Bayard potarł gwałtownie mocno zaczerwieniony od uderzenia gałęzi policzek, trzeci raz w ciągu ostatniej godziny. Pojedyncze kropelki krwi zaczęły wypływać z lekko pociętej skóry. Wolałby sam prowadzić ale las słyną ze swej niezwykłości a świniopasowi nie spieszyło się do zostania kompostem. Skoro można kogoś zamienić w żabę to czemu nie w kompost!? Logika tego rozumowania dzięki swej prostocie stawała się tym bardziej przerażająca i pobudzała bujną wyobraźnię pachołka.
"Tylko czekać aż coś wyskoczy z krzaków i trrrach! Nie ma Hadriana... tylko kumpka sfermentowanego kompostu. Oczywiście będę go dobrze uprawiać... Przeklęte gałęzie!"
Gdy już wyszli z gęstwiny na ścieżkę, świniopas zajęty rozpamiętywaniem i kontemplacją różnorakich wykonanych podczas wędrówki akrobacji, nie zauważył nadejścia mądrej wiedźmy. Na dźwięk swego imienia stanął jak wryty.
- Co? Kto? Ja?! Świniopas... Matula? Eee... - wbił wzrok w oryginalnie wyglądającą kobietę, po czym przeniósł spojrzenie na krztuszącego się ze śmiechu Hadriana, od razu odgadując jego intencje - Psst... Zobacz, ona nosi mech na głowie... Khy khy...
Rozbawiony Bayard po chwili opanował się, podobnie jak grajek, z uwagi na powagę sytuacji.
- Tyś jest Mabel, tak? Witaj! Obawiam się, że pomyliłaś się co do mej natury. Pośród pospólstwa jak i szlachty jestem znanym pasowanym rycerzem, herbu Dębowa Głowa! Świat jest długi i szeroki, może i odnalazł się jakiś świniopas który był do mnie podobny... Pewnie kiedyś tędy przechodził, stąd ta pomyłka. Zapomnijmy o tym!
Bayard otrzepał resztki igliwia ze swego (dość marnie się prezentującego) przyodziewku by poprawić prezencję godną rycerza.
- Prowadź zatem do swych komnat, wiedźmo.
Ostatnio edytowane przez Cep : 07-04-2007 o 10:46.
|