Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2015, 03:11   #148
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
A więc zatoczyli koło i wrócili do Joslyn Castle.
Nieustanne ciśnienie wcale nie osłabło; czegoś tutaj zapomnieli. Jakiś detal był jak tykająca bomba, a z jakiegoś powodu Morgan był jedynym który to czuł. Eric zabrał się razem z nim; mogli dokończyć owocną rozmowę, a i bezpieczeństwo podróżowania w dwójnasób było nie do wzgardzenia.

Dawniej cichy i spokojny zamek pulsował życiem; Alister, Richmond i kilkoro innych policjantów uprzątało teren zamku chroniąc Maskaradę przed nadchodzącym za parę godzin świtem. Wynoszono ciała, przerabiano uszkodzenia budynku na coś co nie krzyczy: dwumetrowy potwór z pazurami orającymi kamień walczył z człowiekiem zdolnym rzucić samochodem. Widział drużynę Richmonda w akcji już wielokrotnie, ale tym razem wyjątkowo uderzyła go sprawność przeprowadzania tej akcji. Dzień jak co dzień. Czy też raczej noc. Sześcioro zniszczonych wampirów, kilkanaście ludzkich ciał, poprzestrzelane motory, dwa zdewastowane w czasie walk pomieszczenia...a oni po prostu robili swoje.

- Kiedy będziesz widział Richmonda, proszę, przekaż mu że odwiedzę go za jego komendą o 2:30; ani jego dbanie o Maskaradę nie zostało przeoczone, ani nie zostawimy go bez opiekuna - rzucił do Alistera po wysłuchaniu króciutkiego raportu o stanie prac.

W sali rady drgania wampirzych zmysłów ucichły jak morze przed burzą; Morgan potężnie wstęchnął gdy ledwo weszli a jego oczy od razu padły na rozwiązanie zagadki.

Teczki. Cholerne teczki.

Kiedy Adam wybrał ratowanie teczek nad ratowanie Elizjum, był zdruzgotany. Jeżeli pielęgnował jakieś nadzieje na docenienie przez przyszłego księcia sensu tej instytucji, umarły w tamtej chwili. Ale dla dobra społeczności, dla jedności która była konieczna dla przetrwania poświęcił swoje arcydzieło. Zbrukano je, spalono, zniszczono...wszystko byle jakieś świstki nie wpadły w niepowołane ręce. Zniszczyli Sabatnika i zamordowali cztery osoby. Łowców, nie łowców, mało ważne. Wykryli nawet impostora nasłanego przez Gerolda. W zachwycającej naiwności Adam odmówił zebranym czytania cudzych teczek; wydał każdemu tylko jego własną. Tremere z trudem wynegocjował te które były mu potrzebne do działania; kilka kolejnych przemycił w tych wcześniejszych. Cała reszta została w pieczy Regenta.

Który zapomniał o nich kiedy tylko nadarzyła się okazja wepchnąć się do nie swojej rozmowy.

Kolejno wskazywał nagłówki stojącemu obok Ericowi: Scully Jurgens, przejezdny Nosferatu; Road Devil, którego impostora spotkali w tej sali; Jefferson Midnight, niecodzienny przyjaciel Morgana; Roger Drugi, ich własny Regent Fundacji...

Te teczki też należało spalić, tak jak te które zabrał wcześniej. Przeczytać i spalić, tak aby nigdy nikomu nie wpadły w ręce. Szybko wsypali zawartość teczek do skórzanej aktówki którą drugi Tremere znalazł w sali. Puste teczki wylądowały na stole; miał co do nich pewien pomysł.

Teczki z cichym plaśnięciem uderzyły w stół...tuż obok wbitego miecza. Niepewnie chwycił wystającą rękojeść. Metrowa broń, w całości wykonana z kości; zauważył ją już poprzednim razem, ale nie dotknął jej z obawy przed pułapkami Tzimisce. Ale teraz, kiedy już wiedział z czym ma do czynienia, sytuacja była zupełnie inna. Z wysiłkiem wyciągnął go ze stołu; zauważył że ostrze wyraźnie wyszczerbiło się podczas walki. Pomijając sam materiał, miecz wydawał się nadspodziewanie...zwyczajny. Hrotgar, sire Thorsteina który z kolei był sire jego własnego sire, Korwina, własnoręcznie wykonał tą broń w swoim warsztacie w Wiedniu. Jak ani w którym momencie Władimir mu go skradł(czy to był bezpośredni powód jego ucieczki z Europy?), Morgan się nie dowiedział. Ale z jakiegoś powodu widywano go raczej w rękach Natalie.
Morgan otworzył oczy stojąc z mieczem w dłoni, a drugą rękę trzymając na pustych teczkach; ten zapach szlamu ...

Nosferatu w drzwiach. Ten sam co przedtem. Czyli zagrożeniem było że to on..
-Sabat chuj czy nie? Dawać mi te teczki! JUŻ!- ...weźmie te teczki. Ale przecież mając wszystkie karty w ręku. Odruchowo wzbogacił paletę zmysłów, tak jak zawsze gdy oceniał rozmówcę: gniew, nienawiść, strach...ale i potrzeba przywódcy. Doskonale. Mógł próbować obezwładnić przeciwnika razem z Ericiem, ale widział jak sabatnik rzucił ciałem swojej ofiary kilkanaście metrów.

- Billy, uważaj na plecy - zaczął Morgan - Tak, TY, Johnie Smith, który byłeś koło posiadłości Marchinga niecałą godzinę temu. Nie chciałbyś znowu zawalić zwiadu tak że wszyscy zostaną zakołkowani i biskup po raz kolejny będzie musiał nas ratować, prawda? - to powinno nim wstrząsnąć na tyle żeby zaczął słuchać
-O ja cię pierdolę, kolejny świr! Więcej was matka nie miała? Jaka jest twoja wataha, pod jakim bisku... - Nosferatu zobaczył jak Alister otwiera okno i szykuje się do skoku, a Eric skacze za zasłonę i wyciąga w jego kierunku dwa rewolwery - aaa czyli jednak Sabat chuj. Dawaj teczki to nie będzie wpierdolu! -
- Ja Sabat? O co ci chodzi? - Eric może nie połapał się w sztuczce na tyle żeby grać razem z Morganem, ale przynajmniej nie przeszkadzał.
- Skaczę! - krzyknął do Tremere - I wam radzę to samo! -
W końcu.
- Pod kardynałem di Polonią, pośrednio przez Gerolda, jego biskupa pomocniczego - wyciągnął w stronę Erica teczki w geście zatrzymania się - Ghul już nas nie słyszy, możesz przestać udawać - opuścił broń niżej - Moja wataha, poza tym tutaj, jest zakamuflowana w mieście. Co robi twoja? - odpowiedział Smithowi
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 03-06-2015 o 00:34.
TomBurgle jest offline