Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2015, 13:30   #40
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Znów przez długie kilka sekund po obudzeniu nie wiedziała, gdzie jest. Rozpoznała gościnną sypialnię w domu Tymona, dziwne, planowała chyba nocować u rodziców, ale widać potem zmieniła plany.
No tak, ojciec… Zachowywał się dziwnie, jakby się bał, albo unikał kontaktu. pewnie nie chciał gadać o swoich powiązaniach z Hukiem. A teraz cała jego rodzina nie żyła. Huka. Ojca też dopadną? A matkę? A… ją? Może powinna uciec, gdzieś daleko, tak, żeby jej nie znaleźli? Przeczekać?
Myśli kłębiły sie w głowie, natrętne i bolesne. Zmagała się sama ze sobą. Miała do wyboru zostać w łóżku - najchętniej na zawsze - poszukać swojego miejsca gdzie indziej, może w Anglii, lub innej Antwerpii, albo postarać się zorientować, co się tu dzieje. Ogarnąć to wszystko. Podobno jak człowiek wie, to przestaje sie bać. Wiedza daje siłę. Podobno. Na razie tego nie czuła. Raczej przytłoczenie. Ale przecież nie spędzi całego życia w gościnnej sypialni Tymka! Choć- szczerze mówiąc - myśl wydawała się kusząca.

Wygrzebała się z łóżka, ciało automatycznie przeszło do łazienki i weszło pod prysznic. Gorąca woda rozproszyła watę otulająca mózg.
No dobra.
Nie wyjedzie do Antwerpii.

Wyciągnęła komórkę, sms, dopisała Davida do listy znajomych.
“ok, napisz gdzie” wstukała.
Teraz trudniejsze… “Tato, chcę pogadać. Napisz mi, kiedy i gdzie możemy się spotkać. W domu nie.”

No dobra.

Dawid odpisał pierwszy.
“Śliwa przyjedzie po ciebie gdzie będziesz chciała. Około dwudziestej. Niech cię nie zniechęca jego wygląd. To porządny gość. Jak na tutejsze standardy” - dodał niepotrzebnie na koniec.
Ojciec potrzebował nieco więcej czasu, ale ostatecznie zdecydował się na dość publiczne miejsce w mieście, kolejną kawiarenkę-bar, raczej dla ludzi przy kasie. Dojazd nie zająłby jej zbyt wiele.
“ Dzięki, będę za godzinę” odpisała ojcu i poszła się ubrać.

Już w kolejce wysłała kolejnego smsa, tym razem do Davida “ok, napisz GDZIE”.
“Z tego co mi mówił, impreza jest gdzieś na przedmieściach, posiadłość w Markach czy coś.”
Z drugiej strony Warszawy... będzie jechać ze dwie godziny, ale w sumie i tak nie ma nic do roboty, prawda?
"ok" odpisała.


Kolejka zatrzymała się, Joanna przepchnęła się do wyjścia, debile zastawiali rowerami co się dało, starannie unikając przeznaczonych do tego celu wagonów i uchwytów. Wyskoczyła na peron - dojście do kawiarni powinno jej zająć nie więcej niż 10 minut.
Ojciec już na nią czekał, siedząc nad filiżanką espresso i kiwając nerwowo nogą, zawieszoną na drugiej. Choć jak zawsze ubrany był porządnie i próbował ukrywać stan emocjonalny, to na pierwszy rzut oka widać było, że jest roznerwicowany.
- No cześć tato - powiedziała, siadając obok i rzucając plecak pod nogi. Nie było co zwlekać: - To mówiłeś , że robiliście jakieś interesy z panem Hukiem, tak? Jak jeszcze żył, oczywiście.
- No w pewnym sensie. Dawał dorobić gdy jeszcze nie miałem takiej dobrej pracy, pomógł ci dojść do tej posady, którą mam teraz, a w zamian różne przysługi małe… - powiedział jakby onieśmielony.
- Małe, czyli? - docisnęła.
Westchnął ciężko prostując się na krześle. Obejrzał się we wszystkie strony, zbierając się w sobie.
- Wstęp na operacje… możliwość na przykład… dotknięcia środka czyjegoś ciała. Zawsze pod naszą kontrolą, nigdy nikomu nie zaszkodziliśmy - powiedział chcąc od razu się usprawiedliwić.
- Co? - na jej twarzy odmalowało się kompletne zaskoczenie.- Po co? On był jakiś zboczeńcem, czy kimś takim?
- Nie, to nie dla niego. Dla jego klientów. Bogaczy, ludzi którzy mogli se do tej pory kupić wszystko oprócz takich rzeczy. Nie można po prostu wejść do szpitalu i zapłacić za wejściówkę na operację by dotknąć czyjegoś bijącego serca… on im to oferował ja dostarczałem. Nie wiem po co to robili. Może byli po prostu znudzeni pieniędzmi które mają, wydawali je jak tylko mogli. Jacek dostarczał im… nowych rozrywek. Żadne skoki ze spadochronem, sport ekstremalne tylko rzeczy nielegalne, oryginalne. Przez ludzi takich jak ja - powiedział wzruszając ramionami. - Nikomu nie działa sie krzywda, ale… ale wiedziałem, że później w ofercie miał też narkotyki i wiele, wiele innych spraw.
Pokiwała głową - trochę rozumiała, bo pamiętała uczucie, którego doświadczyła po wypreparowaniu pierwszej żyły. Rozumiała, że ludzie mogą pragnąć takich emocji.
- Czyli był jak fundacja “Mam marzenie”, tak? Ktoś czegoś chciał i on to załatwiał… Ale kiedy wszedł w narkotyki, ktoś postanowił przejąć jego biznes, czy może raczej komuś zaszedł za skórę..- myślała głośno. - A gdyby ktoś chciał czegoś.. no, nie wiem, sprawdzić, jakie to uczucie np. zabić kogoś? Też by pomógł?
Wzruszył ramionami krzywiąc się ciężko.
- W pewnym momencie zacząłem nieco ograniczać kontakty. Miałem już taką posadę jak mam teraz, a usłyszałem, że zaczęli też sprzedawać narkotyki. Odciąłem się od gadania z nim, a sam zwracał się do mnie coraz rzadziej, a jak już to przez pośredników. Szczególnie gdy wysyłał tego swojego blondasa w jakiejś sprawie, albo w eskorcie gdy klient był nie do końca godny zaufania… - otrząsnął się z paplaniny patrząc znów na córkę. - Może i by pomógł. Nie zdziwiłbym się. Po jakimś czasie nie był już tym samym człowiekiem.
Uspokoiła się trochę i spojrzała uważniej na ojca. Był wyraźnie zaniepokojony. Oczywiście, ostatnie wydarzenia mogły napawać pewnym niepokojem, ale to do niego nie pasowało. Bał się?
- Miał pewnie kilkunastu takich... pomocników jak ty. Bez sensu byłoby mordowanie wszystkich. Więc chyba jesteś.. jesteśmy w miarę bezpieczni . Tak myślę. Dlaczego tak się denerwujesz? Chyba, że nie wszystko mi mówisz. Jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć?
- Po prostu… nie jest to coś do czego łatwo się przyznać, szczególnie dla rodziny. Nie zarabiałem w pełni uczciwie, nie zasługuję na moje stanowisko tak jak inni ludzie, którzy nie mieli takich kontaktów… czuje się strasznie podle - wyznał zwieszając głowę.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie przywykła do pocieszania własnego ojca. Napiła się wody, żeby zebrać myśli.
- A ten.. blondyn? David? Myślisz, że on może mieć z tym coś wspólnego? Może to on chce przejąć rynek?
Popatrzył na nią spokojniejszym, ale zmartwionym wzrokiem.
- Skąd w sumie go znasz? Zresztą - pokręcił głową - może i lepiej bym nie wiedział. Nie wiem jak to dokładnie było, ale Jacek wyciągnął go z ostrego piekła, a ten stał się jego… nie wiem, jakimś samurajem, zabójczo oddanym psem. Wydaje mi się, że jeśli już to po prostu chce się zemścić. Co nie zmienia faktu, że jest strasznie niebezpieczny, ale na szczęście to tylko rzeczy, o których słyszałem.
Dziewczyna uniosła brwi. “Zabójczo oddany samuraj" cóż za kwieciste określenie, tyle że nieprawdziwe. Joanna nie wierzyła w takie rzeczy. Nie była pierwszą naiwną, tylko twardo stąpającą po ziemi pragmatyczką. Oczywiście, Tymek był jej stuprocentowo oddany, ale ją kochał, więc to naturalne. Ona też go kochała.
-Nie możesz mu ufać, tato, kłamie jak z nut. Naopowiadał mi bzdur o Tymku - powiedziała, ale nie wiedzieć dlaczego mówienie o narzeczonym bolało. Tak bardzo, że zaczynało brakować jej tchu. Zmieniła szybko temat.
- Mama wie o tym wszystkim ? Chłopaki?
Pokręcił głową.
- Nie, nigdy się specjalnie nie interesowała moją pracą, a i mi to na rękę było. Ale chłopcy coś wiedzą… chyba nawet też robili jakieś interesy, przepuszczali rzeczy przez lombard. Ostrzegałem ich, ale… wtedy nic się źle nie zapowiadało - powiedział wzruszając ramionami.
Spojrzała ojcu w oczy. Zawsze mu ufała, wiedziała, że może na niego liczyć. Jego wyznanie niewiele zmieniło.
- Co powinnam.. co mam teraz zrobić z tym wszystkim, tato? - zapytała, dość rozpaczliwie.
Chwilę mu zajęło zebranie myśli i ułożenie ich w słowa. W końcu jednak lekko oblizał usta i pochylił się nad stolikiem splatając ręce.
- Ciężko mi powiedzieć, naprawdę. Z jednej strony to nie jest nasz świat… to przstępcy, kryminaliści i najwyraźniej mordercy. No, ale… dokąd nas może doprowadzić bezczynność? Trzeba się czegoś chwycić, ale pójście z tym na policję… - spojrzał na nią wzdychając ciężko. - Możesz się domyślić jak by się to skończyło.
Asia usłyszała krótką wibrację w telefonie. Wiadomość od Kamińskiego, który od jakiegoś czasu siedział dziwnie cicho.
“Zachowaj to dla siebie. Czy miałaś jakąś styczność z plastrami? Sprawdzałaś czy ktoś ci ich nie podłożył w mieszkaniu? Jeśli nie, rób to codziennie, ale nie dotykaj ich gołymi rękoma. Daj znać.”
Schowała komórkę.
- Dzięki tato. Będę szła. Trzymaj się z dala od kłopotów, obiecujesz?
i przytuliła do ramienia mężczyzny, jak to robiła kiedyś, gdy była małą dziewczynką.
- Tak, tak.. ty też - odpowiedział obejmując ją jedną ręką. - Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, dzwoń. Kiedykolwiek - zapewnił ją pewnym siebie głosem.

Posiedziała jeszcze chwilę, a potem wróciła na stację.

Dom był zamknięty, przeszła się po pokojach, rozglądając za plastrami. Nic nie znalazła. Przez chwile zastanawiała się, czy powinna o tym powiadomić Wymiętego, ale skoro NIE znalazła, to chyba nie, logiczne, prawda? W lodówce też nic było plastrów ani w ogóle nic, pomyślała, że chyba trzeba zrobić zakupy, ale to potem. Na razie zjadała oliwki, które przywieźli ostatnio z Grecji, a potem poszła powyrywać trochę chwastów w ogródku.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline