Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2015, 19:18   #146
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Золa spojrzała w górę, jak czynią to nawiedzeni kapłani podczas uniesień wywołanych żarliwą modlitwą. Nakreśliła przed sobą znak krzyża.

- Czas na komunię moje dzieci. Albowiem dzisiejszy świt będzie miał odcień szkarłatu.

Dźwięki uderzeń przesuwanych garnków towarzyszyły wampirzycy, gdy przetrząsała meble w poszukiwaniu odpowiedniego naczynia. Znalazła kielich. Palące ukłucie otwieranej żyły skierowało strumień czerwonej cieczy wprost do mosiężnej czaszy.

- Bierzcie i pijcie z niego wszyscy, to jest bowiem kielich krwi mojej, nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu będzie wydana na odpuszczenie grzechów - przedrzeźniała słowa ostatniej wieczerzy, szczerząc się w złym uśmiechu. Przekazała Violet naczynie, trzymając je oburącz, chyląc głowę w lekkim pokłonie. - Więcej, musi starczyć dla wszystkich! - zarządziła, mając w planach przeklętą ucztę. - Ty - wskazała palcem Karinę. - Zaprowadź mnie do trzody. Macie trochę bydła, prawda? Konieczna jest ofiara z baranka, nawet nie jednego - kontynuowała wydawanie dyspozycji.

- Rick - zaszczyciła chłopaka spojrzeniem. - Zbierz całe paliwo, jakie wpadnie ci w ręce. Załaduj na ciężarówkę i zaparkuj wśród łanów kukurydzy, gdzieś w pobliżu. Taak, to jest Ameryka, potrzebna mi broń, amunicja i silne reflektory. Macie strażackie szperacze... co? Sue - powiedziała do kolejnego z nagłych gości. - nie mam serca was rozdzielać - zbliżyła się i pieszczotliwie przejechała szponiastą dłonią po jej twarzy. - Pomóż mu, tą mogą być wasze ostatnie chwile razem, smakujcie każdą sekundę - nawet nie próbowała maskować ukrytego w głosie szyderstwa. - Ahh i przygotujcie trochę butelek z benzyną. Chcemy, żeby było gorąco.

Kainitka przeprowadzała manewry. Krwawe, bolesne, dla jej nowych żołnierzy będące walką o wszystko. Powinni być całkiem zrelaksowani niczym do stracenia. Nie rozumiała dlaczego nie są.

- Spotkamy się pod kościołem - rzuciła na odchodne.
 
Cai jest offline