Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2015, 23:35   #111
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
This War of Mine


Valerie, Kane, Roy

Godzina 6:02 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Aleksieja Ivanienko
Norylsk, Rosja


Wyruszyli trochę po piątej nad ranem, gdy niebo nad Norylskiem nie zdradzało nawet śladu nadchodzącego dnia i nie miało pokazać jeszcze przez długie godziny. Witalij i Fox wyszli chwilę przed nimi. Mieli dalej, a pokazywanie się razem nikomu nie było teraz na rękę. W narzuconych na kamuflujące stroje ciuchach mających udawać lokalne - żadne z nich nie miało całego kompletu, nawet po znalezieniu starego kożucha w mieszkaniu uchodzącym za ich obecną kryjówkę - wkroczyli na odśnieżany właśnie przez służby miejskie chodnik. Mieli do przebycia dwa kilometry, niedużo nawet pomimo siarczystego mrozu i paskudnego wiatru, który atakował mocnymi zrywami, przenikając aż do kości. Na szczęście tunele między zaspami hamowały jego zapędy, w dużej mierze osłaniając ich również od drogi, po której kilka razy przejechały samochody zbyt mocno przypominające wojskowe, aby wejść im w drogę. Cywilnych aut jeździło bardzo mało, częściej spotykało się autobusy. Spacerowiczów nie było prawie wcale. Ludzie udawali się najdalej na przystanek, a z niego do mieszkań.

Aleksiej Kostantynowicz Ivanienko był człowiekiem jak na warunki Norylska dostatnim, lecz miał zakaz opuszczania tego miejsca. Intel dostarczony przez Sato wskazywał to jako główny powód podjęcia się współpracy z Miracle. Mężczyzna miał czterdzieści pięć lat, według danych nie miał żony ani dzieci; oficjalnie w każdym razie, bowiem raport stwierdzał, że nie stronił od kobiet. Zdjęcie przedstawiało człowieka o surowej, szerokiej twarzy, gładko ogolonego i łysiejącego. Nie było całej sylwetki, lecz podejrzenie, że tusza mogła podkreślać jego status, było więcej niż prawdopodobne. Pracował jako dyrektor, od wielu lat w tej samej fabryce na zachodzie od miasta, produkującej zaawansowane mechanizmy i odlewy, także te z metali rzadkich.

Droga do jego domu prowadziła po prostej, wzdłuż samego krańca miasta. Po lewej mieli dzielnicę mieszkalną z jej ogromnymi blokami, po prawej niemal pustkowie. Po drugiej stronie ulicy stały już znacznie niższe budowle, zwykle sprawiające wrażenie magazynów lub małych zakładów przemysłowych, z rzadka poprzetykanych budynkami mieszkalnymi. Graniczna ulica skręciła i po następnych stu metrach znaleźli się w bezpośredniej okolicy, w której miał mieszkać Ivanienko. To była ta dobra wiadomość.
Istniała też zła.

Jako człowiek w miarę majętny, dorobił się własnego domu, podobnie jak spora ilość innych mu podobnych. Teraz te piętrowe, solidne budynki stały obok siebie, niczym podmiejska dzielnica zwykłego miasta. Nieduże podwórza - kto chciałby w tych warunkach przebywać często na zewnątrz - otoczone były żelaznymi lub murowanymi ogrodzeniami. Dwie długie na kilkaset metrów uliczki były odśnieżone oraz dobrze oświetlone. Na wjazdach, po obu stronach, najemnicy z łatwością dostrzegli posterunki wojskowe. Bunkropodobne, wysokie na jedno piętro budowle przypominały ten zdobyty przez nich na granicy, były jedynie odrobinę mniejsze i nie miały przybudówki. Na piętrze widać było żołnierza w mundurze, oddzielonego od mrozu niedużymi oknami. Jeden z tych budynków był zaledwie pięćdziesiąt metrów od domu ich celu.
Ivanienko mieszkał w dwupiętrowym, klockowatym budynku z dużym tarasem, pod którym mieścił się garaż. W jednym z okien paliło się słabe światło, a podjazd był odśnieżony.


Witalij, Felix

Godzina 6:21 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Dymitra Udinova
Norylsk, Rosja


Opuścili kryjówkę jako pierwsi, wychodząc na ulicę w "lokalnych" ciuchach. Mróz zaatakował z pełną siłą, bardziej wyrazisty po wyjściu z ciepłego mieszkania. Było oczywiście zupełnie ciemno, na niebie, przez grubą warstwę smogu, nie przebijały się nawet gwiazdy. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Służby miejskie zaczynały odśnieżać, chociaż porywiste podmuchy lodowego wiatru ciągle nasypywały nowego śniegu, przez co praca ta była wręcz syzyfowa. Autobusy już jeździły i mogliby nawet z jakiegoś skorzystać. Nie zajęło wiele przestudiowanie mapki i rozkładu na jednym z przystanków. Komunikacja rozwoziła tu ludzi w każde istotne miejsce i według materiałów o Norylsku, była darmowa. Do celu mieli trzy kilometry. Część drogi mogli pokonać z wykorzystaniem ogrzewanych pojazdów. Jak się okazało, maksymalnie do końca gęsto zamieszkanej części mieszkalnej miasta.

Dymitr Udinov nie był zamożnym człowiekiem, delikatnie mówiąc. Widać to było nawet z chudej twarzy, na posiadanym przez najemników zdjęciu wciąż młodej. Teraz miał mieć trzydzieści cztery lata i od kilkunastu pracować w kopalni metali rzadkich. Na najgorszych zmianach, za najmniejszą wypłatę. Cokolwiek przeskrobał, aby na to zasłużyć, Miracle nie dogrzebało się do tej informacji, a on sam najwyraźniej rekruterowi się nie przyznał. Za to znana była informacja o śmierci jego żony pięć lat wcześniej. Umarła na jakąś chorobę, najpewniej wyleczalną w bardziej cywilizowanych rejonach świata. Dzieci nie miał, a teraz mieszkał w dzielnicy magazynowo-fabrycznej. W czymś bardziej przypominającym baraki niż domy.

Gdy kończyły się bloki mieszkalne, na południe prowadziły zaledwie dwie odśnieżone drogi. Jedną, bardziej na wschód, pokonywali minionego wieczora w przeciwną stronę. Druga, usypana na przełaj przez jedno z tutejszych jezior, prowadziła przez lodową pustynię. Dzięki dobremu oświetleniu, płaskiemu terenowi i niczym nie ograniczonej widoczności, przy pomocy przyrządów powiększających obraz, dostrzegli po drugiej stronie wóz bojowy piechoty i uzbrojonych ludzi, którzy pozwalali sobie zatrzymywać pojazdy. Droga tamtędy raczej odpadała.
Trasa pokonana wcześniej rokowała większe nadzieje. Ciągle poruszały się nią ciężarówki, ale jakby w mniejszej liczbie. Jechały na południe i tam rozjeżdżały w różnych kierunkach.
Niestety nie przewidziano tu opcji pieszych wędrówek i należało iść jezdnią. Dotarli do starej stacji kolejowej, na której zaledwie jeden tor w miarę odśnieżono, ale żadnych pociągów ani ludzi nie widzieli. Na północ mieli według mapy posterunek wojskowy, na południe przewężenie, wyraźnie oddzieloną dzielnicę fabryczną. Tam też się skierowali.

Wydawało się, że pójdzie gładko, kiedy mniej więcej pięćset metrów przed dotarciem do celu usłyszeli warkot kolejnej ciężarówki, tym razem nadjeżdżającej od południa. Zeszli na bok, korzystając z wierzchnich ciuchów jako osłony przed przyciągnięciem niepożądanej uwagi. Pojazd był podobny do tego, który wykorzystali sami. Ciężki kamaz orał kołami brudny śnieg. Oświetliły ich jego światła i kiedy miało się wydawać, że już przejedzie, zatrzymał się nagle. Otworzyły się drzwi pasażera i wyskoczył z nich uzbrojony w karabin facet. Wskazał na obleczoną grubą plandeką pakę.
- Robotników trzeba, wsiadać! - powiedział po rosyjsku, ale z obcym akcentem. - No jazda, płacimy!
Ruch lufy karabinu sugerował, że nie do końca była to prośba lub propozycja. Ta ostatnia ewentualnie mogła być, ale z gatunku tych nie do odrzucenia.


Zoe, Zoltan

Godzina 7:07 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
"Kryjówka", Norylsk, Rosja


Pozostawanie w kryjówce, w pewnym sensie będącej aresztem domowym dla trzech kobiet, miało swoje zalety. Nawet ktoś komu nie brakowało na życie, jak Zoe, doceniał bliskość kotłowni i paradoksalnie - innych kobiecy ciał, grzejących ją na szerokim łóżku w ciepłej sypialni. Małe okna i umiejscowienie pod ziemią dawało tu temperaturę rzadko osiąganą gdzie indziej w tym mieście. Podobne odczucia mógł mieć i Zoltan, wyglądający przez małe przysufitowe okno na podwórze, gdzie kręciło się już trochę ludzi. Nudził się, fakt, ale nudził się w cieple, w przeciwieństwie do przemierzających miasto kompanów.

Kiedy Gnedenko i Sorokin obudziły się, najemników nie było już niemal od dwóch godzin. Landis nadal spała jak małe dziecko, wcześniej do późna w nocy przekręcając się z boku na bok. Ciągle prawie nic nie mówiła, ale sen mógł jej pomóc. Helena wydawała się spokojniejsza i wpuściła Zoe pierwszą do łazienki, podając jej kilka męskich ubrań.
- Nie ma damskich, ale ktoś pozostawił tu pół szafy. Lepsze niż te z trupów.
Sama z nich skorzystała, ubierając za długie spodnie, które podwinęła i gruby ciemnoczerwony sweter z golfem. Przysiadła się do Hradetzkiego z kubkiem podłej, ale gorącej herbaty, wygrzebanej z jakiejś szafki.
- Przepraszam za humory z wczoraj - zagadnęła, nie mając pełnej świadomości, że mężczyzna nie mówi w jej języku i musi korzystać z tłumacza. Podwinęła nogi pod brodę, przez jakiś czas patrząc się przed siebie. Wreszcie uśmiechnęła się słabo i spojrzała na mężczyznę. - Wąs jest już niemodny, nawet tutaj na końcu świata - powiedziała tonem, w którym słychać było odrobinę wesołości.

Zoe mogła dokładniej przyjrzeć się sobie, mając świadomość, że boli ją prawie każdy fragment ciała, a nie miała żadnych proszków przeciwbólowych. Szafeczka przy lustrze zawierała zaledwie stary bandaż i wodę utlenioną, mało pomocne w obecnej sytuacji, gdzie siniaki mieniły się kolorami tęczy. W pokazywaniu ich pomagała natura Norylska. Teoretycznie był bowiem dzień, a na zewnątrz ciągle było ciemno niczym w nocy. Żółte światło z żarówek potrafiło przykryć te niedogodności, ale nie tak dobrze jak potrafiła to zrobić w swoim mieszkaniu, przy użyciu kobiecego arsenału upiększającego. Z drugiej strony, przemagając ból, mogła funkcjonować. Jakoś.

Wyszła właśnie z łazienki, gdy do drzwi niespodziewanie ktoś zaczął się dobijać.
- Panie Arsenko? Panie Arsenko! Widziałam światło! - kobiecy, głośny, nachalny głos obudził prawdopodobnie i Ninnę. Ciężki, tutejszy akcent, przekręcający słowa na tyle, że tłumacz wydawał się ledwo sobie z tym radzić. - Panie Arsenko, myślelim my, że już pan na dobre wyjechał!


 
Sekal jest offline