Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2015, 19:46   #91
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Nad głową Duncana rozszalało się powietrzne tornado.

Skrzydlata istota – Nac czy raczej Regent – zwarła się w podniebnej walce z drugą, nieco do niej podobną. Dwa anioły doskakiwały do siebie w tempie, za którym nie nadążało oko Duncana. Dziecko płakało. Lunnaviel leżała nieprzytomna – możliwe że nawet konająca, a on … Duncan … on nie wiedział, co może zrobić.

Gdzieś z boku ktoś otworzył ogień. Najwyraźniej ludzie w końcu wzięli się za jakąś obronę. Wzrok Sinclaira podążył w stronę strzelca stojącego na tle menhiru. Duncan bez trudu rozpoznał odmienionego przez moc Uzurpacji Nathana Scotta, z którym udało mu się, mimo krótkiej znajomości złapać wspólny język podczas pobytu w Londynie.

A więc MR dotarł z odsieczą. Doskonale.

Nathan strzelał oszczędnie. Celował i zwalniał spust tylko wtedy, gdy był pewien, że nie trafi przypadkowo Horrora. Nie było to łatwe zadanie, bo obaj skrzydlaci poruszali się za szybko nawet dla niego. Czymkolwiek byli, przewyższali swoją siłą, szybkością i zwinnością ruchu wszystko to, z czym do tej pory miał do czynienia egzekutor. Nic dziwnego, że Horror budził w nim wcześniej zmysł zagrożenia. Zapewne, gdyby doszło do uczciwego pojedynku, skrzydlaty rozsmarowałby Nathana po okolicy szybciej, niż ten zdołałby wydeklamować alfabet.

Przeładowując magazynek Scott zerknął do środka kręgu i ze zdziwieniem ujrzał dwie dobrze sobie znane osoby. Lunnaviel i Duncana Sinclaira, który wyglądał jak wtedy, gdy widzieli się ostatni raz, w kręgu przez bezimienną postacią. Tuż obok nich, na ziemi, leżało kwilące niemowlę.

Vorrda zgasiła pałace się na niej ubranie i poderwała na nogi. Pełzała na czworakach, wyraźnie czegoś poszukując. Nathan zerknął w bok, na Fincha O’Harę, który wywijał przed sobą rękami w powietrzu, jak nawiedzony fan kung-fu, który naoglądał się za dużo filmów . A potem ujrzał, że pomiędzy palcami brodatego marudy pojawia się coś, co przypominało jarzący się ogniem arkan.

- Osłona! – krzyknął O’Hara w stronę Scotta i wyskoczył zza kamienia.


* * *

Emma biegła pierwsza. Tuż za nią przebierały nogami Vannessa oraz Amy. Przed nimi, nad Stonehenge niebo płonęło czerwienią i czernią. Już z daleka widziały ciemne, postrzępione opary – niczym dym nad pogorzeliskiem – i walczące w nim, kilkanaście metrów nad ziemią dwie istoty. Skrzydlate. Potężne. Budzące respekt i grozę.

Anioły. Dwa kolejne anioły! Co jednak zauważyły od razu Vannessa i Amy, żaden z nich nie miał jaśniejących skrzydeł, jak ten, który już im się objawił.
Od strony kręgu dobiegła ich ostra seria z broni maszynowej, nieco zagłuszona przez huk huraganowego wiatru, a potem wydarzyły się dwie rzeczy na raz. Jeden z walczących, odrzucony jakąś potężną siłą poleciał w bok, z łoskotem uderzając w ziemię jakieś kilkadziesiąt metrów od starożytnego kręgu, a potem Stonehenge pochłonęło potężne, oślepiające światło, jakby ktoś w jego środku zdetonował bombę atomową. Albo napalmową, bo wraz ze światłem na ziemię spłynęły jęzory przeraźliwego, morderczego ognia.

Ziemia zadrżała tak, że omal nie upadły, a w nadbiegające dziewczyny uderzyła fala rozgrzanego powietrza niosąca z sobą wyraźny smród palonego żywcem mięsa.

* * *

Finch wyskoczył zza menhiru, a Scott otworzył ogień w kierunku jednego ze skrzydlatych. W samą porę, bo w tej właśnie sekundzie trafiony przez przeciwnika Horror poleciał, niczym kometa, rozwalając się o ziemię spory kawałek od pola walki.

Finch wypuścił z rąk ognisty arkan, ale w tej samej chwili pogromca Horrora wykrzyknął coś donośnym głosem i z nieba na nich spłynął ogień. Czysta, niszczycielska energia żywiołu! Jak zrzut napalmu na pozycje wroga.

Nathan rzucił się w bok, czując jak ogień rozlewa się po jego ciele. Katem oka dostrzegł, jak Finch O’Hara staje w płomieniach i jak ogień pożera Kopaczkę.
Duncan też to widział. Żarłoczne płomienie pochłaniające wszystko i wszystkich na swojej drodze. Czyste Inferno zniszczenia i destrukcji. Żywioł przepłynął jednak wokół nich, w jakiś magiczny sposób omijając ciała Duncana. Lunnaviel i dziecka.

Sinclair usłyszał łoskot nad sobą. Huk ogłuszył go, przygniótł do ziemi. Potem poczuł, jak jakaś siła uderza go bok, poczuł jak unosi się w powietrze, wiruje i uderza o jeden z pradawnych głazów. Kości pękły od uderzenia, ze starożytnego menhiru posypały się odłamki. Strażnik upadł na wypaloną ziemię lecz poderwał się z niej w ułamku sekundy, czując jak kości składają się w jego ciele w przyśpieszonym, wzmocnionym przez Uzurpację procesie.

Regent stał przy Lunnaviel i dziecku. Tryumfujący pośród gryzącego w oczy dymu i odoru spalenizny. Duncan rzucił się w jego stronę, jak kamień wystrzelony z katapulty, lecz zderzył się z czymś, z jakąś niewidzialną barierą, która odrzuciła go wstecz. Ponownie walnął plecami o kamienie Stonehenge.

Regent zmrużył oczy. Ich spojrzenia spotkały się i Duncan znów runął do przodu. Tym razem udało mu się przedostać przez barierę i uderzyć zaskoczonego skrzydlatego w twarz. Cios posłał bestię w tył. Duncan rzucił się na niego, łamiąc kości nosa, żebra. Skrzydlaty demon jednak w końcu zdołał postawić gardę i jednym, imponującym ciosem posłał Duncana w powietrze, a potem na ziemię.

* * *

Emma ruszyła do przodu w przypływie nagłej paniki. Za nią biegły Vannessa i Amy, nieco jednak wolniej, oszołomione tym ognistym deszczem.

Fantomka rozmyła się, znikła im z oczu! Widziały tylko półprzeźroczystą sylwetkę, niewyraźną i rozmytą, przecinającą dym. Niczym jakiś bezcielesny, nawiedzający ten plan egzystencji byt.

Biegnąca przez dym Emma ujrzała leżącego za kamieniem Nathana Scotta. Ubranie na jego ciele spłonęło doszczętnie odsłaniając nagą, żarzącą się skórę. Wyraźnie widziała dopalające się, ogniste runy w języku fae – które dopalały się na ciele egzekutora. Scott podnosił się powoli, z trudem, ale żył.
Kilka kroków od niego ujrzała klęczącego w popiele człowieka. Całe ciało mężczyzny dymiło. To był Finch O’Hara – w większości pokryty oparzeniami trzeciego oraz czwartego stopnia. To, że żył, zakrawało na jakiś okrutny żart lub cud. Oczy w spopielonej twarzy były jednak niezmienione. Lśniące, gniewne i pełne chęci odwetu.

Kawałek dalej, na ziemi, wiła się jeszcze jedna osoba. To musiała być Voorda. Poparzona jeszcze bardziej, niż O’Hara. Drgawki ciała wskazywały, że Kopaczka znajduje się w agonalnym, przedśmiertnym stanie.

Były tam też inne ciała. Leżące bez życia, spalone do kości, dymiące resztki ochrony, która miała pecha stanąć na drodze walczących potęg.

Emma nie traciła czasu. Omiotła pogorzelisko jednym spojrzeniem, rejestrując ogrom zniszczeń i strat, kryjąc emocje głęboko pod maską obojętności. Bez trudy wypatrzyła też sprawcę zamieszania. Skrzydlatego potwora, wokół którego unosiła się łuna żaru. Nie widział jej. Skoczyła więc w jego stronę, gotowa pozbawić go życia, jeśli tylko zdoła.

Srebrne i żelazne miecze wbiły się pod skrzydła. Emma kierowała ostrza w stronę serca. Skrzydlaty stwór wrzasnął. Machnął się wściekle, trafiając fantomkę jednym ze skrzydeł. Cios odrzucił ją w bok. Tuz obok Fincha, który upadł twarzą do ziemi, kiedy próbował postawić krok w jej stronę na spopielonej nodze.

Zraniony w bok anioł spojrzał w niebo, jakby zobaczył coś, czego półprzytomna Emma nie potrafiła ujrzeć, a potem skoczył w stronę płaczącego niemowlaka, chwycił go w dłonie i ociekając krwią poszybował w górę.
Zdążył przelecieć tylko kilka metrów, gdy zderzyła się z nim jakaś świetlista smuga. Emma podniosła się z ziemi widząc, jak na pobojowisku lądują dwa jaśniejące skrzydłami anioły. Twarz jednego z nich doskonale znała. To był Sir Percival Grey. Przywódca towarzystwa. Teraz jednak ze skrzydłami i uzbrojony w potężny miecz był dość trudny do rozpoznania.

Za to Vannessa i Amy znały drugiego z przybyszy. Tego, który podawał się za Holinswortha. Ubrany w zbroję i mieczem.

- Apollynie – Grey zwrócił się do anioła w zbroi. – Zatrzymaj Regenta. On związał się z dzieckiem. Nie możemy go zgładzić.

- Możemy. I zgładzimy, Jehudielu – odpowiedział Greyowi Holinsworth.

- Zahabrielu – Grey zwrócił się do zbliżającego do nich … Horrora. Mężczyzna o surowej twarzy wyglądał tak, jakby ktoś przepuścił go pod kolami rozpędzonej ciężarówki.

- Tak, panie.

- Przypilnuj naszego brata, by nie zrobił czegoś … nierozważnego. Nie chciałby chyba zniszczyć naszego sojuszu.

Potem Percival Grey zamachał skrzydłami, które … znikły, podobnie jak miecz. Potężny byt, który przybył im, jako wsparcie przeszedł koło Emmy posyłając jej uważne spojrzenie.

Uśmiechnął się podchodząc do O’Hary i przyklękając przy jego ciele.

- Nie cierpię … jak … to … robisz…. – do uszu stojącej blisko nich Emmy doszedł głośny szept Fincha.

Anioł ruszył powoli w stronę kopaczki, dotknął jej czoła, a po kilku chwilach także rudowłosa kobieta zaczęła dawać oznaki życia.

- Vannesso – mężczyzna nazwany przed chwilą Jehudielem zwrócił się wprost do druidki. – Czy możesz pomoc małżonce pani przyjaciela, Duncana Sinclaira.Nie jestem w stanie pomagać istotom pochodzącym z jej planu. A nie chcemy przecież by zmarła.

- Mamy go! – do uszu zgromadzonych przy kręgu ludzi dobiegł głos Horrora.

Po chwili mężczyzna wyszedł niosąc na rękach kwilące niemowlę.
Podszedł do Duncana i podał mu je delikatnie.

- Proszę. Oto twój syn.

- I kotwica Regenta. Jednego z Zapomnianych. Dziecko trzeba zgładzić. - Z dymu wyłonił się Holisworth ciągnąc za sobą, za nogę, potężnie zbudowanego mężczyznę o ciemnoszarej skórze.

- Nie wystarczy ci śmierci, Apolynnie? – zapytał Grey stając przed tym, którego świat znał pod imieniem Holinsworth.

- Sam wiesz, Jehudielu, że mam rację. Nie można pozwolić im na powrót.

- Ta decyzja nie należy do nas. To nie nasz świat. My mamy tylko opiekować się jego … rezydentom.

- Wiem, kto powinien ją podjąć – Grey spojrzał na Amy S. Little. – Przedstawiciel ludzkiego prawa.

Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na policjantce, która nagle zapragnęła stać się kimś ... mniej ważnym.
 
Armiel jest offline