Co noc Jamesa odwiedzał, a raczej napadał ten sam sen. Wracał brutalnie za nic sobie mając to że Glover najchętniej by go nie chciał w swojej głowie. Były to przeplecione obrazy tego jak niecnych i wypaczonych czynów się dopuścił nim świat do reszty nie zatonął w śniegu, były to też widoki ledwie idącej w śniegu Jess, które potem zmarła. Odwiedzała go i wypominała mu jego grzechy, a potem mimo jego próśb, lamentów i błagań zastawiała samego. Wtedy najczęściej się budził, przybity i przygnębiony, mający ochotę tylko na skończenie ze sobą, ale wiedział że Jess by tego nie pochwaliła. Nawet zza grobu miała na niego olbrzymi wpływ. Kiedy Alex go budziła mogła zobaczyć w jego oczach chwilowe przerażenie i łzę w kąciku oka. Coś co szybko znikło wytarte brudną rękawicą.
Sam James chwilę dochodził do siebie, ogarniając sytuację. Pierwszą rzeczą jaką zrobił to wygrzebał się najciszej jak mógł ze śpiwora, a potem z karabinem w ręku, wycelowanym w drzwi zastygł w bezruchu. Kiedy dźwięki zaczęły cichnąć rzucił szeptem. - Ja już się wyspałem, zostanę na warcie. Ktoś musiał iść za naszymi śladami, pewnie będzie czatował w okolicy.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |