Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2015, 22:59   #147
Halfdan
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Lionel ruszył w stronę Kainitów, ciągle rozmyślając w jaki sposób zwryfikować ich tożsamość. Szedł za szeryfem, w końcu to on dowodził. Zobaczył jak Anthony Marching, Lasombra wraz ze swym szoferem udają się w stronę drzwi.
-Książę zwołał małe zebranie, nie potrwa ono długo i prosi by zaczekali do jego konca - rzekł na głos Lasombra.
W ich stronę wyszedł Adam Estreicher, idąc patrząc w dół, jakby był tak zamyślony że nie widział świata wokół siebie. Ghul machnął mu ręką na pozdrowienie i krzyknął:
-Witam panie Estreicher! - zupełnie zapomniał że to Orlo ma gadać a nie on. Odpowiedź Estreichera go zdziwiła, mówił w jakimś niezrozumiałym języku przypominającym mu rosyjski, jak na jego ucho brzmiało to na czeski lub chorwacki. Na twarzy Adama również można było wyczytać zdziwienie.
Widząc to, Zabydeusz, szofer Marchinga odwrócił się w ich stronę, podszedł kawałek i powiedział:
-Wybaczcie państwo, musicie chwilę zaczekać aż narada się zakończy. Wtedy będziecie mogli dołączyć do mojego mistrza i reszty - Adam oddalił go jednak i powiedział że sam się tym zajmie. Ghul podbiegł więc do swojego pana, dosłownie w ostatniej chwili gdy Anthony przekraczał próg.
Lionel dalej badał dziwne zachowanie Adama, gdy parę chwil później usłyszał przekręcany klucz. To dwaj policjanci pełniący wartę zamknęli główne drzwi od środka.
Dwie minuty później słychać było strzały.




Alister McGee niezbyt ucieszył się z wizyty Tremere. Liczył na to że przybędzie tutaj pan Estreicher. Jeszcze trzy dni temu utrudniałby im życie jak tylko by zdołał, ale to się zmieniło. W sądzie Morgan osłonił go własnym ciałem i wziął kule z karabinu gangsterów na siebie. To wystarczyło by policjant obdarzył go szczątkowym zaufaniem. Co prawda irytowało go to że nie rozumie co mówią między sobą - rozmawiali po hitlerowsku, w sumie nie dziwne skoro jeden z nich to nazista a drugi chyba mieszkał kiedyś w Rzeszy. Żałował że nie przykładał sie do lekcji niemieckiego w szkole. Teraz by się przydało.
- Witam klan Tremere. Oni są ze mną, przepuśćcie ich - powiedział w drzwiach i poprowadził obu magów bocznymi schodami do góry - W Joslyn Castle pojawił się Richmond Dean, zastępca komendanta policji. Ghul byłego szeryfa, podobnie jak ja. Jest ode mnie wyższy rangą i odprawił wszystkich moich policjantów. Podstawił własną ekipę, właśnie sprzątają ciała by zapobiec złamaniu Maskarady. Robił to już nie raz, można mu zaufać. Nie wiem gdzie jest teraz, poszedł gdzieś na najwyższe piętro.
Doszli do sali w której zginął książę.
-Pokaże wam coś - podszedł do okna, otworzył je i pokazał palcem na drzewa - Za tym drzewem znalazłem ciało, spopielonego wampira. Zabezpieczyłem je byście mogli je zbadać. Nie wiem kto to, ale został z niego sam proch. A teraz wybaczcie, pewnie chcecie zostać tutaj sami - zamykał okno, gdy zauważył że zarówno Eric jak i Morgan odruchowo spojrzeli się na drzwi, jakby ktoś tam wszedł. On nikogo nie zobaczył. Odwórcił się spowrotem by dokończyć zamykanie okna, gdy usłyszał:
-Sabat chuj czy nie? - W drzwiach stał Nosferatu ubrany w żółty uniform, który zdarł chyba z pracownika śmieciarki. Ten osobnik błyszczał intelektem i w ten sposób chyba chciał się dowiedzieć czy jesteśmy z Sabatu czy z Camarilli. Tam w szambie jest jego miejsce, co ta bestia robi na salonach? Z przerażeniem spojrzał na broń którą brzydal trzymał w rękach: z jednej strony topór, z drugiej tłuczek do mięsa, na czubku ostry bolec… nie chiałby dostać czymś takim.
Dawać mi te teczki! - zaskrzeczało straszydło i złapało pewnie broń w obu rękach. Patrzył na ciało, omijał spojrzenia prosto w oczy - JUŻ!
Alister ponownie otworzył okno.




- Billy, uważaj na plecy - zaczął Morgan - Tak, TY, Johnie Smith, który byłeś koło posiadłości Marchinga niecałą godzinę temu. Nie chciałbyś znowu zawalić zwiadu tak że wszyscy zostaną zakołkowani i biskup po raz kolejny będzie musiał nas ratować, prawda? - trzeba mu przyznać skurwielowi że potrafi zachować zimną krew. Zerknął na Erica, drugi z Tremere szybko skoczył za zasłonę i wyjął rewolwery.
Brzydal rozdziawił paszczę na całą szerokość.
-O ja cię pierdolę, kolejny świr! Więcej was matka nie miała? Jaka jest twoja wataha, pod jakim bisku... - Nosferatu zobaczył jak Alister otwiera okno i szykuje się do skoku, a Eric skacze za zasłonę i wyciąga w jego kierunku dwa rewolwery - aaa czyli jednak Sabat chuj. Dawaj teczki to nie będzie wpierdolu!
Eric postanowił grać na zwłokę:
- Ja Sabat? O co ci chodzi? - zapytał i zaczął uważne mierzyć we wroga.
Chwilę później Nosferatu jakby się wściekł. Machnął swoim toporem w powietrze wrzeszcząc coś niezrozumiale. Alister spojrzał za okno. Drugie piętro, będzie bolało. Ale lepsza złamana noga niż tłuczek straszydła na twarzy.
Skaczę! - krzyknął do Tremere - I wam radzę to samo!

Bolało.




Zabydeusz ledwo dobiegł do swojego pana. Rozejrzał się po ścianach i wspomniał zabitego księcia. Władimir miał obsesję na punkcie europejskiej broni białej i zgromadził jej naprawdę sporo. Prawdziwe ostre topory, miecze, włócznie, tasaki, maczugi, korbacze, cepy, szable, halabardy a także tarcze, kusze i zbroje. Jego kolekcja była rozwieszona na ścianach niemal w całym budynku. Praktyczne, nikt go nie zaskoczy bez broni w tych ścianach. Gdy mijali recepcję Zabydeusz zauważył że policjanci zamknęli za nimi główne drzwi na klucz.
Doszli do sali z wielkimi, podwójnymi schodami. Tymi samymi na których parę godzin temu rozegrała się ostatnia bitwa drużyny łowców. Ghul zobaczył ciała przykryte czarną płachtą. A gdzie się podziali policjanci? Rozejrzał się na boki i zobaczył ich. Kulili się pod ścianą i próbowali czegoś unikać. Byli naprawdę przerażeni, jeden z nich miał brązową plamę na tyłku. Co ich tak przeraziło?
Spojrzał do góry i już wiedział. Na środku stał gruby policjant. Jego całe ciało pokrywały falujące pasy cienia. Oczodoły pogrążone były w ciemności, zupełnie jak usta. Z pleców wystawały cztery macki, dwie z nich trzymały tarcze, a dwie miecze. Dostrzegł też przed czym uciekali policjanci - w pomieszczeniu było jeszcze kilka macek, jedna trzymała buzdygan, inna maczugę nabijaną gwoździami, kolejna topór. Wijący się potwór złożony z macek i ostrzy. Przerażający widok. Zdecydowana większość osób pogrążyłaby się w panice, podobnie jak ci policjanci. Ale nie Zabydeusz. Ghul od lat służył Anthonemu i był już przyzwyczajony do takich widoków. Chwilę później tuż za ich plecami pojawiła się chmura złożona z ciemności odcinając im drogę powrotną.
-Marching! Chodź tutaj psie Camarilli! Poznaj potęgę prawdziwego Lasombry! - krzyknął grubas, a jego uzbrojone macki skierowały się w stronę Anthonego. Ten jednak nie próżnował i był już na to przygotowany.

Zabydeusz Wyjął pistolet i zagłębił się w ciemności tak by wystawała tylko głowa i pistolet. Nie chciał przeszkadzać mistrzowi w pojedynku, postanowił więc że będzie miał na oku policjantów. Zerkał też z dumą na Marchinga. Był świadkiem czegoś co nie miało miejsca zapewne od stuleci - pojedynku dwóch Lasombra.







Cytat:
W krótkie dzionki października,
wszystko z pola, z sadu znika.
Sue była przerażona. Wiedziała już że wampirzyca to nie Gerold. On nigdy się tak nie zachowywał. Z drugiej strony nigdy też nikogo nie zastrzelił, a już na pewno nie "swoich". Czy miało to znaczenie? Nie jeśli jest szansa że ta Kainitka ich ocali. Udała więc wraz z Rickiem że niczego się nie domyśliła i wykonali jej rozkazy.
-Chyba domyślam się gdzie mogą pójść. Violet, zaprowadź Gerolda do więzienia - po czym wybiegła na zewnątrz w stronę domu.
Reflektorów miała w domu sporo, podobnie jak paliwa. Jej dom był pusty, matka i siostry uciekły, a ojciec z bratem byli wraz z resztą mężczyzn. Załadowali 4 kanistry paliwa na pickupa i ruszyli w stronę kukurydzy, jak polecił im "Gerold".
Gdy już wracali, zastali przy wyjściu tego złego Gerolda i kolejną wydawałoby się wampirzycę. Byli pod domem McAlisterów. W oknie zobaczyła małą sylwetkę w białej piżamie.
- O nie! W domu Mcalisterów został mały Kevin! - pisnęła z nadmiaru emocji - musimy go uratować - dodała już szeptem, ale te słowa zagłuszyła seria z karabinu. To ta latynoska wampirzyca, zapewne ma bardzo czułe zmysły tak jak miał je stary Gerold i usłyszała krzyk.
Latynoska zeskoczyła z wozu strażackiego i już ruszała w stronę kukurydzy, gdy ktoś ją skarcił
-Miałaś się trzymać blisko mnie! Wracaj! - Gerold ją skarcił i dziewczyna wróciła. Ruszyli dalej.
Sue zrobiło się słabo. Spojrzała na brzuch i zobaczyła krew. Kałasznikow ukąsił ją w trzech miejscach. Czuła jak wycieka z niej życie, położyła się na ziemi i mocno drżąc żegnała się już spojrzeniem ze swoim ukochanym Rickiem. Romantyczną śmierć w ramionach ukochanego przerwała krew Rosjanki, instynktownie zasklepiając rany i wypychając kule na zewnątrz. Wciąż bolało, ale, tylko bolało.
Zobaczyli jak na końcu ulicy wóz strażacki stał przy miejscu gdzie było więzienie, miejsce gdzie Gerold trzymał kryminalistów. Jeden z bandziorów wyciągnął już 3 z nich i wrzucił ich do wozu.
Na drugim końcu ulicy zobaczyła toczącą się bitwę. Wieśniacy nie mieli zamiaru tanio sprzedać swojej skóry, ale ich strzelby mogły się równać broni automatycznej. Jeśli szybko czegoś nie zrobią to połowa mężczyzn z wioski zostanie zastrzelona!
 
Halfdan jest offline