Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2015, 20:40   #11
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jarvis zamarł jakby chciał coś powiedzieć. Zapewne ulubioną frazę “Prracuję sam”, ale ze smętną miną zrezygnował z protestów. Uznał pewnie, że nic by nie dały.
Zresztą po chwili wzdrygnął się niespodziewanie na słowa pytania.- Jarvis, ty słyszałeś coś więcej na temat tych poszukiwaczy? -
- Nie sądzrę. Nie. Nie wydarje mi się bym słyszał.- zaprzeczył gorliwie czaromiot, może za nadto gorliwie.
W zasadzie bowiem o owych poszukiwaczach nic nie słyszał, ale wiedział gdzie mógł usłyszeć. Wśród Ścierwników, nie tak szlachetnej i potężnej grupy "latających jeźdźców". Ci powiem dosiadali mniej szlachetne stworzenia, głównie gigantyczne kruki i podobne im stworzenia. Nie wszyscy zresztą. Ich pani zwana Kruczą Królową nie dosiadała bowiem żadnego latającego wierzchowca. Za to miała stado małych kruków na swe usługi. Zarówno jako chmarę skrzydlatych obrońców, jak i częściej… zwiadowców i szpiegów. Ścierwniki były padlinożercami w każdym znaczeniu tego słowa. Rabusie grobów, złodzieje artefaktów, żerujący na wojnach i buszujący pobojowiskach zbieracze wszystkiego co mogło być przydatne. Handlowali wszystkim i imali się wszystkiego co… nie wymagało bezpośredniej konfrontacji. Można było ich wynająć, ale nie do otwartej walki. Woleli wojnę podjazdową, zasadzki i działalność w zwiadzie. W tych misjach ciche i zwinne wierzchowce Ścierwników sprawdzały się lepiej niż najzwinniejsze ze smoków. Jeśli więc ktoś zbierał pamiątki po smokach, istniała duża szansa że Ścierwniki są zaangażowane w tą akcję jako najemnicy. A ścieżki Jarvisa i Kruczej Królowej przecięły się parę razy przed laty. Tyle że znajomość Ścierwników, nie była tym czym by czarownik lubił się chwalić.Tym bardziej, że i sami Ścierwnicy nie darzyli Smoczych Jeźdźców estymą.
-Mamy jakiśr punkt zaczerpienia?- zapytał cicho Karę, a po naradzie…

… ruszył do swojej komnaty, po drodze rozglądając się swoim prawym
mechanicznym złotym okiem po korytarzach i stukając laseczką o kamienną posadzkę. Niepokoiła go ta misja, tym bardziej że nie mógł jej zrobić sam. Niemniej Agnis wydawał się palić do wykazania się w tej misji, a Jarvis nie miał zamiaru mu w tym przeszkadzać.
Koło maga pojawiła się duża cienista sylwetka przypominająca z grubsza czarną panterę o błyszczących na niebiesko oczach i z macką wyrastającą z podbródka bestii. Stwór nabrał realności podążając za swym panem. Nazywał się Gozreh i był uważany za chowańca Jarvisa, choć jedynie znawcy różnych ścieżek magii potrafili powiedzieć czym naprawdę jest Gozreh. Bo z pewnością nie zwykłym chowańcem. Chowańce zwykle nie potrafiły mówić w ludzkim języku, a tym bardziej stawać się cieniste. Zresztą kolejną cechą wyróżniającą Gozreha było to, że znikał… czasami na wiele godzin i dni. I nigdy nie było wiadomo gdzie on przebywa.
- Słyszałeś…- mruknął pod nosem Jarvis docierając po drodze, a Gozreh skinął łbem i syknął.- Będzie niezadowolona. Nie lubi być ukrywana w cieniu podczas misji. Lubi błyszczeć.
-Tak. Dyskrrecja nie jest tym, co lubi Godivra.- mruknął pod nosem Jarvis.
~ Znów mnie obgadujesz z tym swoim kociakiem kochanieńki? Chyba naprawdę chcesz bym się pogniewała?~ cichy, acz melodyjny syk rozległ się w głowie Jarvisa, gdy wszedł do jaskini w której odpoczywała smukły jak strzała smok płci żeńskiej o ciemnoniebieskiej łusce i długich wąskich rogach. Jedyna i niepowtarzalna Godiva, najpiękniejszy i najwspanialszy smok jak i latał w przestworzach… i oczywiście wcielenie skromności, w jej własnym mniemaniu.
~ Ależ oczywiście, że nie.~ westchnął w myślach czaromiot, a potem dodał na głos. - Zrresztą z perwnością to sprrawdzisz, czytając w merj głowie, prawda?-
Nie musiał długo czekać, by usłyszeć litanię jej narzekań.~ Nie rzuciłeś jej wyzwania?! Jak mogłeś?! Masz najszybszą, najzwinniejszą i najpiękniejszą smoczycę pod swymi udami i nie pozwalasz jej błyszczeć? Wiesz jak wspaniała byłaby to walka? Godna opowieści przy ognisku! Godna pieśni!~
~ Może i ty przewyższasz Thrace pod każdym względem, ale ja nie dorównuję Karze.~ przypomniał czarownik.
~No… tak...~ zgodziła się z nim Godiva i rozpoczęła kolejne sarkanie tym razem na misję. To specjalnie Jarvisa nie dziwiło, lubiła się bowiem się wykazać swą szybkością i potęgą. Niestety jak dotąd misje z Jarvisem na grzbiecie nie dawały jej tej możliwości. Także i ta nie stwarzała takich perspektyw. Niemniej jej narzekania zakończyły się do mądrą konkluzją. ~ Odwiedź Verę. Warto wiedzieć przed misją, kogo jeszcze Agnis dostanie pod swe skrzydełka. Warto wiedzieć z kim będę leciała.~
Zaskoczony jej myślą Jarvis tylko skinął głową. Przy obcowaniu z próżną naturą Godivy, łatwo mu było zapomnieć, jaką inteligentą istotą i sprytną intrygantką jest smoczyca.
Dlatego też zamierzał posłuchać jej rady.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-06-2015 o 13:19.
abishai jest offline  
Stary 04-06-2015, 20:46   #12
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
JARVIS

- Punkt zaczepienia? Wszystko co wiemy, przekażę na odprawie przed lotem. Nie będę powtarzała tego samego każdemu. - odparła sucho Kara, spoglądając na Jarvisa niechętnym wzrokiem. Żadna nowość; zaklinacz przywykł do takich opryskliwych odpowiedzi, ale dlaczego więc to jego Pierwsza wybrała do tej "specjalnej" misji, skoro wyraźnie była mu nieprzychylna? Może miała w tym jakiś głębszy cel, a może po prostu chciała się go pozbyć z gniazda na czas politycznych niepokojów? Na razie te motywy pozostały zakryte przed Buzzardem. Może odprawa coś faktycznie wyjaśni...

***

- Vera? Widziałem ją gdzieś na kwaterach. Pewnie znów kogoś uwodzi. - poinformował jeden z Jeźdźców Jarvisa, zapytany o adiutantkę Kary. Vera po przejęciu władzy przez Pierwszą najwidoczniej urosła do roli numeru dwa w całej Jaskini. Albo bardzo próbowała sprawiać takie wrażenie.

Przywoływacz ruszył więc w górę jednym z licznych korytarzy, drążących skałę niczym ślady działalności jakiś pradawnych, gigantycznych dżdżownic. W kutych przez z dawien dawna zapomnianą cywilizację salach i przejściach, między zbierająca się w zagłębieniach wodą, lśniły lekko kolorowe kryształy, którym kompleks zawdzięczał swoją nazwę. Kryształowe Jaskinie były gigantyczne i rozległe; ludzie znali i zamieszkiwali tylko ich niewielką część. Gdzieś tam w głębi ziemi znajdowało się leże Matrony, teraz zapewne puste i zimne. Gdyby nie ryte w skale znaki i glify, nie znający terenu człowiek mógłby łatwo zgubić się w tym skomplikowanym labiryncie. Nie było więc nic dziwnego w tym, że na swojej drodze Jarvis nie spotkał innej żywej duszy.

Mijał kolejne wyjścia na kolejne poziomy, wspinając się w kierunku części mieszkalnej. Oprócz mglistego światła minerałów otaczała go ciemność... z której niespodziewanie dotarł do niego jakiś dźwięk. Szelest skrzydeł; nietoperz czy coś podobnego, małe stworzenie zamieszkujące jaskinie. Nic groźnego, więc czemu wyryty w skórze symbol zaswędział nieprzyjemnie, kurcząc mięśnie mężczyzny?

Tik-tak.

Tik-tak.

Tik...

Coś drobnego śmignęło w głąb korytarza, na chwilę łapiąc drobinę światła w krzywiznę wypolerowanego metalu. A może to było tylko złudzenie, odbłysk jego własnych metalowych części w mijanej właśnie kałuży wody?

Krucza Królowa nie była jedyną ciemną plamą w życiorysie Jarvisa, której wolałby nie pokazywać światu. W jego przeszłości kryły się o wiele bardziej nieprzyjemne sekrety... z których właściwie się składał. Mechaniczne ulepszenia, magiczne tatuaże, pistolety i smok - to, kim był, to właściwie była zszyta w kształt człowieka kolekcja różnych dziwnych doświadczeń, często sprzecznych ze sobą, a jednak trzymanych razem wolą ich nosiciela. Czyżby teraz jedna z tych ukrytych w głębi duszy części postanowiła znów wychynąć na powierzchnię?

Nogi doniosły go właśnie na poziom kwater. I już stąd, stojąc w cieniu korytarza, usłyszał, że Vera bynajmniej nie jest sama.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 04-06-2015 o 23:36.
Autumm jest offline  
Stary 06-06-2015, 15:06   #13
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
CHAAYA

Góra wyrastała na horyzoncie niczym samotny, zmurszały kieł, wciąż jednak górujący nad okolicą swoim strzelistym majestatem. Dla każdego Jeźdźca ten widok - choćby oglądany po raz tysięczny - był tak samo przyjemny i radosny. Oznaczał bowiem, że wracało się do domu.

Ostry dźwięk gwizdka rozszedł się w popołudniowym powietrzu, a lecący na przodzie mężczyzna uniósł rękę i wykonał nią kilka zamaszystych gestów; całe skrzydło rozwinęło się w długą linię, szykując się kolejno do lądowania na wysuniętej ze skalnego masywu półce.

Ludzie i Skrzydlaci byli zmęczeni, głodni, wyczerpani i ranni. Niektórzy trzymali się siodeł tylko mocą magii i żelaznym wysiłkiem woli. Niemniej misja została wykonana i kiedy smocze pazury darły chłodną płytę "lotniska", a obsługa naziemna ściągała półprzytomnych pilotów z grzbietów latających bestii, na styranych twarzach dało się zauważyć blade, ale jednak uśmiechy.

Prowadzący Eliah, młody, umięsniony mężczyzna o wytatuowanej twarzy, zeskoczył z grzbietu swojego wierzchowca o własnych siłach i chwiejnym, nienawykłym do ziemi krokiem, podszedł do smoka Chaai, podając jej rękę w pomocnym geście.

- Świetna robota. Gdybym cię nie znał, powiedziałbym że jesteś materiałem na Pierwszą. - zaśmiał się, czekając aż dziewczyna zejdzie z siodła. Chwyt miał pewny i silny. - Wiem, że na razie nie masz przydziału... Moje skrzydło jest kompletne, ale postaram się wybłagać u góry, żebyś mogła dalej z nami latać. - zmrużył jedno oko, a błękitna linia jego tatuażu lekko drgnęła; potarł ją palcami wolnej ręki. Był psionikiem i podobnie jak smoki potrafił rozmawiać w myślach z oddalonymi od siebie osobami.

- Vera... znasz Verę, prawda? - spytał po chwili - Prosi, żebyś znalazła ją albo Karę gdzieś w kompleksie. Nie powiedziała mi, czego od ciebie chcą... - uniósł dłoń i przywołał gestem jednego z kręcących się niedaleko "nielotów".
- Ale nie spiesz się, to pewnie nic ważnego. Należy ci się solidny odpoczynek, jak nam wszystkim. Tu zajmą się twoim Skrzydlatym... a ty weź porządną kąpiel, zanim z kimkolwiek się spotkasz! - zaśmiał się lekko i położył swoją dłoń na ramieniu bardki, ni to braterskim, ni to czułym gestem.
- Dobrych wiatrów, Chaaya. I do zobaczenia niedługo...!
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 06-06-2015 o 15:09.
Autumm jest offline  
Stary 07-06-2015, 14:37   #14
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Za każdym razem widok góry przyprawiał ją o drżenie serca i łzy w oczach. Nie tylko dlatego, że kojarzył jej się z bezpieczeństwem, czy długo oczekiwanym odpoczynkiem. Nie ważne jak wiele razy widziała znajome skałki, korony drzew czy kwiecie krzewów, zawsze musiała popaść w dziecięcy zachwyt i podziwiać ten krajobraz tak, jakby to był jej pierwszy i jedyny raz.
„Znowu zaczynasz…” - odezwał się w jej głowie cichy, syczący głos - „Jeśli ktoś cie przyłapie, to to MOJA reputacja legnie w gruzach” - kontynuował gad o ciemno zielonych łuskach - „To JA będę TYM skrzydlatym co nosi na swym grzbiecie rozemocjonowaną babę!” - smok zniżył leniwy i powolny lot. Gdyby nie kompania, przyleciałby tu o wiele szybciej. Był smuklejszy, dłuższy i lżejszy od swoich pobratymców, przez co szalenie szybki i zwinny.
„Mógłbyś mi czasem odpuścić, jeszcze nigdy nie naraziłam twojej reputacji na szwank.” - odparła kąśliwie brązowowłosa i czule pogładziła swojego wierzchowca po łuskach. „Nie udawaj, że nie cieszysz się z powrotu do domu…”
„Nie mów mi z czego mam się cieszyć!” - głos stał się podobny do syku pary pod ogromnym ciśnieniem.
„Ohoho nie zaperzaj się tak, nie miałam nic złego na myśli” - szepnęła pojednawczo, gdy cielsko gada zaczęło wyginać się w powietrzu niczym wzburzone, morskie fale..

* * *

Dziewczyna z wdzięcznością przyjęła pomocną dłoń Eliaha, po czym niezgrabnie zjechała po plecach latającego towarzysza i w końcu dotknęła stopami ziemi. Po tak długim locie, jej nogi zapomniały już do czego zostały stworzone.
Gdy była pewna, że nie runie jak długa, puściła dłoń mężczyzny i zajęła się poprawianiem jeździeckich spodni, które od dłuższego czasu niemiłosiernie wpijały się w pewne części ciała.
- Polecam się na przyszłość tylko następnym razem poinformuj mnie gdy będziesz chciał lecieć na drugi koniec świata - zaśmiała się perliście, starając się zamaskować zmęczenie pomieszane ze zmieszaniem - Znajdę sobie wtedy jakąś wymówkę… - dodała pod nosem z psotnym uśmieszkiem.
Nie chcąc przeciągać rozmowy, pożegnała się uprzejmie z prowadzącym, pomachała paru niedobitkom, którzy jeszcze zostali na lądowisku i udała się w kierunku swojej kwatery. Była brudna, głodna i poobijana. Podejrzewała, że capiło od niej jak od jucznego konia, dlatego starała się wybierać drogę z jak najmniej uczęszczanymi korytarzami.
Nveryioth, jej skrzydlaty towarzysz, rozstał się z nią bez słowa. Prawdopodobnie udał się na długo oczekiwany posiłek. Później go odszuka a na razie niech od siebie odpoczną.

Dotarłszy do swojej kwatery, Chaaya wyciągnęła z niewielkiej skrzyni zapasowe ubranie i udała się do łaźni. Zanim weszła do ciepłego basenu, szorowała się przez pewien czas w małej balijce.
Choć było ciemno, była pewna, że jej ciało pokrywają liczne ślady po misji. Jej małe dowody na to, że znowu podołała zadaniu. Wewnętrzna strona ud bolała przy najmniejszym dotyku, kark był zesztywniały a ręce podrapane po całej długości. Ciekawe czy będzie w stanie normalnie siedzieć lub dosiadać smoka przez najbliższe kilka dni. Nie ważne, była z siebie dumna, że dotrwała do końca. Nie zawiodła Eliaha, który jako jeden z nielicznych dostrzegał w tancerce potencjał i wolę walki. Udowodniła, że nadaje się do tej roboty.

Rozsiadłszy się wygodnie na skalnej półce, oparła ramiona o próg basenu i złożyła na nich swoją głowę. Ciepła woda działała na nią kojąco. Wszystkie skurcze lub naciągnięte mięśnie powoli rozluźniały się i ustępowały. Ciało bardki ogarniała błogość i senność. „Ciekawe czego chce ode mnie Vera…”

Czyżby przysnęła? Trudno powiedzieć. Ciemno, parno, cicho… czyli tak jak zwykle. Brązowowłosa wyszła z wody i osuszyła się. Założyła półdługi kaftan a pod spód wąskie spodnie. W około nie było żywej duszy a jeśli takowa była, to nie chciała się ujawniać. Zabrawszy brudne ubranie, brązowooka wróciła do swojego pokoju. Wszelkie wątpliwości cz powinna zameldować się u Very, szybko się rozwiały, gdy zobaczyła starannie zasłane łóżko. Swoje łóżko.
Niczym małe dziecko skoczyła na materac i wtuliła twarz w poduszkę. „Eliah powiedział, że to nie jest nic pilnego, zasługuję na chwile wytchnienia. Parę godzin w tą czy w tamtą… a może chcą mnie oficjalnie dołączyć do czyjegoś skrzydła?” nie dokończyła myśli przewalając się po łóżku w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji do zaśnięcia.
Jedna noga pod kołdrą, druga poza łóżkiem. Nie. Lewa ręka pod głową, prawa na brzuchu. NIe. To może, głowa w nogach a nogi na poduszce? NIE. Po dłuższej chwili walki, zwlekła się z łóżka z miną sromotnie przegranej osoby.
- Pójdę poszukać zwierzchnika - mruknęła pod nosem wytaczając się z pokoju - Ale najpierw zwinę trochę jedzenia…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 08-06-2015, 00:32   #15
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Chaaya

Polowanie na jakieś jedzenie w teorii nie było w Kryształowej Jaskini przedsięwzięciem trudnym czy wymagającym; spora kuchnia i pracująca w niej służba zawsze miała przygotowane coś zarówno dla ludzi jak i Skrzydlatych, serwując dania o każdej, nawet najdziwniejszej, porze. Owszem, "przydziałowe" jedzenie nigdy nie było zbyt wyszukane - koszty transportu były mordercze i dlatego zamawiano duże ilości wolnopsujących się produktów, które ładowano do zaklętych żywiołem mrozu magazynów, a potem odmrażano w miarę potrzeb - ale na indywidualne diety stać było tylko wyższą kadrę... albo oszczędzających na wszystkim innym Jeźdźców.

Bardka szybko zorientowała się, że albo Eliah celowo minął się z prawdą, by jej nie martwić, albo zupełnie nie był świadomy tego, co dzieje się w gnieździe - choć przecież ich morderczy maraton powrotnego lotu wskazywał na to, że Prowadzący chciał znaleźć się w domu jak najszybciej. W każdym razie atmosfera w Jaskini była... niezwyczajnie ożywiona i nerwowa jak na "nic ważnego". Grupki ludzi dyskutowały zawzięcie po kątach, albo po prostu zbierały się razem we wspólnych częściach, nie zajmując się niczym konkretnym; tam, gdzie było to możliwe, dołączały do nich smoki, często rezygnując z telepatii i przemawiając swoimi mocnymi głosami. "Matrona", "Kara", "rozłam"... te słowa latały w powietrzu jak pociski, i zanim dziewczyna dotarła do kuchni, nawet specjalnie nie podsłuchując, miała niemal pełen obraz sytuacji... i podziałów jakie wśród społeczności Kryształowej Jaskini wywołał ten kryzys. Choć zwykle niewidoczna, Matrona była swoistym "zwornikiem", trzymającym tą bandę indywidualistów w kupie; po jej odejściu do głosu doszły jakże ludzkie namiętności i partykularne interesy, powodujące, że cała kompania zaczęła opowiadać się za tą, czy inną stroną.

***

W kuchni było zaskakująco cicho; miejsce przygotowania posiłków, gdzie zwykle uwijali się kucharze, wyglądało na opuszczone, a przy stołach jadalnych też prawie nikogo nie było. Szanse na ciepły posiłek gwałtownie zmalały... kiedy ktoś uniósł rękę z głębi sali, przywołując Chaayę do stołu.

- Hej dziewczyno! Cho no tu! Starczy dla nas obydwojga! - mężczyzna miał donośny, chrapliwy głos i posturę niedźwiedzia; piętrzyła się przed nim góra jedzenia, przez którą konsekwentnie się przebijał, ruszając kwadratową szczęką z wprawą zawodowego żarłoka. Nie na darmo zwano go "Dużym"; razem ze swoim równie masywnym Skrzydlatym stanowili charakterystyczny obrazek i częsty obiekt dowcipów o tym, jak potężnej magi używają, żeby w ogóle wznieść się w powietrze.

Vortigen, bo tak nazywał się samotny jedzący, miał - prócz imponującego apetytu - jednak wiele innych przymiotów, które czyniły z tego niemłodego już mężczyzny doskonałego wojownika i szanowanego wśród pilotów przywódcę, szczególnie dla tych, którzy mieli na karku więcej zim i przedkładali "rycerskie dziedzictwo" Jeźdźców nad "kombinowanie młodych", bliższe Karze i jej otoczeniu.

- Czaajaaa, dobrze wymawiam? - Vortigen spojrzał z góry na dziewczynę; nawet nie wstając z ławy, łatwo górował nad większością pilotów, w większości smukłych i niskich. Toporna gęba, poznaczona bliznami, podgolony czerep i byczy kark nadawały mu wygląd tępego brutala, ale w szarych oczach błyszczał intelekt nie mniej ostry niż ostrze potężnego miecza, opartego z boku stołu. Wskazał trzymanym w palcach ogryzkiem kości na rozłożone przed nim talerze, dając znak, żeby się częstować.

- Humm, nasze pisklęta szybko dorastają, co? - zamruczał do nikogo konkretnego, a potem przełknął kęs jedzenia i spojrzał na bardke, marszcząc brwi.
- Eliah wspomniał o tobie to i owo. Podobno dobrze rokujesz i szukasz skrzydła. - uniósł brwi, ruszył szczęką do tyłu i do przodu, jakby żuł jakiś wyjątkowo oporny kawałek mięsa, a potem dokończył z zadumą:
- Szybko się nie doczekasz. Jaśnie panująca nam obecnie Pierwsza ma zamiar pozbyć się z gniazda tych wszystkich dusz, które jeszcze wierzą w coś więcej poza brzdękiem złotej monety. Pewnie pogna cię na koniec świata za jakąś bzdurą, na zatracenie. I co ty na to, mhm...? - spytał dudniącym głosem na koniec, pochylając się lekko naprzód w kierunku Chaai, jakby wyraźniej chciał usłyszeć jej odpowiedź.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 08-06-2015 o 00:47.
Autumm jest offline  
Stary 08-06-2015, 14:17   #16
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złudzenie?… Przez chwilę czarownik wpatrywał się w mrok próbując przebić go swym spojrzeniem ukrytym za szkiełkami okularów. Gozreh spojrzał pytająco na swego pana, gdy ten podobny posągowi spoglądał szukając owego małego stworzenia… posłańca?... szpiega?
Śladu własnej paranoi.
Jarvis ruszył więc dalej bez słowa. A Gozreh zerknął jeszcze parę razy za siebie i ruszył za swym panem. Nie będąc cieniem wśród cieni, chowaniec Jarvisa w pełni swą niezwykłość. Przypominająca dużego zwinnego kota sylwetka pozbawiona była ogona. Za to z podbródka wystawała macka, mocno umięśniona i wijąca się nerwowo. Służyła ona Gozrehowi nie tylko do manipulacji przedmiotami, ale też i do walki. Świecące delikatnym niebieskawym światłem oczy tylko potwierdzały nienaturalny rodowód stworzenia podążającego za zatopionym we własnych myślach Jarvisem.
Gozreh zerkał co jakiś czas, podczas gdy jego pan szedł powoli po kamiennych schodach stukając laską przy każdym. Spojrzenie jedynego zdrowego oka czarownika było nieobecne. Myśli wracały do przeszłości, by po chwili przeskoczyć do przyszłości. I do tego co go czekało. Misja od Kary.
Misja o której nic nie wiedział, a która miała wymagać subtelności. I dlatego dobrano do niej osoby, które nigdy ze sobą nie współpracowały i w zasadzie nie miały nic wspólnego.
Być może misja z góry skazana na porażkę. A on nie wiedział, czy ma się z tego powodu przejmować.

Niewątpliwie Kara nie była Jarve. Miała inną wizję prowadzenie jeźdźców… albo nie miała żadnej i już celowała w porażkę, wręcz ostentacyjnie prowokowała innych do odebrania go jej. Jarvis nie wiedział co o tym myśleć. Nie znał zbyt dobrze Kary, o wiele lepiej rozumiał Vortigena mimo że niewiele miał z nim wspólnego. Był to bowiem osobnik prostolinijny o dobrze znanym wszystkim kodeksie honorowym i wiarą w niego. Przewidywalny. Praktyczna Kara już taka nie była.

Pacnięcie macką w ramię wyrwało maga z rozmyślań. Spojrzał na swego „kociego” chowańca wyraźnie zaskoczony i zdziwiony.
- Vera… nie jest sama.- rzekł cicho Gozreh.
- Oczywiście, że nie jestr. Przecieżr wspominanro, że kogoś… uwo… no takr. Ale myślałem, że jużr to zrrobiła. Ilreż można?- westchnął Jarvis teatralnie.
- Alrena, Srebrne Bliźniaczki, Serybil, Kelvira i jej eksperymenty?- zaczął wypominać Gozreh powodując zaczerwienie na obliczu maga.
- Dawnre czasy, inne miejsce.- burknął mag i gestem dłoni wskazał schody przed nimi.- Idźr sprrawdźr sytuację, dyskrretnie.
- Mam ci po powrocie opisać sytuację ze szczegółami? - zadrwił Gozreh ruszając w górę i stając się coraz bardziej cienisty.
Jarvis mruknął coś w odpowiedzi, czego jego chowaniec nie dosłyszał i oparł się o ścianę czekając na jego powrót. Wyjął z kieszeni zegarek na łańcuszku i otworzył. Od razu rozległa się muzyka z pozytywki, jedna z wielu melodii. A sam mag przyglądał się przeskakującym wskazówkom zegara, starając się nie przyglądać znakowi wygrawerowanemu na wewnętrznej stronie pokrywki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-06-2015, 15:59   #17
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Im dalej odchodziła od swojej kwatery, tym bardziej chciała do niej powrócić. Zdecydowanie nie przypadło jej do gustu to, co słyszała w strzępkach rozmów, które nacierały na nią ze wszystkich stron. Choć nigdy nie miała nic przeciwko zmianom, to jednak miała dziwne przeczucie, że Kryształowa Jaskinia stała się niestabilna jak nigdy dotąd. Zdrady, knucia, obelgi… Jedni chcą odejść, inni przejąć władzę a jeszcze inni przywalić komuś, kogo od dawna nie lubili ale nie nadarzała się ku temu okazja.
Niemniej, w duchu, liczyła na to, że sytuacja nie jest tak tragiczna na jaką wygląda i wszystko szybko wróci do normy. Ludzie w dużych skupiskach, nie zawsze myśleli trzeźwo i racjonalnie, lubili popadać w skrajne emocje i dramatyzować. Wystarczy trochę poczekać, aż się uspokoją i zaczną normalnie dyskutować, a okaże się, że nie było po co tyle krzyczeć.

Atmosfera w jadalni, nie była tak napięta jak w innych miejscach, choć nadal niemrawa. Niemniej Chaaya wreszcie się odprężyła i nawet uśmiechnęła. No! W końcu zje coś, co nie jest sucharem.
Przy jednym ze stołów siedział Vortigen. Człowiek góra o potężnej budowie, niesamowitej sile i niewyobrażalnym apetycie. Miała szczęście, że na niego trafiła. Na jednym z jego talerzy, kusiły swoim wdziękiem, pięknie wysmażone żeberka w złocistej glazurze, także dziewczyna długo się nie zastanawiała nad przyjęciem zaproszenia do wspólnego posiłku.

- Smacznego Vortigenie - podeszła do stołu, machając energicznie ręką - Ależ mam szczęście, że na taką ucztę trafiłam… w końcu jakiś miły aspekt w tym męczącym dniu. - usiadła na ławie ale szybko zrzedła jej mina. Przez chwilę w skupieniu poprawiała się na miejscu, aż było jej względnie wygodnie i bezboleśnie.
W końcu nieśmiało skubnęła kawałek mięsiwa z wcześniej upatrzonego żeberka. Choć mięso było zimne, smakowało obłędnie i teraz już nic nie powstrzymywało bardki od rzucenia się na swoją małą zdobycz i rozkoszowania się strawą.
- O na bogów… jak ja tęskniłam… za normalnym jedzeniem… - przez chwilę była całkowicie skupiona na przeżuwaniu mięsa lub oblizywaniu kostek. Czasem była tak zachłanna, że brała do ust więcej niż mogłaby przełknąć, przez co wyglądała jak mały gryzoń chowający zapasy do swoich policzków. W końcu jednak zawstydzona swoim dziecinnym zachowaniem, spojrzała przepraszającym wzrokiem na mężczyznę.

Po szybkim przekalkulowaniu wcześniejszych słów wojownika, zmarszczyła czoło, wyraźnie niezadowolona. Na pogodną twarz, padł cień niezadowolenia.
- Wiele się wydarzyło, kiedy mnie nie było, aż ciężko mi uwierzyć w całą tą sytuację. Możesz mnie nazwać naiwną ale myślałam, że MY… - zawahała się. No właśnie, czy mogła się nazwać członkiem tego zgromadzenia? Bez skrzydła, bez większych osiągnięć, ciągle brana do zadań, tak jakby na doczepkę. - Wydawało mi się, że inaczej jest to poukładane, bardziej trwałe, ponadczasowe czy podziałowe. - dokończyła patrząc towarzyszowi prosto w oczy.

- Ale hej! Nie dam się tak łatwo spławić! Jak nie wrócę drzwiami, to wejdę oknem! Będę wracać z każdej, nawet niewykonalnej misji! Zobaczysz! - zaśmiała się perliście starając się rozładować napięcie. - Aaa to mi przypomniało, że muszę iść do Very, podobno chce ze mną porozmawiać… Nie dadzą żyć człowiekowi, ledwo co wróciłam z podróży. - gadała jak najęta. - Dziękuję za poczęstunek, był rewelacyjny! Sam piekłeś? No nic, przepraszam ale na mnie pora. - chciała uścisnąć Vortigena ale był za szeroki więc tylko przytuliła się do jego ręki, po czym, czym prędzej wyszła z sali.

***

Po paru skrętach w nieznane korytarze, oparła się plecami o ścianę i ciężko odetchnęła.
„Chyba zrobiłam z siebie idiotkę. Jak dobrze, że Nveryiotha nie było w pobliżu…”. Przez chwilę stała w milczeniu patrząc się w sufit.

„Jaśnie panująca nam obecnie Pierwsza ma zamiar pozbyć się z gniazda tych wszystkich dusz, które jeszcze wierzą w coś więcej poza brzdękiem złotej monety.” Słowa Vortigena w jakiś sposób niepokoiły tancerkę. „Pewnie pogna cię na koniec świata za jakąś bzdurą, na zatracenie.” Powoli przemierzając korytarze, zastanawiała się nad tą dziwną przepowiednią.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 08-06-2015, 21:23   #18
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Tymczasem przy wejściu do mieszkania Tambernerów Gniewomir Tambernero II uśmiechnął się. Złym uśmiechem. Był zły. Nie na Athosa, bo to nie jego wina. Smok zazwyczaj "myślał" bezpośrednio do konkretnego umysłu. Gorzej było z umysłami, które dzieliło kiedyś jakieś silne uczucie zażyłości. A jego i Verę łączyło. Znał Verę jak zły pieniądz. Ba. Kiedyś nawet wydawało mu się, że ją kocha. Nadal ją szanował, ale ich utarczki słowne obrosły w legendy.
- Vero, jak miło Cię widzieć. Przyjęłaś już swoją poranną ofiarę z prawiczka? - zapytał na powitanie. - Ten mały nielot, o którym mówiłaś, to moja córka i prawdopodobnie odziedziczy po mnie honor dosiadania Athosa. Którego postanowiłaś znieważyć żartem tak niestosownym dla smoczego jeźdźca, że dziwię się, że w ogóle Twój smok chce z Tobą współpracować. Wolałabym, żebyś dwa razy więcej kpiła ze mnie, niż z mojego smoczego partnera, który niczym na to nie zasłużył.
Gniewomir rzucił szybkie spojrzenie pod ich nogi, po czym ruszył leniwym krokiem, obchodząc wolno ciemnoskórą kobietę. - Swoją drogą, to żeby zostać Mówcą nie trzeba czasem przemawiać w imieniu Prawdziwego? A! I jeszcze jedno - dodał ciszej, stając tuż za jej plecami i szepcąc słowa prawie na ucho: - Skoro tak stawiasz sprawę, niech będzie po Twojemu: na Twoim miejscu nie obrażałabym też mojej żony, biorąc pod uwagę, że zajmuje się leczeniem smoków... Oczywiście możesz dalej. Nie byłoby to pierwsze gówno, w które byś wdepnęła...
Mówiąc to, pchnął ją mocno biodrami tak, że musiałała postąpić krok w przód, żeby nie stracić równowagi. Wprost w wielką prawdopodobnie psią kupę, którą jakiś niefrasobliwy czworołapy rezydent Jaskini zostawił przed wejściem do jego mieszkania.
- Ah tak... nadal, jak widzę, nie nauczyłeś się mnie doceniać. - Vera zrobiła zgrabny piruet, stając znów twarzą do mężczyzny. Jej stopy bez wysiłku wykonały skomplikowany taniec, zręcznie omijając "pułapkę".
- Biedna, mała Mirra. Ciekawe czy wie, że jest tylko tłem, na którego nijakości wspaniałość Gniewomira może korzystnie błyszczeć? Bo w zestawieniu z każdą inną kobietą pan G. wypada nadzwyczaj blado i musi sobie leczyć kompleksy... - uśmiechnęła się szeroko, jakby prowadziła miłą rozmowę przy drinku, a nie wymianę morderczych szpili - Ale może zapatrzony w lusterko nie zauważyłeś, że czasy się zmieniają? Może nie jest nam wcale potrzebna cała ta hałastra darmozjadów i może wcale nie jest nam potrzebny stary, wyleniały gad, żeby istnieć? - postukała palcem w trzymane przez siebie papiery - Szkoda nie nie potrafisz dodać dwa do dwóch, kochany. Miałbyś wspaniałą rozrywkę czytając księgi rachunkowe Jaskini... brak smoka, skarbiec... może gdybyś wyjął głowę z tych wszystkich zmurszłaych ksiąg, pojąłbyś, że twoja córka nie chciałaby spędzać dzieciństwa w tym ponurym kamiennym grobowcu, tylko dlatego, że jej tatuś jest sentymentalnym głupcem...?
- Oj Vera, idź rób przeciąg gdzie indziej, bo mi fronton mieszkania pleśnią obrośnie od tego pieprzenia. Podzieliłaś się z Pierwszą tymi swoimi rewelacjami?
- Oczywiście! - w oczach kobiety błysnęły ogniki - I dlatego Kara wysyła cię daleko stąd. Nie tak daleko, jakbym chciała, ale zawsze coś. Masz być o północy na lądowisku. Lecisz z Agnisem. Pożegnaj się z córcią. Jak wrócisz... jeśli... to będzie tu zupełnie inny świat. A srebrne pierścionki bez gustu - wskazała palcem na sygnet z sową - ...będą tylko nieszkodliwymi pamiątkami po archaicznych, prymitywnych czasach. Powiedziałabym, że mi za to podziękujesz, ale raczej nie wierzę, że aż tak bardzo zmądrzejesz.
Tymczasem Gozreh powoli wślizgnął się do komnaty i rozglądał za kryjówką. Może i cienista postać ułatwiała się wtapianie w mroki jaskiń, ale nie czyniła niewidzialnym. Po chwili chowaniec przyczaił się i w milczeniu obserwował parę adwersarzy.
- To jest tak głupie, że aż mi się nie chce tego komentować. Bez Prawdziwych smoków bylibyśmy niczym. Zapomniałaś historii albo nigdy się jej tak naprawdę nie uczyłaś, a ja modlę się, żebym jednak nie dożył dnia, w którym spadnie na Ciebie to, że nie masz racji - syknął Gniewko. - Miałem Cię naprawdę za mądrzejszą. Upartą, zawistną, może nawet lekko szaloną w ten pozytywny, nakręcający świat sposób. Ale za mądrzejszą... Co się stało z naszymi ideałami, w które kiedyś wierzyłaś? Zaparłaś się ich w dniu, w którym powiedziałem Ci, że nie możemy być razem? - dodał jakby z żalem i odwrócił się, by odejść, wyglądając jednocześnie umysłem Athosa, żeby z nim porozmawiać.
- Dorosłam i przestałam wierzyć w bajki. Tobie też polecam. - Vera pokręciła głową, jakby za ostrymi słowami skrywała jakiś żal. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie rzuciła jeszcze:
- Lądowisko, północ. To rozkaz Pierwszej, więc nie myśl nawet o dezercji! - I jak fryga okręciła się na pięcie, zdecydowanym krokiem zmierzając w stronę korytarza, w którym stał Jarvis.
Nie uszła nawet pięciu kroków, kiedy z nieba nad nią po prostu spadł Athos. Wylądował ciężko przed nią na ugiętych łapach, zagradzając jej drogę. Po czym się wyprostował. Nic nie powiedział, nic więcej nie zrobił, tylko się na nią patrzył, świetliście fioletowymi oczami próbując przypomnieć jej te wszystkie dni i chwile, kiedy było inaczej i uświadomić wielkość i potęgę smoków swoim dostojeństwem. Potem po prostu przeszedł nad nią, podszedł do swojego ludzkiego towarzysza, pozwolił mu wejść na swój grzbiet i w dwóch potężnych machnięciach skrzydeł był już w powietrzu.
- Przepraszam - zahuczał w umyśle Gniewomira, a więc i pośrednio także Very. - Ona ukrywa się przede mną, jak uczniak, który coś przeskrobał.
- Wiem - odparł Gniewek również w myślach na użytek wspomnianej. - Nic się nie stało.
Obserwując to wydarzenie kocur parsknął pod nosem ni to po ludzku ni to po zwierzęcemu, po czym przybrał bardziej materialną postać i zastąpił drogę Verze, kłaniając się łbem.
- Przepraszam jeśli przeszkadzam, ale mój pan pyta czy masz czas na... rozmowę w kwestiach organizacyjnych.- wymruczał do kobiety.
- Ile słyszałeś? - Vera pochyliła się nad "kotem" poprawiając okulary. Nie wyglądało, jakby gniew jej się nadal trzymał; przeciwnie, jej mina była raczej zatroskana.
- Pojawiłem się w tej komnacie jak smok lądował.- wymruczał w odpowiedzi kocur w zamyśleniu drapiąc się końcem macki ze własnym uchem.- Chyba nic poważnego się nie stało?
- Jak to nie? To jest bardzo poważny materiał na mały, ale soczysty skandlik towarzyski, mój drogi! - ciemnoskóra roześmiała się i wyciągnęła rękę żeby "patnąć" bestię po głowie lekkim gestem i westchnęła z udawanym rozczarowaniem - Takie dyskretne stworzenia powinny bardziej doceniać siłę dobrze wymierzonej plotki... wszak ludzie nie pragną niczego bardziej, niż cudzych sekretów. Prawda, Jarvis? - rzuciła głosem gdzieś w przestrzeń, spodziewajac się, że zaklinacz ją słyszy.
- Nie jestem smokiem. Nie mam telepatycznych więzi. Mój pan nie widzi, ani nie słyszy tego co ja. - pomrukiwał kocio Gozreh z przyjemnością widoczną na pyszczku, gdy poddawał się pieszczocie dłoni Very.- Poza tym... stoi za daleko by słyszeć.
***
Słyszał ją za to Gniewko, ponieważ Athos przekazał jej całość rozmowy do tego momentu, potem byli już za daleko, zbliżając się do północnego lądowiska.
- Nie pożegnałeś się z Mirrą - dodał smok.
- Pożegnałem. Dziś przed wstaniem z łóżka. Zostanie jej po tym jak widać coś więcej poza malinką... - westchnął z rozżewnieniem. - Lećmy. Lećmy stąd na te misję, muszę zebrać myśli.
- Nie. Możemy wrócić w złych czasach. Poproszę ją, żeby przyszła na lądowisko - zahuczał Athos.
- Źle robię? Powinienem zostać i spróbować zaprowadzić porządek?
- Jak. Siłą? To żaden porządek. Argumentem? Nie posłuchają Cię. Różnią się między sobą. Muszą sami do tego dojść. Sami zrozumieć. Jaskinia żyje wolą Matrony. W naszej zapanowała anarchia. Kara pożałuje, jeśli nie klęknie przed nowym Patronem. Ten chaos ją pożre. Nie. To nie o jaskinię się martwię. Niepokoi mnie to, dlaczego Matrona odeszła, a jej Mówca twierdzi, że nadszedł dla niego niego czas walki.
- Athos. Muszę porozmawiać z Vortigenem. Do północy mamy dużo czasu. Zaproś jego i to wielkie stworzenie, na którym fruwa na sparing na to północne lądowisko.
- Przed, czy zanim zaproszę tam Mirrę?
- Przed.
Athos odpłynął na chwilę myślami od swojego człowieka. Lubił zwalistego Skrzydlatego Vortigena. On jeden mógł pretendować do odebrania mu tytułu najcięższego w Jaskini. Mierzenie się z nim było zawsze przyjemnością.
 
Drahini jest offline  
Stary 09-06-2015, 18:43   #19
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Bardzo, bardzo nierozsądnie z jego strony. Choć może w takim razie ty opowiesz mi w zamian jakąś ciekawą historię o twoim enigmatycznym panu...? - uniosła brwi z zaciekawieniem - Chwilę jeszcze może poczekać, zanim mnie do niego zaprowadzisz.
- Nie wiem o jakich ciekawych historyjkach mógłbym ci opowiedzieć.- mruknął w odpowiedzi kocur.- Mogłabyś pani, sprecyzować?
- Powiedzmy, że ostatnio zaczęła interesować mnie technologia. - Vera przełożyła naręcze ksiąg z jednej reki do drugiej - Jarvis wygląda na kogoś, kto mógłby wiele powiedzieć o tym fascynującym zagadnieniu. Od czego powinnam zacząć? - spytała "kotka" - Zapytać, czy ma hmhm... jakieś inne mechaniczne części niż te widoczne? - zaśmiała się lekko - Albo o co *nie* powinnam...? - przekrzywiła głowę, spoglądając na bestię lekko przymrużonymi oczami.
-Hmm... nie powinnaś tego pani, sama sprawdzić? Skąd pewność, że ja będę wiedział co ukrywa pod ubraniem.- odparł gładko chowaniec drapiąc się macką za drugim uchem, jakby zastanawiając wyraźnie.- Mój pan nie jest rzemieślnikiem, by móc samodzielnie coś zbudować.
- Kiepski z ciebie plotkarz, kocie! - ciemnoskóra zaśmiała się głośno - Ale za to wytrawny dyplomata. Dyskretny! - przejechała dłonią po grzbiecie pantery - To cenna cecha, choć nie powiem, że jedna z moich ulubionych... - dodała i zatrzymała się w korytarzu - Skoro jednak go tu nie ma... - powiedziała głośniej i zrobiła krótką pauzę - ...to przekażesz mu wiadomość. Ja muszę iśc omotać jeszcze jedną niewinną duszyczkę. - przykucnęła tak, że jej twarz znajdowała na wysokości pyska stwora - Raz: Agnis, on, Gniewko, i ta młoda tancerka, Chaaya. Północ na lądowisku, ale to już wie. - Vera uniosła palec jak nauczycielka w szkole, która ma powiedzieć zaraz ważną lekcję - Dwa. Niech szuka znaków golema. Przekaż mu to; domyśli się, kiedy je zobaczy. - poprawiła binokle i dodała cicho - Nie wszyscy widzą w nadchodzącej zmianie zagrożenia... wręcz przeciwnie, szansę. Niebezpieczną, ale jednak szansę. Potrzebują jednak więcej informacji o tym, czy zyski wynagrodzą straty. - mrugnęła oczami i wstała zdecydowanym ruchem - Udanych łowów...

Kocur ruszył od razu do swego pana, a gdy przekazał mu informację obaj ruszyli na miejsce spotkania z resztą grupy. Jarvis w sumie nie znał nikogo z tej grupy, a choć chętnie wypytałby o nią Verę, to miał świadomość, że dziewczyna ma rację... nie miał już czasu.
Niepokoiły go jej słowa, ale... i tę sprawę raczej załatwi po powrocie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-06-2015, 22:24   #20
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny

Lądowisko mieściło się u samego szczytu góry, w której wydrążone były Kryształowe Jaskinie. Wyżej była już tylko kryształowa powłoka Świątyni. Był to szeroki, naturalny występ - tylko w niewielkim stopniu obrobiony przez dawnych budowniczych - na który dostać się można było przez wielkie wrota, jedyne "oficjalne" wejście do gniazda. Drzwi można było zamknąć w razie niebezpieczeństwa, ale nikt nie pamiętał, kiedy ostatni raz była ku temu potrzeba.

Na półce hulał zimny wiatr, a w promieniach południowego słońca można było dostrzec zapierający w piersiach widok na ozłocone zbocza Bursztynowych Gór i rozciągającego się przed nimi zielonego dywanu utkanego z dziewiczej puszczy. W obrębie wielu, wielu mil nie było śladów ludzkiej aktywności; przez ostępy nie prowadziły też żadne szlaki, więc do Jaskiń dostać się można było drogą powietrzną.

Po lewej stronie placu lądowiska, za pasem startowym, przycumował ociężały handlowy sterowiec, z którego wypakowywano zapasy. Załoga nudziła się, paląc tytoń i apatycznie rozglądając się po pustej przestrzeni; jeden z lotników podziwiał krajobraz przez składaną lunetę.

Kiedy Gniewko rozglądał się po lądowisku, Balsif zwany Spaślakiem, Skrzydlaty Vortigena , wychylił swój łeb z "hangaru" - jednej ze skalnych wnęk przylegających do półki, w których poszczególne skrzydła miały swoje składziki czy sale odpraw. Zaraz za nim na półce pojawił się i sam Vortigen; mimo chłodu miał na sobie tylko rozchełstaną koszulę i skórzane spodnie; spoconą twarz ocierał rękawem, a w drugiej ręce trzymał ciężki, ćwiczebny miecz.
- Dziękuję, że przyszedłeś, witaj Balsifie - powitał ich Gniewko, składając szmatę, którą polerował napierśnik Athosa. Musiał znaleźć dla siebie jakieś zajęcie, czekając na starszego Jeźdzca. Samo zjedzenie posiłku nie wystarczyło, chodź Athos, któremu nie udzielał się jego stres, był innego zdania, gdy oblizywał wielki wołowy gnat kości udowej.
- Vortigenie, dostałem przydział, który już teraz mi się nie podoba, bo odsyła mnie stąd, a wiem, że tu się zaczyna dziać coś, co można nazwać tylko anarchią. Niczym innym. Nie mam na to żadnego wpływu i zamierzam potulnie udać się na misję, chyba, że sam masz coć do powiedzenia w tej sprawie. Jeśli zamierzasz sięgnąć po władzę, chętnie Cię poprę.

Wielkolud spoglądał przez chwilę na Gniewka bez słowa, przesuwają tylko językiem po wewnętrznej stronie policzków, jakby usiłował spomiędzy zębów wydłubać jakiś wyjątkowo oporny kawałek mięsiwa. Potem skinął głową, pokazując Gniewkowi, żeby poszedł za nim. Minęli cielsko Balsifa, blokujące wejście do hangaru; wewnątrz znajdowało się coś w rodzaju kuźni czy też warsztatu. Wojownik podsunął Gniewkowi zydel, sam opierając się o jeden z blatów. Z mieszka przy pasie wyciągnął jakiś mały przedmiot, położył go na stole i puknął palcem, coś mówiąc. Wokół rozlała się strefa absolutnej ciszy; dźwięki z zewnątrz w ogóle przestały dochodzić do uszu Gniewomira, tak że słyszał bicie swojego serca i głębokie oddechy Prowadzącego.
- Sięgnąć po władzę... - powtórzył Vortigen w zadumie, wypełniając sferę ciszy swoim chrapliwym głosem. - Wydaje się to takie proste. W końcu nawet najlepsi popełniają błędy. Kara nie jest wyjątkiem, kiedyś jej się nie uda któraś kolejna akrobacja. - Spojrzał wprost na młodszego mężczyznę i spytał - Naprawdę uważasz, że to coś by zmieniło? Nowy Pierwszy? Nowy Mówca? Odpowiedni człowiek mógłby położyć kres temu szaleństwu?
- Myślisz, że zapraszałbym Cię tutaj, gdybym sam był pewny czegokolwiek? Wiem tylko, że to zmierza w złym kierunku. I to, ile osób nas podsłucha, nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, bo tu i tak już wszyscy spiskują ze wszystkimi. Nie mogę uwierzyć, że spokój w Jaskini był tak bardzo kruchy, że wystarczyło odejście Matrony, żeby go załamać - Gniewomir westchnął, patrząc przez wejście, jak dwa przyjaźnie do siebie nastawione smoki pozwalają sobie na niezwykły gest zaufania względem siebie - dotykają ostrożnie i delikatnie nawzajem swoich ogonów. Tambernero odwrócił się na powrót do swojego starszego kolegi.
- Ty w ogóle co zamierzasz zrobić w tej sytuacji?
- Poczekać, aż kundle się same zagryzą. Masz rację; to anarchia. Bez moralnego kręgosłupa i praw to gniazdo skazane jest na upadek i przemianę w kłębowisko szczurów. - wziął w rękę emitujący ciszę przedmiot, jakby sprawdzał, czy działa, a potem dodał ciszej - Kiedy polegnie rycerz, ciało się grzebie z mieczem, ale zbroję i tarczę zabiera... o ile jest coś do zabrania, rzecz jasna. Mogą posłużyć komuś innemu, do kształtowania nowego wojownika, godnego tego dziedzictwa. Stal opuszcza Jaskinie; zabierzemy ze sobą tych, którzy maja jakąś wartość i zaczniemy od nowa, gdzie indziej, wolni od tej rewolucyjnej zarazy - potrząsnął głową. - Lecisz z nami, Gniewmorze?
- Vort... - urwał Gniewko, porażony myślą, która przyszła mu do głowy. Zaschło mu w ustach. - Czy Ty chcesz sam znaleźć nowego Patrona? Założyć nowe Gniazdo...? Dobrze Cię zrozumiałem?
- Najlepiej. Wiedziałem, że zrozumiesz szczere pragnienia. - Wojownik położył swoją potężną łapę na ramieniu Gniewka i spojrzał mu w oczy - Ja muszę tu zostać, dokończyć wszystkie sprawy, przygotować ludzi. Znajdziesz Patrona... dla nas? Dla swoich przyjaciół i dla bliskich, którzy zasługują na lepszą przyszłość?
- Vort... - Gniewko zbladł jak ściana. Athos z namaszczeniem wstał i nasłuchawiał ich rozmowy z największym skupieniem. - Vort, ja muszę stąd odlecieć jak najszybciej... Vera. One może czytać w moich myślach, bo może to Athos... Nie może się o tym dowiedzieć. - Gniewomir usiadł, bo nogi się pod nim poddawały, a nie chciał zrobić ze siebie przedstawienia. Athos wlewał mu myślami najprostsze, najbardziej podstawowe poczucie solidarności, jakie można odczuwać względem drugiej istoty. Było bardzo krzepiące, ale nie zmieniało gabarytu misji, jaką stary żołnierz postawił przed młodym. Tamberneo pozbierał się.
- Zrobię to. To trzeba zrobić. Musisz trzymać ode mnie z daleka Verę, dopóki nie odfrunę. I musisz opiekować się moją żoną... moją córką - Gniewomir schował głowę w dłonie. Drżały i zrobiły się zimne.
- Tak będzie - powiedział wielki wojownik uroczyście, kładąc ściśniętą w pięść prawą dłoń na sercu. - Bądź ostrożny, bracie. I pamiętaj... na nowe życie zasługują tylko wybrani. Te dzikusy nie mogą mieć dostępu do Patrona; boję się nawet gdybać, co pomyślałaby o nas tak szlachetna istota, gdyby musiała spojrzeć na to, co chcą zrobić te szalone baby.
- Boję się, Vortigen, że one wcale nie chcą Patrona. Wystarczą im same nasze Skrzydlate... A to już kiedyś okazało się błędem i Vanley Szczery mógłby Ci coś na ten temat powiedzieć. Szczęśliwie nie dożył dnia, kiedy modne na powrót staje się robienie ze smoków przydatnych zwierząt... - Gniewomir odłożył dłonie od twarzy i spojrzał na starszego Jeźdzca. - Uknułeś to z poprzednim Mówcą? Bo mam nieodparte wrażenie, że tak. On dał mi to - rzekł, pokazując sowi pierścień - a Ty dajesz mi zadanie, szczęśliwie nie owijając tak jak on w bawełnę.
- Nie. - Na poważnej twarzy brzydala pojawił się krzywy grymas, który na tej pobliźnionej paszczy musiał być czymś bliskim uśmiechowi. - Czasem po prostu powołanie przychodzi do człowieka w czas próby. Mówca na pewno to dostrzegł... - skrzywił się lekko, wymawiając tę nazwę - ...i docenił. Przynajmniej podjął jedną mądrą decyzję na koniec... - Uniósł brwi, jakby nagle coś sobie przypomniał - Wybacz, ale najważniejsza rzecz, jaką powiedziałeś, uszła bez właściwej reakcji! - Wyścignął ręce i serdecznie ścisnął dłonie Gniewka - Dobrych wiatrów dla twojego dziecka, bracie! Niech mu się szczęści... Mam nadzieję, że to nie ostatnie. Jaskinia jak nigdy potrzebuje ludzi wychowanych zgodnie z jakimiś zasadami! - roześmiał się, wypełniając "bańkę" swoim głosnym śmiechem, który bardziej przypominał chrapanie jakiegoś niedźwiedzia.
Gniewko uśmiechnął się do niego złośliwie a wesoło i wstał. Wziął się w garść.
- Już Cię miałem opieprzyć za to chrzanienie o powołaniu - zaczął - ale w obecnej sytuacji sensu Twoim słowom odmówić nie mogę. Dziękuję, bracie. Wyjdźmy polatać chwile, dałeś mi jeszcze więcej do myślenia, zamiast rozwiać moje wątpliwości. Spróbujmy się w powietrzu, a potem muszę jeszcze porozmawiać z Mirrą.

Zatem spróbowali się. A żaden nie chciał ustąpić drugiemu. Walka w powietrzu sprawiła, że załoga sterowca przestała się nudzić. Przerwała nawet rozładunek. Ludzie wiwatowali i krzykiem dopingowali smoka, na którego postawili. Musieli się jednak obejść smakiem, bo kolejny pojedynek Vortigena z Gniewomirem jak zwykle zakończył się niczego nierozstrzygającym remisem, choć Tambernero schodził z grzbietu Athosa spocony i na drżących ze zmęczenia nogach. Oba smoki, jako że ich ciała wytwarzały endorfiny w czasie każdego, nawet najkrótszego lotu, pomimo zmęczenia, dumnie prężyły muskuły przed sobą, jak również na użytek załogi sterowca.
Gniewomir pożegnał się ze starszym Jeźdźcem serdecznie. Athos stał na łapach tak długo, aż wielki zad Balsifa nie zniknął w korytarzu, z którego wcześniej wyłoniła się jego głowa. Potem granatowy smok zwalił się z nóg i zaczął wachlować się skrzydłami.
- By go sprało, nie? – westchnął Gniewomir, patrząc, jak jego smok zipie.
Athos nic na to nie odpowiedział, tylko podniósł łeb i zamknął paszczę. Gniewomir obrócił się.

Na płycie lotniska płonęły już magiczne i zwykłe światła, wskazujące dogodne miejsca do lądowania. Bursztynowe Góry udowadniały sensowność swojej nazwy, skąpane w promieniach zachodzącego słońca. A ku niemu na różowo fioletowym tle okraszonym diamentami gwiazd szła jego cudowna, jedyna Mirra. Z koszem piknikowym wypełnionym jedzeniem ściskanym w dłoniach…

Leżeli najedzeni w cieniu smoczego skrzydła, oparci plecami o ciepły i metodycznie unoszący się i opadający bok drzemiącego po sparingu Athosa. Mirra z głową opartą o lewą pierś Gniewka słuchała, jak bije serce jej męża. Od kilku lat uważała to za najcudowniejszy znany sobie dźwięk.
- Wiem, dlaczego musisz lecieć i rozumiem to. Ale martwi mnie to, co tu się stanie, kiedy Cię nie będzie.
- Trzymaj się Vortigena. Możesz się nawet do niego przeprowadzić.
- Co ludzie powiedzą? – zapytała, gładząc go po piersi.
- Nie dbam o to. Jeśli nasza misja się powiedzie, czeka nas mała przeprowadzka.
- Twoi towarzysze… można im ufać?
- Vort w czasie naszej potyczki przekazał mi, że wierzy w tych ludzi. – Gniewomir pociągnął z flaszki wina rozcieńczonego wodą. - Ale pewnie czeka nas długa i poważna rozmowa. Tak, jak i nas.
Mirra odsunęła się od niego, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
- Jesteś w ciąży – powiedział do niej Gniewko z całą swoją szorstką i głęboką miłością wymalowaną w ciemnych, orzechowych oczach.
- Zazwyczaj to kobiety mówią takie rzeczy swoim mężczyznom – wydukała Mirra, otępiała ze zdumienia i szczęścia. Gniewko porwał ją, zamknął w swoich ramionach i pocałował. Ilość emocji obudziła Athosa, który mlasnął dwa razy i oddał się na powrót drzemce. Chwila trwała bardzo długo. Niebo ozdabiały już miriady gwiazd, kiedy Mirra zaczęła zapinać Gniewkowi pomiętą koszulę. W sam czas, bo Athos uniósł łeb.
- Zbliżają się – Gniewomir powtórzył żonie słowo smoka.
- A Ty jesteś brudny, pomięty i zmęczony.
- Ale syty w każdym możliwym znaczeniu tego słowa – wyszeptał, głaszcząc delikatnie miękki policzek żony.
Mirra spojrzała na niego jak na kretyna.
- Masz do mnie wrócić – warknęła, dla żartu łapiąc go za nos. - Słyszysz? Rozkazuję Ci!
- Jestem Twój, pani... - wyszeptał miękko, przytulając ją do siebie. - Słucham i jestem posłuszny... - zapewnił, chowając nos w jej bujne, rude włosy i narkotyzując się ich znajomym, miętowym zapachem.
Athos wstał, żeby powitać pierwszych przybyłych na odprawę.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 11-06-2015 o 17:40.
Drahini jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172