Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2015, 22:37   #109
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
W kryjówce...

Fox wyszedł z kuchni niedługo po Gnedenko, z własną miską w ręku. Usiadł na krześle naprzeciwko Valerie, wkładając pełną łychę ubitych kartofli do ust, a zaraz potem następną.
- Smacznego - rzuciła kobieta nie odrywając oczu od holofonu.
- Przyniósłbym żarcie, Val, ale słyszałem, że KTOŚ nie dość, że jest dzisiaj kucharzem, to jeszcze ma zamiar być kelnerem! - Felix mówił głośno, tak by Hradetzky usłyszał, wypowiadając przy tym słowa wyraźnie prowokacyjnym tonem. Wsunął kolejną łychę do buzi, przez krótką chwilę przeżuwał, po czym znowu zwrócił się Shade:
- Wybierasz się gdzieś? - wskazał łyżką na holofon.
Valerie spojrzała w końcu na niego i pokiwała głową:
- Myślałam o tym by jeszcze teraz sprawdzić mieszkania pozostałych agentów. Oczywiście każdy mieszka w zupełnie innym kierunku. - Westchnęła - Nie wiem czy nie mają tu godziny policyjnej. Wolałabym nie wpaść na patrole. Chyba zacznę od Ivanienko. Mieszka na północ od tego lokalu. Potem jest Sorokin, na południe i wschód. Najdalej znajduje się mieszkanie Udinowa, na południu już prawie na granicy dzielnicy fabrycznej. - Pokazała mu zaznaczone na mapie punkty.
- Wiem, widziałem mapę - odparł Fox. - I tak nie ma tragedii, bo dwa mieszkania są dość blisko siebie. Stąd jednak to… ile, z kilometr? Coś koło tego pewnie. W kwestii godziny policyjnej, może nasze kobitki coś wiedzą. Spytaj pułkownikowej. Powinna się orientować w tych tematach - stwierdził snajper, wkładając następną porcję ziemniaczków do gęby.
- Porozmawiam z nią jak nakarmi przyjaciółkę i tak poczekam na powrót Witalija. - Stwierdziła zwiadowczyni. - Teraz chyba pójdę sobie wziąć coś do jedzenia, bo kelnerzy tutaj nie należą do obsługi pięciogwiazdkowej - dodała mrugnąwszy do Foxa żartobliwie i wstając z krzesła. - Na szczęście nie potrzebuję takiej obsługi.
- Taak… - Raver przytaknął towarzyszce, uśmiechając się do niej oczami. - Swoją drogą, ciekawe, czy Bojko coś kupił.
- Bardzo w to wątpię nawet gdyby trafił na jakiś otwarty sklep - Stwierdziła kobieta kierując się do kuchni. - To miast jest od jakiegoś czasu odcięte od dostaw z zewnątrz. Wykupienie sklepów, ze wszystkich przydatnych towarów, a zwłaszcza jedzenia, to pierwsza rzecz jaką robią ludzie w takiej sytuacji.
- Pierwsze pewnie opustoszały sklepy monopolowe… - mruknął Fox, gdy Valerie wchodziła już do kuchni.

Mniej więcej po pół godzinie od przybycia do kryjówki do rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Otwierat, milicja! - usłyszeli w komunikatorach ci, co mieli je założone. - Allah, job twaju mat, akbar.
Wpuszczony do mieszkania dowcipniś, ubrany na cebulkę w cywilne ciuchy nałożone na pancerz (bez hełmu, który zastąpiła kominiarka z pomponem) i kombinezon, szczękając zębami otrzepał ze śniegu buty i ściągnął je na zydlu w przedpokoju. Następnie pobiegł do wypatrzonego grzejnika, klękając przy nim i tuląc się do gorących żeber kaloryfera jak do piersi kochanki.
- Oooch - błogo westchnął.
- Gorąco - po pół minucie wstał i rozebrał się do spodni i swetra. Czarny, lekki lecz wyposażony w masę elektroniki pancerz bojowy spoczął sztywno pod ścianą w salonie obok podobnego wdzianka Shade, egzoszkieletu Kane’a oraz zoltanowego mecha. Prawie jak kolekcja rycerskich zbroi w jakimś pałacu.
- Żarcie - Witalij pociągnął nosem, kierując się do kuchni. - Niech wam bozia w dzieciach wynagrodzi.
Wstawił w czajniku wodę na czaj i jął nakładać sobie na talerz to co zostało jeszcze w garnku.
- Na mieście jest spokojnie - oznajmił. - Przeszedłem osiedlami półtora kilometra, nikt mnie nie kontrolował, godziny policyjnej na razie niet. Mijałem sklep, ale zamknięty, może rano otworzą.
Gdy Ukrainiec wszedł do kuchni Shade kończyła właśnie swoją porcję ziemniaków. Z pewnym wahaniem zabrała się do jej spożywania, ale ostatecznie jedzenie, choć dość prymitywne, okazało się całkiem dobre:
- Chciałabym sprawdzić jeszcze dziś mieszkania Iwanienko i Sorokin - Odezwała się do mężczyzny, który usiadł obok niej. - Trzeba zapytać Zoe o sytuację w mieście. Podejrzewam, że mogą mieć tutaj godzinę policyjną.
Witalij nie odpowiedział jej a tylko skinął głową. Odkładając planowanie na później na razie zajął się rozmową z Rosjankami.

***

Raver siedział na jednym z niezbyt wygodnych krzeseł i milczał, śledząc toczące się rozmowy za pomocą swojego tłumacza. Nie wyrażał przy tym emocji, lecz po jego głowie kołatało się wiele myśli. Negatywnych, trzeba dodać. Nie podobało mu się zachowanie Bojko i sprzeczności, które wychodziły na wierzch w rozmowie, a także ten cały dziwaczny pseudo-konflikt z Val. Nie podobała mu się postawa Zoe, która mimo iż była agentką pracującą dla tego samego pracodawcy, wcale nie ułatwiała grupie zadania. Nie podobało mu się, że Valerie i Kane dyskutowali o czymś szeptem w większości poza grupą, co bynajmniej nie wyglądało na jakieś rozmówki "łazienkowe", lecz kwestie związane z misją. Nawet milcząca gęba zwykle milczącego Roya wydawała się jakaś taka podejrzana, jakby sam się zastanawiał, co tu do cholery się dzieje. Cała ta absurdalna sytuacja mówiła więcej o zgraniu grupy niż było trzeba. Coś po prostu nie trybiło. Gdy więc Witalij zabrał Gnedenko na słowo do kuchni, Fox wcale nie pchał się za nim do tego ciasnego miejsca. Nalał sobie za to mały kieliszek wódki i prędko opróżnił jego zawartość, zapijając ją herbatą.
- Podszepciki, strzępki planów, chaotyczne rozmówki - odezwał się po angielsku do osób przebywających w pomieszczeniu, ewidentnie jednak, z racji na użyty język bez korzystania z tłumacza, kierując je jedynie do najemników. - To nie przypomina działania zespołowego, tylko jakąś losową zbieraninę, gdzie każdy sobie - skonstatował ponuro, pocierając czoło.
- Masz rację Fox. - Shade usiadła w opuszczonym przez Witalija fotelu i oparła się z ciężkim westchnieniem. - Zgrzyta między nami i pewnie jest w tym także sporo moje winy.
Raver popatrzył na Valerie przez chwilę, nie zaprzeczając, ani nie potwierdzając tego, co powiedziała.
- Sednem problemu jest według mnie brak koordynacji między pomysłami dowódcy a pomysłami reszty grupy. Działałem w różnych grupach, Wy z pewnością też. Nie znałem Vadera wcześniej, Val, ale wygląda na to, że on chce po wojskowemu. Może być i tak, ale trzeba to ustalić raz, a porządnie. Poza tym czas uprzątnąć tę kupę mułu związaną z obecnością cywilów. Nie znają angielskiego, a my mamy komunikatory. To daje nam swobodę, nie trzeba się za bardzo kryć. Zwłaszcza, że nie będziemy tutaj wiecznie.
- Po wojskowemu nie wyjdzie, bo nikt z nas nie jest żołnierzem. - Stwierdziła najemniczka. - Co zaś do znajomości angielskiego nie zakładaj niczego z góry. Ludzie zawsze potrafią nas zaskoczyć i to najczęściej w najgorszym momencie.
- No tak, być może nasi cywile to eksperci od konspiry, kto wie - odpowiedział Fox, wzruszając ramionami. - Niech sobie teraz słuchają, to nie są jakieś ściśle tajne informacje. Można i mówić szeptem, przez komunikatory. Ewentualnie naradzać się osobno. Ale nie każdy sobie, bo gówno z tego wyjdzie.
- O tym właśnie mówiliśmy z Kane'em, że musimy się wszyscy wspólnie naradzić co dalej. Zaplanować kolejne kroki i wytłumaczyć Witalijowi, że nie wyjdzie mu dyrygowanie nami jak sierżant swoim oddziałem. - Ostatnie zdanie dodała z lekko kpiącym uśmiechem.
- To normalne, że dowódca ma ostatnie słowo - stwierdził spokojnie Fox. - Gorzej, gdy wyskakuje z pomysłami niczym lisek z norki, a reszta jest tym zaskoczona. Może ma w tym swój cel, ale widać tu brak zgrania. Swoją drogą, Ty już z nim pracowałaś, Val, a nawet go poleciłaś, więc dziwię się, że styl dowodzenia budzi u Ciebie tak silny sprzeciw.
- Tak, pamiętam doskonale że go poleciłam, dlatego teraz czuję się odpowiedzialna… - Kobieta zawahała się milcząc przez chwilę, a potem dodała. - Wtedy wyglądało to trochę inaczej. Witali dowodził swoim oddziałem żołnierzy, ja byłam tylko doradcą. Radził sobie z nimi doskonale, nie pomyślałam, że fakt, że nie jesteśmy żołnierzami może stanowić problem. Trzeba mu uświadomić problem, bo inaczej możemy mieć poważne kłopoty.
- Tylko go nie wnerwiaj pomysłami z głosowaniem - Raver wyszczerzył pysk, pochylając się na krześle i splatając dłonie.
Valerie lekko się odprężyła i odpowiedziała mu uśmiechem:
- Chyba więc pozostawię tę rozmowę męskiej części naszej ekipy. Tak powinno być bezpieczniej…

Drzwi do kuchni skrzypnęły i w pokoju ponownie pojawiła się Zoe Gnedenko. Przetoczyła smętnym spojrzeniem po siedzących najemnikach.
- Gdzie Ninna? - Spytała gdy zobaczyła pusty fotel, na którym jeszcze przed chwilą siedziała jej przyjaciółka.
- W łazience - Odpowiedziała najemniczka.
Za panią pułkownikową pojawił się w drzwiach Witalij. Tym razem odezwał się po angielsku do najemników:
- Narada wojenna - oznajmił. - Niech ktoś zostanie i ma na oku kobitki, reszta do kuchni.
- Zostanę tutaj. - Odpowiedziała Shade zgodnie ze swoim wcześniejszym postanowieniem by to mężczyźni porozmawiali ze sobą.
- W kuchni ciasno. Zróbmy odwrotnie, albo kobiety niech idą do drugiego pokoju - zasugerował Fox.
- Idźcie odpocząć w drugim pokoju, drogie panie - zwrócił się Ukrainiec po rosyjsku do Rosjanek. - Musimy tu na spokojnie pogawarit.
Zwiadowczyni wstała i także ruszyła do sypialni. Zostawiła tam komunikator. Nie musiała brać udziału w tej rozmowie, była jednak ciekawa co powiedzą inni:
- Gdybyście zaplanowali warty obudźcie mnie na moją kolej. - Powiedziała po angielsku ruszając do drzwi.
- Ale… - Zoe chciała zaprotestować pokazując na drzwi łazienki.
- Szto ale? - westchnął Witalij.
- Nic. - Odparła cicho pułkownikowa biorąc przyniesione przez zwiadowczynię koce i ruszyła do drugiego pokoju.
 
__________________
Flying Jackalope

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 08-06-2015 o 22:55.
Cybvep jest offline