Nigdy nie planował, że w pogoni za kobietą dołączy do większej grupy. Nie żeby to przeszkadzało, i łatwiej, i bezpieczniej się wtedy podróżuje.
Szczególnie że mordy wydają się być w porządku. Maria, która prawdopodobnie poznała każdego tatuażystę w Detroit. Malcolm i Roger to dwóch przystojniaków z gadką, którzy mają na szczęście sporo umiejętności, a nie tylko charyzmę. Charyzmę ma również James, choć w jego przypadku kojarzy się ona z facetem, który w każdej chwili jest gotów podejść do jakiegoś zabijaki, dać mu w pysk i zabrać jego kobietę, po czym zażądać rekompensaty, bo była kiepska. Inna sprawa, że urocza June pewnie przestałaby wtedy być urocza i poszczuła go psem.
Porządne mordy.
No i on, który stał sobie spokojnie, oparty o ścianę, i żuł kawałek suszonego mięsa. Po kilku latach jedzenia tej podeszwy człowiek w końcu wyrabia sobie apetyt.
W trakcie tej beztroskiej czynności coś przykuło jego uwagę. Zmrużył nieco oczy, spoglądając w horyzont.
- Drodzy.
Black podniósł się, ze zmarszczonymi brwiami popatrzył jeszcze raz w stronę horyzontu, po czym zaczął powoli zdejmować kuszę z pleców. Wolną ręką wskazał w stronę nadjeżdżających.
- Szóstka na motorach.
Przeklnął w myślach.
Jakby nie można było po prostu posiedzieć chwilę w spokoju, z dala od tego typu sytuacji.
- Nie doskwiera nam nadmiar amunicji, także moglibyśmy się przyczaić i przeczekać...no albo przyczaić i przygotować. - uśmiechnął się smutno -
Bądź co bądź, szybka decyzja. W takim tempie będą tu niedługo, za jakieś dwie minuty. A zauważą pewnie i wcześniej.
Zakończył grymasem, który kojarzył się ze zniecierpliwieniem i zmęczeniem. Zmęczeniem kłodami, które życie ciska ludziom pod nogi. Niepotrzebnie i bez sensu.
Jakby nie można było po prostu posiedzieć...