Bydłokrad nie udzielał się podczas wstępnej wymiany zdań i uprzejmości między kompanami, a ludźmi mytnika. I wyglądał jakby do jakiegokolwiek udzielania się w którymkolwiek z powyższych w najmniejszym stopniu się nie nadawał. Tępym wzrokiem wpatrywał się w wychodek stojący na dziedzińcu mytniczego domu opłat i gibał lekko na nogach. Zupełnie jakby serwowane w thalowym kuflu piwo zaszkodziło mu wbrew swojej sikaczowej naturze. Albo jakby iście to co w tym kuflu było miało więcej niż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać wspólnego z zalegającą pod karczmą fosą obronną.
Odezwał się dopiero na widok halabard, których ostrza nabrały zdecydowanie nieprzyjaznych kierunków. - Panie Hoffert… - powiedział słabowitym i proszącym głosem. Widać było, że chciał coś więcej powiedzieć, ale nim zdążył to uczynić, zgiął się w pół i rozkasłał boleśnie wydając z gardła nieprzyjemnie suchotnicze dźwięki, oraz bryzę śliny i czegoś bliżej niezidentyfikowanego. Czegoś co tylko niedawni patroni thalowego kufla mieli szansę rozpoznać jako przeżuty seler z jajecznicy. Nieomieszkał przy tym przytrzymać się jednej z wymierzonych w swój tors halabard i bliżej zapoznać jej właściciela z wodnistą treścią kaszlu - … dobry panie Hoffert. Wróćmy do Grenzstadt… Oni nas nie puszczą. Każą tu siedzieć póki się nie wyjaśni… A mnie ten mór wykończy...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |