GNIEWKO
- Tu jesteś. Jak myślałam. - opierająca się o kamienną ścianę kobieta pokiwała głową, śmiejąc się lekko. Ciemnoskóra, ubrana w lekkie ciuchy podkreślające jej piękne ciało, przytrzymywała jedną ręką całą górę jakiś papierów i ksiąg, a drugą poprawiała małe, okrągłe binokle, przyglądając się wojownikowi z wyrazem twarzy jaki ma kot, zanim skoczy na tłustą mysz.
Nazywała się Vera i była "drugą" w oddziale Kary. Pilot z niej był najwyżej przeciętny, jeśli nie marny jak na zajmowaną pozycję - ale lepszego taktyka i organizatora trudno było znaleźć nawet wśród bardziej doświadczonych Jeźdźców. Dodatkowo jej niemal nieludzka umiejętność gromadzenia wszystkich plotek i pikantnych szczególików z życia innych ludzi (i Skrzydlatych) oraz inne talenty - z rodzaju tych, które wywołują niezdrowe zainteresowanie płci przeciwnej - czyniła z niej osobę o tyle popularną, co o ugruntowanej opinii kogoś, kto ma poważne wpływy w całym "gnieździe".
- Gratulacje dla świeżo upieczonego taty. - Vera ruszyła powolnym, rozkołysanym krokiem w kierunku Gniewka, a w jej ruchach był zarówno koci erotyzm, jak i ukryta groźba gotowej kąsać kobry.
- Więc to tak. Jakiś mały "nielot" jest ważniejszy niż przyszłość całego klanu. Proszę, proszę... - ciemnoskóra podeszła tak blisko mężczyzny, że gdyby nie ubranie, zapewne czułby gorąc jej odsłoniętej skóry. W nozdrza wojownika wwiercał się dobrze znany mu zapach egzotycznych perfum.
- Powiedz mi... - szepnęła kobieta, zbliżając swoje usta do szyi Gniewka - Co ty w niej widzisz? Czyżby takie uziemione coś było w czymkolwiek lepsze ode mnie? A może daje się chętniej ujeżdżać niż Athos? - syknęła niespodziewanie - Nie wystawiasz sobie najlepszej opinii, mój kochany, robiąc bachora służbie...
"Nielotami" czy podobnymi określaniami nazywano - w niektórych grupach Jeźdźców, przekonanych o swojej wyższości - cały zastęp ludzi, którzy nie będąc pilotami, zajmowali się wszystkim tym w Jaskini, co pozwalało całej kompanii funkcjonować bez zgrzytów: lekarzy, kucharzy, pisarzy... i innych. Teoretycznie mieli oni te same prawa, co Jeźdźcy... w praktyce mało kto przejmował się ich zdaniem czy samą obecnością. Zwyczajem było to, że ich głos nie był brany pod uwagę podczas podejmowania ważnych decyzji - a w ich "zbiorowym imieniu" przemawiał Mówca, sprawujący nadzór nad "obsługą".
- Obawiam się, że nowy Mówca będzie musiał zapewnić przyszłej, szczęśliwej mamie lepsze warunki, niż taka malutka klitka, w dodatku z uciążliwym współlokatorem. Jeśli oczywiście Mirra będzie zdolna do pracy, bo dla darmozjadów nie mamy wcale miejsca. - Vera odstąpiła na kilka kroków, przygryzając wargę w udawanym zatroskaniu - Całe szczęście, że znam nowego przełożonego nielotów. To ja, tak się fartownie składa. - poprawiła jeszcze raz okulary i przekręciła lekko głowę, spoglądając na Gniewka z ciekawością - Myślisz, że taki nędzny, zdradziecki fiutek jak ty będzie w stanie przekonać nowego Mówcę, żeby był łaskawy dla takiej małej wywłoki, która na dodatek odciąga Jeźdźców od naprawdę poważnych kwestii...? Mhm...? - spytała zaczepnie, kładąc pewnym gestem rękę na biodrze.