Góra wyrastała na horyzoncie niczym samotny, zmurszały kieł, wciąż jednak górujący nad okolicą swoim strzelistym majestatem. Dla każdego Jeźdźca ten widok - choćby oglądany po raz tysięczny - był tak samo przyjemny i radosny. Oznaczał bowiem, że wracało się do domu.
Ostry dźwięk gwizdka rozszedł się w popołudniowym powietrzu, a lecący na przodzie mężczyzna uniósł rękę i wykonał nią kilka zamaszystych gestów; całe skrzydło rozwinęło się w długą linię, szykując się kolejno do lądowania na wysuniętej ze skalnego masywu półce.
Ludzie i Skrzydlaci byli zmęczeni, głodni, wyczerpani i ranni. Niektórzy trzymali się siodeł tylko mocą magii i żelaznym wysiłkiem woli. Niemniej misja została wykonana i kiedy smocze pazury darły chłodną płytę "lotniska", a obsługa naziemna ściągała półprzytomnych pilotów z grzbietów latających bestii, na styranych twarzach dało się zauważyć blade, ale jednak uśmiechy.
Prowadzący Eliah,
młody, umięsniony mężczyzna o wytatuowanej twarzy, zeskoczył z grzbietu swojego wierzchowca o własnych siłach i chwiejnym, nienawykłym do ziemi krokiem, podszedł do smoka Chaai, podając jej rękę w pomocnym geście.
- Świetna robota. Gdybym cię nie znał, powiedziałbym że jesteś materiałem na Pierwszą. - zaśmiał się, czekając aż dziewczyna zejdzie z siodła. Chwyt miał pewny i silny. - Wiem, że na razie nie masz przydziału... Moje skrzydło jest kompletne, ale postaram się wybłagać u góry, żebyś mogła dalej z nami latać. - zmrużył jedno oko, a błękitna linia jego tatuażu lekko drgnęła; potarł ją palcami wolnej ręki. Był psionikiem i podobnie jak smoki potrafił rozmawiać w myślach z oddalonymi od siebie osobami.
- Vera... znasz Verę, prawda? - spytał po chwili - Prosi, żebyś znalazła ją albo Karę gdzieś w kompleksie. Nie powiedziała mi, czego od ciebie chcą... - uniósł dłoń i przywołał gestem jednego z kręcących się niedaleko "nielotów".
- Ale nie spiesz się, to pewnie nic ważnego. Należy ci się solidny odpoczynek, jak nam wszystkim. Tu zajmą się twoim Skrzydlatym... a ty weź porządną kąpiel, zanim z kimkolwiek się spotkasz! - zaśmiał się lekko i położył swoją dłoń na ramieniu bardki, ni to braterskim, ni to czułym gestem.
- Dobrych wiatrów, Chaaya. I do zobaczenia niedługo...!