Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2015, 13:59   #111
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Przez cały czas podróży Jon medytował i rozmyślał. O najemniku i niedotrzymanej obietnicy. O jego towarzyszach w Akademii i o tym, czy wydarzyło się tam coś znaczącego pod jego nieobecność. O jego nowych kompanach. Ta sytuacja z Kha była nieco niezręczna. Znaczy, byłaby. Ciężko, żeby łuski i jaszczurowaty łeb były dla kogokolwiek... Pociągające. Zwykły przypadek, ot co. Owszem, jest barwną postacią i uratowała mnie wiele razy, ale... Cholera, dlaczego w ogóle o tym myślę? Jakby nie było ciekawszych tematów...

Później...

Powrót do Akademii był dla niego prawdziwym kalejdoskopem wrażeń. Najpierw radosne przywitanie z Attonem i Ravem. Potem zaskoczenie wynikające z obecności Laurienn, która pół roku temu uciekła bez słowa. A potem przygnębiająca wiadomość o Vladzie i Arthorii. W głębi serca Jon liczył, że jakimś cudem żyją i wrócą, jak pewnie każdy w pomieszczeniu. Ale patrząc na fakty nie wyglądało to najlepiej i świadomość, że już nigdy nie zobaczy tamtych była czymś bardzo przygnębiającym. Nic dziwnego więc, że z pokoju wyszedł z głową pełną pytań. Patrząc na stojącą przed nim padawankę Micala zadał pierwsze, które mu przyszło do głowy:
- Cześć, Laurienn. Nie... Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Gdzie się podziewałaś przez ten cały czas? Dlaczego uciekłaś? - szybko opamiętał się - Wybacz, zagalopowałem się. To przez ten natłok nowych informacji. Wiadomo, nie musisz się przede mną tłumaczyć, nie naciskam. Wiesz, to po prostu dla mnie duże zaskoczenie, widzieć Cię całą i zdrową z powrotem w Akademii. - tu zatrzymał się na chwilę - Także... Co tam u Ciebie?
 
Kolejny jest offline  
Stary 07-06-2015, 00:25   #112
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
pozor: ściana tekstu

Za drzwiami gabinetu oparła się o ścianę. Ciekawiło ją czy da się coś podsłuchać. Zastanawiała się o czym ważnym mogą rozmawiać mistrzowie. Miała swoją teorię.
Prawie zapomniała, że nie stoi tu sama. Uśmiechnęła się trochę smutno do Jona. Westchnęła i jej uśmiech zrobił się trochę bardziej pogodny.
- Też za tobą tęskniłam Jon - odpowiedziała na jego nieco chaotyczny słowotok - Co u mnie? - powtórzyła jego zapytanie - Chyba dobrze... chociaż sama nie wiem - potrząsnęła głową jakby chciała pozbyć się natłoku myśli. W końcu spojrzała na niego.
- Chodź zawiozę cie do kliniki, bo tą rękę musi ci poskładać jakiś fachowiec – odparła z typową dla siebie troską - A po drodze opowiem o wszystkim, bo nie ma czego ukrywać - dodała odwracając się na chwilę w jego kierunku z tajemniczym uśmiechem. Zrobiła gest głową by podążał za nią i nie czekając na niego ruszyła w kierunku parkingu śmigaczy.
- Dobry pomysł. Z tego wszystkiego bym o tym zapomniał. - powiedział bardziej do siebie niż do Laurienn Jon. Ruszył za rówieśniczką, nie odzywając się - sama powiedziała, że opowie o wszystkim za chwilę.

Długo milczała. Zdążyli dojść do śmigacza i do niego wsiąść. Laurie ustawiła cel podróży i ruszyli.
Westchnęła przeciągle.
- Narozrabiałam, co? - zapytała retorycznie - A ja po prostu nie chciałam nikogo obarczać moimi zmartwieniami. Myślałam, że jak sama się tym zajmę to będzie najlepiej - zaczęła - Ponad pół standardowego roku temu na Corelli był zamach na jednego z inżynierów czy kogoś takiego, w każdym razie kogoś ważnego dla koncernu Corelliańskich statków kosmicznych. Los chciał, że zamach był nieudany, ale przy okazji zginęli moi rodzice, którzy akurat byli w tej samej restauracji...
- Przykro mi, naprawdę. Dla mnie strata rodziców też była dużym ciosem. - Tu Jon przerwał na chwilę. - Szanuję twoją decyzję i nie winię Cię, ale mogłaś chociaż zostawić jakąś wiadomość, mistrzowie na pewno by zrozumieli, może nawet i pomogli... No nic, było minęło. Ważne, że wróciłaś w jednym kawałku. Wciąż, nie do końca rozumiem jak pogrzeb mógł Ci zająć pół roku. Wpadłaś w jakieś kłopoty po drodze?
- Pogrzeb? Nie, wiadomość o śmierci rodziców przeczytałam długo po tym jak już się odbył - wzruszyła ramionami - Odkąd przyjęto mnie do Akademii rzadko z nimi rozmawiałam... Jakoś tak zawsze nie miałam czasu. A mistrzowie wiedzieli o tym, poprosiłam ich żeby wam nie mówili, bo przecież niejedno z nas boryka się ze swoją przeszłością - uśmiechnęła się smutno. - A odeszłam bo uznałam, że moja młodsza siostra bardziej potrzebuje mnie niż ja Akademii. Po śmierci rodziców trafiła do sierocińca. Z opowieści tych z nas którzy stamtąd trafili do Akademii uznałam, że nie jest do dobre miejsce dla niej. Wiedziałam, że zabranie jej tutaj nie było możliwe, bo w Akademii mogą przebywać na stałe tylko Jedi. A rozmawiać z mistrzami o tym nie chciałam bo uznałam, że będą mi próbowali wybić z głowy pomysł odejścia by zająć się Emily.
- Rozumiem, rzeczywiście takie sierocińce nie są najlepszym miejscem dla dziecka. I co, udało Ci się ją wyciągnąć? Jest z tobą w Akademii? Nie miałem czasu dobrze się rozejrzeć. Prawdę mówiąc, nie miałem nawet czasu żeby zajrzeć do swojego pokoju. Stęsknić to się za nim nie zdążyłem, ale z chęcią bym zażył kąpieli.
Uśmiechnęła się.
- Tak, jest ze mną. Teraz Mistrzyni Marr dała jej zajęcie w warsztacie - mówienie o szczęśliwym zakończeniu bardzo poprawiło jej humor. - W całej tej historii okazało się, że mistrzowie dobrze wiedzieli gdzie jestem i co robię. O wszystkim informowała ich najemniczka, która pomogła mi stąd uciec i dawała mi zlecenia później - roześmiała się - Chyba powinnam czuć się wrobiona, ale jestem im wszystkim wdzięczna, że pozwolili mi działać. Żałuję tylko tego, że od razu nie poszłam ze swoim problemem do Mistrza.
Jon ucieszył się słysząc dobrą nowinę.
- No to nieźle. Wiadomo, całe życie uczymy się na błędach. Na przykład, następnym razem jak będziesz się wymykała wiesz kogo nie prosić o pomoc. - Baelish pozwolił sobie na mały żart. - Odwiedziłaś jakieś ciekawe miejsca? Zauważyłem, że kulejesz na jedną nogę. To pamiątka z twoich podróży czy skutek wznowionego treningu z mistrzynią Brianną?
- Taa, jak chcesz uciekać z akademii to nie proś o pomoc Mirę. Tego powinni tu uczyć - roześmiała się jeszcze bardziej. Na wspomnienie o jej kuleniu spojrzała mimowolnie na swoją nogę - W sumie to jedno i drugie. Jakieś dwa... może trzy dni, ciężko mi powiedzieć bo ostatnie dwie doby przespałam. No więc jakieś może cztery dni temu oberwałam szrapnelem jak byłam na Narr Shaddaa. Na arenie, gdzie miałam ugadać się z takim jednym przewoźnikiem wybuchła istna wojna. Przewoźnik zginął, a ja wyszłam z tego prawie bez szwanku dzięki barierze Mocy. A Brianna usilnie stara się, żebym nie mogła w spokoju dość do siebie - dodała żartobliwym tonem
- Byłaś na Nar Shaddaa jeszcze cztery dni temu?! Na arenie w momencie ataku?! - w głosie Jona słychać było autentyczne zdziwienie - Pewnie ciężko będzie Ci w to uwierzyć, ale byłem tam tej samej nocy. Równie dobrze mogliśmy siedzieć jedno piętro od siebie! Niesamowity zbieg okoliczności, nie sądzisz?
Była zaskoczona jego słowami, ale przypomniała sobie jak wyczuła w pewnym momencie kogoś.
- To pewnie ciebie wyczułam tamtego dnia ! - odparła nie mogąc ciągle uwierzyć - To przed tobą uciekałam, bo nie chciałam dać się wykryć - roześmiała się znów. - To tam sobie tak rękę pocharatałeś?
- O dziwo, wyszedłem stamtąd prawie nieruszony, choć niewiele brakowało. Z ręką to w ogóle osobna historia. Miałem zadanie przejęcia statku z transportem broni i trochę mnie dowódca załogi obił. No ale, grunt, że zadanie wykonane. Nawet nie straciłem żadnego najemnika… - Jon postanowił nie wspominać o incydencie przed akcją. - Za to paru zabrałem ze sobą. Ciekawa kompania, wielkokulturowa powiedziałbym. Będziesz musiała ich poznać jak znajdziesz czas. A ty? Też zawarłaś jakieś nowe znajomości?
- Jedną. To Arkanianin, niestety na arenie stracił nogę. Moja siostra zrobiła dla niego protezę i chyba teraz gdzieś kręci się po Akademii. Całkiem zabawna jest z nim historia, ale o to pytaj go, chociaż... Wyjdę pewnie w jego opowieści na straszną osobę - zaśmiała się.

Czas spędzony na rozmowie szybko im minął. Ani się obejrzeli, a znaleźli się na lądowisku kliniki zaprzyjaźnionej z Akademią.
Laurienn wysiadła i ruszyła przodem. Wkrótce przeszli przez rejestrację i siedzieli teraz w poczekalni aż Jona przyjmie chirurg.
- Bez Vlada i Ori zostaliśmy jedynymi padawanami z tak długim stażem. - zaczęła - Mam nadzieję, że mistrzowie nie będą nam przez to folgować, albo starać się przydzielać tylko bezpieczne misje. Wiesz może jakie mieli zadanie? Ja tylko wiem tyle, że razem gdzieś lecieli.
- Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Ale to pewnie było coś ważnego, skoro wysłali ich dwoje razem. Zresztą, do diabła z powodzeniem misji. Żeby tylko wrócili cali i zdrowi. - podrapał się po brodzie, zmartwiony - Niestety, nie zapowiada się na to. Nawet mistrzowie zdają się tracić nadzieję… Przykra sprawa. Żebyśmy chociaż mogli coś zrobić, a tak to możemy tylko czekać i siedzieć bezczynnie.
- Dokładnie - odparła markotnie. Chwilę milczała - Podobno Mistrzyni Meetra spóźnia się z nawiązaniem kontaktu z Akademią. Myślę, że to jest to co najbardziej martwi naszych Mistrzów…
- Ja nie przejmowałbym się za bardzo. To nie pierwszy raz jak się spóźnia, poza tym Mistrzyni Surik to nie pierwszy lepszy użytkownik Mocy. Chociaż w świetle ostatnich wydarzeń to rzeczywiście za dobrze nie wygląda… Myślisz, że jej i padawanów zniknięcia mogą być powiązane? To raczej mało prawdopodobne...
- Też tak myślę - odparła - Skoro pozbawiła galaktykę Sithów to nie ma nic co mogłoby jej zagrozić - uśmiechnęła się - My się tu o nią martwimy, a ona jak zwykle pojawi się w Akademii niezapowiedziana i zacznie rozstawiać naszych mistrzów po kątach - roześmiała się, gdy to sobie wyobraziła.
- Wiadomo. - Jon szeroko się uśmiechnął - Z innej beczki, jak znajdziemy chwilę czasu musimy pogadać o tym naszym zadaniu. Ale to później, w końcu mamy całe trzy tygodnie czasu. O, pora na mnie. - powiedział Baelish widząc chirurga zapraszającego go do pomieszczenia. - Zaczekasz na mnie, czy będę musiał się przejść?
- Przypilnuję, żebyś nie uciekł - uśmiechnęła się niewinnie i rozsiadła wygodnie w fotelu.
- Hm, mam ciekawą historię o młodym mnie i pierwszym pobraniu krwi, ale to opowieść na później. - Jon próbował wyglądać na wyluzowanego i nie przejmującego się ewentualnymi zastrzykami czy nastawieniami barku, ale coś mu musiało nie wychodzić. - Mam nadzieję, że znieczulenie nie jest za dopłatą.
- Tak, zdecydowanie będę pilnować żebyś nie uciekł chirurgowi - odparła z rozbawieniem. - Spokojnie, mogą ci nawet znieczulenie ogólne zrobić. Ja odwiedzę pielęgniarkę, żeby sprawdzić czy trening z Brianną nie zaszkodził mi. - wstała z fotela. - Jakby co to pamiętaj, że twoje rany nie są żadną wymówką na treningu szermierki - uprzedziła przyjaciela.
- Przez pewien czas będę musiał trzymać miecz w lewej ręce, cholera. Już czuję te siniaki po sparingach. Dobra, lecę, bo się jeszcze chirurg zniecierpliwi i będzie działał w pośpiechu. Do zobaczenia za chwilę.
Poczekała aż drzwi gabinetu zamknął się by dotrzymać słowa o dopilnowaniu go by nie uciekł. W końcu żarty żartami ale lepiej mieć pewność. Sama udała się do pielęgniarki.
Nie czekała długo i wkrótce leżała na leżance z podwiniętą nogawką. Pielęgniarka zdjęła bandaż i przyjrzała się i jednocześnie przeskanowała łydkę dziewczyny.
- Wszystko w porządku, takie małe zadrapanie to nawet blizny nie będzie – odparła niebieska twileczka nieco niepocieszona, że do takiej drobnostki musiała przerwać swoją przerwę na pogaduchy z innymi pielęgniarkami. Założyła jej już tylko zwykły plaster nasączony płynem Colto.
Uspokojona Laurienn przeprosiła za kłopot i wyszła z gabinetu. Wróciła do poczekalni i usiadła na fotelu stojącym przed drzwi, za którymi zniknął Jon. Sama szybko uwinęła się i teraz musiała czekać. Czekać i rozmyślać.
Z nudów zaczęła czytać hologramy reklam medykamentów i sprzętu medycznego wyświetlające się na ścianach poczekalni. Po około dwóch godzinach czekania w końcu pojawił się obandażowany padawan. Nie wyglądał na zbolałego, jedynie trochę naćpanego lekami przeciwbólowymi. Laurie wstała i razem wrócili do śmigacza. Całą drogę powrotną milczeli przez to, że ona wciąż rozczulała się nad swoimi zmartwieniami, a Jon był ledwo ciepły po zabiegu.

- A co u ciebie słychać? Misja, którą ostatnio miałeś musiała być nie lada wyzwaniem. - zapytała gdy podchodzili do lądowania na płycie Akademii.
- Wiadomo, trzeba było włożyć trochę pracy i nerwów, ale w ostatecznym rozrachunku było warto. Ból złamanej kończyny blednie w porównaniu z uczuciem, że udało się uratować choćby kilka niewinnych istot. Inna sprawa, że kilku innych, mniej niewinnych, trzeba było zabić, no ale… Czasami trzeba wybrać mniejsze zło. - Jon pokiwał głową. - A co tam u mnie? Nic specjalnego. Wyśpię się pewnie teraz, zażyję kąpieli i cóż, od jutra dzień jak co dzień. No, będę musiał jeszcze opowiedzieć Ravowi o wyprawie. Muszę dla niego być kimś w rodzaju weterana wojennego powracającego z bitwy, heh.
- To dobrze - uśmiechnęła się - Ja cieszę się, że wróciłam. Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam za tym miejscem.
- Wierzę. Co innego parę dni, a co innego sześć miesięcy. - Jon stał już na lądowisku, ziewnął, zasłaniając usta ręką. - Musisz mi wybaczyć, ale te leki przeciwbólowe działają, przynajmniej na mnie, jak środki nasenne. Muszę iść i położyć się na chwilę, w jakimś normalnym łóżku. Także, no: trzymaj się.
- Poczekaj - podeszła do niego i położyła dłonie na jego zabandażowanej ręce. Zabłysło lekka zielonkawa poświata w miejscu gdzie go dotykała. Jon poczuł zbawienny wpływ leczenia Mocą. Trwało to może chwilę, a efektów nie mógł na razie ocenić przez działające leki przeciwbólowe, jednak Laurienn nieco pobladła.
- Ojej, chyba mi się w głowie kręci - odparła. Używanie tej zdolności było bardzo wyczerpujące.
- Nie musiałaś, Laurie. Ale wielkie dzięki. Ja co najwyżej mógłbym samego siebie poddusić. - Uśmiechnął się, ale patrzył czujnie na padawankę. - Wszystko w porządku? Dasz radę iść dalej sama?
- Nie będę się upierać jak zaprowadzisz mnie do jadalni - odparła - Chyba w końcu jestem głodna. - uśmiechnęła się lekko i ostrożnie ruszyła przed siebie.
- No, ja w sumie też coś bym zjadł… Drzemka może poczekać, a tak chociaż poćwiczę trzymanie sztućców drugą ręką. - Jon zastanawiał się, czy nie ująć Laurienn pod pachę, ale nie wyglądało na to, żeby to było konieczne. W razie czego był gotowy zamortyzować upadek jedną ręką. - Dobra, to idziemy.
Dziewczyna dzielnie szła i nie potknęła się nawet raz. Dotarli do jadalni, gdy był już czas kolacji. Usiadła przed stołem z westchnięciem ulgi. Nawet nie rozglądała się tylko od razu zajęła się swoim posiłkiem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 07-06-2015, 01:08   #113
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nie bez kozery szukał akurat lotu na tą planetę, nie bez potrzeby też zapytał się barmana o tą właśnie planetę. Mógł również lecieć na swoje rodzinne Tatooine, ale wiedział że emocje mogłyby wziąć górę i spalił by kilka hangarów, magazynów i innych takich, osobom którym palenie czegokolwiek bez ich zgody mogłoby się skończy międzyplanetarnym listem gończym. A Zonju, jakby nie patrzeć planeta bliźniacza do Tatooine, oferowała to samo jak i nie więcej.

Bywał tu wcześniej, wciągu swego krótkiego życia zwiedził sporo życia, a że nie był ostatnim debilem o reszcie doczytał. Lubił ciekawostki i chłonąć wiedzę, był ambitniejszy od swoich rówieśników. Może dlatego na rynku nadal stanowił jakąś tam renomę, a za renomą stało że nadal żył? Sam Slevin o tym za bardzo nie wiedział, ale co on miał do stracenia poza życiem? W tym momencie dosłownie nic. Nie raz co prawda osiągał prawdziwe majątki, wtedy na rok lub dłużej osiadał na jakiejś niezamieszkałej planecie i żył sobie dostanie na nieco wydłużonym urlopie, ale to nie mogło trwać wiecznie. Brak kredytów wcześniej czy później się o Slevina upominał, a ten ruszał na kolejny ich połów. Tym razem, biorąc pod uwagę poprzednie tarapaty i perypetie szło mu nieźle.

Wyobraźcie sobie że ostatnio jak był na Zonju musiał uciekać pierwszym lepszym statkiem, na pierwszą lepszą planetę tylko dlatego że był ufny zasadom i nie dał się podkupić. Oj tak, został zadanie odstrzelenia jakiegoś kanclerza, choć sam kanclerza dawał o kilka kredytów więcej. Wierność ideałom sprawiła że wysłano za nim list gończy, ale to było kilka lat temu. A teraz mógł odpokutować, zwłaszcza że robota sama do niego przyszła w postaci niebiesko-skórej towarzyszki.

Wysłuchał jej, chociaż myślał o czymś zupełnie innym. Na pierwszy ogień poszło jej natręctwo… Kto normalny dosiada się do faceta który wygląda tak jak on, a w dodatku siedzi samotnie w najciemniejszym koncie lokalu. Jeżeli pomyślała że to przypadek, no to Slevin gratulował jej bystrego umysłu. Przynajmniej się przedstawiła… W końcu jakiś ludzki odruch.
- Slevin Kelevra – odpowiedział beznamiętnie od razu zbierając się na drugie zdanie – Spoko. – po czym dokończył swój trunek wlewając go na raz w gardziel, a na dwa połykając.
Miał w planach przed wyruszeniem w pustynię odwiedzić tutejszy czarny rynek i zakupić jetpacka oraz linkę z hakiem, a jeśli starczy to też amunicję. Nigdy nie lubił chodzić „nagi” na trudne misje, a zwłaszcza na pustynię.
- Planetą rządzą Huttowie, nie musisz się trudzić na mianowanie ich pachołków jakimś poważnym tytułem – dodał kiedy alkohol przestał trawić gardło.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 07-06-2015, 22:28   #114
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Łaziła po statku oglądając to i owo, zaglądając w różne zakamarki i rozmyślała nad tym co się stało. Nigdy nie myślała, że doczeka się wspólników. Była tym faktem trochę zdenerwowana. Do tej pory, odkąd się wykupiła z niewoli była wolnym strzelcem. Nikomu nie ufała i z nikim nie wchodziła w żadne ściślejsze stosunki.
Nigdy się przed sobą nie przyznawała do tego, ale teraz ta myśl przyszła jej do głowy- trudno tak żyć. Nie tylko ze względu na to, że świat dookoła jest nieprzyjazny- ale to, że nie ma się absolutnie nikogo, do kogo można otworzyć gębę. Z drugiej strony czuła się nieswojo. Współpraca owszem, będzie, zamierzała być na tyle lojalna na ile będzie mogła sobie pozwolić. A z drugiej strony, trudno jej się będzie przestawić- że teraz nie jest ona jedna, ale że ma team, z którym musi współgrać, żeby wygrać.
W końcu przysiadła na jednej z prycz i odetchnęła z ulgą. Była obita i zbolała. Dotknęła opuszkami palców policzek. Au! Trochę jeszcze spuchło ale na szczęście już niewiele.
Czerwonokarminowym spojrzeniem swoich gadzich oczu omiotła pomieszczenie. Stało tu więcej łóżek. Już w głowie zaczęły jej pojawiać się plany. Trzeba będzie zrobić tu remont. To będzie kosztować. Trzeba przystosować kajuty tak, żeby spełniały potrzeby dla pojedynczych osób, a nie kilku. Do tego luka przewozowa i szkoda zrobiona przez Jona. No i przez nich. Trzeba będzie zrobić mały remont, żeby już nikt, tak jak oni, się nie włamał. Luka... Tam trzeba będzie zrobić jakieś klatki. Jeśli mają pracować z Issą to pewnie czasem trafi się twardy towar. Poskrobała się pazurem po brodzie. Na to będą musieli ostro popracować...
Coś ją tknęło.
Już powinni startować w nadprzestrzeń, ale charakterystyczne szarpanie i drgania nie następowały.
Wylazła na opsutoszały korytarz i rozejrzała się. Panowała tu taka cisza jak w grobowcu. Do tego też będzie musiała się przyzwyczaić.
Idąc w stronę kokpitu coś ją tknęło. Zajrzała do pomieszczenia, gdzie stały skrzynie, których tak pożądał Jon. Otworzyła delikatnie jedną z nich i wzrok jej padł na głowice. To był dopiero sprzęt. Możnaby się tym nieźle zabawić.
Wykrzywiła paszczę w krzywym uśmiechu i zamknęła wieko.
Zdobywanie całych systemów jej absolutnie nie pociągało. Ona działała w mikro skali. Wiedziała, że Issamar podjął decyzję tylko dlatego, że była absolutnie bezwzględna i dobra w jednym- w zabijaniu. Jej oko nie drgnie nigdy, jeśli chodzi o wybór- cackać się czy iść na całoś i urwać łeb przy dupie.
Teraz miała czas o tym pomyśleć. Zastanowiło ją, czy Jon się przypadkiem jej z tego powodu nie brzydzi? Wcześniej ją to nie obchodziło. Za dużo się działo i trzeba było podejmowac brutalne decyzje.
Był dobrym chłopakiem, utwierdziła się w przekonaniu, z tego co mówił, że młodym. Miał prawo nie znać zasad dżungli. Do tego był Jedi. Jedi mają surowe zasady i nie siepią na odlew. Z tego powodu mógł mieć ją w pogardzie, co sprawiało, że czuła się ze sobą źle. Każdy Barabel powinien zrobić wszystko, by sobie zapracować na szacunek Jedi. Przynajmniej w dzieciństwie obie matki tak jej tłukły do głowy.
Do tej pory go nie pytała o nic. Po co, dlaczego i na co. Po prostu. Ale chyba nie mógł się brzydzić, wiedząc że wszystko co czyni robi na jego rozkaz i z chęci przysłużenia się misji.
Po drodze do kokpitu spotkała Jona.
Jeszsze nie skoczyliśmy, hę?Zagaiła.
Czuła się trochę lepiej. Chyba wszystkie emocje już z niej zeszły i w końcu mogła spokojnie cieszyć się z obrotu sytuacji, która wyszła na plus.
Weszli na mostek. Zagulgotała wesoło.
Issamar zasnął za sterami. Przez chwilę same pesymistyczne rzeczy przeszły jej przez myśl, że może nie ustawił wszystkiego do skoku? Nie, to niemożliwe.
Trzymał rękę na sterze. Wpadła na genialną myśl. Taką wisienkę na torcie. Jako że to jej statek, ona, Kha'Shy wyśle w pierwszy najswojszy rejs swoim własnym osobistym statkiem w nadprze...
Tego się nie spodziewała. W momencie kiedy ona położyła swoją szeroką dłoń na ręce Mandalorianina to samo zrobił Jon.
Zerknęła na niego nic nie mówiąc. Popchnęli dźwignię i z nieskrywaną satysfakcją przeniosła spojrzenie na ekran by patrzeć jak gwiazdy rozmazują się w długie linie. Coś pięknego.
Ręce ssaków były bardzo miłe w dotyku, jakby się tak zastanowić. Ciepłe, a skóra taka delikatna, miękka...
Możnaby sobie z tego zrobić bardzo przyjemne rękawiczki...
Zabrała swoją rękę najszybciej jak się dało, ale taktownie, żeby nie sprawić wrażenia, że się brzydzi czy coś.

Issamar wiedział so robi.Chyba jusz pora odposząś. Mruknęła, przeciągając się. Była pewna, że najdzie jakieś szmaty, chociaż jeden podkoszulek po byłych właścicielach. Tylko pozostało jej porządnie szafki przeszukać. Znajdzie odzież i się przebierze. Ot co. Może nie jest taka obrzydliwa jak ssaki i nie poci się, ale czuła, że dobra kąpiel nie zaszkodzi.
Trzeba było w końcu wziąć gorący prysznic i rzucić się na łóżko, by porządnie odespać cały trud.

Później...
Gdy dolatywali na miejsce stała za fotelem pilota i uważnie obserwowała co Issamar robi. Od czasu do czasu zadawała mu jakieś pytanie, ale nie nachalnie. Nie chciała mężczyźnie przeszkadzać i za bardzo go rozproszyć. Mandalorianin bardzo sprawnie posadził maszynę i wszyscy razem wyszli po rampie. Jon na przedzie prowadził a Kha z Issą szli z tyłu. Jaszczura była zadowolona, że zobaczy w całej okazałości Akademię. Była chyba pierwszą a przynajmniej jedną z nielicznych ze swojego gatunku, która będzie miała okazję zobaczyć kolebkę Jedi. Była naprawdę podniecona tą chwilą.
Przywitał ich człowiek. Chyba ludzki mężczyzna. Nie, na pewno samiec.
Kha była słaba w te klocki, musiała się dobrze przyglądać tej rasie, żeby rozpoznać poszczególne jednostki. Byla zawsze tym trochę zmieszana i zła.
Ale teraz jej to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Teraz się czuła bezpiecznie i była bardzo przejęta chwilą.
Gdy tylko się zatrzymali na przeciwko siebie, jedyne na co się zdobyła to głęboki ukłon. Nie miała absolutnie żadnego pojęcia o protokole dyplomatycznym ani o zasadach dobrego wychowania. Miała nadzieję, że nie zrobiła gafy, ale chciała za wszelką cenę pokazać swój głęboki szacunek do Rycerzy.
Przysłuchiwała się rozmowie Jona z, chyba jak dobrze usłyszała jego mistrzem.
Witam i dzięki za opiekę nad tym chłystkiem! Słuchajcie, pewnie zmęczeni po podróży, Rav!
To dla mnie ogromny zaszszyt, Panie położyła rękę na piersi i schyliła swoją łysą głowę.
Nie dał jej jednak otworzyć ust ponownie, gdy jak gdyby nigdy nic, prawie że wyskoczył spod ziemi dziwnej rasy...chłopak? Chyba w podobnym wieku co Jon. Był strasznie rozmowny.
Hrrrrrrrrryyyhgh....Wydała z siebie nosowe sapnięcie, nie mogąc przebić się przez paplaninę padawana. Czuła się trochę nieswojo mimo wszystko. Trochę obco. Rozejrzała się dyskretnie na boki i niedaleko lotniska zauważyła jakiegoś postawnego mężczyznę. Przez jej twarz przeleciał dziwny grymas. Chyba już go gdzieś widziała...Czyżby? Nie, to chyba niemożliwe, takie rzeczy się nie zdarzają.

Pogadanki później. Rav, odprowadź towarzyszy Jona do pokoi gościnnych. Później spotkamy się w dormitorium. Przepraszam was, ale muszę go na chwilę wam porwać.

Spojrzała na Randa i znów się pokłoniła.
Twoje słowo Panie jest tu prawem.Odrzekła miękko i cicho, jak chyba nigdy Jon i Issamar do tej pory nie słyszeli. To mogło być szokiem, bo Kha zachowywała się jak łagodny baranek. Zupełnie niepodobne do niej.
Odprowadziła Randa i Jona wzrokiem. Podparła ręce na biodrach i spojrzała na Issę.
Teras to my chyba go szybko nie sobaszymy.Mówiła cicho i spokojnie, wcale nie zmartwiona.
Spojrzała na Rava i uśmiechnęła się. Całkiem przyjaźnie.
Znasz tego arkanianina?Zasyczała. Wiesz kim jest?
Spojrzała na swojego towarzysza.
Issa, tobie to chyba tszeba nogi opatszyć, szo?Po czym zwróciła się do padawana Jeszli bęziesz tak upszejmy Panie, to chszelibyśmy proszicz o drobną pomocz medyszną. Trochę nas pokiereszowano na misji.
Nie skończyła nawet ostatniego słowa, jak usłyszała ciche burczenie w brzuchu. No tak! Nie miała nawet kiedy o tym pomyśleć, a to już był czas.
I....ten...Zaczęła nieśmiało.Mosze jakby szę sznalasła jakasz kantyna w okolisy...
Oba żołądki miała absolutnie puste. Już jej się marzył jakiś porządny karczek albo cydanerki...Ozorki z grasicą albo płucka i parę serc. Albo wszystko na raz. Byle świeże i surowe.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 08-06-2015 o 17:34.
Ravage jest offline  
Stary 09-06-2015, 21:43   #115
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Issamar trafił do pokoju gościnnego, nim jednak wszedł do środka zapytał towarzyszącego mu padawana.
- Jon obiecał opiekę medyczną w akademii. Mam ciężką poranione nogi. Miotacz ognia. Gdzie znajdę jakiegoś medyka? Jeszcze lepiej jakby medyk przyszedł do mnie, niezbyt jestem w stanie chodzić po tej waszej świątyni.-
Jakiś czas później Mandalorianin już leżał na łóżku. Powoli lecz stanowczo odpłynął.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 10-06-2015, 21:22   #116
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Akademia Jedi
Zaskoczony pytaniem nautoliański padawan przez moment był zdezorientowany.
- Jeśli tak, to poczekaj tutaj, zaraz załatwię jakiś wózek.
Przewieziono go do jednej z sal gościnnych. Nogi coraz bardziej mu dokuczały. Po drzemce na fotelu pilota ledwo wstał. Położył się na brzuchu, ale z bólu nie mógł zasnąć. Dopiero kiedy dotarł do niego droid medyczny i założył wychładzające opatrunki nadeszła ulga. Nie jedno widział, nie jedno przeszedł i miał świadomość, że tych poparzeń nie wyleczy szybko, a jego skóra już nigdy nie będzie taka sama. Delikatne ukłucie w również zdrowy pośladek sprawiło, że Cadamera wreszcie poczuł ukojenie. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz spał w łóżku. Zawsze to był fotel myśliwca, albo jakieś krzesło w którym tak naprawdę tylko drzemał z bronią pod ręką. Delikatność tkaniny, z której zrobiono poduszkę pochłonęła go i wreszcie zasnął.

Dolne sektory, kantyna Shock’s!
Kelnerka, która przyjmowała zamówienie w kantynie, musiała dwa razy zapytać, czy na pewno Kha’Shy chce surowe mięso. Ostatecznie przyniosła jej kilka równo skrojonych pasów mięsa, ale ostentacyjnie postawiła obok jej talerza przyprawy.
Żeby znaleźć kantynę na swoją kieszeń musiała zejść kilka poziomów niżej. W restauracjach cieniu budynku Senatu Galaktycznego mogła najwyżej jednego drinka zamówić. A jej brzuch dopominał się o tłustą banthę.
Zbliżał się wieczór, ale wcale się nie ściemniało. Ilość neonów mogła przyprawić kogoś o ból głowy. Barabel jednak sporo czasu spędziła na Nar Shaddaa, więc tutaj było nawet elegancko. Knajpa powoli się zapełniała wszelaką klientelą, ale tutaj rzadko zdarzał się nietrzeźwy osobnik, a wszyscy byli w pełni odziani. Tematy rozmów również były jednak prawie identyczne. K na coś narzekał, ktoś coś opijał, jedni pili by zapomnieć, drudzy by pobudzić szare komórki. Wszystko dotyczyło ceł, łapówek, tępych urzędników, nielojalnych pracowników. Tylko przekleństwa były cichsze, nikt nie groził reszcie bronią, a w powietrzu śmierdziało tytoniem a nie uryną.
Jednak kiedy poruszony został jeden temat, wszystko inne ucichło. Polityka. Przełykając kęs za kęsem, ledwo popijając nawet nie bardzo rozcieńczonym winem, wsłuchiwała się w to – dziwiąc samej sobie - z sporym zainteresowaniem.
- Mówiłem ci, że senator Faradeth dobierze się w końcu do tyłka flocie – wybił się wysoki głos cereana.
- No coś ty, odesłanie na emeryturę jednego starego generała, który jedyne co robił to drzemał na mostku swojego krążownika uważasz za sukces? – odparł mu piszący ongree’anin.
- Tak, ale do tej pory takie zgredy były nie do ruszenia, coś się zmienia wreszcie! – odezwał się trzeci głos.
- Jasne, jak tak dalej będą flotę rozbierać i obsadzać swoimi ludźmi, to wkrótce pierwszy lepszy Hutt będzie swoje trasy wytyczał przez środek Coruscant – włączyl się kolejny rozmówca.
- A teraz jest inaczej? Robią co chcą! Słyszałeś, że odpuścili Dantooine? Polecieli załatwiać Czerce dostawy na Taris! Tam taka kasa płynie, że jasny gwint!
- Widać, że się na handlu nie znasz. Płynie kasa, bo i lokalizacja lepsza, też bym tak zrobił. Się farmerami przejmujesz
- Ale Dantooine też mocno oberwało, przecież tam tyle Jedi zginęło…
- I dobrze skurczybykom. Zabili mojego syna pod Yag’Dhul.
- Ale wtedy to nie byli Jedi, tylko ci drudzy!
- Jedne ścierwo. Tfu!
- Ale… - jakiś samotny obrońca użytkowników mocy został szybko zagłuszony przez resztę rozmówcow.
- Oni sami te wojny wywołują, żeby kasę na tym bić, ja wam mówię!
- Właśnie! Niby tacy obrońcy, a co jeden się porywał na demokrację to właśnie od nich! I jeszcze łachudry na nasz wikt żyją! – pogroził pięścią w kierunku znajdującej się kilka poziomów wyżej akademii.
- I na nich przyjdzie pora… - mruknął cerean.
Rozmowa się rozmyła, schodząc na inne tematy.

Akademia Jedi, warsztat
- Ironiczne zapytanie: Czy zawsze tak szybko załatwiasz sprzęt?
Hayes dała znać Zhar-kanowi, kiedy droid miał już praktycznie cały korpus. Teraz, pod czujnym optykiem maszyny, dziewczyna pracowała nad jego nogami.
- Nie sprecyzowałeś jakie modele chcesz dostać. - odparł gładko najemnik - No i jak już wspomniałem, brak nogi drastycznie zmniejsza moje możliwości zdobycia tych cacuszek.
- Obserwacja: Tłumaczenie swojej niekompetencji upośledzeniem fizycznym jest częstym elementem egzystencji organików. Sugestia: Poproś moją panią by skorzystała z mojej wiedzy i obecnego tutaj sprzętu by skomponowała nową protezę.
- Celna uwaga. Ale zwróć uwagę na to że polegasz na mnie żeby zdobyć sprzęt. A też nie masz działających nóg. - Zhar-kan podszedł do chwilowo wolnego stołka i na nim usiadł. - Emily jak myślisz, uda Ci się złożyć dla mnie lepszą protezę?
Dziewczyna patrzyła nieco onieśmielona.
- Jeśli HK rzeczywiście mi podpowie, to tutaj naprawdę mam sporo sprzętu. Prawda?
- Odpowiedź: Oczywiście moja pani. Zrobimy ulepszenie dla organika. Będzie mógł choć trochę poczuć, jak to wspaniale być wyższą formą życia.
- Jestem produktem inżynierii genetycznej, już jestem wyższą formą życia. – Emily spojrzała na niego ze zdziwieniem. - A nieco biomechaniki i tak miałem zamiar prędzej czy później włączyć w swoje ciało. Taki jest zwyczaj mojego ludu. - słowa arkanianina były prawdą, niemal wszyscy bogatsi członkowie jego rasy byli tak naćkani elektroniką że magnesy się do nich przyczepiały. - Sprecyzuj jakie modele broni chcesz dostać.
- Odpowiedź: Zabrackie działko bitewne, albo ichni dezintegrator. Jeśli chodzi o kompromis pomiędzy celnością a siła ognia, to irdonianie radzą sobie bardzo dobrze. Jak na organików rzecz jasna.
- Jasne. Emily musisz zmierzyć moją nogę? Chciałbym jak najszybciej zabrać się za poszukiwania tych cacek.
- Ok. Co mam sprawdzić? – zapytała HK.
- Odpowiedź. Najpierw niech ten niepełnosprawny organik dokładnie się zważy. Następnie…
Litania jego poleceń była bardzo długa, włącznie z prześwietleniem zdrowej nogi i załatwieniem trójwymiarowego obrazu. Zapowiadało się, że Sol dostanie naprawdę niezłe cacko, ale stopień skomplikowania sprawiał, że termin ukończenia znacznie się oddalał.

Zonju V, pustynia Jahave
Silniki wypożyczonego śmigacza chodziły na tyle głośno, że Slevin poważnie obawiał się ściągnięcia tutaj jakiejś większej zwierzyny. Wszelka mniejsza uciekała gdzie pieprz rośnie przed tym rzężeniem.
- Jeśli jakiekolwiek ślady tutaj były, to chyba zniknęły cztery burze piaskowe temu.
Byli od ponad doby w podróży. Wszystko wskazywało na to, że poszukiwania Natii Droner się przeciągną. Skąpe wiadomości, jakie zdobyła Mission sugerowały, że dziewczynę porwano gdzieś w tych okolicach. Brakowało informacji kto i po co mógłby chcieć ją uprowadzić, dlaczego się znalazła prawie na środku pustyni, kto ją tutaj doprowadził… Coraz bardziej ta sprawa Slevinowi śmierdziała. Wreszcie, po odwiedzeniu kolejnej pustej jaskini Vao rzuciła krótkie:
- Mam dziwne wrażenie, że to o tym porwaniu tutaj, to nie była informacja, ale dezinformacja.
Nie pozostało im nic innego jak wskoczyć do śmigacza i wrócić. Po powrocie z pustyni do odlotu z Donem i prostego zarobku, zostaną im cztery dni. Wystarczająco, żeby dobrze się zabawić i zapomnieć przez chwilę o mizerii życia codziennego. Jednak nagroda za odnalezienie zagubionej wynosiła okrągłe pięć tysięcy. Jeśli dodać do tego wdzięczność lokalnego przywódcy, to była to gra warta świeczki. Jedyną niewiadomą była teraz decyzja Kelevry.

Coruscant, Akademia Jedi
W jadalni byli tylko we dwójkę, nie licząc robota wydającego posiłki. Już w pełni najedzeni weszli do dormitorium i wtedy rozległ się niesamowity wrzask
- HUUUURRRRRRAAAAAAAAAAA! LAAAUUURIEEEE! JOOOON!
Czekali tam na nich wszyscy padawani i mistrzowie. Słowem cała społeczność akademii Jedi. Wszyscy po kolei wyściskali oboje i gratulowali im udanych akcji. Jakimś cudem wśród młodych adeptów Mocy rozeszły się informacje co oni zrobili. Hayes miała wrażenie, że całą jej ucieczkę potraktowano jako tajną misję, z którą sobie świetnie dała radę.
Podano alkoholi i starsi wypili wszystkim na zdrowie. Jona porwali między siebie uczniowie Brianny, by opowiedział im jak zdobył miecz świetlny, który wisiał u jego pasa. Dwudziestoletni zabrak o pomarańczowej skórze - Urdnet Groto i dwa lata młodszy, czerwonoskóry twilek Dene’t. Obaj byli bardzo wysocy, prawie po metr dziewięćdziesiąt i dobrze zbudowani. Po nieobecnej Arthorii byli najlepszymi szermierzami wśród młodych, ale skąpo było z ich kontrolą Mocy, dlatego niezbyt przepadali za lekcjami mistrzyni Marr. Ona sama rozmawiała z Laurienn i młodszymi padawanami, Riccą Volinni, najmłodszą w akademi Tarą, niebiesko skórą twileczką. Obie dziewczynki bardzo stęskniły się za swoją przyszywaną starszą siostrą i teraz nie puszczały jej rąk. Rohen stał obok i jak zwykle zgrywał poważniaka, choć widać było, że zaczyna mu już szumieć w głowie. Był bardzo podatny na alkohol i powoli jego buzia robiła się coraz bardziej rozmarzona. Mistrzyni Brianna przysłuchiwała się rozmowie swoich uczniów z Jonem, dołączył do niej też Rav, który wyrwał z ręki chłopaka miecz, odskoczył na bok i go odpalił.
W jednej chwili w dormitorium zapanowała cisza.
Tylko Visas rozglądała się wokół.
- Coś się stało?
Na to szybko odparł Atton, który do tej pory był zajęty rozlewaniem alkoholu.
- Nic takiego, po prostu Jon nie spasował swojego ostrza z kolorem zasłon. Zawsze był noga jeśli chodzi o modę.
Wszyscy się zaśmiali, a atmosfera natychmiast się rozładowała. Do dormitorium wszedł w tym momencie wysoki cerean, padawan Randa, Alkes Q’Torz. Szepnął coś na ucho swojemu mistrzowi, a ten skinął głową do Micala.
Jedi odstawił pusty już kieliszek i wyszedł. Tak samo jak przy składaniu gratulacji, unikał wzroku Laurienn. Zabawa trwała do późnych godzin nocnych.


Trzy tygodnie później


Coruscant, dystrykt Shani

Czekał na swój kontakt już od dwóch godzin. Spóźnienie oczywiście zawsze wchodziło w grę, ale nie takie. Gdyby nie fakt, że przyprawa z tej dostawy była prawie najczystszej postaci, dawno by sobie odpuścił. Nie mógł przegapić tej gratki! Może kontakt pomylił knajpę? Wstał od stołu z niedokończonym drinkiem i rozejrzał się.
Barabel tylko na to czekała. Obserwowała tego gościa już od jakiegoś czasu, jednak bez pewności nie mogła przejść do działania. Issa z Jonem przejęli ten transport już wczoraj, ale za tego dillera także była nagroda. Kha’Shy nie mogła tego odpuścić. Kiedy człowiek wstał od stołu i wyszedł na zewnątrz ona była tuż za nim.

Posterunek milicji nr 16
- Naprawdę wielkie dzięki, szukaliśmy tego źródła od ponad sześciu miesięcy. Bez waszej pomocy nadal te gnoje by to rozprowadzały! – komendant poklepał Jona po plecach. Issa szedł jeszcze odebrać ich przydział, po czterysta kredytów na głowę, a Baelish mógł wracać do Akademii. Mical miał rozdać nowe polecenia.

Akademia Jedi, warsztat
- Stwierdzenie: Systemy działają jak należy organiku. Możesz wstać.
Zhar-kan podniósł się. Stanął w rozkroku. Zgiął kolano, poruszał stawem skokowym. Wszystko grało. Przeszedł kilka kroków. Był świetnie wyważony. Po tylu dniach biegania z tą prowizoryczną protezą, aż trudno mu było się przestawić. Emily za pomocą droida dokonała cudu. Bez sprzętu, który dostarczył im pokątnie Sol by się jednak nie udało. Uruchomił wiele kontaktów, narobił sobie długów u znajomych z armii, ale zdobył potrzebne części do tej protezy. Wisienką na torcie był zabracki dezintegrator. Broń zakazana w tej części galaktyki. Nie mówił o tym żadnemu z mistrzów. Zresztą młodej Hayes też kazał mieć dziób na kłódkę.
Droid był już prawie na ukończeniu. Ostatnie łożyska i za kilka dni będzie mógł samodzielnie działać. Choć wydawał się groźny, to jednak w jakiś sposób uznał, że Em jest jego właścicielką i choć niechętnie, to się jej słuchał.
Teraz, kiedy był już w pełni sprawny, mógł odpowiedzieć twierdząco na propozycję od mistrzów.

Gabinet Wielkiego Mistrza
Siedział naprzeciwko niej, ale nie odezwał się ani słowem. W ogóle prawie nie rozmawiali od ostatniego ich spotkania tutaj. Nie licząc przywitań, czy kilku oficjalnych lekcji, Mical zupełnie jej unikał. Zaraz po imprezie zniknął na kilka dni, później w ogóle nie miał dla niej czasu. Teraz na chwilę byli wreszcie sami, a kiedy tylko Laurienn chciała coś powiedzieć, do pokoju wszedł Jon. Miał już zaleczoną rękę i skończyły się wszelkie wymówki dla mistrzyni Brianny. Kobieta katowała ich oboje w każdej wolnej chwili. Aż do wczoraj. Za trzy dni miały się odbyć targi coreliańskich stoczni.
- Siadaj Jon – odezwał się mistrz. – Zgodnie z propozycją Laurienn, załatwiłem zaproszenia dla admirała Onasi’ego i senatora Hidalgo. Przybędą drugiego dnia, na pokaz nowego krążownika A/C 41s. Właśnie na tej imprezie będziemy mogli zaaranżować chwilę dla nich. Przygotowałem zagłuszacz elektroniki, przeciwko podsłuchom. Teraz pozostaje jedynie ułożenie planu, jak odciągnąć na chwilę ochronę senatora i adiutantów admirała. Zanim do tego przejdziemy, proszę, to dla was – przekazał każdemu osobny datapad.
- Są tam informacje o działaniach Czerwonego Krayta. Mistrz Rand jest na Dantooine z Alkesem i Ravem. Planeta jest prawie, że pod okupacją tego gangu. Wasze akcje dotyczą kontaktów Czerki z nimi. Wszystkie szczegóły tam macie. Skompletujcie ekipy z dostępnych tutaj najemników. Ruszycie od razu po misji na Corelli. Wszystko jasne? – był bardzo stanowczy.
- W takim razie wracając do spotkania naszych ptaszków. Jakieś pomysły?

Tatooine, Anchorhead
Szczupła togruta w skórzanej kurtce siedziała na starym fotelu z republikańskiego myśliwca. Oglądała powtórkę w wczorajszych wyścigów. Za każdym razem, gdy czerwony śmigacz omijał zbyt szeroko przeszkodę, klęła głośno.
- Noż mynock jebał jego matkę. Zii, dam mu w łeb przy najbliższej okazji. Pizda nie pilot.
W tym samym pokoju przy szerokiej konsolecie siedziała krótko ścięta kobieta w okularach. Poprawiła je sobie i spojrzała na swoją szefową.
- Przestań się zajmować pierdołami. Za trzy dni przylatuje Harden. Uzupełni nasze zapasy i lecicie przejąć ten konwój z Onderonu.
- Jest to pewna informacja? Żebym chłopaków na darmo tam nie fatygowała!
- Senator Korin Shart z reformacyjnej partii zaświadcza swoim podpisem
- Ehh, trzeba będzie mu odpalić jaką działkę, jak już to Czerce opieprzymy.
- Nic od nas nie chce. Ma swój interes w tym, żeby to nie dotarło do celu.
- Ech, politycy… Obiecaj mi Zii, że jak mi się polityki zachce, to od razu mnie dobijesz ok.?
- Wedle życzenia szefowo.
Zii po raz kolejny poprawiła sobie okulary. Po tej akcji zdobędą tyle sprzętu, że stać ich będzie na legalne kupienie krążowników. Choćby z Corelli.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 11-06-2015, 21:41   #117
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Poczuła się kompletnie olana.
No ale nic, po części rozumiała. Opalone nogi mogły go piec.
Hłe, hłe, suchar.
Popatrzyła tylko jak mackowłosy chłopak pomaga mężczyźnie i razem odchodzą.
Została na lądowisku sama. Rozejrzała się, posłuchała jak tutejsze, jakimś cudem uchowane ptaki cicho i monotonnie śpiewają gdzieś w dali i powolnym krokiem ruszyła w poszukiwaniu jedzenia.
Zastanawiała się przez chwilę, czy może Jedi w ogóle nie jedzą i nie mają stołówki w swojej siedzibie?
Lub, co było bardziej prawdopodobne, nie była godna by chodzić po tych samych salach i korytarzach co oni. To wydawało jej się bliższe prawdy, mimo że wolała wierzyć w pierwszą wersję.
Jakoś.... poczuła się rozczarowana. Do tego, już widziała, jak z jej kieszeni wylatuje corelliańska mucha. Miała przy sobie resztki kredytów. To jej dodatkowo zepsuło humor.
Snuła się po mieście, schodząc na coraz niższe poziomy i mijając tłumy różnokolorowo ubranych istot. W większości ludzi. Tutaj...wszystko było lepsze, nawet na niższych poziomach co ją mocno zaskoczyło. Nie dość, że nie miała kasy, to jeszcze sama wyglądała jak z, co tu dużo mówić- jak z kosmosu. No, z Nar Shaddaa na pewno. Tłum na ulicy bardzo zręcznie ją wymijał.
Westchnęła ciężko. Będzie musiała wypomnieć Jonowi, że on się z jej umowy nie rozliczył do końca. Tak czasem bywało w tym zawodzie, że ktoś czasem zapominał wypłacić wynagrodzenie. Miała parę sposobów na zapominalskich, ale nie dość, że Coruscant to nie Ord Mantell ani Nar Shaddaa i tu zostałaby wtrącona do więzienia, a po drugie i ostatnie – jej powyginany (a prawdopodobnie w kilku miejscach poważnie złamany) kręgosłup moralny absolutnie nie pozwalał na jakiekolwiek nawet draśnięcie Jedi.
No, jednym słowem na ten moment miała przejebane. Musiała pożegnać się z pełną dobrych trunków kolacją i półmiskiem ze stertą przepysznych żeberek z robu. Albo stekiem z ombiańskiego staga...
Coraz bardziej jej burczało z obu żołądków. To był Dzień Jedzenia i coraz bardziej czuła się poirytowana faktem, że jeszcze nie znalazła knajpy na swoją kieszeń.
...Na szczęście tuż za rogiem zauważyła miejsce, które mogło być pod każdym względem odpowiednie.

I tak czuła się dziwnie. Podłoga była czysta, sztućce jak nowe, stolik się nie lepił i nie miał śladów blastera. Wiedziała, że pasuje tutaj jak pięść do nosa. Do tego klienci byli jacyś dziwnie uprzejmi a kelnerka nie nosiła broni przy pasie. Dziwna jakaś.
Nawet dostała kartę dań. Przewertowała ją niezainteresowana.
To co podać?
Tak z pięś kilo surowego mięsza. Mogą bycz s podrobami i kośćmi, obojętne. A, i karafkę tego wina.Starała się być jak najbardziej uprzejma, chociaż czuła się jak absolutny przygłup.
Widziała zmieszanie na twarzy kobiety i długo musiała jej tłumaczyć, że nie, żaden wywar i zupa nie wchodzą w grę, smażone polędwiczki z rycrita też nie, duszone w warzywach wourle też nie. Nie, nie nie, ma być surowe.
Zrobiło jej się głupio, że narobiła tej samicy kłopotu. Ale cóż poradzić, jak ona tak lubi?
Gdy już na jej stół trafiło zamówienie i mogła już na spokojnie zajmować się posiłkiem, mimochodem przysłuchała się rozmowom toczącym się w tle.
Coraz wolniej żuła, nie mogąc uwierzyć temu, co słyszy. Oblizała palce z wielkim smakiem, myśląc że brak kasy na wypasioną knajpę był absolutnie popierdolonym darem od losu. To mogły być bardzo przydatne informacje w przyszłości, więc przysłuchiwała się bardzo uważnie. Mimo, że nie lubiła polityki i nigdy do tego za specjalnie głowy nie miała.
Gdy już wypełniła brzuch posiłkiem, rozwaliła się na krześle i leniwym wzrokiem patrzyła się w holobim, zawieszony na jednej ze ścian sącząc wino.
Ale to były tylko pozory. Bardzo uważnie przysłuchiwała się rozmowie, ale istoty po jakimś czasie zmieniły temat. Parę razy spojrzała w ich stronę, jakby mimochodem szukała kelnerki. Starała się zapamiętać twarze i charakterystyczne elementy stroju. Może, jeśli kiedyś się uda, usłyszy od nich coś jeszcze ciekawszego. Chociaż nikt nie mówi, że sie uda- Stolica galaktyki gościła naprawdę miliardy istot...
Posiedziała jeszcze dłuższą chwilę licząc, że coś może coś oprócz tego się dowie, ale nic z tego.
Poprosiła o rachunek i wyszła na chłodną noc.
Jeśli na Nar Shaddaa jej się nie podobało, to tu już w ogóle. Tu było spokojnie, pomimo pory sklepy były otwarte a ludzi na ulicach nie ubywało. Przechadzała się szerokimi i tymi całkowicie zapomnianymi uliczkami, łapiąc w nozdrza tysiące nowych zapachów. Tu tak nie śmierdziało, biedoty i żebraków w zasadzie wcale. Raj, raj na ziemi...
Zahaczyła po drodze do drogerii. Zostały jej jeszcze jakieś grosze, ale nie mogła się opanować- lakier z pazurów prawie jej zszedł i buteleczka jakiegoś lakieru by się jej przydała.
Długo wybierała kolor. Miętowy? Czy ten, który się mienił w podczerwieni? A może ten majciochowo różowy?
To była jej największa słabość. Ale skrzętnie ukrywana. Zawsze chciała wyglądać ładnie. Do tej pory pamiętała, jak obie mamy syczały jej do uszu, jaka z niej śliczna samiczka.
Popatrzyła się z niezadowoleniem w szerokie lustro, które znajdowało się za kontuarem z kosmetykami.
Absolutnie nie. Jak na typowe standardy panujące w galaktyce, musiała przyznać, że wyglądała zabójczo. Zabójczo paskudnie. Szczególnie z blizną tuż nad okiem i obitym policzkiem. Popatrzyła z kwaśną miną na drobną Zeltroniankę, która najwyraźniej była trochę spięta obecnością Kha. Pewnie też nie bardzo miała pojęcie jakiej ona jest płci.
Mogła sobie tylko poprawić i tak już posępny humor malując paznokcie. Co i tak nie zmieni tego, że mordę ma nie do poprawienia nawet przez najlepszego chirurga na Coruscant.
Ymmm...Tego...Dobsze, wrószmy do klasyków.Rzekła speszona, gdy uświadomiła sobie że stała tak dłuższą chwilę patrząc się tępo w zwierciadło z marsową miną rasowej morderczyni.Biorę ten, szerwone wino.
Zawinęła się ze sklepu jak najszybciej mogła. Koniec ze spacerem. Wróci na statek, włączy radio i zapadnie w leniwą sjestową drzemkę. Po Dniu Jedzenia najważniejsza jest drzemka. Może jutro odwiedzi Issę w klinice, czy gdzie tam teraz jest i opowie mu, co usłyszała.
Ale najpierw drzemka.

Trzy tygodnie później

Starała się unikać chodzenia po Akademii i kontaktu z kimkolwiek. Jona i tak nie mogła dorwać, co ją wkurwiało bo musiała sępić kredyty od Mandalorianina, którego raz dziennie odwiedzała w jego pokoju i opowiadała mu o wszystkim, czego się dowiedziała w ciągu dnia. Resztę dnia spędzała włócząc się po okolicy lub wygrzewając się w słońcu, leżąc na dachu statku. Tak lubiła najbardziej i czuła, że od razu czuje się zdrowsza. I krew szybciej w żyłach płynęła.
Obłupane z lakieru czarne pazury zmieniły swoją barwę na ciemnokarminową. Jej się podobało.
Wieczorami siedziała na rampie statku ze szmatką, smarem i pastą i czyściła broń a między zębami trzymała jakieś mało smaczne papierosy, które znalazła w którymś schowku.
Dni mijały leniwie a Issamar coraz lepiej się czuł, co ją pocieszało, bo pieniądze same się nie zarobią. Zresztą, okazało się że jest drobna robótka do wykonania.
........................
Stała przed posterunkiem czekając na Jona i Issamara. Ćmiła jakiegoś paskudnego peta i wyciszała się po akcji. Każde zlecenie tak na nią działało. Podniecająco.
Już czuła zapach pieniędzy, którą i tak część będzie musiała oddać Issie za te kilka dni. Nie znosiła takich sytuacji i zazwyczaj w przypadkach tego rodzaju, po prostu spuszczała wpierdol zamiast oddawać zaległości. Jednak Issa nie był już tak do końca obcy, tylko był jej partnerem od biznesu a wspólników raczej się nie obija.
Zobaczyła, jak z budynku wychodzi padawan. Palcami pstryknęła niedopałek papierosa gdzieś w przestrzeń i podeszła do niego bliżej.
Nie miałam kiedy s tobą porosmawiacz Panie.Spojrzała mu spokojnie w twarzNa spokojnie.
 
Ravage jest offline  
Stary 11-06-2015, 23:07   #118
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Najemnik szybkim krokiem pokonywał korytarze, schody i rampy w akademii. Znów czuł się kompletny, proteza pasowała do niego jak rękawiczka do dłoni. Nie potrzebował wiele czasu by dotrzeć do sali rady. Wcześniej rozmawiał z Radą, ale nie był pewien czy może odpowiedzieć pozytywnie na ich propozycję. Teraz już wiedział że tak. Przed drzwiami zatrzymał się na krótką chwilę by poprawić i otrzepać pobieżnie ubrania. Zdecydowanie musiał sobie sprezentować nowe, od areny wciąż nosił ten sam komplet, zdejmowany tylko po to by go wyprać, a zakłady gdy tylko trochę podsechł. Położył rękę na interkomie - Zhar-kan Sol, czy Mistrz może mi poświęcić chwilę?
- Hmm... ok, ale szybko - drzwi otworzyły się. Arkanianin sprężystym, wojskowym krokiem wszedł do środka. W pomieszczeniu był tylko Mistrz Mical.
- Dziękuję. Teraz gdy jestem kompletny jestem gotów podjąć dla Was pracę. - powiedział stojąc na baczność. Stare zwyczaje ciężko z żołnierza wyciągnąć. - Jaki będzie mój zakres obowiązków?
Jedi odłożył na bok swój datapad.
- Bardzo dobrze. Będziesz wspraciem dla naszych działań. W zależności od potrzeb, ogniowym lub wywiadowczym. Pełny wikt i opierunek z naszej strony. Comiesięczna wypłata w wysokości czterystu kredytów, plus dodatki od misji. Tutaj znacznie więcej będziesz mógł zarobić, ale to zależne od rodzaju akcji oczywiście. Co ty na to?
- Akceptuję. Prosiłbym jednak jeszcze o zgodę na ćwiczenie z Wami szermierki. Lepiej żebym niegdy nie musiał wykorzystać mojego ostrza przeciwko komukolwiek wyczulonemu na Moc, ale lepiej dmuchać na zimne. Muszę być zaznajomiony z tym stylem walki. W czasie Wojen miałem okazję widzieć walkę mieczem świetlnym wielokrotnie, ale nigdy nie znajdowałem się po "złej" stronie ostrza.
Mical patrzył na niego uważnie.
- Jeśli nie wystąpisz nigdy przeciwko nam, to nie staniesz po "tamtej" stronie ostrza. Sithów już nie ma. Zadbała o to moja mistrzyni - powiedział z całą stanowczością.
- Co do szkolenia, to wątpię by mistrzyni Brianna zmieniła zdanie, ale mogę z nią porozmawiać. W tym momencie jednak nie przewiduję żadnego kontatku z przeciwnikiem posługującym się Mocą. A takiej sztuki uczy nasza Echani. Dla padawanów to droga do poznania Mocy i doskonalenia fizycznego. Tobie może w żaden sposób nie pomóc.

Najemnik przekrzywił głowę lekko na bok, Mistrz naprawdę wierzył w to co mówił? Brzmiało to trochę jak pobożne życzenia, na szczęście maska kryła całą jego twarz. - Miecze świetlne walają się w chwili obecnej po galaktyce w gigantycznych ilościach. Na czarnym rynku można jeden dostać za około 400 kredytów. Dla osoby niewyszkolonej są one raczej zagrożeniem, ale nigdy nie wiadomo czy nie spotkam na swojej drodze kogoś kto taką broń ma i jest gotów się nią posłużyć. W takiej sytuacji wolałbym umieć taką osobę szybko i efektywnie obezwładnić, choćby po to by ograniczyć zniszczenia.
- Nie jestem wyczulony na Moc. Potrafię rozpoznawać jej przejawy, głównie przez immersję. Ale medytacje którym się oddaję pozwala mi się skupić, uspokoić i ograniczyć potrzeby ciała. Nauczyłem się ich w czasie Wojen, od mojego przełożonego. Chciałbym kontynuować naukę w tym kierunku, choćby dla przyjemności którą z niej czerpię.

- Po prostu go wtedy zastrzel. - Mical wzruszył ramionami, ale się uśmiechnął.- Jeśli chcesz medytować z nami to w porządku. Teraz muszę cie przeprosić gdyż mam jeszcze dużo pracy.
- Dziękuję za poświęcony mi czas. - odpowiedział Zhar-kan i wychodząc z pomieszczenia skinął Mistrzowi głową. Wydostał się przed Akademię i przeszedł z marszu w trucht. Potem zaczął biec. W końcu zaczął sprintować. Utrzymał mordercze tempo przez parę minut, po czym solidnie spocony zwolnił. Z skrytym za maską uśmiechem ruszył do swojego pokoju. Przywitał go słodki, znajomy mrok.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 11-06-2015 o 23:11.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 12-06-2015, 15:24   #119
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Na imprezie Jon bawił się naprawdę świetnie. Miło było poopowiadać o swoich przygodach, pogadać o tym i owym oraz wypić w towarzystwie. Nie lubił być w centrum uwagi, ale tym razem czuł, że na to zasłużył, poza tym alkohol szybko zatarł jakiekolwiek uczucie dyskomfortu. Nie pił za dużo, nie chciał się upić, poza tym większość padawanów była za młoda, żeby sięgnąć po alkohol - nie chciał się wygłupić przed gromadą młodych, trzeźwych słuchaczy. Ot, kilka kieliszków na poprawę humoru. Mimo swoich starań, żeby za dużo nie wypić, to gdy po północy kierował się do swojego pokoju lekko się zataczał. Nie to, żeby był specjalnie podatny na alkohol - po prostu brakowało mu doświadczenia. Ostatkiem sił wszedł pod prysznic, gorąca woda dała jemu nastawionemu, ale wciąż nieco bolącemu barkowi dozę ulgi. Nie zakładał na siebie nawet piżam, po prostu wskoczył prosto pod świeżą kołdrę i po kilku minutach zasnął.

Następujące dni spędzał na medytowaniu, rozmowach, treningach, spacerach i innych aktywnościach typowych dla życia w Akademii. Największe postępy zrobił w kwestii walki wręcz - pod aż nazbyt czujnym okiem Mistrzyni Brianny zaczął z większym wyczuciem używać miecza i innych technik fizycznych. W wolnym czasie razem z Kha i Issą pomógł tutejszemu posterunkowi policji w załatwieniu jednej sprawy, którego gorące podziękowania utwierdziły go w przekonaniu, że było warto, kredyty zresztą też zawsze się mogą przydać.

Teraz...

Przeglądał datapad otrzymany od Micala. Huh, widocznie czas wrócić do domu. Do prawdziwego domu. Nie wiedział jeszcze co o tym myśleć - ten rozdział swego życia uważał za zamknięty, a powrót na Taris na pewno przywoła wspomnienia - te lepsze i te gorsze. Dobra, tym się będę martwił później. Mam pilniejsze rzeczy na głowie. Po pytaniu Micala chwilę się zastanawiał. Może przekupić straż? Nie, za dużo by to nas kosztowało, a nie mielibyśmy pewności, że jeden z nich się nie wygada. A może... Hm... Mam.
- Musimy ich zgarnąć, jak będą w toalecie. Albo jeszcze lepiej, zorganizować ich spotkanie właśnie tam. Wątpię, żeby ochrona wchodziła do kibla za nimi, w muszli się przecież nie utopią. Znaczy, to tylko sugestia, rzucam pomysłami. A wy, co sądzicie?
 
Kolejny jest offline  
Stary 12-06-2015, 21:58   #120
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przez chwilę przyglądała się ze złością na Jona, którego wejście uniemożliwiło jej powiedzenia tego co chciała. Zaraz jednak się zganiła w myślach, bo przyjaciel nie był niczemu winien, po prostu sama była poirytowana i zmęczona sytuacją, w którą się wpakowała. Westchnęła cicho.

Ostatnie trzy tygodnie były nijakie. Jej mistrz był, według niej, tak zajęty unikaniem jej, że chyba zapomniał nadzielić jej jakiekolwiek obowiązki. Nieprzyzwyczajona do posiadania jakiegokolwiek wolnego czasu sama go sobie organizowała. Dużo godzin dziennie spędzała w archiwach Akademii. Nie szukała konkretnych informacji, po prostu przeglądała zapisy z badań dawnych mistrzów nad Mocą. Bardzo interesowały ją zapiski różnych mistrzów na ten sam temat, ale mające zupełnie inny wydźwięk. Jak te na temat Wojen Mandaloriańskich czy niedawnej wojny domowej Jedi. Fascynujące było dla niej, że te same fakty mogły być tak różnie postrzegane. Aż miała ochotę przepytać Zhar’kana czy tego Caderre z ich wspomnień wojennych. Ale niestety tak nie wypadalo.
Od czasu do czasu wpadała do Emily i jej pracowni. Przez ten krótki czas przyjęło się mówić, że jest to już jej prywatna kwatera i nawet dorobiła się chałupniczo zrobionej przywieszki nad wejściem "Warsztat Emily" napisanego spawarką na tafli metalu. Laurienn nie do końca była pewna czy to dobry pomysł z tym droidem, ale widząc siostrę tak zaangażowaną w jego odbudowę nie śmiała tego mówić na głos. Zwróciła tylko z raz uwagę by jakiś element dokładniej spasowała / zespawała dla wzmocnienia. Pilnowała też, żeby siostra zarywała jak najmniej nocy i jadła.
Z braku obowiązków chodzenie na treningi z mistrzynią nie były już aż taką katorgą. Skupiła się na rozwijaniu podczas tych treningu swoich mocy wzmacniających. I nie, nie poruszyła już nigdy z Brianną tematu, przez który czuła się teraz jak na huśtawce emocji.
Były dni kiedy żałowała swoich słów, kiedy myślała, że Brianna tylko ją podpuściła, kiedy wiedziała, że musi być wyrozumiała, kiedy... nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć.

Właśnie dlatego przesiadywała w archiwach - żeby z pomocą holokronów przepełnionych wiedzą o Mocy pozbyć się własnych myśli na jakiś czas. Ku jej rozczarowaniu zajęcia z mistrzem były tylko grupowe. Można było wtedy zauważyć, że ma problemy z koncentracją i skupieniem podczas medytacji. Irytowało ją to, ale ze zrezygnowaniem przyjmowała taki stan. Nie była typem osoby, która publicznie mówi o swoich emocjach, a tym bardziej o tym co jej leżało na sercu.

Ale pomimo problemów w jakiś sposób udało jej się poczynić znaczne postępy w korzystaniu z Mocy. Jej Moce leczące zaskakująco szybko zaleczyły rękę Jona. Sama zauważyła, że szybciej regeneruje się po treningach z Brianną, a Mistrzyni Marr zwróciła jej uwagę, że gdy w końcu Laurienn uda się skupić na zasłonie mocy to jej obraz bardziej się zamazuje niż przedtem. To dawało przyjemne uczucie satysfakcji.
Zasłonę wielokrotnie używała do podglądania jaszczurzycy, którą sprowadził Jon. Bardzo ją zaintrygowała osoba Kha'Shy. W pierwszej chwili myślała, że to jakiś cherlawy Trandoshanin. Jon wyjaśnił kim była, a archiwa przyniosły dodatkową wiedzę. Przyglądanie się jaszczurzycy, gdy ta wylegiwała się w słońcu leżąc na dachu statku było odprężające. Miało się ochotę ją pogłaskać. Laurienn miała nadzieję, że Barabelka nigdy nie wczuła jej obecności, bo pytania co właściwie padawanka robi mogłyby być trudne do wyjaśnienia: "A, tak sobie przyglądam się jak słodko śpisz zwinięta w kłębek na dachu transportowca. Lubię na ciebie patrzeć, bo mnie to odpręża, a przy okazji doskonalę swoje umiejętności pozostania niezauważoną" brzmiało to co najmniej dwuznacznie, a już na pewno nieodpowiednio.

Mistrzowi Attonowi nigdy nie oddała blastera. Jakoś tak ten niezawodny rupieć stał się dla niej trofeum przypominającym o tym co zrobiła i nie chciała zapomnieć. Trzymała go schowanego w swoim dormitorium. Na szczęście mistrz nadal nie zgłaszał się po swoją zgubę.

Trzy tygodnie minęły i teraz siedziała na zebraniu przed misją. Nie spojrzała na szczegóły misji na Ord Mantell, jeszcze nie teraz. Szczerze to jej myśli były zupełnie gdzie indziej w tej chwili, dlatego nie potrafiła się skupić na temacie. Pocieszała się tym, że i tak już coś zrobiła – pomysł z targami był jej. To co zaproponował Jon było niczego sobie, ale jakoś tak nie mogła sobie wyobrazić, żeby rozmowy na tak ważny temat między dwiema niezwykle ważnymi postaciami miało odbyć się w takim miejscu… A może niepotrzebnie dodawała temu spotkaniu wzniosłości? Nie chciała od razu wypowiadać się, dlatego na datapadzie wyszukała informacji na temat statku, który miał zadebiutować podczas corelliańskich targów. Uśmiechnęła się na wspomnienie jak rodzice zabierali ją i Em na targi zanim starsza trafiła do Akademii Jedi. Mieli wtedy przepustki pracownicze i mogli wchodzić do stref, które nie były dostępne nawet dla VIPów. Co prawda jej mama najczęściej była wtedy zaangażowana w organizacje tego wydarzenia i pilnowanie by droidy „dobrze się zachowywały” jak to zwykła mawiać.
- Teren targów jest przeogromny. Byłam już tam – odezwała się w końcu – Potrzebujemy rozpraszacza, małego zamieszania i niezauważonego zebrania admirała i senatora w jednym miejscu. Ale nie możemy niczego robić na szybko. Idealnie by było gdyby obaj mieli czas, żeby na spokojnie sobie porozmawiać. Musimy zadbać o podstawy, żeby móc działać. Na pewno weźmiemy Em, bo nie znam nikogo lepszego do hakowania - „poza moją mamą” pomyślała. Druga sprawa, że Emily uwielbia takie imprezy i to dzięki niej wiedziała, że te targi mają się odbyć – A musimy jakoś zablokować monitoring. Potrzebujemy kogoś wewnątrz i tu, jak już wcześniej wspominałam, proponuję siebie w roli chociażby hostessy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 12-06-2015 o 23:01. Powód: nie umiem czytać postów MG
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172