Przez cały czas podróży Jon medytował i rozmyślał. O najemniku i niedotrzymanej obietnicy. O jego towarzyszach w Akademii i o tym, czy wydarzyło się tam coś znaczącego pod jego nieobecność. O jego nowych kompanach. Ta sytuacja z Kha była nieco niezręczna. Znaczy, byłaby. Ciężko, żeby łuski i jaszczurowaty łeb były dla kogokolwiek... Pociągające. Zwykły przypadek, ot co. Owszem, jest barwną postacią i uratowała mnie wiele razy, ale... Cholera, dlaczego w ogóle o tym myślę? Jakby nie było ciekawszych tematów... Później...
Powrót do Akademii był dla niego prawdziwym kalejdoskopem wrażeń. Najpierw radosne przywitanie z Attonem i Ravem. Potem zaskoczenie wynikające z obecności Laurienn, która pół roku temu uciekła bez słowa. A potem przygnębiająca wiadomość o Vladzie i Arthorii. W głębi serca Jon liczył, że jakimś cudem żyją i wrócą, jak pewnie każdy w pomieszczeniu. Ale patrząc na fakty nie wyglądało to najlepiej i świadomość, że już nigdy nie zobaczy tamtych była czymś bardzo przygnębiającym. Nic dziwnego więc, że z pokoju wyszedł z głową pełną pytań. Patrząc na stojącą przed nim padawankę Micala zadał pierwsze, które mu przyszło do głowy:
- Cześć, Laurienn. Nie... Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Gdzie się podziewałaś przez ten cały czas? Dlaczego uciekłaś? - szybko opamiętał się - Wybacz, zagalopowałem się. To przez ten natłok nowych informacji. Wiadomo, nie musisz się przede mną tłumaczyć, nie naciskam. Wiesz, to po prostu dla mnie duże zaskoczenie, widzieć Cię całą i zdrową z powrotem w Akademii. - tu zatrzymał się na chwilę - Także... Co tam u Ciebie? |