Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2015, 19:38   #78
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ranek, Dom Cravenów

Po intensywnej nocy i według sugestii April niektórzy udali się na krótki spoczynek. Sen był potrzebny im wszystkim a także siły aby kolejnego dnia zmierzyć się z demonem zagnieżdżonym w ich domu. Musieli coś zrobić, to było oczywiste. Ten byt był zajadły i wulgarny, nie przebierał w środkach a jego nadrzędnym celem wydawało się wymordowanie ich wszystkich.

Maddie miała płytki niespokojny sen, nic więc dziwnego, że przebudziła się słysząc kroki na ganku. Pojawienie się Steva’a przyjęła z niewymowną ulgą. Podeszła do brata i objęła go ciasno za szyję.

Odwzajemnił uścisk.
- Przepraszam cię Maddie, ja...
- Cieszę się, że jesteś. Duchołapy wrócili, wczoraj… To coś znowu się pojawiło - i opowiedziała mu wszystko z detalami, najpierw o obecności demona a później o deszczu kruków i niejasnym sojuszniku, na którego trop muszą wpaść.

Kiedy skończyła opowiadać akurat zaczynało świtać i do salonu zaczęli przybywać pozostali.

Przygotowali śniadanie i kilka osób zabrało głos. Przez całą przemowę ojca Maddie wierciła się niecierpliwie na swoim krześle podnosząc wymownie palec, że to ona chce mówić jako kolejna.

- Maudit to po francusku “przeklęty”. Skoro ktoś ułożył z noży to słowo oznaczać to może dwie rzeczy. Albo to, że to coś co grasuje po domu nas przeklina i mamy przesrane - poniewczasie zorientowała się, że ojciec może nie być zadowolony z jej języka i skrzywiła się przepraszająco kontunuując jednak - albo wręcz przeciwnie, oświadcza nam, że samo padło ofiarą klątwy i szuka jakby… pomocy? - snuła oczywiście hipotezy ale burza mózgów była przecież wskazana. - Jak już wyjaśniono mamy chyba do czynienia z dwoma antagonistycznymi siłami, jedna chce nas wymordować, druga chce nam pomóc. Tym pierwszym jest, jak obstawiam, sławetny pan Horton, pierwszy właściciel naszego przeklętego domu. Drugim… są Indianie. Całe plemię albo... jakiś konkretny Indianin, może szaman, który był na tyle silny, że w jakiś sposób jego duch przetrwał. Myślę, że Indianie chcą nas ostrzec i w miarę skromnych możliwości chronić, poprowadzić. Dlatego nie wyrzuciłam pióra, które w jakiś sposób znalazło się w moich włosach gdy spaliśmy w motelu - wyjęła czarne pióro z wewnętrznej kieszeni i wyciągnęła w stronę April. - Może pani oceni czy ma ona jakieś… wibracje czy coś? Czy nie jest jednak aby naładowane negatywną energią, dark side, te sprawy… Ciotka Meg i Jake też mają takie pióra. Ja myślę, że to rodzaje talizmanów i będę swoje nosiła przy sobie. Co do snów… Ja sama śniłam o lesie. Byłam kimś kogo ścigają… a później dopadają i ściągają skalp. Zakładam, że to Horton doparł jakąś Indiankę, ponoć słynął z ciągot do polowań, także na czerwonoskórych. No i w skrzyni na strychu nadal są skalpy, tak wywnioskowałam o tych obrzydliwych strzępach włosów. Tak więc… jak na mój gust kruki nie są złe. Indianie, czy też skrzywdzona Indianka się nimi posługuje aby coś nam powiedzieć, chronić może. Złym bytem, który rzucał nami po ścianach i sączy nam w głowy gniewne i ponure myśli to Horton a może… demon, który nim owładnął kiedy wprowadził się do tego do domu, w końcu jak mówił ojciec, zmienił się dopiero na tej posesji. I… to tyle co chciałam powiedzieć. Myślę, że April powinna spróbować znaleźć więź z Indianką. I przejrzeć pozostałości rzeczy Hortona na strychu. Stare fotografie i te skalpy… Chyba przedmioty pomagają medium czytać przeszłość, czy coś. W każdym razie w filmach.

Gdy Maddy wyciągnęła czarne pióro, Daniel drgnął. Złapał się za kieszeń swojej koszuli, rozjerzał, po czym wstał i podszedł do ustawionej wczoraj w salonie fotografii babci Marthy i Arnolda. Zza niej wyciągnął identyczne niemal pióro.

- Arnold mi je dał i kazał nosić przy sobie. Wieczorem przed swoim pierwszym zniknięciem… A właściwie drugim zniknięciem. Dzień, czy dwa wcześniej zniknął pierwszy raz. I znaleźliśmy go na strychu w pokoju Steve’a. Gdy zniknął następnym razem, twierdził, że cały czas był w salonie…

Pan Craven podrapał się po brodzie i zapatrzył w zdjęcie swojego rodziciela.
- To dziwne… Odkąd się wprowadziliśmy za żadne skarby nie chciał opuścić Domu. Nie poszedł na Festyn. Nie dał się wyciągnąć do lekarza. Ani myślał przenocować w motelu… Jakby był uwiązany... - pokręcił głową i zaśmiał się smutno - to może nie mieć znaczenia. Arnold miał już swoje lata. A z nimi, cały pakiet dziwnych zachować. I postępującego Alzheimera.

Westchnął. Ciężko. Naprawdę ciężko.
- Maddison może mieć racje co do tego… czegoś co chce nas ostrzec. Ze to jakaś indiańska siła. Nie jestem pewien, ale lokalne plemiona indian wcześniej chyba posługiwały się tylko francuskim. W końcu w XVIII wieku to były francuskie kolonie. Ale nie wydaje mi się, by tym który nas prześladuje był Adam Horton. W latach pięćdziesiątych, czyli gdy to wszystko się zaczęło, indianie posługiwali się już swobodnie angielskim. To musi być coś… coś co jest w tej ziemi od dawna. Coś co roznieciło w Hortonie jego nienawiść i rasizm, a w pani Visser zazdrość i paranoję. Ich najgorsze, ale przecież nie zbrodnicze wady. Ich słabości, które dopiero urosły do rangi demonów... Do stopnia gdy oboje stali się mordercami.

- U mnie zaczęło się od koszmaru. - Megan zerknęła na Maddison, po czym wróciła spojrzeniem do April - Tak jak Maddy, mnie też coś ścigało a wokół latały te cholerne kruki. Potem coś zobaczyłam, ale nie pamiętam co… wiem, że to było na jakiejś polanie i było przerażające. Chociaż… nie, najpierw była jakaś dziwna obecność w pokoju. Potem koszmar. Potem gawron przebił mi się przez szybę do pokoju. Potem na ekranie mojego laptopa pokazał się las. Zamglona puszcza. Niedługo potem u Madd zakrakał ten wypchany kruk. Założę się, że to miało ze sobą związek. Takie samo wrażenie obcej obecności miałam jak Maddy podcięła sobie żyły… właściwie od początku wiedziałam, że nie jesteśmy tu sami tylko nie chciałam w to uwierzyć. - pisarka była wyraźnie zmęczona po niemal nieprzespanej nocy i mówiła wolno, z trudem przypominając sobie wcześniejsze wydarzenia. Ale z tymi świeższymi nie miała problemów - Potem było to coś, co szarpało… Maddison… - zamyśliła się, jej spojrzenie znów powędrowało do nastolatki. Wszystko, co dotyczyło jej, dotyczyło także dziewczyny. Czy miało to jakieś znaczenie? - ...a mnie uwięziło w pokoju. I miało twarz Karen… - skrzywiła się boleśnie na to wspomnienie - A na koniec, tak jak mówiła Madd, znalazłam w motelu pióro. Mam je w jukach na motorze… ale chyba zacznę nosić przy sobie. Dalszą część znacie. Arnold… sami widzieliście.

Westchnęła i rozejrzała się, przez chwilę szukając pocieszenia i siły w oczach Daniela. Wreszcie potarła zmęczone oczy i pokręciła głową.
- Mam wrażenie, że to coś bardziej nienawidzi kobiet. Chociaż… może to tylko wrażenie. A może dlatego, że jesteśmy bardziej wrażliwe…? Maddison naprawdę mocno oberwała. Może jest kluczem? - znów westchnęła i upiła łyk kawy - Chyba coś nam umyka… ale nie mam siły tego roztrząsać. - roześmiała się bez śladu wesołości w głosie - Trzeba było jednak pójść spać zamiast siedzieć do rana. Przepraszam, że mówię nieskładnie. Chyba muszę się przespać… ale to za chwilę. Najpierw opowieści.

Steven czuł się nieswojo we własnym domu. Napięta atmosfera tylko trochę tłumaczyła ten stan. Bardziej zaś milczenie między nim a ojcem, z którym po przyjeździe nie zamienił ani jednego słowa.

Jack pozostał na zewnątrz bo "tak będzie lepiej".
- Ja mam to - Steven sięgnął do kieszeni wyjmując pierścień i tocząc go na środek stołu. - Znalazłem to na strychu.

Opowiedział o tym jak przez kilka pierwszych nocy budziły go odgłosy zza ściany, które przypisywał drapieżnikom. Później jednak doszły do tego odgłosy "Zabijcie wszystkich", mówione po francusku. Po rozebraniu ściany, wśród gniazda znalazł właśnie ten przedmiot.

Poza tym sny. Sny o lesie i trupach, o uciekaniu, tak o uciekaniu przed zagrożeniem. I ta polanka. Właściwie jej nie widział ale tam stało się coś złego. Coś bardzo złego. No i indianka, która widział poprzedniej nocy. Tam musiało dojść do gwałtów. Zdzieranie skalpów. I ten mężczyzna z pierścieniem. Z tym pierścieniem.
- W tym pierścieniu musi być zło. Czujesz je? - spytał April.
 
liliel jest offline