej Galwen, któremu szło znacznie lepiej niż jej.

Galwen wyciągnął swój kindżał i spróbował uwolnić Maeve. Dzięki pochodni widział sieć bardzo dokładnie, więc przecinanie pajęczyny szło mu całkiem nieźle.

Wyglądało na to że Kane sobie tym razem nie powalczył. Nie przejął się tym zbytnio wiedząc, że co się odwlecze to nie uciecze. Rozglądał się dookoła żeby nie zostali zaskoczeni podczas uwalniania Maeve.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-06-2015, 15:35   #109
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Oko za oko, ząb za ząb. Czyli jak Kuba Bogu...
Atakowane pająki nie zamierzały się wycofywać. Ten, którego przed chwilą ostrzeliwała Maeve, skupił swą uwagę na Ethanie i to w jego stronę plunął jadowicie zieloną kulką. Łucznik co prawda uniknął niechcianego prezentu, ale to nie znaczyło, że kolejnym razem również mu się uda.
Wielki potwór, który wynurzył się z ciemności, tym razem zainteresował się Galwenem. Długa pajęcza nic, z wyglądu przypominająca linę, owinęła się wokół nogi kapłana. Ten przewrócił się, wypuszczając z ręki broń i pochodnię, a potem pojechał po podłodze, pociągnięty przez sobowtór Aragoga.

Mniejszy pająk nie miał zamiaru paść trupem, co więcej usiłował się odgryźć. Czy też odpluć... A czegoś takiego nie można było puścić płazem.
Ethan wypuścił kolejną strzałę, która tym razem dotarła do celu. Trafiła co prawda tylko w odnóże, ale łucznik miał nadzieję, że rana ograniczy mobilność potwora.

Maeve, widząc jak Galwen został pociągnięty w stronę pająka, wiedziała, że musi jak najszybciej wydostać się z sieci i pomóc kapłanowi. W końcu w dużej mierze to przez nią półelf znalazł się w niebezpieczeństwie. Zawzięcie cięła więżące ją sieci i szarpała się w każdą możliwą stronę. W końcu udało jej się wyjść z obrzydlistwa.

Czarodziejka zobaczyła jak przerośnięty pająk złapał Johna w swoją nić. Może nie zdenerwowałoby ją to tak bardzo, gdyby nie to, że ten wredny potwór ciągnął kapłana po ziemi wprost swojej krzywej paszczy! Czyje włosy Ava będzie teraz macać?!
Rzuciła zaklęcie na upuszczony przez Johna kindżał i wysłała go w długą podróż ku nici łączącej ofiarę i tą okropną bestię. Udało jej się ją przerwać.

Galwen, cały obolały, wstał szybko, wyciągając młot i nie spuszczając pająka z oka.
Kane zaś ruszył się wreszcie z miejsca, by skrócić dystans.

Widząc, że pająki dysponują nie tylko trucizną, Amelia sięgnęła po łuk, który niwelował różnicę odległości. Strzał co prawda nie był perfekcyjny, ale ranił największą poczwarę.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 01-06-2015, 15:45   #110
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Maeve wyszarpnęła drugi miecz wolną ręką i ruszyła po lekkim półokręgu na największego z przeciwników. Miała nadzieję, że bydlę nie zauważy jej, zajęte kapłanem i jednocześnie, że ona zdąży zaatakować, nim pająk zrobi kapłanowi krzywdę. Wyprowadziła dwa szybkie cięcia. Jedno zraniło się bestię, drugie niestety ześlizgnęło się tylko bez szkody po pancerzu. Widząc to Lorelai podbiegła zachodząc pająka z drugiej strony, by wziąć go w dwa ognie. Kolejny skok… niestety była chyba zbyt daleko - lądowanie nie było udane, a miecze ześlizgnęły się po pancerzu pajęczaka.

Ethan syknął z bólu, gdy zielonkawa kula rozbiła się na jego piersi, przepalając skórzaną zbroję, niszcząc koszulę i boleśnie paląc skórę.
Obiecując sobie, że za za część zdobyczy kupi sobie nową, lepszą zbroję, Ethan odrzucił łuk i sięgnął po miecz.
Chroniony dodatkowo przez tarczę rzucił się na pająka. A ten, nie dość sprawny, nie zdołał uniknąć ciosu miecza, który przebił się przez chitynowy pancerz, pozbawiając maszkarę życia.

Kapłan ledwo zdołał uniknąć szarży, ale znów leżał na ziemi. Chwycił swój młot, po czym wstał, obracając się w stronę przeciwnika. Teraz był wściekły.
Kane był pobudzony i spragniony walki, pomimo tego, że miał świadomość, iż dzieje się to naprawdę, a nie jest to zabawa w RPG. Przypuszczał więc, że duża część z tych reakcji była spowodowana reakcjami organizmu wojownika, w którym tu przebywał. Chwycił swój połtoraręczny miecz oburącz i po wykonaniu młynka ostrzem ciął pewnie po przekątnej z nad lewego ramienia. Trafił stwora w okolice oczu. Jedno z oczu zostało całkowicie rozcięte, a drugie mocno uszkodzone. Wyglądało na to, że stwór został oślepiony z jednej strony, a to dawało im przewagę.

Ava wyciągnęła czerwoną strzałę i postanowiła użyć magicznych właściwości kołczanu. Jeśli jej się uda będzie mogła wykończyć tego stwora. Wzięła głębszy oddech, wycelowała i wystrzeliła.
Nie wszystko jednak poszło zgodnie z jej planem. Nie chodzi nawet o to, że nie zrobiła pająkowi żadnej krzywdy. Jeden pocisk niemal nie trafił Kana.
- Yyy… sorki! - krzyknęła w jego kierunku. Gdyby go trafiła zaczarowaną strzałą…
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172