Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2015, 19:27   #105
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy dotarli na miejsce, Roy chciał po prostu wziąć wymęczoną kobietę z kabiny na ręce i zanieść do kryjówki, ale okazało się, że pod opieką swojej wojowniczej przyjaciółki będzie od biedy przebierać nogami, poszedł więc na tył, pomóc Hradetzky’emu z bagażem, który nie mógł wykazać nawet tyle życia.
W suterenie z satysfakcją ściągnął wierzchnią odzież, ale początkowy chaos eksploracji nowej kryjówki i tak przeczekał przy drzwiach wejściowych. Po części śledził od niechcenia to, co działo się w środku, głównie jednak nasłuchiwał, czy nie wzbudzili jakichś niepokojów na klatce. Nie bardzo wierzył, że ekspresowa akcja zasiedlenia pustego lokalu przez taką barwną bandę mogła umknąć wszystkim mieszkańcom.
Potem pozwolił bez marudzenia zagonić się do obierania zdobycznych ziemniaków. Sam był nieludzko głodny. Mimo to, jeszcze zanim wyjaśniło się, czy Węgier owoce jego pracy ugotował czy usmażył jednak w smalcu, poszedł wysrać się wreszcie jak człowiek.
W nie takim znowu obskurnym kiblu znalazł nawet gazetę. Starą, ale ostatecznie na niusach drugiej świeżości mógł sobie poćwiczyć trochę zakurzoną umiejętność składania bukw tak samo dobrze, jak na tych z dzisiejszego wydania. Jeżeli w Norylsku jeszcze coś wychodziło.
A myśleć i tak miał o czym.

Po przesiadce do ciepłej szoferki, skoro Witalijowi tak spodobało się za wielką kierownicą ciężarówki, że nie zarządził naturalnej - jak mogłoby się zdawać - zamiany, Roy pozwolił sobie na coś w rodzaju drzemki. Trochę jak wygaszony częściowo mech Zoltana. Oszczędzał energię.
W uchu brzęczały mu wtedy dłuższe bądź krótsze urywki podplandekowych negocjacji czy tam przesłuchań, ale niekompletnym, okrojonym z kwestii uwolnionych kobiet, nie chciało mu się poświęcać należytej uwagi. Tak czy inaczej, nie do niego należał decydujący głos.
Jak na jego gust za dużo było zresztą tego gadania. Jakaś próba zdobycia zaufania pewnie miała sens, ale jako z natury kiepski mówca Roy zawsze nad słowa przedkładał czyny. Co komu po pustych zapewnieniach?
Swoją drogą aż za dobrze było widać, że zespół pierwszy raz pracował w takim składzie. Ewidentnie brakowało tego, co stary Lawrence nazywał pozytywną rutyną: intuicyjnego podziału zadań; pewności, co zrobić samemu, a co zrobi ktoś inny. I - chyba przede wszystkim - zaufania, że zrobi to, jak należy.
Na razie nie byli zespołem, tylko zbieraniną znających się lepiej, gorzej albo wcale, pojedyńczych - w najlepszym razie poparowanych - najemników.
Może z czasem się wyrobią, może zdołają dokończyć robotę jako zbieranina. A może i nie.
 
Betterman jest offline