10-06-2015, 19:50
|
#88 |
| Czwarta doba misji Obóz wojenny koboldów (nieznana lokacja) wczesne popołudnie, 15 Tarsakh Roku Orczej Wiosny Najemnicy radzili sobie całkiem nieźle - drobne ciała koboldów nie mogły oprzeć się mocarnym ciosom ludzkich mieczy, sejmitarów i włóczni. Jednak gadów było zbyt wiele i mimo że stos trupów przed walczącą w środku obozu czwórką rósł, to równocześnie malały też siły atakujących. Liczne drobne rany krwawiły, a ręce słabły. Po bokach Gaspar i Deithwen wspierali główną grupę jak mogli; strzały Sinary były zabójczo precyzyjne (nawet Kainowi raz czy dwa udało się zranić przeciwnika bełtem z kuszy), lecz mimo to powoli, powolutku szale przechylały się na korzyść obrońców obozowiska. - Budzą się! - wrzasnęła Sinara by przekrzyczeć zgiełk walki. Faktycznie, unieszkodliwione przez czarodzieja i Gergo koboldy w końcu odzyskiwały świadomość. Rada Marva by brać nogi za pas wydawała się bardziej niż słuszna. Kain zamachał rękami raz i drugi wyczarowując wielkie plamy tłustej mazi. Co prawda na nierównym leśnym terenie nie dawały one takiego efektu jak na gładkim bruku Silverymoon, ale i tak zdezorientowane koboldy wykładały się na nich jak długie. Ukrytym w krzakach najmitom udało się dołączyć do głównej grupy. W najgorszej sytuacji był Deithwen - li tylko i z Eris przeciw sporej grupce zdolnych do walki koboldów. Naraz za najemnikami, od strony portalu rozległ się szelest gałęzi, jak gdyby przedzierały się przez nie jakieś duże stworzenia i z krzaków wyprysnęły dwa wilki, z łatwością przeskakując prymitywną barykadę. Ale jakie wilki! Wysokością w kłębie dorównywały Marvowi czy Evanowi, a długością dwukrotnie przewyższały Eris. Nie zwracając uwagi na ludzi bestie rzuciły się na koboldy, z łatwością miażdżąc ich kruche kości potężnymi szczękami i odrzucając na bok drgające ciała jakby to były szmaciane lalki. Gady w panice rozpierzchły się między namiotami, próbując chować się w nich lub umknąć w las. Najemnicy mieli okazję wycofać się… lub dokończyć dzieła. |
| |