Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2015, 21:23   #18
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Tymczasem przy wejściu do mieszkania Tambernerów Gniewomir Tambernero II uśmiechnął się. Złym uśmiechem. Był zły. Nie na Athosa, bo to nie jego wina. Smok zazwyczaj "myślał" bezpośrednio do konkretnego umysłu. Gorzej było z umysłami, które dzieliło kiedyś jakieś silne uczucie zażyłości. A jego i Verę łączyło. Znał Verę jak zły pieniądz. Ba. Kiedyś nawet wydawało mu się, że ją kocha. Nadal ją szanował, ale ich utarczki słowne obrosły w legendy.
- Vero, jak miło Cię widzieć. Przyjęłaś już swoją poranną ofiarę z prawiczka? - zapytał na powitanie. - Ten mały nielot, o którym mówiłaś, to moja córka i prawdopodobnie odziedziczy po mnie honor dosiadania Athosa. Którego postanowiłaś znieważyć żartem tak niestosownym dla smoczego jeźdźca, że dziwię się, że w ogóle Twój smok chce z Tobą współpracować. Wolałabym, żebyś dwa razy więcej kpiła ze mnie, niż z mojego smoczego partnera, który niczym na to nie zasłużył.
Gniewomir rzucił szybkie spojrzenie pod ich nogi, po czym ruszył leniwym krokiem, obchodząc wolno ciemnoskórą kobietę. - Swoją drogą, to żeby zostać Mówcą nie trzeba czasem przemawiać w imieniu Prawdziwego? A! I jeszcze jedno - dodał ciszej, stając tuż za jej plecami i szepcąc słowa prawie na ucho: - Skoro tak stawiasz sprawę, niech będzie po Twojemu: na Twoim miejscu nie obrażałabym też mojej żony, biorąc pod uwagę, że zajmuje się leczeniem smoków... Oczywiście możesz dalej. Nie byłoby to pierwsze gówno, w które byś wdepnęła...
Mówiąc to, pchnął ją mocno biodrami tak, że musiałała postąpić krok w przód, żeby nie stracić równowagi. Wprost w wielką prawdopodobnie psią kupę, którą jakiś niefrasobliwy czworołapy rezydent Jaskini zostawił przed wejściem do jego mieszkania.
- Ah tak... nadal, jak widzę, nie nauczyłeś się mnie doceniać. - Vera zrobiła zgrabny piruet, stając znów twarzą do mężczyzny. Jej stopy bez wysiłku wykonały skomplikowany taniec, zręcznie omijając "pułapkę".
- Biedna, mała Mirra. Ciekawe czy wie, że jest tylko tłem, na którego nijakości wspaniałość Gniewomira może korzystnie błyszczeć? Bo w zestawieniu z każdą inną kobietą pan G. wypada nadzwyczaj blado i musi sobie leczyć kompleksy... - uśmiechnęła się szeroko, jakby prowadziła miłą rozmowę przy drinku, a nie wymianę morderczych szpili - Ale może zapatrzony w lusterko nie zauważyłeś, że czasy się zmieniają? Może nie jest nam wcale potrzebna cała ta hałastra darmozjadów i może wcale nie jest nam potrzebny stary, wyleniały gad, żeby istnieć? - postukała palcem w trzymane przez siebie papiery - Szkoda nie nie potrafisz dodać dwa do dwóch, kochany. Miałbyś wspaniałą rozrywkę czytając księgi rachunkowe Jaskini... brak smoka, skarbiec... może gdybyś wyjął głowę z tych wszystkich zmurszłaych ksiąg, pojąłbyś, że twoja córka nie chciałaby spędzać dzieciństwa w tym ponurym kamiennym grobowcu, tylko dlatego, że jej tatuś jest sentymentalnym głupcem...?
- Oj Vera, idź rób przeciąg gdzie indziej, bo mi fronton mieszkania pleśnią obrośnie od tego pieprzenia. Podzieliłaś się z Pierwszą tymi swoimi rewelacjami?
- Oczywiście! - w oczach kobiety błysnęły ogniki - I dlatego Kara wysyła cię daleko stąd. Nie tak daleko, jakbym chciała, ale zawsze coś. Masz być o północy na lądowisku. Lecisz z Agnisem. Pożegnaj się z córcią. Jak wrócisz... jeśli... to będzie tu zupełnie inny świat. A srebrne pierścionki bez gustu - wskazała palcem na sygnet z sową - ...będą tylko nieszkodliwymi pamiątkami po archaicznych, prymitywnych czasach. Powiedziałabym, że mi za to podziękujesz, ale raczej nie wierzę, że aż tak bardzo zmądrzejesz.
Tymczasem Gozreh powoli wślizgnął się do komnaty i rozglądał za kryjówką. Może i cienista postać ułatwiała się wtapianie w mroki jaskiń, ale nie czyniła niewidzialnym. Po chwili chowaniec przyczaił się i w milczeniu obserwował parę adwersarzy.
- To jest tak głupie, że aż mi się nie chce tego komentować. Bez Prawdziwych smoków bylibyśmy niczym. Zapomniałaś historii albo nigdy się jej tak naprawdę nie uczyłaś, a ja modlę się, żebym jednak nie dożył dnia, w którym spadnie na Ciebie to, że nie masz racji - syknął Gniewko. - Miałem Cię naprawdę za mądrzejszą. Upartą, zawistną, może nawet lekko szaloną w ten pozytywny, nakręcający świat sposób. Ale za mądrzejszą... Co się stało z naszymi ideałami, w które kiedyś wierzyłaś? Zaparłaś się ich w dniu, w którym powiedziałem Ci, że nie możemy być razem? - dodał jakby z żalem i odwrócił się, by odejść, wyglądając jednocześnie umysłem Athosa, żeby z nim porozmawiać.
- Dorosłam i przestałam wierzyć w bajki. Tobie też polecam. - Vera pokręciła głową, jakby za ostrymi słowami skrywała jakiś żal. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie rzuciła jeszcze:
- Lądowisko, północ. To rozkaz Pierwszej, więc nie myśl nawet o dezercji! - I jak fryga okręciła się na pięcie, zdecydowanym krokiem zmierzając w stronę korytarza, w którym stał Jarvis.
Nie uszła nawet pięciu kroków, kiedy z nieba nad nią po prostu spadł Athos. Wylądował ciężko przed nią na ugiętych łapach, zagradzając jej drogę. Po czym się wyprostował. Nic nie powiedział, nic więcej nie zrobił, tylko się na nią patrzył, świetliście fioletowymi oczami próbując przypomnieć jej te wszystkie dni i chwile, kiedy było inaczej i uświadomić wielkość i potęgę smoków swoim dostojeństwem. Potem po prostu przeszedł nad nią, podszedł do swojego ludzkiego towarzysza, pozwolił mu wejść na swój grzbiet i w dwóch potężnych machnięciach skrzydeł był już w powietrzu.
- Przepraszam - zahuczał w umyśle Gniewomira, a więc i pośrednio także Very. - Ona ukrywa się przede mną, jak uczniak, który coś przeskrobał.
- Wiem - odparł Gniewek również w myślach na użytek wspomnianej. - Nic się nie stało.
Obserwując to wydarzenie kocur parsknął pod nosem ni to po ludzku ni to po zwierzęcemu, po czym przybrał bardziej materialną postać i zastąpił drogę Verze, kłaniając się łbem.
- Przepraszam jeśli przeszkadzam, ale mój pan pyta czy masz czas na... rozmowę w kwestiach organizacyjnych.- wymruczał do kobiety.
- Ile słyszałeś? - Vera pochyliła się nad "kotem" poprawiając okulary. Nie wyglądało, jakby gniew jej się nadal trzymał; przeciwnie, jej mina była raczej zatroskana.
- Pojawiłem się w tej komnacie jak smok lądował.- wymruczał w odpowiedzi kocur w zamyśleniu drapiąc się końcem macki ze własnym uchem.- Chyba nic poważnego się nie stało?
- Jak to nie? To jest bardzo poważny materiał na mały, ale soczysty skandlik towarzyski, mój drogi! - ciemnoskóra roześmiała się i wyciągnęła rękę żeby "patnąć" bestię po głowie lekkim gestem i westchnęła z udawanym rozczarowaniem - Takie dyskretne stworzenia powinny bardziej doceniać siłę dobrze wymierzonej plotki... wszak ludzie nie pragną niczego bardziej, niż cudzych sekretów. Prawda, Jarvis? - rzuciła głosem gdzieś w przestrzeń, spodziewajac się, że zaklinacz ją słyszy.
- Nie jestem smokiem. Nie mam telepatycznych więzi. Mój pan nie widzi, ani nie słyszy tego co ja. - pomrukiwał kocio Gozreh z przyjemnością widoczną na pyszczku, gdy poddawał się pieszczocie dłoni Very.- Poza tym... stoi za daleko by słyszeć.
***
Słyszał ją za to Gniewko, ponieważ Athos przekazał jej całość rozmowy do tego momentu, potem byli już za daleko, zbliżając się do północnego lądowiska.
- Nie pożegnałeś się z Mirrą - dodał smok.
- Pożegnałem. Dziś przed wstaniem z łóżka. Zostanie jej po tym jak widać coś więcej poza malinką... - westchnął z rozżewnieniem. - Lećmy. Lećmy stąd na te misję, muszę zebrać myśli.
- Nie. Możemy wrócić w złych czasach. Poproszę ją, żeby przyszła na lądowisko - zahuczał Athos.
- Źle robię? Powinienem zostać i spróbować zaprowadzić porządek?
- Jak. Siłą? To żaden porządek. Argumentem? Nie posłuchają Cię. Różnią się między sobą. Muszą sami do tego dojść. Sami zrozumieć. Jaskinia żyje wolą Matrony. W naszej zapanowała anarchia. Kara pożałuje, jeśli nie klęknie przed nowym Patronem. Ten chaos ją pożre. Nie. To nie o jaskinię się martwię. Niepokoi mnie to, dlaczego Matrona odeszła, a jej Mówca twierdzi, że nadszedł dla niego niego czas walki.
- Athos. Muszę porozmawiać z Vortigenem. Do północy mamy dużo czasu. Zaproś jego i to wielkie stworzenie, na którym fruwa na sparing na to północne lądowisko.
- Przed, czy zanim zaproszę tam Mirrę?
- Przed.
Athos odpłynął na chwilę myślami od swojego człowieka. Lubił zwalistego Skrzydlatego Vortigena. On jeden mógł pretendować do odebrania mu tytułu najcięższego w Jaskini. Mierzenie się z nim było zawsze przyjemnością.
 
Drahini jest offline