Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2015, 11:14   #31
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna obudziła się, było jeszcze ciemno. Przez kilka długich sekund czuła to przerażające uczucie, które ogarnia człowieka, kiedy budzi się w miejscu, którego nie poznaje i nie pamięta, co się wcześniej działo. Rozpoznała gościnną sypialnię w domu Tymona. Bolały ją wszystkie mięśnie, jak w grypie, w głowie łupało, było jej gorąco, i czuła takie pragnienie, jakby nie piła od wielu dni. Może ma kaca? Rzadko piła alkohol, nie działał na nią wcale, aż przekroczyła granice, po której ścinało ją z nóg. Nigdy nie wiedziała, w którym miejscu tym razem pojawi się granica. Sięgnęła po wodę stojącą na szafce nocnej – kolejna fiksacja Tymona, dwa litry wody dziennie, cały dom zastawiany był butelkami wody 0.7 l., ze sportowym ustnikiem „Jak są pod ręką, to wtedy po nie sięgasz, nawet nieświadomie” Pilnował, żeby pani sprzątająca je rozstawiała, a nawet sam uzupełniał z niezwykłą – jak na niego – sumiennością. Był osobą, której uwielbienie dla porządku było równie wielkie, jak niechęć do sprzątania. Joanna wypiła wodę, łupanie nieco ustało, przyjmując akceptowalny poziom – szukać proszków przeciwbólowych nie miała siły – i dziewczyna zasnęła na powrót.

Obudziła się ponownie, kiedy było już jasno. Głowa i mięśnie ciągle ją bolały, dodatkowo zauważyła, że śpi w ubraniu – bluzka miała jakieś sztywne plamy i pachniała kwaśno, wymiocinami i potem. Poczerwieniała na twarzy, matko, jak nic się spiła… Tymek będzie wkurzony. Wstała powoli, kręciło się jej w głowie, ale dawało się ustać. Wypiła drugą wodę i powoli poszła w stronę sypialni. Po drodze mocowała się ze śmierdzącą bluzką, starając się ją ściągnąć przez głowę. Kiedy w końcu się jej udało stała już w drzwiach sypialni. Pierwsze, co poczuła, to skisły zapach, wyczuwalny mimo otwartego okna. Matko, zapomniała je zamknąć, Tymon znów się wścieknie ani alarm, ani klima nie działały przy otwartych oknach. Podeszła, żeby je zamknąć, i wtedy jej wzrok padł na biurko. Przypomniała sobie wszystko, w jednej sekundzie. Pierwszą myślą było, że Tymek nie będzie się jednak awanturował i że wczoraj nie zapiła, oraz absurdalne poczucie ulgi. Potem poczuła ostre szarpnięcie żołądka i po sekundzie całe biurko i wszystko wokół zalane było wodą zmieszoną z żółcią.



Zaczęła działać metodycznie i spokojnie. Tymek nie lubił bałaganu, a pani sprzątająca wyjechała na dwa tygodnie do chorej siostry. Joanna obtarła twarz bluzką, rzuciła ją na blat biurka, wznosząc niewielki biały obłoczek. Zamknęła dokładnie okno, umyła twarz i wypłukała usta w łaziance obok sypialni i zeszła na dół. Ojciec spał na kanapie. Po cichu, żeby go nie obudzić, wyciągnęła pudło ze środkami czystości i ręczniki papierowe ze schowka. Wróciła na górę, oderwała nowy worek na śmiecie, założyła żółte rękawice pani Stasi do sprzątania. Zgarnęła wszystko z biurka – tacę, proszek, plastry, swoją bluzkę , jakiś notatnik i ich wspólne zdjęcie – do worka. Potem zebrała walające się na podłodze resztki pociętego ubrania Tymka, nożyczki. Zapakowała wszystko. Papierowymi ręcznikami starła swoje wymiociny z biurka, krzesła i podłogi, potem środkiem do czyszczenia drewna umyła meble i parkiet. Tymek nie lubił dywanów ani zasłon, mówił, że zbierają kurz. Teraz doceniła jego przezorność. Zmyła całą podłogę mopem, wyczyściła dokładnie skórzany fotel, zasłała łóżko, wypolerowała parapet i biurko Pronto do drewna, a potem ustawiła klimatyzację na 23 stopnie. Zebrała wszystkie zużyte ręczniki do worka na śmieci, zabrała pudło z chemią i zeszła na dół, poodwieszać rozrzucone kurtki i odłożyć ubranie Tymka do pralni.

Dzwonek do drzwi oznajmił niezwykle licznych gości. Z okna na piętrze widać było kordon samochodów policyjnych i stado mundurowych błąkających się już po ogrodzie. Bezpośrednio przed drzwiami stał ten sam policjant, którego Joanna spotkała poprzedniego dnia w szpitalu.
Joanna zwolniła zamek i stanęła w drzwiach, blokując je swoją osobą. Prezentowała się dość dziwacznie, w samych szortach i staniku, ale za to w żółtych rękawicach. Nie wyglądała jednak, aby ją to w jakikolwiek sposób poruszało.
- Dzień dobry - powiedziała.
Nawrocki spojrzał na nią unosząc brwi, jakiś policjant z tyłu uchylił się w bok by mieć lepszy widok zza ramienia wyższego kolegi, kobieta w białym fartuchu i z maseczką przewieszoną przez szyję wywróciła oczyma zwracając koledze uwagę szturchnięciem łokcia.
Detektyw wręczył Joannie kartkę papieru.
- Nakaz, przeczytaj proszę a my zrobimy swoje… sprzątałaś, prawda? - westchnął ciężko delikatnie usuwając Joannę na bok by wpuścić trzech policjantów, dwie policjantki, trzy kobiety w fartuchach i jednego mężczyznę w białym kitlu. - Rozumiem, szok i w ogóle, powinienem się tego spodziewać. Ale spokojnie, jeśli wszystko znajdziemy w śmieciach, pod ultrafioletem i w ogóle to nie postawię ci zarzutów utrudniania śledztwa czy sabotażu dowodów. Może się ubierzesz? - spytał przechodząc do salonu, gdzie właśnie budził się ojciec Joanny, rozejrzał się po pokoju, w którym swoją pracę zaczynali mundurowi.
- Dzień dobry - Damian skinął wesoło głową dla ojca dziewczyny. - Jak się mamy?
Joanna poszła za policjantem.
- Nie jestem w żadnym szoku - zaprzeczyła gwałtowne. - Studiuję medycynę i bez problemu rozpoznałabym symptomy. Musiałam posprzątać, bo się źle poczułam i.. No, to trochę krępujące opowiadać. Tutaj jest wszystko, bardzo proszę - wręczyła mi zawiązany worek. - Czy rodzina Tymona nie powinna wyrazić zgody na przeszukanie?
- Mogliśmy się z nimi kontaktować i załatwiać ich zgodę, ale jako, że jego matka mieszka w innym mieście, łatwiej i szybciej było załatwić nakaz. Czysta formalność - Damian pokiwał głową, sam nie włączał się do przeszukiwania, przekazał worek dla innego policjanta, który odebrał go z głośnym westchnięciem i osunął się na bok ostrożnie go otwierając.
Aspirant prychnął ciężko poluzowując krawat.
- Nie macie tu klimy? Gorąco… jak w sumie wszędzie.

Tatuś przeczesał włosy i wstał chrząkając ciężko. Schował swoje rzeczy po kieszeniach i sprawdził godzinę na zegarku. Skrzywił się jakby przegryzł zepsutą cytrynę i podszedł do córki nakładając marynarkę.
- Mam operację za dwie godziny… - powiedział z ciężkiem sercem. - Mogę później wpaść z mamą, jeśli chcesz. Albo zabrać cię do nas jeśli nie będziesz chciała tu siedzieć. Może tak będzie bezpieczniej - dodał patrząc na policjanta, który tylko wzruszył ramionami uśmiechając się neutralnie.
- Nie… - pokręciła głową. - Przyjadę później. Teraz… przypilnuję, żeby tu nie nabłocili za bardzo. Jedź.

Kiedy ojciec wyszedł usiadła na zwolnionej przez niego kanapie, zawijając się w koc. Jej nie było gorąco. Miała nawet ochotę podkręcić klimę, ale Tymek lubił, jak były 23 stopnie.
Choć specjalnie cicho nie było, to służbiści przynajmniej nie robili zbytniego bałaganu, to co przetrząsali odkładali później na miejsce, co z pewnością wynikało z bardzo precyzyjnego rozkazu przełożonego, by zachowywać się przyzwoicie.
Damian chrząknął rozglądając się po salonie tak jak robi to gość, a nie policjant z nakazem przeszukania.
- Zawiadomiła już pani rodzinę? W szpitalu chyba nie byli pewni czy mają to robić, bo jest pani narzeczoną, ale… no nie wiem - wzruszył ramionami.
- Oczywiście - spojrzała na niego, zdziwiona pytaniem. - Ojciec był w szpitalu, wszystko wie.
- Mam na myśli rodzinę… zmarłego - powiedział najwyraźniej próbując sobie przypomnieć imię i nazwisko człowieka, którego dom przeszukiwał. - Możliwe, że też będziemy z nimi musieli pogadać.
- A. - zastanowiła się chwilę. - Zmarłej. - poprawiła policjanta. - Ale oni chyba wiedzą… no, ojciec nie żyje, to była dość głośna sprawa. Matka jest w psychiatryku chyba.. - znów się zamyśliła. - A brat? Wymięty nie był tu zbyt specyficzny.
Nawrocki pokiwał głową przyglądając się ogrodowi zza okna. Skrzywił się nagle i spojrzał na Joannę dziwnie.
- Co? Hm? Kto? - mruknął.
- Ale co kto? - zainteresowała się Joanna.
- Wymięty? - uśmiechnął się. - O kim pani mówi?
- Policjant. Mam do niego komórkę. Chce pan?
Machnął ręką chichocząc.
- Domyślam się o kim pani mówi. Nie, nie trzeba - aspirant spojrzał w stronę schodów. Kobieta w kitlu machnęła do niego ręką. Podszedł i pogadał chwilę, w międzyczasie podszedł do nich mundurowy przeszukujący śmieci i wręczył dla detektywa woreczek z plastrami. Zanim go wziął do rąk, włożył rękawiczki obejrzał się na Joannę. Przeprosił współpracowników i wrócił do dziewczyny, rzucając torebkę na stolik.
- Nom… słucham - powiedział skinając głową na plastikową folię.
- Plastry - odpowiedziała, po przyjrzeniu się torebce. - Hania miała takie, w torbie. Ale mówiła, że nie brała. No, ale wie pan, jak ktoś robi test ciążowy 200 razy, a potem się zarzeka, a na USG nic nie ma, to musi brać, chyba, nie? Tymek miał po tym ślad na ręce. Prawej. Widzieliście?
- Dostałem wyniki sekcji może godzinę temu - powiedział znów biorąc do ręki torebkę i przyglądając się jej ze wszystkich stron. - Pani… pani brała? - spytał unosząc brew. - Bo z tego co mi powiedziano jest w tym domku troszkę więcej niż amfetamina, trochę sterydów z Rosji i dopalaczy…
- Nie. - pokręciła głową, zawijając się szczelniej w koc. - Nie mogę. Nie działa na mnie, a jak zadziała.. no, nie wiadomo kiedy. Tymek też nie bierze.
Policjant cmoknął ustami chowając torebkę w kieszeni marynarki.
- Toksykologia co innego wykazała, ale to taka tam śmieszna nauka - powiedział uśmiechając się do siebie. - No nic, chyba jednak na chwilkę przedzwonię do aspiranta Wymiętego - dodał wyciągając komórkę. - Upewnię się, że nie trzeba pani będzie robić badań, bo jakoś mi się nie chce. Pani się zastanowi czy nie zna nikogo kto mógłby podkładać w pani domu ciężkich narkotyków - rzucił zanim wyszedł do ogródka przez drzwi tarasowe, nie zasuwając ich za sobą.

Zerwała się na nogi i pobiegła za nim.
- Przecież mówiłam wczoraj! David Bluecamp, mówił, że Tymek nie przyjdzie, bo go naładowali tym świństwem! I ten drugi, co się tu kręcił, zrobiłam zdjęcie. czy wy nic nie słuchacie?!
Policjant skinął głową uśmiechając się z zamkniętymi oczami. Uniósł rękę prosząc by poczekała i porozmawiał chwilę poza zasięgiem jej słuchu. Trwało to parę minut, ale wrócił do dziewczyny nieco poważniejąc.
- No dobrze… Mareczek grzecznie doradził bym bardziej serio podszedł do pani, więc niech będzie. Poproszę na chwilę komórkę, zgram sobie zdjęcie i będziemy wypatrywać, popytamy, może ćpuny z miasta coś wiedzą. Ostrzegam jednak panią, że jeśli chodzi o sprawy typu “przedawkował i niby brał wcześniej, ale teraz to go wrobili” to zazwyczaj kończą się na samym przedawkowaniu. Jeśli jednak znajdziemy jakieś dowody na to, że było to otrucie… - popatrzył na nią oddając jej telefon - dołożę wszelkich starań by postawić im zarzuty - znowu spojrzał w stronę schodów.
- O proszę i po krzyku… będziemy musieli skonfiskować wszystkie rzeczy, po zakończeniu sprawy, te które nie będą potrzebne jako dowody archiwalne, lub jeśli dojdzie do sprawy w sądzie, jako dowody rzeczowe, zostaną pani zwrócone. Wszelkie roszczenia na komisariacie, numer odznaki zapisałem w pani telefonie, w notatkach. Nigdy nie wiadomo…
Pokiwała głową.
- On powiedział, że dziś zadzwoni. Chciał wczoraj rozmawiać, znalazł mnie w poradni, ale musiałam jechać do Tymka.
- Ma pani na myśli, tego drugiego? Davida? - spytał spoglądając w stronę wychodzących z domu współpracowników. - Szczerze mówiąc nie wiem jak mam na to zareagować, nie dała mi pani jakich bardzo… rzetelnych zeznań na jego temat. Zajmuję się narkotykami, narkomanami i ich dostawcami. Jeśli stwierdzi pani, że ma ten człowiek z tym jakiś związek proszę dać mi znać, resztę rzeczy do Mareczka. Nie lubimy mieszać spraw różnych wydziałów. Niepotrzebne kłopoty i zgrzyty. Trzymamy się swoich kompetencji i jurysdykcji.
- Przecież mówię! On wiedział.. myślę, że to on wstrzyknął to Tymkowi. Podrzucił te plastry. Sypiał z Hanią. Lekarz powiedział, że Tymek coś brał, ale że zaraz potem poprawił sobie dożylnie i się dziwił, jak dał radę.
Policjant westchnął tęsknie spoglądając w stronę drzwi.
- Same przypuszczenia to za mało. Gdybym znał miejsce zamieszkania z pewnością bym wypytał, ale… - wzruszył ramionami. - Mam parę innych poszlak, możliwych dilerów, zanotuję sobie to co pani powiedziała, ale naprawdę myślę, że większe szanse daje parę innych osób.
Pokręciła smutno głową i wróciła do środka. Nie brali jej poważnie. Dlaczego? Powinna chyba złozyć skargę… dobrze, ze miała jego numer. Jutro napisze. Wróciła na kanapę, skąd obserwowała ludzi kręcących się po salonie Tymka.
Wychodzili jeden za drugim, każdy kończąc swoją część roboty po jeszcze kilkunastu minutach. Ostatni skończył ten, który przeszukiwał worek na śmierci, z mozołem wrzucając większość rzeczy z powrotem i zawiązując go ostrożnie. Odłożył go przy wyjściu i otarł pot z czoła, szczęśliwy co niemiara. Rozejrzał się i spostrzegwszy, że był ostatni, skrzywił się wściekle i wyszedł rzucając cicho
- Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedziała cicho.
Powinna wstać i choć trochę posprzątać, ale nie chciał się jej nawet zamykać drzwi na zasuwę. Tymek byłby wściekły… Ale szybko przypomniała sobie, że już nie będzie wściekły. Więc została na kanapie, patrząc się w wyłączony telewizor.



Minęła godzina, a potem druga, słodkiej bezczynności, wypełnionej okrutnym upałem i przenikliwą ciszą, bardzo brutalnie i krwawo przerwanej przez denerwujący dźwięk dzwonka telefonu, będącego już na skraju wytrzymałości baterii.
Drgnęła gwałtowne, wyrwana z zamyślenia. Gdyby telefon leżał dalej nie ruszyłaby się z kanapy. Ale leżał na stoliku, tam gdzie wcześniej ojciec zostawił swoje dokumenty. Sięgnęła i podniosła komórkę. Rękawica jej przeszkadzała, zajęła ją i stuknęła w połączenie, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak.
Odpowiedziała jej ciężkie westchnięcie, a później chwila ciszy.
- Właśnie się dowiedziałem - zniekształcony przez telefon, głęboki głos Davida wciąż pozostawał łatwo rozpoznawalnym. - Wiem co myślisz, ale to nie byłem ja. Gdy przyjechałem był odurzony, ale nie przećpany. Myślisz, że możesz przyjąć tę teorię przynajmniej na parę godzin? - spytał błagalnym tonem głosu.
- Policja już po ciebie jedzie. Wszystko im powiedziałam. Skończysz w pierdlu, bandyto.- odpowiedziała spokojnym, miło brzmiącym głosem, wypranym z wszelkich emocji. - Jesteś ładnym chłopcem, mam szczerą nadzieję, że twoi nowi znajomi to docenią. Wielokrotnie. I dogłębnie.
- Wiem co im powiedziałaś i nie było tego zbyt wiele. Żadnego adresu, ani nawet numeru telefonu, ale ten akurat mają - westchnął ciężko. - Rozumiem, że wiesz swoje i nie nastawiasz się specjalnie na współpracę?
- Może więc podasz mi swój adres? - zaproponowała. - Jako znak dobrej woli... Skoro nie masz - zamilkła na długą chwilę, wydawać się mogło, że już się nie odezwie - ... z tym - wykrztusiła w końcu - nic wspólnego, to chętnie porozmawiasz z policją, prawda?
- Nie, bo mam sporo wspólnego z innymi sprawami - odpowiedział z ciężkim sercem. Milczał przez chwilę, aż w końcu znowu westchnął ciężko i raczył kontynuować. - Mogę ci podać adres, ale jeśli przywleczesz za sobą policję, będę dla twojej rodziny takim człowiekiem za jakiego najwyraźniej mnie uważasz.
- Co? - zapytała, wyraźnie nie nadążając za tokiem jego wypowiedzi. - Będziesz dla mojej rodziny, co? W sumie nieważne. Podaj adres.
- Eh, no dobrze… nie będę na tobie wymuszał obietnic, możesz sobie wyobrazić konsekwencje zdrady… - powiedział podając jej adres kolejnego osiedla blokowisk. - Czwarte piętro, mieszkanie dwunaste. Jeśli nie masz kasy na taksówkę mogę opłacić gdy przyjedziesz.
- Za dwie godziny - powiedziała.
Na początku chciała po prostu wyciągnąć do niego adres, żeby podać policji. Pojadą, zwiną go i będzie po sprawie. Ale potem naszły ją wątpliwości - policjanci nie traktowali jej jako wiarygodnego świadka. Wmawiali, że jest w szoku, że jest naćpana, i nie wie , co mówi. Ale przecież wiedziała! Była przekonana, że ma rację. nie rozumiała tylko - dlaczego. Dlaczego, to zrobił.

Komórka zapiszczała o prąd, podłączyła ją, automatycznym, wyćwiczonym ruchem do zamocowanego pod stołem kabelka. Napiła się wody, z zostawionej przez Tymka butelki. Wzięła prysznic, ubrała się, weszła do szopy w ogrodzie, zabrała rower, wrzuciła parę rzeczy do plecaka, zamknęła szopę ją dokładnie na kłódkę. Potem drzwi ogrodowe, drzwi do domu, bramę. Zabrała plecak, telefon, dokumenty, pieniądze. Kartkę z zapisanym adresem Davida zostawiła na stole w salonie.

Wsiadła na rower i pojechała na stacje kolejki. Pociąg był zawsze 15 minut po pełnej godzinie.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 28-04-2015, 08:12   #32
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Młody diler dobrze zaczął dzień. Jednego ze swojej parszywej dwunastki poinformował, że przejmuje kampus Polibudy. Przekazał mu również kontakty do dwóch zaufanych studenciaków, którzy najczęściej kupowali białe.
Interesł kwitł.
Do godziny 14:00 uzupełniał zeszyt. Skrupulatnie sprawdzał rachunki. Prowadził statystyki sprzedaży. Szukał perspektyw do rozwoju biznesu.
O 14:30 ruszył do Gabriela. Miał nadzieje, że bliźniaki już nie śpią.

- Davai, davai - rzucił z udawanym udolnie ruskim akcentem gospodarz przez domofon. Kolejna wizyta na tej klatce schodowej i znowu nic nie wskazywało na to, by żył tu ktoś inny. Całkiem możliwe, że inne mieszkania też były w niemal nietkniętym stanie od czasu wybudowania.
Gabriel otworzył mu wycierając włosy małym ręcznikiem, wyglądał i pachniał jakby dopiero co wyszedł spod prysznica.
- Siema. Napijesz się czegoś? Z procentami czy bez? Mamy prawie wszystko - powiedział wesoło zapraszając go do środka. Z łazienki dochodził go szum wody, zapewne jego siostra.
- Nie ukrywam, że zimne piwo w kolejny upalny dzień byłoby całkiem przyjemne. - Tomek wszedł za Gabrielem. Myśl o tym, że poznana niedawno dziewczyna jest kilka pomieszczeń stąd kompletnie naga wywołała uśmiech na ustach chłopaka.
- Spoko, spoko, mam żubry albo miodowe. Dam ci miodowe, strasznie dobre są - powiedział zaglądając do staromodnej lodówki i wyciągając z niej dwie pobrzękujące, ślicznie się błyszczące butelki. Postawił je na stoliku w salonie naprzeciw kanapy i otworzył o mocno już poniszczony blat. Opadł na siedzenie ciężko, kładąc nogi na stoliku i pociągnął pare łyków, drugą ręką wachlując się koszulką.
- Prysznic, zimne piwko w taki dzień po całej nocy roboty… to jest to, nie? Tobie dobrze się pracowało? - spytał najwyraźniej wracając do dawnego potoku słów. - A i ten…- przygryzł wargę na chwilę się uspokajając. - Sorry za chłodne potraktowanie ostatnim razem. Niby trochę ci nie wyszło, ale za ostro zareagowałem, upał rzuca się na mózg, sam rozumiesz....
Tomek sięgnął po miodowe, pociągnął solidny łyk.
- Wiedziałeś, że grupą docelową Żubra są mężczyźni 40+ z klasy robotniczej? W ogóle każdy produkt na świecie ma jasno określoną grupę docelową. - Tomek pociągnął kolejny łyk.
- Nie potrafię określić grupy docelowej waszych klientów. Ale to już nie moja broszka.
- Ja też - pokręcił głową z uśmiechem. - Oni… nasi szefowie to jest, nawet nie pobierają opłat, rozumiesz. Rozprowadzają to za darmo. Rozdają takie prezenciki… prezenciki przez które giną ludzie, ale hej! - uniósł ręce w obronnym gęscie. - Nikt nie karze im tego brać co nie?
Szum wody z łazienki ustał, a po chwili zastąpił go dźwięk nastawionej na najwyższą moc suszarki.
- Jakby co to wiedzą dla kogo pracujesz, ale nie mają z tym problemu - uspokoił go nagle Gabriel skinając przyjaźnie głową.
- No właśnie. Jak miałaby wyglądać ewentualna dalsza współpraca? Nie ukrywam, że z moim aktualnym zajęciem wiążę przyszłość. Mam tam perspektywy. Jasno zarysowaną ścieżkę kariery. A tutaj o ile rozumiem to kilka zadań, po których zginę bo się nie wywiązałem, albo sam się wycofam jak moi poprzednicy. Rozumiesz chyba, że nie będzie łatwo zachęcić mnie do kolejnego "zlecenia".
Hałasy z łazienki ustały, Gabriel wychylił się spoglądając w stronę drzwi, ale póki co siostra nie miała zamiaru się pokazywać. Powoli oparł się ponownie odpowiadając.
- Rzecz w tym, że… jak ci to wyjaśnić… - spytał sam siebie. - Moi pracodawcy dążą do eleminacji twoich i muszę przyznać, że przez dłuższy czas szło im to powoli, ale ostatnio nabrali tępa, za którym ta… firma - rzucił nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa - nie wyrabia po prostu. Nie siedzisz tam zbyt głęboko, przynajmniej na razie więc nie jesteś świadom paru rzeczy, ale gdybyś chciał się dowiedzieć, spostrzegłbyś, że się rozpadają. Moi zleceniodawcy rozpalili w nich szał mordu, w którym sami nie stracili jeszcze ani jednej osoby.
- Dlaczego? Przecież moi zarabiają kasę, a twoi robią to charytatywnie. Co zatem? Nie może być mowy o eliminowaniu konkurencji.
- Kwestia ideologi - Gabriel wzruszył ramionami.- Nie wtajemniczali mnie za bardzo. Jestem na zlecenie, a nie członkiem ich… rodziny, organizacji czy jak by ich tam nie nazwać. Może kult?
- O stary. Poleciałeś. Nie chcę mieć do czynienia z żadnymi psychoświrami, którzy wierzą, że tylko spalenie mnie w świętym ogniu zapewni mi zbawienie. Nie chcę mieć do czynienia z żadnym kultem. Nie chcę też robić za chłopaka na posyłki. Widzisz, jestem młodym wilkiem. Chcę osiągać wiecej i więcej. Kulty zawsze zapadają się w sobie. Ja wolę ludzi biznesu. Słupki, tabele. Bilanse zysków. Konkretny target klientów. Odpowiedni marketing. Logika na każdym kroku. Wszystko to, czego przeciwieństwem jest słowo “kult”.
Tomek pociągnął kolejny łyk piwa.
- Skoro eliminują mi moich pracodawców, to trudno. Zwolni się w rynku pewna nisza i może jakiś młody wilk ją zajmie. Póki co ja nie mam zamiaru nikomu wchodzić w drogę. Jeżeli twoi pracodawcy chcą, żebym dla nich pracował, to chcę wiedzieć więcej. Jeżeli wolą, żebym był prostym kurierem, to sorry, ale raczej odpuszczę te klimaty.
Hałasy w łazience ustały zanim Tomek skończył jeszcze mówić, drzwi otwarły się wypuszczając przytłaczającą ilość pary wodnej i być może najpiękniejszą kobietę na świecie, która wynurzyła się z łazienki w samym ręczniku niczym Wenus z muszli. Przeszła do innego pokoju drugim ręcznikiem owijając sobie głowę i rzuciła do gościa, nie obdarzając go po drodze nawet ukradkowym spojrzeniem.
- W takim razie chyba kogoś takiego szukają! Zorganizujemy spotkanie! - powiedziała zamykając za sobą drzwi.
Gabriel pokiwał głową pociągając kolejny łyk z do połowy pustej butelki.
- Sami się z nimi nie spotkaliśmy ani razu - powiedział z uśmiechem. - Tylko z przedstawicielem, który nam wyjaśnił co i jak. Możemy cię wkręcić i w to, bo ostatnio szukali kogoś do skrojenia większej roboty.
- Naprawdę, nie wiem czy chcę mieć do czynienia z kultystami - leniwie pociągnął kolejny łyk.
- Nie śpieszy mi się też do oglądania ich twarzy. Wtedy już nie będzie odwrotu, a nie chciałbym, żeby mnie wyciągali z dna Wisły w betonowych butach. Tak zapewne będzie jeśli coś się posra. Z psycholami nic nie wiadomo.
Gabriel wzruszył ramionami uśmiechając się.
- Chcieć to chyba nikt nie chce, ale nie wydaje mi się, że droga kryminalisty wypełniona jest przyjemnymi wyborami. Poza tym nie topią ludzi w Wiśle, chyba ich tną na kawałi - dodał z uśmiechem, szybko zamykając sobie usta butelką, którą tym razem sprawnie opróżnił.
- Dobra, dajcie hajs za to zlecenie i dajcie mi czas, żebym się zastanowił do wieczora. Do 21:00 napiszę wam SMSa, czy chcę wchodzić głębiej w to gówno.
- Zaraz przyniesie… ona zajmuje się naszymi finansami i takimi tam… ja robię więcej zwykłej roboty - wyjaśnił odstawiając butelkę do kolekcji z innymi, przy drzwiach balkonowych, które otworzył wychodząc na mały balkon. Wysunął przez próg paczkę lodowych Marlboro.
- Ciśniesz?
Tomek wyszedł na balkon za Gabrielem.
- Jestem chemikiem. Musiałbym być bardzo kiepski gdybym palił papierosy. To gówno sieje potężne zniszczenia w organiźmie. Okazyjne zażywanie amfetaminy jest mniej szkodliwe. No ale koncerny tytoniowe odprowadzają potężne podatki na całym świecie i mają wszystkie rządy w kieszeni.
Chłopak włożył ręce w kieszenie jeansów i oparł się plecami o poręcz.
- Kojarzysz na przykład jak klika ładnych lat temu zabroniono przemysłowo wędzić wędlin? Było o tym głośno w telewizji. Producenci narzekali. Wszystko w imię większego dobra, bo w czasie wędzenia kiełbasy może - chłopak silnie zaakcentował ostatnie słowo - wydzielać się rakotwórczy benzopiren. Widzisz, w czasie palenia papierosów ten sam benzopiren wydziela się zawsze - znowu nacisk na najważniejsze słowo w zdaniu - i nikomu to nie przeszkadza. Wszystko to było częścią szeroko zakrojonego spisku, bo duzi producenci od dawna nastrzykiwali mięso estrem wędzarniczym, żeby miało zapach wędzonki. A lokalni producenci stosując dawne metody produkcji byli niezdrową konkurencją. Produkowali towar lepszej jakości, więc trzeba było ich spacyfikować. Prawo zawsze jest po stronie tych, którzy mają więcej gotówki, a przeciętny Polaczek postępuje zgodnie z tym co mu serwuje telewizyjna papka. Dlatego właśnie chcę być bogaty. Pieniądze rządzą wszystkim.
Tomek odwrócił się, oparł łokcie na balkonie i zaczął oglądać okolicę.
Prezentowała się niezwykle nieciekawie, a miejscami wręcz obrzydliwie, gdzie polskie cebulaczki w cienkich, białych podkoszulkach bez ramion, lub w ogóle bez nakrycia torsu, przemieszczali się mozolnie po uliczkach, oblepiając chodniki swoim potem. Bo co tu robić, jak roboty nie ma, a do zasiłku jeszcze daleko.
- Mój ojciec tak zwykł mawiać - powiedział Gabriel uśmiechając się. Zaciągnął się po raz kolejny, z nie mniejszym smakiem. - Świetny kraker, jeden z bossów CarderPlanet, jeśli wiesz co to, ale nie złapali go - spojrzał na resztkę papierosa, obracając w palcach. - Palenie od dwunastego roku życia już tak.
Siostra Gabriela zapukała w okno, nie znajdując dla siebie miejsca na tarasie, albo po prostu nie chcąc zbliżać się do dymu papierosowego. Przez próg podała dla Tomka znacznie grubszą niż poprzednio kopertę. Wciąż wyglądała prześlicznie, pomimo widocznego zmęczenia, wciąż mokrych włosów i lekkich worów pod oczami po nieprzespanej nocy. Bladość tylko dodawała jej uroku.
- Równo siedem - mruknęła cicho.
Tomek schował kopertę do tylnej kieszeni. Prawda jest taka, że plik banknotów powyżej czterech tysięcy złotych nie daje się złożyć, ani zwinąć w rulon. Ot, taki dyskomfort pracy w biznesie, w którym nikt nie realizuje przelewów.
- Wiadomo już ile kasy może wpaść na kolejnym etapie?
- Dwa razy więcej - powiedziała dziewczyna nieco odsuwając się od drzwi i krzyżując ręce na piersiach, oparła się o ogromną szafę w salonie, patrząc przez dłuższą chwilę na odwróconego do niej plecami brata. - Z każdą kolejną robotą, podwajają stawkę za poprzednie zlecenie - uzupełniła chwilowo spoglądając na Tomka.
- Dobra, dajcie im znać, że się z nimi spotkam - dopił piwo i wszedł do pokoju. Postawił butelkę na blacie. - Macie dla mnie coś jeszcze?
- Bądź ostrożny - rzucił Gabriel odprowadzając go do drzwi. - My wiemy, że pracujesz dla nich i nic nas to nie obchodzi, ale jeśli oni się dowiedzą o nas… - otworzył przed nim drzwi kręcąc głową.

Tomek wyszedł z mieszkania bliźniaków i ruszył spacerem do swojego mieszkania. Spacer był długi, ale i chłopak musiał sobie w głowie ułożyć kilka rzeczy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-04-2015, 18:06   #33
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Joanna

Komunikacja miejska wyręczyła ją z większej części roboty i podjechać musiała stosunkowo niewiele.
W osiedlu coś było wyraźnie nie tak. Trzy bloki otaczały plac, na którym znajdowało się osiedlowe forum, duża wolna przestrzeń, gdzie można było wyprowadzić psa, posiedzieć na ławce, wypuścić dzieciaka na plac zabaw. Przy forum znajdował się również ogromniasty parking, niemal całkowicie zastawiony samochodami. Najważniejsze jednak, że część placu, razem z jedną z ławeczek otoczony był policyjną taśmą, a jedynie dwójka funkcjonariuszy pilnujących obszaru, wskazywała na to, że ta mała blokada nie była specjalnie nowa.
Jednak do bloku i klatki wskazanej przez Davida mogła dostać się bez problemu. Szczególnie, że prawie nikogo nie było na dworze, a jeśli już ktoś się pojawił odwracał wzrok od wszystkiego, patrząc pod nogi i chcąc jak najszybciej dostać się do samochodu, domu czy pobliskiego przystanku autobusowego.
Miała wystarczająco przeżyć w ostatnich dniach, aby kompletnie nie wykazać żadnego zainteresowania, co i dlaczego ogrodzono taśmą.
Wspinając się po schodach na czwarte piętro zastanawiała się, co poczuje na widok zabójcy Tymka. Wściekłość, żal, strach? Czy może coś jeszcze innego? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
Podeszła do drzwi i zadzwoniła.
Drzwi do klatki otworzono jej bez pytania, te do mieszkania również, jednak nie stanął w nich David, a sporych wymiarów chłopak, najwyżej dwudziestoletni, łysy, ale o zadziwiająco inteligentnym i smutnym spojrzeniu.
- Filip… - przedstawił się przepuszczając ją.
Cofnęła się o pół kroku. Jak to Wymięty powiedział?
'Kiedyś ci przejdzie ta zbytnia podejrzliwość“ No nie zapowiadało się...
- Gdzie David? - zapytała.
- Na balkonie z Komarem… Piotrkiem - wyjaśnił. - Dobra zawołam żeby nie było - powiedział zostawiając otwarte drzwi.
David po chwili pojawił się w drzwiach skinając głową.
- Wchodzisz? - spytał unosząc brwi.
Pokręciła głową, wyraźnie się wahając
- Wolałabym bez twoich kolegów.. Znaczy, na osobności.
Pokiwał głową wołając w głąb mieszkania.
- Fifa, Piotruś! Przjedźcie się do sklepu, co?
Dwójka mięśniaków szybko zawinęła się z mieszkania, zakładająć obowiązkowo czapki z daszkiem, obydwaj z nike.
- Coś jeszcze? - spytał David z uśmiechem unosząc brew.
Znów pokręciła głową. Na twarzy miała wypisane głębokie rozczarowanie.
- Myślałam, że mieszkasz sam.. - mruknęła, wchodząc do środka. - Przyjechałam zapytać, dlaczego?
- Moje mieszkanie spłonęło… - powiedział zamykając za nią drzwi. - Dlaczego co? Dlaczego mu wtedy nie pomogłem? Zataszczyłem go z furtki do drzwi i je zamknąłem, był lekko na haju, w samych gaciach, chyba jakieś dopalacze i wyczuwałem trawę, ale szczerze mówiąc to z tego co się wcześniej dowiedziałem, to znaczy przed naszym pierwszym spotkaniem… - rozłożył ręce, wzruszając ramionami. - No to nie były mu to jakieś rzeczy obce. Nie pomyślałem, że w domu ktoś jeszcze może być - powiedział jakby chcąc przeprosić, ale jednocześnie nie będąc pewnym czy powinien.
Zacisnęła szczęki, wyraźnie rozczarowana odpowiedzią chłopaka.
- Nie rób ze mnie kretynki, co? Dlaczego mi ściemniasz?
- Naprawdę nie miałbym żadnego interesu w zabijaniu twojego chłopaka. Zerowego - powiedział wzdychając, mając dość tego samego tematu. - Ludzie, którzy zabili Hanię już tak. Dlatego liczyłem, że możesz chcieć się czegoś dowiedzieć i może… pomóc - zaproponował ostrożnie.
- Właśnie nie rozumiem... - przysiadała na niskiej ławie rzucając plecak pod nogi. - Nie rozumiem. Widziałam te plastry. U Hani w torbie, potem na biurku u Tymka..
Nigdy przy mnie nie brał. Nigdy nie widziałam go naćpanego. To nie ma sensu.
Podniosła głowę i spojrzała na Davida W jej oczach był tylko ból i błaganie.
- Może ktoś ci zapłacił? Mówił, dlaczego? Czym Tymek podpadł? Nie nagadam glinom, nie nagrywam ani nic, chce tylko wiedziec… Powiedz mi, proszę.
David zamknął oczy uspokajając się szybko. Otworzył je z lekkim uśmiechem wskazując Asi fotel, sam usiadł na krześle naprzeciwko.
- Chyba nie zawsze z nim jeździłaś do roboty i tak dalej, huh? Zaskrabił sobie opinię niezłego imprezowicza, początkującego, ale chętnego ćpunka i ruchacza, policja będzie wypytywać w tym samym towarzystwie, w którym zrobiłem to ja i wcale nie zajmie im to więcej czasu - powiedział już mniej przyjaźnie. - Jeśli chcesz bym był z tobą szczery i powiedział dlaczego zginął, to musisz zakceptować, że nie byłem tym, który go zabił, choć rozumiem dlaczego tak uparcie w to wierzysz. Bez tego nie ruszymy dalej - powiedział przekrzywiając głowę i patrząc na nią uważnie chłodnym wzrokiem.


Poczerwieniała na twarzy i wbiła wzrok w swoje kolana.
Przez chwilę mocowała się sama ze sobą,próbując przetrawić to, co David jej powiedział.
- Ok - wykrztusila w końcu. - Czyli ćpał, zdradzał mnie na prawo i lewo, a... to nie ty mu to zrobiłeś . Rozumiem. - powtórzyła posłusznie. Jej ton - choć bardzo się starała, żeby tak nie było - brzmiał, jakby recytowała wyuczoną lekcję. Potem wyprostowała się i wysunęła brodę do przodu, próbując dodać sobie otuchy. - Teraz powiedz, dlaczego.
Pokiwał głową w podziękowaniu za choć odrobinę zrozumienia.
- Ludzie, którzy to produkują sami wybierają sobie klientele, co w zasadzie odkryłem stosunkowo niedawno. Vlad tego najwyraźniej nie wie i myśli, że tamci po prostu mają wysoko postawionych, bogatych, sławnych klientów, którzy to od nich kupują, a że Vlad to gość zabił Hanię własnoręcznie i zlecił to na jej ojcu, jej bracie, to będąc świeżym szefem nie opierdala się - westchnął ciężko przekręcająć się na fotelu. - Morduje przeciwników jak popadnie bo nie ma pojęcia z kim ma do czynienia. Ludzie, którzy rozprowadzają te plastry… to raczej nawet nie żadna mafia, nie spotkałem się jeszcze z żadnym ich człowiekiem, zawsze to tylko ktoś kto “coś dla nich zrobił”.
Wstał od fotela podchodząc do okien od balkonu, wpatrując się w panoramę osiedla.

- Hania i jej brat stanowili po prostu zamknięcie sprawy z starym szefostwem, ojcem Hanki, moim szefem. To czym się zajmowaliśmy z początku, gdy zaczynaliśmy naszą… firmę opierało się głównie na usługach dla ludzi bogatych, a plastry trafiały głównie do nich, pozbawiając ich zainteresowania tym co my mamy… mieliśmy - powiedział przypominając sobie o swojej banicji, krzywiąc się ciężko. - Dlatego Vlad jest taki wkurwiony. By dobrać się do nich, dobiera się do klientów. Stąd też wiedziałem nieco o Tymonie, korzystał wcześniej z paru naszych usług, choć nawet nie wiedział kto mu ich dostarcza… - powiedział przygryzając wargi. - Nie on jeden.
Uzbrojona w prowizorowaną broń Joanna podniosła się jak najciszej z siedzenia i zamierzyła się do ciosu, małym, ale twardym workiem, skupiając wzrok na jednym, konkretnym punkcie z tyłu głowy Davida kończącego swój wywód.
Choć częściowo wyczuł, że coś się zbliżą, to było już odrobinę za późno, odwrócił się do połowy, otrzymując bolesny cios w skroń, który zadziwiająco dla niego samego, mocno go zamroczył, padł na jedno kolano podtrzymując się jedną ręką parapetu, drugą na oślep wbijając w podbrzusze dziewczyny, dając rade wydać z siebie tylko ciche, niepełne przekleństwo.
Od 5 roku życia trenowała aikido. Ciało zareagowało odruchowo, uchyliła się i poprawiła z góry, celując w kark

Niestety na aikido uczyli się bronić, a nie atakować ludzi, którzy najwyraźniej całe życie skupili na trenowaniu szeroko pojętej techniki przetrwania kosztem zdrowia innych.
Wyjście z szoku zajęło mu sekundy, ręką którą wpierw na odwał oddał Joannie, zablokował jej w zasadzie dość smieszny cios, wykręcając nadgarstek chcąc bólem wymusić wypuszczenie worka, drugą zaś nie musiał się już podpierać. Podnosząc się, z zadziwiającą nawet jak na kogoś tak oczywiście doświadczonego, prędkością wbił drugą łapę w szyję Joanny, zaciskając ją boleśnie i ściskając najwyraźniej specjalnie całkowicie nie blokując dopływu powietrze. Chociaż patrzył na nią wzrokiem mordercy, kogoś kto z pewnością mógłby zabić Tymona bez zastanowienia, to zdawało się, że po początkowym szoku i tak postanowił dać jej fory.
Jednak choć w jego oczach błyszczała oczywista przyjemność z przemocy, to sprawiało to wrażenie, że otrucie kogoś, było niewystarczającą podnietą.

Tomek

Wybory, wybory... jak się okazywało Tomek pracował po dwóch stronach barykady i żadna z nich nie była tą dobrą. Oczywiście, że ci którzy zatrudniali go na stałe, byli najwyraźniej bardziej... brutalni i bezpośredni, ale i zleceniodawcy mieli sporo na sumieniu, no i ta wzmianka o "kulcie". Prędzej czy później pewnie trzeba będzie się zdecydować, żeby nie wpaść w kleszcze. Wystarczyło się rozeznać, obliczyć kto ma jakie siły i szanse.

Śliwa wpadł pod wieczór, krótko poprosił o sprawozdanie ze sprzedaży, wziął działkę z tych paru, którzy przyszli jeszcze dziś i przeszedł do sedna spotkania.
- Krzychu mówił, że chce się spotkać. Ogółem chyba pogadać chce o okresie próbnym twoim czy coś - powiedział mięśniak wzruszając ramionami i wciskając pieniądze do kieszeni. - Powiedział żebyś wybrał miejsce i czas. Jutro. Powiedz mi, powiem mu.

Wojtek

Siostra nie była zbyt rozmowna. Wojtek zauważył, że nawet zostawiła komórkę, praktycznie część jej ciała, w innym pokoju i mimo, że wibrowała to, Natalia nie reagowała na jej wołanie. Dopiero po jakimś czasie wpadło jej do głowy, że mógł dzwonić tata, więc sprawdziła czy nie było w rejestrze żadnego nieznanego numeru, ale niestety... mimo wszystko zabrała się do oddzwaniania by stworzyć pozory normalności dla siebie i wśród znajomych.
Po jakimś czasie, w trakcie którego Wojtek instynktownie, bardzo często wyglądał przez okno, podjechał pod dom najwyżej dwuletni Audi Quattro, z błyszczącą, srebrną karoserią. Wysiadł z niej gość, który po dwóch minutach pojawił się pod drzwiami Starzyńskiego.
Twarz poraniona, naznaczona pozostałościami po nastoletnim wieku pryszczatego geeka, wielkie okulary i niepewny siebie wzrok, błądzący po korytarzu, gdy czekał na otwarcie drzwi. Ubrany był nawet w biały, rozpięty i nieco brudny fartuch.
- Pan Starzyński? Ja po... próbkę? Kopertę. Mareczek przysłał mnie w sensie! - wypalił z siebie szybko, gdy Wojtek patrzył przez wizjer z kim ma do czynienia.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 07-05-2015, 22:08   #34
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Joanna krzyknęła krótko i natychmiast wypuściła ściskany w dłoni lniany worek po cebulkach tulipanów wypełniany teraz ziemią ogrodową. Spadł na podłogę, prowizoryczne wiązanie puściło i ziemia rozsypała się pod ich stopami. Wiedziała, że straciła swoja szansę i drugiej już nie dostanie. Głębokie rozczarowanie bolało bardziej niż nadgarstek.

Kiedy złapał ją znieruchomiała, rozluźniając mięśnie. Nie walczyła, nie szarpała się, pozwoliła, żeby palce mężczyzny zaciskały się na jej szyi. Wpatrywała się w Davida przerażonymi oczami, ale na jej twarzy poza strachem i bólem było też spokojne pogodzeniem z nieuniknionym.
Jego nieprzenikniona, chłodna postawa zdawała się potęgować, dopóki nie pękł, pulsując złością. Odepchnął ją w tył powalając na ziemię.


- Ja pierdole! - warknął uderzając pięścią w pobliską szafę, wyłamując przesuwane drzwi ze sklejki z torów. Chaotycznie i hałaśliwie zwaliły się na ziemię pod stopami sapiącego ze złości Davida.
- Myślałem… myślałem, że w kimś takim znajdę potrzebną odrobinę rozsądku, ale widzę nie jesteś lepsza od tych dwóch, chętnych zemsty drabów - warknął nie podchodząc do niej i wciąż nie rozluźniając pięści. - W takim wypadku… zostawię cię im.
Poleciała w tył, ciało wyćwiczone w upadaniu automatycznie przyjęło najbezpieczniejszą pozycje. Podniosła się na kolana, cofnęła, przyciskając plecy do ściany.

David demolował szafę.
Joannie przemknęło przez myśl, że to mogła być jej głowa. I jak niewiele brakowała, aby rzeczywiście tak się stało. I dokładnie w tej samej chwili dotarło do dziewczyny, co tak naprawdę się zadziało i w co się wplątała. Pomysł ogłuszenia Davida i zmuszenia do powiedzenia prawdy przestał wydawać się taki świetny, jak jeszcze parę godzin wcześniej. Coś w jej mózgu odblokowało się i włączyło, dotarło do niej, że od jakiegoś czasu nie zachowuje się normalnie.
- To musi być szok – powiedziała, sama do siebie, stawiając diagnozę. Spojrzała na wykrzywioną wściekłością twarz mężczyzny i poczuła, że cała się trzęsie. Lęk był tak silny, że nie potrafiła go opanować. Zaczęło jej brakować powietrza, próbowała zwolnić oddech, pogłębić go, ale nie mogła, klatka piersiowa prawie wcale się nie poruszała, jakby czymś ściśnięta. Powietrze wydawało się zatrzymywać na wysokości krtani i nie schodziło niżej. Wargi zaczęły jej sinieć.
- David – wykrztusiła, starając się opanować szczękanie zębów. – David. Musisz mi pomóc. – Wyrzucała pojedyncze słowa, pomiędzy szybkimi, płytkimi haustami powietrza. – Nie mogę. Potrzebuję się uspokoić. Hydroksyzyna. Masz?
Wzrok stopniowo mu zelżał, a ręce się rozluźniły. Odetchnął ciężko wciąż patrząc na nią spod ciemnych brwi.
- W to pewnie też nie uwierzysz, ale nic nigdy nie brałem… ale to Fify mieszkanie. W kuchni szafka przy wejściu jest dobrze zaopatrzona. Sprawdź sama.

Pokiwała głową i podniosła się na nogi. Przytrzymując się ściany przeszła do kuchni i otworzyła szafkę. Przeczytała napisy na zgromadzonych tam środkach, wybrała coś, otworzyła lodówkę, wyciągnęła butelkę wódki, nalała trochę do szklanki, i krztusząc się i szczękając zębami o brzeg naczynia, popiła wygrzebane z buteleczki kapsułki.

Obręcz ściskająca płuca i żebra powoli się rozluźniała.
Usiadła ciężko na stołku przy kuchennym blacie.
- Przepraszam - powiedziała.
Westchnął ciężko opierając się plecami o framugę drzwi. Odchylił głowę do tyłu przykładając na chwilę dłoń do skroni.
- Spoko… zwalmy to na ciężki czas. Ja też mogłem zareagować delikatniej, sorry - mruknął. - Ale dlaczego tak się uparłaś, że to ja… - westchnął znów odrywając się od oparcia. - Przecież widziałaś kto zabił Hanię.
- Pewnie nie uwierzysz, ale ja też nie biorę. I praktycznie nie piję.
Oparła łokcie na blacie.
- Widziałam… - skurcz przebiegł po jej twarzy. - Ale to było takie.. teatralne. Jakby zainscenizowane specjalnie dla mnie. Żeby mnie nastraszyć, zaszantażować… wiem, że to głupie - potarła szyję. - Ty mnie ciągle próbujesz straszyć. Grozisz. To nie sprzyja budowaniu zaufania. No i.... to wszystko zaczęło się, jak Ty się pojawiłeś.
- Okej… coś w tym jest - mruknął unosząc brwi. - W takim razie zacznijmy od początku… co chcesz wiedzieć?
- Chciałabym wiedzieć, czemu to przydarzyło sie Tymkowi - powiedziała cicho. Podniosła spojrzenie na Davida. - Widziałam te plastry, na biurku w sypialni. Policja zabrała. Nie wiem, czy były, kiedy pogotowie zabierało Tymka… Jeśli nawet… Po co ktoś miałby rozprowadzać narkotyk za darmo? I to jeszcze do wybranych klientów? Jaki jest klucz? Hania nie wiedziała, że to ma… To się nie składa.
David pokręcił głową ściskając wargi w cienką linię. Zastanowiał się chwilę zanim przemówił.
- Wszystkiego nie wiem… kiedy mnie było, próbowałem się tego dowiedzieć, a gdy wróciłem by powiedzieć wszystko dla Huka i jakoś podjąć decyzję okazało się, że doszło do… zamachu stanu - westchnął ciężko przecierając oczy palcami. - Widzisz… pan Jacek pracował kiedyś na milion etatów. Gówniane roboty, dla gównianych ludzi… ale bogatych. Po latach ci ludzie stali się główną klientelą dla jego “firmy”, w której pracowałem i która go zdradziła, zabiła go i jego rodzinę. Za to ci, którzy rozprowadzają te gówno… z jakiegoś powodu postawili sobie za cel rozpierdolenie tego co zbudował pan Jacek. Dlatego też dobierają się do tych, których Huk obsługiwał, a raczej tych z wyższej półki. Wcześniej gdy miałem monitorować na jego polecenie otoczenie jego rodziny, znaczy się pana Jacka - wyjaśnił zatrzymując się na chwilę. - Jakieś dwa lata temu… dolazłem do najbliższych przyjaciół jego dzieci,w tym ciebie i Tymona. Twoi bracia przyrodni, sporo zawdzięczali Hukowi i ramach rekompensaty dostarczali mu czasem klientów, w tym Tymona, który też się nieco… rozleklamował dzięki Hukowi choć bez swojej wiedzy. Generalnie był słabo znany w naszym środowisku, ale był. Najwyraźniej celują we wszystkich, z wyższych sfer, z którymi Huk miał do czynienia - rozłożył ręce, sygnalizując, że to głównie jego przypuszczenia.
- Czy policja to wszystko wie? Trzeba im powiedzieć, będą mogli zainterweniować. Tak błądzą po omacku - mruknęła, bardziej do siebie, niż Davida. - twarz jej pociemniała. - Czyli Adam też nie żyje… a Hanka? - spojrzała na niego. - Była w tobie zabujana na maxa . .Nic, tylko brać. Jej ojcu to nie przeszkadzało?
- Co? - zmrużył oczy nie rozumiejąc. - Rozmawiałem z nią raz, ale była… - westchnął ciężko szukając niewulgarnego słowa - nie sobą. Wpadła w złe towarzystwo, jej ojciec prosił bym coś z tym zrobił więc je oczyściłem, tuż przed powrotem do Warszawy. Nie sądziłem, że w ogóle będzie pamiętać naszą rozmowę, szczególnie, gdy spostrzegłem się, że z plastrami dorwali się do niej nawet z dala od stolicy. Nie wiem czemu wymyśliła sobie ciążę, brała parę innych rzeczy, zabójcze dla umysłu. Pewnie stąd urojenia.
Przeszedł do zamrażarki i wyciągnął parę kostek lodu z ramki, zawinął je w szmatę i przyłożył do czoła. Uchylił lekko okno wpuszczając gorące, ale i tak chłodniejsze od tego w środku, powietrze.
- A policja wie. Paru z nich dalej mam kupionych, ale mówię im tyle ile trzeba, żadnemu nie ufam, po prostu kilku używam.

- Ok - mruknęła, podnosząc się ze stołka. Trudno jej było wyczuć, ile w opowieści Davida było prawdy, ile półprawdy, a ile czegoś jeszcze innego. W każdym razie wydawał się wierzyć w to, co mówi. Jakkolwiek ta opowieść nie byłaby porąbana. I, przynajmniej w jednym, się mylił - Tymon jej nie zdradzał, kochał ją, to wiedziała na pewno.
- Muszę iść.- powiedziała - jak będzie ci niedobrze, albo będziesz miał zawroty głowy, to warto pokazać sie lekarzowi. Może być z tego wstrząśnienie mózgu… I nie zasypiaj, co najmniej przez sześć godzin, a lepiej nawet 8-10. Jeszcze raz sorry. I przykro mi z powodu twojego mieszkania.
Uśmiechnął się bardziej do siebie niż do dziewczyny.
- Bywało gorzej z moją głową… poradzę se - pokiwał odprowadzając ją do drzwi. - Poza tym to nie moje mieszkanie - dodał otwierając jej drogę wyjścia.
- Jeśli zdecydujesz się, by pomóc… wiesz gdzie mnie znaleźć. Prześpij się z tym, czy coś.
- Miałam na myśli to twoje… mówiłeś, że spłonęło, tak? - zarzuciła plecak na ramię. - Nie wiem, w czym miałabym ci pomóc, ale jak coś, to znasz telefon, nie? Obiecuję więcej cię nie atakować i w ogóle .. - próbowała żartować, ale kiepsko jej szło. - Na razie.
Pożegnał ją uśmiechem, nie zamykając drzwi na jej oczach. Wychodząc Joanna minęła dwójkę dresów, których wcześniej David wygonił. Odprowadzili ją wzrokiem aż do drzwi od klatki schodowej, patrzyli póki tamte nie zamknęły się i popędzili na górę.

Joanna wyszła przed klatkę i usiadł na lekko zdezelowanej ławce. Nie chciało się jej myśleć o niczym, znów była zmęczona. Jakoś łatwo się ostatnio męczyła, miała mało energii, może powinna zrobić badania? Żelazo, czy coś… morfologia. Przez chwilę przypatrywała się kręcącym się za taśmą policjantom. Może ukradli jakiś samochód? Albo narkotyki? Słońce grzało i było całkiem przyjemnie. Byle nie myśleć. Myślenie bolało, uruchamiało skojarzenia, wspomnienie, których nie chciała dopuszczać do świadomości.
Wyciągnęła przed siebie nogi. Coś miała w planach,. ale co? Skupianie też jej jakoś ostatnio nie szło.. A! Obiecała rodzicom, że wpadnie. No, w sumie mogła, nie miała przecież żadnych planów ani z Hanią, ani z Tymkiem.. no. Nie miała planów. Posiedziała jeszcze chwilę, a potem zmusiła się do podniesienia z ławki i poszła w stronę przystanku. Słońce grzało ją teraz dla odmiany w plecy. Też przyjemnie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-05-2015, 12:34   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Uważnie przyjrzał się gościowi stojącemu za drzwiami. Podskoczył tylko do pokoju po woreczek z kopertą i zaczął otwierać drzwi. Otworzył je lekko i kiwnął głową na powitanie.
- Dzień dobry. Proszę to dla pana, do analizy.
- Dzięki - mruknął zabierając szybko kopertę i znikając bez powitania i pożegnania. Samochód spokojnie odjechał spod blokowego parkingu i szybko przyśpieszył przy wyjeździe.
Zamknął drzwi na zamki i wrócił do swojego pokoju. Padł na łóżko, ale zaraz odwrócił się tak, aby ciało było ułożone w kierunku sufitu. Leżał tak przez chwile. Nie potrafił zrobić kolejnego kroku. Nie miał nawet pomysłu jak i gdzie go zrobić - wiele rzeczy nie było zależnych od niego. Udawanie, że wszystko jest na swoim miejscu będzie trudne. A dzisiaj musiał iść do pracy. Czuł się winny, iż będzie musiał zostawić siostrę samą w domu. Bał się o nią.
Zbił pozostający czas naprawiając kilka zaległych zleceń, przegryzając przy tym obiad. Robił to z niejaką niechęcią - musiał jeść, aby nie opaść z sił, ale nie miał zbyt dużego apetytu.
Gdy przyszła pora, uwinął się z przyszykowaniem do pracy. Westchnął głośno i wyszedł. Zanim otworzył drzwi krzyknął do siostry
- Idę do pracy. Uważaj na siebie, dobrze?
Zamknął za sobą drzwi, oczywiście na zamki i zjechał windą. Nadchodził czas pracy
Choć świat Wojtka praktycznie się sypał, albo przynajmniej stał w ogniu, to reszta ludzi radziła sobie nie najgorzej. W pracy szeptało się coś o podwyżkach, z racji na dużą, dobrze obsługiwaną klientelę, a ludziom po robocie, upał nawet sprzyjał, wzmagając i pomagając w odprężaniu się w cieniu parasola i zimnego napoju alkoholowego, z kostkami lodu i palemką.
Pod wieczór, jednym z klientów, czekającym spokojnie na obsługę i stukający palcami w położoną obok codzienną gazetę, okazał się być nikt inny a ojciec Wojtka, który patrzył na syna uważnie z drugiego końca sali.
Bardzo szybko “połknął” zdziwienie, zakrywając je maską profesjonalizmu. Nalał piwo z butelki do szklanki, inkasując należność od kolejnego klienta. Powiedział szefowi, że idzie na dymka. Zdziwionemu ale ubawionemu właścicielowi wyjaśnił, iż jakoś zasmakowały mu papierosy. Wyszedł zza lady, rzucając ostatnie spojrzenie ojcu. Ojcu, który wyrósł przed nim niczym duch.
Miał nadzieje, a raczej był pewien, że ojciec zrozumie “gest” syna. Odszedł na bok, przystając przy małym drzewku.
Janusz oczywiście zaraz się pojawił, wyglądając inaczej niż zwykle, prawie, że jak nie jego ojciec. Uważny, skupiony wyraz twarzy i strach w rozbieganych, niespokojnych oczach, kontrastowały ze sobą przedstawiając człowieka opętanego, zaszczutego i zagubionego.
- Wojtek… - mruknął ledwo, obejmując syna w silnym uścisku. - Chryste… co z Natalią? Co z twoją mamą? Słyszałeś coś od niej? - spytał szybko odrywając się od niego i patrząc z nadzieją i przerażeniem na syna.
Patrzył się prosto w oczy ojca. Nie poruszył się nawet na chwile, nie objął go, nie okazał emocji. Był lekko sparaliżowany, zły, przybity, a na pewno zbity z tropu.
- U mnie i u Natki wszystko gra. A raczej nie wszystko, bo dziś rano musiałem identyfikować ciało mamy. Wiesz, że nie żyje? - odstąpił krok. Jego szczęki zacisnęły się mimo woli, a mięśnie były gotowe na wszystko. - Musisz wiedzieć, bo jak inaczej… znaleźli ją martwą na działce, rozumiesz to? - podniósł lekko głos, ale zaraz się opanował. Pociągnął ojca za sobą i skierował na tyły budynku w którym mieściła się kawiarnia. Gdy znaleźli się tam, usiadł na małym murku i dokończył, niemal wyrzucając słowa przez zaciśnięte zęby.
- Ktoś się nad nią znęcał. Zabił bez mrugnięcia okiem. Rozumiesz to? Mieliście być kurwa mać razem! - ponownie podniósł głos. Cały czas patrzył na ojca. Nie mógł uwierzyć, że on tutaj jest.
- Nawet nie wiesz co kurwa przeżyłem przez te kilka jebanych dni! Najpierw dowiaduje się od policjanta prowadzącego sprawę śmierci pana Jacka, że Adam brał narkotyki. Stąd jego zachowanie. Potem Adam dziedziczy kurwa fortunę.. rozumiesz, fortunę?! W południe już nie żyje. Dowiaduje się tego z telewizji. Ktoś zajebał, zaszlachtował mojego przyjaciela.. - wstał nagle. Zacisnął pięści w złości, a pierwsza łza pojawia się w kąciku oczu. - Próbowałem was znaleźć, jakaś małoletnia kurwa na małą kieszeń odbiera TWÓJ telefon, bo znalazła go w metrze. Uwierz mi, że byłbym zdolny obić jej ryj, aby dowiedzieć się czy widziała Ciebie i mamę. Potem do drzwi napierdala kark, dwa metry na dwa i szuka Ciebie. Wkurwia się i wali w drzwi, grozi, że zajebie mnie i weźmie Natkę, ale odpuszcza.
Przerwał by odstąpić kilka kroków w bok. Przeszedł metr w prawo, potem zawrócił. Złapał się za włosy i mocno je przytrzymał, wlepiając nieobecny wzrok w płyty chodnika.
- W nocy przyjeżdża ten sam policjant, Kamiński. Mówi mi o Twoich koneksjach z Hukiem. Robiliście jakieś interesy tak? Janusz Starzyński to nie inżynier i doktor nauk wykładający na Politechnice, tylko wspólaż pierdolonego przestępcy! Ty?! Jak mogłeś..
Krótka przerwa. Przydałby sie łyk alkoholu. Zdecydowanie..
- Rano telefon: znaleźli ciało mamy. Muszę je zidentyfikować. Nat przeżyła wstrząs, rozumiesz? Musiałem ją zostawić, by pojechać na identyfikacje. Pokazali mi jeszcze ciało jakiegoś faceta, myśleli, że to Ty.. ale tak nie było. Myślałem, że straciłem was oboje. Mamę i Ciebie, ale w chwili gdy zorientowałem się, że to nie Ty - ulżyło mi, śmiałem się. W tym momencie nie jest mi już tak wesoło. Możliwe, że wolałbym, abyś pojawił się po zakończeniu tej sprawy.. sam nie wiem tato. Ja już nic nie wiem oprócz tego, że coś w ciągu tych kilku dni ze mnie uleciało. Moje granice zostały przekroczone i nie cofnę się nawet przed złamaniem prawa, jeśli będzie to spowodowane ochroną rodziny.
Janusz zwiesił głowę, zawstydzony i przytłoczony złością i rozgoryczeniem syna. Spodziewał się tego, nie dziwił się mu i choć przygotowywał się na to, to i tak było to niemożliwe wręcz do zniesienia.
- Ja… przepraszam, nie wiem no - podniósł z trudem głowę, co chwilę uciekając drżącym wzrokiem. - To nigdy nie było groźne, nigdy nie robiłem nic złego. Po prostu dostarczałem kontaktów, paru informacji, czasem nawet porad związanych z zawodem. Nigdy, a raczej do teraz nawet nie wiedziałem czym jeszcze się zajmują, gdy zabili Jacka myślałem, że okej, po prostu koniec z dodatkowymi pieniążkami i tak nam strasznie pomogły, szczególnie jak byliście mali i jeszcze nie miałem takiej stałej, pensji jak teraz, a matka w ogóle nie miała pracy… - zatrzymał się na chwilę, czując jak na wspomnienie żony, coś utyka mu w gardle. Odepchnął jednak poczucie winy jeszcze na chwilę, wiedząc, że przyjdzie prędzej czy później. - A tu nagle zadzwonili do mnie, gdy byliśmy na działce. Chcieli żebym przyjechał pogadać, o zamknięciu interesów, poprosiłem twoją mamę by poczekała, że wróce za parę godzin… próbowali mnie zabić… - skończył nie mając na razie sił by kontynuować.
Westchnął bardzo ciężko. Z jednej strony był wściekły, ale z drugiej.. tata żył.
- Myślałem, że tam, na komendzie zobaczę Twoje ciało. A jednak uciekłeś. Nie chcę wiedzieć co robiłeś, dlaczego Huk Cię w to wciągnął. On przypłacił to życiem. Mama też.
Kolejne łzy popłynęły po policzkach.
- Natka jest w domu. Pytała mnie czy znajdę Ciebie. Powiedziałbym Ci “wróć” ale martwię się, że Cię śledzą. Mogą. Ten kark.. kurwa, byłem gotów go zabić. Wyskoczyć z nożem na jego plecy i wbić mu go w szyje. Poszedłbym najpewniej do pudła, bo tak chujowy system jest w tym kraju, ale kij. Obroniłbym Natalię.
Sprawdził godzinę na telefonie. Powinien już wracać.
- Nie wiem co powiem, gdy zaczną o was pytać. Nie wiem co powiedzieć rodzinie.. że zabili ją? Z resztą, to prędzej czy później wyjdzie. Policja pewnie zawiadomi dziadków i rodzeństwo mamy. Tato.. ukryj się. Dobrze się ukryj i przeczekaj. Uważaj na siebie. Proszę.. nie chcę Ciebie stracić.
Przytulił się do ojca, jak miał to w zwyczaju dawniej. Do przyjaciela, mentora, autorytetu. Dawcy życia.
- Muszę wracać do pracy. Jeszcze tylko godzina i do domu. Powiem Natalii, że rozmawiałem z Tobą. Ulży jej. Mi na pewno ulżyło.
- Dziękuję… - powiedział z ciężkim głosem. - Ufam ci, wiesz, że dasz sobie radę, ale… ale jest jedna rzecz którą musisz dla mnie zrobić, jeśli mamy z tego wyjść. Jest taki gość, David Bluecamp, musisz go znaleźć i powiedzieć kim jesteś. Masz, to mój numer, będę włączał komórkę raz na dzień o siedemnastej przez dziesięć minut. Jeśli go znajdziesz, przekaż mu by zadzwonił. To dzięki niemu uciekłem - pokiwał głową podając u numer zapisany na serwetce z baru. Zrobił dwa kroki do tyłu. - Poradzimy sobie z tym wszystkim. Poradzimy sobie - mruknął nie mogąc wydusić pożegnania.
Położył mu dłoń na ramieniu w geście dodania otuchy. Doskonale zdawała sobie sprawę jak oczyszczającą moc ma ta rozmowa. Ile wniosła, co nowego wynikło z niej.
- Zapamiętam wszystko tato. Uważaj na siebie, dobrze? Nie chcę Cię stracić.. wystarczy, że musiałem pożegnać mamę. Dla Ciebie nie jest to łatwe tym bardziej.
Wpadł w “misia” z tatą, po czym szybko się oderwał i podnosząc dłoń w geście pożegnania zniknął zza rogiem. Dopiero tam wziął kilka głębszych oddechów, uspokoił się i wrócił na ostatnie godziny pracy. Miał cel. Wiedział kogo szukać.
Pozostała godzina w pracy minęła spokojnie. Naturalnie pomógł posprzątać, pożegnał się z zostającym do końca dnia pracy pracownikiem i ruszył szybkim krokiem do domu. Bał się o Natalię.
Gdy wrócił odetchnął z ulgą bo najwyraźniej nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie.
Wojtek nie był pewien, czy dalej miała na sobie pidżamę tak jak rano, czy po prostu już gotowała się do spania. Nawet nie pamiętał co miała na sobie, gdy wychodził, bo i jakie to miało znacznie. Spojrzała na niego znad kubka zimnej herbaty z dużego pokoju, gdzie cicho grał telewizor.
- Heej… jak w pracy - mruknęła, właściwie nie zadając żadnego pytania, a raczej nie chcąc już dłużej milczeć.
Usiadł obok niej i przez chwilę gapił się w telewizor.
- Spokojnie. Natka… tata żyje. Przyszedł do mnie, do pracy. Rozmawiałem z nim. Wróci do nas gdy wszystko się rozwiąże. Nawet nie wiedział, że mama nie żyje ale ulżyło mu gdy dowiedział się, że nic Ci nie jest. Mogę Cię o coś zapytać? - odwrócił głowę w jej stronę. Wysilił się na pokrzepiający uśmiech. Spojrzała na niego wielkimi oczami, z nowo narodzoną nadzieją.
- Znasz może Davida Bluecampa albo kogoś kto go zna? Zmrużyła oczy hamując swój entuzjazm.
- Co? Kogo? Nie wiem, a kto to? Jak wygląda może? Uśmiechnął się ponownie.
- Nie, znam tylko jego personalia. Nie wiem jak wygląda. No nic… nie siedź długo i kładź się. Za dużo przeżyć dzisiejszej nocy - kończąc słowa przytulił ją i wyszedł z pokoju. Upewnił się, że zamknął za sobą drzwi na zamki. Spokojny poszedł zrobić coś do jedzenia. Był ciekaw, kiedy zapasy zaczną się kurczyć.. a rachunki? Do cholery!
Zasiadł przy biurku, wolno żując kanapkę z żółtym serem i myśląc o wszystkim. Podniósł komórkę z blatu. Nie sądził, że Monika się odezwie. Teraz nie była priorytetem.. a może powinien definitywnie darować sobie starania o nią? Szybko sprawdził telefon.
Niestety ta część świata, którą chciał trzymać przy sobie, najwyraźniej o nim zapomniała, żadnych wiadomości, żadnych połączeń.
Wzruszył tylko ramionami. Ostatnie wyparły z niego myśli o Monice w jakiejkolwiek formie i treści. Śmierć Adama, potem mamy, te wszystkie traumatyczne przeżycia sprawiły, że Wojtek jeszcze bardziej stężał, a jego twarz stała się całkowitą maską odlaną z metalu. Bez skazy, pęknięcia. Jedyne czego chciał to zakończenia koszmaru i zemsty za śmierć mamy. Tylko to się liczyło..
Zalogował się na swój profil w portalu społecznościowym. Nie odwiedzał go od półtora miesiąca. Pierwszy zamysł - poszukać Davida Bluecampa. Był ciekaw czy ktoś zostawił jakąś wiadomość, czy może zasypie go spam niepotrzebne notyfikacji od znajomych. Ten ciągnął druta, tamten był tu i tu z tymi koleszkami, druga dostała brzucha bo dała dupy na Erasmusie, inna przyprawia o tęczowy wymiot swoją miłością. Ludzie…
Niestety jak się można było spodziewać, obiekt poszukiwań Wojtka nie zaliczał się raczej do specjalnie uspołecznionych osób, chyba, że obecnie mieszkał w Anglii, miał dwójkę dzieci i pięćdziesiąt lat. Zagraniczne imię sprawiało, że wyszukiwał osoby spoza Polski, ale z drugiej strony gościu pewnie jest bardziej rozpoznawalny w swoim środowisku i łatwiej go znaleźć na ulicy, gdzie prędzej wpadnie komuś w oko z angielskim akcentem, bo przynajmniej na takie pochodzenie wskazywało nazwisko.
Niespeszony porażką, otworzył pasek boczny i wyszukał swojego znajomego - jednego z najbardziej imprezowych i towarzyskich gości. Miał to szczęście, że z Danielem, kolegą z czasów gimnazjalnych czasami wymieniał kilka zdań. Może dlatego, że wbrew trybowi życia, Daniel interesował się muzyką i tworzył ją. Oczywiście tą elektroniczną. Czasami Wojtek naprawiał jakieś cacka tworzące muzykę, czy modyfikował je.
- Siema Daniel. Mam do Ciebie pytanie.
- No siema. Co trzeba? - odpisał chłopak po chwili.
- Prosta sprawa. Szukam gościa o imieniu i nazwisku David Bluecamp. Gość nie ma profilu na fejsie, ale może ktoś go zna. Ty jesteś towarzyskim człowiekiem, więc może go znasz?
- Duże miasto, ciężko powiedzieć - odpowiedział po chwili chłopak z gronem ponad tysiąca znajomych na stronie. - A czego go szukasz, bo tak o to ciężko mi skojarzyć?
- A szukam go, bo dostałem cynk, że gość ma kilku znajomych w klubach.. a wiesz, chciałbym się zakręcić jako akustyk itd. Znam się na tym trochę, sam Ci przecież robiłem kilka rzeczy, więc lepsza robota by się przydała. Charakterystyczny, bo nazwisko Bluecamp nie jest popularne. Nawet jak na Brytyjczyka w Polsce.
- W klubach? Nie to w takim środowisku nikogo takiego nie kojarzę raczej sorry, ale jeśli szukasz jako akustyk coś to mogę popatrzyć, w ramach zadośćuczynienia za stare przysługi - zaproponował uprzejmie, jak na społeczniarę przystało.
- Byłoby zajebiście, gdybyś coś wyczaił. Dzięki wielkie.
Wyłączył rozmowę z kolegą i przeciągnął się mocniej. Nie był pewien jak mógłbym znaleźć tego Davida. Jego kontakty, które z racji swego obycia i towarzyskich kontaktów mógłby znać, wyczerpywały się. Chociaż…
Odblokował ekran komórki. Wybrał Monikę i napisał krótkiego smsa.
“Hej, kojarzysz Davida Bluecampa?”
Odpisała po dłuższej chwili ciszy, najwyraźniej nie była zwolenniczką ciągłego siedzenia na telefonie.
“Hm, a jak wygląda?”
“Ciemne blond włosy, niebieskie oczy, wysoki. Przystojna gęba” - skłamał, bo tak potrafił sobie wyobrazić tego człowieka.
“Aryjczyk taki? Ktoś taki był na tej imprezie ostatniej przelotnie, co Cię zapraszałam, gadał przez chwilę z chłopakiem Magdy, tym co niby narkotyki sprzedaje… czemu pytasz? Nie wiem czy to on, ale zapadł mi w pamięć, a przypomniałeś mi opisem” odpisała po kolejnej kilkuminutowej przerwie.
“Taki Aryjczyk. Trochę tak Pytam, bo dowiedziałem się z pewnego źródła, że ma wtyki w jednym z klubów i można tam pracować jako akustyk. To byłoby ciekawe. “
Wysłał smsa i oparł się mocniej o krzesło. Uruchomił playlistę i zapuścił spokojny kawałek
“Dobra, spytam Magdy kto to, może to i ten koleś. Dam znać.”
 
Gveir jest offline  
Stary 12-05-2015, 10:08   #36
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Tomka - poniedziałek

- Też muszę z nimi pogadać. Wchodzą nam do piaskownicy kolesie z jakimiś plastrami. Podbierają bogatych klientów. Trzeba coś z tym zrobić, bo nie chce klepać biedy całe życie.
Wzrok Tomka przebiegł po pomieszczeniu, po nowych meblach, wielkim telewizorze, nowej konsoli, aż w końcu zatrzymał się na pliku pieniędzy leżącym na ławie, który stanowił działkę chłopaka. W tym tempie będzie zarabiać cztery tysiące tygodniowo. Ale to Tomkowi nie wystarczało.
- Jutro o 9:00 w Centrum KEN. Zjemy jakieś śniadanie w tej knajpce, która jest w środku galerii. Zapomniałem nazwy, ale raczej trudno pomylić tę miejscówkę.
- Spoko - gigant pokiwał głową. - On i tak mało śpi, a jak już to wieczorem, więc rano mu podpasuje… - odwrócił się już profilem, zastanawiając się jeszcze nad jedną rzeczą. Ostatecznie przekonał sam siebie by coś powiedzieć. - Słuchaj… ostatnio zmieniło nam się szefostwo i polityka firmy też trochę. Krzychu pewnie nie będzie sam, względy bezpieczeństwa, także jak będziesz to się nie dziw i nie bój, że to na ciebie. Póki co ma o tobie dobre zdanie. Reputacja u klientów czy coś. Nie spierdol tego, przyda się ktoś kompetentny w końcu - powiedział w sposób dziwnie rzetelny i spójny, jak na kogoś takiego jak on.
- Spoko. Muszę jeszcze wyskoczyć kupić parę rzeczy do mieszkania. Odprowadzić cię?
Śliwa pokiwał tylko głową, samemu znajdując drogę do wyjścia.

Galeria handlowa w Warszawie - poniedziałkowy wieczór.



W galerii handlowej Tomek kupił elegancki stalowo szary garnitur. Luźne, eleganckie spodnie. Dwie casualowe koszule, dwie pary eleganckich butów. W sumie wydał około 4000zł po dobraniu krawatu, skarpetek i reszty bielizny. Później w markecie elektrycznym kupił też żelazko.

Wysłał SMSa do Gabriela:
Umów mnie na spotkanie. Jutro wieczorem.


Odpisał dosyć szybko.
“Dobra, ale nie u nas tym razem. Zazwyczaj wybierają lokacje przy Wiśle gdzieś jakby co.”



Dwadzieścia minut później napisał znów, podając mu dokładną lokację i rzeczywiście, mieli spotkać się na tak zwanej “plaży” po jego stronie rzeki.
Reszta dnia była pozbawiona przygód, a ranek przyszedł szybko i cicho. Następnego ranka Tomek wstał bardzo wcześnie i wskoczył w nowo kupione ciuchy. Był ubrany elegancko, ale luźno. Zamówił taksówkę i ruszył na spotkanie z pracodawcami.


We wtorek miasto wydawało się nieco cichsze, dojazd był znośny, bo komunikacja miejska nie była wypchana ludem. We wakacje w mieście było jakby mniej ludzi.

Knajpa w galerii handlowej - wtorek rano

Przybywając punktualnie, zastał spotkanego do tej pory tylko raz Krzyśka, czekającego w knajpce i popijającego powoli szklankę wody z lodem i cytryną. Przy pobliskich stolikach siedzieli nieprzprzypadkowi, przypakowani i przepełnieni agresją ludzie, każdy z nich zamówił sobie coś małego, jeden nawet piwo.
Krzychu pomachał wesoło w stronę Tomka. Swoją zwyczajnością i przeciętnym wyglądem, niesamowicie wyróżniał się na tle drabów.
Wskazał mu krzesło naprzeciwko swojego.
- Siadaj… myślałem, że wybierzesz mniej publiczne miejsce.
- To miejsce jest całkiem dobre, jeśli chodzi o spotkania biznesowe. Wybacz, ale nie jadłem jeszcze śniadania. Też coś chcesz? Mają tu dobre tosty z jajkiem sadzonym.
Tomek usiadł naprzeciw Krzysztofa. Nie odpowiadało mu towarzystwo pozostałych gości. Czuł się jak na spotkaniu z prezydentem, któremu ochronę zastąpili pseudokibice.
Pokręcił głową przecząco.
- Nieee, dzięki - spojrzał na bar z obrzydzeniem wypisanym na pospolitej twarzy. - Nie jem mięsa i tego co podają w knajpach i restauracjach. To co w siebie wpycham biorę z rodzinnej farmy, wiem co jem - powiedział uśmiechając się krótko. - Ale ty się nie krępuj.
- Dla mnie poproszę tosty z jajkiem sadzonym i szklankę wyciskanego soku pomarańczoewgo - obdarzył kelnerkę uśmiechem.
- Co się dzieje? Od kiedy pracujemy dla BORu? - chłopak powiódł wzrokiem po "obstawie"
- Od kiedy zmienił nam się szef… na dobre. Jest pewna pozostałość po dawnym, mianowicie jeden gość… - Krzych westchnął ciężko obracając w ręce szklankę wody. - Osobisty ochroniarz, chłopiec na posyłki i cholera wie co jeszcze byłego prezesa. Gdy się zajmowaliśmy Hukiem, byłym szefem, udało nam się go odesłać, w sensie tego Davida, co dało nam wolną rękę. Wrócił odkrywając, że go wykiwaliśmy i oszukaliśmy więc się wkurwił, a że nie jest nieporadny i nieśmiały - rozłożył ręce jakby obejmując swoje grono ochroniarzy.
- Huk? Niedawno go zabili, prawda? Coś chyba w gazecie czytałem. Jak ta zmiana zarządu wpłynie na naszą współpracę?
- Pozytywnie - pokiwał głową z uśmiechem. - Jacuś skupiał się raczej na innych usługach firmy, narkotyki plasował gdzieś dalej. Głupie - powiedział wesoło, cmokając ustami. - Przemysł farmaceutyczny to najbardziej dochodowy biznes na świecie, obok militarii i spożywczaków. Będzie więcej towaru, lepszej jakości i z czasem więcej klientów. Gdy uporamy się z plagą, która panoszy się po mieście i nam ich nie odbiera, ale zwyczajnie zabija...
- Małe żółte plasterki? Słyszę to i owo w okolicy. Skoro ich towar zabija, to szybko wsiądzie na nich policja. Dla suk takie sprawy zawsze są sprawą honoru. Za chwile będą oświadczenia w TV, a cały polski wydział antynarkotykowy siądzie im na ogonie. To chyba dobrze dla nas. Tymczasem powinniśmy się dowiedzieć, kto u nas jest ich wtyczką. O dziękuję.



Tomek właśnie dostał swoje zamówienie. Ponownie obdarzył uśmiecham kelnerkę, która mogła być od niego może dwa lata starsza. Wziął przygotowaną wcześniej serwetkę i rozłożył na kolanach. Szkoda byłoby zniszczyć wczoraj kupione spodnie. Gdy już się przygotował do jedzenia postanowił kontynuować rozpoczęty temat.
- Widzisz, ci od plastórw wiedzą, że dla was pracuję. Podejrzewam, że nawet teraz ktoś od nich mnie obserwuje. Pięknie pachnie - chłopak wciągnął nosem aromat sadzonego jajka, po czym zaczął nożem i widelcem walkę ze swoim śniadaniem. W życiu swoim nie jadł tostów sztućcami. Z drugiej strony na codzień nie ubierał się tak elegancko, ani nie rozmawiał z gangsterami otoczonymi obstawą.
Krzychu opróżnił szklankę z wodą, słuchając Tomka i cicho życząc mu smacznego.
- Mam nadzieję, że właśnie nie wiedzą… jesteś nowy, wcześniej nikt praktycznie o tobie nie słyszał. Dlatego właśnie chciałem, żebyś ty spróbował się czegoś dowiedzieć, w naszym gronie - powiedział uśmiechając się lekko. - Naturalne jest, że jako świeżak na niezłej pozycji, chcesz poznać innych ludzi z firmy, przy okazji mógłbyś się czegoś dowiedzieć. Mówić, że niby dobrze zarabiasz, ale szukasz czegoś jeszcze, jakiegoś dodatku na boku… wielu by też myślało, że to może ty pracujesz dla tamtych, więc mogą chcieć cię podpuszczać, by wkopać się u nas, a wtedy moglibyśmy być pewniejsi co do tego kto jest wierny dla nas.
Tomek żuł powoli obserwując Krzycha.
- Tyle, że ja chcę poznać ludzi z firmy, a przy okazji trochę dorobić. Wyjaśnij mi to jeszcze raz. Ci od plastrów nie mają nic wspólnego z ochroniarzem poprzedniego szefa?
- Jeśli postanowisz trochę pogrzebać spotka się to z premią - wyjaśnił wyprostowując się. - Nie, ale z tego co wiemy, jest on osobą, która najwięcej o nich wie. Huk zlecił mu wybadanie ich, gdy dopiero zaczynali.
- Czym oni są? Podobno sami wybierają klientów. To jakiś kult? - Tomek napił się zimnego soku. Był pyszny. Wyciskany chwilę temu. Chłopak w pełni rozumiał, dlaczego szklanka tego soku kosztowała tyle co czteropak piwa w Biedronce. Tak, zdecydowanie miał mentalność bogacza. Lubił drogie ubrania i dobre jedzenie. Teraz musiał tylko rozegrać to z tymi niebezpiecznymi ludźmi tak, żeby pożyć wystarczająco długo, żeby się tym wszystkim nacieszyć.
- A cholera ich wie - wzruszył ramionami, mrużąc oczy. - Czemu niby kult? Pewnie jakaś mafia z innego miasta, która się wbija na rynek jakimś dziwnym sposobem. Chociaż były dziwniejsze, w historii tego świata… pamiętam jak raz w Moskwie… - pohamował rozpędzający się język i machnął ręką po czym skrzyżował ramiona na piersi i odchylił się na krześle. - Nieważne zresztą. Chujki wynajmują ludzi i to przez jakiś pośredników, z którymi kontaktują się ostrożnie, pewnie też niebezpośrednio, albo przez jednego, mocno zakonspirowanego człowieka. Tymi ludkami na jedno zlecenie, maks dwa - wyjaśnił skinając głową - dostarczają jakś porcję narkotyku. Jak kurwa zmuszają ludzi do brania tego gówna nie mam pojęcia. Część pewnie się cieszy, że za darmo dostaje to o czym tyle słyszało od bogatych znajomych, bo zanim ich to zajebie, to stanowi najlepszy szajz pod słońcem. Wzmaga odczucia seksualne, wyostrza wszystkie zmysły, haluny… chuj wie co jeszcze.
- Dlaczego nie mamy tego w ofercie?
- Nie idzie podrobić - wzruszył ramionami. - Wynajeliśmy ludzi z zewnątrz by spróbowali, ale póki co chujoza, a niby najlepsi spece. Z pewnością na to wskazuje cena. Mówią, że im się uda, ale czasu trzeba, a przynajmniej by mieć takiej samej jakości.
- Dobra, spróbuję się do nich wkręcić. Szukają młodych i zdolnych, więc myślę że się załapię. W międzi czasie chciałbym się dowiedzieć o innych aspektach naszej działalności. A - dodał jakby faktycznie przypomniało mu się w ostatniej chwili - potrzebowałbym gnata. Ta cała gierka robi się niebezpieczna, a nie chodzą ze mną BORowiki. Oczywiście mam kasę. Powiedz mi kiedy mogę zacząć poznawać resztę naszych.
Krzychu prychnął przeciągle.
- To nie USA, broń nie leży na ulicy. Czasem mamy wrażenie, że policja poświęca nielegalnym gnatom więcej uwagi niż narkotykom w ogóle… jeśli chcesz bardzo to postaram się coś załatwić no. Jeśli chodzi zaś o ludzi, to Śliwa wkręci cię na imprezkę jutro, na której będzie paru graczy. Akurat parę osób, co do których mam pewne podejrzenia, albo po prostu niewiele zaufania. Ładny chłopak jesteś, wkręcisz się w towarzystwo i dalej samo pójdzie.
- No dobrze. Dość szybko się odnajduję na imprezach. To teraz może przejdziemy do reszty interesów. Jak sprawdza się tlenek wanadu? Kiedy wejdziemy z pierwszą partią nowego produktu? I powiedz mi jeszcze czy p2p bierzecie od ruskich, czy sami syntezujecie?
- Sami, sami, jesteśmy tak samodzielni jak to możliwe, ale przez Huka w narkotykach firma jest stosunkowo nowa. Radek zaś dziękuje za podpowiedź z wandalem… wanadem, nieważne - poprawił się machająć ręką z uśmiechem. - Podstarzały już jest, nie robi już tak dobrze jak kiedyś bo i łapy nie te, ale jego pomocnicy się wyrabiają. Nowe rzeczy będą jak rozejdzie się zapas starych, staramy się zawsze trzymać niezłe zaplecze na wypadek jakichś nieprzewidzianych nieprzyjemności, bo to policja wpadnie do laboratorium i tak dalej… myślę, że za dwa tygodnie dostaniesz lepszy, świeży produkt.
Tomek kiwnął głową z uznaniem. Dwa tygodnie były dobrym terminem.
- Za tydzień będę już wiedział konkretnie którzy z chłopaków nadają się do ekspansji na nowe rynki. Wydaje mi się, że mamy spory segment bogatych dzieciaków, którzy szukają dobrego towaru.
Młody diler wypił sok i poprosił o rachunek. Ponownie obdarzył dziewczynę szczerym uśmiechem.
- W takim razie w co inwestował Huk, że naszą działkę zaniedbywał?
Kelnerka nawykła do częstych mini-zalotów odpowiedziała machinalnym, odruchowym uśmiechem i wręczyła mu kawałek rachunek w skórzanej książeczce.
- Gość zaczynał od zera, także zaradności mu nie można odmówić. Pracował gdzie się dało, głównie gówniane roboty dla bogaczy, zadawał się dla nich z brudnymi ludźmi i wiedział czego trzeba było jednym i drugim. Bogacze potrzebowali nowych rozrywek, a ludzie tacy jak ja roboty. Dobrze się zakręcił, znał wszystkich. Chciałeś obejrzeć operację przeszczepu z bliska? On by cię wkręcił. Studentki? Miał wszystkie. Mówili na niego Dżin, bo potrafił załatwić co tylko chciałeś, co ci przyszło do głowy, on znał kogoś kto by się tym zajął - Krzychu pokręcił głową zapadając się w wspomnieniach. Otrząsnął się jednak tak szybko jak się zatracił. - Ale firma tak się rozrosła, że to go przerosło chyba. Zresztą zaczynał mieć paranoję na punkcie rodziny. Dla tego swojego ochroniarza kazał sprawdzać wszystkich w otoczeniu swojej rodziny. Paranoja… nie dostrzegał niebezpieczeństwa tam skąd powinien no to spadł. No nic… żegnamy się? - spytał poprawiając się na krześle, gotów do wstania.

Tomek odłożył serwetkę z kolan, wstał i uścisnął mocno dłoń Krzycha.
- Do zobaczenia na jutrzejszej imprezie
Diler zostawił pięćdziesiąt złotych kelnerce. Powinno starczyć na rachunek za niecałe czterdzieści a dycha napiwku powinna poprawić jej humor na resztę dnia.
Taksówką wrócił do domu. Zaczął sporządzać prognozy i analizować dotychczasowe przychody każdego z parszywej dwunastki. Jak w każdym handlu jedni mieli lepsze wyniki niż inni. Było widać w jakich kręgach się obracali, bo asortyment narkotyków był różny u każdego z nich. Tomek nigdy nie miał Darka za specjalnie inteligentnego, tym bardziej zastanawiał się jak rudzielec sobie radził z tym biznesem. Kolejne godziny spędził na grze na konsoli. Chciał być zrelaksowany przed spotkaniem z drugimi pracodawcami. Zastanawiał się nawet jak się ubrać na spacer nad rzeką. W końcu doszedł do wniosku, że w eleganckich ciuchach czuje się nadzwyczaj dobrze.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-05-2015, 18:41   #37
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Warszawa
Wtorkowy wieczór




Tomek

Był punktualnie, bo coś mu mówiło, że nie spotyka się z ludźmi, którzy tolerują modne spóźnianie się o pięć minutek. Czyjaś obecność na plaży wskazywała na to, że się nie przeliczył, a przez chwilę nawet myślał, że będzie oczekiwał, bo na pobliskim parkingu nie dostrzegł żadnego samochodu.
Podszedł ostrożnie, nie będąc jeszcze pewnym, czy podchodzi do odpowiedniej osoby, ale prawdopodobieństwo, że akurat tutaj o tej godzinie znajdzie się ktoś przypadkowy, najwyraźniej na kogoś czekający, było bardzo znikome.
- Tomek, nie? - zakrzyknął nieznajomy, gdy Nowacki był jeszcze stosunkowo daleko. - Punktualnie! Dobrze! - zawołał jeszcze dając znać by podszedł bardziej śmiało. Sam stał dosyć blisko linii brzegu, balansując na granicy piasku i błota podmywanego miarowo przez Wisłę.
Dopiero gdy Tomasz znalazł się blisko, nieznajomy odwrócił się w jego stronę. Miał maksymalnie trzydzieści lat, ale rysy twarzy były młodzieńcze, ale jednocześnie sprawiał mocne wrażenie kogoś niebezpodstawnie pewnego siebie. W ustach trzymał zapałkę, która nie poruszała się prawie w ogóle gdy mówił, jakby była częścią jego ciała.
Wąskie oczy i krótkie włosy, wszystko ciemne, łącznie z ubraniem, harringtonką, poluzowaną, wyjątkowo białą koszulą i pozostawionym w nieładzie krawatem.


- Chyba mamy do omówienia parę kwestii, czyż nie? - mruknął uśmiechając się szeroko i niewiarygodnie złowieszczo.

Środa rano

Przebudziła się z nieco odświeżoną głową. Wczoraj po dziwnym spotkaniu z Davidem, zdążyła jeszcze zajrzeć do rodziców, którzy nie byli zbyt natarczywi w pocieszaniu jej. Jednak z ojcem ciężko było zamienić chociaż parę słów, gdy zostawali sami, panowała niespotykana dla nich do tej pory, niezręczna cisza.
Środa jednak była całkiem nowym dniem, otwierającym nowe możliwości!
Które pomimo niezwykle słonecznego dnia, wciąż wydawały się okrutnie szare i nieznaczące. Jednak popadanie w nudę i bezczynność, mogło się dla dziewczyny skończyć tragicznie. Może w końcu powinna zebrać się w sobie i spróbować wyciągnąć z ojca więcej informacji na temat tego w co był zamieszany?
Sms adresat nieznany, ale było to raczej oczywiste, ostatecznie David udowodnił już, że ma jej numer.
"Chce byś poszła dziś wieczór na imprezę i dowiedziała się czegoś. Wyślę cię z kimś przy kim nic ci nie będzie grozić. Zainteresowana?" spytał zagadkowo, dając jej dość niejasny i niepełny obraz sytuacji, ale taki najwyraźniej miał zwyczaj.

Wtorek rano

Wojtek

Ostatecznie jego ciągłe, niezbyt skryte rozpytywanie u wszystkich przyniosło efekt. Dowiedział się, że David Bluecamp rzeczywiście był na imprezie, na którą sam postanowił nie przyjść, nie pojawił się tam jednak w charakterze gościa. Posługując się wspólnymi znajomościami Davida z chłopakiem Magdy, bliskiej przyjaciółki Moniki dalej udało mu się po części dowiedzieć, że mężczyzna jest raczej kimś rodzaju handlarza narkotykami, a jeśli tak jak mówił Monice "ma wtyki" w jakimś klubie, to nie są to tego rodzaju kontakty, o których wspominał. Zresztą dziewczyna po jakimś czasie przestała mu odpisywać, ale może niekoniecznie dlatego, że też nieco więcej dowiedziała się kim jest ten cały David, ale dlatego, że pora była strasznie późna, z czego Wojtek zdał sobie sprawę bardzo nagle.
Poranek był ciężki, bo z tak małą ilością snu i tak dużą ilością stresu nie było łatwo podnieść się o ósmej rano, by odpowiedzieć an najwyraźniej już naprawiony domofon.
- Przesyłka dla pana Wojtka Starzyńskiego, z pokwitowaniem, bez opłat - rzucił ktoś gdy tylko usłyszał Wojtka głos po drugiej stronie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-05-2015 o 00:37.
Fearqin jest offline  
Stary 01-06-2015, 19:24   #38
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Domofon wybudził go ze snu. O ile resztki snu ciążyły na nim gdy szedł niezdarnie do tego urządzenia, tak wiadomość o przesyłce przepędziła sen dobitnie. Zastanawiał się czy znowu dostanie to co ostatnio.. i kogo musiał poturbować, aby przestali przysyłać te skurwiałe prochy.
- Kto jest nadawcą?
- Nadawca… - kurier najwyraźniej szukał wzrokiem podpisu. - Janusz Kowalski - dodał szybko.
- Nie spodziewam się żadnej paczki, więc kręci pan.. - warknął do słuchawki.
Zapadła chwila ciszy.
- Co robię? - spytał zdziwiony. - Bierze pan czy awizo zostawić? - dodał wzdychając.
- To duża paczka?
- Duża koperta, do skrzynki nie wejdzie jeśli o to pan pyta… - kurier westchnął. - Serio tak ciężko zejść, albo przycisk nacisnąć? Da mi pan swoją prace wykonać?! - dodał z narastającą frustracją.
Wcisnął przycisk otwierający drzwi. Gdy odłożył słuchawkę, poszedł do kuchni po rękawiczki i nóż. W kieszeni miał telefon z włączonym aparatem, aby zrobić zdjęcie. Czekał przy wizjerze. Był ciekaw, czy będzie to ten sam typ co ostatnio.
Choć doskonale nie pamiętał wyglądu poprzedniego “kuriera” to mężczyzna za drzwiami zdecydowanie nie był tą samą osobą. Przede wszystkim był znacznie starszy, ubrany w stare szorty i lekką koszulkę. Na głowie miał znoszoną, niebieską czapkę z logiem poczty. Wyglądał na znużonego i lekko poddenerwowanego przedłużającym się czekaniem.
Pokręcił głową z zrezygnowaniem. Schował nóż za pazuchę i otworzył drzwi, pozostawiając słynny już łańcuch na miejscu.
- Gdzie podpisać? - rzucił znudzonym głosem.
Listonosz bez słowa podał mu kartkę i długopis, wręczył dość grubą, brązową kopertę i odszedł bez słowa nie marnując więcej czasu na kłopotliwego adresata.
Na kopercie wypisane były dane nadawcy, jednak jego tożsamość i adres nic dla Wojtka nie mówiły. Wydawały się być podręcznikowymi wersjami adresowania listu.
Zamknął za sobą drzwi na zamki i wrócił do pokoju. Zanim jednak otworzył, lub spróbował wrócił do kuchni po rękawiczki. Gdy miał je na dłoniach ostrożnie podniósł pakunek i przystawił do ucha. Tak, to było głupie, ale ostrożność ponad wszystko. Dopiero jeśli upewni się, że nic nie słychać otworzy kopertę, ostrożnie zaglądając do środka.
W środku było nic innego jak pieniądze. W przybliżeniu dwa tysiące złotych, większość w setkach, parę pięćdziesiątek. Żadnej karteczki, notatki, sam hajs.
Opadł na krzesło i ciężko westchnął. Ostatnie czego się spodziewał to pieniądze. Bardziej był pewny wiadomości, albo kolejnej “dostawy”. W zakamarkach pamięci zaskoczyło wspomnienie rozmowy z tatą, gdy mówił o rachunkach. Bardzo chciał wierzyć, że to on. Niestety nie miał takiej pewności. Banknoty mogą być oznaczone, podrabiane. Dla pewności wyjął jeden i sprawdził pod światło. Szczerze wątpił w swoją hipotezę, ale ostatnio zrobił się ostrożny. Zbyt ostrożny.
Nic nie wskazywało na to by były to sfałszowane, albo oznaczone banknoty, nawet jeśli brakowało mu aparatury i umiejętności do dokładnego zbadania tego. Niektóre były starsze, pogięte, inne bardziej świeże, jakby z bankomatu. Zwykłe pieniądze.
Z jednej strony bał się - i to bardzo. Nie wiedział skąd i od kogo są te pieniądze. Z drugiej strony: potrzebowali ich, on i Natalia. Wyciągnął dwie stówy, schował je do portfela, a resztę umieścił w kopercie, chowając ją na dnie szuflady z bielizną. Zrobił sobie małą kawę. Dzień rozpoczął od logowania się na konto i sprawdzenia smsa. Przy okazji będąc w kuchni zrobił listę zakupów.

Kasa pozwoliła zrobić wystarczające zakupy. Natalii powiedział, że wyciągnął z konta. Przed wyjściem do pracy udało mu się zaktywizować siostrę i wspólnie.. ogarnęli dom.
Reszta dnia minęła zwyczajnie, rutynowo wręcz - praca, powrót do domu, kolacja i do łóżka.
Zero odpowiedzi na koncie, tym bardziej nikt nie zadzwonił. Zanim poszedł spać sprawdził zamki w drzwiach. Postępująca obawa o życie mogła przerodzić się w paranoje.
Nim zasnął, pomyślał o tym co zrobi tym, którzy zabili jego matkę.
Około ósmej obudził go domofon. Sądząc po nieustannym tonie dzwonka, gość stał pod klatką już dłuższą chwilę i tracił cierpliwość.
Po raz kolejny obudzony przez domofon - może to i lepiej? Wojtek miewał tendencje do wylegiwania się w łóżku. Lubił pospać do 10. Wyskoczył z łóżka, przetarł oczy i ruszył do domofonu. Ostatnie dni sprawiły, iż jego organizm, on sam, działał na wysokich obrotach. Niczym idealny silnik, zaskakujący do pracy po pierwszym uruchomieniu.
Podniósł słuchawkę i wypowiedział magiczne słowa
- Tak, słucham?
- Wojtek… eem - spokojny, męski głos na chwilę zamilkł w zamyśleniu. - Starzyński? Dobrze trafiłem?
- Idealnie. Jak rakieta Tomahawk w afgański domek z 100 kilometrów. Kto jest po drugiej stronie i w czym mogę pomóć?
- Co? - mruknął mężczyzna po chwili ciszy. - Eeee ta… szukałeś Davida, nie chłopcze? Mam się dowiedzieć czemu więc jakbyś mnie wpuścił i moglibyśmy pogadać to zaoszczędziłbyś nam obu sporo kłopotów.
- Jakby nazwisko nic nie mówiło..
Przycisnął przycisk otwierania drzwi i czekał cierpliwie, aż tajemniczy jegomość wjedzie na górę.
Zapukał trzy razy jak listonosz, a za wizjerem Wojtek ujrzał dziwnie wyglądającego człowieka, z pozoru zwyczajnego dresa z łysiną, przekrzywionym nosem, białą, obcisłą koszulką, ale o smutnym i inteligentnym spojrzeniu. Stał czekając cierpliwie i oblizując spękane od niedoboru witamin usta.
- Możemy wyjść jeśli chcesz - rzucił przebijając głos przez drzwi.
Otworzył drzwi i zmierzył mężczyznę zmęczonym wzrokiem pełnym determinacji, bez cienia strachu. Miał dość siedzenia w cieniu. Zdecydowanie. Zamknął za sobą drzwi.
- Wyjdźmy przed blok. Mam dosyć wścibskich sąsiadów.
Mężczyzna wzruszył ramionami wbijając ręce w kieszenie, odwrócił się na pięcie i zszedł po schodach. Usiadł na ławeczce naprzeciwko drzwi.
- Fifa jestem - mruknął skinając głową. Sięgnął po paczkę papierosów i zapalił jednego, nie proponując dla Wojtka. - Czego niby od Davida chcesz, co młody?
- Myślę, że moje nazwisko trochę mu mówi. Nie bez powodu wysyłałby tutaj swojego człowieka. Tak czy inaczej.. mój ojciec prosił, abym skontaktował się z Davidem. To on uratował ojcu życie gdy.. całe to gówno zaczęło się sypać. Wiesz, tata pomagał panu Hukowi. Nie chcę wiedzieć jakie interesy prowadził Huk, nie obchodzi mnie to. Tata mu pomagał, ten David też jest jakoś w to zamieszany, skoro pomógł tacie. To logiczne, prawda? - zawiesił głos na chwilę. Próbował zebrać myśli, ułożyć dalszy dialog.. przewidzieć. - Tata chciał się wycofać, zadzwonili do niego. Myślał, że tylko po to, aby obgadać zakończenie współpracy bo Huk nie żył. A tutaj to.. David mu pomógł, ale zabili moją matkę. Bez powodu. Od tak. Miałem znaleźć Davida, powiedzieć mu, że jestem synem Janusza Starzyńskiego i poprosić, aby David skontaktował się z nim. Jest na to sposób. Wybacz, że Ci nie ufam ale… wolałbym spotkać go osobiście i powiedzieć mu o tym. Ostatnie dni nie obfitowały w sceny pełne dobra.
Filip spojrzał na chłopaka dziwnie, zaciągając się szlugiem po długiej przerwie. Wypuścił dym z płuc gdzieś w bok i znów skierował się w stronę Wojtka.
- Szlag… ale ty gadasz. Dobra przekażę mu, że jesteś synkiem… Janusza, tak? - powiedział wstając. - I że coś tam coś tam… wątpię żeby miał czas się z tobą spotkać, ale… - spojrzał na Wojtka z politowaniem - raczej nie pchaj się w te rzeczy i unikaj spotkań z takimi ludźmi młody.
- Starzyńskiego.Za późno. Najwyraźniej wplątał w to mnie i rodzinę ojciec, a przyjaźń z Adamem tylko to pogorszyła. - rzucił nie patrząc na łysego. Przekazał co miał przekazać. Oczywiście pominął fragment z numerem. Nie ufał gościowi, chciał się spotkać z Bluecampem osobiście. Był pewien, że przekazane informacje zadziałają jak wabik.
- No to spoko… ale wątpię by chciało mu się aż tu pałętać - powiedział wyciągając komórkę. - Daj numer - rozkazał skinając głową.
- 640 533 801. Zawsze mogę się ja pofatygować.
Filip uśmiechnął się wpisując numer.
- Mhm… jasne - mruknął. - Dam ci znać jeszcze dziś. Może nie przyjedzie tu, więc raczej jeśli już będzie chciał się spotkać to w centrum.
- Spoko. To ja proszę o pomoc i kontakt, więc on dyktuje warunki spotkania. Mam pytanie.. znasz może takiego karka, wyższy od Ciebie, szeroki jak szafa z dziwnym tatuażem na ramieniu.. zupełnie tak jakby ktoś wytatuował mu stronę z książki?
Filip zmrużył oczy.
- No raczej… ciężko go pamiętać jak się już raz zobaczyło. A co?
- Ostatnio dobijał się nocą do mojego mieszkania. Jakieś 3 dni temu. Szukał mojego ojca i groził, że mnie zajebie, a siostrę zabierze.
Fifa pokiwał głową i wzruszył ramionami, rozkładając ręce.
- Co zrobisz? Takie rzeczy się zdarzają. Jak raz groził to pewnie wróci. Byku na niego mówił i jest ku temu więcej niż jeden powód. No, ale póki co tacy jak on mają komu karki przetrącać więc raczej masz troszkę czasu.
Kiwnął głową na znak zrozumienia dla informacji. Czas jak zawsze grał na jego niekorzyść.
- Cóż, może do tego czasu wykombinuje jak go zajebać gdy przyjdzie. Myślę, że nóż kuchenny w tętnice udowa styknie, co? - rzucił to bardziej w przestrzeń niż do Fify. Westchnął głęboko i przełknął ślinę. - No nic, dzięki wielkie, że się pofatygowałeś. Będę czekał na telefon.
- Może piłą łańcuchową go trafisz, jeśli jesteś naprawdę dobry w jej obsłudze - powiedział pisząc gdzieś sms. - Postaraj się trzymać oko na telefon młody, nara - skinął mu jeszcze głową na pożegnanie, odwracając się na pięcie.
Bez słowa ruszył do klatki i wjechał windą na swoje piętro. Wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi na zamki. Kolejny raz wczesna pobudka.. cóż mógł zrobić oprócz czekania? Nie wiedział nawet gdzie pochowają Adama i jego siostrę. Bardzo chciałby oddać hołd zmarłemu przyjacielowi, ale nie mógł. Po prostu nie mógł. W tym momencie ważniejsza była śmierć mamy i związane z tym wyzwania.
Choć policja najwyraźniej jeszcze nie przymierzała się do oddania ciała, to rozglądanie się za domami pogrzebowymi nie powinno być zbyt szkodliwe, choć Wojtek robił to z ciężkim sercem. Mimo to czas minął stosunkowo szybko i zaledwie parę godzin po spotkaniu z Filipem, dostał wiadomość, najprawdopodobniej od niego.
“Bądź za godzinę pod pałacem kultury, przy kinie jakoś. David mówi, że potem się wyrobisz do roboty jeszcze spokojnie, ale przyjdzie osobiście.”
Z biciem serca odczytał wiadomość. Poszukiwania się opłaciły. Wreszcie sprawa ruszy się do przodu. Przymknął oko na to, że wiedzą o godzina jego pracy. Powoli przestał dziwić się czemukolwiek.
Zebrał się w kilka minut, wyjaśnił Natalii, że musi wcześniej wychodzi, bo ma sprawę do załatwienia. Zamknął drzwi, oczywiście na zamki i wyskoczył z domu. Doskonale znał czas w jakim dojedzie tramwajem do centrum. Przystanek pod domem, przystanek niedaleko Pałacu - żyć nie umierać.
Siedząc w tramwaju zastanawiał się jak wygląda Bluecamp - właściwie opis, który podał Monice był zmyślony. Inną kwestią było to co powie on, jak i ten cały David. Myśli te nie znikały z głowy, aż do samego wejścia kina, a raczej Kinoteki, bo zakładał, że oto miejsce chodziło. Zegarek w komórce wyświetlił mu tylko pięć minut do pełnej godziny. Czekał uważnie obserwując w sposób, który nie wydaje się podejrzany.
Powoli w jego stronę zbliżał się wysoki blondyn, o błękitnych oczach. Był mocno, choć nieprzesadnie zbudowany, wyglądał w zasadzie jak bożyszcze kobiet, choć jego wzrok zdecydowanie do uwodzicielskich nie należał. Pusty, ale ciężki, chłodny wzrok mordercy.
- Wojtek, hm? - mruknął głębokim głosem
Kiwnął głową.
- Tak. To ja. Gdzie porozmawiamy o wszystkim?
- Czemu nie tutaj - zaproponował siadając na ławeczce przy schodach, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy ulicą a jednym z wejść do pałacu. Zgarbił się przypatrując się przechodniom, dużej grupce japońskich turystów fotografujących wcale nie tak imponujący pałac i nastolatkom śmiejącym się na pobliskiej ławce.
- Czego niby chcesz? - spytał krzywiąc się.
- Ja? Ja jestem tylko posłańcem. Domyślam się, że Fifa przekazał Ci tylko to, iż Cię szukam. No nic.. - westchnął głęboko. Nie lubił się powtarzać. Bardzo tego nie lubił. - O odnalezienie Ciebie poprosił mnie mój tata, Janusz Starzyński. Pracował z Jackiem Hukiem, który wydaje się, był i Twoim pracodawcą. Pomogłeś ujść z życiem mojemu tacie. Miałem Ci przekazać jego numer - to powiedziawszy wyciągnął małą wizytówkę z zapisanym numerem telefonu taty - z zastrzeżeniem, że będzie włączał telefon codziennie o 17 tylko na dziesięć minut. Nie wiem jakie macie interesy, czy pomożesz tacie. Mówił tylko, że jeśli moja rodzina ma z tego wyjść, muszę Cię znaleźć. Szkoda, że nie udało mi się uratować Adama.. - zawiesił głos i sposępniał jeszcze bardziej.
David przyglądał się wizytówce dalej słuchając Wojtka. Podniósł głowę i brwi na dźwięk imienia przyjaciela Wojtka. Byłego przyjaciela.
- Huka? - pokiwał głową. - Ta… szkoda chłopaka. Przynajmniej najpierw zajęli się ojcem, a nie synem… resztki honoru - oparł się o ławkę mieląc wizytówkę i rzucając ją do pobliskiego kosza.
- Twój ojciec jest skończony. Jeśli jeszcze się pokaże tak, że go zobaczą, to zginie. O ile sprawa skończy się po myśli mojej, albo psów to może się uratować, ale póki co za chuja się z nim nie kontaktuję - skinął głową na Wojtka. - Ale ty… chcesz się przydać?
- Zależy do czego możesz wykorzystać umiejętności studenta elektroniki na Polibudzie.
- Umiejętności? - powtórzył z lekkim uśmiechem. - Znajomości. Jest dzisiaj impreza, na która wybiera się Twoja koleżanka. Chciałbym żebyś się na nią dla mnie wybrał i spróbował się czegoś dowiedzieć. No może nie dla mnie… dla nas - poprawił się. - Dla dobra ogółu - dodał jeszcze kiwając głową.
Szybko przekalkulował. Niedługo miał zacząć zmianę, skończy o ludzkiej porze.. mógł to zrobić. Raz, jeden jedyny raz. Doskonale widział o jakie dobro ogółu mu chodzi, ale nie skomentował tych słów. Dopóki Bluecamp miał plan i działa, zadawanie się z nim mogło przynieść korzyści.
- Jeszcze jedno. Jakiś pajac, o twarzy przeciętnego studenta socjologii był jakiś czas temu u mnie. Twierdził, że miał paczkę. Potem zostawił kopertę przyklejoną do drzwi. To były te pierdolone plastry.
David pokiwał głową.
- Właśnie o niego mi chodzi… będzie tam. Musisz się dowiedzieć kim jest i dla kogo w końcu robić. Zakumpluj się, umów się na spotkanie, cokolwiek. Nie zna twojej twarzy, nie? Podaj fałszywe dane, zaproponuj interes, wymyśl coś, byś mógł się do niego zbliżyć i ostatecznie umówić na osobności.
- Widział mnie raz, gdy próbował mi wręczyć paczkę osobiście.Nie wiem czy Fifa Ci mówił, ale odwiedził mnie niejaki Byku. Dobijał się do drzwi, ale dał sobie spokój. Co do imprezy.. spróbuje. Ostatecznie chcę rozwiązania tej sprawy tak samo jak Ty.
- W takim razie się postaraj, daj telefon zapiszę ci adres - powiedział wstając. Wpisał w notatkach Wojtka adres posiadłości na uboczu Marek. - Jest to raczej jedna z tych imprez, która nie kończy się zbyt szybko, ale im wcześniej się pojawisz tym lepiej. Tak czy siak nie wejdziesz tam tak po prostu. Pójdziesz z Fifą, podjedzie pod ciebie gdzie będziesz chciał i pojedziecie razem, przedstawi cię jako nowego pasera na miejsce typka, który ostatnio wypadł z obiegu, więc będziesz miał dobry start. Masz do niego numer, zadzwonisz i mu powiesz gdzie i kiedy - dodał robiąc pierwszy krok w tył, gotowy by odejść.
Kiwnął głową. Wstał z ławki i ruszył w swoją stronę bez słowa, uznając, iż spotkanie jest zakończone. Dzień jeszcze się nie skończył. Obiecał sobie, że wykona to jedno zdanie dla Davida - potem spasuje.
Dopiero gdy siedział w tramwaju i mijał Plac Zawiszy uświadomił sobie, że Bluecamp wspomniał o jego koleżance. Właściwie o pomyłce nie było mowy, bo to Monika pomogła mu w kontakcie z nim. W jednej chwili zakiełkowały w nim pewne pytania oto co tak naprawdę robi i kim jest Monika. Na pewno taka młoda dziewczyna szuka rozrywki, blasku, chce obracać się w dobrym towarzystwie. Możliwe, że wkręcił ją jej brat.. Nie było to udziałem decyzji Wojtka. Już dawno wyparowały z niego jakiekolwiek złudzenia na zmianę bieguna relacji, ostatnie dni tylko go w tym upewniły. On sam miał wrażenie, że mentalnie przybyło mu kolejne pięć lat. I tak brano go za zbyt poważnego typka, którego psychikę określano na 25 latka. Cóż, życie piszę różne scenariusze, a dzisiejsza impreza mogła wiele przynieść.
Wyskoczył na swoim przystanku i ruszył do pracy. Tuż przed drzwiami spojrzał na zegarek - 15:00
Postanowił, że minutę po 17 wyślę tacie smsa typu: Spotkałem go i rozmawiałem z nim. Niestety, ale jesteś spalony. Mówił, abyś się nie wychylał i nie pokazywał, bo Cię załatwią. Musisz poczekać do rozwiązania, póki co zaszyj się gdzieś dobrze. Przepraszam tato.

Po pracy miał zamiar wrócić do domu, ogarnąć się i zadzwonić po Fifę.
 
Gveir jest offline  
Stary 02-06-2015, 12:56   #39
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś przy moście nad Wisłą.

Wieczór nie był już tak upalny jak ranek. Dlatego Tomek pozwolił sobie na wariację na temat luźnej elegancji w swoim ubiorze. Gdy zobaczył poluzowany krawat na szyi swojego kontaktu wiedział, że dokonał dobrego doboru stroju.



- Tak, mam na imię Tomek.
Podszedł do nieznajomego i wyciągnął rękę. Czekał na reakcję.
- Imiona? - mężczyzna poruszył brwiami, zastanawiając się nad podaniem swojego. - Niech będzie… Hermes - powiedział odwzajemniając uścisk po dłuższej chwili czekania.
- Posłaniec bogów. Coś czuję, że to nie przypadek. W czym mogę wam pomóc i jak pomożecie mi stać się bogatym?
Mężczyzna nieco ocieplił nieprzyjemny dla spokoju ducha uśmiech.
- Bezpośredniś… - mruknął obserwując Tomka uważnie. Po krótkiej inwigilacji, obrócił się w stronę rzeki. - Zakładam, że bardziej cię interesuje druga część pytania. Póki co dysponujemy obrotem w wysokości czterech milionów na te półrocze, ciężko powiedzieć jak będzie wyglądać to drugie. Rodzeństwo Morozow zgarnia jedną czwartą tego, pozostałe dwie czwarte to utrzymanie organizacji, koszty działania i tym podobne. Krótko mówiąć nie mamy co robić z tym milionem. Milionem z tego półrocza to jest, wiele innych zysków czeka na zagospodarowanie, którym szczerze mówiąc nie jesteśmy zbyt zainteresowani. Zakładam, że nie chcesz nawiązywać długotrwałej współpracy więc jesteśmy szgłonni udzielić jednorazowej… wpłaty. Sami zajelibyśmy się wypraniem dla ciebie tych pieniędzy. Wszystko w zamian za robotę, którą myślę, że wykonamy w przeciągu przyszłego miesiąca, maksymalnie dwóch.
- Lubię konkrety. Zamieniam się w słuch. Powiedz mi jeszcze ile będzie mnie kosztować pranie. Jedną czwartą? Jedną trzecią?
- Jedną dziesiątą… jakoś tak - powiedział jakby obliczając na poczekaniu.
- Jak wspomniałem lubię konkrety. Co jest dla was warte dziewięćset tysięcy złotych?
- Znajdziesz i wystawisz nam dwie osoby. Do obydwu będziesz miał jak wykuć sobie drogę, ale będziesz musiał wykazać się pewną dozą sprytu. Jedną jest niejaki David Bluecamp. Troszkę zdenerwował nas i zbytnio wtrącał nos w nasze środowisko, a sam jak się okazało jest dość niedostępny. Drugą jest osoba, która zastąpiła pana Jacka Huka, niejaki Vlad Petrov. Bardzo nieprzyjemny osobnik, najbrudniejsza osoba w tym mieście wedle naszych standardów. Jest twoim absolutnym szefem.
- Co rozumiesz pod "wystawisz"? Mam ich ściągnąć w jakieś miejsce, żeby ktoś ich załatwił, czy znaleść jakieś konkretne brudy na nich? Nie wiem, powiązania z prezydentem? Nagrać taśmę z obiadu "U Sowy"? Musisz do mnie mówić prostym językiem, ja jestem chłopakiem ze wsi.
Zachichotał lekko chowając dłonie do kieszeni.
- Nic aż tak skomplikowanego. Dowiedzieć się gdzie pomieszkują, ich kryjówkę, kanciapę. Obydwaj stoją po dwóch stronach barykady więc wkręcenie się w otoczenie obu może być trudne, ale z tego co wiem udajesz się jutro na przyjęcie. Jednym z gości będzie niejaki pan Śliwa - powiedział z pogardą akcentując pseudonim. - Ktoś na wzór przyjaciela pana Davida, a zarazem człowiek nieźle zakonspirowany w organizacji pana Vlada. Polecam od niego zacząć - powiedział ponownie obracając się w stronę Tomka, bez cienia wesołości na twarzy.
- Skąd wiesz, że Śliwa pracuje dla tego całego Davida? - Tomek nie dał tego po sobie poznać, ale gdy usłyszał "udajesz się jutro na przyjęcie" to ciarki przebiegły mu po plecach.
- Skoro wasza organizacja ma tak długie macki, to może uda mi się coś wykombinować. Z waszą małą pomocą. Przedstawię ci hipotetyczny rozwój wydarzeń, a ty powiesz mi co o tym sądzisz. - Tomek, niczym wytrawny polityk lub prezenter zaczął chodzić i przemawiać składając dłonie w piramidę.
- Dostaję namiary na jedną z waszych wtyczek. Jutro nawiązuję znajomość z kimś lojalnym wobec tego Władka, czy Vlada. Wystawiam waszą wtykę pokazując lojalność wobec Władka. A później daje znać Śliwie, że wiem o jego koledze Davidzie i chcę pomóc mu przejąć władzę w organizacji. Będę bliżej Vlada. David może chcieć to wykorzystać. Może pójść ze mną na układ. Przy odrobinie szczęścia David wykończy Vlada, a ja wystawię wam Davida na tacy. Przy gorszym wystawię wam Vlada i Davida. Wszystko za poświęcenie jednej wtyczki w grupie Vlada. Zresztą Krzychu już teraz kazał mi namierzyć wasze wtyki. Muszę mieć jeszcze jakieś wiarygodne alibi jak udało mi się rozpracować tę wtykę.
Hermes zachichotał znowu.

- Wszystko tak na poczekaniu… - mruknął cicho. Przeciągnął się prychając ciężko i zastanawiając się nad odpowiedzią. - Bardziej bym powiedział, że wiemy z kim pracuje David, niż to, że pan Śliwa robi z nim. Co do wystawienia naszgo człowieka… - mężczyzna w końcu ruszył się z miejsca, zamiast po prostu się odwracać w drugą stronę.
- Nie jest nas zbyt wielu Tomaszu… poświęcanie swoich nie wchodzi w grę. Postawię jednak sprawę jasno… jeśli znajdzie pan naszego członka w firmie Vlada i go mu wystawi, przedstawiając dowody jego winy i zdobywając zaufanie pana V. to… to nie pociągniemy cię do konsekwencji. O ile dalej będziesz skłonny nam pomóc w zniszczeniu jego firmy. Sami ci go nie podsuniemy, taka polityka rodzinna - powiedział wzruszając ramionami. - Wobec Davida i Śliwy postępuj jak chcesz, ale bądź świadom, że ten pierwszy jest równie groźny co cała firma Vlada.
- Dobra, zobaczę co się da zrobić w takim razie. Nadal mam się z wami kontaktować przez tych geeków? I czy mogę liczyć na ich pomoc w razie czego? Nie wiem… namierzenie jakiegoś telefonu, czy inne komputerowe szmergle, z którymi sobie sam nie poradzę. - Tomek skrzyżował ręce na piersiach.
- Chcielibyśmy zapewnić rodzeństwu jak największą autonomię i swobodę, więc nie, nie będziesz musiał się kontaktować przez nich, nie dostaniesz jednak numeru telefonu. Podam ci adres, jeśli będziesz czegoś porzebował wrzucisz tam do skrzynki pocztowej pustą kopertę bez adresu, tylko ze swoim imieniem. Co do pomocy, to o ile ktoś zechce ci jej udzielić z własnej woli, na przykład Gabryś czy Iza no to już ich sprawa.
- Dobra. Jakoś się z nimi dogadam. Co po tym zleceniu? Planujecie się jakoś rozbudowywać? Może będziecie potrzebować kogoś do sieci dystrybucji? Wiecie dziewięćset tysięcy to niezła kasa, ale co ja z tym zrobię? Mam mentalność bogacza, a apartamentu w centrum za to nie kupię.
Hermes pokiwał głową trawiąc informacje.
- Jeśli zawsze ci mało, to możemy po wszystkim zapewnić stały dochód właściwie bez żadnych wymagań, dopóki spełnisz nasze wymagania. Będziesz mógł siedzieć na dupie i liczyć pieniądze, jeśli takie będzie twoje życzenie. i dobrze się spiszesz.
- W takim razie póki co nie mamy o czym gadać - Tomek wyciągnął rękę na pożegnanie.
- Gdy będę miał dla was konkrety to podrzucę kopertę. Właśnie daj mi adres skrzynki.
Mężczyzna podyktował mu adres do zapisania w komórce i pożegnał się chłodnym, mocnym uściskiem dłoni. Gdy Tomek poszedł w swoją stronę, Hermes wróciłd o oglądania Wisły.
Po kilkunastu minutach Tomek był już w taksówce. Wyjął z kieszeni telefon. Kilkuletnia Nokia Bardzo kontrastowałą z jego eleganckim ubiorem. Wybrał numer do Śliwy. Coś mu mówiło, że osiłek jeszcze nie śpi.
- Cześć. Chciałem pogadać. Możemy spotkać się u mnie? Chyba, że chcesz wyskoczyć na piwo gdzieś na mieście - chłopak kiwną głową i dodał - dobra, to skoro u mnie to kup dla nas sześciopak.

Mieszkanie Tomka
Młody diler w mieszkaniu przebrał się w krótkie spodenki i łuźny T-shirt. Nie chciał budować sztucznej bariery między kolejnym rozmówcą. Śliwa po chwili przyszedł z piwami. Rozsiedli się w pokoju. Tomek w telewizji znalazł kanał transmitujący walki w klatkach. KSW czy inne takie. Sam nie bardzo wiedział czym różnią się te KSW, MMA i inne takie sporty, ale stwierdził, że ten kanał pasuje do spotkania. Z tego co zauważył była to powtórka jakiejś sobotniej gali.


- Ależ pięknie mu zajebał! - chłopak entuzjastycznie skomentował potęzny cios kolanem, który sięgnął żuchwy przeciwnika - jak po czymś takim można jeszcze się nie poddać?
Tomek pociągnął solidny łyk piwa.
- Słuchaj jest sprawa. Krzychu chce, żebym rozpracował tych kolesi od plastrów. Wydaje mi się, że mogą być związani z Hukiem. Nie wiem na czym polegają te powiazania. Podobno ten cały Bluecamp miał ich prześwietlić. A ty podobno się z nim trzymałeś, więc pomyślałem że coś wiesz na ich temat.Tomek wypalił z grubej rury.
Śliwa odstawił powoli ledwie napoczęte piwsko i spojrzał na Tomka bez cienia poufalności. Pusty, zimny wzrok potężnego mordercy spoczął ciężko na Tomaszu.
- Kto ci niby powiedział, że się z nim trzymałem.
- Takie chodzą słuch. Wiesz mam chłopaków na ulicach. Rzuciłem pytanie o tego Bluecampa. Z takim nazwiskiem dość łatwo zapada w pamięć. No i czasami widywali z nim typa podobnego do ciebie. Chciałbym, żebyś mnie dobrze zrozumiał. Krzychu chce, żebyśmy wypieprzyli z biznesu tych od żółtych plastrów. Ja też tego chce, bo psują rynek, a od tych plastrów podobno się umiera. Nie mam żadnego punktu zaczepienia. A gdy zacząłem pytać o Bluecampa to wspomnieli mi o kolesiu podobnym do ciebie. - Tomek pociągnął łyk piwa i westchnał.
- Jeśli to nie ty, to jestem w dupie i nadal nie mam punktu zaczepienia. Z drugiej strony co w tym dziwnego, że widzieli was razem? Pracowaliście razem, jak my teraz. Skąd mogłeś wiedzieć, że David będzie się stawiał szefostwu?
Śliwa milczał przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoją puszkę.
- Słuchy? Spotykaliśmy się na osobności, zawsze. Jedynie ja, on i Huk wiedzieliśmy o tym, że się w ogóle znamy osobiście. Nie wydaje mi się, żeby ktoś jeszcze, nie… - pokręcił głową i w końcu podniósł wzrok na Tomka. - Nie przechwalając się, mam też niezłą reputację, a Dawid jest traktowany jak pierdolony Judasz, więc jeśli ludzie mówili tak po prostu, że to mój “koleś” - warknął kładąc mocny akcent na ostatnie słowo - to chciałbym wiedzieć kim są. Niby jesteś tu nowy, ale widzę masz dobre kontakty… albo po prostu łżesz.
Tomek rozłożył ręce w geście bezradności.
- Przejrzałeś mnie. Ściemniłem. Nikt cię nie widział, ale skoro już tyle powiedziałeś, to kontynuujmy.
Tomek wziął kolejny łyk piwa.
- Dlaczego spotykałeś się na osobności z osobistym ochroniarzem szefa? Z, jak go ładnie nazwałeś, “Judaszem”. I jaki był w tym interes Huka?
Śliwa zaklął cicho, besztając się za swoją nieostrożność. Usiadł głębiej w fotelu godząc się z porażką. Westchnął jeszcze odczekując chwilę zanim zaczął mówić.
- Znamy się od wielu lat… moja rodzina to wojskowa i ja też swoje odsłużyłem tu i tam. David był… sam nie wiem gdzie się w sumie wychował, ale przez jakiś czas też służył i to w specjalnych… uratował mi dupę tam, a po paru latach znajduje mnie i pyta czy chcę pracę, bo szuka kogoś komu może ufać. Uratował mi życie, więc jasne, że mógł mi ufać, nie? Jestem mu winny więcej niż Vladowi czy Krzychowi. Huk po prostu zyskał nowego, wiernego, groźnego psa..
- Spoko. Nic do tego nie mam. Mnie też trudno byłoby osrać kumpla, który nadstawiał za mnie karku - Tomek dopił piwo i wymienił pustą puszkę na pełną.
- Nic nie mam do tego Davida, bo mi osobiście nic nie zrobił. Mam za to problem z kultystami od plastrów. I oni mnie interesują dużo bardziej niż przeszłość wojskowa twojego kumpla - chłopak otworzył piwo.
Śliwa pokiwał głową.
- I co z tym problemem? - mruknął cicho.
Tomek wiziął głęboki oddech.
- Krzychu uważa, że mają wtykę u nas. Poprosił mnie, żebym się rozejrzał wewnątrz organizacji. Myślałem, że może David kogoś podejrzewał i może tobie coś o tym mówił - Tomek odstawił piwo i zakrył twarz dłońmi.
- Czego ja się kurwa spodziewałem, nie wiem. Po prostu jestem już zrezygnowany. Nawet nie wiem od czego zacząć. Do tej pory wiem, że rozdają towar za darmo, ale przy tym nie żałują hajsu dla pośredników. To będzie mi dodatkowo utrudniać, bo ludzie w dzisiejszych czasach wolą hajs niż lojalność.
Tomek odchylił się w fotelu, wziął puszkę w dłoń i ponownie napił się piwa.
- No i ustaliłem, że ktoś od nich wie, że będę na jutrzejszej imprezie. Dużo osób wiedziało?
Wzruszył ramionami.
- Większość ludzi która idzie wie, kto będzie. Może po twarzy cię nie zna wiele osób, ale po imieniu i stanowisku już tak. Wieści szybko się tu rozchodzą.

Dalsza rozmowa okazała się bezowocna i w zasadzie zeszła na temat walki w klatkach. Chwilę po północy śliwa wyszedł z mieszkania Tomka. Chłopak poszedł po telefon i napisał krótką wiadomość do Gabriela.

sprawdź mi na jaki numer zadzwonił lub wysłał sms użytkownik tego numeru <numer Śliwy> dziś po godzinie 00:30. Zapłacę za tę informację.



Śliwa był prostym człowiekiem. Prawdopodobnie brutalnym mordercą, ale jednak prostym. Dowiedział się przed chwilą, że Tomek wie o jego powiązaniach z Davidem. Czyli naturalnym odruchem będzie telefon do Davida z opisem aktualnej sytuacji.

Tomek długo nie mógł zasnąć tej nocy. Coś mu podpowiadało, że sytuacja już go przerosła... a to dopiero początek.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 02-06-2015, 13:30   #40
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Znów przez długie kilka sekund po obudzeniu nie wiedziała, gdzie jest. Rozpoznała gościnną sypialnię w domu Tymona, dziwne, planowała chyba nocować u rodziców, ale widać potem zmieniła plany.
No tak, ojciec… Zachowywał się dziwnie, jakby się bał, albo unikał kontaktu. pewnie nie chciał gadać o swoich powiązaniach z Hukiem. A teraz cała jego rodzina nie żyła. Huka. Ojca też dopadną? A matkę? A… ją? Może powinna uciec, gdzieś daleko, tak, żeby jej nie znaleźli? Przeczekać?
Myśli kłębiły sie w głowie, natrętne i bolesne. Zmagała się sama ze sobą. Miała do wyboru zostać w łóżku - najchętniej na zawsze - poszukać swojego miejsca gdzie indziej, może w Anglii, lub innej Antwerpii, albo postarać się zorientować, co się tu dzieje. Ogarnąć to wszystko. Podobno jak człowiek wie, to przestaje sie bać. Wiedza daje siłę. Podobno. Na razie tego nie czuła. Raczej przytłoczenie. Ale przecież nie spędzi całego życia w gościnnej sypialni Tymka! Choć- szczerze mówiąc - myśl wydawała się kusząca.

Wygrzebała się z łóżka, ciało automatycznie przeszło do łazienki i weszło pod prysznic. Gorąca woda rozproszyła watę otulająca mózg.
No dobra.
Nie wyjedzie do Antwerpii.

Wyciągnęła komórkę, sms, dopisała Davida do listy znajomych.
“ok, napisz gdzie” wstukała.
Teraz trudniejsze… “Tato, chcę pogadać. Napisz mi, kiedy i gdzie możemy się spotkać. W domu nie.”

No dobra.

Dawid odpisał pierwszy.
“Śliwa przyjedzie po ciebie gdzie będziesz chciała. Około dwudziestej. Niech cię nie zniechęca jego wygląd. To porządny gość. Jak na tutejsze standardy” - dodał niepotrzebnie na koniec.
Ojciec potrzebował nieco więcej czasu, ale ostatecznie zdecydował się na dość publiczne miejsce w mieście, kolejną kawiarenkę-bar, raczej dla ludzi przy kasie. Dojazd nie zająłby jej zbyt wiele.
“ Dzięki, będę za godzinę” odpisała ojcu i poszła się ubrać.

Już w kolejce wysłała kolejnego smsa, tym razem do Davida “ok, napisz GDZIE”.
“Z tego co mi mówił, impreza jest gdzieś na przedmieściach, posiadłość w Markach czy coś.”
Z drugiej strony Warszawy... będzie jechać ze dwie godziny, ale w sumie i tak nie ma nic do roboty, prawda?
"ok" odpisała.


Kolejka zatrzymała się, Joanna przepchnęła się do wyjścia, debile zastawiali rowerami co się dało, starannie unikając przeznaczonych do tego celu wagonów i uchwytów. Wyskoczyła na peron - dojście do kawiarni powinno jej zająć nie więcej niż 10 minut.
Ojciec już na nią czekał, siedząc nad filiżanką espresso i kiwając nerwowo nogą, zawieszoną na drugiej. Choć jak zawsze ubrany był porządnie i próbował ukrywać stan emocjonalny, to na pierwszy rzut oka widać było, że jest roznerwicowany.
- No cześć tato - powiedziała, siadając obok i rzucając plecak pod nogi. Nie było co zwlekać: - To mówiłeś , że robiliście jakieś interesy z panem Hukiem, tak? Jak jeszcze żył, oczywiście.
- No w pewnym sensie. Dawał dorobić gdy jeszcze nie miałem takiej dobrej pracy, pomógł ci dojść do tej posady, którą mam teraz, a w zamian różne przysługi małe… - powiedział jakby onieśmielony.
- Małe, czyli? - docisnęła.
Westchnął ciężko prostując się na krześle. Obejrzał się we wszystkie strony, zbierając się w sobie.
- Wstęp na operacje… możliwość na przykład… dotknięcia środka czyjegoś ciała. Zawsze pod naszą kontrolą, nigdy nikomu nie zaszkodziliśmy - powiedział chcąc od razu się usprawiedliwić.
- Co? - na jej twarzy odmalowało się kompletne zaskoczenie.- Po co? On był jakiś zboczeńcem, czy kimś takim?
- Nie, to nie dla niego. Dla jego klientów. Bogaczy, ludzi którzy mogli se do tej pory kupić wszystko oprócz takich rzeczy. Nie można po prostu wejść do szpitalu i zapłacić za wejściówkę na operację by dotknąć czyjegoś bijącego serca… on im to oferował ja dostarczałem. Nie wiem po co to robili. Może byli po prostu znudzeni pieniędzmi które mają, wydawali je jak tylko mogli. Jacek dostarczał im… nowych rozrywek. Żadne skoki ze spadochronem, sport ekstremalne tylko rzeczy nielegalne, oryginalne. Przez ludzi takich jak ja - powiedział wzruszając ramionami. - Nikomu nie działa sie krzywda, ale… ale wiedziałem, że później w ofercie miał też narkotyki i wiele, wiele innych spraw.
Pokiwała głową - trochę rozumiała, bo pamiętała uczucie, którego doświadczyła po wypreparowaniu pierwszej żyły. Rozumiała, że ludzie mogą pragnąć takich emocji.
- Czyli był jak fundacja “Mam marzenie”, tak? Ktoś czegoś chciał i on to załatwiał… Ale kiedy wszedł w narkotyki, ktoś postanowił przejąć jego biznes, czy może raczej komuś zaszedł za skórę..- myślała głośno. - A gdyby ktoś chciał czegoś.. no, nie wiem, sprawdzić, jakie to uczucie np. zabić kogoś? Też by pomógł?
Wzruszył ramionami krzywiąc się ciężko.
- W pewnym momencie zacząłem nieco ograniczać kontakty. Miałem już taką posadę jak mam teraz, a usłyszałem, że zaczęli też sprzedawać narkotyki. Odciąłem się od gadania z nim, a sam zwracał się do mnie coraz rzadziej, a jak już to przez pośredników. Szczególnie gdy wysyłał tego swojego blondasa w jakiejś sprawie, albo w eskorcie gdy klient był nie do końca godny zaufania… - otrząsnął się z paplaniny patrząc znów na córkę. - Może i by pomógł. Nie zdziwiłbym się. Po jakimś czasie nie był już tym samym człowiekiem.
Uspokoiła się trochę i spojrzała uważniej na ojca. Był wyraźnie zaniepokojony. Oczywiście, ostatnie wydarzenia mogły napawać pewnym niepokojem, ale to do niego nie pasowało. Bał się?
- Miał pewnie kilkunastu takich... pomocników jak ty. Bez sensu byłoby mordowanie wszystkich. Więc chyba jesteś.. jesteśmy w miarę bezpieczni . Tak myślę. Dlaczego tak się denerwujesz? Chyba, że nie wszystko mi mówisz. Jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć?
- Po prostu… nie jest to coś do czego łatwo się przyznać, szczególnie dla rodziny. Nie zarabiałem w pełni uczciwie, nie zasługuję na moje stanowisko tak jak inni ludzie, którzy nie mieli takich kontaktów… czuje się strasznie podle - wyznał zwieszając głowę.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie przywykła do pocieszania własnego ojca. Napiła się wody, żeby zebrać myśli.
- A ten.. blondyn? David? Myślisz, że on może mieć z tym coś wspólnego? Może to on chce przejąć rynek?
Popatrzył na nią spokojniejszym, ale zmartwionym wzrokiem.
- Skąd w sumie go znasz? Zresztą - pokręcił głową - może i lepiej bym nie wiedział. Nie wiem jak to dokładnie było, ale Jacek wyciągnął go z ostrego piekła, a ten stał się jego… nie wiem, jakimś samurajem, zabójczo oddanym psem. Wydaje mi się, że jeśli już to po prostu chce się zemścić. Co nie zmienia faktu, że jest strasznie niebezpieczny, ale na szczęście to tylko rzeczy, o których słyszałem.
Dziewczyna uniosła brwi. “Zabójczo oddany samuraj" cóż za kwieciste określenie, tyle że nieprawdziwe. Joanna nie wierzyła w takie rzeczy. Nie była pierwszą naiwną, tylko twardo stąpającą po ziemi pragmatyczką. Oczywiście, Tymek był jej stuprocentowo oddany, ale ją kochał, więc to naturalne. Ona też go kochała.
-Nie możesz mu ufać, tato, kłamie jak z nut. Naopowiadał mi bzdur o Tymku - powiedziała, ale nie wiedzieć dlaczego mówienie o narzeczonym bolało. Tak bardzo, że zaczynało brakować jej tchu. Zmieniła szybko temat.
- Mama wie o tym wszystkim ? Chłopaki?
Pokręcił głową.
- Nie, nigdy się specjalnie nie interesowała moją pracą, a i mi to na rękę było. Ale chłopcy coś wiedzą… chyba nawet też robili jakieś interesy, przepuszczali rzeczy przez lombard. Ostrzegałem ich, ale… wtedy nic się źle nie zapowiadało - powiedział wzruszając ramionami.
Spojrzała ojcu w oczy. Zawsze mu ufała, wiedziała, że może na niego liczyć. Jego wyznanie niewiele zmieniło.
- Co powinnam.. co mam teraz zrobić z tym wszystkim, tato? - zapytała, dość rozpaczliwie.
Chwilę mu zajęło zebranie myśli i ułożenie ich w słowa. W końcu jednak lekko oblizał usta i pochylił się nad stolikiem splatając ręce.
- Ciężko mi powiedzieć, naprawdę. Z jednej strony to nie jest nasz świat… to przstępcy, kryminaliści i najwyraźniej mordercy. No, ale… dokąd nas może doprowadzić bezczynność? Trzeba się czegoś chwycić, ale pójście z tym na policję… - spojrzał na nią wzdychając ciężko. - Możesz się domyślić jak by się to skończyło.
Asia usłyszała krótką wibrację w telefonie. Wiadomość od Kamińskiego, który od jakiegoś czasu siedział dziwnie cicho.
“Zachowaj to dla siebie. Czy miałaś jakąś styczność z plastrami? Sprawdzałaś czy ktoś ci ich nie podłożył w mieszkaniu? Jeśli nie, rób to codziennie, ale nie dotykaj ich gołymi rękoma. Daj znać.”
Schowała komórkę.
- Dzięki tato. Będę szła. Trzymaj się z dala od kłopotów, obiecujesz?
i przytuliła do ramienia mężczyzny, jak to robiła kiedyś, gdy była małą dziewczynką.
- Tak, tak.. ty też - odpowiedział obejmując ją jedną ręką. - Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, dzwoń. Kiedykolwiek - zapewnił ją pewnym siebie głosem.

Posiedziała jeszcze chwilę, a potem wróciła na stację.

Dom był zamknięty, przeszła się po pokojach, rozglądając za plastrami. Nic nie znalazła. Przez chwile zastanawiała się, czy powinna o tym powiadomić Wymiętego, ale skoro NIE znalazła, to chyba nie, logiczne, prawda? W lodówce też nic było plastrów ani w ogóle nic, pomyślała, że chyba trzeba zrobić zakupy, ale to potem. Na razie zjadała oliwki, które przywieźli ostatnio z Grecji, a potem poszła powyrywać trochę chwastów w ogródku.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172