Wątek: "40. piętro"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2007, 15:49   #5
fleischman
Administrator
 
fleischman's Avatar
 
Reputacja: 1 fleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputacjęfleischman ma wspaniałą reputację
CLICK

Budzik wpadł w poranny szał.
Argrieve leżał z rękoma podłożonymi pod głowę z papierosem w zębach i głową w chmurach dymu, który wyglądał jakby kłębił się w rytm muzyki. Wsłuchiwał się w poranna melodię przyglądając się kształtom tańczącym nad jego głową.
Trzeci dzień bezsenności, 20 paczek papierosów puszczone z dymem. Ostatnie dźwięki muzyki z budzika rozbrzmiewały, papieros leniwie się dopalał, sekundy upływały przekształcając się w minuty.
Argie podniósł się z łóżka, rzucił niedopałek, a może raczej dopałek, bo filtr spalił się także prawie całkowicie, w kąt gdzie już były pozostałości papierosów z 20 wcześniejszych paczek.
Przedarł się przez stosy ubrań i opakowań po pizzy do łazienki. Spojrzał się w lustro

Prawie jak nowy.

Tym razem z mniejszymi problemami, bo już po przetartym szlaku, wrócił do swojego pokoju i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, jedyne co zobaczył to mleko. Podrapał się po głowie i zrezygnowany wypił resztkę mleka po czym puste opakowanie odstawił do lodówki.

Czas się ubrać, zapowiada się parszywy dzień. Znowu.

Podszedł do jednej z gór ubrań i zaczął wybierać losowe rzeczy. Czarne spodnie, niebieska podkoszulka i czerwona koszula w żółte paski.
Założył wszystko na siebie, wziął komórkę/budzik, słuchawki i wyszedł męcząc się z zamkiem i waląc kilkakrotnie w drzwi, żeby chciały się w końcu zamknąć. Winda była tradycyjnie zepsuta, więc ucieszył się na myśl o schodzeniu po schodach. Jedyne 20 pięter. Przeklął po cichu nazywając nieciekawie matki, ojców i babki producentów wind.

CLICK

Szedł przez miasto otoczony ludźmi, samochodami i wieżowcami. Zniecierpliwieni kierowcy trąbili na siebie a on kwitował to tylko zmęczonym spojrzeniem. Po drodze zaszedł do kawiarni, wypalił dwa papierosy (jednocześnie), wypił kawę, zjadł ciastko. Można było to nazwać śniadaniem. Nawet on musiał czasem cos zjeść.
Z komórka odtwarzała kolejne piosenki, kolejni mijani ludzie, kolejne sklepy, wieżowce i papierosy. Tak zwana szara codzienność.
Doszedł w końcu do miejsca swojej pracy po drodze kopiąc kilka szczekających na niego psów. Jak zwykle 25 minut marszu. Drzwi odsunęły się wydając cichy jęk. Spojrzał się z pogardą na portiera, spojrzał na zegarek, minuta przed czasem. Pracuje tutaj 3 dzień a już gościa nienawidzi.

Nie dość, że ta praca śmierdzi to jeszcze ten facet. Skąd się biorą tacy ludzie?

Wszedł do windy, przejrzał się oględnie w lustrze, poprawił nieład swoich krótkich włosów, wkasał podkoszulkę i zapiął koszulę. Ze skrzywioną miną wcisnął guzik z 60.

Im wyższe piętro, tym wyższa posada. Ta jasne. Dlaczego życie się tak na mnie uwzięło?

Przyglądał się ludziom którzy wsiadali i wysiadali na różnych piętrach tym samym, znudzonym wzrokiem. W końcu dojechał na ostatnie piętro. Wszedł do schowka, założył swoje niebieskie, robocze spodnie i czapeczkę z napisem „czystość to życie”.
Spojrzał pod nogi na swoją pracę. Jak zwykle ktoś zapomniał wytrzeć butów, pieprzony zarząd. Uważają się za władców miasta a w gówno jak wchodzili tak wchodzą. Zaklął cicho pod nosem.
Kolejny pieprzony dzień. Coś dla odmiany mogłoby się wydarzyć.
Po czym wziął się za zdrapywanie plam z podłogi.
 
fleischman jest offline