Gdy ostatni z wrogów wreszcie padł martwy na ziemię, Jon poczuł pewną dozę satysfakcji.
- Dobra robota, drużyno. Wybaczcie brak jakiegoś większego entuzjazmu w moim głosie, ale złamane palce nie pomagają specjalnie w pozytywnym myśleniu.
Spojrzał wykrzywiając twarz na opuchnięte palce. Potem kolejno na twarz Kha oraz poparzone nogi Daxim i Issy.
- Wszyscy potrzebujemy pomocy medycznej. Issa, podleć do tego twojego szpitala. Jak już się trochę podleczymy, każdy otrzyma umówioną zapłatę i cóż... Wszyscy wrócą do swoich spraw. Chyba.
Nie wiedział, czy Barabelka lub Mandalorianin będą chcieli pójść swoją drogą, czy może udadzą się z nim na Coruscant. Mu na pewno by to nie przeszkadzało, ale jeszcze nie było okazji o tym z nimi porozmawiać i nie robił sobie nadziei. Jakby nie było, Kha'Shy i tak będzie musiała mnie i ładunek do Akademii odstawić. Nie wiem co z resztą.
Patrząc na ubabrane krwią buty pomyślał: Zadanie wykonane. Ale za jaką cenę? Wtedy właśnie przypomniał sobie o czymś, co w tym całym zamieszaniu wypadło mu z głowy. Przed wylotem będę musiał jeszcze zahaczyć o sektor Duros. Przetransportuje ciało najemnika na Coruscant i zapewnię mu godny pochówek, jak obiecałem. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Ostatnio edytowane przez Kolejny : 31-05-2015 o 16:48.
|