Tak to już jest, ktoś musi odwalić czarną robotę. Na statku było jasno określone kto bierze się za naprawę gdy rura od kibla nawali i zaleje kilka pomieszczeń. Tutaj nie było przydziału i nikt nie chciał się zabrać do tej niezbyt przyjemnej roboty. Antonio był człowiekiem czynu i bez zbędnego gadania owinął ciała w koc i wyciągnął je na zewnątrz, do głównej hali. Później przysypał je czym się dało i co nie miało większego użytku. Na samym końcu zrobił prowizoryczny krzyż i ustawił go tak, by trzymał pozycję pionową. Następnie zamknął drzwi i postanowił ich już nie otwierać.
Później pijąc kawę przypomniał sobie swojego przyjaciela, Niemca Dietera. Stary dziadek, miał już na karku prawie 70 lat, ale uparciuch nie chciał iść na emeryturę i wciąż pływał. Mimo że umysł wciąż miał światły, to jednak ręce już były nie te. Wypadek w siłowni spowodował dotkliwe obrażenia, a oficer odpowiedzialny za pierwszą pomoc miał właśnie urodziny i swoje już wypił. Cała załoga bezskutecznie próbowała pomóc starcowi, ale nikt się na tym nie znał i biedak umarł. Po powrocie Antonio regularnie uczęszczał na kursy pierwszej pomocy, by taka sytuacja nie zdarzyła się nigdy więcej. Do następnego portu był prawie tydzień drogi, więc zamknęli biedaka w chłodni. Tym który tam zaniósł był właśnie Antonio. Rodzina w kocu zbyt przypominała mu zmarłego przyjaciela zamkniętego w chłodni między skrzynkami po warzywach, nie był w stanie wysiedzieć z nimi w jednym pomieszczeniu.