Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2015, 23:35   #111
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
This War of Mine


Valerie, Kane, Roy

Godzina 6:02 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Aleksieja Ivanienko
Norylsk, Rosja


Wyruszyli trochę po piątej nad ranem, gdy niebo nad Norylskiem nie zdradzało nawet śladu nadchodzącego dnia i nie miało pokazać jeszcze przez długie godziny. Witalij i Fox wyszli chwilę przed nimi. Mieli dalej, a pokazywanie się razem nikomu nie było teraz na rękę. W narzuconych na kamuflujące stroje ciuchach mających udawać lokalne - żadne z nich nie miało całego kompletu, nawet po znalezieniu starego kożucha w mieszkaniu uchodzącym za ich obecną kryjówkę - wkroczyli na odśnieżany właśnie przez służby miejskie chodnik. Mieli do przebycia dwa kilometry, niedużo nawet pomimo siarczystego mrozu i paskudnego wiatru, który atakował mocnymi zrywami, przenikając aż do kości. Na szczęście tunele między zaspami hamowały jego zapędy, w dużej mierze osłaniając ich również od drogi, po której kilka razy przejechały samochody zbyt mocno przypominające wojskowe, aby wejść im w drogę. Cywilnych aut jeździło bardzo mało, częściej spotykało się autobusy. Spacerowiczów nie było prawie wcale. Ludzie udawali się najdalej na przystanek, a z niego do mieszkań.

Aleksiej Kostantynowicz Ivanienko był człowiekiem jak na warunki Norylska dostatnim, lecz miał zakaz opuszczania tego miejsca. Intel dostarczony przez Sato wskazywał to jako główny powód podjęcia się współpracy z Miracle. Mężczyzna miał czterdzieści pięć lat, według danych nie miał żony ani dzieci; oficjalnie w każdym razie, bowiem raport stwierdzał, że nie stronił od kobiet. Zdjęcie przedstawiało człowieka o surowej, szerokiej twarzy, gładko ogolonego i łysiejącego. Nie było całej sylwetki, lecz podejrzenie, że tusza mogła podkreślać jego status, było więcej niż prawdopodobne. Pracował jako dyrektor, od wielu lat w tej samej fabryce na zachodzie od miasta, produkującej zaawansowane mechanizmy i odlewy, także te z metali rzadkich.

Droga do jego domu prowadziła po prostej, wzdłuż samego krańca miasta. Po lewej mieli dzielnicę mieszkalną z jej ogromnymi blokami, po prawej niemal pustkowie. Po drugiej stronie ulicy stały już znacznie niższe budowle, zwykle sprawiające wrażenie magazynów lub małych zakładów przemysłowych, z rzadka poprzetykanych budynkami mieszkalnymi. Graniczna ulica skręciła i po następnych stu metrach znaleźli się w bezpośredniej okolicy, w której miał mieszkać Ivanienko. To była ta dobra wiadomość.
Istniała też zła.

Jako człowiek w miarę majętny, dorobił się własnego domu, podobnie jak spora ilość innych mu podobnych. Teraz te piętrowe, solidne budynki stały obok siebie, niczym podmiejska dzielnica zwykłego miasta. Nieduże podwórza - kto chciałby w tych warunkach przebywać często na zewnątrz - otoczone były żelaznymi lub murowanymi ogrodzeniami. Dwie długie na kilkaset metrów uliczki były odśnieżone oraz dobrze oświetlone. Na wjazdach, po obu stronach, najemnicy z łatwością dostrzegli posterunki wojskowe. Bunkropodobne, wysokie na jedno piętro budowle przypominały ten zdobyty przez nich na granicy, były jedynie odrobinę mniejsze i nie miały przybudówki. Na piętrze widać było żołnierza w mundurze, oddzielonego od mrozu niedużymi oknami. Jeden z tych budynków był zaledwie pięćdziesiąt metrów od domu ich celu.
Ivanienko mieszkał w dwupiętrowym, klockowatym budynku z dużym tarasem, pod którym mieścił się garaż. W jednym z okien paliło się słabe światło, a podjazd był odśnieżony.


Witalij, Felix

Godzina 6:21 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Dymitra Udinova
Norylsk, Rosja


Opuścili kryjówkę jako pierwsi, wychodząc na ulicę w "lokalnych" ciuchach. Mróz zaatakował z pełną siłą, bardziej wyrazisty po wyjściu z ciepłego mieszkania. Było oczywiście zupełnie ciemno, na niebie, przez grubą warstwę smogu, nie przebijały się nawet gwiazdy. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Służby miejskie zaczynały odśnieżać, chociaż porywiste podmuchy lodowego wiatru ciągle nasypywały nowego śniegu, przez co praca ta była wręcz syzyfowa. Autobusy już jeździły i mogliby nawet z jakiegoś skorzystać. Nie zajęło wiele przestudiowanie mapki i rozkładu na jednym z przystanków. Komunikacja rozwoziła tu ludzi w każde istotne miejsce i według materiałów o Norylsku, była darmowa. Do celu mieli trzy kilometry. Część drogi mogli pokonać z wykorzystaniem ogrzewanych pojazdów. Jak się okazało, maksymalnie do końca gęsto zamieszkanej części mieszkalnej miasta.

Dymitr Udinov nie był zamożnym człowiekiem, delikatnie mówiąc. Widać to było nawet z chudej twarzy, na posiadanym przez najemników zdjęciu wciąż młodej. Teraz miał mieć trzydzieści cztery lata i od kilkunastu pracować w kopalni metali rzadkich. Na najgorszych zmianach, za najmniejszą wypłatę. Cokolwiek przeskrobał, aby na to zasłużyć, Miracle nie dogrzebało się do tej informacji, a on sam najwyraźniej rekruterowi się nie przyznał. Za to znana była informacja o śmierci jego żony pięć lat wcześniej. Umarła na jakąś chorobę, najpewniej wyleczalną w bardziej cywilizowanych rejonach świata. Dzieci nie miał, a teraz mieszkał w dzielnicy magazynowo-fabrycznej. W czymś bardziej przypominającym baraki niż domy.

Gdy kończyły się bloki mieszkalne, na południe prowadziły zaledwie dwie odśnieżone drogi. Jedną, bardziej na wschód, pokonywali minionego wieczora w przeciwną stronę. Druga, usypana na przełaj przez jedno z tutejszych jezior, prowadziła przez lodową pustynię. Dzięki dobremu oświetleniu, płaskiemu terenowi i niczym nie ograniczonej widoczności, przy pomocy przyrządów powiększających obraz, dostrzegli po drugiej stronie wóz bojowy piechoty i uzbrojonych ludzi, którzy pozwalali sobie zatrzymywać pojazdy. Droga tamtędy raczej odpadała.
Trasa pokonana wcześniej rokowała większe nadzieje. Ciągle poruszały się nią ciężarówki, ale jakby w mniejszej liczbie. Jechały na południe i tam rozjeżdżały w różnych kierunkach.
Niestety nie przewidziano tu opcji pieszych wędrówek i należało iść jezdnią. Dotarli do starej stacji kolejowej, na której zaledwie jeden tor w miarę odśnieżono, ale żadnych pociągów ani ludzi nie widzieli. Na północ mieli według mapy posterunek wojskowy, na południe przewężenie, wyraźnie oddzieloną dzielnicę fabryczną. Tam też się skierowali.

Wydawało się, że pójdzie gładko, kiedy mniej więcej pięćset metrów przed dotarciem do celu usłyszeli warkot kolejnej ciężarówki, tym razem nadjeżdżającej od południa. Zeszli na bok, korzystając z wierzchnich ciuchów jako osłony przed przyciągnięciem niepożądanej uwagi. Pojazd był podobny do tego, który wykorzystali sami. Ciężki kamaz orał kołami brudny śnieg. Oświetliły ich jego światła i kiedy miało się wydawać, że już przejedzie, zatrzymał się nagle. Otworzyły się drzwi pasażera i wyskoczył z nich uzbrojony w karabin facet. Wskazał na obleczoną grubą plandeką pakę.
- Robotników trzeba, wsiadać! - powiedział po rosyjsku, ale z obcym akcentem. - No jazda, płacimy!
Ruch lufy karabinu sugerował, że nie do końca była to prośba lub propozycja. Ta ostatnia ewentualnie mogła być, ale z gatunku tych nie do odrzucenia.


Zoe, Zoltan

Godzina 7:07 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
"Kryjówka", Norylsk, Rosja


Pozostawanie w kryjówce, w pewnym sensie będącej aresztem domowym dla trzech kobiet, miało swoje zalety. Nawet ktoś komu nie brakowało na życie, jak Zoe, doceniał bliskość kotłowni i paradoksalnie - innych kobiecy ciał, grzejących ją na szerokim łóżku w ciepłej sypialni. Małe okna i umiejscowienie pod ziemią dawało tu temperaturę rzadko osiąganą gdzie indziej w tym mieście. Podobne odczucia mógł mieć i Zoltan, wyglądający przez małe przysufitowe okno na podwórze, gdzie kręciło się już trochę ludzi. Nudził się, fakt, ale nudził się w cieple, w przeciwieństwie do przemierzających miasto kompanów.

Kiedy Gnedenko i Sorokin obudziły się, najemników nie było już niemal od dwóch godzin. Landis nadal spała jak małe dziecko, wcześniej do późna w nocy przekręcając się z boku na bok. Ciągle prawie nic nie mówiła, ale sen mógł jej pomóc. Helena wydawała się spokojniejsza i wpuściła Zoe pierwszą do łazienki, podając jej kilka męskich ubrań.
- Nie ma damskich, ale ktoś pozostawił tu pół szafy. Lepsze niż te z trupów.
Sama z nich skorzystała, ubierając za długie spodnie, które podwinęła i gruby ciemnoczerwony sweter z golfem. Przysiadła się do Hradetzkiego z kubkiem podłej, ale gorącej herbaty, wygrzebanej z jakiejś szafki.
- Przepraszam za humory z wczoraj - zagadnęła, nie mając pełnej świadomości, że mężczyzna nie mówi w jej języku i musi korzystać z tłumacza. Podwinęła nogi pod brodę, przez jakiś czas patrząc się przed siebie. Wreszcie uśmiechnęła się słabo i spojrzała na mężczyznę. - Wąs jest już niemodny, nawet tutaj na końcu świata - powiedziała tonem, w którym słychać było odrobinę wesołości.

Zoe mogła dokładniej przyjrzeć się sobie, mając świadomość, że boli ją prawie każdy fragment ciała, a nie miała żadnych proszków przeciwbólowych. Szafeczka przy lustrze zawierała zaledwie stary bandaż i wodę utlenioną, mało pomocne w obecnej sytuacji, gdzie siniaki mieniły się kolorami tęczy. W pokazywaniu ich pomagała natura Norylska. Teoretycznie był bowiem dzień, a na zewnątrz ciągle było ciemno niczym w nocy. Żółte światło z żarówek potrafiło przykryć te niedogodności, ale nie tak dobrze jak potrafiła to zrobić w swoim mieszkaniu, przy użyciu kobiecego arsenału upiększającego. Z drugiej strony, przemagając ból, mogła funkcjonować. Jakoś.

Wyszła właśnie z łazienki, gdy do drzwi niespodziewanie ktoś zaczął się dobijać.
- Panie Arsenko? Panie Arsenko! Widziałam światło! - kobiecy, głośny, nachalny głos obudził prawdopodobnie i Ninnę. Ciężki, tutejszy akcent, przekręcający słowa na tyle, że tłumacz wydawał się ledwo sobie z tym radzić. - Panie Arsenko, myślelim my, że już pan na dobre wyjechał!


 
Sekal jest offline  
Stary 13-06-2015, 10:57   #112
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy tylko najemnicy wyszli, Zoltan podłączył się światłowodowym przewodem do pancerza i uruchomił zasilanie elektroniki. Synchronizacja urządzenia sterującego Puszkinem z systemem kontrolnym Gatora wymagała małego update'u elektroniki tego drugiego. Sprawdził, czy awaryjny backup jest dobry, po czym połączył oba urządzenia i zgrał aplikację sterującą robotem z holofonu. Wyświetlił HUD i skonfigurował wyświetlanie - wyskakujące okno w rogu pokazywało namiary, sterowanie powinno być proste - tyle że nie będzie w stanie jednocześnie sterować i strzelać. Sprawdził czy nowe oprogramowanie nie wywołuje konfliktów i zadowolony zrobił cybergryzoniem kilka rund po pokoju, ciesząc się że dziewczyny spały - co z pewnością oszczędziło mu pisków i krzyków. Cicho wyszedł, wszedł na ostatnie piętro, podniósł klapę prowadzącą na dach i wrzucił tam Puszkina. Gdy wrócił, podłączył się do Mecha i pobiegł szczurem na pozycję, skąd widział z góry całe podwórze, nastawiając też audio. Zostało tylko obkręcić mechaniczny ogon wokół zardzewiałego piorunochronu by jakaś śnieżna sowa nie potraktowała szczurka jako obiadu. Wrzucił obraz na holo i spokojnie zajął się tym co trzeba - odpoczynkiem.

Zdezelowany fotel pamiętający czasy sowieckiej rosji był na tyle wygodny, że Zoltan zapadł się w nim niczym w puchu... przynajmniej takie miał odczucie. Po godzinach spędzonych na mrozie, w mechu, po zastrzyku adrenaliny spowodowanym walką z pancerniakami i pościgu, w końcu poczuł się odprężony. I senny.
Kawa pomagała, jak zwykle. Zwłaszcza, że była ze sztucznych, genetycznie modyfikowanych ziaren, zawierających syntkofeinę i pewnie dużą liczbę niezidentyfikowanej chemii. Dawała kopa, ale w smaku daleko jej było do prawdziwej, takiej którą pijał w Gabonie. Ale na prawdziwą kawę mało kogo stać.

Miał cały czas przed oczami obraz przekazywany przez szczurka, ale mimo to z bólem wstawał czasem, wyglądając przez małe okienko. Robił też szczurem rundkę wokół dachu. Pozwalało to zabić nudę i upewniało go, że nikt nie zakrada się tam, gdzie nie trzeba. Uratowane kobiety potrzebowały teraz snu, więc im go nie przerywał. W końcu jednak wstały.
Jedna z nich, Helena o ile dobrze pamiętał, ubrana w spodnie o kilkakrotnie podwiniętych nogawkach i sweter zagadała.
- Przepraszam za humory z wczoraj - zagadnęła, nie mając pełnej świadomości, że mężczyzna nie mówi w jej języku i musi korzystać z tłumacza. Podwinęła nogi pod brodę, przez jakiś czas patrząc się przed siebie. Wreszcie uśmiechnęła się słabo i spojrzała na mężczyznę. - Wąs jest już niemodny, nawet tutaj na końcu świata - powiedziała tonem, w którym słychać było odrobinę wesołości.
- Nic się nie stało - Zoltan starał się konstruować proste zdania, zresztą wyspecjalizowany mnemoczip, wojskowy model używany przez oddziały specjalne do operacji w tym regionie świata dawał mu wiedzę o języku, właśnie takich prostych zdaniach. Ale za to w lokalnym dialekcie, bo wiarygodne zdanie lub dwa mogło żołnierzom uratować skórę. Helena wyglądała na nieco zaskoczoną, a węgra niespecjalnie to dziwiło - instrukcja obsługi czipa radziła właśnie używać krótkich, zdawkowych odpowiedzi, by mowa wyglądała naturalnie - A to - tu Zoltan dotknął wąsa - Żona lubiła. Zmarła rok temu.
Smutek wypełnił oczy najemnika, jak zwykle gdy wspominał Suli. Zwykle nie myślał o tym na misjach, to tylko zmiejszało szanse przeżycia i wywoływało niepotrzebne komplikacje. Maskował tęsknotę żartami i fachowością - ale czasami nie było siły, by się powstrzymać. Coś ukłuło w sercu.

Pukanie do drzwi postawiło go na nogi. Złapał za minigatlinga i wycelował w drzwi, kucając i kryjąc się za fotelem.
- Panie Arsenko? Panie Arsenko! Widziałam światło! - zabrzmiało jak miejscowa kobieta.
Cholera, zaklął w myślach Hradetzki, ale po chwili odetchnął. Mogło być gorzej.
Odwrócił się do kobiet, położył palec na ustach i gestem dał znać, by znikły z pola widzenia. Upewnił się że mech jest w skrzyni po czym odłożył peema tak, by nie było go widać po otwarciu drzwi.
Wziął kilka głębokich oddechów, zaczekał na następne pukanie i w jego połowie gwałtownie uchylił drzwi.
- Służba bezpieczeństwa - powiedział krótko i ponuro machając dokumentami tak szybko, że ta nie miała szansy zobaczyć, co przedstawiały, po czym poczekał, aż do intruza dojdzie groza instytucji, która trwożyła każdego rosjanina, poparte widokiem kabury na broń i marsowym spojrzeniem.
- Dokumenty! Znacie lokatora!? - bezosobowy ton typowy dla bezpieczniaków i proste zdania, z którymi czip sobie poradzi. Maskiriowkę czas zacząć.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 13-06-2015 o 11:00.
TomaszJ jest offline  
Stary 20-06-2015, 20:36   #113
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
W drodze do dzielnicy fabrycznej...

Fox przyglądał się przez chwilę rozkładowi jazdy na przystanku, konfrontując go z mapką. Najemnik cały czas pozostawał przy tym w mniejszym albo większym ruchu, a to przestępując z nogi na nogę, a to pocierając okryte rękawicami ręce.
- Patrz, cholera - zagadnął kompana. - Full service od samiuśkiego rana i to aż do samego początku największego zadupia. Mogło być znacznie gorzej. Miasto nie wygląda póki co na strefę wojny. Jest raczej tak, jakby przygotowywało się na wojnę.
- Pamiętasz Bunt Niszczycieli Maszyn i stan wojenny w Europie? - zapytał Witalij, przypominając wydarzenia, które wstrząsnęły kontynentem przed siedemnastu laty. - U nas wyglądało to wtedy trochę podobnie. Tu walki jeszcze nie dotarły, nie widać śladów zniszczeń. Władcy Norylska chcą za wszelką cenę utrzymać produkcję. Stąd kursujące autobusy i cała reszta. Ja bym z nich jednak nie korzystał, jeszcze zawiozą nas do roboty jakiejś w fabryce.
Skinął zakutaną w kominiarkę głową na Foxa ruszając dalej tunelem wydrążonym dla pieszych między zaspami.

Mimo obaw dowódcy, po kilkudziesięciu minutach Raver zaczął żałować, że nie wybrali jednak autobusu. Na całe szczęście warstwa śniegu pokrywająca drogi miasta nie umywała się do tej za miastem, więc z trudem, ale dało się jednak podróżować także piechotą. Bliżej dzielnicy fabrycznej żadnego wyboru już nie było, gdyż autobusy tam nie docierały. Wielkiego wyboru nie mieli również w doborze drogi do mieszkania agenta.
- Droga przez jezioro odpada - Fox mruknął cicho pod nosem, co znajdujący się niedaleko Witalij usłyszał pewnie tylko za sprawą komunikatora. - Podejrzewam, że za dnia mają też kontrole w dzielnicy fabrycznej - dodał, mówiąc głośniej. - Trudno będzie je ominąć idąc jezdnią. Jaką mamy wymówkę? Zepsuł się nam wóz i idziemy piechotą do roboty? - zasugerował tonem wskazującym na ironię.
- Jakiej roboty? - Witalij wyjął z kieszeni napoczętą flaszkę, z której pociągnął małego łyka. - Jesteśmy bumelantami.
Podał butelkę Foxowi i wskazał na prowadzącą przez jezioro drogę po grobli. - Tędy będzie szybciej.

Felix uśmiechnął się, przyjmując butelkę.
- Ależ Ty się tego menelstwa jako kamuflażu trzymasz, towarzyszu. Odzywają się chyba u Ciebie te wszystkie latka spędzone wśród innych Słowian.
Anglik wskazał na kierunek, z którego cała grupa przybyła nocą.
- Tędy będzie nam łatwiej. Mały ruch coś dzisiaj, może ze względu na godzinę, a snajperskie instynkty mi podpowiadają, że lepiej unikać otwartego terenu na jeziorku - Fox pokiwał głową z pełnym przekonaniem. - Zaufaj mi, te zmysły to prawie tak, jakbyś czuł samą Moc.
- No haraszo - zgodził się Ukrainiec. - Prowadź, młody padawanie. Wygląda na to, że zmieniają lokacje posterunków, pod tym względem plan Sato jest już nieaktualny.

Łatwo było zauważyć, że w przypadku Witalija nawiązania do Gwiezdnych Wojen miały tendencję do wzmacniania siły argumentu, z czego Raver zamierzał korzystać, ilekroć będzie potrzeba. Każdy sposób jest dobry, jeśli daje efekty. Przemaszerowali kilkanaście kroków, nim Fox znów się odezwał.
- Taak... Nasz pracodawca w ogóle nadmiarem wiedzy o regionie nie dysponuje. Ta ich agentka też na Bonda nie wygląda, w dodatku ciągle patrzy na nas bokiem, zupełnie jakby spodziewała się, że coś jej chcemy zrobić. Z pewnością nam nie ufa, a wydawałoby się, że powinna być chętna do współpracy. Specyfika tubylców, czy Norylsk to takie zadupie, że Miracle działa tutaj przez pół-amatorów?
- Na to wygląda - odparł Bojko. - Ci agenci to żadni superszpiedzy a zwykli informatorzy. Łasi na kasę, ale nieskłonni do ryzyka. Przekazują tylko zasłyszane plotki. W sumie co im się dziwić, ze szpionami się tu pewnie nie patyczkują. Gnedenko wczoraj zdrowo się spietrała, jak zagroziłem, że jeśli piśnie o nas słowo to jej mąż dowie się o jej drugim etacie. Powinna współpracować.
- Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego - rzucił Raver. - Na szczęście póki co jest dość spokojna, ale po takich ludziach to w sumie nie wiadomo, czego się spodziewać.
- Po nikim tu kurwa nie wiadomo czego się spodziewać - podsumował Witalij i zamilkł, człapiąc dalej po śniegu. Otwieranie gęby w tej temperaturze nie należało do czynności przyjemnych.

Dalszą drogę przebywali więc w milczeniu. Nie trwało już jednak długo, nim natrafili na ciężarówkę...
 
__________________
Flying Jackalope
Cybvep jest offline  
Stary 21-06-2015, 10:46   #114
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
oraz Shade i Irishman

Pobudki o barbarzyńskiej porze po paru ledwie godzinach snu, w dodatku rozbitych wartą, zajmowały na jego osobistej liście bolączek najemnika bardzo wysokie miejsce. Nikt jednak nie płacił mu za to, żeby dbał o własne samopoczucie, dlatego pozbierał się bez marudzenia. Wychylił kubek czegoś, co w tych warunkach musiało uchodzić za kawę, i wciągnął śniadanie, nie zastanawiając się głębiej, czego najbardziej brakuje w polowym jadłospisie Miracle. Ważne były kalorie - liczne i łatwo dostępne.
Przy jedzeniu - żeby oszczędzić czas - sprawdził i przygotował do działania na mrozie lawmastera, który przynajmniej przez kilka godzin miał być w trudnych momentach jego pierwszym wyborem. Dwudziestka szóstka trafiła z powrotem do niepozornej sportowej torby. Z początku zamierzał nawet zostawić ją w kryjówce pod opieką Zoltana, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że w razie rewizji tak czy inaczej będą mieć zdrowo przerąbane i nie warto dobrowolnie pozbawiać się sprawdzonych argumentów. Chyba że na wyraźny rozkaz dowódcy.
Zadnych wątpliwości nie miał za to w wypadku stroju. Kombinezony od firmy nie nadawały się do anonimowego zwiedzania miasta, zostawał więc warstwowy zestaw z wypróbowanej w trudnych warunkach, mało ekstrawaganckiej własnej odzieży i paru regionalnych gadżetów Witalija.
Przed wyjściem sprawdził jeszcze, czy bandaż chroniący świeże szramy na nodze dobrze się trzyma. Na spuszczanie gaci w połowie drogi, żeby coś poprawiać przy trzaskającym mrozie, w optymalnym planie miejsca nie było.

*

- Średnio to wygląda. - Roy minął skręt i oparł się na chwilę o zmrożoną śniegową bandę tak, że nie było go widać z wartowni. - Myślicie, że dało by się podejść do jego domu od tyłu, mijając tych tam? Jeśli naprawdę jest agentem, powinien zadbać o drugie wyjście.
- Agent to ledwie słowo, aye? - Kane też napatrzył się dość. - Czytałem dossier, to zwykli wyrobnicy, nie przeszkoleni agenci. Witalij gadał, że Zoe przekazywała swoje meldunki z transportami. Inni mogli robić podobnie. Wtedy podejście otwarte ma sens, bo władze nie trzymają go w areszcie domowym. - Potarł rękawice, próbując rozetrzeć zziębnięte pod nimi dłonie. - Spróbowałbym go, dopiero jak opcja po cichu okaże się za trudna. Z naszej trójki tylko Val robi to dobrze. Trzeba się przyjrzeć, co robi wypatrywacz, jak jest tu spokojnie, to może przysypiać. Od tyłu jest ten problem, że zostawisz głębokie ślady na śniegu.
- To fakt, nie cierpię arktycznych klimatów - stwierdziła Shade, spoglądając na widoczną w głębi wysoką pokrywę śniegu. - Bo po czymś takim za diabła nie da się poruszać bez zostawiania śladów. Z drugiej strony Iwanienko może nie chcieć, by ktoś widział, jak przychodzą do niego obcy ludzie. Trzeba dostać się do niego niepostrzeżenie. Spróbuję najpierw sama podejść do budynku od przodu, posuwając się zaraz obok płotów. Meldujcie o ruchach wartownika.
- Dobra. Co prawda za dużo stąd nie widać... - Roy przeniósł się na drugą stronę chodnika i ustawił w nonszalanckiej pozie, patrząc dość bezczelnie na posterunek. - Ale zrobimy, co się da. Kane, pewnie nie masz papierosa?
 
Betterman jest offline  
Stary 21-06-2015, 10:55   #115
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Robotników trzeba, wsiadać! - powiedział facet po rosyjsku, ale z obcym akcentem. - No jazda, płacimy!
Ruch lufy karabinu, poczyniony w stronę paki ciężarówki sugerował, że nie do końca była to prośba lub propozycja. Ta ostatnia ewentualnie mogła być, ale z gatunku tych nie do odrzucenia.
- My robotni ludje! - Witalij wyszczerzył się przez otwór kominiarki. - Pójdziem! A skolko płacicie?
Mówiąc wyciągnął z kieszeni kurtki zakutaną w rękawicę dłoń a wraz z nią napoczętą flaszkę wódki. Drugą ręką objął za ramię stojącego obok Foxa, gestem na tyle zamaszystym, że obaj o mało co się nie przewrócili.
- Felix. - imię snajpera było na tyle międzynarodowe, że nie było potrzeby wymyślać fałszywego. Brytyjczyk był wszak imiennikiem Dzierżyńskiego. - Zarobim dziengi! Trza to oblać.
Przytrzymując się Foxa Bojko jął odkręcać zębami zakrętkę butelki.
- Uhuhuh… - wymamrotał Raver, nie chcąc zdradzać swojego akcentu. Zamiast gadać, zajął swoje usta butelką, pociągając łyczka.
- Bez picia! - warknął nieznajomy, wyciągając rękę po butelkę. - Oddam po robocie. Po pięćset rubli na łebka będzie. Wystarczy na kilka następnych flaszek. Dawać na pakę! - pokazał w stronę tylnej części ciężarówki.
- Haraszo - zgodził się Witalij, odbierając Felixowi wódkę i niechętnie oddając ją facetowi. Pociągnął Foxa w stronę ciężarówki - Ale musim pracować razem. On niemota, dźwigać umie, ale niczewo nie ponimaje jak ja mu nie wytłumaczę. Kiedyś w delirce zgubił się w tundrze i błąkał przez tydzień, gawarił z niedźwiedziami i reniferami. Omal nie zginął i stracił rozum.
Fox sprawiał wrażenie zdezorientowanego, czego nie musiał za bardzo udawać, gdyż rozumiał może co dziesiąte słowo z tego, o czym była mowa. Zmarszczył brwi, zdjął rękawicę i uniósł rękę, pokazując pięć palców i szturchając przy tym Witalija drugą ręką tak, jakby chciał się upewnić, czy to naprawdę będzie 500 za robotę.
- Da, Felix - pokiwał mu głową Bojko. - Piatsat.
Ukraniec zatrzymał się przed wejściem na pakę i beztroskim, lekko bełkotliwym głosem zapytał faceta z karabinem.
- Ty Giermaniec? Prijehał z Jewropy?
- Ruszaj! - obcy krzyknął i machnął karabinem, trudno zgadnąć czy do Witalija czy do kierowcy. Poczekał aż obaj z Foxem wskoczą na pakę i sam wsiadł do szoferki.

W środku, pod plandeką, było ciemno, ale obaj najemnicy wyłowili prawie dziesięć ludzkich kształtów siedzących na ławkach przy ściankach. Ktoś pomógł im wsiąść do środka.
- A jak jak nie z Jewropy - zaśmiał się niezbyt widoczny mężczyzna.
- Naszi tyla nie płaczą - zawtórował mu drugi odrobinę bełkotliwie. Ciężarówka ruszyła. W stronę przeciwną niż wcześniej zmierzali najemnicy.
Fox rozejrzał się po wnętrzu wozu, próbując się zorientować, z jakimi ludźmi ma tutaj do czynienia, a także czy którykolwiek dzierży broń, czy może wszyscy są to tylko nieuzbrojeni, przypadkowi robole. Z krótkiej obserwacji wynikało, że wszyscy wyglądali, przynajmniej w tych ciemnościach, na mieszkańców Norylska. Grube ubrania, czapki-uszanki i cudowny zapach, gdy się zbliżyło. Broni widać nie było. Następnie Raver wymownie spojrzał na siedzącego obok Witalija. Chwilowo Anglik się nie odzywał, ale spojrzenie było z gatunku tych mówiących to-nie-było-kurwa-częścią-planu.
- Zdrastwujtie! - Bojko przywitał się z resztą pasażerów. Najemnicy usiedli z samego brzegu, przy plandece: te najbardziej narażone na wdzierające się przez plandekę powiewy mroźnego wiatru miejsca były wolne.
Witalij wyjął z kieszeni zwykły holofon i trzymając go tak, by inni nie widzieli, wyświetlił klawiaturkę i napisał na niej po angielsku:
“Nawiejemy przy pierwszej okazji. Możemy wyskoczyć jak wóz stanie lub zwolni. Ty robisz za idiotę, to w razie co się wytłumaczymy. Ok?”
- Masz Felix, pograj se w grę - rzekł do Foxa tonem jakim się mówi do dziecka, podając mu holofon.
Następnie rozejrzał się po innych robotnikach.
- Płacić płacą, ale kto oni w ogóle są, co? - zapytał. - Panoszą się jak u siebie. Kak sobaki ludji traktują, poprosili by, to bym rabotał, a nie straszom awtomatem. Poczemu wojsko ich nie utemperuje?
Raver spojrzał na holofon, wystukał na nim coś i znowu zaczął szturchać Witalija, wskazując palcem na urządzenie. Oczywiście ciągle gówno rozumiał z tego, co się mówiło naokoło, więc nie musiał się nawet jakoś szczególnie starać, by wyjść na nic nie rozumiejącego idiotę. Na holofonie tymczasem wiadomości Ukraińca już nie było, za to był wyświetlony nowy tekst po angielsku:
“Ok. Nie widzę broni u tych tutaj. Wszyscy wyglądają na tubylców. Jeśli uzbrojeni są tylko cudzoziemcy z szoferki, to w razie czego powinniśmy dać radę. Wykasuj po przeczytaniu.”
Bojko wziął holofon, przeczytał i skasował wiadomość, po czym schował urządzenie.
- Dobry chłopiec - uśmiechnął się, klepiąc Foxa po ramieniu.
- Toś ty co, zachlany leżał? - parsknął jeden z nich w reakcji na słowa Witalija. - Gadasz dziwnie, jak ja kiedyś jak nachlałem się czego zielonego, potem przez tydzień na biało widziałem - roześmiał się i kilka głosów mu zawtórowało.
- Wojsko to może i wcześniej próbowało - z brakiem wesołości stwierdził ten siedzący tuż przy Foxie, postawny, pachnący żywicą i sadłem. - Ale przestało. To i nie nam się wtrącać, jak mówio, że sytuacja opanowana. Da?
- Obcy so, to każdy widzi - dodał ten pierwszy. - Jak płacą to robim. Ty się z choinki urwał, że narzekasz?

Ciężarówka przestała kierować się na północ, nie zbliżając do dzielnicy mieszkalnej, a zamiast tego skręcając na wschód. W kierunku budynków, które mijali wczorajszego wieczora.

- Sporo pilim ostatnio - przyznał Witalij. - A narzekom, bo co ruskiemu człekowi zostało? Nie potośmy wygrali wielkom wojnę ojczyźnianom a potem zimnom wygrali, żeby obce kak faszisty jakie nas awtomatami do roboty gnali - pożalił się. - Pewnikiem korporacyjne imperialisty. Tawariszcz Lenin by ożył to by z niemi zrobił porządek. Gadali z jakiej som korporacyji?
- Mnie to niby spieszno pytać? - prychnął ten duży.
- Wszystko jedno, nie z naszyj, tośmy pewni - dodał inny. - Przegonić nie przegonim. Póki co.
- Ale jakby kto mi powiedział, że oni kradną nasze, na naszej ziemi i dał w łapy karabin… - z zacięciem w głosie rozmarzył się mężczyzna blisko Witalija.
Fox z oczywistych względów nie brał udziału w tej rozmowie, ale nadal obserwował i nasłuchiwał. Jak na jego gust, zaczęli się zbytnio oddalać od swojego celu. Jednocześnie ciężarówka jechała dość wolno, co wydawało się typowe dla tej części Norylska. Najemnik szturchnął Vadera, wskazując głową na plandekę.
Ukrainiec uchylił ją lekko i wyjrzał, upewniając się, że jadą przez opustoszałą i ciemną okolicę, którą mijali wczoraj.
- Bądź cierpliwy tawariszcz, ruch oporu działa - szepnął do siedzącego obok robotnika o patriotycznym nastawieniu, po czym rzekł głośniej:
- A pierdolić to, nie budiem dla imperialistów robić. Chodź Felix, idziem się napić - rzucił do Foxa wskazując na plandekę. Odwrócił się jeszcze do zgromadzonych kładąc palec na ustach w prośbie, by nie alarmowali ludzi w szoferce, odchylił plandekę i wyskoczył, lądując na nogach a następnie przetaczając się po śniegu. Pancerz oraz trzy warstwy ubrań na nim i pod nim zapewniały dobrą amortyzację. Fox skoczył tuż za Vaderem. W jego przypadku dochodziło jeszcze mocno przylegające do ciała, zupełnie jakby było z nim zlepione, rusztowanie egzoszkieletu. Kompletnie innego niż O’Hary, gdyż główną funkcją była ochrona przed upadkami z dużej wysokości oraz umożliwienie nawet kilkukrotnie wyższych skoków. Przy kontakcie z pokrytą śniegiem drogą wytworzył się przezroczysty bąbelek, który po chwili pękł.

Oba ciała przetoczyły się po rozjeżdżonym częściowo, brudnym śniegu pokrywającym jezdnię. Przy tej prędkości i warunkach, było to tylko trochę bolesne dla doświadczonych najemników, umiejętnie amortyzujących upadek. Przetoczyli się i już wstawali, kiedy ciężarówka zaczęła gwałtownie hamować. Zabrzęczały łańcuchy na kołach i niedługo potem pojazd zatrzymał się i wyskoczył ten sam facet co wcześniej, celując do nich z karabinu. Najwyraźniej ludzie w szoferce byli bardzo czujni. Może nie pierwszy raz im się coś podobnego przydarzało.
- Ej, wy! - w tych ciemnościach rozświetlanych słabo oddalonymi o kawałek latarniami może nawet nie wiedział, czy to ci sami, którzy zapakowali się na pakę jako ostatni. - Co jest? Żadnego wyskakiwania! Zrobicie robotę i wtedy do chlania wrócicie, zachlane pały!
- Spierdalamy i skaczemy w zaspy? - szepnął do komunikatora Fox, gdy z oddali zaczął wrzeszczeć typek z karabinem. Jednocześnie wyciągnął z kieszeni holoskaner, gotów do stworzenia hologramu dla zmyłki.
- Wyj jak debil i udawaj, że mi uciekasz - odszepnął Witalij, gramoląc się na nogi i udając że nieudolnie próbuje złapać Foxa za fraki.
- Stój, Felix, durak! - zawołał, używając znanego już strażnikowi imienia, by upewnić go, że ma do czynienia właśnie z nimi. Może nie będą marnować czasu na użeranie się z pijakiem i jego upośledzonym kumplem, z których i tak niewielki byłby pożytek.
Nie było czasu na dyskusję, Raver schował więc szybko do kieszeni swoją zabawkę i odskoczył od Bojko, odganiając się przy tym od niego rękami zupełnie tak, jakby próbował złapać muchy. Najemnik wydał z siebie donośne “UGH”, po czym odsunął się od Vadera jeszcze dalej. Zabuczał, wyciągając rękę przed siebie jakby po butelkę. Odgrywając tę komedię, zwrócony był twarzą w kierunku stojącego przy ciężarówce typka, tak by mieć go, a zwłaszcza jego karabin, na oku. Fox zdecydowanie bardziej wolałby leżeć już w jakiejś zaspie, ale póki przedstawienie trwało, należało wykorzystywać każdą szansę… A nuż odpuszczą.
- Nie bój, durak! - Witalij podążał za Raverem, celowo nieudolnie próbując go złapać za ręce, którymi ten wymachiwał. - Nie zjedzą cię niedźwiedzie!
Wreszcie chwycił Foxa za ręce i niby się z nim siłując pociągnął go w bok, tak, że obaj wylądowali w biegnącej wzdłuż ulicy zaspie, powstałej w skutek odśnieżania jezdni. Teraz wystarczyło tylko przeczołgać się na jej drugą stronę.

Zwiedzenie fabryki pod przykrywką roboli było trochę kuszące, ale po pierwsze, niewykwalifikowanych robotników z łapanki pewnie rzucali do najprostszych prac, typu załadunek szczelnie zamkniętych kontenerów i pudeł. Po drugie, mogli ich przeszukiwać a obaj z Foxem mieli broń. Po trzecie, możliwe, że nie dałoby się stamtąd czmychnąć i musieliby zapierdalać cały boży dzień. To przeważyło szalę.
Mieli inne rzeczy do roboty.
 
Bounty jest offline  
Stary 21-06-2015, 11:12   #116
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Shade obserwując teren, zdawała sobie sprawę, że sytuacja nie była prosta. Posterunki umieszczono dobrze, i chociaż płoty posiadano tu solidne, to okolica została oświetlona i przekradnięcie się stawało się ryzykowne. Szczególnie, że ani Kane, ani Roy nie byli snajperami pokroju Foxa i nie mogli w razie czego bez trudu i hałasu sprzątnąć wartownika, który zobaczyłby dziwnie zachowującą się osobę.
- Jak będziecie tak stali w końcu się nami zainteresują. - Stwierdziła zwiadowczyni do komunikatora. - Idźcie za ten kwadratowy budynek stojący najbliżej drogi z tyłu za wartownią. Jeśli nie powiedzie mi się podejście będziecie mogli dotrzeć do niej w miarę szybko. Pójdę wolno na północ. Dajcie znać kiedy wartownik nie będzie patrzył w moim kierunku. Planuję przejść przez ogrodzenie jednego z tych domów i przez podwórze do kolejnej ulicy. Pokonać ją znowu gdy wartownik się odwróci i dostać na kolejne podwórze, a stamtąd do tego z domem naszego celu. Pociecha z niskiej temperatury jest taka, że mała szansa na spotkanie w ogrodach żywych piesków. - Zakończyła w przypływie wisielczego humoru. - Jakieś uwagi albo pytania?
Ciężko było stwierdzić, kiedy i gdzie dokładnie spojrzy wartownik. W świetle noktowizji dało się określić, w którą stronę odwrócona jest jego sylwetka, lecz delikatny ruch głowy i gałek ocznych to już było za dużo dla obserwatorów. A mogło zmienić diametralnie pole widzenia.
Shade zdawała sobie sprawę z ryzyka, mimo wszystko postanowiła spróbować:
- Dobra, podchodzimy. Jak chwyci za broń albo spróbuje wyjść, przechwytujemy. Daj nam trochę czasu, przejdziemy przez jezdnię tam gdzie nie będzie widział. - powiedział Kane i skinął na Roya i nie tracąc czasu ruszył wzdłuż ulicy w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca.
- Żadnych fajek - odpowiedział na wcześniejsze pytanie. - W tej temperaturze przymarzłyby mi do ust jak tylko zdjąłbym maskę - zaśmiał się bez radości w głosie.
- Luz. Teraz do niczego już niepotrzebny, skoro mamy się schować.
Valerie ruszyła wolnym krokiem w kierunku przeciwnym do ruchu mężczyzn, dokładnie przyglądając się mijanym po drodze ogrodzeniom.
Przekroczenie ulicy było proste. Samochody akurat nie jechały, a wartownik przez dłuższy czas nie uniósł nawet wzroku. Mężczyźni przycupnęli za budynkiem, który osłaniał ich od wartowni, ale zupełnie odsłaniał na widok z okien bloków po drugiej stronie. Na szczęście wysoka zaspa przy drodze blokowała widok kierowcom. Shade nie miała aż takiego szczęścia do wartowni, ukryta w śniegu nie była widoczna, ale do pierwszego ogrodzenia miała otwartą przestrzeń z równym śniegiem. Żołnierz w stróżówce uniósł głowę, rozejrzał się i znowu wrócił do drzemki albo czytania.
Kobieta, która oddalała się wolnym krokiem od niego, nie mogła tego widzieć bez ciągłego oglądania się za siebie, dlatego liczyła na informacje od towarzyszących jej mężczyzn.

- Gówno stąd widać - mruknął Roy, blokując na chwilę swój mikrofon. Ściągnął wierzchnią rękawicę i maskę z twarzy. Kliknął na próbę wydobytą spod kurtki polową zapalniczką. - Chodź za róg, ostatecznie bez fajek też możemy odstawić szopkę.
- Ok - zgodził się Kane, podchodząc pod róg budynku i opierając się o niego w ten sposób, żeby większość jego sylwetki pozostała ukryta. - Dobry masz wzrok? Bardziej wiarygodnie będzie, jak tylko jeden będzie się patrzył na niego.
- Naturalny. - Buckman uśmiechnął się cierpko i wyszedł dalej. Podsunął niebieskawy płomyk zapalniczki Irlandczykowi, potem powtórzył pantomimę przed własną twarzą i wypuścił w mroźne powietrze kłąb pary z ust. - Mam nadzieję, że wystarczy.
Ustawił się bokiem do strażnicy, żeby przy rzadkim zaciąganiu się pustką spomiędzy palców nie epatować brakiem żarzącego się końca papierosa. Odwracał też przy tym lekko głowę, jakby próbował chronić się przed wiatrem. Od czasu do czasu zerkał na Kane’a, ale poza tym gapił się głównie na pobliską wartownię.
Dali znak Rusht zaraz jak się ustawili, bo nie było sensu czekać. Spoglądający w dół wartownik nie mógł wiele widzieć i podniósł głowę dopiero po dłuższej chwili, gdy kobieta zdążyła już dotrzeć do pierwszego ogrodzenia i wykorzystać je jako osłonę przed wzrokiem tamtego. Zobaczył co prawda stojącego na widoku Roya i przez moment na niego patrzył, ostatecznie ignorując i wracając do swojego zajęcia. Zwiadowczyni szybko przemykała dalej, po pełnym przeszkód i osłaniającymi ją dodatkowo domami placu, zostawiając za sobą ślady na śniegu. Oprócz nich szło gładko i wkrótce miała przed sobą ulicę oddzielającą rzędy jednorodzinnych domów. Gdyby wartownik teraz podniósł głowę, nie miałaby szans się ukryć. Obserwujący stróżówkę mężczyźni wiedzieli, że ruch głową wymaga zbyt małej ilości czasu, aby mogli skutecznie ostrzec towarzyszkę. Co więcej, była też druga wartownia, ale przed tą łatwiej było się ukryć. Shade przeskoczyła ogrodzenie, wyczekała i w pewnym momencie rzuciła się na drugą stronę ulicy. Nie było się gdzie tu ukryć, zaraz więc przeskoczyła następny metalowy płot i ukryła się za jakimś świerkiem, mając dom celu dziesięć metrów od siebie. W jednym oknie ciągle paliło się światło, ale zasłony zostały zaciągnięte.
Zwiadowczyni poruszając się wzdłuż płotu dotarła do miejsca gdzie wartownik nie miał szans jej zobaczyć w momencie gdy podkradała się do budynku. Podeszła do znajdujących się od tej strony drzwi i na wszelki wypadek sprawdziła czy są zamknięte. Daleko było tu do beztroski ludzi z bezpiecznych, chronionych dzielnic w miastach kapitalistycznego zachodu. Drzwi ani drgnęły. Solidne, z grubego drewna i posiadające trzy zamki, choć zwyczajne, to na pewno nie takie znowu łatwe do pokonania. W oknach najniższego piętra znajdowały się kraty.
Shade nie chciała zrażać do siebie ani agenta a ni ewentualnie mieszkających z nim osób, rozwalając mu drzwi lub niszcząc zamki. postanowiła więc spróbować najprostszego sposobu na dostanie się do środka i wcisnęła przycisk dzwonka znajdującego się obok drzwi. Jednocześnie odezwała się cicho do komunikatora:
- Dotarłam do celu. Dzwonię do drzwi.

- Świetnie. - Roy rzucił na śnieg i przydeptał nieistniejącego papierosa, bo komedia trwała już podejrzanie długo, po czym z zadowoleniem wciągnął wierzchnią rękawicę, został jednak na miejscu i dalej gapił się na wartownię, kiwając lekko głową, jakby wysłuchiwał rozwlekłej przemowy Kane’a.
- Może się uda… - mruknął. - W razie czego udajemy pijanych, żeby ściągnąć uwagę na siebie.
O'Hara zgodził się szybko krótkim ruchem głowy.
Wartownik nic nie zauważał, co jakiś czas podnosząc głowę. Po którym razie przyglądał się jednak najemnikom jakby dłużej, pewnie zastanawiając się, co robią na tym piekielnym mrozie, stojąc ot tak.

Shade usłyszała dzwonek rozlegający się w środku budynku. Przez chwilę trwała tam zupełna cisza, potem do jej uszu dotarł stłumiony męski głos. Słów nie zrozumiała, ale logiczny, dedukcyjny umysł Valerie podpowiadał, że ktoś wygląda teraz przez okno, ku furtce i bramie. Obie były zamknięte, a teraz nie widząc nikogo przed placem, człowiek w środku musiał się zastanawiać co się dzieje. Kobieta ponownie wcisnęła dzwonek tym razem robiąc to krótko dwa razy pod rząd.
W domu zapadła cisza. Możliwe, że pozorna, bo każdy mający odrobinę oleju w głowie zorientowałby się teraz, skąd dzwoniono. Po kilkunastu, może kilkudziesięciu sekundach, zza drzwi odezwał się męski, stłumiony głos.
- Ki czort?! Przedstaw się!
- Moje nazwisko nic panu nie powie. Zostałam przysłana przez Miracle. - Odpowiedziała najemniczka po rosyjsku.
- Że kogo?! - odezwał się jakby z bliższej odległości.
- Czy rozmawiam z Aleksiejem Konstantynowiczem Iwanienko? - Shade na wszelki wypadek wolała się upewnić co do tożsamości rozmówcy, zanim powie coś więcej.
- Coś za jedna? - teraz doszło już zza samych drzwi. Może tuż zza widocznego na ich środku wizjera.
- Pracuję dla Miracle. Przysyła mnie Sato. - Valerie odpowiedziała cierpliwie na kolejne pytanie zza drzwi.
- Ręce na widoku! - usłyszała w odpowiedzi, razem z przekręcaniem zamka i odsuwaniem zasuwy. Drzwi zaczęły się uchylać.
 
Eleanor jest offline  
Stary 21-06-2015, 12:52   #117
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Valerie, Kane, Roy

Godzina 6:23 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Aleksieja Ivanienko
Norylsk, Rosja


Wartownik w stróżówce uniósł głowę, a chwilę później krótkofalówkę do ust. Zaczął z kimś rozmawiać, nie wyglądając na zaalarmowanego.
Drzwi przed Shade otworzyły się, wypuszczając powiew cieplejszego powietrza i widok na wąski korytarzyk, niemalże całkiem blokowany przez przysadzistą i rozłożystą męską sylwetkę. W półmroku trudno określić czy rysy nalanej twarzy się zgadzały, ale kobieta była prawie pewna, że tak. Ivanienko mierzył do niej z trzymanego w jednej ręce pistoletu. Robił to niezbyt pewnie, rozglądając się po otoczeniu, jakby spodziewał się innych kryjących się w śniegu ludzi. Wpuścił ją do środka.
- Na górę - powiedział cicho, raz jeszcze wyglądając na zewnątrz i zamykając drzwi. Przekręcił obie zasuwy, starając się w tym czasie nie spuszczać z niej wzroku. Pokazał ręką, gdzie ma iść. Z jakiegoś powodu na piętrze, urządzonym całkiem bogato i nie stroniącym od błyszczących i złotych elementów wystroju, Aleksiej czuł się pewniej. Było tu też jaśniej, zwłaszcza jak mężczyzna poprowadził do oświetlonego pokoju, który okazał się być gabinetem pełnym ciężkich, drewnianych mebli. W tym i solidnej kanapy oraz dyrektorskiego krzesła. Valerie mogła tu przyjrzeć się mu dokładniej. Garnitur, okulary w złotych oprawkach i tusza nadawała mu wyglądu idealnie pasującego do wyobrażenia postsowieckiego dyrektora.
- Najwyższy, psia mać, czas - westchnął ciężko, opadając na swój fotel i odkładając pistolet na jego blat, chociaż ciągle trzymał rękę tuż obok.

Przyglądał się dokładnie najemniczce, niewiele jednakże mogąc dojrzeć pod grubymi warstwami odzienia i całej reszcie oprzyrządowania.
- Kobieta! - zaśmiał się w połowie radośnie. - Nigdy bym nie pomyślał. Ale mam nadzieję, że jest was więcej. Tylko ci obcy w mieście są powodem tego, że ciągle żyje. Służby nie miały czasu odpowiednio dużo o mnie wygrzebać.
Niespodziewanie Valerie usłyszała coś za drzwiami, zanim jednak zareagowała, te uchyliły się. Do środka zajrzała młoda, ładna dziewczyna o długich blond włosach.
- Kochanie, co się…? - z przestrachem spytała Ivanienki, zezując na Shade.
- Nie teraz gołąbeczku. Nic się nie dzieje, wracaj do łóżka.
- Ale…
- Powiedziałem wracaj. Później ci powiem - głos Aleksieja stał się twardszy i władczy. Dziewczyna, dziewczynka prawie, pokiwała głową. Rusht dostrzegła jeszcze, że ubrana była w szlafrok, ale pod nim miała niewiele więcej niż bardzo skąpą nocną bieliznę. Drzwi zamknęły się. Najemniczka nie usłyszała oddalających się kroków, ale Ivanienko kontynuował.
- Jak mówię, mam nadzieję, że jest was więcej. W tym mieście nie chcę zostawać nawet minuty dłużej!


Witalij, Felix

Godzina 7:04 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
W pobliżu mieszkania Dymitra Udinova
Norylsk, Rosja


Ich gra aktorska mogła pozostawiać bardzo wiele do życzenia, ale przecież mierzący do nich z karabinu facet krytykiem nie był. Ani gapiący się w podobnym szoku ludzie na pace, z których jeden czy dwóch zaczęło się śmiać oglądając to przedstawienie. Żołnierz warknął coś do siebie i klepnął w szoferkę, wskakując do środka. Ciężarówka zaczęła odjeżdżać, sypiąc śniegiem spod kół i zostawiając dwóch tarzających się w zaspie najemników.
Zrobienie z siebie idiotów to nie najgorsze co spotkało ich podczas życia.

Ciężarówka wywiozła ich spory kawałek w niepożądanym kierunku i musieli po raz drugi przemierzać prawie te same okolice w drodze do domu Dymitra Udinova. Ostrożniej może nieco, trochę szybciej i bez większych wydarzeń. Minęło ich kilka ciężarówek, lecz widząc je z daleka mogli przygotować się lepiej. Zresztą były to tylko duże TIRy z naczepami i jeden dostawczak, którego kierowca nijak nie wyglądał na jednego z obcych żołnierzy bądź najemników kręcących się po tej części Norylska. Kiedy docierali do wskazanego przez mapę miejsca, ruch na ulicach, nawet tutaj, powoli się zwiększał. Większość okolicznych poruszała się na pieszo, inni mający do roboty dalej, korzystali z komunikacji miejskiej albo właśnie wracali z nocnej zmiany. Podobnie pracował ich cel, dlatego nieszczególnie to dziwiło.

Dotarli do czegoś, co od biedy dało się nazwać mianem osiedla. Osiedla biedy, aby być dokładnym. Długie rzędy parterowych, niedużych budynków, wciśnięto między magazyny a fabryki. Huk jeden z tych ostatnich docierał bardzo wyraźny, a dymy z kominów tworzyły smog jeszcze mocniejszy niż w północnej części Norylska. Nie było tu oznaczeń ulic ani domów, mieli więc raczej blade pojęcie, o który barak może chodzić. "Ósmy od lewej", tyle mieli. Łatwo jednak było zauważyć, że lewe strony mogły być dwie, a na dodatek część z tych ruder zawaliła się i nie wiadomo, czy również miały być liczone. Porównując z mapą, odnaleźli odpowiedni rząd baraków. Zbudowane z cegieł, suporeksu, drewna i metalu nie były szczytem konstruktorskiego kunsztu. Większość ustawiono bok w bok, duża ich część miała jedne pojedyncze drzwi z przodu i również jedno zaledwie okno. Prawdopodobnie w celach grzewczych, bo niemalże wszystkie dokładnie obłożono śniegiem, przerabiając je na styl iglo. Co poniektórzy dbali tylko, by warstwa białego puchu na dachu nie stała się zbyt gruba, bo nie posiadając takich zdolności jak Eskimosi, ich konstrukcje nie potrafiły się trzymać same z siebie.

Większość okien była czarna, bez najmniejszego nawet zalążka światła w środku. Latarni w okolicy było niewiele, większość zresztą nie działała. Łatwo było uniknąć wykrycia, trudno było dostrzec większe szczegóły. Obserwując to miejsce widzieli jak dwóch ludzi wraca właśnie do swoich, z braku lepszego określenia, domów, znikając w środku. Żaden z nich nie był nawet blisko posiadanego przez najemników adresu. Musieli sprawdzić mieszkanie Udinova w bardziej bezpośredni sposób.


 
Sekal jest offline  
Stary 26-06-2015, 20:28   #118
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Kryjówka

- Dokumenty! Znacie lokatora!?
Kobieta cofnęła się o krok, zaskoczona i wpierw przestraszona, ale raczej głównie gwałtownością otwarcia drzwi niż samą sylwetką Zoltana. Postawna, sporych rozmiarów i niemłoda Rosjanka przyłożyła dłoń do serca, biorąc kilka głębszych oddechów.
- Nie krzycz pan! - sama była jeszcze głośniejsza, ale cóż. - Na górze mieszkam, przecież nie trzeba ze sobą dokumentów tachać! - parsknęła oburzona. Spod zmrużonych powiek przyglądała się Hradetzkiemu. - A juści, że lokatora znam. Wasyl tu od lat mieszkał, a miesiąc temu zniknął. Coś się stało?


Zoe słysząca całą tę rozmowę szybko zdała sobie sprawę z kilku rzeczy. Służby bezpieczeństwa działały co prawda na podobnych zasadach, ale ci ludzie nigdy nie poruszali się samotnie i na dodatek używali albo swoich mundurów albo przynajmniej opasek na ramiona, gdy wkraczali do akcji w cywilnych ciuchach. Dodatkowo Zoltan wyglądał niezbyt miejscowo i wcześniej nie dał się poznać z dobrej znajomości języka rosyjskiego. Inna sprawa, że służby często pojawiały się w Norylsku z innych rejonów Rosji i sam akcent jeszcze nie był taki istotny. Gorzej, że Gnedenko znała także ludzi pokroju tej kobiety. Zaledwie wróci na górę, wieści o służbach rozniosą się po całym bloku, a następnie dalej.
Kryjówka, jaką dysponowali obcokrajowcy, okazała się wcale nie taka bezpieczna. Zwykła plotkara, jakich pełno na całym świecie, mogła zniweczyć całą misterna akcję najemników. Żadnego jednak działania, poza przysłuchiwaniem się z ukrycia, pułkownikowa nie zamierzała podejmować. Przynajmniej nie teraz.
Zoltan tymczasem stanął prosto i służbiście, zmierzył babę surowym wzrokiem i udał, że nie słyszał pytania. W końcu bezpieka jest po to by zadawać pytania, a nie na nie odpowiadać.
- Przodem - warknął - Przygotować mieszkanie. Inspekcja.
To ostatnie wypowiedział ze złośliwą satysfakcją, jakby chciał ją na czymś złapać. I pewnie, gdyby był bezpieczniakiem to by złapał. "Wskażcie człowieka, a znajdzie się paragraf", stara sentencja była wciąż żywa w tym kraju, pomimo zmian władz, ustrojów i czasów. Węgier miał nadzieję, że kobieta będzie o tym pamiętać…
Przez twarz kobiety przeszedł grymas. Strachu? Złości? Pewnie tego i tego. Cofnęła się o krok.
- Zaraz! Ja tu z sąsiedzką pomocą! - Oh, była głośna. - Co się stało? Nie mam nic do ukrycia, a pana Arsenko od dawna nie widziałam! - jazgot jazgot jazgot.
- Znaczy obserwujecie - Zoltan wyjął holofon i coś zanotował - innych też?
- Jak człowiek dzieci wychowuje to widzi to i tamto… - zawahała się, ale zaledwie na moment. - Sporo widzę, ale tu ludzie spokojne! - jazgot wrócił, dodatkowo tłumacz miał opóźnienia związane z tutejszym dialektem. - Spokojne. Nade mną się kłócą co jaki czas, ale tak to nic…
- Stop! - przerwał jej Hradetzky - Spisać. Ktoś zgłosi się po odbiór - Węgier rzucił babie przynętę. Możliwość obsmarowania sąsiadów dla ludzi tego pokroju była bezcenna. Przez chwilę słuchał czegoś, przytykając holofon do ucha.
- Da....da....da..... - złożył słuchawkę. - Tym razem darujemy. Ale mam was nie widzieć. - Pogroził palcem - Coś powiecie lub zatelefonujecie, będzie inspekcja. My widzimy wszystko, da?
Pokiwała głową, ale przez moment patrzyła na Zoltana dłużej. Pierwsza dłuższa wypowiedź oznaczała możliwość wyłapania akcentu i nawet Zoe ze swojej pozycji usłyszała coś zupełnie innego niż słyszała w Norylsku przez dużą część swojego życia. Ale kobiecina nie próbowała dalej. Pokiwała głową i wycofała się rakiem, odwracając przy schodach i szybko się na nie wspinając.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 26-06-2015 o 20:34.
TomaszJ jest offline  
Stary 26-06-2015, 23:44   #119
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pojawienie się wścibskiej sąsiadki właściciela mieszkania było doskonałym momentem, żeby opuścić gościnne progi najemników. Kolejnym doskonałym momentem. I kolejny raz Zoe nie mogła z niego skorzystać.
A wystarczyło tak niewiele. Narobić trochę hałasu. Trochę zamieszania.
Wszystko tak prosto i pięknie układało się w myślach Rosjanki. Gdyby nie Oszołomiona wydarzeniami Ninna, która spała w pokoju obok. I gdyby nie dość realna groźba dowódcy najemników.
Chociaż z tego dałby się jakoś wybrnąć. Chyba.
Sumienie jednak nie pozwalało Zoe pozostawić przyjaciółki

Najemnik dość sprawnie pozbył się gościa.
- No, no, - Gnedenko pokiwała głową z uznaniem wychodząc ze swojego ukrycia. - nieźleście sobie poradzili towarzyszu oficerze służb specjalnych. Problem w tym, że chociażby nie wiem jak się bała władzy nim dojdzie do swojego mieszkania zdąży powiadomić o takich gościach wszystkich zainteresowanych jak i niezainteresowanych. Bądźcie gotowi na wizytę rodzimych służb specjalnych. Nikt nie lubi gdy ktoś z zewnątrz bruździ mu na podwórku i to potajemnie.
- Myślę, że musi zebrać się na odwagę, nim komukolwiek powie. Była dość przestraszona, jak zagroziłem inspekcją. W takim mieście w trefne dobra zaangażowany jest każdy, a kto wie jakie teraz tu zwyczaje. Pewnie czapa za to - Zoltan wzruszył ramionami - zresztą lepiej tak, niż miałaby rozgadać, że obcy zajęli mieszkanie sąsiada. Zaraz mielibyśmy gości. A cywili nie zabijam, przynajmniej staram się.
To rzekłszy, Węgier podniósł swoją pękatą peemkę, którą schował przed pukającą i wrócił na fotel
- Ktoś jeszcze śpi, czy obudziłem wszystkich? - spytał pułkownikowej, uruchamiając jednocześnie zaprogramowaną trasę obchodu Puszkina, sprawdzając czy algorytmy wychwytujące zmiany w otoczeniu zainstalowane programie sterującym robotem są poprawnie ustawione.
- Tylko Ninna śpi. Ale to lepiej. - Zoe wzruszyła ramionami. Skoro Najemnik się nie przejmował, to ona tym bardziej nie powinna.
Ruszyła do kuchni by przygotować jakieś śniadanie. Najpierw zabrała się za stos brudnych naczyń. Gdy już z tym się uporała zaczęła przeglądać kuchnię w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Gdy niczego nie znalazła wychyliła się z pomieszczenia i rzuciła do Zoltana.
- Macie coś do jedzenia. - To nie było pytanie. To proste stwierdzenie, podszyte pewną nutą niepewności, ale i nadziei na pozytywną odpowiedź.
- Jadłem niedawno, ale dzięki - odparł jej Hradetzky i położył przekąskę obok holofonu - zjem jak zgłodnieję. Nie byliśmy sobie przedstawieni oficjalnie. Zoltan - wyciągnął rękę do kobiety - byłem mało rozmowny, bo nadzór nad maszynerią w tym klimacie to istna udręka. Powiesz coś o sobie? pewnie spędzimy tu kilka przydługich chwil razem, równie dobrze możemy się bliżej poznać.
- Zoe. - Kobieta uścisnęła jego dłoń. Ale tak niepewnie patrząc z pewną podejrzliwością. - Pytałam o jedzenie raczej ze względu na siebie i koleżanki.
Najemnik pochłonięty Puszkinem na patrolu najwyraźniej miał typową, męską empatię. A raczej jej brak. Dopiero po chwili zreflektował się o co jej chodziło i rzucił Zoe wysokoenergetyczny batonik, który uprzednio wyjął dla siebie. - Ziemniaki już wyszły? Wydawało mi się, że ugotowaliśmy więcej.
- Dziękuję. - W głosie Gnedenko pobrzmiewała niepewność i dezorientacja. Przyjęła jednak batonik. Chwilę przyglądała mu się po czym schowała do kieszenie spodni.
Zapadła niezręczna cisza. Zoe stała wpatrując się w jakiś punkt po za najemnikiem.
- Chcesz herbaty? - Spytała w końcu. To była jedyna rzecz, która jeszcze się nie skończyła. Ale i tego pewnie na długo nie starczy.
- Mam, dzięki - Zoltan zerknął na kobietę - Szkoda że nam nie ufasz. Gdybyśmy chcieli was więzić, wystarczyłoby was związać. Nie jesteśmy porywaczami. Jakbyś nie zauważyła, nie zamykamy was też w jakiejś piwnicy ze szczurami, nie głodzimy... jak będzie bezpiecznie odeskortujemy was gdzie trzeba. A że zawód niespecjalnie pokojowy... sama wyszła Pani za żołnierza. Nie wszyscy chodzący z bronią są źli.
Węgier nie dodał, że w przypadku pułkownikowej "odeskortować gdzie trzeba" oznacza ewakuację.
Zoe usiadła blisko Węgra ze szklanką gorącej herbaty.
- Nie, nie jesteście porywaczami, to muszę przyznać. Przynajmniej nie takimi jak ci, z rąk których nas uwolniliście. - Rozejrzała się za Heleną i pochyliła ku rozmówcy tak żeby tylko on ją słyszał. - Udzieliłam już twojemu dowódcy odpowiedzi na jego pytania. Najlepiej jak potrafiłam. A gdybym sądziła, że jestem waszym więźniem, to wykorzystałabym wizytę tej wścibskiej sąsiadki. Mogłam zacząć krzyczeć, wzywać pomocy. Spójrz na mnie. - Przesunęła ręką od głody w dół do stóp. - Czyż nie wyglądam jak ofiara porwania?
- A czy ja wypytuję? - odpowiedział pytaniem na pytanie Hradetzky - Ot, zabijam czas rozmową. Może niezbyt wprawnie, ale zawsze.
- Oryginalny sposób prowadzenia konwersacji. - Zgodziła się Rosjanka.
- W moich stronach otwiera się usta i płyną słowa - wesoło podsumował Węgier. - Przeprowadzanie konwersacji innymi otwo... hmmm... ścieżkami byłoby raczej dziwne, ale skąd ja mogę znać syberyjskie zwyczaje?
- Zapewne. - Odparła lekko zamyślona Zoe.
Po jakiejś chwili podniosła się i podeszła do siedzącej w fotelu Heleny. Kobieta nie odzywała się, zatopiona w myślach, ani w czasie rozmowy pułkownikowej z Węgrem, ani wcześniej podczas niespodziewanej wizyty.
Zoe ułamała kawałek batonika jaki podarował jej najemnik.
- Jest tylko to. - Uśmiechnęła się. To była jedyna rzecz, którą Gnedenko mogła zrobić w tej chwili. - Może później przyniosą coś innego. - Dodała z nadzieją w głosie.
Następnie żona pułkownika poszła do drugiego pokoju sprawdzić co z Landis. Zabrała ze sobą gorące herbatę.
Po wmuszeni w Ninnę batonika i herbaty, oraz po tym jak sama się pożywiła, Zoe położyła się na łóżku koło przyjaciółki gapiąc się w plamy na suficie.
Miała całkiem sporo czasu na rozpatrywanie swojego położenia.
Być może najemnicy mówili prawdę o tym, że zostali przysłani przez jej tajnego pracodawcę w celu wyciągnięcia jej z tego zimnego piekła. Być może. Niestety nie miała tego jak potwierdzić. Dlatego pozostawało jej czekać. Obcokrajowcy nie byli w końcu tacy źli. Przynajmniej jak na razie...
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 27-06-2015, 10:51   #120
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy młoda dziewczyna zniknęła z widoku, a mężczyzna ponownie się odezwał, pełnym pewności siebie głosem osoby której przecież słusznie należy się wszystko, Shade przez chwilę z kamienną twarzą przyglądała mu się uważnie porównując z pamięci zdjęcie które dostali od Miracle, a potem odpowiedziała opanowanym głosem, pozbawionym praktycznie emocji:
- Obawiam się, że jednak będzie pan musiał. Nie jest pan jedyną osobą, którą mamy wywieźć z miasta, a to oznacza czas niezbędny na dokończenie misji i na przygotowania.
Zmełł pod nosem przekleństwo, obserwując Shade i wyglądając jakby ze sobą walczył. Skinął jednakże głową.
- Your de boss, tak to się mówi po zachodniemu? - uśmiechnął się, już opanowany. - Ile to zajmie? Jak służby się za mnie wezmą… - zawiesił głos.
- W mieście mają sporo problemów. Miejmy nadzieję, że ściganie agentów to te mniej istotne. - Stwierdziła kobieta. - Musimy mieć możliwość szybkiego kontaktu. Nasze holofony tutaj nie działają, ale jeśli ma pan telefon zadzwonimy, by przekazać informacje o ewakuacji. W razie problemów proszę wysłać wiadomość w sieci. Będziemy regularnie sprawdzać pocztę. - Podała mu jeden z bezpiecznych adresów które, zawsze przygotowywała na misję. Wychowanie w paranoicznej rodzinie miało wiele zalet, zwłaszcza jeśli wybierało się zawód najemnika.
Ivanienko pokręcił głową. Mógł mieć swoje wady, ale wydawał się nie być głupi.
- Z sieci dostępne są wyłącznie wojskowe sprawy, jak wie się jak do nich podpiąć. Telefony jeszcze działają, musicie być pewni hasła. Podsłuch to normalna sprawa, rozumiesz? Rozmowa inaczej niż jak teraz niebezpieczna. Będę musiał młodej coś nakłamać kim jesteś.
- Jak to w sieci są tylko wojskowe sprawy. Internet nie jest tutaj powszechny? - Zwiadowczyni popatrzyła na mężczyznę wyraźnie zaskoczona.
- Nie - roześmiał się. - Teoretycznie jest. Ograniczony na teren kraju, z zablokowanymi witrynami. Wojsko kontroluje, rozumiesz? To teren zamknięty. Tutejsi mają i tak małe pojęcie o sieci.
Shade pokręciła głową:
- Człowiek zawsze uczy się czegoś nowego. Nie sądziłam, że w połowie dwudziestego pierwszego wieku można jeszcze tak ograniczać dostęp ludzi do mediów. Cóż… to poważnie ogranicza nasze możliwości. Czy możemy w takim razie umówić się na kolejne spotkanie w jakimś łatwiej dostępnym miejscu, gdzie nie będziemy rzucać się w oczy? Może pan coś zaproponuje. Zadzwonię podając hasło: "Zamówiony garnitur jest do odbioru. Proszę zjawić się do godziny (tu podam godzinę spotkania), bo dzisiaj wcześniej zamykamy."
- Niewiele takich miejsc - Aleksiej skrzywił się. - Publiczne miejsca wszystkie w centrum, gdzie dużo patroli. Mam samochód, mogę gdzieś podjechać. Lepiej też weźcie kogoś, kto lepiej gada po naszemu do tego telefonu.
- W takim razie ustalmy miejsce spotkania na jakiejś konkretnej ulicy, by nie podawać go przez telefon. - zaproponowała zwiadowczyni. - Najlepiej w dzielnicy mieszkalnej.
- Na wysokości teatru, na parkingu od strony ulicy Mira. Bywam tam wystarczająco często - szybko podjął decyzję Ivanienko.
- Doskonale - Valerie skinęła głową. - W takim razie do zobaczenia - Dodała wstając i ruszając w kierunku drzwi.
- Mam nadzieję, że się pospieszycie - dodał na pożegnanie kobiety. Po otwarciu drzwi kątem oka dostrzegła ruch na schodach na wyższe piętro.
- Nam też zależy by wynieść się stąd jak najprędzej. - Stwierdziła cicho najemniczka wychodząc z budynku tymi samymi drzwiami, którymi przyszła zamiast jednak wracać ta samą drogą postanowiła iść na tyły i przez kolejne podwórka dotrzeć do drogi od tyłu. Okrążyć osiedle od wschodu i północy i tamtą drogą dotrzeć do mężczyzn. Może droga ta była dłuższa, ale dawała dużo większą szansę, że nikt się nie zorientuje z jakiego budynku wyszła.

Poruszała się cicho i ostrożnie, niestety to nie zmieniało faktu, że jej kroki zostawiały ślady w śniegu, na podwórkach mijanych domów. Na wszelki wypadek przeszła więc w drodze powrotnej przez kilka podwórek podchodząc do drzwi udeptując miejsce koło nich, by nie było widać czy weszła do środka i odchodząc dalej, tak by zmylić ewentualnych tropicieli. Wiedziała, że ponowne podejście w ten sposób do domu Iwanienki byłoby mocno ryzykowne, bo ludzie na pewno doniosła o tym fakcie strażnikom, a ci wzmogą czujność. Może jeden z ludzi, których mieli wywieźć z Norylska był wstrętnym szczurem, ale był także częścią jej zlecenia. To nie była tylko kwestia pieniędzy, by każde zadanie wypełnić jak najlepiej, niezależnie od tego jak mało może być przyjemne.
W końcu udało jej się dotrzeć do towarzyszy i razem ruszyli w kierunku kryjówki. Po drodze opisała im mężczyznę i to co widziała w jego domu, tego bowiem nie mogli usłyszeć przez komunikator. Swoje przemyślenia na jego temat zostawiła dla siebie, ale między jej słowami można było wyczuć lekka nutę rezerwy i niechęci.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172